Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz. Przeczytałem na raty. Połowę rano i połowę teraz (ze względu na brak czasu). Zainteresowałem się. Mam nadzieję, że - kiedy będę miał więcej czasu - wrócę do tego opowiadania i przeczytam je "jednym tchem".
Niby zwykły spacer, niby zwykła wizyta u lekarza, a ile można z tego myśli wyciągnąć! W dodatku - możliwe, że przyczyniła się do tego "jesienna" pogoda i cały widok za oknem mojego pokoju - poczułem coś miłego, jakieś dawno zapomniane uczucie, które nie przypomina się przecież codziennie. Wspomnienia...
Jak już wspominałem, zamierzam w najbliższym (mam nadzieję) czasie przeczytać Twoje opowiadanie jeszcze raz i wtedy może pokuszę się o napisanie kolejnego - tym razem "bardziej przemyślanego" - komentarza.

Pojawiła się znowu pewnego rodzaju naiwność - oczywiście u Twojego bohatera. Piękna naiwność i swoista prostota, które często sprawiają, że mam ochotę się uśmiechnąć. Rajmund wcale nie cierpi z powodu - tak można chyba nazwać to uczucie - niespełnionej miłości. Usprawiedliwia każdą okoliczność, jest pogodzony ze "światem" i z sobą. To mnie zastanowiło. To przynajmniej okazuje się godne przemyślenia. Często bowiem spotykam się z ludźmi niemal przesiąkniętymi egzaltacją i "uczuciowym egocentryzmem", a znam to i z własnego doświadczenia. Takie podejście do sprawy to jest coś.

Możesz się ze mną nie zgodzić, ale jestem trochę wyczulony na tym punkcie. Chodzi o sformułowanie "krótka chwila" - czy chwila nie jest sama w sobie krótka? Pojawiło się także "wracał z powrotem" - i to już zupełnie mi nie pasuje. Zdaje mi się też, że w przedostatnim zdaniu powinno być "je" (w odniesieniu do opowiadania), a nie "go" - ale tutaj nie jestem już tak bardzo pewien. Zresztą to tylko gramatyka.
Samo opowiadanie - warto było je przeczytać.

Pozdrawiam!

Opublikowano

O poprawności sformułowania "krótka chwila" decyduje z pewnością kontekst, w jakim zostało użyte. Twoje argumenty, co do tego, raczej mnie przekonały. Chciałem zwrocić uwagę na sytuację, w której Ty sam posłużyłeś się "krótką chwilą", ale - szczerze napisawszy - umknęło mi to podczas czytania (a teraz już nie będę "lustrował" każdej linijki teksu). Nie rzuciło mi się to jednak w oczy...

Teraz zainteresowała mnie pewna tajemniczość. Niewyjaśniona sprawa z liczbą dzieci, z adresami, z sytuacją matrymonialną Marleny Szagowskiej, a jednoczesnie dość zagadkowa i pobudzająca wyobraźnię sugestia doktor Rosteckiej -dotycząca udziwniania.

To chyba tyle. Obiecałem, że przeczytam jeszcze raz i przeczytałem - z przyjemnością.
Ta pozorna błahość pewnych wydarzeń, to nastawienie do życia głównego bohatera, te szczegóły, które po latach dają o sobie znać... To mi się spodobało.

Pozdrawiam!

PS. Właściwie nie pomyślałem o próbie zinterpretowania tego opowiadania w kontekście motta, które do niego dołączyłeś. To jednak chyba tylko potwierdza tę całą dziecięcość, swoiście lekką formę pogodzenia się z życiem, światem, wszystkimi okolicznościami.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
    • @Berenika97 Bereniko. To Twoje komentarze są przepiękne. Dziękuję uśmiechami :):):)     @Alicja_Wysocka Al. Oj, potrafisz, potrafisz :) Ty jestes literacką bestią :)  W najlepszym tego słowa znaczeniu !!! Dziękuję za uroczy komentarz :) Polne słoneczniki Ci kładę u stóp :)     @Annna2 Aniu. Tak jest. Jak drzewo ! Dziękuję Aniu.    
    • @Migrena z tą prostotą to prawda, tak miało być dzięki
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...