Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Gdy pewnego ranka otworzyłem oczy, miałem obok siebie jedenaście kotów. Później, ale to później, siedem z nich zostało pożartych przez myszy, a trzy przymarły głodem.

Wychodząc z mieszkania, żegnając się z nimi szczękiem kluczy w zamku, usłyszałem jeszcze sąsiada zza ściany, który szczekał i szczekał, przywiązany do nogi kuchennego stołu. Pewnie bidula głodna, miski wylizane, a Azor wszystko co miał zeżarł i niczym się z nim nie podzielił. Trudno... choć szkoda chłopa.
Wyszedłem z klatki wprost na świeże, rześkie powietrze dopieszczone do rozkoszy ledwie wyczuwalną nicią woni kwitnącej jabłoni i...

...czyżbym to zrymował? Chwilę, muszę to zapisać bo biorę udział w konkursie OKE na nowego wieszcza narodowego. Nie mam trudnego zadania, bo z konkurencji udział bierze tylko kilka osób. Większość to laureaci z technikum samochodowego gdzieś spod Krakowa, a oni rymują tylko do silnika. Bo w rytm pracy silnika dobrze się sika. No nawet niezłe, ale z tą jabłonią to musicie przyznać, że lepsze.

Idę prosto, idę przed siebie i jeszcze tylko muszę skręcić, żeby dalej iść prosto. Prosto przez miasto, prosto do biblioteki, prosto w jej drzwi. Prosto PRZEZ, prosto DO i prosto W- warto powtórzyć, może się przyda. Nigdy nie wiadomo, co mi każą napisać, jak będę na etapie wojewódzkim. Ale chyba coś im powiem na ucho, że z tym psem to zły pomysł- no jak ma pies psa karmić? I teraz ten drugi chłopina szczeka i szczeka głodny, a ten pierwszy chłopina merda ogonem , szcza gdzie popadnie i tyle go to obchodzi.

Dobra, do rzeczy- da mi pani książkę? No jak to „po co mi”? To biblioteka, chyba po to się tutaj przychodzi, co nie? No ale co: „po co mi”? Ta książka? No żeby wypożyczyć, przecież kartę sprawdzają na konkursie, czy wypożyczył taki uczestnik jak ja, na przykład, jedną książkę na miesiąc, bo jak nie no to tyle- kreska. I jakby się pani czuła, jakby pani pozbawiła naród wieszcza? No dobrze, przepraszam, trochę mnie uniosło. Gdzie „poniosło”? Aaa, poniosło- dobra, zapamiętam, że tak jest poprawniej. Bardziej poprawnie- też okej. To wypożyczy mi pani tą książkę? Proszę, słucham? Obojętne.

Wracam do domu, nie wiedząc nawet ile czasu straciłem na rozmowę z tą tępą babą w bibliotece, co nie wie po co tam siedzi i co ma robić z książkami. Ona tam pracuje, a ja jej dopiero muszę powiedzieć, co się z książką robi- że się ją pożycza i potem oddaje. Jak zostanę już tym wieszczem, też to zmienię. Bo chyba takie kompetencje w państwie pełni wieszcz, o ile dobrze się orientuję.

Szczęk kluczy w drzwiach, mieszkanie wita mnie przyjemnym chłodem i mrokiem. Lekko zmrużone powieki żaluzji za plecami, stary fotel, wygodny i zielony. Książkę odkładam na stolik, gdzie będzie leżała przez najbliższy miesiąc, aż kurz zamaże stare litery z okładki. W fotelu rozsiadam się wygodnie, garść suchej karmy wkładam sobie do ust, drugą podsuwam jedenastemu kotu, ostatniemu, który mi został, żeby jadł łapczywie i kąsał mnie po palcach. A kiedy już obaj skończymy jeść, jeszcze jeden głód odezwie się w naszych głowach natarczywym głosem, którego nie zagłuszy nawet szczekanie sąsiada za ścianą.

To ta myśl, napastliwa i niewdzięczna, że tak naprawdę nie po to tutaj jestem. Że, nim wyszedłem z mieszkania, ktoś kazał mi kogoś tutaj znaleźć i ktoś chyba powinien znaleźć tutaj mnie. Że te cienie żaluzji na ścianie, które obserwuję w skupieniu, są tak płaskie i cienkie, choć przecież powiedziano mi, że będą coś znaczyć. Że ktoś, kogo imienia nie znam, miał żyć tu wiecznie i nigdy stąd nie odejść, bo człowiek równy bogu dał mu nieśmiertelność- a ja nie potrafię sobie nawet przypomnieć kim byli i na czyich zimnych grobach chcę zapalić znicz, choć bardzo mnie to dręczy.

Pamiętam tylko, że miałem jedenaście kotów, z czego siedem zostało pożartych przez myszy a trzy przymarły głodem. I nikogo to nie dziwiło, bo od dawna nikt tutaj niczego nie czytał, nikt nie był świadomy po co i dlaczego-
i nikt nie wiedział, jak powinny umierać koty.

Opublikowano

Mądre. Siedem kotów zjedzonych przez myszy. Później jeszcze te psy za ścianą. Człowiek zjadający na spółkę z kotem karmę... Sama "rozmowa", czy może: słowa wypowiadane do bibliotekarki - zabawne (choć - jakby się zastanowić - tragiczne). Uszczypliwa ironia - jak na mnie, wspaniale ją wykorzystałeś. Wzbudza szczery śmiech, ale i dość ponurą refleksję. . Twój styl, "szybki", krótki i treściwy przekaz - jak najbardziej mi odpowiada.
Tylko jak zachęcić do czytania tych nieczytających? Przez tekst - nawet najwspanialszy - trudno będzie.
Powodzenia...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Kładę się bezwładnie jak kłoda, droga z żelaza, czarna owca pod powierzchnią bałagan, para, hałas. Stukot setek średnic, mimikra zjełczałego stada, przedział, raz dwa trzy: nastał dusz karnawał. Chcą mi wszczepić swój atawizm przez kikuty, me naczynia, czuję dotyk, twoja ksobność, krew rozpływa się i pęka, pajęczyna przez ptasznika uwikłana- dogorywam. Stężenie powoli się zmniejsza, oddala się materia. Rozpościeram gładko gałki, błogosławię pionowatość, trzcina ze mnie to przez absynt, noc nakropkowana złotem, ich papilarne, brudne kreski, zgryz spirytualnie wbity na kość, oddalają mnie od prawdy, gryzą jakby były psem! A jestem sam tu przecież. Precz ode mnie sękate, krzywe fantazmaty! Jak cygańskie dziecko ze zgrzytem, byłem zżyty przed kwadransem, teraz infantylny balans chodem na szynowej równoważni latem.
    • kiedy pierwsze słońce uderza w szyby dworca pierwsze ptaki biją w szyby z malowanymi ptakami pomyśleć by można - jak Kielc mi jest szkoda! co robić nam w dzień tak okrutnie nijaki?   jak stara, załkana, peerelowska matrona skropi dłonie, przeżegna się, uderzy swe żebra rozwali się krzyżem na ołtarza schodach jedno ramię to brusznia, drugie to telegraf   dziury po kulach w starych kamienicach, skrzypce stary grajek zarabia na kolejny łyk wódki serduszko wyryte na wilgotnej szybce bezdomny wyrywa Birucie złotówki   zarosłe chwastem pomniki pamięci o wojnie zarosłe flegmą pomniki pogromu, falangi ze scyzorykami w rękach, przemarsze oenerowskie łzy płyną nad kirkut silnicą, łzy matki   zalegną w kałużach na drogach, rozejdą się w rynnach wiatr wysuszy nam oczy, noc zamknie powieki już nie płacz, już nie ma kto słuchać jak łkasz i tak już zostanie na wieki
    • @Migrena to takie moje zboczenie które pozostało po studiach fotograficzno-filmowych. Patrzę poprzez pryzmat sztuki filmowej i w obrazach fotograficznej - z moim mistrzami Witkacym i Beksińskim. 
    • @Robert Witold Gorzkowski nie wiem nawet jak zgrabnie podziękować za tak miłe słowa. Więc powiem po prostu -- dziękuję ! A przy okazji.  Świetne są Twoje słowa o Hitchcocku. O mistrzu suspensu. "Najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie narasta." Czasem tak w naszym codziennym życiu bywa :) Kapitalne to przypomnienie Hitchcocka które spowodowało, że moja wyobraźnia zaczyna wariować :) Dzięki.
    • @Robert Witold Gorzkowski myślę, że masz bardzo dobre podejście i cieszę się akurat moje wiersze, które nie są idealne i pewnie nigdy nie będą - do Ciebie trafiają. Wiersze w różny sposób do nas trafiają, do każdego inaczej, każdy co innego ceni, ale najważniejsze to do siebie i swojej twórczości podchodzić nawzajem z szacunkiem. Myślę, że większości z nas to się tutaj udaje, a Tobie, Ali czy Naram-sin na pewno. Tak to widzę :) Dobrej nocy, Robercie :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...