Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Oddałeś mi wejrzenia - kamienne z piramid,
Uszedłeś drogą źrenic, rzuciłeś powłokę.
Lecz ona jednym skrzydłem powiada: zawlokę,
Cień jego z gwiazd wypatrzeń, w błękitny aksamit.

I rzucił swą powłokę: srebrną drogę mleczną,
Więc patrzy nie na przestrzeń lecz na własne stopy.
Na próżno me starania - ciemności galopy,
Powłoka (we mnie) pełnią róż tułaczką wieczną.

Oddałeś mi wejrzenia, i zostały cienie.
Pomniki bezlitosne, piedestał przyrody.
Ten we mnie gdy zaglądam w oczy wielkie niebios,

Przypomni nożem spojrzeń, że nurt i kamienie,
Czczą jego - pory roku, jak on bez pogody,
Bo tego który kiedyś spał w kołysce mojej.

A jakiej? Gdy w rozterce róże mkną na chmury.
Gdy niebo w nas tęskniło był w kołysce źrenic.

* Po poprawkach (żeby nikt nie miał wątpliwości) utwór nie jest już sonetem.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Bardzo się zawzięłam, bo widzę, że próbujesz mocno. Wyboldowane wyrazy powtarzają się, a tego trzeba unikać.
Treść, po wnikliwej analizie - wyszło mi, że ktoś spojrzał na Ciebie źle i to jest cel wiersza.
Rymy częstochowskie czyli takie same np. mleczną - wieczną. Słowo "galopy" - nie ma takiego, użyte na siłę, w celu rymu. Mi wówczas przypomina dziwadło.
Proponuję - pomyśleć, co się chce powiedzieć, próbować krótkich form najlepiej niewierszowanych i unikać zbędnych słów, niewnoszących nic w treści, a także unikać zaimków.
Lepiej malutko, ale porządnie. Pozdrawiam i próbuj jeżeli masz potrzebę:)
Opublikowano

Podpisując się bezdyskusyjnie pod Lokomotywą dodam: zaimki, udanie lub nieudanie użyte, rządzą w tym tekście. Jest chropowaty np.: trzeci i czwarty wers - to jakiś dziwny koszmarek. Uprość, powiedz zwyczajnym językiem to, co masz do powiedzenia. Nie będzie wiersz mądrzejszy tym, że dodasz mu słowne wygibasy. Nie mówimy - 'patrzy się'. Zaimek zwrotny - niepotrzebny. Uwagi te piszę wyłącznie sympatią. E.

Opublikowano

Oczywiście zgadzam się z wami. Jak do tej pory moja przygoda z sonetem opiera się częściowo na improwizacji. Ale już tak mam, że muszę bardzo szybko pisać bo nieraz moje myśli są za szybkie. Ale krytyka twoja Elu i i pani niekoniecznie wąskotorowej jest jak najbardziej słuszna.
Dlatego wyciągam teraz wnioski, które przemawiają, że przed napisaniem utworu stworzę jego szablon, wzór lub schemat, a nad jego planem będę długo dość pracował, nie stroniąc od refleksyjności. Następnie po sporządzeniu takowego planu, zajmę się doborem słów, konfrontując każde z nich do schematu i założeń wiersza. Tak chyba będzie u mnie w pierwszych wprawkach nad sonetem. Z czasem metoda ta się sprawdzi, zajmę się tworzeniem opartym na przemyśleniach (gdzieś tam zapisanych. A wyrazy które są notorycznie powtarzane, co skutek braku doboru stelażu słownictwa. A sylabiczność... rzeczywiście Elu, nieraz jest nadrzędna i przez nią tracimy głowę a w tym przypadku mnie pamięć o podstawowych zasadach gramatycznych.
Pozdrawiam was serdecznie. :)

P.S Mam jeszcze taką prośbę. Chciałbym się dowiedzieć (ale nie chcę być nachalny) z czym się zmagałyście na początku waszej drogi twórczej. Jeszcze raz pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...