Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

w pustym krajobrazie czai się szept
śmieje się
z trwogi przed odległością
marzną palce od nienapisanych listów

do śmierci na kanapie trzeba się przyzwyczaić
jak do powodzi i grzechów
które płyną żyłami bezpańskich miast
wyszywanych cienkim haftem iluzji

gdzie
ludzie rosną jak grzyby
i jeszcze szybciej rodzą się robaczywi
między smutnymi ścianami
w pajęczynach szaf
obrastamy suchą tradycją ideałów

kiedyś były rewolucje
w dźwiękach noży i wystrzałów
kiedyś szły pochody i krucjaty
a większość przystępowała do komunii

dzisiaj
rewolucje są na t-shirtach
pochody to manify
a krucjaty urządzają Amerykanie

do komunii nie chodzę
przecież myję się co wieczór
jestem czysty jak wódka

Opublikowano

po raz kolejny pobrzmiewa kompleks za późno urodzonego peela,
tęsknota za czynem, za działaniem w imię wartości wyższych, tęsknota za czystością en total.
dobrze, Rafał,

p.s. lata 80te to moje obserwacje - właśnie z 7 piętra - konkretnej rewolucji :D, to ucieczki z kilkumiesięcznym dzieckiem z gazowanego terenu Śródmieścia, ale Ci już o tym opowiadałam,
Zapóźno Urodzony!
buziak!
nie byłam bohaterką ;D

Opublikowano

przyzwyczajenie grzech czystość- te pojęcia jednak wymagają
wysiłku, tutaj jak zauważył Zdzisław już jest wiele ciekawych spostrzeżeń
tych z życia, jednak czy ta przysłowiowa "wódka" nie jest aby zbyt powierzchowna?
czy temat o którym mówi Autor został dojrzale odebrany? to takie zadumania nad...
widzi mi się to jako bardzo mroczny i smutny obraz, o braku nadzeji, o odbieraniu
świata, niejednoktornie świata, a nie samej istoty ludzkiej żyjącej jednak" ponad"?
J. serdecznie

Opublikowano

myślę, że puenta jest celowo z ironią, dla tych, którzy uważają, że już nic nie ma do zrobienia, a marzy im się coś wielkiego, szumnego...
może nawet bardziej dla sławy niż szczytnego celu;
w drugim tropie nasuwa mi się wygodnictwo, jak w "Starym Prometeuszu" Herberta
mała uwaga, proponuję: obrastają- w 3 zwrotce, dla spójności 3os.
wiersz oczywiście ok
pozdrawiam serdecznie, Grażyna
:)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...