Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

życiorysa


Rekomendowane odpowiedzi

Miłość trwała jest nienormalna???!!! W życiu nie słyszałam większej i żałośniejszej bredni!!!

Przesyłam kilka wierszy - nie moich! - na ten temat (bo jeśli podeprę się książkami psychologów, to znów usłyszę, że książkowa wiedza jest nieżyciowa, a życie mnie przerasta - czy coś w tym stylu).

Moja pierwsza miłość

Wtargnęła we mnie kwiatem,
w purpurze talerzykowatej powabni,
okolonej bielą korony płatków.

Cudowność kwiatu
wyrwała ze snu moje jestestwo,
podniecający zapach - przyspieszył oddech.

Owadom moich pragnień
nie pozwolił zebrać z siebie
wszystkich miododajnych pyłków.

Czas - okrutnik
postrącał kwiatu płatki
i unicestwił woń.

Na łodyżce pozostał
szary czerep zasuszonych pręcików,
przypominający kaktusa.
Pielęgnuję tę odmianę kwiatu
pieczołowicie.
(Przez całe życie).


Zbigniew Kurzyński
(urodzony przed wojną, a wiersz napisał w ubiegłym roku)

Szczęście
dla P. T.

[M. Roberts, Lacrymae rerum:

W przyszłym tygodniu masz urodziny
za rok pewnie
już cię nie będzie]

Być tą brzydką Angielką - chudą, podstarzałą,
niezbyt dobrą poetką; mieszkać w letnim domu
ze stygnącym mężczyzną (serce czy rak nerek -
przyczyny nieistotne). Wnosić mu po schodach
(wąskich, zawilgłych schodach) tacę ze śniadaniem
i siebie. Pisać: "W przyszłym
tygodniu - bzyk muchy -
- masz urodziny - znowu - za rok pewnie - krzyczy
z bólu - już cię nie będzie". Iść do niego. Głaskać.
Leżeć z nim w wannie, płacząc. Patrzeć, teatralnie
ale przecież prawdziwie, przez okno na drzewa.
Mieć za sobą te lata, te listy, te flamy,
znać numer kołnierzyka, buta, obwód głowy.
Nie umieć się obejrzeć za innym mężczyzną.
Używać tamtych zwrotów, pieszczotliwych imion.
I udawać, że wcale nie jest gorszy w łóżku,
mając w pamięci tyle miejsc, razów, sposobów:
w hamaku, w soku z jagód, w pociągu pędzącym
z Wenecji do Nicei, na biurku wydawcy,
w bocznej salce muzeum. Przyjmować wizyty
przyjaciół i lekarzy. Kręcić kogel-mogel.
Nie móc udawać dalej i dalej udawać.

Lecz nade wszystko wiedzieć, że wszystko, co było
nie mogło, nie powinno być inaczej, z innym,
gdzie indziej, kiedy indziej - to właśnie jest szczęście.

Widziałeś całość. Teraz odchodzisz, powoli
skubiąc liście z gałęzi. Ktoś zasłania lustro,
ktoś dzwoni, ktoś rozmawia. Taca. Wanna. Łóżko.


Jacek Dehnel
(napisał ten wiersz o prawdziwych ludziach, "widział całość" na własne oczy).

Wspomnienie

Mimozami jesień się zaczyna,
złotawa, krucha i miła,
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
która do mnie na ulicę wychodziła.

Od twoich listów pachniało w sieni,
gdym wracał zdyszany ze szkoły,
a po ulicach w lekkiej jesieni
fruwały za mną jasne anioły.

Mimozami zwiędłość przypomina
nieśmiertelnik żółty - październik.
To ty, to ty, moja jedyna,
przychodziłaś wieczorem do cukierni.

Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
w parku płakałem szeptanymi słowy.
Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny,
od mimozy złotej majowy.

Ach czułymi, przemiłymi snami
zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
jak tą złotą, jak tą wonną wiązanką.


Julian Tuwim
(napisał ten wiersz dla żony jako leciwy już człowiek)

Już kocham cię tyle lat

Już kocham cię tyle lat,
na przemian w mroku i w śpiewie,
może to już jest osiem lat,
a może dziewięć - nie wiem.

Splątało się, zmierzchło - gdzie ty, a gdzie ja,
już nie wiem - i myślę w pół drogi,
że tyś jest rewolta i klęska, i mgła,
a ja to twe rzęsy i loki


Konstanty Ildefons Gałczyński (dla żony, oczywiście)

Wenus
Żonie

(1)
Tobie grają wszystkie instrumenty,
ciebie wiatr na ziemię z nieba przeniósł
i ku oczom twym po ścieżkach krętych
idę w dzień i w noc, o pani Wenus.

(2)
Tłumacząca wszystkie sny w sennikach,
sekret wszystkich spotkań i zaręczyn,
wszędzie jesteś: w kwiatach i w świecznikach,
palcem tkniesz: i tańczy świat, i dźwięczy.


(3)
Po jarmarkach, zadymionych placach
też przechodzisz, śmiejąc się i kwitnąc,
ciągle cień twój odchodzi i wraca,
w ręku chustkę trzymając błękitną.

(4)
Nawet ślepcy widzą cię nocami,
głusi słyszą, chorzy wznoszą głowy,
kiedy lekko stąpasz ulicami,
gdy sprowadza cię wiatr południowy.

(5)
Każdą raną palec twój zabliźni,
każda sprawa będzie rozwikłana.
Z krzykim biegną ku tobie mężczyźni
wylać gorzkie łzy na twych kolanach.

(6)
Świece im zapalasz. Przez ogrody
wiedziesz ich, gdy śpią, nad złote rzeki
i codzienne, takie ciężkie schody
jakże im się znów wydają lekkie!

(7)
Wszystko zmienia się na twoje przyjście,
kiedy pierścień twój zaświeci nocą:
ptaki budzą się. I szumią liście.
I na niebie srebrne gwiazdy wschodzą.

(8)
Więc dla ciebie, Wenus, tron w szkarłatach,
rzeźba, wiersz, gramofonowa płyta
i ten dźwięk na wszystkich mostach świata
zakochanych, siedmiostrunnych gitar.

(9)
To dla ciebie, Wenus, na twą chwalą
pory roku idą rząd za rzędem:
wiosen szum, zim plecy białe,
letnie góry i trąbki jesienne.

(10)
Bo ty jesteś ta, która w nas mieszka
i prowadzi nas jak marsz weselny;
bo ty jesteś śpiewająca ścieżka,
krzyk ostatni i zachwyt śmiertelny.


Znowu Konstanty Ildefons dla swojej jedynej Natalii.

Siódme niebo
(I)

Zima była, gdy wysiadłem z autobusu
i rzuciłem się w twoje ramiona,
i twych włosów, twych wieczornych włosów
ogarnęła mnie woń niezmierzona.

Księżyc zniżył się, błysnął nad klamką,
potem odszedł i wplątał się w drzewo.
Pierścień nocy nad nami się zamknął
i zaczęło się siódme niebo.

(II)

Choć godzina trochę późna,
jeszcze świecą twoje okna,
więc wołamy: - Hola, wpuść nas,
wpuśćże nas, zielonooka -

nie będziemy spać na dachu,
otwórz drzwi i wprowadź w nocy
w twe mieszkanie pełne ptaków,
ryb w akwariach, świec płonących.

Przelecimy przez pokoje
wiatrem, walcem, tłumem szumnym,
ozłocimy loki twoje
dźwiękiem gitar siedmiostrunnych.

(III)

To było wieczorem w Europie,
może w Holandii, może w Belgii,
gwiazdy lśniły jak lampki na grobie
i szumiał wiatr. Taki wielki.

Bo już jesień grała, coraz szybciej,
na akordeonie złotym
i leciały nad dachami skrzypce,
liście, klarnety i fagoty.

A gdy deszcz bulwarami popłynął,
zaczynała się chwila szalona.
Bo na przedmieściu było male kino
(i pamiętasz? - kasjerka Simona).

I wieczorem każdym po ciemku -
i wieczorem każdym jak requiem,
z tulipanem czerwonym w ręku
przez bulwary do ciebie biegłem.

A tam było jasno w małym kinie...
Ej, wesoło w kinie "Olimpia"!
Piękny kwiat najpiękniejszej dziewczynie -
to dla ciebie ten czerwony tulipan.

Ja dla ciebie bym truciznę wypił,
chcę być z tobą duszą i ciałem -
l wyrzucali mnie z tej "Olimpii",
bo za głośno o miłości krzyczałem.

Ale raz, rozpaczy na przekór,
przyszła noc najwyższa, natchniona.
Coś się stało: cud w XX wieku -
poszłaś ze mną ty, nie Simona.

Wtedy dłoń twą wziąłem w dłonie moje,
w oczach naszych wieczny blask zaświecił
i przez świat obłąkany od wojen
szliśmy razem jak dwoje dzieci.

(IV)

Ty jesteś najpiękniejsze zwierzęta,
włosy twoje o świcie są modre,
tyś wysoka jak bandera na okrętach,
do oddechu twojego się modlę.

Tobiem wszystkie zbudował instrumenty
wszystkiem owoce zniósł, wszystkie kwiaty,
ciebie ścigam przez wszystkie firmamenty,
wszystkie światy, wszystkie klimaty.

(V)

Zadzwoniły zausznice z miedzi,
zadzwoniły jak dzwony Bizancjum,
wicher śnieżny za oknem zabredził
nad Grenoblą, nad górzystą Francją.

Na paznokciach twych, na włosów splotach,
ptaki światła gubiły swe pióra.
Nagle ptaki zgasły. Ciemnozłota
nadciągała miłość jak chmura.


To też Zielony Konstanty dla Srebrnej Natalii w niemłodym już wieku obojga
(pisał przez całe życie tego rodzaju wiersze dla żony, jest ich mnóstwo; zawsze i wszędzie chadzali razem, nigdy osobno).

Czy wszyscy ci poeci są według Ciebie nienormalni??? Bo kochali? Dlatego???

Salwador Dali i jego żona Gala bardzo się kochali i byli ze sobą namiętni przez całe życie, dopóki Gala nie umarła; wtedy Salwador przestał jeść, nie mógł, chociaż przez całe życie był smakoszem i znanym łakomczuchem - umarł z rozpaczy i głodu w niedługi czas po Gali. Ale cena się opłaciła.
Giullietta Masina i Federico Fellini bardzo się kochali przez całe życie. Kiedy Federico zmarł, Giulietta przestała gdziekolwiek bywać i z kimkolwiek utrzymywać kontakty, a w niedługi czas potem odeszła za nim. Zazdroszczę jej.
Wszystkim tym ludziom zazdroszczę. I nie czuję się z tego powodu nienormalna. Wprost przeciwnie!
Znam też sporo kochających się małżeństw z autopsji, są wśród moich znajomych (jednym z nich jest małżeństwo Zbyszka Kurzyńskiego, którego wiersz przytoczyłam na szczycie). Tu na Orgu też jest kilka co najmniej osób, które bardzo kochają swoich współmałżonków od wielu lat.

No tak, ale co tu gadać, kiedy ktoś, kto nie jest zdolny do takiego uczucia, i tak zawsze powie, że to niemożliwe, udawane albo wręcz nienormalne. :-)
Jeśli naprawdę tak Ci się wydaje i nie mówisz tego przez czystą przekorę, to znaczy tylko tyle, że nie potrafisz kochać, nie rozwinąłeś w sobie zdolności takiego uczucia i nie znasz go. Tylko tyle.
To denerwujące, ale to nie Twoja wina. :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 41
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ja nie napisałem, że jest nienormalna, a przynajmniej nie w sensie kuku na muniu :)
Stwierdzam co najwyżej, że taka od pierwszej, tzw. szczenięcej miłości jest rzadkością.

Pozwól, że skupię się na Gałczyńskim bo czytałem kiedyś o nim pamiętniki Natalii, czyli: jego córki.



Ja właśnie o tym: "To było wieczorem w Europie, może w Holandii, może w Belgi" - w każdym razie któregoś wieczoru dzwonek do drzwi Natalii (ojciec Konstanty zdaje się już nie żył). Natalia otwiera, a przed drzwiami czarnoskóry chłopiec mówi: "Jestem twoim braciszkiem"

Ależ popieram to, że kochali... wiele kobiet :)

Oj, kto wie, czy porównanie kto kogo wierniej kochał i kocha nie wypadłoby w większości tutejszych przypadków na moją korzyść? ;)


kocham cię szumią drzewa
kocham cię wieje wiatr
kocham cię ptaszę śpiewa
kocham cię cały świat
i ani słowa - o nas

kochajcie drzewa słońce
wietrze kochaj powietrze
ptaszku śpiewaj swej ptaszce
kominy odwiedzaj wietrze
a nas... ciszy zostawcie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, jaki piękny wiersz! Twoje najprostsze liryki są najcudowniejsze! Zawsze tak było! Te melodyjne, piosenkowe, pozornie naiwne, z nieoczekiwaną puentą lub refrenem, który nagle sięga tak głęboko w jakąś bezdenność, nieokreśloność, nieczasoprzestrzenność! Dziękuję!

Sorki, że się znowu uniosłam. Nieuleczalna choroba: emocjonalność. Nadmierna zaangażowywalność w życie:-)
Każdy ma prawo do własnych poglądów, a ja na tle "zblazowania w niemiłości" jestem przewrażliwiona, jak już pisałam. Po prostu za dużo słyszę o tym różnych bredni (ale to nie jest pite do Ciebie, naprawdę).
Poza tym zgadzam się z tym, że rzadko pierwsza, szczenięca miłość bywa również ostatnią. To rzeczywiście rzadko spotykane i wcale niekonieczne do szczęścia.
(Tyle, że ja tych szczenięcych miłostek nie nazywam miłością - może stąd całe nieporozumienie).

A co do Gałczyńskiego i Murzynka... ;-))) Nie wiem, jak to tam było, wiem tylko, że żonę kochał bardzo. Niektórym ludziom to nie przeszkadza zażywać życia i przygód z innymi partnerami seksualnymi... Czy Gałczyńskiemu też nie - tego nie wiem i nie ma to dla mnie specjalnego znaczenia. (Ale podejrzewam, że kiedy był na spirycie, to nic mu nie przeszkadzało, bo ten "uduchawiacz" tak na niektórych działa; to jednak nie znaczy, że nie kochał żony).
A Kirę znam osobiście, mieszka w Aninie i bywa na naszych imprezach w tamtejszej Bibliotece. Nigdy nic nie mówiła o żadnym Murzynku. Natomiast ma żal do ojca o wiele spraw, jak to dzieci do rodziców czy też w ogóle bliscy do bliskich; Konstanty był alkoholikiem, jak wiadomo, więc żywot z nim nie należał do łatwych. On zresztą dobrze wiedział o tym.

Dzięki za odpowiedź. I pozdrowieństwa.
Oxy. :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



×
×
  • Dodaj nową pozycję...