Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'poezja' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. grzegorz-kot67@o2.pl

    Liryka

    Litera po literze, wersem wspomóż zwrotkę, utkaj płoche sylaby - cokolwiek przypudruj. Złapiesz rymy do pary i rytmy cierpiące, całość smakiem zespolisz jak w śliwkowym strudlu. Co wyszło - powiedz? To moja spowiedź. Słowo biegnie po słowie, czy melodią zagra? Pytanie semantyczne... próba cel wymusi. Wierszyk w swym majestacie, gnaj zwierzyno stadna, człowiek w twórczym więzieniu a w dłoni mam kluczyk. Czytam... raz, drugi, nie mój, a cudzy! Kompozycja do kosza - następne podejście, wena w cyklu tożsama, czy makijaż zmienić? W innej szufladzie duszy, pogrzebię za bezcen, trzeba by, zaczarować kolejne A4. Pióro - atrament, kropką spętane. "Słowo jest czyste. Nieczystość zdania to już zasługa pisarza." - Valeriu Butulescu.
  2. Agacie To był ostatni bluff Ocenić to czego się pragnie Wracającym podziemiami dworca Przyznać się przed własną duszą Niebo ma fantazyjny kolor i kształt Samochody wyją do godziny szczytu Idę przed siebie i wszystko powiewa Nie wpadnę już na herbatę z Herbertem Niech to czego nie dosięgamy dłonią zastąpią zwykłe gesty i rozmowy Nie mogłem się ugiąć tak długo przed światem A teraz sam proszę Czy naprawdę tego chcesz? A może wiersz jest jak mgnienie oka? Oczywiste rzeczy mogą być bardziej złożone Pod powierzchnią są królewsko czerwone Nie tracić minut na letarg otwartych powiek
  3. ciepłe.słowa

    Rozmowa

    Nasza rozmowa, Godziny spędzone razem, Tęsknota za sobą, Za twoim ciepłem i dotykiem, Twój dotyk był moim ukojeniem. Ty byłaś moją oazą spokoju, Jesteśmy osobno, Żyjemy rozdzieleni od siebie, Byłaś moim schronieniem, Ciepłem które miałem i dotyk od Ciebie, Skarbem i schronieniem od świata i całego syfu który nas otacza
  4. Każda moja wartość Na kolejnym zakręcie Nie do zdarcia jak kość Osteoporotyka Z winą w balecie Przed wodą utyka Czy płomień zgasnie Zanim ogrzeje do końca? Bez niego jaśniej Zostanie iskierka tląca Ja, dobry człowiek Lęk pożaru, znikomy Nocne zmrużenie oczu Duch wątpienia spragniony Ja, zły człowiek Ciężar, na kręgosłupie Kości proszą o łaskę Noszę pióra I z nimi nie zasnę Jestem początkującą, więc zdaje sobie sprawę, że jeszce dużo przede mną aby jakikolwiek poziom został utrzymany. Czasami trudno przedstawić swoje uczucia wprost, więc wolę przedstawić je w nieoczywistej formie. Zadaniem jest jednak zrobić tak, żeby to miało ręce i nogi, więc będę wdzięczna za wszelkie rady a szczególnie krytykę, zależy mi na tym żeby wiedzieć jakie błędy popełniam.
  5. foreach

    Czysta kartka

    Czysta kartka, nie spisana jeszcze. Drewnem bieli się aksamitnie. A na niej tylko kilka poziomych, barwą przyciemnionych prostych. I jeszcze idealnie równych do tego. Cała ona czeka i czeka. Niezmiernie cierpliwie. Zdecydowanie przeciwnie do tego, co w mej kotłuje się głowie. Jej cierpliwość i moja niecierpliwość - czy to nie równowaga? Czyż to nie właśnie wtedy i czyż nie właśnie dlatego potrafimy współgrać ze sobą jak jedność? Aż do dotyku pióra wiecznego, rysy atramentu następnie. I już nie czysta. Teraz zapełniona z lekka. Z bieli w czerń powoli przechodzi. Jakby od dnia, do mroku twórcy zdań. Klasycznie i elegancko. Dc
  6. graj duszo graj spragnionym uszom śpiewaj ogniu nuć pisklętom bo jesteśmy w domu graj azylu graj naszym brzuchom by motyle wirowały budząc pąki upojone ciszą zero tańczy z dramą i przewlekłym stresem bo zadzwonił dzwonek na krótką przerwę czas na drzemkę pod wiśniowym drzewem
  7. Trzy tysiące serc - toż prawie miasto, jakiż to balast... odpowiedzialność. Poniosło gwarem, lecz trzeba zamknąć, przybytek liry, są sprawy... nadto. Trzy tysiące głów, patrzy w matrycę, nie ma kontaktu... wcale go nie chcą. Własna trywialność, kocha pochlebcę, jak ból uniosę - drewno zachwycę. Trzy tysiące słów, oj, chyba więcej, każde otwarte na miłość... życie. Głodne artyzmu, a nigdy syte, bo do poezji... nie trzeba święceń. Trzy tysiące piór, stalówkę goni, atrament śladem pod okiem weny. Niejednokrotnie - za dużo chcemy, nienapisany, a ubłocony. Trzy tysiące strof w rymy przycięte, nieraz oplute - klasyką zwane. Pisać nie pisać... pytam co dalej? Brak odpowiedzi - naciśnij enter. Trzy tysiące zdań, różne repliki, śmiałe, odkrywcze z czasu odarte. Tasujesz... bierzesz, ostatnią kartę, blotka - jak zawsze, kim jesteś... nikim? Trzy tysiące lat - goń Starożytność, niech pergaminy przemówią greką. Dała Safonę, Homera święcą, chłoń całym sercem sztukę antyczną. --------------------------------------- "Piękno jest otwartym listem polecającym, który z góry zdobywa dla nas serca." - Arthur Schopenhauer.
  8. Rafał Hille

    gramofon

    mówisz że czarne płyty grają trzaskami swoją muzykę tak my w ebonitowej ciemności obracamy spiralę dźwięków twoje soprany i mój bas pyta w ciemności czy lubisz ten ton pijany operator nastawi ramię gramofonu na nowy krążek znów będziemy sunąć w ciemnym rowku czekając na nowy kawałek w swoich skrętach zawirowani ciągle bliżej środka
  9. siadasz tam gdzie czujesz się bezpiecznie przy kimś możesz słuchać nawet jeśli zaśnie i chrapie jak stary silnik zakładasz ręce za głowę myślisz – moje życie jest cudowne przypomina naleśniki skropione miodem z bananem przymykasz oczy nie słyszysz jak samotność woła szarpie koc którym byliście przykryci śmiejesz się głośniej niż traktor on też czasem krztusi się własnym paliwem ostatnie minuty dobiegają końca szybciej niż królik czkawka szturcha filiżankę która wyje bardziej niż stary czajnik wodzę po ostatnim geście i słowie uśmiechu pod nosem mól zjada żołądek nadszedł czas na napisy końcowe
  10. Płuca stopują tchnienie szepczą zatrważającemu brzmieniu o strachu obezwładniającemu ciało który drażni gardło pasożyty w głowie napędzane wyższością biegną z nieuchwytnymi myślami jak cię powstrzymać? szybki oddech drżące dłonie jak spojrzeć w lustro? oczy płoną serce tłucze karmisz się wewnętrznym napięciem naucz mnie jak radzić sobie z tym uczuciem na lodowym klifie chłód przenika przez serowe butki nuci szczerą i zazdrosną melodię o prawdzie że w więzach nie znikną obawy wspomnienia i lęki
  11. Ciepły dreszcz, lekki szmer linia ta cieknie już. Dalej chce ciągnąć się- nie potrzebny jest jej luz Włosów oddział kruszy się. Padają jak domino i w nowym śnie idą, gdzie kolory są jak wino. A w głowie pusto robi się Och, Jezu.. jak przyjemnie.. Więc leć sobie tam- do innego świata bram. I kap, kap bo dziś w nową drogę trzeba iść. Nic nie spowolni cię. W końcu będę w swoim własnym śnie, gdzie spokój, cisza trwa no i Panem jestem tylko Ja. Kochana moja, piękna Ty swym blaskiem mnie oślepiasz. Jestem u progu nowej gry. Czego mogę się spodziewać? Przykro mi, że opuścisz mnie, więcej Cię nie zobaczę. Nim wylądujesz tam na dnie solidnie się wypłaczę. Dookoła tylko echa dźwięk i dodatkowo lęk.. Ale ty leć sobie tam- do innego świata bram. I kap, kap bo dziś w nową drogę trzeba iść. Nic nie spowolni cię. W końcu będę w swoim własnym śnie, gdzie spokój, cisza trwa no i Panem jestem tylko Ja.
  12. Ciepły dreszcz, lekki szmer linia ta cieknie już. Dalej chce ciągnąć się- nie potrzebny jest jej luz Włosów oddział kruszy się. Padają jak domino i w nowym śnie idą, gdzie kolory są jak wino. A w głowie pusto robi się Och, Jezu.. jak przyjemnie.. Więc leć sobie tam- do innego świata bram. I kap, kap bo dziś w nową drogę trzeba iść. Nic nie spowolni cię. W końcu będę w swoim własnym śnie, gdzie spokój, cisza trwa no i Panem jestem tylko Ja. Kochana moja, piękna Ty swym blaskiem mnie oślepiasz. Jestem u progu nowej gry. Czego mogę się spodziewać? Przykro mi, że opuścisz mnie, więcej Cię nie zobaczę. Nim wylądujesz tam na dnie solidnie się wypłaczę. Dookoła tylko echa dźwięk i dodatkowo lęk.. Ale ty leć sobie tam- do innego świata bram. I kap, kap bo dziś w nową drogę trzeba iść. Nic nie spowolni cię. W końcu będę w swoim własnym śnie, gdzie spokój, cisza trwa no i Panem jestem tylko Ja.
  13. Wołam pod płytą. Wrzeszczę ze łzami. Pukam, posiniałymi rękami. Chcę szacunku, Twojej uwagi. Podskakuję, stukam palcami. - Zobacz! Stoję z zaklejonymi ustami! Idź do diabła! Dwa pierwsze miejsca, nie mają znaczenia Burzysz rzeczywistość, mieszasz w głowie. Daj mi spokój, odejdź! Ten, co rozwesela, Ten, co uskrzydla i tłumi najgorsze wspomnienia. On je zajął. Przypomina, że nie zajmę najwyższego szczebla.
  14. Kryjesz mnie pod wielkim liściem. Kiedy znikasz, wszystko przestaje istnieć. Robi się szare i nudne, momentami bezcelowe i smutne. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak ważny jest dotyk ręki. Pobudza mrowienie w żołądku. Bez niego nie ma udręki. Zatrzymuje dech w piersi, by to, co wewnątrz zaistniało, dało ciepło każdej myśli, każdemu spojrzeniu. Teraz gdy schnę, orientuję się, że żyję, że istnieję. że trzymam nadzieję. Brakuje mi rozmowy, znaczących uśmiechów i pouczającej przemowy, Płatki zamknięte na każdą draskę. Kolce wystawione do ataku, by zabić moją rywalkę. Nie mogę pozwolić Jej pełzać po skórze. Jest jak ślimak, zawsze zostawi dróżkę. Tak bardzo wciąga, nie pozwala trwać, zabija od środka. Potęgą i kluczem jest Cierpliwa. Co prawda bywa uszczypliwa i nadzwyczaj niecierpliwa, ale uczy, że prawdą o relacji jest tęsknota.
  15. Moczę palce w rzece zwanej Bycie. Marzę skrycie, że moje Bycie przestanie przenikać nieuchwytnie, że zatrzyma się na jednym chwycie. Ściskam gałąź zwaną Cwaną. Wciąż podciągam się i szarpię. Woda walczy z moim ciałem. Cwana taka krucha, myśli, że wyszepcze mi do ucha: – Taką Cwaną wszyscy znają. Ci co idą z falą mnie puszczają, tylko nieliczni pamiętają, jak to było przejąć ster nad Cwaną. Płynę z wodą zwaną słoną. Szczypią oczy, piecze skóra, jest jak ogień, pieką płuca. Słona grzywa taka głucha. Krzyczę jej do ucha: – Przestań drażnić moją duszę, Jesteś jak wrzask, który stłumić muszę. Spadam w przepaść zwaną życiem. Koniec kąpieli z moim Byciem. Złamałam gałąź zwaną Cwaną. Z kolejną falą woda słoną zwaną wyszeptała: – Pora otworzyć nową bajkę, popłynąć z Bycia żaglem zwanym czasem.
  16. Kurz ucieka z szarych piór. Jestem jak słonecznik uśmiechający się do jasnych smug. Wciąż podnosisz moją głowę swoim dziobem. Gdy unoszę szyję, rozpalam w oczach diamentowy ogień. Już nie lękam się ludzkich spojrzeń. Podczas lotu łapię powietrze. Pióra przeszywa zmysłowe tchnienie. Wypełniam pierś wyjątkowym temperamentem. Upijam się nim, wzbijam w eter. Zapominam o pochmurnym świecie. Wciąż nie wierzę, że stoję na własnych nogach. Wciąż nie wierzę, że udało mi się pokonać, Wciąż nie wierzę, że nie roztrząsam. Moją brzydotę okryły skrzydła potężne i białe. Asystują w tym, co nowe i nieznane. Pomagają doświadczyć nowych dróg i granic. Szepczą do ucha: – nie bój się być niepowtarzalnym.
  17. NightSilence

    Bukiet

    Kolce utkną w ścianie otulone różaną nieufnością. Stracę panowanie nad każdą myślą. Pąki musną dłonie, budząc dreszcze, nowy początek. Będą drażnić skronie. Ściągnę płaszcz przy tobie, gdy zapewnisz – chcę zbudować naszą historię. W moim zmarniałym świecie znajdzie się dla ciebie miejsce. Zatopię się w szmaragdowych pamiątkach, wypływając na oceaniczną głębię. Ty jesteś jak hiacynt. Subtelny i stały. Ja jestem jak niezapominajka. Krucha, wątła i skuta pamięcią. W naszym bukiecie niczego nie brakuje. Jesteśmy brokatową wstążką, dla której rozmowa nie jest trudnością. Mamy w sobie szczyptę doświadczeń obejmujących liście i płatki. Jesteśmy jak statek. Ja sterem - ty żaglem. Rządzi nami wspólna kotwica. Ona daje życie, pozwala oddychać.
  18. Opowiem ci historię. O mnie - człowieku skutym łańcuchem i o tobie - istocie słuchającej apatycznym uchem. Jest mi źle wśród obojętności. Nie pojmuję, jak można oślepnąć na słowa. Tyle razy wołałam, by twoja głowa zaczęła pracować. Wciąż tracisz bodźce. Nawet ból daje o sobie zapomnieć. Jestem wierna, jak pies czekający pod drzwiami. Wciąż zataczam koło, Walcząc z oddaniem. Scenariusze tworzą nowe szkice przepełnione strachem, niepokojem i zazdrością. Jak mam ci powiedzieć, Że truję samą siebie, Jak mam ci powiedzieć, Że już nie potrafię skończyć z zaangażowaniem. Jak mam przeprosić za to, że wciąż siedzę że tu trwam, że jestem. Moja przeszłość jest jak kryształ krucha, niestabilna. To przez nią oszalałam. To przez nią zdziwaczałam. Ilekroć chcę, żeby zniknęła, Ona wraca, niszczy i ogłupia. Przepraszam że pragnę usłyszeć, że coś znaczę. Przepraszam, że pragnę zrozumienia. Przepraszam, że potrzebuję czasu, wybaczenia.
  19. Życie uczy pisania, ukazuje drogę, cierpienia i radości dla wersów istotnych. Jeden sensu nie widzi, drugi ego wzmocni, stwórz świetlisty poemat - niebo wypogodzisz. Uciekam po papierze, pióro banał goni, rozmawiam w ciszy z duszą, co weną nazwali. Dzisiaj milczysz przekorą, podlewasz je łzami, skrzydlata, leć aniołem, w stroficzny kompromis. Czy wzruszeniem obudzę, w epitafium zajrzę, masz podzielić kawałki, stworzyć nową całość. Czytam więc spolegliwie, aby wiecznie trwało, czuję, że nic nie wnoszę do lirycznej rajzy. Przysiadłem na rozstajach, patrz, ile kierunków, iść dalej, czy zawrócić? Szosa się rozwidla. Co robić, serca pytam? A przede mną szyba, rozbić łatwo, lecz po co? Wartości ugruntuj. Wertuję po szufladach, a w nich tylko kurze, przecieram - widzę twarze w niespełnieniu śpiące. A obsesja powraca, gra już liter koncert, przeczekam, sił nabiorę, na pewno nie stchórzę. "Gdyby papier był cierpliwy, czekałby na arcydzieło." - Stanisław Jerzy Lec.
  20. Jest to perła dzisiejszej literatury. Genialna. Książkę udostępniam za darmo, to nie reklama dla zarobku. Link do pdf: https://app.box.com/s/t137q7cvzimkzhda9zfjoi88zglgud4m Link do księgarni: https://ridero.eu/pl/books/fatalizm_niesfornego_czasu_swit_bezgranicza/ Pozwolę sobie przedstawić piękną książkę, o bogatym języku i zawierającą wiele mądrości, czysta duchowa strawa, zostałem upoważniony do proklamacji/kolportażu. Lecz z własnej chęci i inicjatywy chciałem się podzielić tą pozycją również, ponieważ ta książka jest wciągająca w rzeczywistość metafizyczną, zawiera bardzo wiele mądrości uwikłanych w poetycznych i filozoficznych alegoriach, metaforach, co znaczy, że każde słowo może zawierać drugie dno. To nie są bajania, autor rzuca same konkrety. Jest naprawdę niesamowita, ale to jest moje zdanie. Rozdział drugi jest wręcz nadzwyczajny, zawiera bardzo wiele odpowiedzi na różne pytania powiązane z biblijnym Słowem, greckim Logos, hinduskim Shabdem lub Anahad Nad. Czyli mowa o fundamentalnych sprawach poprzez nauki „Mistrza” Kategoria: Poemat, Filozofia, Sztuka, Literatura Piękna, Proza Współczesna, Poetyzowana Liryzowana Proza (Streszczenie od autora: Opis książki: Poemat prozą o charakterze symbolicznym, pełny metafor i mistycznego znaczenia. Daje do zrozumienia pewną hierarchię rozwoju lub regresji wewnętrznej w każdej istniejącej formie/istocie, nasuwa ideę, że nie tylko może powiększać się zdolność samodzielnego uświadamiania sobie rzeczywistości i wszelkich w niej sprawunków, ale maleć, bądź zatrzymać w stagnacji. Świat przedstawiony jest według wspomnienia jednego członka z bliżej nieokreślonej grupy wybrańców, którzy pragnęli dosięgnąć istotności wielkiego talentu nieskończonej twórczości, zaznać najwyższego artyzmu, sięgającego ponad zdolności ludzkiego umysłu. Chcieli wyzwolić się tym z tyranii rozpadu i śmierci, pojednać się ze źródłem wszystkich rzeczy, jednak tymczasowo pobłądzili w drodze. Rzeczywistość przedstawiona przenika się z metafizyczną dziedziną, z której powstała, immanentna i niewyrażalna, zwolna staje się zmorą, gdzie czas przestaje trzymać się sztywnych, nieubłaganych praw. Dla tych jest jak umierający, daje o sobie znać tym mocniej, im bliżej jest swej śmierci w człowieku. Sukursem na wszelkie subiekcje okazuje się być pewien napotkany człowiek i jego nauka o regionie nazwanym Bezgraniczem, mówca ten pomny wszelkich praprzyczyn, każdej woli wyprowadzonej z jednego źródła Woli, pouczający garstkę swoich adeptów, by przekroczyli ułomność zwaną „ludzkim” przedostali się przez labirynt „prowincji” (niższych regionów umysłowych) a dostąpili nowego Świtu wraz z nim, czegoś znacznie wyższego od poczucia gatunku, przemijających rzeczy i nikłej tożsamości. Jest to pozycja szczególnie dla tych, którzy czują zew, aby wydobyć się z efemerycznego matecznika umysłowego sądu, wymyślonych konceptów, konwencji, miejsca wielkiego fałszu ludzkiego, poza farsę dobra i zła, anarchii i demoralizacji – w specyficzny i stoicki sposób egzystowania gdziekolwiek się nie jest. Poemat ten ukazuje warunki i sposób, w jaki odbywa się wkroczenie na misterny królewski szlak, gdzie zrzuca się nabyte spolegliwości i skłonności do naiwnej wiary, swą niewolę zmysłowości, zatraca niejako lichą wiedzę nabytą, wymazuje doszczętnie przekonania filozoficzne i religijne, zaprzecza się intelektowi i logice a nawet osobowości własnej na rzecz poznania, wówczas ujawniają się czyste, odwieczne, wspólne dla wszystkich wartości i nauki dobyte drogą osobistego doświadczenia poprzez enigmatyczny, twórczy głos z wewnątrz, tu nazwany „Anraag” do jakiego dostrajają wielcy wojażerowie transcendentu, sięgających samego „Bezgranicza” czyli nieograniczonej mądrości. Utwór wprowadza myśli pewną manierą na tor zrozumienia koniecznej unifikacji z wewnętrznym, twórczym nurtem i wszechobecną Inicjalną Wolą – czyli rozkazu, z którego powstało to co jest, co doświadczamy. Kontakt do asystenta autora: [email protected])
  21. graphics CC0 trudno zrozumieć poetę… chce z ikrą lecz bez kawioru nie popija szampanem pości. powiela głód zwierzęcy ma wilczy apetyt. gorące twórcze pragnienie żyje trochę na bakier bez chwili zawahania wejdzie w ruchome piaski by choć pozornie zatracić grunt pod stopami czasem nawet grozi… ale kwiatami w zapachu letniej ulewy ozonu wzrokowy kubista potrafi uczynić kwadratowe oczy na widok młodej Rose DeWitt Bukater bardziej niebieski robi się jej klejnot do walca! kolacja… na Titanic’u… który im na złość nie zatonie! a późnym wieczorem zastuka palcem o parapet Syreny podpłyną pod bulaj kajuty rankiem gdy spytasz w którym porcie on ciebie nie usłyszy już cedzi te swoje sylaby rytmicznie. jak zegar utraconego czasu! zawsze kochał ludzi czasem traktował zbyt poważnie a choćby i sam ciebie wymyślił albo spłodził z metafor. zawsze będziesz prawdziwa życia nektary są twoim haustem iluzorycznej przekory z pietyzmem odwiedza miraże snów poeta… usypia i budzi litery nie musi się ujawniać i epatować wyglądem nie zależy mu na tym. drwi tembrem palbą i chmurą onomatopei… jak poranny poligon wierzy w chabry i czerwone maki co rusz wygniata bosą stopą molekuły przestrzeni poznał wszystkie hasła i odzewy i przebył liryczne manewry nie uszczkniesz u niego chronologii życie cofa się wstecz do embrionu. czuli na opak ty jesteś myślą przy nim a on już dawno w przyszłości spisuje liczby w lotto by je za chwilę zapomnieć albo zapodać szyfrem… nie zburzy porządku tego świata. pazerny szał ubierze w mistyczne słowa — Po życzliwej i wciągającej dyskusji pod tym tekstem z koleżanką @GrumpyElf dokładam bonus. Pozdrawiam ? Bonus. niżej screen do wiersza pt. : "Brzemienna Dzidzileyla". (wymiar optymalny: kiedy lupka na zamieszczonym screenie - zmieni się z "plusa" na "minus").
  22. Justinas Marcinkevičius W koronach drzew - leciuchno drgają liście: one już widzą, one wiedzą! Długie cienie - na Zachód. Tam będzie noc. Gdy obudzimy się wcześniej, wyruszymy. Woda jest w ruchu, ale milczy. Rzekłbyś, rozważa, czy warto wypuścić na brzeg człowieka zngiłą trawę, ryby, pełzającego gada bądź jakiś inny wzór. A my nawet nie wiemy po raz który to się odbywa. Tłum. Alwida Antonina Bajor
  23. Poczekaj, matko święta, aż wstrzymany oddech wybuchnie ci w płucach, a krew się rozleje głęboko do wnętrza Poczekaj, jasny boże, Nikogo nie ma w domu, zrelaksuj więc ramiona, do ramienia fotela przywiąż swą psychozę Chodź, pomalujmy to miasto z krwi i betonu, murowane sny drzemią w drodze do domu Migoczące oczy są źródłem światłości; kontrolują cię, zbawią, połamią twe kości Och, złamaliście mi serce, Kolejny raz szepcę, łapiąc się za głowę Wdrapaliscie się na swe wieże; matowe giganty z kości słoniowej Opłaciliście wszystkich mych przyjaciół Ile dostali za zasłonięcie powiek? To nieistotne. No cóż, widocznie nie wszystko może zostać naprawione przez brokatowe języki i dialekt polityki Tu, w czarnej dziurze, ciszy nad burze; tym faszystowskim, uroczym paradoksie powoli, nasze życia stają się anonimowe Więc chodź, pomalujmy miasto z krwi i betonu, murowane sny drzemią w drodze do domu Migoczące oczy są źródłem światłości; kontrolują cię, zbawią, połamią twe kości W tym spierzchłym światku nie mamy wielu pociech Dysponujemy jednak parlamentami wypełnionymi pasożytami i markizami, lśniącymi światłami co układają się w twoje I M I Ę, Wyglądasz na nich, lecz jesteś z nami; migoceć będziesz jak gwiazdeczka w zimie - możesz lecieć do przodu i zwiedziesz Herodów, a możesz mieć łoże w pałacach narodów i stracić każdego, kogo znasz w cenie; poddanym zostaniesz poddanym ocenie Wzniesiony wysoko, lecz jakże upadły anioł na scenie Chodź, pomalujmy to miasto z krwi i betonu murowane sny drzemią w drodze do domu Migoczące oczy są źródłem światłości; kontrolują cię, zbawią, połamią twe kości Idź, rzucaj swe zaklęcia bez pohamowań Pozłacany artysta w wir w tańcu i słowach Przebierz buntownika w kostium wirtuoza i wnet dostaniemy upragniony nam towar: ten Blichtr co się spotka z przyjęciem wyprawionym na głowach ich ofiar Zniszczmy ich od środka, rozniećmy pożar To nasza historia, schowani za piec u Boga podpalmy więc chleb, w który wciskają słowa Niech żyje nowomodna Razowa Victoria Więc chodź...
  24. Pożyczony czas zabierasz, karty kredytowe życia; są jak jeden bank i sfera, ten strach, debetem napawasz pustki berbeci w świetle, pyły komunikują gwieździe - zgasły Na baranich wyspach molich, na ścianie spotkacie łódki . Pomnożą setki w jeden płacz, miłość skrywaną w komodach; tam jej cień stroi sie w szafach, jakieś oczy rozbiera z szat. Pachnący feromon wiosny zostawia dziury na klatkach Może, gdy ukaże nam świat, bez igieł i nici wkroczy, w swiatło wybadane wcześniej Niespaleni! Będą goli, szczęśliwi do samej śmierci ... Na wieki - bez żadnych tajemnic TA SZAFA BĘDZIE ZAWSZE GRAĆ!
  25. NightSilence

    Iskra

    Zastanawiałam się nad samotnością nikt nie słucha nie rozumie nie otwiera oczu zastanawiałam się dlaczego rozdrapuję to wciąż kuje wierci i truje wsparcie odkrywa drogę przepasaną żalem nikt nie igra z bólem myślę analizuję dlaczego ignorują? nikt nie widzi nikt nie słyszy nikt nie pyta jak się czuję rzeczywistość jest jak igła im ostrzejsza tym bardziej prawdziwa z cierpieniem więcej doświadczenia znika nadzieja pojawia się chwila zwątpienia uciekam nagle świat się zatrzymuje panikuję unikam spojrzeń dryfuję jako odludek błysk ucisza sztorm hamuje piski siada obok podaje dłoń zamykam oczy kojący dreszcz przebiega między palcami przykładam rękę do klatki iskra hamuje zmieszanie słonymi kroplami jedna jedyna nie krytykuje nie upomina nie ocenia wskrzesza
×
×
  • Dodaj nową pozycję...