Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Filip


Rekomendowane odpowiedzi

Opowiem Ci bajkę, jak kot palił fajkę. Taka opowieść istnieje już od dawna, jednak jest w niej mowa o innym kocie.
Tutaj historia zaczyna się od gdańskiego nastolatka, Filipa. Nie ma rodzeństwa, a jego rodzice są w podeszłym wieku. Filip dobrze się z nimi dogaduje i, szczególnie ostatnio, zastanawia się, jak doszło do tego, że ludzie, którzy lata młodości mają dawno za sobą, których włosy posiwiały i których twarze i dłonie pokryły zmarszczki, mogli jeszcze mieć syna. Pytanie takie zadaje sobie, ponieważ ma świadomość tego, że pierwsze dziecko powinno przyjść na świat, gdy jego matka ma dwadzieścia, trzydzieści lat. A wie to, ponieważ od roku jest uczniem klasy gdańskiego liceum o profilu biologicznym. Wybór był dokonany w pełni świadomie, podobnie jak samodzielna nauka japońskiego, ponieważ tylko w kraju kwitnącej wiśni jest możliwość studiowania na kierunku, o którym marzy. A pragnie zgłębiać psychikę kota. Już teraz wie dużo, a że wytrwałe poznawanie jakiejś dziedziny wiedzy zwykle rozwija umysł, Filip domyślił się wreszcie, jak to możliwe, że jego rodzice w takim wieku doczekali się potomka. Sprawczynią była ich niezwykła miłość.
Praktycznie zawsze gdy Filip wracał ze szkoły do domu, zastawał rodziców razem. Coraz ciężej chodzili, coraz większą mieli chrypkę, ale do tego, aby trzymać dłoń drugiego, sił im zawsze starczało. Filip zamykał za sobą drzwi i witał się z nimi, a oni mówili, że obiad już gotowy i że znów ciężka zima. Jedząc, rozmawiali, a tematów nigdy nie brakowało, ponieważ wydawało się, że wspólna historia rodziców Filipa ciągnie się od stuleci. Filip wiedział już, że mama wygrała kiedyś prestiżowy konkurs na artykuł o powstawaniu kosmosu i że za pieniądze z nagrody mogliby właściwie się utrzymywać. Tata zaś zawsze był ogrodnikiem. Sadził baobaby w cieplarni. Właśnie wtedy, siedząc na zielonej ławeczce, mama patrzyła na krople potu na jego twarzy i pisała. W tamtym okresie nie byli jeszcze małżeństwem.
Pewnego szczególnie mroźnego piątku Filip wrócił wcześniej do domu, zwolniony z dwóch lekcji. Przekręcił klucz w zamku, myśląc o tym, co będzie robił z wolnym czasem i zastanawiając się, czy jest życie poza Ziemią. Był to jeden z jego ulubionych tematów do rozmyślań, oprócz kota.
Nie zastał w kuchni rodziców. Zmartwiło go to. Wiele razy gratulował sobie tego, że są starsi, spokojni i mało jest rzeczy, które ich denerwują, więc jedyne uczucia, jakie wywoływała w nim ich nieobecność, były melancholijne. Zajrzał do sypialni. Leżeli tam, na czerwonym łóżku. Trzymali się za ręce i chyba spali. Tylko mała lampka dawała nikłe światło, ponieważ okna zasłonięte były purpurowymi kotarami. Nie chcąc ich budzić wrócił do kuchni, a tam, na stole, znalazł list zaadresowany do niego. Delikatnie otworzył kopertę i od razu rozpoznał pismo któregoś z rodziców. "Filipie, obiad jest gotowy. Zima znów ciężka, szczególnie dzisiaj. Mieszkanie, które zwykle wynajmowaliśmy studentom jest wolne. Wszystkie formalności są załatwione, po Twoje meble przyjedzie pan Krzysztof, tylko zadzwoń do niego. Nie mamy w Polsce przyjaciół ani rodziny, której mogliśmy Cię polecić, ale my zawsze z Tobą będziemy. Kochamy Cię. Twoi rodzice."
Tak rozpoczęło się samodzielne życie Filipa. Na pogrzebie nie płakał wcale i w nowym mieszkaniu też nie. Tylko bardzo często siadał w nowej kuchni i patrzył w okno, nieporuszony. Przez jakiś czas nie mógł się uczyć, a noc po nocy mijały mu prawie bezsennie. Wreszcie kupił sobie kota.
Do tej pory szanował uczulenie rodziców i nie próbował znaleźć sposobu na trzymanie w domu stworzenia, którego tak bardzo pragnął.
Teraz, po szczególnie ciężkim dniu w szkole, przygnieciony samotnością, której trudno zaradzić, pojechał do schroniska. Był tam kojec z kociętami. Długo patrzył na dość dużego szarego, który z kolei nie odrywał od niego swoich brązowych oczu. "Chodź, Filip" - powiedział, a kot podszedł do kraty. Jego oczy tak idealnie odbijały ból człowieka, który ukucnął przy kojcu, że Filip był pewny, że kot niedawno stracił kogoś bliskiego.
Zabrał go do swojego małego mieszkania. Wkrótce pojawiły się w nim wszystkie niezbędne sprzęty, bardziej luksusowe niż meble chłopca. Była kuweta, którą kot sam mógł czyścić naciskając łapką niebieski guzik, domek z własnym oświteleniem uruchamianym zielonym guzikiem i skrzynia zabawek, zamykana na zatrzask łatwy do sforsowania przez kota. Tylko jedzenie podawał mu Filip. To był jedyny sposób na to, żeby czasami usłyszeć: "Obiad gotowy, Filipie. Zima znów ciężka."
Filip, oczywiście, nie marnował żadnej okazji, aby obserwować reakcje swojego zwierzątka na różne sytuacje, badać ułożenie szarych uszu i ruchy wciąż żywego ogona. Jednak nie czuł się jak obserwator i naukowiec, ale jak towarzysz.
Zwykle po powrocie do domu, radośnie witany przez Filipa, zostawiał plecak w sypialni i szedł do salonu. Siadał na kanapie, a Filip wchodził mu na kolana. Chłopiec głaskał jego miękkie futerko i opowiadał o tym, jak nędznie minął mu kolejny dzień w szkole, gdzie tak trudno było o bratnią duszę. Jego liceum było bardzo dobre, a uczniowie inteligentni i posiadający ciekawe zainteresowania, jednak przy nikim Filip nie mógł do końca się otworzyć. W rezultacie tylko pozornie przyjaźnił się z kilkoma osobami, ciesząc się trochę, że chociaż one mają do niego zaufanie. Kot patrzył mu w oczy i mrugał ze zrozumieniem. Potem często bawili się razem jakąś zabawką. Były to gry trudne, więc oboje je uwielbiali. Jedna z nich na przykład polegała na takim ustawieniu szeregu luster, aby promień światła spoczął na obrazku, który najlepiej opisywał pogodę w jakiejś części świata. Aby trafić, należało dokonać w myśli szeregu trudnych obliczeń. Niezbędna była też umiejętność zastosowania kilku fizycznych wzorów, nie mówiąc już o znajomości mapy świata. Na szczęście Filip miał chłonny umysł i zapamiętał wszystko tak dobrze, jak obsługę domku, kuwety i skrzyni. Mruczał z zadowoleniem za każdym razem, gdy Filip ze zdumieniem odkrywał, że przegrywa. Jednak już za chwilę psuł wszystko i pozwalał zwyciężyć swojemu panu. Filip domyślał się, jak jest naprawdę, tak samo jak tego, że Filip nie jest zwykłym kotem, ale nie uważał, aby którakolwiek z tych rzeczy była na tyle przykra, by się nią zajmować.
Pewnego mroźnego piątku wrócił wcześniej do domu, zwolniony z dwóch lekcji. Przekręcił klucz w zamku i zmartwił się, że nikt go nie wita. Z plecakiem poszedł do salonu. W domku Filipa było ciemno. Chłopiec uklęknął przy wejściu i wyszeptał imię swojego kota. Z ulgą przywitał szary pyszczek, a potem całe zwierzątko. Wziął je na ręce i zabrał na kanapę. "Co się stało, kochany? Widzę, że się czymś martwisz." Kot spojrzał na niego żałośnie i... odpowiedział. Jego głos przypominał mruczenie i był niesamowicie rozkoszny. "Nic takiego." Filip wreszcie poczuł się poważnie zaniepokojony, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Jego szeroki umysł był w stanie zaakceptować niezwykłe zachowanie kota, ale jednak były jakieś granice. Poza tym niesamowity smutek Filipa także robił na nim wrażenie. "Ty mówisz! Jak to możliwe?" - "Nauczyłem się od Ciebie." - "Czy.. jest coś, co szczególnie chciałbyś mi przekazać? Może źle gotuję? Nie podoba Ci się kuweta?" - "Kocham cię." Filip przestał na moment głaskać kota i ukrył twarz w dłoniach. Słychać było tylko głośne mruczenie Filipa. Po dłuższej chwili chłopiec rozszczepił palce i wyszeptał:: "A co się stało dzisiaj, że jesteś tak smutny?" Kot przestał mruczeć i powiedział cichutko: "Chyba zepsułem coś w domku. Przepraszam... Światło nie działa." - "Filipku, kochany, naprawimy to zaraz. Nie martw się takimi rzeczami. Nie chcę cię straszyć, ale sprawiłeś mi o wiele większy kłopot czymś innym." Kotek drgnął i spojrzał pytająca w oczy chłopca. "Nie mam pojęcia, jak rozmawia się z kotami... to znaczy... nie wiem, jak będziemy się dogadywać, nie wiem, czy będę potrafił odnaleźć się w tej sytuacji." "Mogę nie mówić!" - krzyknął prawie kotek. "Mów, oczywiście, ale ja chyba zaniemówię." I rzeczywiście, minęło może piętnaście minut, gdy Filip znowu się odezwał: "Jesteś głodny? Na co masz ochotę?" - "Troszeczkę, ale nieważne, co to będzie." "Ryba, jajko, pasztet...?" "Obojętne."
Kotek nie odzywał się dużo, wybierając skromne milczenie. Dzięki temu tylko tydzień wystarczył, aby chłopak otrząsnął się z szoku i razem z kotkiem odrabiał lekcje, uczył się japońskiego i pisał swoje pierwsze prace naukowe. Zaczęłi też chodzić na spacery, ale późną nocą i w weekendy, aby nie narażać się na dziwne spojrzenia innych spacerowiczów. Kotek uwelbiał grę świateł i cieni w oświetlonych latarniami kałużach topiącego się śniegu.Ich wspólne życie toczyło się pogodnie i wyczerpująco.
Któregoś niedzielnego ranka, Filip wskoczył na łóżko swojego pana i powiedział: "Dziś są moje urodziny!" Filip ziewnął i chciał spać dalej, ale gdy dotarł do niego sens słów Filipa, gwałtownie usiadł, prawie zrzucając kota na podłogę. "Przepraszam... które?" - "Osiemnaste." - "Masz jakieś życzenia?" - "Szczerze mówiąc, mam jedno." - "Słucham?" - "Bo widzisz... kiedy zabrałeś mnie w koszyku do kina, widziałem, że główny bohater wciąż wyciąga jakiś drewniany przedmiot, nasypuje tam czegoś i z rozkoszą wdycha biały dym, a potem wypuszcza takie śmieszne kółka. Chciałbym spróbować. To jest tak typowo ludzkie.""Chciałbyś zapaliś fajkę?" - zaśmiał się Filip - "Jest bajka o kocie, który palił fajkę." - "Nie słyszałem." - "Opowiem ci..."
Tak to bajka o kocie, który palił fajkę kończy się bajką o kocie, który palił fajkę. Ale to bajka o innym kocie, który nigdy nie zobaczył Japonii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 3 miesiące temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...