Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

pamiętasz

jak zbieraliśmy kasztany
jesień utkała nam dywan
nie miałam obrączki welonu
lecz drzewa nas błogosławiły

w zakamarkach pamięci
pierwszy pocałunek
przystojnego chłopaka
z radosnym uśmiechem

dzisiaj zobaczyłam czoło
życie wyrzeźbiło bruzdy
ze wstydu spuściłam oczy
zamarłam i codzennie umieram

razem z tobą

Opublikowano

Dzięki Jagódko bardzo ciekawa zmiana i wcale nie zamotałaś, a wręcz dałaś dużo do myślenia i dziękuję za przeróbkę ten wiersz stawiał wiele znaków zapytania, więc zapewne skorzystam z niektórych pomocy:):):)

serdecznie i cieplutko

bestia

Opublikowano

bardzo fajnie z tymi okruchami bestyjko,
wiesz..tak mi się nasunęło, że przecież
my ludzie, często nie zdajemy sobie sprawy
z tego, że ktoś może posiadać o " kilo" więcej
doświadczeń życiowych niż my sami, to " kilo"
także często może pomóc w dalszych wyborach,
bądź stawaniem się dojrzalszym w poczynaniach,
mogą uczyć jak ta owa "rysa na czole" zdobywaniem
mądrości poprzez również cierpienia na drodze, a
'razem z tobą' iż nie jesteśmy w tym sami, w miłości
ludzkiej być może a nade wszystko boskiej,
to tyle o ile takie refleksje, J. serdecznie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czytam ten piękny wiersz po swojemu, wybaczysz?

pamiętasz

zbieraliśmy kasztany
jesień utkała dywan
bez obrączki welonu
drzewa błogosławiły

w zakamarkach pamięci
wspominam pocałunek
przystojnego chłopaka
z radosnym uśmiechem

dzisiaj na czole życie
wyrzeźbiło bruzdy
ze wstydu zamarłam
i codziennie umieram

razem z tobą

"okruchy życia" ...oglądałam film, ale nie tylko...
mam także własne "okruchy
i dlatego ten wiersz mnie wzruszył...
nawet nie wiesz jak bardzo ...
:)))
serdecznie pozdrawiam -
Krysia
Opublikowano

Bardzo fajnie mi się czyta. Trochę mnie drażnią zestawienia "w zakamarkach pamięci wspominam". "zamarłam - umieram"
Tylko nie wiem czy dla mnie koniec nie za poważny. To takie okruchy sentymentalne, każdy je w sobie nosi. Rodząc się niby każdego dnia powoli umieramy, ale może nie ma co tak tym epatować. No chyba, że to w zamyśle retrospektywa 80-letnia.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czytam ten piękny wiersz po swojemu, wybaczysz?

pamiętasz

zbieraliśmy kasztany
jesień utkała dywan
bez obrączki welonu
drzewa błogosławiły

w zakamarkach pamięci
wspominam pocałunek
przystojnego chłopaka
z radosnym uśmiechem

dzisiaj na czole życie
wyrzeźbiło bruzdy
ze wstydu zamarłam
i codziennie umieram

razem z tobą

"okruchy życia" ...oglądałam film, ale nie tylko...
mam także własne "okruchy
i dlatego ten wiersz mnie wzruszył...
nawet nie wiesz jak bardzo ...
:)))
serdecznie pozdrawiam -
Krysia

Krysiu ładnie to zmieniłaś dziekuję za pomoc i zabieram jeżeli pozwolisz, chociaż ostatnia strofa i tak mi jakos nie gra ale zapewne każdy nadaje na innych falach. Dzieki za pouczający komentarz i odwiedziny

serdecznie i ciepło

be
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



bardzo dziekuję za komentarz i pouczające rady, gdyż ,, wspominam" tutaj masz rację ale ba już ten wiersz edytuję kilka razy jednak zauważasz logiczny błąd za co jestem wdzięczny, co do zamarłam, to jednak niech tak zostanie, gdyż np nie chciała rozmawiać , albo po latach świat się odwrócił róznie można to interpretować ba cóz wszystko nie jest doskonałe

serdecznie

be

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
    • Alicjo. Tylko nie gniewaj się na mnie. Proszę.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...