Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

spuszczona ze smyczy siódma pieczęć
znacząca wszystkie ziemskie kąty

a gdy otworzył pieczęć siódmą, zapanowała w niebie cisza jakby na pół godziny

jutro
czasu bezwładność
okruch domu w zaciśniętej dłoni
milknąca pamięć nasion

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Anioł zaś wziął naczynie na żar,
napełnił je ogniem z ołtarza
i zrzucił na ziemię,
a nastąpiły gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi.


Nie przypuszczałam, że dziś będę czytać Apokalipsę św. Jana;

Tragedia zawsze dobrze się sprzedaje ;
gdy trwoga to do Boga;

Druga zwrotka bardziej do mnie przemawia, jest jakby bardziej autentyczna i przemyślana.
Taki mój pierwszy odbiór i myśli surowe...
Wrócę, pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Anioł zaś wziął naczynie na żar,
napełnił je ogniem z ołtarza
i zrzucił na ziemię,
a nastąpiły gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi.


Nie przypuszczałam, że dziś będę czytać Apokalipsę św. Jana;

Tragedia zawsze dobrze się sprzedaje ;
gdy trwoga to do Boga;

Druga zwrotka bardziej do mnie przemawia, jest jakby bardziej autentyczna i przemyślana.
Taki mój pierwszy odbiór i myśli surowe...
Wrócę, pozdrawiam.

Tym razem autor poszedł w jedną stronę, a czytelnik odwrócił się plecami i poszedł w drugą... :)
Pani Agato, nie mam pojęcia gdzie pani dostrzega epatowanie, kramarzenie tragedią, tekst jest powściągliwy i zdystansowany, a tragedia ledwie zasygnalizowana. Peel nie zwraca się do Boga, to co ściska w dłoni, jest zdecydowanie ziemskością...Nie ma w wierszu apokaliptycznych fajerwerków, "kina akcji", rzecz dotyczy tego, co jest po...tego, czym jest apokalipsa, jedna z tych wielu "małych", codziennych, czym różni się od równie codziennych tragedii, jakie są możliwości i granice odradzania, powstawania z "nasion"...Chciałoby się, by były nieograniczone, czasami jednak bywa inaczej...
Dziękuję i zapraszam.
:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Anioł zaś wziął naczynie na żar,
napełnił je ogniem z ołtarza
i zrzucił na ziemię,
a nastąpiły gromy, głosy, błyskawice, trzęsienie ziemi.


Nie przypuszczałam, że dziś będę czytać Apokalipsę św. Jana;

Tragedia zawsze dobrze się sprzedaje ;
gdy trwoga to do Boga;

Druga zwrotka bardziej do mnie przemawia, jest jakby bardziej autentyczna i przemyślana.
Taki mój pierwszy odbiór i myśli surowe...
Wrócę, pozdrawiam.

Tym razem autor poszedł w jedną stronę, a czytelnik odwrócił się plecami i poszedł w drugą... :)
Pani Agato, nie mam pojęcia gdzie pani dostrzega epatowanie, kramarzenie tragedią, tekst jest powściągliwy i zdystansowany, a tragedia ledwie zasygnalizowana. Peel nie zwraca się do Boga, to co ściska w dłoni, jest zdecydowanie ziemskością...Nie ma w wierszu apokaliptycznych fajerwerków, "kina akcji", rzecz dotyczy tego, co jest po...tego, czym jest apokalipsa, jedna z tych wielu "małych", codziennych, czym różni się od równie codziennych tragedii, jakie są możliwości i granice odradzania, powstawania z "nasion"...Chciałoby się, by były nieograniczone, czasami jednak bywa inaczej...
Dziękuję i zapraszam.
:)
Panie Marku :)
Nie zrozumieliśmy się.
Na końcu komentarza celowo napisałam, że myśli surowe i odbiór pierwszy.
Nie tylko o tym czym epatuje wiersz, ale także tym o czym może pomyśleć czytelnik dotykając danego tematu.
Przepraszam za swoje myśli niezgrabne, myślałam że to właśnie one są najcenniejsze dla Autora ;))
Wiersz nadal bardziej dla mnie przychylny w swej drugiej części.
Wrócę :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tym razem autor poszedł w jedną stronę, a czytelnik odwrócił się plecami i poszedł w drugą... :)
Pani Agato, nie mam pojęcia gdzie pani dostrzega epatowanie, kramarzenie tragedią, tekst jest powściągliwy i zdystansowany, a tragedia ledwie zasygnalizowana. Peel nie zwraca się do Boga, to co ściska w dłoni, jest zdecydowanie ziemskością...Nie ma w wierszu apokaliptycznych fajerwerków, "kina akcji", rzecz dotyczy tego, co jest po...tego, czym jest apokalipsa, jedna z tych wielu "małych", codziennych, czym różni się od równie codziennych tragedii, jakie są możliwości i granice odradzania, powstawania z "nasion"...Chciałoby się, by były nieograniczone, czasami jednak bywa inaczej...
Dziękuję i zapraszam.
:)
Panie Marku :)
Nie zrozumieliśmy się.
Na końcu komentarza celowo napisałam, że myśli surowe i odbiór pierwszy.
Nie tylko o tym czym epatuje wiersz, ale także tym o czym może pomyśleć czytelnik dotykając danego tematu.
Przepraszam za swoje myśli niezgrabne, myślałam że to właśnie one są najcenniejsze dla Autora ;))
Wiersz nadal bardziej dla mnie przychylny w swej drugiej części.
Wrócę :)

Zgadzam się, że są tematy dyżurne, męczące, gromadzące wianuszki literackich gapiów i sygnał ostrzegawczy od czytelnika, jest tu bezcenny :)
Mój niepokój (poczucie autorskiego błędu) budzi jednak przypisanie tematu do konkretnego zdarzenia, bo nie jest to (nie miał być) wiersz o tsunami, ono stanowi jedynie rekwizyt, pewien umowny punkt wyjścia...
:)
Opublikowano

Przypomina tragedię mającą związek z tsunami, ale w moim odbiorze rzeczywiście jest to wiersz o „jednej z tych wielu małych, codziennych”, które są niczym wobec nieszczęść całego świata, dla nas jednak mają wymiar apokaliptyczny.

spuszczona ze smyczy siódma pieczęć

okruch domu w zaciśniętej dłoni
milknąca pamięć nasion


Autor wie o czym pisze.
Dobre!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak dla mnie owa "siódma pieczęć" jednak zbyt płytko osadzona w realności namacalnej, bliskiej i dotykalnej przez czytelnika, chociażby takiego przeciętnego jak niżej podpisany. Nie powiem, pomysł jest nietuzinkowy, niemniej trochę szwankuje przekaz.
Hm. chociaż może czytający szwankuje, bo i tak bywa ;) Niemniej, nie porwał.
Pozdrawiam.
Opublikowano

jeśli są nasiona, jest przyszłość nawet wówczas, gdy jest tylko ich pamięć;
optymistyczna, pełna nadziei pointa do "siódmej pieczęci" - widać ósmą sami stawiamy na wszystkim, czego się dotkniemy...

choć pisane na przydechu - podoba się;
J.S

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Na mnie robi wrażenie tylko to - i to bym tylko zostawiła z wiersza. Genialne haiku.
I zmieniłabym tytuł. Może na: "oczekiwanie na morze"?...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak dla mnie owa "siódma pieczęć" jednak zbyt płytko osadzona w realności namacalnej, bliskiej i dotykalnej przez czytelnika, chociażby takiego przeciętnego jak niżej podpisany. Nie powiem, pomysł jest nietuzinkowy, niemniej trochę szwankuje przekaz.
Hm. chociaż może czytający szwankuje, bo i tak bywa ;) Niemniej, nie porwał.
Pozdrawiam.

Mam świadomość tego, że wiersz nie jest porywający - unoszący i kołyszący czytelnika frazą.
To kwestia wyboru konstrukcji tekstu, rozmieszczenia akcentów, wiersz miał trzymać się z daleka od publicystyki, nawet kosztem "uroku osobistego"... :)
Dziękuję.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Na mnie robi wrażenie tylko to - i to bym tylko zostawiła z wiersza. Genialne haiku.
I zmieniłabym tytuł. Może na: "oczekiwanie na morze"?...

Zostałby tylko ładny obrazek, czyli konfekcja... :)
Na morze, które "przyszło wczoraj", czeka tylko desperat ;)
Dziękuję.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • w niej masz drogi mleczne pokłosiem wydeptane - tu historia z korzeni w niepewność wyrasta. w niej masz ścieżki dopiero co w rosie skąpane - nie minie nawet chwila, a czas je zawłaszcza.   jest tak wyjałowiona (krucha, ślepa, głucha) monokulturą pragnień i błędów tętniących, pusta leży w bezruchu, milczy i nie słucha cichych szeptań i krzyków w koronach szumiących.   choć tak bardzo zmęczona, zasnąć nie potrafi, wciąż zakochana w niebie, z gwiazd wzroku nie spuści, będzie mu czule śpiewać przyziemne piosenki - może ją pokocha, tym marzenie jej ziści.   podszyta marzeniami bladoróżowymi, jedwabnymi nićmi i słodkim wiciokrzewem, użyźni swe zmysły, rozsieje uczuciami, odurzy zapachami i wilgotnym ciepłem.  
    • (Ojcu)   Wiesz, stoję tutaj. W tej trawie wysokiej. W słońcu. W tym rozkwieceniu bujnym i tęsknym.   W tej melancholii rozległej jak czas. W tym ogromie cichym sen głęboki otwiera powieki. I śnię tym snem potrójnym zamknięty. Tą duszną godziną upalnego lata.   Chwieją się wiotkie gałęzie. Łodygi. Źdźbła łaskoczące łydki.   I wszystko to szumi, gęstnieje. Oddycha niebem rozległym. Kobaltowym odcieniem przeciętym smugą po odrzutowcu i z białą gdzieniegdzie chmurą, obłokiem skłębionym …   W powietrzu kreślę tajemne symbole, znaki. Lgnę ustami do kory drzewa. Całuję. Namiętnie. Jak usta kochanki niewidzialne, drzewne. Liściastą boginię miłości.   Wnikam w te rowki słodkawe i lepkie od soku, czując na końcu języka tężejące grudki.   Układam zdania zapadnięte do środka, zamknięte a jednocześnie przeogromnie rozległe jak wszechświat. Jak unicestwienie. Zaciskam powieki. Otwieram… Mrugam w jakimś porywie pamięci.   Widzę idącego ojca, poprzez odczuwanie w nim tej powolności elegijnej (taką jaką się odczuwa we śnie)   Idzie powoli w wysokiej trawie. W łanach rozkołysanego morza z dłońmi złączonymi mocno i pewnie.   I rozłącza je nagle w mozaice szeptów, rozsuwając w tym złotym rozkłoszeniu zbożność i wiatr. I znowu w słońcu, i w cieniu. Za tym dębem, za kasztanem.   Za samotną w polu topolą. Chwieją i smukłą. jak palec na ustach Boga.   Idzie powoli, odchodząc. I pojawia się na chwilę, by zniknąć znowu za jakimś krzewem, co mu zachodzi znienacka drogę.   I znowu, ale w coraz większym oddaleniu. Za kępą pachnącą, za tym drżącym ukołysaniem maleńkich kwiatków, które mu spadają na głowę białym deszczem. Za jaśminem, który tak kochał za życia.   Twarz przesłaniam dłonią, szczypiące oczy, bowiem uderza mnie oślepiający promień słońca. Znienacka.   Otrząsa się w prześwicie z szeleszczących liści w powiewie. Lecz po chwili robi się duszno i cicho. Jakoś tak tkliwie. Ojciec zniknął, zapadł się. Rozpłynął, gdzieś w rozkojarzeniu sennej melancholii.   Na piaszczystej ścieżce pociętej cieniami gałęzi. A jednak był tu kiedyś i żył jeszcze. I żyje...   Jestem jedynym świadkiem tej manifestacji. Tego przemknięcia niematerialnego zrywu zakamuflowanego przed światem.   I mimo że jestem bez miejsca i przeznaczenia, notuję każdy błahy kształt. Każdy nawet zarys, który jest w czyimś zamyśle jedynie nic nieznaczącym szkicem.   W chmurze spopielałej. W nadciągającym snopie deszczu.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-06-24)    
    • Ciekawe, czy innych książkach też będzie.  Pzdr

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        (dla Raskolnikowa Sonia po prostu była święta, ale dawno czytałam).
    • @Robert Witold Gorzkowski dziękuję @Rafael Marius dziękuję. Pozdrawiam Was serdecznie, ale nie końcem, lecz początkiem, który wskazał mi drogę , co dalej muszę robić!  Zresztą, nie pominąłem przesłanek z jego podpowiedzi , jakie pozwalają odkrywać to, co zostało nieodkryte albo zatajone!?   Więc zaczniemy od tego, czym jest język światła i cienia?            

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        !!!!   Interpretację już mam!              
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Bcmil Czytając powyższe przypomniał mi się film z Jet Li Kiss of the Dragon (2001).   
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...