Rosną drzewa, rosną,
a broda siwieje,
to co sztywne wiosną,
jesienią się chwieje.
To co twarde zimą,
rozpływa się w lecie,
nic stałego nie masz
w na tym marnym świecie.
Na tym marnym świecie
jedno drugie gniecie,
jak dobrze przygniecie,
to wygniecie trzecie.
Jak się jedno z drugim
nie może dogadać,
co miało być trwałe
zaraz się rozpada.
Rosną drzewa, rosną,
a broda siwieje,
to co sztywne wiosną,
jesienią się chwieje.
To co twarde zimą,
rozpływa się w lecie,
nic stałego nie masz
w na tym marnym świecie.
Skąd więc ta przypadłość,
skąd więc to złudzenie,
że jest jakaś stałość
zagnieżdżona we mnie?
Może ta przemiana
też stałością bywa,
tyle, że ją człowiek
po części odkrywa?