Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Można nawet powiedzieć, że nie wiem, jakim cudem wiem to, co wiem, ale widocznie jakoś wiem. Po prostu, pewnie z natury rzeczy potrafię, choćby oddzielić głupotę od lekkomyślności, czy złośliwość od obojętności, chociaż skutki aktywności wszystkich tych czterech (chyba słabości ludzkich), i podobnych tym, mogą być tragiczne. I jeszcze potrafię odróżnić tych, którzy gmatwają, a gmatwają choćby dlatego, że we wszystkim usiłują się doszukać drugiego dna. Kiedy przecież wystarczy być nad wyraz człowiekiem, a nie potrzebować głupich (czy zwykłych nieudaczników) do szczęścia, żeby to na ich tle być szczęśliwym vel brylować.

Ale jeżeli ktoś uważa, że jestem schematyczny w tym co robię, czyli w twórczości swojej, to odpowiadam, ten mój schematyzm jest tylko mają naturalną, a nawet wręcz potoczną mową, i co za tym idzie, taką, a nie inną twórczością. A już na pewno całe życie walczę z tym, żeby każdy tworzył naturalnym swoim językiem, nie koniecznie więc potocznym; a przynajmniej, naturalny język wcale nie musi być taki potoczny, chociaż bywa. Byleby tylko nie silić się na jakąkolwiek literackość, bądź na stylizację, czyli na pewną sztuczność.

A co do moich wierszy, to każdy mój wiersz mówi o zgoła różnej, bądź odmiennej sytuacji (wyjąwszy różne wersje jakiegoś wiersza). Jest więc każdy mój wiersz tematem i obszarem, że tak powiem, autonomicznym, bo właśnie wynika z motywu, znaczenia, celu, przesłania, z rzeczy więc, które generują formę i sposób wypowiedzi. A to znaczy, że nie przemycam z jednego wiersza do drugiego, czegoś mniej, czy bardziej już uznanego, czyli, że nie powielam czegoś mającego wzięcie, ważnego, byle tylko innymi słowami przyciągać czyjąś uwagę, w istocie szafując tymże na lewo i prawo. Tym bardziej, że najbardziej to ja unikam wtórności, a wręcz przeraża mnie wtórność, albowiem nawet w starych, klasycznych formach można być sobą, poniekąd nowatorem, i pierwszorzędnym, a przynajmniej aktualnym, a więc nie wstecznym twórcą.

Zresztą, główną kwestą w kształcie twórczości jest (o)powiedzenie (pokazanie) czegoś w sposób, jaki jeszcze nikt tego nie zrobił, tyle więc oryginalny, co zaskakująco odkrywczy i wciągający odbiorcę w treść, w temat, w sedno rzeczy. I na pewno nie zrobi tego żadna twórcza łatwizna, czyli pójście na taniochę literacką vel schematyzm literacki. W końcu, co najważniejsze, zawsze należy być wiernym sobie, albowiem nie da się żyć bez wiary, w konsekwencji w siebie (zresztą, jak i bez nadziei i miłości), a przynajmniej co to za życie. Powiem to jeszcze inaczej, powiedzmy, że po chłopsku, bo właśnie czymże jest dla chłopa być sobą, jak nie swojską wiernością, mądrością i uczciwością. Bo chociażby chłop był wybitnym naukowcem, czy politykiem, to tym bardziej jest z przekonania, z wiary, i z miłości (jeżeli jeszcze nie z przekory) chłopem. A może nawet dzięki temu, że chłop jest chłopem (wiernym sobie), jest na schwał człowiekiem.

Nie byłbym sobą, gdybym te moje rozważania (a właściwie przekonania) nie zakończył w ten oto sposób: Niech będą błogosławieni, którym się po prostu coś podoba, a coś nie podoba, tyle samo z głowy, co z serca i duszy; a którzy więc nie kombinują, jak koń pod górę. Jak? Tak, że zdradzają, sprzeniewierzają swoje ideały, że wypierają się nawet siebie, żeby tylko udowodnić swoją wyższość i rację. Niech będzie dobre, co jest dobre, a złe, co jest złe, a nie więc podejrzliwie dobre, ani podejrzliwie złe. Niech tak znaczy tak, a nie, niech znaczy nie. Niech będzie wygodne, co jest wygodne, bo nie dlatego wygodne, że modne i najmądrzejsze.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dekaos Dondi  a potem ktoś głowę kata zetnie  
    • @Nata_Kruk musi być szalony, bo czasem jestem szalona dzięki   @Kwiatuszek dzięki
    • @Natuskaa    "(...) To, co długo dojrzewa, bywa śmieszne i niedocenione (...)".     Rozumiem, że masz na myśli innych ludzi. Bo na podstawie już tylko "Późnego owocu" można wysnuć wniosek, że owoce adojrzałe bynajmniej Cię śmieszą.     Pozdrowienia. ;))*    
    • ... będzie zacząć tradycyjnie - czyli od początku. Prawda? Zaczynam więc.     Nastolatkiem będąc, przeczytałem - nazwijmy tę książkę powieścią historyczną - "Królestwo złotych łez" Zenona Kosidowskiego. W tamtych latach nie myślałem o przyszłych celach-marzeniach, w dużej mierze dlatego, że tyżwcieleniowi rodzice nie używali tego pojęcia - w każdym razie nie podczas rozmów ze mną. Zresztą w późniejszych latach okazało się, że pomimo kształtowania mnie, celowego przecież, także poprzez czytanie książek najrozmaitszych treści, w tym o czarodziejach i czarach - jak "Mój Przyjaciel Pan Leakey" i o podróżach naprawdę dalekich - jak "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" jako osoby myślącej azależnie i o otwartym umyśle, marzycielskiej i odstającej od otaczającego świata - mieli zbyt mało zrozumienia dla mnie jako kogoś, kogo intelektualnie ukształtowali właśnie takim, jak pięć linijek wyżej określiłem.     Minęły lata. Przestałem być nastolatkiem, osiągnąwszy "osiemnastkę" i zdawszy maturę. Minęły i kolejne: częściowo przestudiowane, częściowo przepracowane; te ostatnie, w liczbie ponad dziesięciu, w UK i w Królestwie Niderlandów. Czas na realizację marzeń zaczął zazębiać się z tymi ostatnimi w sposób coraz bardziej widoczny - czy też wyraźny - gdy ni stąd, ni zowąd i nie namówiony zacząłem pisać książki. Pierwszą w roku dwa tysiące osiemnastym, następne w kolejnych latach: dwutomową powieść i dwa zbiory opowiadań. Powoli zbliża się czas na tomik poezji, jako że wierszy "popełniłem" w latach studenckich i po~ - co najmniej kilkadziesiąt. W sam raz na wyżej wymieniony.     Zaraz - Czytelniku, już widzę oczami wyobraźni, a może ducha, jak zadajesz to pytanie - a co z podróżnymi marzeniami? One zazębiły się z zamieszkiwaniem w Niderlandach, wiodąc mnie raz tu, raz tam. Do Brazylii, Egiptu, Maroka, Rosji, Sri-Lanki i Tunezji, a po pożegnaniu z Holandią do Tajlandii i do Peru (gdzie Autor obecnie przebywa) oraz do Boliwii (dokąd uda się wkrótce). Zazębiły się też z twórczością,  jako że "Inne spojrzenie" oraz powstałe później opowiadania zostały napisane również w odwiedzonych krajach. Mało  tego. Zazębiły się także, połączyły bądź wymieszały również z duchową refleksją Autora, któraż zawiodła jego osobę do Ameryki Południowej, potem na jedną z wyspę-klejnot Oceanu Indyjskiego, wreszcie znów na wskazany przed chwilą kontynent.     Tak więc... wcześniej Doświadczenie Wielkiej Piramidy, po nim Pobyt na Wyspie Narodzin Buddy, teraz Machu Picchu. Marzę. Osiągam cele. Zataczam koło czy zmierzam naprzód? A może to jedno i to samo? Bo czy istnieje rozwój bez spoglądania w przeszłość?     Stałem wczoraj wśród tego, co pozostało z Machu Picchu: pośród murów, ścian i tarasów. W sferze tętniącej wciąż,  wyczuwalnej i żywej energii związanych arozerwalnie z przyrodą ludzi, którzy tam i wtedy przeżywali swoje kolejne wcielenia - najprawdopodobniej w pełni świadomie. Dwudziestego pierwszego dnia Września, dnia kosmicznej i energetycznej koniunkcji. Dnia zakończenia cyklu. Wreszcie dnia związanego z datą urodzin osoby wciąż dla mnie istotnej. Czy to nie cudowne, jak daty potrafią zbiegać się ze sobą, pokazując energetyczny - i duchowy zarazem - charakter czasu?     Jeden z kamieni, dotkniętych w określony sposób za radą przewodnika Jorge'a - dlaczego wybrałem właśnie ten? - milczał przez moment. Potem wybuchł ogniem, następnie mrokiem, wrzącym wieloma niezrozumiałymi głosami. Jorge powiedział, że otworzyłem portal. Przez oczywistość nie doradził ostrożności...    Wspomniana uprzednio ważna dla mnie osoba wiąże się ściśle z kolejnym Doświadczeniem. Dzisiejszym.    Saqsaywaman. Kolejna pozostałość wysiłku dusz, zamieszkujących tam i wtedy ciała, przynależne do społeczności, zwane Inkami. Kolejne mury i tarasy w kolejnym polu energii. Kolejny głaz, wybuchający wewnętrznym niepokojem i konfliktem oraz emocjonalnym rozedrganiem osoby dopiero co nadmienionej. Czy owo Doświadczenie nie świadczy dobitnie, że dla osobowej energii nie istnieją geograficzne granice? Że można nawiązać kontakt, poczuć fragment czyjegoś duchowego ja, będąc samemu tysiące kilometrów dalej, w innym kraju innego kontynentu?    Wreszcie kolejny kamień, i tu znów pytanie - dlaczego ten? Dlaczego odezwał się z zaproszeniem ów właśnie, podczas gdy trzy poprzednie powiedziały: "To nie ja, idź dalej"? Czyżby czekał ze swoją energią i ze swoim przekazem właśnie na mnie? Z trzema, tylko i aż, słowami: "Władza. Potęga. Pokora."?    Znów kolejne spełnione marzenie, możliwe do realizacji wskutek uprzedniego zbiegnięcia się życiowych okoliczności, dało mi do myślenia.    Zdaję sobie sprawę, że powyższy tekst, jako osobisty, jest trudny w odbiorze. Ale przecież wolno mi sparafrazować zdanie pewnego Mędrca słowami: "Kto ma oczy do czytania, niechaj czyta." Bo przecież z pełną świadomością "Com napisał, napisałem" - że powtórzę stwierdzenie kolejnej uwiecznionej w Historii osoby.       Cusco, 22. Września 2025       
    • @lena2_ Leno, tak pięknie to ujęłaś… Słońce w zenicie nie rzuca cienia, tak jak serce pełne światła nie daje miejsca ciemności. To obraz dobroci, która potrafi rozświetlić wszystko wokół. Twój wiersz jest jak promień, zabieram go pod poduszkę :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...