Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Samotność


Sam jeden

Rekomendowane odpowiedzi

Żeby podnieść prawą nogę na wysokość kostki nogi lewej, musiał się zdobyć na nieprawdopodobny wysiłek. Ostatkiem woli powstrzymywał się przed zwymiotowaniem. Kiedy już udało mu się tej sztuki dokonać, ciężar swojego ciała lekkomyślnie na moment powierzył nodze prawej, jednak krok ów był bardzo niepewny i chwiejny. Prawa noga nie zetknęła się z podłożem w sposób, w jaki on by sobie wyobrażał, żeby to zrobić mogła, a wręcz powinna.
’’ - Przecież grawitacja nagle nie wzrosła?’’ - zadawał sobie w duchu pytanie . ’’ - Właściwości fizyczne materii nie zmieniły się na chwilę dość krótką, żeby dać mi prztyczka w nos, albo mówiąc kolokwialniej - kopnąć mnie w dupę i to tak, żebym to poczuł?’’
Ciśnienie powietrza jakby się wzmogło, popychając ku ziemi jego bark bezceremonialnie i nachalnie. Ciężar był już nie do wytrzymania, grzmotnął więc o ziemię, amortyzując upadek rękami. Podniósł się jednak szybko, rozglądając się wokół z trwogą.
Jakaś młoda kobieta targała sporą reklamówkę, przeklinając i wrzeszcząc, chyba dlatego, że była ciężka i nieporęczna. Gdy spojrzał na nią ponownie i stwierdził niemal jednocześnie z falą konsternacji, która zalała jego umysł, że barwna siatka była rozdartym w niebogłosy dzieckiem, a nie ciężkim pakunkiem, jasnym dla niego stał się fakt, że jest pijany.
Tymczasem, brzasku dnia budził się do życia kolejny nowy dzień. Mrok ustępował, a ciemne chochliki, schowane za każdym nocnym konturem czmychały, rozpuszczając się w jaśniejącym powietrzu. Poranny chłód przelał czarę goryczy. Zgorzknienie wynikało z faktu, że już nie można się skryć za parawanem nocy, żeby być bezpiecznym i niewidocznym.
Znowu te nogi z ołowiu. Szur-szur. Szur-szur. Jak tu zrobić jakiś krok?
Ziemia rzeczywiście wiruje wokół Słońca. Obraca się jak szalona… Ustać nie można.
Gardło zaatakował mu jakiś wysuszający wirus. W głowie hulał huragan myśli niezbyt wzniosłych, a dotyczących najprymitywniejszych instynktów.
Nie mógł dziś normalnie funkcjonować, więc z większym, niż zazwyczaj optymizmem podniósł nogę lewą na wysokość kostki nogi prawej i przerzucając ciężar ciała na tę nieszczęsną prawą nogę, rozpoczął synchroniczny taniec kroków - to w lewo, to w prawo.
Dziwolągi, związane z jego krokami, zaprowadziły go do całodobowego sklepu, głównie monopolowego.
Znalazłwszy się przed jego obliczem, nacisnął śmiało dzwonek. To działanie znalazło swój oddźwięk w postaci hałaśliwego odryglowania żelastwa, które było częścią drzwi. Za parę chwil, ukazała się czerwona, pucołowata twarz sprzedawczyni. Zapytała rozdrażniona:
- Czego?
- Nie czego, tylko proszę - rzekł ochryple, wypuszczając chmurki pijackiej pary z ust.
- O, znalazł się kulturalny - łypnęła na niego czerwona twarz. - Dowiem się w końcu, co ma być, czy nie?
- Boże, co za ludzie - westchnął. - Setkę Wyborowej i trzy piwa.
Pucołowata poszła w głąb sklepu.
Na szybie niedbałymi kulfonami napisane było: Zatrudnię ekspediętkę.
Wcale się nie dziwię - pomyślał.
Umykały właśnie ostatnie tchnienia nocy. Woal szarości zaledwie na kilka chwil łagodnie położył się na okolicy. W oddali cicho zadźwięczał przejeżdżający pociąg.
- Osiemnaście pięćdziesiąt - postawiła towar na okienku.
Zapłacił i schował wszystko do torby, z wyjątkiem jednego piwa, które natychmiast otworzył. Syk ulatującego gazu z puszki, odbił się echem od ścian sklepu. Łapczywie pochłonął kilka potężnych haustów, właściwie można by uznać, że wypił wszystko do końca.
Przypływ energii sprawił, że nieco inaczej spojrzał na otaczającą go rzeczywistość.
W miarę, jak zaczął się oddalać od sklepu, wszystko wydawało się coraz prostsze, piękniejsze, warte odrobiny wysiłku.
Słońce wzeszło już do połowy swej tarczy, z wolna naznaczając swe rządy. Patrzył na nie zachłannie, z podziwem, zdumiony, że zwykły świat może dostarczyć tak dużej dawki naturalnego piękna. Mało kiedy zauważał, że wybudzanie się wszystkiego do życia jest równie cudowne, jak zmierzch, kiedy cienie się wydłużają, a cały świat ściele sobie posłanie do upragnionego snu.
Pomarańczowy brzask, spowity mgłami i towarzysząca mu przez chwilę niesamowita cisza, której był świadkiem, sprowokowały go do refleksji. Nie wyplenił do końca z siebie wrażliwości, skoro potrafi dostrzec takie rzeczy.
Coś wewnątrz drgnęło, rozbudziło uśpione moce.
Wlewał w siebie już drugie piwo. Kolory stały się jaskrawsze, wyrazistsze, a myśli klarowniejsze. Wzrok się wyostrzył, słuch bardziej wyczulił.
Widział dozorców zamiatających miarowo słomianymi miotłami swoje przydomowe tereny. Nozdrza kusił zapach świeżego chleba, który rozwoziły mknące samochody z pieczywem.
Pogasły już nieliczne, żółte prostokąty okien.

Minęła go młoda kobieta, przytrzymująca ręką kołnierz kurtki pod brodą. Zimno!
A gdzie tam. Zimno mu nie było. A kobieta ładna była. Krótka kurteczka, mini, czarne rajstopy, kozaczki.
Myśli podążyły w kierunku obszarów dawno przez nie nie odwiedzanych. Dawno nie był z kobietą, och, jak dawno!
A tak cholernie brakowało mu kogoś, z kim choć przez chwilę mógłby poczuć się prawdziwym mężczyzną.
O kobietach można mówić dużo, wciąż i bez ustanku, jednak nie można twierdzić, że są mężczyznom niepotrzebne, bo to jest czysty nonsens. Nie po to każdy gatunek istnieje w parkach, żeby się ze sobą droczyć ( choć, uśmiechnął się sam do siebie, bo pomyślał, że niektórzy mają na ten temat nieco odmienne zdanie).
Właściwie nigdy nie potrafił sobie poradzić z brakiem bliskości. Bliskość była poza jego zasięgiem, odległa, jak gwiazdy na niebie, mrugające szyderczo w jego kierunku.
Naprawdę był kiedyś prawdziwym romantykiem. Wierzył w miłość niepowtarzalną, jedyną i zupełnie bezinteresowną. Wiedział to, że prawdziwy człowiek składa się z dwóch połówek, a naszym, ludzkim zadaniem na tym świecie, jest znalezienie tego zagubionego partnera. Tylko wtedy bylibyśmy zdolni do zrozumienia rzeczy, teraz pozornie niepojmowalnych.
Życie zweryfikowało te jego założenia bardzo boleśnie, bo się okazało, że pierwsza połówka, którą znalazł ( tak mu się wtedy wydawało, że to połówka) pierdoli się z innymi facetami tak, że prawie wypadła jej macica. Natomiast druga niby-miłość nie potrafi się powstrzymać przed zachłannym ciągiem na jego portfel - bo się dość szybko okazało, że to właśnie jest dla niej najważniejszą sprawą w tym, pożal się Boże, związku.
Nadziei nie tracił przez długi czas. ’’ - Może w Australii, albo w Norwegii jest moja ukochana?’’ - myślał - ’’ Jakże ją mam tedy znaleźć, kiedy taki tłum ludzi wokół?’’
I nie można powiedzieć, żeby tę nadzieję do końca stracił. To nie jest tak, ona wciąż w nim była, tylko rzucona w kąt duszy, zapomniana, mało ważna.
Dopił trzecie piwo, miętosząc aluminiową puszkę w dłoni. Sto mililitrów czystej Wyborowej zostawił sobie na koniec.
Alkohol, alkohol… Tylko on mu pozostał…
Zamiast pieścić drżące usta ukochanej, on się całuje ze szklanym gwintem butelki. Na języku czuje piekący płyn, a przecież jego język powinien wyczyniać teraz niestworzone rzeczy z jej językiem.
Wódka da mu złudne poczucie, że wszystko jest w porządku, podczas gdy w porządku wcale nie jest.
Usiadł ciężko na zroszonej ławce. Poczuł wilgoć, przesiąkającą przez spodnie, ale miał to gdzieś.
’’ - Co to za świat?’’ - pomyślał straszliwie rozgoryczony - ’’ - Dlaczego jest tak cholernie ciężko kogoś znaleźć? Kto zaaprobowałby cię takim, jakim jesteś naprawdę? Czy rzeczywiście wygląd ma pierwszorzędne znaczenie przy dokonywaniu przez nas wyborów partnera? Tak, tak zapytaj kobietę…’’ - prowadził dialog ze sobą samym w myślach - ’’…a odpowie ci, że to cały szereg czynności się na to składa, a nie tylko wygląd, po czym one zawsze wybierają najprzystojniejszych. Tak już jest i nic się w tej kwestii nie zmieni ''
Minęło go dwoje młodych ludzi. Przyglądali mu się z zainteresowaniem. Na twarzy kobiety ukazało się przez moment zalęknienie, nie wiadomo, czy spowodowane jej brzemiennym stanem, czy też może tym, że niepotrzebnie skierowała wzrok w jego stronę.

A on… Podparł się łokciami o kolana i ukrył twarz w dłoniach.

- Boże, jaki biedny człowiek - młoda kobieta rzekła do swojego męża. Minęli właśnie mężczyznę siedzącego na ławce.
- Biedny… biedny… co chcesz? - odparł odkrywczo. - Ty masz garba na brzuchu, a on na plecach. W zasadzie - wyszczerzył zęby - tak dużo was nie dzieli.



’’Jakże dziwne stwory ukształtowała natura!
Ten będzie mrużyć źrenice i będzie się śmiał
Niby papuga z piosenki kobziarza,
Inny znów będzie miał tak kwaśny wygląd,
Że nigdy nawet zębów nie wyszczerzy w uśmiechu,
Choćby sam Nestor przysięgał, że dowcip dobry -
I że śmiechu wart''

William Sheakspeare
''Kupiec Wenecki'' sc.I

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Zgaduj - zgadula: co się zmieniło? (cz. I)

Żeby podnieść prawą nogę na wysokość kostki nogi lewej, musiał się zdobyć na nieprawdopodobny wysiłek. Ostatkiem woli powstrzymywał się przed zwymiotowaniem. Kiedy już udało mu się tej sztuki dokonać, ciężar swojego ciała lekkomyślnie na moment powierzył nodze prawej, która jednak nie zetknęła się z podłożem w sposób, w jaki on by sobie wyobrażał, żeby to zrobić mogła, a wręcz powinna.
- Przecież grawitacja nagle nie wzrosła? - zadawał sobie w duchu pytanie. - Właściwości fizyczne materii nie zmieniły się na chwilę dość krótką, by dać mi prztyczka w nos, albo mówiąc kolokwialnie - kopnąć mnie w dupę, i to tak, żebym to poczuł?
Ciśnienie powietrza jakby się wzmogło, popychając ku ziemi jego bark bezceremonialnie i nachalnie. Ciężar był już nie do wytrzymania, grzmotnął więc o ziemię, amortyzując upadek rękami. Wstał jednak szybko, rozglądając się wokół z trwogą.
Jakaś młoda kobieta targała sporą reklamówkę, przeklinając i wrzeszcząc, chyba dlatego, że była ciężka i nieporęczna. Gdy spojrzał ponownie i stwierdził niemal jednocześnie z falą konsternacji, która zalała jego umysł, że kolorowy pakunek był rozdartym w niebogłosy dzieckiem, a nie przeładowaną siatką, dotarł do niego fakt, że jest pijany.
Tymczasem budził się do życia kolejny nowy dzień. Mrok ustępował, a ciemne chochliki, schowane za każdym nocnym konturem czmychały, rozpuszczając się w jaśniejącym powietrzu. Poranny chłód wzmógł rozczarowanie, że już nie można się skryć za parawanem nocy.
Znowu te nogi z ołowiu. Szur - szur. Szur - szur. Jak tu zrobić choćby krok?
Ziemia rzeczywiście obraca się wokół Słońca. Wiruje jak szalona… Ustać nie można.
Gardło zaatakował mu jakiś wysuszający wirus. W głowie szalał huragan myśli niezbyt wzniosłych, a dotyczących najprymitywniejszych instynktów. Nie mógł dziś normalnie funkcjonować, więc z większym, niż zazwyczaj optymizmem (zupełnie nie rozumiem: dlaczego z większym niż zazwyczaj optymizmem?) podniósł nogę lewą na wysokość kostki nogi prawej i przerzucając ciężar ciała na tę nieszczęsną prawą nogę, rozpoczął synchroniczny taniec kroków - to w lewo, to w prawo.
Dziwolągi te zaprowadziły go do całodobowego sklepu, głównie monopolowego.
Znalazłszy się przed jego obliczem, nacisnął śmiało dzwonek. To działanie znalazło swój oddźwięk w postaci hałaśliwego odryglowania żelastwa na drzwiach. Za parą chwil ukazała się czerwona, pucołowata twarz sprzedawczyni. Zapytała rozdrażniona:
- Czego?
- Nie czego, tylko: proszę - rzekł ochryple, wypuszczając chmurki pijackiej pary z ust.
- O, znalazł się kulturalny! - łypnęła na niego spode łba. - Dowiem się w końcu, co ma być, czy nie?
- Boże, co za ludzie - westchnął. - Setkę Wyborowej i trzy piwa.
Pucołowata poszła w głąb sklepu.
Na szybie niedbałymi kulfonami napisane było: Zatrudnię ekspediętkę.
- Wcale się nie dziwię - pomyślał.
Umykały właśnie ostatnie tchnienia nocy. Woal szarości zaledwie na kilka chwil łagodnie położył się na okolicy. W oddali cicho zadźwięczał przejeżdżający pociąg.
- Osiemnaście pięćdziesiąt - postawiła towar na okienku.
Zapłacił i schował wszystko do torby, z wyjątkiem jednego piwa, które natychmiast otworzył. Łapczywie pochłonął kilka potężnych haustów, właściwie można by uznać, że wypił od razu do końca.
Przypływ energii sprawił, że nieco inaczej spojrzał na otaczającą go rzeczywistość.

Pozdrawiam - Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • polskie jest to co w sercu, proste zawsze najpiękniejsze, dzięki i odpozdrawiam.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Aha . Faktycznie, pewnie napisałam ten tekst dla samej siebie :) Nie ma tu Moniko żadnych szczególnych znawców, niektórzy tylko cierpią na znaczny przyrost ego. To amatorski portal, a poezja jest dla ludzi i nie ma większego komplementu już ten, że podoba się coś komuś, kto nikogo tu nazbyt jeszcze nie zna ani nie ma jakiejś rutyny i po prostu sobie czyta dla przyjemności.  Pozdrawiam
    • @Sylwester_Lasota Mam jeszcze jedno na ten temat przemyślątko. W czasach niewolnictwa właściciel niewolnika,nawet gdy nie miał dla niego aktualnie pracy, zapewniał mu dach nad głową i jedzenie. W dzisiejszym niewolnictwie pracy, pracodawca zwalnia pracownika i nie interesuje go czy biedak ma co jeść i gdzie mieszkać. Zdaje się, że pochwały naszej wspaniałej cywilizacji są ciut na wyrost. Pozdrawiam.
    • Wśród nocy haftowanej mozaiką kolorów, Różem,  oranżem, żółcią – rzeczna toń migocze, Mnogość w niej błyszczy dziwna ażurowych wzorów Uplecionych z fotonów  przez piekielne moce.   Bujne wieńce, korony  i girlandy iskier, Złotolite diademy – na smukłych wież głowach, Zwiewne szale, zasłony – z jedwabi świetlistych, Wokół zamkowych  murów – poświata różowa.   I katedra w  płomienno pąsowym welonie W sukni  z blasków błękitnych, rudych, żółtych tkanej W jej objęciach – zbyt liczne losy przemienione   Tchnieniem piekła w garsteczkę kości rozsypanych. Rankiem niebo w pokutną chustę obłóczone Opłacze drobnym pyłem – warkocze i dłonie.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Modern Times, to pod wieloma względami film genialny i proroczy. Myślę, że Charlie Chaplin prezentując pracę w fabryce, wyprzedził epokę o całe dziesięciolecia. A jeśli chodzi o to czy coś się zmieniło, to tak. Nawet powiedziałbym, że bardzo dużo. Specjaliści od zarządzania mają teraz takie narzędzia normowania czasu pracy, monitorowania i kontrlingu, o jakich się nawet Chaplinowi nie śniło. Niestety, wygląda na to, że człowiek w tym wszystkim schodzi na coraz dalszy plan, liczy się przedewszystkim ekonomoczna efektywność. Nawet takie dziedziny jak Bezpieczeństwo Pracy i Ergonomia służą przede wszystkim temu, żeby zabezpieczyć pracodawcę przed nieoczekiwanymi kosztami lub wyciśnąć jak najwięcej z pracowników. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...