Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Piłkarze główkują ...
Proponuję i Wam pogłówkować ...

Noc świętojańska (kastalia*)

W czas sobótkowy krążą zjawy
i skrzą miliardy gwiezdnych lamp,
7,5,6,4 gdy TAM w diamenty i szmaragdy
8,4 TA noc wędruje niczym tramp.

VI TAM, krążą biesy w transie " voodoo",
1,9,3 CI, aż spod kopyt iskry tlą,
niesamowity, pełen cudów,
8,3 TEN narkotyczny, dziwny pląs ...

I aniołowie złotoskrzydli
spływają z chmur by ruszyć w tan,
1,11 aby TEN nastrój się rozmydlił,
aby dać ludziom więcej szans ...
Noc sobótkowa gęsta, słodka,
10,9,11 splątana jak TE ciepła snem,
noc marzeń i upojnych spotkań,
zaczarowany ciągnie tren.


Lśnią skry robaczków świętojańskich,
2,7,10,11 jak TE zapominalskich gwiazd,
wirując w locie obłąkańczym
ponad dachami wsi i miast.


5,2 W piątej TEJ świata leci pocisk
Erosa, który gra nie fair,
zakwita nocą kwiat paproci,
przyjaciel zakochanych serc .


"EMBE"


*
Kastalia to odmiana szarady w której zamiast sprawdzianów liczebnikowych
użyte są zaimki wskazujące TEN, TA, TO i dla sprawdzianów nieodmiennych
przysłówek TAM.
Kolejność sylab rozwiązania wskazują liczby umieszczone przed danym wierszem,
zawierającym sprawdzian.
Użycie sylaby w sprawdzianie wspak wskazane jest przez wydrukowanie
liczbą rzymską.
Zaimki zachowują rodzaj, przypadek i liczbę szyfrowanego sprawdzianu.
(Sprawdziany "martwe" - TE, "żywe" - CI).


Autorem jest Marian Butrym.
Ukazała się w "Szaradziście", w czerwcu 1984.

Opublikowano

Uwaga! Odpowiadam na pytanie nr 1:
- W poniedziałek.
Odp. na pytanie nr 2:
- sto piętnaście
pytanie nr 3:
- cztery jajka rozbić, oddzielić białko od żółtka.
nr 4:
- tak
nr 5:
- nie
nr 6:
- to byli faszyści
nr 7
- Stalin
nr 8
- czereśnie kwitną na wiosnę
nr 9:
- Pingwiny ( ale tu mogę się mylić)
nr 10:
- Henryk Paczuła.

Coś może wygrałem?

Opublikowano

Szaradziści są wśród nas!

Nazwę 'kastalia' wymyślił jej twórca, Stanisław Kaszubski, używający pseudonimu
"KASTA".
Na pewno czerpał natchnienie ze źródełka apollińskiej Kastalii.
O mało co bym utopił 'ARNIego', woda Kastalii była za głęboka.
Szarada to nie quiz.

To tym razem coś łatwiejszego, szarada klasyczna, autorstwa Juliusza
Głowackiego. Rzecz ukazała się w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

1961 ... rok magiczny!

Czerwiec (szarada)


W lesie wyrosły SZEŚĆ-SIÓDME-PIĄTE
puszyste jak pióropusze.
Snuje się myśli ukrytej wątek
i lęk zakrada się w duszę.


Łąka się CZWÓR-DWA ziół tysiącami,
słońce RAZ-OSIEM ją wokół.
Lecz gdy noc przyjdzie to myśl omami
szczęściem co kwitnie o zmroku.


Cóż znaczą łąki CZWÓR-DRUGIE-TRZECIE,
gdy chciwość woła: - pójdź ze mną!
W RAZ-PIĄTYM będziesz tonął, bo przecie
znajdziesz tę paproć tajemną!


Te SIÓDME-TRZECIE słowa zachęty
mącą rozsądek człowieka.
Tej nocy szczęścia kwiat będzie ścięty,
nie trzeba bać się ni zwlekać!


A ja ÓSMEMU powiem dobitnie:
- Zostań, choć chciałbyś tam pobiec!
Złota nie znajdziesz, paproć nie kwitnie -
a szczęście nosisz sam w sobie!

J.G.


P.S Dla chcących zgłębić tajniki szarady polecam rozprawkę J. Głowackiego
w "Szaradzista radzi ...".
Rzecz do znalezienia w internecie!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





W lesie wyrosły paprocie
puszyste jak pióropusze.
Snuje się myśli ukrytej wątek
i lęk zakrada się w duszę.

Łąka się kwieci ziół tysiącami,
słońce złoci ją wokół.
Lecz gdy noc przyjdzie to myśl omami
szczęściem co kwitnie o zmroku.


Cóż znaczą łąki kwieciste,
gdy chciwość woła: - pójdź ze mną!
W złocie będziesz tonął, bo przecie
znajdziesz tę paproć tajemną!


Te proste słowa zachęty
mącą rozsądek człowieka.
Tej nocy szczęścia kwiat będzie ścięty,
nie trzeba bać się ni zwlekać!


A ja Ci powiem dobitnie:
- Zostań, choć chciałbyś tam pobiec!
Złota nie znajdziesz, paproć nie kwitnie -
a szczęście nosisz sam w sobie!


ZŁO-CI-STE KWIE-CIE PA-PRO-CI

ZŁOCISTE KWIECIE PAPROCI
Opublikowano

Oddajmy głos "Kaście", który czerpał z Kastalii ...


Zimowa baśń (kastalia)


Mrok się zbiesił, że z chaty
światło drze mu makaty
6, IX z TYCH ciemności i z cieni paździerzy.
2, 5 TAM je razy zagłuszył,
lecz nazajutrz kładł uszy
i dopiero zza płotu kły szczerzył.

*

8, I, 3 Przyszła Zima - TA czysta.
Mrok z uciechy zaświstał
i do kumy po pomoc już bieży:
6, 3, 9 niech zadymka TA właśnie
jutro, kiedy kur zaśnie,
wyratuje Mrok z głupiej obieży.

*

I nazajutrz zaiste
przeraźliwym poświstem
1,5,2 tonie blask w srebrnym TYM śnieżnych pierzyn.
4,7,6,7 TAM zadymka dom cały.
Okna świecić przestały.
4, 8 Mrok zdyszany waruje TAM dźwierzy.

"KASTA"

Ukazało się w "Szaradziście," 15.02.1964, nr4(198).

Opublikowano

Pozwolę jeszcze ...


W Noc Świętojańską (szarada)


Wieczór zapada - młode dziewczęta
OSIEM-CZWÓR zioła i kwiecie,
bo każda o tym dobrze pamięta,
że dziś czas wróżby, że jest noc święta,
jedna, jedyna w tym lecie.


RAZ-SiÓDMA czasem bywała płocha,
w sumieniu teraz się skrusza;
czy też jej chłopiec jeszcze ją kocha?
choć jak DWA-PIĄTY gruby ma nochal,
lecz chętnie TRZY mu całusa.


A dola chyba jest DZIEWIĘĆ-DRUGA,
a PIĄTE-PIERWSZE nieduże,
w staropanieństwie droga zbyt długa,
więc pomóc trzeba. Ot, gwiazdka mruga,
nie warto czekać już dłużej.


Rzeki pobrzeże nie jest już puste
i mnóstwo ogni się świeci,
płoszą się śpiące DWA-ÓSME-SZÓSTE,
płoszą się groźne DWA-CZWARTE-SZÓSTE,
porzucą zdobycz swą w sieci.


Dziewczyna DZIEWIĘĆ wiązankę z kalii
i patrzy z napięciem w twarzy,
komu TRZY-SIÓDMA będzie w oddali,
kto ją wyłowi z tej bystrej fali,
kto ją uczuciem obdarzy?

"ASTRA"

Zamieszczone w "Szaradziście", 11(133), 15 czerwca 1961.


UWAGA.
Dodatkowym ułatwieniem rozwiązania szarad jest to, że liczebniki oddają przypadek i liczbę zaszyfrowanych rzeczowników, zaimków itp. odmiennych części mowy.
Będzie więc np. KAWIE - DRUGIEJ-SZÓSTEJ, a np. KINA - PIĄTEGO-PIERWSZEGO.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z poniższych sylab można odtworzyć zamysł autora:

ob-wie-na-ja-pi-za-ła-le-ok


Dołączę szaradę ",Junony", mistrzyni i teoretyka polskiej szarady:



Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż CZWARTE-TRZECIE-SZÓSTE lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!


Wtym roku będzie PIERWSZO-SZÓSTO:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!


W tym roku dla znękanych istot
CZWÓR-PIĘĆ-DWA dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!


W tej TRZY-RAZ-PIĄTEJ tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w CAŁE**!

"JUNONA"


* 1961
** hasło szarady

Zamieszczone w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

Dla ułatwienia rozwiązania rozbicie sylab: je-prze-wie- mo-po-dnie.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Z poniższych sylab można odtworzyć zamysł autora:

ob-wie-na-ja-pi-za-ła-le-ok


Dołączę szaradę ",Junony", mistrzyni i teoretyka polskiej szarady:



Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż CZWARTE-TRZECIE-SZÓSTE lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!


Wtym roku będzie PIERWSZO-SZÓSTO:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!


W tym roku dla znękanych istot
CZWÓR-PIĘĆ-DWA dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!


W tej TRZY-RAZ-PIĄTEJ tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w CAŁE**!

"JUNONA"


* 1961
** hasło szarady

Zamieszczone w Kalendarzu Szaradzisty 1961.

Dla ułatwienia rozwiązania rozbicie sylab: je-prze-wie- mo-po-dnie.



Mrok się zbiesił, że z chaty
światło drze mu makaty
z pian ciemności i z cieni paździerzy.
wiele je razy zagłuszył,
lecz nazajutrz kładł uszy
i dopiero zza płotu kły szczerzył.

*

Przyszła Zima - okazja czysta.
Mrok z uciechy zaświstał
i do kumy po pomoc już bieży:
niech zadymka pijana właśnie
jutro, kiedy kur zaśnie,
wyratuje Mrok z głupiej obieży.

*

I nazajutrz zaiste
przeraźliwym poświstem
tonie blask w srebrnym zalewie śnieżnych pierzyn.
obłapiła zadymka dom cały.
Okna świecić przestały.
Mrok zdyszany waruje obok dźwierzy.


„Za-wie-ja ob-le-pi-ła ok-na”

„Zawieja oblepiła okna”


Szarada wróżba

Ten rok* o wiele lepszy będzie
niż poprzednie lata,
bo zgoda zapanuje wszędzie
i przyjdzie stały POKÓJ ŚWIATA!

Wtym roku będzie modnie:
nie kraść, nie kłamać, nie pić wódki,
sumienia będą lśnić jak lustro
i przyjdą zmian tych dobre skutki!

W tym roku dla znękanych istot
powieje dobry wiatr od boru -
będzie uczciwie,pięknie czysto,
nie będzie braków, trosk ni chorób!

W tej przemowie tkwi natchnienie
wróżące dobro, radość, chwałę -
więc niechaj cieszą się szalenie
wszyscy ci, którzy wierzą w moje przepowiednie!
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Sylaby rozwiązania: ją - o - śle - wian- wi- na - pa - da - ki

I pozostając w klimacie ...

Szarada mitologiczna
(Interpretacja Franka Kociołka*)

Słoneczną bryczką furmaniąc, Febuś
nie przypatruje się tylko niebu,
lecz i po ziemi ślipiami szasta,
czy się nie TRZY-DWA jakaś niewiasta.

Towaru tego widzi do diaska:
najady w rzeczce, driady w laskach;
i każda jedna jest nie od tego,
by uszczęśliwić PIĘĆ-RAZ-TRZECIEGO.

On dostatecznie jest zimnym draniem,
by bez pojęcia polecieć na nie,
i choć go judzi miłosny hormon
nie RAZ-PIĘĆ babek pokuśnym formom.

CZWÓR z CZWARTYM która ma zaznać mięty,
musowo pyszczek mieć uśmiechnięty,
festne RAZ-DRUGIE i reszte takoż.
(Febuś - esteta i prima smakosz).

Wypatrzył taką( Dafne się zwała)
i śpekuluje, że ta jest CAŁA**.
Skrzydlate śkapy w parkingu stawia
i bajeruje na manier pawia.

Lecz Dafne była lalka szemrana.
Jej nie imponią amory pana,
ucieka laskiem na prawo, w lewo.
W naoliwione zmienia się drzewo.

Do wiatru Febuś tak wystawiony
znów batem łoi końskie ogony.
Apiać po niebie gna złoty rydwan
szukać, czy inna w cug sie nie TRZY-DA.

"KASTA"

* cykl szarad "KASTY"
** treść rozwiązania

Zamieszczone w "Szaradziście", nr 8(130), 1.05.1961
Opublikowano

W " Kalendarzu Szaradzisty 1960"
ukazało się ...

WPROWADZENIE
do olimpijskiego cyklu szarad
FRANKA KOCIOŁKA



Z kart każdej książki i byle sceny
uwodzą ciebie Piękne Heleny,
łka Ifigenia, Edypa żona,
słyszysz kłopoty Amfitriona.

( Kto, z kim i za co, nie bardzo wie sie -
same zagadki w tym interesie).

Oglądasz Sartre'a albo Anouiha:
każdy o gościach nieznanych buja,
każdy imiona obce dobiera
i zapożycza coś od Homera.
Tu Achillesem Swinarski straszy -
i szlag cię trafia. - " Takie już caszy"!
Twarz SIEDEM-SZÓSTKA z urazy nie raz
i dreszcze wzbudza jasna cholera,
DRUGIE TRZY-DRUGIE tajemnic złości,

więc trzeba poznać cudacznych gości,
trzeba się wyznać którego chłopa
żoną Ksantypa lub Penelopa,
kto jest WSPAK SIÓDMY-WSPAK TRZECI-TRZECI,
dlaczego wielbią jego poeci,
trzeba coś wiedzieć także o Troi,
by być PIĘĆ medal, RAZ-SZÓŚCI moi.

DWA jest TRZY-CZWARTA-PIĄTA zasada,
którą do serca przyjąć wypada,
bo bez kultury migiem nawali
najbardziej modny egzysttencjonalizm.
Redakcji* hasło dokładnie znacie:
" BAWIĆ i UCZYĆ", więc te postacie
z PIĄTKA-PIERWSZY^M pozna najprościej
Franka Kociołka cykl o CAŁOŚCI**.


"KASTA"

* "Szaradzista"
** hasło rozwiązania szarady

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozkazałem odnaleźć i ściągnąć tu Twoje ciało. Wygraliśmy bitwę a przegraliśmy wojnę. Leżysz na stosie tak cichy i blady. Bracie! Weź i mój topór w odmety, świętego, ofiarnego ognia. Zabierz go do Asgardu. Trenuj nim pod okiem Bogów aż do dnia ostatecznej bitwy. Wiernie będzie Ci służył. Dziś ścieżek przeznaczenia nie prostują Bogowie. A w wojnie nie szukaj honoru ani wiecznej chwały. Wróg nie stanie z Tobą oko w oko w szranki. Zabije bez chwili zwątpienia, dronem czy samolotem. Wiem jak samotny tam będziesz Bracie. Po kolejnej bitwie, zapewne dołączę do Ciebie. Duch mój pod bramy Asgardu podejdzie. Mój czas także do końca się zbliżył. A jeśli widzą mą żałobę i żal. Niech stwierdzą zgodnie, że to jeszcze nie czas. I niech zwrócą iskrę życia w Twe piersi i oczy.   Runy i gwiazdy są nam przychylne i łaskawe. Twoja dusza wraca przez mroki Helheimu. Żagiew dla stosu, zamienimy w miecz z zaklętą potęga ojców. Żagiew śmierć i proch. Miecz nieśmiertelność i władze wróży. Cóż oprócz łez i ryku żałości, może wyjść z mojego serca środka. Czas pożegnać ten świat. Złamać i spalić tarczę z zaklętą w niej siłą, mądrością i honorem. W agonii trwającego Ragnaroku. Spłonąć jak krzak. Dzikiej, białej róży.
    • Straż pożarna odjechała  Miejska zobojętniająco Koniec z ciepłymi kluchami To był bar, łyżki na łańcuchu   Widelca nie uświadczysz A łyżeczka pozostała w sferze Niebieskich ptaków  Na noże wszedł kolekcjoner   Wykałaczki zakazane Resztki miały pozostać nietknięte  Próchnica zrobić spustoszenie  I prawie wyszło gdyby nie covit   Pies, który pożarł kiełbasę             
    • @Migrena cieszę się i bardzo dziękuję :)
    • "Gdybym miał wybierać to zarżnąłbym ich wszystkich i to bez wyjątku. Kobiety, dzieci i starców, te parszywe gnidy. Nie mam jednak tego luksusu, nie teraz ale wciąż pamiętam!"  Pierwszy dźwięk był metaliczny, nie ludzki. .Jakby ktoś przeciągnął zardzewiałym żelazem po kości i wtedy dopiero zdał sobie sprawę, że to on, że to jego własny oddech tak brzmiał, głęboki, pusty, jakby w środku klatki piersiowej było tylko echo po człowieku.  Piach na arenie był szary, nie piaskowy ale szary od popiołu, zabarwiony kawałkami cegieł i betonu, wyczuwalny przez podeszwy.  Tłum zawył. Kord przeciągnął wzrokiem po trybunach zapełnionych niemalże do końca i zatrzymał się nad balkonem zwieńczonym baldachimem.   Niebo było gęste, jak zawsze. Skłębione ciemne chmury nie wróżyły pogody a jedynie kwaśny deszcz.  Kord ścisnął rękojeść miecza, chwycił pewnie, ramię zadrżało.  To był miecz jednoręczny, stary, zabrany z muzeum — nie dla ozdoby, ale po to żeby zabijać, bo prawdziwa stal przetrwa dłużej niż ludzie i nadal może uśmiercać. Porządnie naostrzony.   Trzymali Korda dla rozrywki. Karmili i myli a to tylko po to, żeby wyszedł na arenę i zabijał. Nie widział jednak na razie przeciwnika.  Wzrok skierował na drugą stronę areny. Tłum nadal wył. W powietrze wystrzeliły kamienie i kawałki cegieł jakby na zawołanie. Arena jednak była duża i nie dosięgły Korda.  Brama otworzyła się z jękiem rysowanej stali. Powietrze zatrzymało się na chwilę.  I zobaczył go. Nie wiedział czy to człowiek czy mutant, czy jedno i drugie bo skóra tamtego była jakby szarozielona, jakby pęknięta od środka.  Ręce zwieńczały zakrzywione szpony a grzbiet zdawał się pokryty łuskami, jak u jaszczura.  Mutant rozglądał się jak on po trybunach i w tej chwili Kord dostrzegł w nim coś bardzo ludzkiego i ten bardzo ludzki strach.  "On też się boi"  Stworzenie ruszyło, ale nie jak zwierz, jak ktoś, kto pamięta jeszcze bycie człowiekiem. Stąpając pewnie na dwóch nogach pomagało sobie długimi ramionami. Szpony wzbijały mnóstwo kurzu i tak właśnie poczuł się Kord w tej chwili, jakby zabity pyłem i wyssany do ostatniej kropli krwi.   Mutant nie rzucił się od razu, nie szarżował. Szedł teraz powoli oceniając odległość. Widział miecz i rozumiał co to jest. Patrzył Kordowi prosto w oczy.  Ruchy miał nienaturalnie płynne, zbyt płynne jak na coś, co miało zrogowaciałą skórę i pęknięcia na policzkach jak glina po suszy.   Kord zrobił krok w bok, w lewą stronę okrążając mutanta. Ostre kawałki szkła zazgrzytały pod podeszwami.  Mutant nie spuszczał go z wzroku. Pochylony skierował się w prawą stronę i na chwilę zatrzymali się w tym ruchu jak tancerze oceniając swoje możliwości.   Kord domyślał się, że to nie była pierwsza walka potwora, że nie będzie łatwo i na chwilę zwątpił.   Tłum jednak zawył i skandował: "Zabij, zabij, zabij..." I tak bez końca a Kord otrzymał porządny zastrzyk adrenaliny. Nie myślał jak człowiek, nie myślał jak zwierzę ani potwór. Stawał się maszyną śmierci.  Mutant pierwszy skrócił dystans. Ramię poszło w bok Hakujący ruch, nie cios. To tylko skrobanie, jakby chciał rozerwać Kordowi gardło nie siłą ale tarciem.  Kord uniósł ostrze mając nadzieję, że metal wystarczy. Ostrze poszło w dół, klasyczny "fendente dritto", iskra przeszła po stali, uderzenie było cięższe niż powinno.   Mutant odskoczył pół kroku, jakby badał reakcję. Przygotował się do ataku.  Czas nie zwolnił, ale Kord zwolnił w środku swoich myśli, niezauważalnie.   Mutant drgnął. Zamachnął się prawą ręką szykując atak i zasłaniając się szponami lewej ręki przed cięciem miecza.  Jednak to Kord pierwszy poruszył się świadomie. Nie szeroki zamach, nie desperacja, ale milimetr przesunięcia stóp w lewo żeby otworzyć linię do kolejnego ataku i ciąć od dołu. Stal nie musi iść daleko, czasami wystarczy obrócić ją o pół palca i mutant to poczuł bo w jego oczach pojawił się cień niepewności. Nie zdążył odskoczyć. Wypolerowana stal zazgrzytała na jego szponach nie czyniąc mu jednak krzywdy.  Kord oddychał szybciej, oddech nie zwalniał, serce łomotało, adrenalina wypełniała każdy kątek jego ciała.  Mutant rzucił się wreszcie do przodu rozchylając ramiona, szykując się do łatwego zatopienia szponów w ciele przeciwnika.   Kord jednak nie odsunął się.  Zrobił coś bardziej brutalnego i bardziej ludzkiego. Wsunął ostrze pod kątem tak, żeby przeciwnik wpadł na nie sam.  Stal nie atakowała, jedynie czekała.  Uderzenie było tłuste i miękkie, nie metaliczne. Rozpaćkało się pośród wrzasków tłumu, weszło w tkankę jak w mokrą rozgrzaną roślinę. Przez sekundę mutant bezgłośnie zamarł, kurz jakby opadł, powietrze zgęstniało jeszcze bardziej.   Kord stał w bezruchu z dłonią wciąż zaciśniętą na rękojeści i z tą jedną, zimną myślą: "To nie ja dzisiaj zginę!"  Ostrze zostało w ciele ale mutant nie cofnął się ani o krok. Jego ciało nie poruszyło się tak, jak powinno, jakby stal była obojętna i stawała się jego ciałem.   Gwałtownym ruchem ciała wyszarpnął wbity miecz z rąk Korda i zamachnął się do kolejnego uderzenia.  Kord jednak wypuścił rękojeść uginając się pod masą cięższego przeciwnika. Miecz został w środku a Kord stał się bezbronny.  Odskoczył gwałtownie nie pozwalając się zranić. Teraz już nie patrzył w oczy mutanta, ale na rękojeść miecza.   Mutant ruszył szybciej niż mogłoby się wydawać i już nie bacząc na nic zaatakował. Kord cofnął się o dwa kroki ale nie z paniką, z wyborem, bo nagle zauważył coś: kiedy mutant ruszał  jego lewa strona pękała jak wyschnięty asfalt po mrozie Tam była słabość ale żeby tam trafić potrzebował broni a broń ugrzęzła.  Kord zrobił rzecz pozornie szaloną, rzecz, której nie robi ofiara. Chwycił mutantowi nadgarstek gołymi dłońmi tuż przed pazurami i siłą własnego ciężaru pociągnął go w bok tak, żeby przeciwnik sam wyrwał ostrze z własnego ciała.  Pazury przecięły mu plecy jakby to była jedynie cerata, płytko — ale długo i przez sekundę Kord poczuł ból i ciemność w płucach.  Mutant wbił mu pazury pod łopatkę jakby chciał się zahaczyć, jakby chciał go zatrzymać blisko żeby rozszarpać gardło z dystansu jednego oddechu.  Kord wysyczał powietrze przez zaciśnięte zęby i zamiast odsunąć twarz  przybliżył ją, i wgryzł się w bark mutanta przecinając tkankę na obojczyku.  Mutant zawył ale nie jak zwierzę, jak coś, co pamiętało ból sprzed przemiany.  Ten jeden dźwięk był jak impuls nerwowy który przetoczył się przez ciało Korda i wtedy — w tym jednym momencie w tym zwarciu, mięso do mięsa, Kord wyczuł rękojeść w dłoni. Zaparł się oburącz wyszarpując ostrze z szaro zielonego ciała mutanta.  Pazury bestii wbiły się jeszcze głębiej. Kord stracił grunt pod nogami i zawisł na szponach, na ułamek sekundy.   Miecz jednak tańczył już swoim rytmem i wykonując puntę ponownie rozszarpał trzewia mutanta.  Kord nie czekał na łaskę. Pchnięcie było szybkie, dokładne — mutant padł na bok, jak odcięty od własnego ciała. Chwilę trwało, nim piach wchłonął ciszę. Potem zabrzmiało to pierwsze, niechlujne „Ha!” — pojedynczy okrzyk, jak iskra. Po sekundzie eksplodowało: głosy wyrwały się z trybun, pełne prostej radości i prymitywnej ulgi. — Kor-gen! Kor-gen! — krzyczeli na początku niskim growlem, a potem dodały się piski i gwizdy. — Kor-gen! Kor-gen! Kor-gen! — i nagle imię, którego nikt mu nie dawał, przyjęło kształt. Publiczność uderzała pięściami w metalowe bariery, śmiejąc się i krzycząc, odkładając na bok litość. Dla nich to był spektakl. Dla nich to była krótka przerwa od głodu i myśli.  Dla Korda dziwne było to, że poczuł się spełniony. Uświadomił sobie, że właśnie stał się gladiatorem i to właśnie było jego siłą.  Wyczerpany karmił się skandowaniem tłumu. Spojrzał na balkon. Zobaczył wyciągniętą rękę, ale nie widział dłoni i kciuka. Jak na zwołanie wyszarpnął miecz i wbił w pierś mutanta, tam gdzie powinno być serce. Mutant zadrżał, wypuścił powietrze i to już był koniec.   "Kor-gen, Kor-gen, Kor-gen!" Tym razem nie poleciały kamienie, tym razem ktoś rzucił bochenek chleba, ktoś inny kiść marchwi a ktoś inny dynię. Ludzie krzyczeli widząc Korda jako bohatera, jakby zbawcę ich wszystkich trosk.   Kord niewiele myśląc zbierał podarunki. Głód był naprawdę dotkliwy I w tym momencie otwarła się brama, jego brama.  Szybko wybiegli z niej ludzie uzbrojeni w karabiny i pistolety. Nie było szans.   Pozwolili mu zachować trofea, ale wpędzili z powrotem do klatki.  — Ten ma rękę — warknął jeden z nich. — Nada się do kolejnej walki. Trzeba go tylko wyczyścić.  I wtedy Kord po raz pierwszy od długiego czasu poczuł, że decyzja nie jest już tylko jego — że jest częścią czegoś większego: mechanizmu, który żywił się przetrwaniem. Jego imię, rzucone przez tłum, było biletem na jutro.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...