Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Beenie... jak miło. Dziękuję za przeczytanie... co do ewentualnych cięć... może, może coś się zmieni...
potrzebuję trochę czasu, chyba rozumiesz, jak to jest... ;)
Dziękuję za poświęconą mi chwilę, pozdrawiam... :)
Opublikowano

Czytałam wcześniej, przymierzałam się do wpisania komentarza,
czytałam ponownie, by upewnić się co do wrażenia po przeczytaniu.
Nie jestem pewna czy mnie zrozumiesz. Twój wiersz odbieram tak,
jak żale serdecznej przyjaciółki, którą wysłuchuję z cierpliwością
i zrozumieniem, ale nie mogę spełnić jej prośby o radę, bo ona
ciągle mówi nadal.
Wiersz mi się podoba, jednocześnie budzi we mnie jakiś niepokój.
Serdeczności
- baba

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Babo, można i tak... to naprawdę fajna interpretacja. Jeżeli była to przyjaciółka od serca, to można przypuszczać, że losy bohaterki wiersza, były jej znane... przecież te najprawdziwsze przyjaciółki mówią sobie wszystko... wystarczy jeszcze umieć słuchać, a to nie każdy potrafi...

Fajnie, że wiersz spodobał się... ale dlaczego budzi niepokój..?
Wspomnienia nie powinny niepokoić, bo nie mamy wpływu na miniony czas, natomiast
całkowicie nieprzewidywalnej podróży, o jakiej mowa w "Kadrach", można.. przy odrobinie chęci.. jakoś dopomóc, prawda..?
Dziękując za zajrzenie, pozdrawiam... :)
Opublikowano

Rozkręcasz się ;) Nie czytałem poprzednich komentarzy z braku czasu, ale sam napiszę, że niezły wiersz. Świetny ten motyw z lalkami i dziećmi. Może trochę w chaos wpędza mnie nagła zmiana czasu na przeszły w połowie 1 strofy, ale to jedyny taki zarzut. Jest jeszcze kilka smaczków, także wrażenia pozytywne. Pozdrawiam :)

Opublikowano

Marcinie... Ania pisała, że wierszowi nie służą imiesłowy, egzegeta, Beenie M i Teresa potwierdzili to, no i zastanawiałam się co z tym fantem zrobić.
Zmieniłam w I- szej zwrotce z "chcące matkować" na "które chcą matkować",
ale wydaje mi się, że lepiej chyba będzie...które chciały matkować.
We wspominkowych obrazkach padają różne formy czasowe i nie jest to chyba aż... chaos.
Ja w każdym razie dziękuję za przeczytanie i za dobre słowo.
Pozdrawiam... :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wyrzucił orła. Wyrzucił reszkę. Zdarzenia są sprzężone?  
    • @MIROSŁAW C. tak, spinają @Robert Witold Gorzkowski  Dziękuję. Robert bardzo mi miło, nie wiem czy zasługuję. Ale jeśli- to zaszczyt dla mnie
    • @Annna2 jesteś tą poetką na portalu, która każdym utworem mnie zachwyca i sprawia błogi uśmiech na mojej twarzy. Przy twoich tekstach odpoczywam i wprowadzają mnie pozytywnie w nowy dzień. 
    • @Gosława Gosławo. Tym wierszem Jakbyś otworzyła drzwi w ścianie pamięci -- tam, gdzie żywica pachnie stratą, a cień ma ludzkie imię. Wiersz czuły jak palce po brodzie, a jednak ostry jak jeżynowy cień. Porusza – bo boli miękko.
    • Dla Krzysia -- przyjaciela, brata krwi. Szliśmy razem przez łąki, bieszczadzkich pustkowi, przez trawy do pasa. Sierpniowe słońce paliło nam karki, a my śmialiśmy się jak dzieci, które zapomniały, co to czas. Krzysztof zerwał dmuchawca. Zdmuchnął go jednym tchem. -- To moje myśli. Teraz latają. Był filozofem. Skończył Uniwersytet Jagielloński z nagrodami.. Czytał Hegla i Nietzschego jak inni czytają poranną gazetę. Myślenie miał w oczach. Szukał sensu wszędzie. Świat czytał jak książkę -- bez tłumaca, bez przypisów. Był moim bratem krwi. Kochaliśmy się jak bracia -- jeden dla drugiego zrobiłby wszystko. A potem przyszło to, co przyszło. Szpital psychiatryczny. Białe ściany, białe piguły, biali ludzie bez twarzy. Dom bez klamek. Korytarze długie jak modlitwy bez odpowiedzi. -- Bóg to schizofrenik z demencją, a rzeczywistość to Jego wyobraźnia -- powiedział Krzysztof. Już wtedy wiedziałem, że w tym zdaniu jest więcej prawdy niż w całym psychiatryku. Spał w świetle jarzeniówek, w oddechu innych -- ciężkim jak metal. Zajmowali się nim ludzie, którym przepisy zastąpiły serce. Bez oczu. Bez imion. Cierpiał nie jak chory, ale jak więzień idei. Jak żywy wyrzut sumienia. Widzieliśmy się coraz rzadziej. Odwiedzałem go. Witał mnie radością w oczach. A ja, wychodząc, płakałem jak dziecko. Raz przyszedł nago na moje osiedle. Do mojego domu. Późną  śnieżną jesienią.  Na boso. -- Nie jestem chory. Ja jestem wolny. Potem znów zniknął. Gdy go znaleźli, leżał w altance jak pies, który zdechł przy drodze. Zwinęli go jak brudny dywan. Widzieliśmy się ostatni raz w prosektorium. Wsunęli mu kartkę na sznurku  do ręki: „Zgon naturalny.” Cokolwiek to znaczy. Nic nie jest naturalne w umieraniu z mózgiem przeżartym chemikaliami i duszą, która biegła do mnie nago po zaśnieżonym osiedlu. Wyszeptał wtedy martwymi oczami: -- Wiesz… te myśli w dmuchawcu?  One wróciły. -- Ale nie moje. A ja, wychodząc, nie mogłem powstrzymać łez. Bo widziałem go, ale nie mogłem odzyskać tego, co w nim kochałem -- błysku w oku, ostrości i przenikliwości umysłu. Zostawiałem tam resztki mojego przyjaciela. Brata krwi.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...