Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kiedy wchodzę do domu, zostawiam buty na ganku.
Do twojego wbiegnę boso, na palcach.
Musi trwać nieskażony,
dopóki nie zostaniesz moim pierwszym kochankiem.
Założę trzewiki, gdy wieczorem poprosisz mnie do tańca.

Opublikowano

Poprosiłem, i

Po trawie kosmosu,
po rosie gwiazd,
tańczymy dziś boso
tango nieziemskich miast.

("Kosmiczne tango")

Warto wysprzątać mieszkanie i sumienie w oczekiwaniu na taką wizytę! Długa kontemplacja zawartych myśli towarzyszyła czytaniu. Pozdrawiam. Eugi

Opublikowano

Wysprzątałem sumienie, he, he... dom też, co lubisz Elu tańczyć? Pozdrawiam, Eugi.

Opublikowano

Czytałem i czytałem i już teraz wiem. Kobieta może mieć pierwszego kochanka dowolną ilośc razy. Wystarczy żeby była mądra. Pierwszość owa jest tylko, a może aż, stanem umysłu raczej, niż stanem faktycznym. Stąd wniosek prosty mądra kobieta jest poezją.


Sobotnie pozdrowienia .

Opublikowano

No i właśnie! Brunonie - o to chodziło. Jesteś mądrym mężczyzną. I szalenie sympatycznym. Przy sobocie milej spędzę resztę godzin, za co dziękuję i pozdrawiam. A miałam, głupia, dziś tu nie zajrzeć! E.

Opublikowano

Cała przyjemność po mojej stronie, choć nikomu nie chciałbym jej zabierać :-) Twój wiersz ma taki nastrój że aż uderza, świeżością, może wręcz odrodzeniem jakimś. Poczułem się jak chłopiec który po długiej zimie pierwszy raz odetchnął ciepłym wiosennym wiatrem. Wszystkie związane z tym emocje zakłębiły się w mojej głowie. Na dodatek wyobraziłem sobie ten lekki bieg, boso i na palcach. Było w tym coś z nimfy, draidy czy może rusałki, w każdym razie istoy efemerycznej lekko przesuniętej w stosunku do naszej rzeczywistości.

Pięknie piszesz, prawdziwie.

Pozdrowienia z gorącego Wrocławia

Opublikowano

W upalnej Warszawie (ciągle jeszcze) oddech świeżego, orzeźwiającego Wrocławia bardzo jest kojący, a jeszcze w takiej aurze, jaka opisałeś, wzlatuję. Przesuwam się w inną rzeczywistość. I pozdrawiam.

Opublikowano

Wymiana myśli z tobą to jak pływanie w ciepłym morzu . Ukojenie, radość ciepły dotyk prosto w serducho. Oczyszczające doznanie !

Jakoś odświętnie mi się zrobiło. Nie w sensie religijnym, bom ateistą jest zatwardziałym, ale jakiś sakrament mądrości i dobroci razem ze słowami twoimi na mnie spłynął. Kaskada radości i spokoju.

Bardzo mnie pięknie nastroiły wszyskie słowa. Dzięki

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • rozpisać ciszę by wybrzmiała na dwa głosy potrzeba pary w płucach zaledwie kropla i to znajome rzężenie   drzemiesz   dzień i tak wisi na włosku —  po włosku tylko kawa   ty stawiasz   a ściany rosną —  bezszelestnie i stajesz się wiatrem w kominie głosem na dwa świerszcze   jesteś między ustami a brzegiem ciszy   słyszysz    
    • Pionki w grze  Ciało wrze    A miasto  Usycha w mroku    Odchodząc  Od swoich ideałów    Twierdzy niezdobytej  Przez obce głosy    Gdzie rozum myśli  Mechanicznie a nie fizycznie 
    • @tie-break fajnie, wodopój na kryształowej  pustyni
    • Każdy płaci, czym chce, gotówką lub cierpieniem za to, co zwykł ktoś zwać  swoich win odkupieniem. Zwój Mamony I   Do wirującej w próżni czarności chwiejnym krokiem wszedł przysadzisty różowy słoń, Balgo.“Oj, cóż to było za niezdarne stworzenie!” – każdy by o nim tak powiedział. I słusznie, bo słoń ten, ledwo co drzwi do nicości przekroczył, a już zdążył zahaczyć trąbą o niebyt i potknąć się o nieistniejący próg. I potknąwszy się już o próg, spadł z niewidzialnych schodów na samo dno, które, ku niezadowoleniu Balgo, było także górą. – Nie cierpię tej roboty! – zatrąbił żałośnie, wymachując trzymanym w kopycie papirusem. Przysunął papirus bliżej oczu.  – Wilhelm Greateman, spadkobierca GoodLove’a, dowódca w bitwie nad Odettą – przeczytał. – Szukam Wilhelma Greatemana! Balgo podreptał nieco w prawo, i prosto, rozejrzał się po otaczających go korowodach zapadłych we śnie gwiazd.  – Szukam Wilhelma Greatemana! – powtórzył. –  Herbu Ostrokrzew, z domu Lwów Nadmorskich.  Cisza. – Niech to! – przeklął pod trąbą Balgo. – Nie udawajcie, że nie widzicie słonia w pokoju. Powtarzam jeszcze raz: szukam Wilhelma Greatemana, duszy czystej jak intencje szczeniaczka, duszy odważnej niczym szczekający szczeniak, duszy niepoległej w sposób inny niż śmierć.  A w tle rozchodziły się jedynie jęki leżących w stercie, jedno na drugim, dogorywających ego.  Balgo rozejrzał się to w jedną nieskończoność, później w drugą nieskończoność, i jeszcze raz w tę pierwszą. Podrapał się trąbą po głowie.  – A niech to! No trudno, ty też się nadasz. – Balgo wyciągnął z próżni kawałek koloru czarnego i odłożył do wiklinowego koszyka. Koszyk miał na plecach, przywiązany fioletowymi wstęgami do brzucha. Pod opinającą tors wstęgą nosił jeszcze nerkę, do której włożył zgnieciony papirus.   Nieszczęsny Balgo musiał wspinać się z powrotem po nieistniejących schodach, zatrzymując się co dwa piętra, by złapać oddech.  – Ty to masz pecha – powiedział do czarnego obłoku wyrwanego z przestrzeni. – Mogłem wybrać nieskończenie wiele różnych od ciebie, a trafiłeś się właśnie ty. To ci nieszczęście!   – Nieszczęścia chodzą parami – westchnęła otchłań.  Balgo otworzył drzwi do kosmosu, przeszedł przez nie trwożliwie nim zatrzasnął je za sobą.  Praca w zaświatach nie jest pracą łatwą ani przyjemną, w szczególności dla słonia, który odpracowuje grzech lenistwa.
    • @huzarcDziękuję :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...