-
Postów
1 737 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez Kraft_
-
nie szukałem pielęgniarki o ustach słodkich jak maliny ale ty i tak zaopatrzyłaś mnie w pakiet antykryzysowy na odchodne składając życzenia z całego serca trzymaj się powodzenia słowa jak sztorm całe powstałe z fal i piany tego przecież nie są w stanie wytrzymać żadne wały przeciwpowodziowe tak więc sayonara wracaj do innych pacjentów ponieważ obydwoje wiemy że w tym filmie nie będzie dobrego zakończenia
-
co by tu jeszcze w ogrodzie niepewności gdybyś pierwsza zatrzymała czas złapany zmysłami w wiosenny pejzaż choć na chwilę na kilka zaledwie sekund namiętności najskrytsze pragnienia i to nie tylko te moje obyłyby się bez obłędu a tak trud rozstania kołysze śmierć nienarodzonej miłości erozja suchej łzy na policzku wspomnieniem twoich ust i nawet dziękuję przepraszam jest takie oklepane a ja słowa przelewam na papier w altanie lirycznych pożegnań tylko niezapominajki kwitną jak szalone w spazmach strachu idzie zwariować muszę się uwolnić
-
za nim drzewo które widziało nie jedno pod nim ławka jakże pusta a jakże pełna rozmów których już nie słychać dalej szum dawnego wiatru kołysze rozterki z napisem świeżo malowane moja wędrówka po akwareli poranka popijana kawą z nowym słońcem pomiędzy łykami kolejny dymek z papierosa ulatujący wraz z nadzieją ale co to na ławce usiadł kolorowy ptak i trelem puka w szybę boję się otworzyć
-
kominek dawno wygasł tylko pustka jeszcze dymi kolacja przy zniczach oczami tulę zerwane głogi leżą luzem więdną tak samo spragnione księżyc i drzewa już nie patrzą nie śmieją się wraz jak niegdyś twoje oczy w ciszy ptaki poszły skubać pióra też zapomniały jak się lata tylko niewypowiedziane słowa wykolejone jak stutonowy pociąg porozrzucały ból po torach na sztywnym obrusie łzy zmieszane z brudem butelka johnego zimna przesłodzona herbata parzy usta goryczą kawałek spleśniałej pizzy i puste krzesło w tym wszystkim określić siebie jakże ciężko
-
ciszy za mało by usłyszeć myśli nagie a jakże bardzo przyodziane w ciebie dotykam ich lekko lekuchno muśnięciem zaledwie pamięci smakuję za mgłą wspomnieniem dotyku rozmytym w kształt twoich ust cały taki po cichu krzyczę wołam przychylam cisza za mało
-
ona odeszła odejszła ? jak to odejszła toż to samobojstwo diablica jedna wcielona zamilcz proszę to dla mnie pachniała dziką różą to dla niej w półmroku chciałem karmić sobą ćmy z nadzieją że nigdy nie zagramy w pustkę a jednak skończyło się różane eldorado nawet nie wiem kiedy szach mat
-
krótka historia aż do grobowej ubrana w złudne pragnienia marzeń o złotym księżycu i czerwonych makach kwitnących na równinach tęsknot byłem w tobie jeszcze przez chwilę niedogasłym wiatrem co dniem niezwykłym rozwiewał wątpliwości trwałem tak nieograniczony pełen bólu człowiek z piasku po zęby uzbrojony w miłość jak wierny kamień dopóty po raz ostatni nie zaskrzypiała
-
ust w wody oceanu dłońmi gór co bólem wybaczą każdy dotyk odległy pejzażu wspomnień wołających o przetrwanie nic nie mów nie trzeba z czystej bieli przypłynęłaś aniołami taka mokra oddając mi głębię w której tonę
-
kto mnie otacza na wiwat czas i myśli w fałszywe obietnice złożone w hołdzie miłości i nienawiści dom zbudowany prawidłowo i bezsenność kiedy nie tak miało być rozważmy sekret radości już za parę dni zdegradowany anioł na dnie mojej świadomości posadzi kwiaty pachnące na parapecie o kolorze zagadki w ziemi zmieszanej z potem istnienia gdzie propaganda zawiedziona paradoksem uczuć ubaw po pachy naprawdę a w ciszy ramion przeminęło z wiatrem
-
w dzień oczyszczenia wstaję tak nieporadnie drogowskaz już nie prowadzi ku obłokom chwile zatracone a przede mną stoi wino ostatnio we śnie a może i na jawie już nie pamiętam po drodze do samotnego nieba spotkałem duszę była moja ale nie była aniołem jednak powiedziała że nadal są perspektywy Jesus Bleibet Maine Freude ( J. S. Bach)
-
przeze mnie nawet nie wiesz jak bardzo okaleczyłaś pragnę twoich stóp zmysłowy do bólu całować pieścić kiedy chciałem pobiec za tobą gdy emocje związały słowa a ty prawdziwym powietrzem ukłozyłaś film w którym nie chcę grać poczynając od nich listek za listkiem wyrwę wyskubię aż do spełnienia żebyś miała ja stawiam na czereśnie kiedy w sadzie karzesz mi spać łamiąc serce drzewem które zakwita ze mną w tobie
-
kiedyś rzucilaś kości koło dzwonnicy zagrzmiało we mnie okazało sie że są ich tyciące ciagnełaś za te sznurki aż huczało w okolicy kiedy kwazimodo pomyślał że jest byłaś już za daleko a teraz pozwól że obejrzę niemcy-włochy w spokoju wszystko składa się na lepszą ofertę wybierz jeden świetny interes na innowację mam ale to wiesz orły do boju a portuglia przegrała niesłusznie jak ja jak ty a jacek gmoch normalnie szczęka mi opadła w domach z betonu nie ma wolnej ...
-
zgasiłaś to światło płynąc źródłem gdzie zbyt mało alternatywy by zrozumieć teraz tylko wiersze na dnie świadomości przetrwanie i jeszcze ręce w kieszeniach albo może i szalik podejrzany taki cholernie pasuje na szyję jak pętla która nie wie że jest na zawsze a przecież chciałem tylko żebyś ze mną pofrunęła po przetrwanie
-
ćwiczę powściągliwość ty wiesz że nie zmyślam ptaków co pochowały skrzydła na strychu i nie marnują wzlotów a jak myślisz przecież dobrze my a ty udajesz że anioły zstepują tylko na przekór zastonowieniami którymi zakwitłem i pożądaniem którym w tobie wzrastałem na potęgę tylko mi nie mów że nie poczułaś tego wszystkiego kiedy urosłem w tobie byłem jestem i będę choć jeszcze o tym nie wiesz
-
nad morzem kiedy w drzwi załomocą a ty roztworzyłaś dłonie na rozległych piersiach piękne są takie bardzo kiedy moje palce w penetracji dawały nadzieję krzyczałaś na mnie w te niebogłosy co chciały jeszcze razem z tobą szczyt widzisz? jestem jak wulkan wybucham w tobie ale wybacz nie mam już siły jutro nadrobimy to wszystko wykończysz mnie ale musisz wiedzieć to jedno chcę
-
fuck bo przecież technicznie nic nie zawiniłaś ale po co na krawędzi słów mało brałem jak chciałem dawałaś tamtej nocy całowałaś jak żadna inna nie powiem dosyć kiedy jeszcze chcę a może mogę a Ty wciąż jesteś jak wulkan wylewsz tę wilgoć gorąca jak morze a może nie
-
szukam pozostajesz bez odpowiedzi a przecież tylko chciałem dać ci siebie czy to naprawdę tak mało? ilekroć pogubiłem się w tych podróżach na prawdę powiadam ci ci ... cho wiem nic już nie mów ilekroć jesteś zawsze mam ten sam dylemat to be or not to be a ty dalej swoje a przecież mogło być tak pięknie jeszcze zanim ale nie ty nie ty zawsze swoje ilekroć prosiłem błagałem przepowiedziałaś wiosnę i łzy co jeść nie dają a potem zima a nasz burek budki ni ma i mieć nie będzie bo te kwiaty już nie kwitną ilekroć odchodzisz wtedy lecę wezbrany a na parapecie skalniak i łzy co nim jeść nie dają nie dają jeść bo same głodne ciebie ilekroć bywasz w moich snach nie ma miejsca na bajki a chciałem tylko w metamorofzie trawy kosić na zielono z tobą nadzieja nie umiera ostatnia ilekroć cię kocham
-
cenisz ? już taka jesteś versacze rabarbar normalnie młodna modna taka chyba nie chcesz tu spędzić całego dnia ujmę to tak ten po prwej to gej a ty ciągle skoro chcesz wyglądać jeszcze dietetyczniej jak sok pomarańczowy pauzuję jasno ciemna w kolorach tęczy ale mam nadzieję mimo blond bo smakujesz w lokach czy też bez ładnie pachniesz nawet bez koloru dla mnie wcale nie musisz się malować
-
chwytaj skub dotykaj jestem dniem i nocą dla ciebie jestem a przynajmniej próbuję być jak ty nie widzisz ślepotko spójrz tylko a przynajmniej też spróbuj jak ja suche kwiaty nie odrastają na parapecie nie ma miejsca na inne zapomniałaś okaleczona do śmierci pragniesz więcej świadomości jak ja tylko po co przecież i tak wiesz anioły jednak mają najebane pod deklem i nie zstępują z nieba tak bez powodu by stać się słowem wystarczysz ty mowa ciepło i twoje imię poranna kawa i ptaki które uczą sie latać każdej nocy dwie ręce kuś jeszcze proszę moje palce kiedy pragniesz przestrzenie serca są pojemne twoje spojrzenie usta uśmiech geneza
-
na telesfora nie myśl że pójdzie nam tak łatwo jesiennym świtem jak lis ubrany w kolory nieba gubiłem liście zapachem amarantu kiedy chwytałaś w locie moje powieki zamknięte bo byłaś zamieniłem krew w barwy przedwiośnia na to już przecież nic nie poradzę chcę karmić z tobą kaczki nad stawem gdzie ławka dla nas a jednak chcesz bo też kochasz już pora
-
chwytaj skub dotykaj jestem dniem i nocą dla ciebie jestem a przynajmniej próbuję być jak ty nie widzisz ślepotko spójrz tylko a przynajmniej też spróbuj jak ja suche kwiaty nie odrastają na parapecie nie ma miejsca na inne zapomniałaś okaleczona do śmierci pragniesz więcej świadomości jak ja tylko po co przecież i tak wiesz anioły jednak mają najebane pod deklem i nie zstępują z nieba tak bez powodu by stać się słowem wystarczysz ty mowa ciepło i twoje imię poranna kawa i ptaki które uczą sie latać każdej nocy dwie ręce kuś jeszcze proszę moje palce kiedy pragniesz przestrzenie serca są pojemne twoje spojrzenie usta uśmiech geneza
-
plus oczywiście ...;)
-
kiedy pomyślisz ... nie jestem najmądrzejszy ale ty mów słucham w najwyższym stadium
-
Królewna Śnieżka
Kraft_ odpowiedział(a) na Anna_Para utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
cudo ... :) -
zakwitają igłami tam gdzie ptaki nie potrafią prywatny anioł stróż też nie umie napisał biały sonet na przemijanie i tyle co jego kiedy powstał wraz ze mną z odrobiny wolności zraniona dusza czerwone oczy wilka już nie patrzą ślepnąc nad granią w świecie ciszy niewiara miłość i zagadka stworzenia a ty panoszysz się słowami ale wiesz jak bardzo rosną igły mów i kłuj dalej przez kreskowane to najlepiej ci wychoidzi a tak by sie chciało z tobą słuchać jak rosną kumple mówili że w nocy głód panuje zaśpiew śmierci taki ale ja w to nie wierzę bo me serce o świcie jak poranek na kacu zmęczone woła bądź przy mnie bo nie wiem jak będzie a one każdą twoją szyszką we mnie dla ciebie