Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Impreza 03


Rekomendowane odpowiedzi

Jeszcze drzwi od sklepu dobrze się nie zamknęły, a ja znów musiałem zadać pytanie:
- A tą panią, to kurde felek, skąd znasz?
- Pracowała kiedyś z moją matką.
- Jest jakieś dziesięć lat starsza od nas, co?
- Może być koło trzydziestki, ale mi się podoba. Jest niezła.
- Nieźle, to ty ją bajerowałeś!
- No co ty! Nie powiedziałem jej żadnego komplementu! Przypomnij sobie.
- Jak nie?! Nie powiedziałeś?
- No zwyczajnie, nie powiedziałem. Że ma czerwone paznokcie? To ma być według ciebie komplement?!
- Faktycznie – odpowiedziałem nieco zmieszany - ale wyglądała na kompletnie zbajerowaną!
- Tak myślisz? No to się ucz jak zdobywać względy, prawie nic nie mówiąc – i roześmiał się.
Nie skwitowałem tego, a jedynie pomyślałem sobie, że gdybym ja był tak przystojny, to pewnie w ogóle nie otwierałbym gęby.
Przez jakąś chwilę, z brodami schowanymi w kołnierzach kurtek, szliśmy w milczeniu. W pewnym momencie Bogdan przystanął. Klepnął mnie z tyłu albo czymś we mnie rzucił.
- Nie goń tak! Nie będę się darł pod wiatr! No stań. Rozglądnij się!
Odwróciłem się i Popatrzyłem pytająco.
- Spójrz dookoła! – powiedział.
Rozejrzałem się. Nie wiedziałem, co konkretnie mam dostrzec. W tamtej chwili, zauważyłem jedynie, że znacznie pogorszyła się pogoda, a gwiaździste dotąd niebo zostało przysłonięte chmurami. Trudno się było w ogóle rozglądać; silne podmuchy tak sypały śniegiem poderwanym z zasp, że nie sposób było patrzeć inaczej, jak tylko mocno mrużąc oczy.
- To jest realność! – wykrzyknął – Nie wydaje ci się, że teraz jesteśmy bardziej prawdziwi, niż tam z
tymi ludźmi?
- Jasne. Tam forma była zniekształcana.
- Kurwa, nie chodzi o formę! Chodzi mi o to, że mój dom z tymi ludźmi jest nierzeczywisty - rozumiesz? Gdyby nie to kurewskie zimno, może wcale nie widziałbym potrzeby żeby tam iść. Rozumiesz?! Ten wiatr… mróz… to szczypanie w uszy – to jest prawdziwe, tak kurewsko prawdziwe!
- Trzeba było wziąć czapkę.
- Ale znów pierdolisz!
- Żartuję. Chyba wiem, o co ci chodzi. Też tak czasami mam. Całe życie wydaje mi się odległe i mam wrażenie, że rzeczywista jest tylko ta jedna chwila.
- Właśnie, właśnie! – uczynił grymas próbując się uśmiechnąć.
I nagle w całym mieście zgasło światło, zgasła również całkowicie postać Bogdana. Zapanowała głęboka ciemność z istniejącą w niej jedynie domyślnie bielą śniegu. Kontury budynków tylko nieznacznie odznaczały się od tła. Mimo, iż wiatr wciąż wył, zrobiło się jakby ciszej. Rozglądając się, powoli obracałem się wokół własnej osi. Miałem wrażenie, że wraz z zanikiem światła zmieniło się miejsce naszego przebywania; jakbyśmy za sprawą jakiejś tajemniczej siły zostali przeniesieni z miasta w głąb niebezpiecznej głuszy – będąc zdanymi jedynie na łaskawość żywiołów przerażającej, zmutowanej natury.
- Próbujesz złapać klimat? – zapytał wzruszonym głosem.
- Ta...
- To jest właśnie życie! Jego przerażające oblicze! Taka jest prawda!
- Ciemność… wszystko odsłania! – przytaknąłem ledwo widocznej sylwetce.
- A światło… zaciemnia.
Zdało mi się, że ostatnie słowa wydobył jakby prosto ze swych trzewi.
- Co tak dziwnie mówisz, jakbyś był, kurde, duchem?
- Dziwnie? … Nie wiem. Ty też jakoś inaczej gadasz.
- Bogdan, może już pójdziemy?
- Gdzie… do domu? Nie, kurwa. Daj się nasycić!
Ale, tak jak noc blednie gdy wyłania się brzask, tak i ta chwila traciła na grozie, ponieważ coraz liczniej w oknach pojawiały się migające światełka.
- Ludzie zapalają świeczki! Masz w domu świeczki?!
- Nie wiem. Nie obchodzą mnie teraz żadne świeczki!
- Jak nie masz, to możemy wrócić się do sklepu.
- Nigdzie nie idę. Chcę tu postać jeszcze chwilę. A w ogóle to chyba są w domu.
- Może w razie czego kupimy, co?!
- Nie.
Zamilkłem, a mój wzrok podążał bezwiednie za nowo pojawiającymi się światełkami świec i latarek. Po chwili już świadomie zacząłem wyczekiwać jakiegoś światła w wybranym przypadkowo ciemnym szeregu okien. Gdy ukazała się tam bodaj słaba poświata, dochodząca z głębi pomieszczenia, swoje spojrzenie kierowałem w inne miejsce. Za którymś razem wydało mi się wreszcie, że to siła mojej koncentracji sprawia rodzenie się tych jaśniejszych, migocących punktów. Ze swoistego transu, w jaki wpadłem, wybił mnie głos przyjaciela.
- Chodź! Idziemy. Zmarzłem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...