Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'codzienność' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 17 wyników

  1. Zimny poranek Piec zaprasza na gorącą herbatę Ciało zastanawia się Czy już uruchomić Codzienność
  2. Jestem pusta. Nalej mi wina, może wypełni mnie życiem, na chwilę będę tamtą dziewczyną, uśmiechnę się. Pobiegnę gdzieś, obejrzę coś, coś wymyślę. Nalej mi wina. Może pozwolę się dotknąć, zatańczę. Napiszę wiersz, zaśpiewam piosenkę, wypełnię ciszę. Nalej mi wina!
  3. Rutyna Dojrzałym ludziom nie wypadaByć niedojrzałymi w dojrzałych sytuacjach Mylić Sokratesa z PlatonemI chodzić w wygniecionych koszulach Wolno im za to czynić toCzego etykieta nie zabraniaAle tylko do dwudziestej drugiejPotem cisza nocna uśpi ich myśli Które wstaną równo o piątej trzydzieści Razem z nimi do pracy tylko po toBy ten sam dzień przeżyć raz jeszcze
  4. Zatrzymaj się. Dopiero wtedy zobaczysz ciszę I samotność. W codziennym transie Nawet nie słyszysz, Jak łzy ci mokną. Moją kotwicą Była pusta tablica. Ktoś starł mi życie gąbką, Kiedy zdołałem równanie uprościć I wszystko sprowadziłem do miłości. Zły wynik. Nie zdałem. Wtedy się zatrzymałem.
  5. Świat tonie markotnym deszczem. Koszmary jawią się jawą, A marzenia strawą, Bez przypraw do tego jeszcze. Przechodnie patrzą nie patrząc. Oddech miarowo świszczy Szukając w stratach korzyści, Które na końcu nic nie znaczą. Kilka łabędzi zostało. Trzymały się z dala od brzegu. Zmęczony nie zwolnił biegu. Czasu tak mało. Pustynia samotnego gońca, Martwe kwiaty słów I rany znów. Pustynia stworzona przez słońce.
  6. Wyblakłe obrazki w wyblakłych witrynach i wszechobecny zapach buraków dym biały, jakby ledwo co papieża wybrano a jedyne czego tu doświadczysz to papierzaki. Dwie twarze owite blond kosmykami To matka z córką - bardzo podobne Palimy? Pytają, a mnie konsternacja dopada Nie palimy, A, bo zapalniczki szukają Jakby dymu brakowało w powietrzu. cegiełkę chcą dołożyć do pejzażu miasta to nic, że (przeze mnie) niewyczekiwaną może ktoś inny lubi się dusić? Przecież w przeciwnym razie by stąd wyjechał
  7. Piątek. Wstałem śpiewem podniesiony Smsy, zmiany planów, jedynie maszynka jest wierna Cholerny autobus, oczy w szybie, znowu jadę Mierzę buty, mierzę spodnie Szelek nie znalazłem (fajnych) Młoda z randkowego daje znaki Nie wiem po co mówię „tak”. Chcę się spotkać? Raczej nie… Naleśniki znów się śmieją… I jest po nich Zerkam w netflix, skaczę w tiktok, znikam – pstryk! Sobota. Pięć papierosów, trzy kanapki Resztki soku, sms-y Dźwigam problemy z telefonów Dlaczego dziś muszę być ojcem wszystkich? Frytki z sosem, trochę serów Znowu leżę, może kawa? Kasuję randkę, kasuję ten tekst A, wrzucę coś na portal, jak zostanie… I jest niedziela, ludzie robią obiady...
  8. Mój tramwaj - torby pogniecionych twarzy autobusy cukierkowych blondyn maźniętych na czarno Ciasno tu od pustki, kubki ze Starbucksa Ciągle wożą się tylko miejscowi (ja czasem też) Ale wiem dobrze gdzie mój przystanek Pozerzy, lalusie, żule Wciskam przycisk „akceptuj” jak w biletomacie Nie lubię, ale jechać chciałem Obcy dla obcych, choć mówią, że stąd I tak oddycham, a serce stuka swoje Tupię z lekka uśmiechem, segreguję U siebie w bramie, u siebie wśród kelnerów Układam to miasto jak chcę +++ Weź coś zjedz, nie połykaj kija Lubisz sadzone? Rozbij to jajko Przetnij na pół i zacznij swą ucztę Od środka smakuje najlepiej trochę pieprzu, trochę soli A teraz rozpłyń się jak żółtko
  9. Ukradkiem od niechcenia przysiadł przy stole szary człowiek, istota nie pozorna, wszystkim znana, dość skromna, lubiana czy nie ? Niby widoczna lecz cierpi. Wszak szarego człowieka codzienność dotyka, a patrząc na owego człeka świat oczy zamyka. Nie chcąc wcale patrzeć na jego żale wiedzieć o nich czy ich czuć, toć to zwykły chuć. Dla życia ważna tylko rodzina, czas w gronie bliskich co dobrze przemija, portfel i materialna zdobycz wokoło tak by tylko życiu było wesoło. Nie pomyśli życie co zrobić dla człeka i szybko gdy spotka, omija, nie zwleka. Traktuje go jak powietrze a on cierpi choć nie chce, Pomocy znikąd otrzymać nie może. Dopomóż mu Boże. Bo tak już na świecie bywa ktoś musi wygrać, a ktoś przegrywa, a ci na szczycie z braku czasu i chęci, zapominaj by mieć innych w pamięci. Więc dzień w żalu i bólu przemija. Nie ma chleba, znikła rodzina. Szary człowiek zagryza swe wargi, ucieka od życia w ręce kochanki. A ona złudną wszak jest ucieczką kusi kłamstwem, a macha z trucizną chusteczką. Człek wie, niegłupi lecz oko przymyka, woli umierać powoli bo życia codzienność gorzej dotyka.
  10. Śniadanie zagryzam papierosem, a obiad kawą. Na kolację piję polską herbatę, wódkę. Wieczorami wznoszę wysoko dłonie, naga szukam guzów i modlę się do siebie. Siadam przed lustrem, ale nie mogę zobaczyć w nim żadnego odbicia. Nocą walczę ze smokami, by później bandażować poranione ręce i wymyślać niestworzone historie. Dzwonię do wszystkich swoich błędów o trzeciej nad ranem. Przepraszam, przeklinam i wyznaję winy. Zanim pierwsze promienie słońca spłyną ciężko po łóżku, unoszę się w górę, jako zupełnie nowy człowiek, by o poranku, drżącymi dłońmi, znów wyciągnąć zapalniczkę.
  11. Płacz … Łzy ślepca spadały na dno Łzy, które wiele widziały… Przez myśli proroka przepłyną By rozsądku splamić się winą… Łzy, które liczne rozdziały Związały w powieść zbyt ładną… … Dzieci rozpaczy, Zastygłe rany, Wy, tłumione we wnętrzu, Wy, na policzkach kobiet; Na duszach mężczyzn… … Jakaż kropla to pomieści? I śmierć, i miłość, i zdradę… Wasza wolność – oczyszczenie, Które topi tę dekadę Łzy – patronki mej boleści… …
  12. Rozmywają się chmury, wiatr pierwszego oddechu pompuje wspomnienia. Ubieram mundur na spojoną skórę i tańczyć zaczynam. Zbliżają się czołgi, 1...2...3...70 w każdej minucie, drgania ich życia mego bronić będą. Zatruty tancerz bez muzyki, bez publiki skończyć choreografii dziś nie zdoła. Sceny już nie ma, materiał na nową utknął w synapsie. Zbliża się burza. Strzał z parasola zabija dźwięk silników. Wycieczka do piekła zawsze kończy się w niebie. Sznury pękają, spoiny gładkie. Rozmywają się chmury... Aż czołgi się zatrą
  13. najczęściej ranią mnie te słowa niewypowiedziane rzucane spojrzeniem rozrywające od środka pustym echem wspólnych dni najczęściej oczy opuchnięte są od łez których nie widać zduszonych w zarodku tych nieśmiałych na pozór silnych najczęściej czuję się samotna kiedy jesteś w domu a powietrze pachnie tobą w zachwycie wtedy nie czuję dotyku nawet twój oddech mnie nie otula
  14. Ciężko się zmusić do myślenia Gdy wkoło wszystko wrze Spokój to tylko pobożne marzenia Przychodzi rzadko, głównie we śnie. Rodzicielstwo to ponoć życia spełnienie A dla mnie to wieczne przesilenie Z miłości dawać chcę i potrafię chyba A i czułości dużo mam w zapasie Lecz ta codzienność praca, dom i pranie czasu nie zostaje ani na zabawę ani na kochanie a tym bardziej na pisanie A czas? Czas za... nieubłaganie.
  15. Sztormem targane moje życie kontrolę nad nim tracę już o świcie a nim noc przyjdzie do snu mnie zaprosić muszę złe myśli z duszy mej wygonić bo tylko serce mając jak śnieg czyste bez strachu oddam się w ręce Orfea by przez te chwile gdy jestem wszechmocny być tylko sobą - bez maski istnienia wtedy poznaję prawa świat tworzące zgłębiam tajemnic krocie niezliczone mędrcem i dzieckiem jestem w jednej chwili klejnoty cnoty zdobią moje skronie lecz gdy sen chłonie mnie bez oczyszczenia najgłębsze kręgi piekieł są mym domem i wtedy pragnę tylko zapomnienia o tym kim jestem i jak marnie spłonę a wkoło tańczy widmo bezsilności i straszna ciemność co wszystko zakrywa duszę pożera z serca krew wypija głupota ludzka która nie przemija
  16. Nie ma go a jest Dywan wycisza przytłumiony krok Roześmiany jak dziecko przyciska mnie do serca ramieniem bodyguarda Pachnie czym pachniał Oddycha 2.01.2018
  17. Hej, mam pytanie i w zasadzie prośbę. Czy wie ktoś co Różewicz pisał o codzienności w swoich wierszach? Na razie wiem tylko, że "Walentynki" odnoszą się do codzienności współczesnej, ale jakieś inne wiersze o codzienności? Z czasu wojny, po wojnie, w XX wieku? Błagam o pomoc.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...