Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Lux Aeterna cz. I, II i III


Rekomendowane odpowiedzi

I. Ecce Homo

Położyłem opasłą księgę na zakurzonym blacie i westchnąłem cicho. Kolejny tom, który nie zawierał dla mnie nic, co warte byłoby mojej uwagi. Usiadłem w zapadającym się fotelu, który kiedyś zapewne miał kolor burgundzkiego wina, a teraz był poszarzały i powygryzany przez mole. Niewidzącymi oczyma wpatrywałem się w dogasające w kominku polana. Nie przyszło mi do głowy, by w tę zimną noc pozamykać okna, które były pootwierane na oścież. Moje policzki musnął lodowaty powiew, sprawiając, że poczułem dreszcze na całym ciele.
Sięgnąłem po kartkę leżącą na podłodze. Rozpoznałem na niej pismo Suzan, zacząłem czytać drobne linie wykaligrafowanych liter, które w moim umyśle składały się na tekst tak dobrze mi znany. Przepraszała... Przepraszała tak od ponad osiemnastu lat, a ja nigdy jej nie wybaczyłem. Moje serce trawiła nienawiść, a żal osnuwał duszę, której i tak wiele we mnie nie zostało. Dziś moja samotność osiągnęła pełnoletność, dając mi do zrozumienia, że chce odejść. Byłem chorym tyranem, nie dałem jej uciec, w końcu dopadło mnie szaleństwo.
Każdego wieczoru zapadałem sie w aksamitny tunel czarnego światła, które dawało dawało mi jakieś znaki bym podażał w jego kierunku.
Były takie chwile, gdy z całą jasnością mego umysłu uczyłem się liter składających się w słowa przebaczenia. Wówczas klękałem na środku pokoju biorąc w dłonie Jej zdjęcie i błagałem Boga, by uzdrowił moją duszę od przeżerającej ją nienawiści, by zaniósł do Niej moje słowa, aby nie cierpiała za coś, co tak na prawdę jej winą nie było. Jednak takie momenty były rzadkością, moja świadomość coraz bardziej pogrążała się w perlistym mroku płynącym w moich żyłach.
Sam nie wiem, czy kiedykolwiek byłem w pełni człowiekiem. Może i funkcjonowałem jak człowiek, ale w głębi duszy czułem, że jestem tylko kukłą, którą ktoś stworzył by dać sobie odrobinę władczej mocy i zabawić się w Boga. Nawet nie czułem już bólu, moje ciało pokrywały pajęczyny blizn, które sprawiały że byłem jeszcze bardziej odrażający z wyglądu, a także z duszy, z zatęchłego wnętrza mego jestestwa. W pewnych momentach całkowicie traciłem panowanie nad sobą. Takie chwile ociekały gęstą, czarnawą krwią i miały metaliczny posmak. Myślałem wtedy na sensem istnienia czegoś takiego jak ja. Z każdą godziną stawałem się coraz bardziej podobny do tworów mej chorej wyobraźni. Na mój widok spękane lustro szeptało zjadliwe słowa "Ecce homo" i śmiało się, a jego śmiech trawił mój mózg i sprawiał, że coraz bardziej zapadałem się w otchłań szaleństwa.
Pewnej nocy, starając się pozbierać myśli, wyszedłem na skrzypiący balkon, który niczym język jakiegoś stwora, wyłaniał się ze ścian mojego domu. Stałem tam wpatrując się w miasto majaczące u mych stóp. I wtedy dobiegł mnie szloch. W pierwszej chwili zdawało mi się, że to mój chory umysł płata okrutne żarty, jednak z każdą sekundą ów płacz stawał się coraz bardziej realny, coraz bardziej materialny. W końcu przyszedł pod moje drzwi. Miał on postać szczupłego dziewczęcia o jasnym spojrzeniu blado błękitnych tęczówek, które teraz szkliły się od łez. Wpuściłem ją do środka niepewny tego co mogę zrobić, do czego jestem zdolny. Pośród bezkresu godzin, podczas których patrzyłem nań, moje serce jakby odtajało. Z niewidzialnych szczelin w moich opuszkach wypływała trucizna, która od lat mnie pożerała. Poczułem się wolny, tak cudownie wolny, jaki nie byłem od wielu miesięcy. Nagle zniknęła, rozpłynęła się w otaczającej nas ciszy. W jednej sekundzie trzymałem jej bladą dłoń, a za chwilę słyszałem kroki, które zaraz ucichły. Moje antidotum odeszło, a wraz z nią ukojenie jakiego zaznałem. Na powrót owładnęło mną szaleństwo, a lustro spoglądało na mnie i szeptało kpiąco:
"Ecce homo - semper fidelis"
...oto człowiek - zawsze wierny...



II. Dom popiołów


`20 lat wcześniej niźli toczyła się akcja "Ecce homo"

~*~
Leżałem na gołym materacu wpatrując się tępo w sufit.Czułem pulsujący ból pod czaszką i dziwną suchość w gardle. Serce biło mi w powolnym rytmie, jak zawsze, gdy się nie ruszałem. Zawsze zamykałem drzwi na klucz, by nikt nie wszedł do mojego pokoju. Nie znosiłem swojej rodziny i ich troski o mnie, a raczej o moje ułomne ciało. Nie chodzę, od urodzenia. Dzień moich urodzin stał się dla mnie początkiem powolnej agonii, która trwać miała latami…
Przejechałem dłonią po udzie, palcami rozpoznając blizny układające się w twarz pięknej dziewczyny. Wyryłem ją sobie, gdy po raz pierwszy pojawiła się w moich snach. Ostatnio już do mnie nie przychodzi, moje szare oczy nie spotykają spojrzenia jej czarnych tęczówek, nie słyszę w głowie jej głosu. Cisza zdaje się dla mnie jeszcze gorsza niż kiedyś, a sen stał się czymś nie pożądanym. Znienawidziłem go tak bardzo, jak kiedyś pragnąłem by mną zawładnął. Moje urojenia, w których byłem razem z nią stały się moją siłą, a teraz zniknęły, znów jestem słaby. Przejechałem opuszkiem po ustach „portretu” na mojej skórze. Miała karminowe wargi, gdy się uśmiechała odsłaniała białe, kształtne zęby, a jaj oczy… niczym dwa lustra… magiczne zwierciadła.
Miałem ochotę krzyczeć, krzyczeć tak głośno, by mnie usłyszała, gdziekolwiek jest. Chciałem dać upust tlącej się we mnie złości. Moje ręce mimowolnie zacisnęły się na brzegach materaca, zacisnąłem zęby, znów nadchodził atak. Czułem, jakby wlano mi w żyły roztopione srebro, które teraz parzyło każdą komórkę mego ciała. Nie wydałem z siebie żadnego dźwięku, w koło mnie nadal zalegała niezmącona cisza.Gdy ból ustał nadeszła chwila otępienia. Leżałem w bezruchu starając się uspokoić drżący oddech, w piersi biło mi serce w szaleńczym rytmie. Krople potu spływały po moim czole i policzkach, w końcu wszystko ustało.
Zamknąłem oczy, z całej siły starałem się by nie zacząć płakać. Byłem bezsilny. Czułem się jak marionetka w rękach boga, który wyrzucił mnie w kąt i zapomniał o moim istnieniu. Zdawało mi się, że stworzono mnie tylko po to, by patrzeć jak się męczę. Chciałem zasnąć i znów we śnie ujrzeć jej twarz. Była moją oazą… Czemu odeszła?! Czemu…? Samotna łza spłynęła po moim policzku i zniknęła w łuku ust. Szybko starłem mokry ślad z mojego policzka by oszukać samego siebie. Nie mogłem płakać, nie mogłem! Chciałem być silny,pokazać wszystkim, że nie jestem kruchym chłopczykiem, którym trzeba się wciąż opiekować. I mimo, że tak właśnie było…
Ciszę przerwało czyjeś wołanie dochodzące zza okna.Uniosłem powieki i spojrzałem w tamtą stronę, ujrzałem moja matkę, która krzyczała coś do ojca. W duszy przekląłem ją, za to, że przez nią ta namacalna i błoga cisza, która mnie tuliła zniknęła.
Wziąłem do ręki książkę leżąca na szafce i otworzyłem na pierwszej lepszej stronie. Przeczytałem słowa układające się w pierwszy akapit:
I wznosił się na wzgórzu Dom Popiołów górując nad miastem. Przez ogromne okna ziało szarawe światło, co dziennie, o tej samej porze w jednym z okien stała niewiasta o czarnych oczach i atramentowych włosach, a z jej karminowych ust wypływały słowa pieśni: Lux Aeterna, Lux in tenebris, Memini tui, memento mei…Lux Aeterna. Nikt odgadnąć nie mógł, co owe słowa znaczą. Wciąż śpiewała tylko ten fragment czarnymi tęczówkami wpatrując się w dal. Królowa Domu Popiołów co u swych stóp mając cały świat pragnęła jednej, jedynej osoby…
Gwałtownie zatrzasnąłem książkę i cisnąłem nią w kąt pokoju. To była ona! Byłem tego pewien. Dziewczyna z moich snów mieszkała w Domu Popiołów, który nigdy nie istniał i istnieć nie będzie. Wymysł autora owej książki, nic więcej. Jedna wielka bujda!
Przejechałem opuszkami po udzie natrafiając na blizny, w mojej wyobraźni twarz dziewczyny,którą wyryłem na swojej skórze była piękna, lecz tak naprawdę to były tylko blizny. Pajęczyna blizn, która dla kogoś miała wygląd nader obrzydliwy.Poczułem jak gorąca ciecz spływa po moim udzie i dłoni, uniosłem rękę przed oczy i zobaczyłem krew. Sączyła się ona z „portretu” dziewczyny z moich snów.Nie wiedziałem co się dzieje, przecież już dawno rany się zabliźniły. Przecież minęły trzy lata! Zadrżałem i zacisnąłem powieki myśląc, że uroiłem to sobie. I wtedy poczułem ból w nogach. Nie wiedziałem jak to możliwe. Przecież nie mogłem czuć tam bólu, nie mogłem! Byłem sparaliżowany! Nie… Ja chyba wariuję…

Bałem się tego, co może się stać, gdy okaże się, że jednak mogę chodzić. To była dziwne, jednak taki stan rzeczy mi odpowiadał. Uważałem, że chodzenie jest czymś obrzydliwym, czymś co plugawi człowieka.
Czułem się wolny pozostając we więzach własnej ułomności, czułem się szczęśliwy w takim właśnie więzieniu.
- Nie dziś... - wyszeptałem. - Dziś niech będzie jeszcze tak, jak do tej pory. Jutro będzie dobry czas na zmiany...


III. Ukojenie marionetki

vivere militare est [łac. życie jest walką]


Zamknąłem oczy i wyłączyłem się. Nie myślałem, nie czułem, nie byłem... Marionetka, jaką czynili mnie wszyscy w koło, jaką sam chciałem być.. Chciałem nawet uciszyć bijące w mej piersi serce, nie umiałem jednak. Dziwne...
Mój spokój nie trwał długo; ciszę przerwał odgłos otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do pokoju, od razu poczułem ciężkie perfumy matki.
- Po co przyszłaś? - zapytałem nadal nie otwierając oczu, by nie odpędzić owego stanu sprzed kilku chwil.
- Chciałam zobaczyć czy u ciebie wszystko w porządku... - Jej głos był zalękniony. Bała się, dobrze o tym wiedziałem. Bała się mnie. Swojego okropnego syna, który tylko wprowadza niepokój i strach do jej domu.
- Chyba widzisz, że tak. Teraz możesz wyjść. - Nie starałem się być nawet odrobinę uprzejmy.
Gardziłem nią, tak samo, jak pogardzałem tym domem, tym pokojem, a nawet tym łóżkiem i ubraniami, które miałem na sobie. Wszytko to było nic nie warte i puste. Spojrzała na mnie przelotnie po czym opuściła mój pokój, znów otuliła mnie jedwabista cisza. Powoli, bardzo powoli zapadałem się w nicość otępienia. Moje ciało na jakiś czas przestawało być więzieniem, dusza ulatywała gdzieś wysoko, ponad to wszystko, co mnie otaczało. Zaczynałem zasypiać, silne ramiona Morfeusza ciągnęły mnie do siebie, a ja nie opierałem się. Nie miałem na to siły...

***

Silny podmuch wiatru, który wdarł się przez otwarte okno, owiał moją twarz. Zbudziłem się pozostawiając za sobą światek sennych marionetek, w których ja, JA, byłem ich panem. Zadziwiające, jak władza, nawet taka we śnie, może uszczęśliwić człowieka.
W pokoju panowała nieprzenikniona cisza, wszelkie dźwięki zdawały się jakby wyłączone, nie słychać było mojego oddechu, ani bicia serca. Tylko cisza... Coraz częściej zastanawiałam się nad tym jak by to było, gdybym mógł chodzić? Kiedyś tego nie chciałem, dziś już mi to obojętne. Czy wówczas bardzo zmieni się moje życie? Nie. Chociaż... Gdybym mógł chodzić, odnalazłbym ową dziewczynę. Ale co zrobię, gdy okaże się, ze nie jest taka idealna jaka być powinna? Nie, wolę pozostać w swoim świecie i myśleć o niej, o moim ideale.
Czas płynął leniwie. Minuta, po minucie mijał kolejny dzień. Dla kogoś mógłby on być wyjątkowy. Mogło się dziś zdarzyć wiele rzeczy. Jednak dla mnie to był tylko kolejny dzień do kolekcji poprzednich sześciu tysięcy czterystu trzydziestu pięciu dni, które przeżyłem. Choć może powinienem powiedzieć 'przeegzysowałem" ? Nie wiem jednak czy w ogóle jest takie słowo... Mój mały światek w ciągu tych niezliczonych godzin i dni zmieniał się radykalnie.
Gdy byłem dzieckiem miał on kształt zamku z lodu po brzegi wypełnionego ciszą i samotnością. W wieku trzynastu i czternastu lat żyłem w górach, wysoko ponad wszystkimi, gdzie zawsze panował niezmącony niczym spokój. Potem nieświadomie podążałem w kierunku Domu z Popiołów, do mojej ukochanej. Obsesyjna miłość, do kogoś, kto nigdy nie istniał, zdaje się być piękna i odrażająca zarazem. Tak samo jak ja.
Ach, gdybym tylko wierzył w tej właśnie sekundzie wołałbym do Boga. jednak nie wierzę, co czasami jest trochę uciążliwe, bo nie mogę, tak jak to robią ludzie wokoło, zwalić wszystkiego na Opatrzność. Uważam, że to jest trochę żałosne. Człowiek, który nie potrafi uporządkować swojego życia i zdaje się tylko na łaskę Tego z góry jest niczym innym tylko zwykłą marionetką. Nie, nie taka jak ja. Ja jestem nią... hmmm... można powiedzieć, ze z wyboru, oni - z braku innego wyjścia. Dla mnie taki stan rzeczy jest korzystny i zadowalający, dla nich upokarzający. Ja jestem nadal człowiekiem, choć większość w to wątpi, oni już nimi nie są, stali się pionkami w rękach Najwyższego. Miałem teraz ochotę poprosić go o więcej ciszy, bym mógł w niej zatonąć, zatracić się w niej. Powstrzymałem się jednak...
Ból, który czułem cały czas, i do którego przywykłem zaczął się nasilać. To też było dla mnie normalne. Bolało zawsze. Raz mniej, raz więcej, ale teraz zaczynało być za dużo. Czułem jakby ktoś wbijał w moją skórę miliony rozgrzanych igieł, które paliły moją skórę. Zacisnąłem żeby by nie krzyczeć. Cała siłą woli powstrzymałem się od tego, choć ból był tak wielki jak jeszcze nigdy. I wówczas poruszyłem nogami. Widząc to już nie powstrzymałem krzyku. Byłem przerażony. Kilka sekund potem do pokoju wpadła matka ciągnąc za sobą długi sznur ciężkiego zapachu różanych perfum. Patrzyła na mnie pełna lęku. Leżałem na łóżku, a raczej miotałem się po nim, nie tłumiąc już bólu i krzyku. Uklękła przy mnie i położyła mi dłoń na czole. Momentalnie wszystko ustało. Słychać już było tylko mój spazmatyczny i urywany oddech, szybkie bicie serca i jej uspokajający głos. Zatraciłem się w nutach jej szeptu, szukałem w nich ukojenia i ciepła. Znalazłem je. Po raz pierwszy w życiu byłem bezpieczny. Nie liczyło się czy ten stan będzie trwał jeszcze minutę czy już cały czas. Liczyło się tylko tu i teraz.
Czułem jej ciepłe dłonie na mojej zimnej skórze. Zamknąłem oczy pozwalając jej ciepły wniknąć we mnie. Przywołała do mnie krople snu, które niczym deszcz spływały na moje ciało, aż do momentu, gdy całe nie było nim osnute. Wówczas i mózg pogrążył się we śnie. Śnie, w którym pełno było uspokajających szeptów i ciepłych dłoni dotykających zimnego ciała marionetki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekst do porządnej korekty, ale Demoniczna Panno...!Łał...! Uf...! Łał...! Jej...! Czytałem mając podkład z tytułowego utworu...( bo "Światłość wiekuista" doczekała się licznych interpretacji) Łał! Umiesz pisać, tworzyć klimat i mrugać oraz wyginać śmiało ciało przed czytelnikiem...Ja,Ecce Homo XXL ( czyli przedstawiciel błaznów przyszłości) szczerze Ci gratuluję debiutu...( nawet jeśliś Lucek)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...