Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Mam mówić, tak? Na tym to chyba polega. Terapia przez słowa. Ja wyrzucam z siebie to co zalega w moich ściankach, mózgu, odkłada się jak taki szlam na jeziorze, a pan oddziela ziarno od plew i rzuca światło w rejony zaciemnień. Gdzie panuje Mrok. Ciemność bezkresna. Wiem, że się zgrywam. Tak mam no i co z tego. Nie będę nikogo udawał. Pewnie z czasem pojawi się więcej światła i wszystko stanie się jasne i przejrzyste. Czytałem kiedyś o tym w jakiejś mądrej książce. Tylko co z tego? Wiele rzeczy czytałem, wiele książek, bajek, historii, opowiadań, pamiętników, artykułów w gazetach i innych czasopismach, choć może powinienem powiedzieć lub czasopismach, ewidentne skojarzenie, nie? mogłoby wywołać śmiech. Ale tu nie o to chodzi, prawda? Nie chodzi o śmiech. Chodzi o powagę, o poważne podejście do tematu a ja mam taką naturalną skłonność do obracania wszystkiego w żart. Tak więc, czytałem, siedziałem godzinami w książkach i wydawało mi się, że tam znajdę odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania. Kim jestem? Skąd przychodzę? Jaki jest sens Życia? Bez sensu, prawda? Tak, teraz po latach to widzę, mogę powiedzieć, że sam sobie poświeciłem latareczką w miejscu gdzie stara gazowa latarnia od lat przestała wypełniać swoją misję. I teraz, nagle, ktoś wpadł na pomysł, żeby ją odrestaurować. Wykorzystano unijne środki na renowację zabytków i lampa rozbłysła nowym światłem. I co? Znalazłem parę starych śmieci. Skrawek gazety sprzed lat z jakąś informacją o znalezionych zwłokach.. Aluminiowe pięć złotych z rybakiem. Skasowany bilet z dziurkami. Czyjeś zdjęcie i prezerwatywę. O! Prezerwatywa sama nasuwa erotyczne skojarzenia. Sama się nasuwa? Nie trzeba ją przecież najpierw naciągnąć. Nałożyć na penisa, jak się nakłada kaptur na głowę. Kaptur kata. Ciekawe skojarzenie nie uważa pan? Seks i Śmierć. Eros i Tanatos. Tak jakby okapturzony penis miał symbolizować kata, który unicestwia swoją ofiarę. Tylko kto tu jest ofiarą. Chyba raczej ja, bo przecież moja żona, wyszła zwycięsko z tej opresji. Udało jej się zachować mieszkanie, które razem kupiliśmy. Oczywiście ona tego nie pamięta. Ma swoją teorię na ten temat i w żaden sposób nie można jej przekonać. Zresztą po co? Jakie to ma teraz znaczenie? Skoro wszystko straciło swój sens. Miłość. Rodzina. Wartości. Nie da się cofnąć czasu i wrócić do tych chwil sprzed lat, kiedy się było młodym. Kiedy leżeliśmy w pustym mieszkaniu, bez drzwi, podłogi. Wypełniała nas tylko wiara w to że wszystko będzie dobrze. Że nasze marzenia się spełnią, dzieci dorosną, Posiwiejemy szczęśliwi i odejdziemy spełnieni. Tymczasem wraz z meblami zaczęły pojawiać się trudności. Żale, pretensje, wyrzuty. Jakieś bzdury kompletne, babskie gadanie, wieczne narzekanie, na brak pieniędzy i ta cholerna dbałość o porządek. Kurwa jak to mnie wszystko złościło w środku, jak się zbierało. Jak gromadziło latami, jak taki wulkan, który mimo najnowszych osiągnięć techniki nie wiadomo kiedy wybuchnie. Wydawało mi się, że moja miłość wszystko zniesie. Naczytałem się jakiś bzdur kompletnych, że miłość łaskawa jest, cierpliwa i tak dalej…Zaciskałem szczękę i znosiłem pokornie ograniczenia swobód obywatelskich. Czy pan sobie zdaje sprawę, że przez dwadzieścia lat małżeństwa nie mogłem w tym domu o niczym sam zadecydować. Wszystko co wymyśliłem, co zaproponowałem, było w złym guście. W końcu nawet w to uwierzyłem i przestałem mieć własne zdanie. A raz nawet zamontowałem półeczkę w łazience. Pytam się; „ładną powiesiłem półkę kochanie?” Ładną – odpowiedziała – tylko po chuj? Żart nawet mi się spodobał i nawet zaśmiałem się z niego serdecznie, bo lubię ten rodzaj sarkastycznego humoru. Niemniej jednak coś w sercu zakuło, bo człowiek lubi być doceniony. Lecz ja, doceniony być nie mogłem. Bo przecież jak to tak docenić faceta? Facet jest od zarabiania pieniędzy i już! Taka jest jego rola społeczna, a jak się nie sprawdza to fiu. Fora ze dwora. Następny proszę. Tak było od lat. Myślę, że już pierwsze nandetrtalki, też tak lustrowały swoich zapładniaczy. Dostawał ten co przynosił dzika, co upolował zwierzynę, a nie jak ja przychodził z marnym wychudzonym, króliczkiem w łapach, pajacując jak clown i zgrywając brzuchomówcę. Może mógł czasem liczyć, że rozbawi jakąś samicę i dostąpi tym samym jej wdzięków przyprawiając rogi jej właścicielowi, tym samym skazując się na śmierć głodowa w razie wpadki i opuszczenie stada. Myślę, że od tamtych czasów to nie wiele się zmieniło. Zasady Gry są takie same. Doszła może kozetka i inne formy szufladkowania siebie w systemie pojęć dostępnych temu gatunkowi.. Może jeszcze penicylina, aspiryna, karta pamięci i takie tam pierdoły, ale mechanizmy są te same.

Pan to wszystko notuje. Wszystko, kropka w kropkę. Nie będzie pan potem robił jakiejś korekty redakcyjnej. Przecież to tylko taka paplanina jest, luźny strumień świadomości, bez żadnej wartości literackiej. No dobrze niech pan pisze, nie mam nic przeciwko. Sam nawet kiedyś o tym myślałem, żeby tak zacząć pisać. Wydawało mi się, że to wszystko co mam w tej swojej durnej łepetynie, ma jakąś wartość. Wie pan te myśli, które tak człowiekowi przechodzą przez głowę, to czasem nawet mają jakiś sens. Same tak jakoś układają się w zdania i niekiedy przynoszą ulgę. Tylko potem tak jakoś uciekają nie wiadomo gdzie i strasznie trudno jest je sobie przypomnieć. Ja nawet wymyśliłem takie urządzenie do zapisywania myśli. To byłoby genialne. Nie uważa pan. Potem przeczytałem o tym w jakiejś książce. Strasznie mnie to zdołowało, bo gdybym ten pomysł wykorzystał, zaraz byłbym posądzony o plagiat, kradzież pomysłu. A przecież nie udowodnię w żadnym sądzie, że mnie pierwszemu pojawiło się to w wyobraźni. Chyba, że znajdę tak sprytnego prawnika. O wtedy wiele urządzeń mogłoby by funkcjonować według mojego patentu. Wiele scenariuszy filmowych. Przecież to wszystko co ja nieraz widziałem w kinie, to już wcześniej żyło w mojej głowie, mojej wyobraźni. Zjawisko to nazwałem przenikaniem się świadomości.. Otóż uważam, że pewne pomysły, które powstają w głowach wielu ludzi, nie zawsze mają szanse się zrealizować. Urzeczywistnić. Bo na przykład, dana osoba jest postrzegana za wariata, szaleńca, tak jak ja. Ale inny, ktoś kogo się już trochę inaczej postrzega, ma taką możliwość i to realizuje. Wie pan takie pomysły najczęściej przychodzą człowiekowi do głowy w dzieciństwie. Pamiętam jak byłem dzieckiem i przed zaśnięciem marzyłem sobie, aby mieć taki mały zegarek, który kiedy nacisnęłoby się taki mały guziczek, tam gdzie jest pokrętło do nastawiania godzin, to wyświetlałby wszystkie najpiękniejsze filmy Disneya. A dziś proszę, przecież każda komórka, ma taką opcję.
No ale wróćmy do tematu, o czym to ja mówiłem. Zresztą nie ważne, mam mówić z głowy, czyli to co mi ślina na język przyniesie. Pan z tego pewnie coś wysupła. Rozplącze ten węzeł gordyjski co mnie dusi. Tę pętlę, która się zaciska wokół mojej szyi. To neurotyczne wrażenie ściskania w gardle i braku powietrza. Ten kłujący ból w klatce jakbym miał zaraz mieć zawał. I to cholerne uczucie lęku, które temu towarzyszy. A pies to trącał, co ma być to będzie w końcu nie ma się czego bać, prawda?. Pan to wszystko spisze i nada temu jakąś ciekawą treść. Po co? Dobre pytanie. Myślę, że w ten sposób można zafundować sobie nieśmiertelność. Zresztą i tak kiedyś to wszystko szlag trafi.
Mam już iść? To koniec? Aha na dziś. Dobrze przyjdę za tydzień. Co mi szkodzi. Ile płacę? 80 zł. Kurna ale wyzysk.

Opublikowano

Piotrze, szczere gratulacje, bo zalet jest więcej niż błędów ( w tym ortograficznych), ale udało ci się mnie złapać za gardło, przyciągnąć do monitora i nie odpuścić aż do końca. Jeśli nie skończysz jak większość orgowiczów - na wiecznym poklepywaniu się po plecach i strzelaniu fochów, kiedy błazen po przeczytaniu powie co sądzi, to Panpanie...klękajcie narody!

Opublikowano

Witaj, Piotrze, po okropnie długiej przerwie :) Ile to już? Pewnie ze dwa lata, jak czytałam Twój poprzedni tekst o Potworze – chyba musiał na mnie zrobić wrażenie, skoro zapamiętałam autora…
Zgadzam się z Marcinem, że zapis tej sesji terapeutycznej przykuwa uwagę i jest niesamowicie wiarygodny – znałam kiedyś chłopaka, który sam o sobie mówił, że ma kobiecą wrażliwość – łatwo mogę go sobie wyobrazić w roli bohatera Twojego tekstu. Z drugiej strony aż mnie kusi, żeby siąść i napisać lustrzane odbicie – od strony „Jej” - naiwnej i zakochanej, co to w imię wiary, że „prawdziwa miłość” pokona wszelkie trudności (bo podobno wystarczy tylko nie przestawać ze sobą szczerze rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, żeby się nie oddalać, i nie mieć po tych cholernych dwudziestu latach obrzydliwego uczucia: Co to za obcy facet leży w moim łóżku?), w imię idiotycznej wiary w ślubowaną stałość uczucia przez duże „U”, poświeciła swoje marzenia dla dobra dzieci, domu, kapci, obiadków, nieustannego starania się, żeby dobrze (i szczupło) wyglądać, być na bieżąco z najświeższym repertuarem, wciąż spełniać, werbalnie i niewerbalnie komunikowane, oczekiwania Tego Jedynego i Najważniejszego. I co jej z tego zostało? Najgorsza, bo dobrowolna, niewola, psiakrew.
Ale to wszystko już było, prawda? W licznych książkach, filmach, czasopismach.. Więc po co? Tym bardziej, ze od strony „Jego” zawsze to brzmi bardziej interesująco, od strony „Jej” byłoby kolejnym, feministycznym banałem.
Ech, wzięło mnie :) znaczy: naprawdę fajny tekst. Pozdrawiam - Ania

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • całkiem niedawno przechadzało się nam ładnie za ręce bezwładne   kwiatuszek roślinka zieleń   życie całkiem miłe ich lub moje — jeszcze nie wiem   gdybym tylko mogła ci opowiedzieć dziś znów probowałam otworzyć się na miasto ale pognało mnie zimnem znajomym nadal gniewem   chyba już wiem przypominam sobie   od niedawna nie mam życia — nie mam Ciebie.
    • Obudziłem się leżąc na twardej podłodze. Nie czułem nóg. Całe ciało było odrętwiałe. Przez parę chwil dość uważnie obserwowałem sufit. Pęknięcia rozchodziły się promieniście z lewego kąta pokoju jak fale na jeziorze po wrzuconym kamieniu. Po środku widać było plamę po tym jak sąsiad zalał swoją podłogę. Od prawej strony mniej więcej w połowie, kilka płatów farby wielkości dłoni lekko naderwane wisiały wyglądając jak śpiące nietoperze. Tak. To było moje mieszkanie. Poznałem po sztuce tego sufitu. Wstałem obolały. Nie wiem ile leżałem na podłodze. Zajrzałem do lodówki ale nie czułem głodu. Mdliło mnie na myśl o jedzeniu. Na stoliku przy kanapie znalazłem moje pudełko po MDMA. Było puste. Albo wziąłem z kimś albo sam. Nie pamiętam ile leżałem na podłodze.          Wyszedłem przez drzwi i zamknąłem je na klucz. Na korytarzu cuchnęło moczem i marihuaną. Czy jestem skazany na takie życie? Korytarz był długi ale udało mi się go pokonać korygując ciało chwiane zaburzeniami równowagi. Na schodach odór był jeszcze większy. Po przejściu paru stopni, na pierwszym spoczniku upadłem na kolana i puściłem pawia, dodając do mieszanki smrodu kolejny składnik. Za drzwiami ujadał pies. Świst gwizdka czajnika rozrywał mi głowę. Pani Maria spod szóstki minęła mnie przy wyjściu. Jak byłem mały dbała o mnie jak matka. Dziś już mnie nie poznaje. Alzheimer wymazał jej moje imię z pamięci. Na dworze oślepił mnie blask pochmurnego dnia. Lekki deszcz kropił zmywając z mojej twarzy brud i ślady po łzach. Założyłem czarny kaptur bluzy i z dłońmi w kieszeniach ruszyłem w stronę centrum.         Nie przeszedłem nawet stu metrów i podszedł do mnie Sachiv. Jak zwykle chciał fajkę i jak zwykle snuł opowieści o tym jaką karierę w Polsce zrobi jak uzbiera kasę z pracy kuriera. W jakimś stopniu rozmowa z nim pomogła na chwilę. Zapomniałem o bólu na parę sekund. Padało coraz mocniej gdy stałem na światłach. Przetarłem czoło od wody. Jeżdżące auta zakłócały jednostajny szum deszczu. Szedłem wzdłuż szerokiej alei zgodnie z planem zmierzając ku mojemu przeznaczeniu. To nie była moja decyzja. „I tak musisz to zrobić” – głos w głowie był tak silny, że upadłem ze strachu znów raniąc kolana. Wszystko zaczynało być takie dalekie. Wszystko się ode mnie oddalało. Wszystko było jakby za szybą. „Wszystko w porządku?” Ocknąłem się i spojrzałem w górę. „Wszystko dobrze?” Dwie dziewczyny wyraźnie zatroskane chciały mi pomóc ale uspokoiłem je „Wszystko ok. Nie martwcie się.” - dodając na koniec udawany uśmiech. Wstałem i ruszyłem dalej kierowany jakby obcą siłą. Bezwolnie stawiałem krok za krokiem. Moja głowa niegdyś pełna myśli wypełniona była tylko jedną.         W końcu go ujrzałem. „A więc tam na górze skończy się mój ból” – myśl dźwięczała mi w głowie jak wybawienie. Trzydzieste piętro Pałacu Kultury i Nauki oświetlone było przez zachodzące słońce, które przebiło się gdzieś pomiędzy ciężkimi chmurami a linią horyzontu. Coraz cięższym krokiem udało się dojść do wejścia. W środku siła zimnego marmuru i granitu zmroziła mi serce znieczulające je w całości. Wrzuciłem kasjerowi odliczona kwotę i monety zagrały dźwięcznie w metalowej kuwecie. Do windy wsiadłem sam. Moje niegdyś sprawne nogi ugięły się i przyspieszenie windy wcisnęły mnie w podłogę. Wstałem sam dopiero na samej górze. Nie widziałem ludzi na tarasie. Dla mnie oni nie istnieli. Zobaczyłem tylko słońce, które uciekało za horyzont nasycając cały świat czerwienią. Poczułem mroźny wiatr na policzkach. Na wprost mnie znajdowało się okno. Wysokie na cztery lub pięć metrów. Bez szyb. Tylko z kratą. Wspinaczka po stalowych prętach nie sprawiła mi problemu. Przecisnąłem się przez otwór u szczytu okna i z taką samą sprawnością zszedłem po drugiej stronie. Tam widok wydawał się już taki żywy i kontrastowy jak nic innego co widziałem w życiu. Nasycałem się widokiem barw. Słyszałem światło. Czułem słońce na skórze. Smakowałem mroźny wiatr. Niesiony jedną myślą zmierzałem ku krawędzi.         Oczy miałem pełne łez. Stroskani ludzie wychylali głowy mówiąc coś między sobą i do mnie. Słyszałem słowa, nie rozumiałem zdań. Kamery telefonów nagrywały dramatyczny film. Kto był reżyserem tej sztuki? Sam nie wiem. Chwycili mnie za bluzę i spodnie jakby myśleli, że mnie uratują. Tkwiłem tak ukrzyżowany do kraty rękami lamentujących gapiów. Nagle cały świat wypełnił się ciszą. Nie słyszałem ludzi, nie słyszałem wiatru. Rozmazywał się obraz. Wyrwałem się im ściągając bluzę i wykonałem krok do przodu. Moje ciało przechylało się w stronę ziemi. Zamknąłem oczy. W tych ostatnich chwilach usłyszałem tylko głos kobiety cicho wypowiadającej moje imię. Ten lot był ucieczką i końcem. Wiatr szumiał mi w uszach. Zimno zdawało się zmrażać moje ciało.         Otworzyłem oczy - unosiłem się nad miastem. Zamknąłem oczy – oślepiały mnie gwiazdy. Otworzyłem oczy – leżałem na chodniku. Zamknąłem oczy – stałem się gwiazdą. Świecąc mocą tysiąca Słońc oświetlałem planety wokół siebie. Docierałem do najdalszych zakątków kosmosu. Poza wymiar i poza czas. A więc tak to wygląda. Z prochu powstałem i w proch się obrócę. Z pyłu gwiazd do gwiazd. Myślący pył gwiezdny. Poczułem wolność przestrzeni w niewoli nieskończoności.         ***       - Jak z nim? - Stan jest stabilny. Podaliśmy leki. Będzie spał kilka dni. - Dobrze, że ten strażak go złapał. - Był na linie? - Tak. Skoczył na niego z sąsiedniego okna. - Jak długo zostanie u nas? - Pewnie jak ostatnio, na miesiąc.      
    • @Alicja_Wysocka   Nad jeziorem komary latają jak bombowce. Jedyne co mnie odstrasza, to właśnie widmo "nalotu", w tym regionie  :) Eh, nie ma to jak paskudy w piasku na nadmorskiej plaży  ;)   Pozdrawiam...  
    • @Claire  Dzięki za odpowiedź, spodobała mi się. Fakt, o komarach zapomniałam :)
    • @Alicja_Wysocka   Mrówek nie ale komary  :)   mówi komar do komara pohasajmy sobie z rana z kropli krwi zrobimy drinka i tak zleci nam godzinka rano krew bezalkoholowa będzie dla nas bardzo zdrowa uśmiechnięci wygłodzeni polecieli zbierać plony /Claire :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...