Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Życie w niebycie


Rekomendowane odpowiedzi

Drogi Wojtku!

Jest 7 marca 2011 roku. Wieczór.
Nie ma Cię już od 6 lat. Dopiero dziś, dopiero teraz, piszę do Ciebie pierwszy list. Czuję, że to właśnie ten moment, kiedy mogę naprawdę powiedzieć, że tęsknie.
Tęsknie do każdej kropelki krwi w moich żyłach. Dlaczego nie odeszłam wraz z Tobą? Dlaczego nie posłuchałam? Dlaczego nie zabrałeś mnie ze sobą do lepszego świata?
Tak blisko było bym mogła być Twoim aniołem. Całą wieczność mogłam trzymać Cię za rękę. Mogłam całować Twoje wargi namiętnie, wpijać się w nie i rozgryzać. Nasza miłość była i nadal jest dla mnie największym szaleństwem, jakiego doznaję w moim życiu. Kocham, kocham, kocham.
Potrzebuje Cie jak narkotyku. Pochłoń mnie. Zawładnij. Zrób ze mnie wariatkę. Zrób co chcesz. Rozdrap mnie na strzępy ale weź całą, do końca.
Chcę krzyczeć. Tak bardzo Cię potrzebuje. Nie musiałbyś nawet nic mówić, wystarczy byś był obok. Uwielbiałam chwilę, kiedy staliśmy oboje pijani i naćpani lekami wśród ludzi i nie widzieliśmy nikogo, prócz siebie. Kocham Cię za to i nienawidzę, że zostawiłeś mnie samą.
Wróć, proszę, wróć. Teraz dam Ci inną odpowiedź. Odejdziemy razem. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Wszystko jest zimne i obce a mnie nikt nie rozumie. Nie umiem się zabić, chociaż to jedyna droga, byś znów mógł mnie przytulić. To pozwoliłoby mi odpocząć.
Zawsze byłeś silniejszy ode mnie a ja zawsze byłam Twoją małą dziewczynką, z której chciałeś zrobić wielkiego wojownika. Takiego który nigdy się nie poddaje, nie płacze, nie czuje samotności. Żebym wolała umrzeć niż się poddać. Dlaczego byłeś moim najlepszym nauczycielem tak krótko…?
Gdybym teraz jeszcze raz mogła poczuć Twoje silne ręce zaciskające się na moich ramionach… Wtedy prawie miażdżyłeś mi kości a ja klęłam przez łzy, że jesteś idiotą i pieprzonym ćpunem. W odpowiedzi syczałeś mi wprost do ucha, że wolisz, żebym krzyczała, niż kiedykolwiek sprzedała cząstkę siebie.
Kilka razy Cię zawiodłam. Pękłam. Zrzuciłam pancerz. Poddałam się.
Powiedziałam o swoim bólu.
Tak mi wstyd. Nie tego mnie uczyłeś. Przepraszam.
Wojtusiu, poprawię się. Niedługo mnie zobaczysz. Będę biec do Ciebie każdego dnia i każdego dnia będę bliżej.
Kocham Cię. Zawsze i na zawsze Twoja-
Elsa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Bogdan, który, być może nieopatrznie, odkrył przed Panią pewne swoje sadomasochistyczne skłonności ( '' Jako wprawkę proponuję, żeby nakrzyczała Pani na mnie! '' - nie obraź się, Bogdan - to żart:)), chciał dać Pani do zrozumienia, że wykrzykniki byłyby tu bardzo na miejscu, a jakoś o nich w tekście zapomniano.
Tekst jest niezły, ale musi ryczeć, drzeć się w niebogłosy, bo nie sposób inaczej wyrazić ból po stracie ukochanej osoby. Przytępiony ból nikogo nie wzruszy. Przynajmniej, ja tak sobie to wyobrażam.

Pozdrówka:)
M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj idę śladami Samego jednego - jak jakiś epigon :-)
Uwagi pana Bogdana - mistrzowskie!
Dorzucę od siebie, że moim zdaniem dobrze jest, gdy na początku drogi pisarskiej nie naśladuje się znanej już sobie literatury, lecz wyrzuca z siebie całą żółć, która uzbierała się powiedzmy przez lata.
Pani Amelio, mnie jako przeciętnemu chłopcu z małej miejscowości i wywodzącemu się z robotniczej rodziny - nigdy do głowy nie przyszło by pisać wiersze. Ale nadszedł taki moment w okresie dojrzewania, że musiałem wykrzyczeć na papierze wszystkie swoje bolączki. Sypały się wówczas chuje i kurwy na wszystko dookoła - na nauczycieli, rodziców, świat dorosłych aż powoli, bardzo powoli - zaczynało to się upodabniać do białego wiersza.
Z czasem nawet trafiła się jedna a później druga nagroda na ogólnopolskich konkursach poetyckich. Nie sądzę abym był urodzonym poetą. Po prostu forma owych wierszy jak i treść zawsze miały odrobinę tamtej, początkowej naturalności i najprawdopodobniej tym się wyróżniały.
Ja też proponuję klnąć na kartce u siebie w domu, a później zobaczyć co z tego wyszło, czy nie jest prawdziwsze. Zawsze podczas pracy nad tekstem, można użyć najróżniejszego stopnia synonimów słowa - dajmy na to - "kurwa", np. "cholera" "boże" "jejku".
Kiedyś zastępowałem jakąś panią w domu kultury podczas zajęć recytatorskich z grupą dziewcząt. Recytowały skandalicznie. Jedyne uwagi jakie podobnież wcześniej otrzymywały od pani, którą tego dnia zastępowałem - brzmiały "wolniej" lub "szybciej". Ja kazałem im, w miejscach pauz lub w dziwnych przeskokach treściowych - mówić "kurwa", a później zapamiętać ten stan i jeśli rzeczywiście to pomagało, to podczas właściwej recytacji umieć w odpowiednim miejscu w umyśle powiedzieć sobie "kurwa" :-)
Piszmy z kurwami!
Recytujmy z kurwami!
No po prostu, wszystko róbmy z kurwami!
Bo z kurwami można świat zwojować :-) Nie wierzycie? Zapytajcie Matę Hari :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wykrzyczeć... Niby tak proste a tak trudne...
Nie chcę nikogo naśladować w swoim pisaniu. Nie chcę powielać czyiś form.
Chcę opowiedzieć o czymś, co rosło we mnie od jakiegoś czasu, dojrzewało i jest już gotowe, by pokazać się światu. Albo będzie tragicznie albo zjawiskowo.
Musze pokonać nieśmiałość mojego małego tworu i dać mu możliwość większej ekspresji.
Dziękuję za wszystkie uwagi-
(nie pani) Amelia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Nie mogę się z Tobą zgodzić, Don Cornellosie. Epigon to nietwórczy naśladowca swoich utalentowanych poprzedników, a wiadomo, żeś co nieco spłodził, no i, talentu we mnie tyle, co kot napłakał...
Z kurwami masz rację - to przecież nasz ( polski ) najbardziej rozpoznawalny wyraz na świecie:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wojtusiu, najukochańszy!
Nie mam już na to wszystko siły. Ponad mnie są rzeczy małe i głupie- nie mówiąc już o życiowych podbojach, z którymi sobie całkowicie nie radzę. Boli mnie całe ciało, cała dusza. Nie mogę oddychać bo każdy oddech sprawia mi ból. Moje płuca nie chcą już pracować. Żołądek wywala z siebie całą zawartość co jakiś czas. Nie odżywiać niczego… Umrzeć… Umrzeć Wojtusiu!
Boje się, tak bardzo się boję… Słyszysz kochany ten mój króciutki, urywany oddech? To są ostatnie tchnienia. Tak oddycha samobójca. Wdech… Zabierz mnie... Wydech… Jestem… Czekam… Przerasta mnie rzeczywistość już od dawna. Każdego dnia szarpię się ze swoim umysłem i nienormalnym pragnieniem śmierci. Jestem taka zmęczona… Chcę już być z Tobą. Mieć Cię obok i móc trzymać za rękę. Uspokoić wewnętrzne szaleństwo… Wierzę, że gdy będziemy razem w końcu odpocznę. Znów poczuję Twoje silne ciało, krew pulsującą pod skórą, popękane od gitary koniuszki palców na moim karku, dłonie zanurzone w moich włosach. Wtulę się w Ciebie całą sobą a Ty zamkniesz mnie w swoich ramionach i pokołyszesz całą wieczność. Twoja, na zawsze Twoja, na wieki, do piekielnego stracenia… O tak, tak byłoby dobrze… Tak idealnie i tak wyczekanie… Jestem opętana tęsknotą za Tobą. Mam ją w oczach, ona siedzi mi pod językiem i gryzie wargi za każdym razem, gdy wypowiadam Twoje imię. Dusi. Ręce chciałyby oderwać się od korpusu- byle tylko objąć Ciebie, namiętność największą. Nie ma we mnie ani kawałeczka tkanki, która nie chciałaby znów być Twoja. Wciąż jesteś moją heroiną.
Pokłóciłam się dziś z M. Jasna cholera. Znów to zrobiłam. Jestem zwyczajną suką. Powinien już dawno kopnąć mnie w tyłek, wyszarpać za próg i wyrzucić ze swego życia. Nie zasługuje na jego czystą i niewinną miłość, na tłuczenie kotletów na niedzielny obiad i bycie posłuszną partnerką. Ale egoistycznie czuje, że mógłby się bardziej postarać. Czuję ten szatański podszept, bym wymagała więcej. Bym chciała częściej… Jest źle, potrzebuję go a on nie ma dla mnie czasu. Krzyczy. Boże, jak ja nienawidzę jego krzyku… Wwierca mi się jego głos do mózgu i zwyczajnie jest mi niedobrze. M. mówi, że to przeze mnie zawalił swoje studia. Przeszkadzałam mu, chciałam się spotykać i zawalił obronę.
Przeszkadzałam. To słowo jak trutka dla małego szczura… Całe życie komuś przeszkadzam. Całe życie zawadzam. Przesuń się, odejdź, daj spokój. Zdechnij… Nie chcę tutaj dłużej być. Nie chcę przeszkadzać i być niepotrzebna. Uwiędłam i zgniłam.
Jestem ćpunką i prostytutka. Egzystuję na społecznym marginesie balansując pomiędzy byciem kurwą a dobrą studentką porządnej uczelni. Uprawiam seks z kim popadnie tylko po to, żeby mieć pieniądze. Tak, właśnie tak… Oddaję się niemal za darmo. Tusz na moich rzęsach panoszy się tam w wyniku zaspokajania chorych rządzy starszych facetów, którzy permanentnie mają problemy z erekcją. Chociaż niekiedy to dobrze- minuty płyną na doprowadzaniu obleśnych samców do stanu gotowości i na stosunek zostaje niewiele czasu. Po wszystkim tnę swoje ciało tak samo, jak tnie się mięso w rzeźni. Skrupulatnie. Kawałek po kawałeczku. Biorąc oddech za oddechem. Moja skóra to jedna, wielka rana. Brudna i śmierdząca.
Zastanawiam się, czy brzydziłbyś się mnie dotknąć, gdyby to wszystko działo się za Twojego życia… Co zrobiłbyś ze mną wtedy, najdroższy? Czy potrafiłbyś przytulić to samo ciało, które dziesiątką innych służy jedynie do zaspokojenia? Ja się siebie brzydzę. Gdyby dało się zedrzeć z siebie skórę… Wyrzucić. Zniszczyć. Nigdy nie wracać do swojego ciała.
I mimo wszystko śmiem żebrać o miłość. Chciałabym być przytulana i kochana. Potrzebna. Chciałabym coś dla kogoś znaczyć. Chciałabym czasami stawać się małą dziewczynką, o którą ktoś dbałby najmocniej na świecie.
Wojtusiu, dlaczego Ty nigdy mi się nie śnisz? Dlaczego nawet w snach nie przychodzić pogłaskać po włosach swoją małą Elsę? Przecież wystarczyłoby gdybyś był chociaż na chwilę, dotknął tak czule, jak tylko Ty potrafisz, pozwolił znów popatrzeć w swoje oczy… Wojtusiu, wróć. Dlaczego pozwalasz na to wszystko? Dlaczego ćpam i nie umieram, dlaczego jestem tanią dziwką i żyję, dlaczego tęsknie ale nie odchodzę do Ciebie…? Miałeś zawsze się mną opiekować, miałeś być, kochać, bronić, ubóstwiać, pożądać- niezależnie od tego, czy będziesz żywy czy martwy i co wyszło z tych wszystkich obietnic?! Głupie pieprzenie… Nie ma nic.
Dlaczego nie mogę zdychąć, tak zwyczajnie zdychać jak zwierzę, gdy wszystko wokół mnie zabija…? Opuściłeś mnie, kochany.
Ryszard wyjeżdża na 1,5 miesiąca za granicę do swoich rodziców. Nie dał mi nawet czasu, bym mogła zaprotestować. Postawił przed faktem dokonanym, jakbym nic dla niego nie znaczyła. Skończą się nasze przyjacielskie rozmowy i podnoszenie na duchu. Wiem, że tak będzie. Rysiek przesypie mi się przez place jak piasek w zaciśniętej dłoni. Pojedzie do tej swojej dziewczynki poznanej na skypie i będzie następną osobą, która mnie zostawi. Chyba nawet nie jest mi przykro. Przyzwyczaiłam się.
Jakie to wszystko jest przewidywalne… Jakie głupie. Ciągle tak samo, ciągle zbyt piękne, by mogło być prawdziwe… Ktoś coś dla mnie znaczy a potem odchodzi.
Czasem parzę w jego oczy i staram się dostrzec Ciebie. Badam go kawałek po kawałeczku. Białko oczu, tęczówka, maleńkie źrenice, głębiej… Byliście najlepszymi przyjaciółmi. Różniliście się od siebie wszystkim i kilka razy daliście sobie po pysku. Nie mówiłeś mi o tym, ale ja i tak wiedziałam. Nasi znajomi nie umieją dochować tajemnicy. Wasze kłótnie z Ryśkiem zawsze były szeroko komentowane. Wiesz, że ludzie czasem dyskutowali, jak długo jeszcze to będzie się ciągnąć, ile Ty sam będziesz jeszcze w stanie żyć…? Wpychali Cię do grobu jeszcze za Twojego życia. Podłe kundle!
Rysiek krzyczał na Ciebie, że jesteś ćpunem i Twoje życie jest przegrane. Że potrafisz spieszyć nawet to, czego spieprzyć się nie da. Ale oboje wiemy, że mimo wszystko kochaliście się jak bracia. Graliście w jednej drużynie, chociaż chowanie wszystkiego w sobie nie zacieśniało więzi między wami. Błąd w sztuce.
Widziałam, jak Rysiek cierpiał, gdy odchodziłeś, chociaż nie znałam go wtedy tak dobrze jak teraz. Patrzyłam z boku. Nieme przyzwolenie zmieszało się z ogromnym bólem, że już nigdy Cię nie zobaczymy. Wybrałeś samobójstwo i byłeś w stanie przekonać nas wszystkich, że tak będzie lepiej. Nikt nic nie mówił, zwłaszcza po tym, jak na Twoich rękach zakwitło 600 ciętych ran od noża. Dokładnie wyliczone co do jednej. Żadnego przypadku.
Pamiętam jak strzępki skóry zwisały z Twojego ramienia a ja bluzką starałam się zatamować wypływającą krew. Twoja matka krzyczała a ja chciałam zwymiotować z bezsilności. Wtedy naprawdę poczułam, że jesteś ze mną tylko ciałem i już nic nie da się zrobić. Bardzo wymowny był to list pożegnalny, Wojtusiu. Bez słowa postawiłeś kropkę po ostatnim zdaniu a my pozwoliliśmy Ci odwrócić kartkę na stronę wieczności. Wszyscy byliśmy tchórzami. Bałam się, za każdym razem, gdy mnie dotykałeś, a ja wiedziałam już, że to się musi stać. Że wolisz umrzeć. Twoje ręce były przesiąknięte śmiercią. Tak głupio uciekłam…
Rysiek rzadko o Tobie wspomina. Nigdy nie powiedział, że za Tobą tęskni bo stracił naprawdę bliską osobę albo że wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Nie wraca do tamtego strasznego stycznia. Nie jest jednak lepszy od Ciebie. Ćpa tak samo jak ty, tylko umrze trochę później.
Kocham go jak brata bo do tej pory zawsze dotrzymywał obietnicy, jaką Ci dał. Opiekuje się mną. Tak jak potrafi jest przy mnie i nie pozwala nikomu krzywdzić. Przeważnie stawia ponad innych przyjaciół i nigdy nie mówi, że robię coś źle. Będzie mi go brakowało…
Rysiek ma tylko jedną wadę- nie jest Tobą… Jego oczy są głębokie i brązowe jak oczy pluszowych misiów. Miękki, dobry, ciepły, zawsze wysłucha… Dla innych skrywa to pod ciężką skorupą nie do przebicia. Cały on.
Ale tylko Twój chłodny wzrok Najukochańszy był w stanie dodać mi odwagi. Nie musiałeś nic mówić- jedno spojrzenie Twoich podkrążonych oczu mówiło wszystko. Przebiegałeś po mnie wzrokiem i wszystko już wiedziałeś. To były magiczne momenty. Stałam naga w swojej prawdzie i nie liczyło się nic, prócz Twojej obecności. Świat się dla nas zatrzymywał.
W chwilach, gdy piszę do Ciebie, mam czasem wrażenie, że stoisz za mną i czuję Twój oddech na karku. Delikatnie trąca mi włosy i pieści skórę. Mam dreszcze. Jesteś… Wróciłeś… Przyszedłeś do mnie… Wstrzymuję oddech. Czekam, aż odwrócisz mnie i pocałujesz. Mocno, namiętnie, zwierzęco; tak jak lubiliśmy całować się najbardziej. Jakby 6 lat od Twojej śmierci nie było… Wciąż wierzę, że po mnie wrócisz. Tęsknię. Płaczę.
Wojtusiu, jestem gotowa, by tym razem odejść.
Elsa

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pani Amelio, to, co mnie zniechęca, aby poświęcić więcej czasu i uwagi na komentarz pani utworu - to elementarne błędy, literówki świadczące o tym, że Pani nie przejrzała tego tekstu choćby ze dwa razy? Pani się nie chciało, a mi ma się chcieć? Proszę się nie śpieszyć z wklejaniem poprawionego tekstu. To nie piekarnia i tak naprawdę nikt za Panią nie odwali brudnej roboty.

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...