Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kraft_

Użytkownicy
  • Postów

    1 737
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Treść opublikowana przez Kraft_

  1. nie szukałem pielęgniarki o ustach słodkich jak maliny ale ty i tak zaopatrzyłaś mnie w pakiet antykryzysowy na odchodne składając życzenia z całego serca trzymaj się powodzenia słowa jak sztorm całe powstałe z fal i piany tego przecież nie są w stanie wytrzymać żadne wały przeciwpowodziowe tak więc sayonara wracaj do innych pacjentów ponieważ obydwoje wiemy że w tym filmie nie będzie dobrego zakończenia
  2. co by tu jeszcze w ogrodzie niepewności gdybyś pierwsza zatrzymała czas złapany zmysłami w wiosenny pejzaż choć na chwilę na kilka zaledwie sekund namiętności najskrytsze pragnienia i to nie tylko te moje obyłyby się bez obłędu a tak trud rozstania kołysze śmierć nienarodzonej miłości erozja suchej łzy na policzku wspomnieniem twoich ust i nawet dziękuję przepraszam jest takie oklepane a ja słowa przelewam na papier w altanie lirycznych pożegnań tylko niezapominajki kwitną jak szalone w spazmach strachu idzie zwariować muszę się uwolnić
  3. za nim drzewo które widziało nie jedno pod nim ławka jakże pusta a jakże pełna rozmów których już nie słychać dalej szum dawnego wiatru kołysze rozterki z napisem świeżo malowane moja wędrówka po akwareli poranka popijana kawą z nowym słońcem pomiędzy łykami kolejny dymek z papierosa ulatujący wraz z nadzieją ale co to na ławce usiadł kolorowy ptak i trelem puka w szybę boję się otworzyć
  4. kominek dawno wygasł tylko pustka jeszcze dymi kolacja przy zniczach oczami tulę zerwane głogi leżą luzem więdną tak samo spragnione księżyc i drzewa już nie patrzą nie śmieją się wraz jak niegdyś twoje oczy w ciszy ptaki poszły skubać pióra też zapomniały jak się lata tylko niewypowiedziane słowa wykolejone jak stutonowy pociąg porozrzucały ból po torach na sztywnym obrusie łzy zmieszane z brudem butelka johnego zimna przesłodzona herbata parzy usta goryczą kawałek spleśniałej pizzy i puste krzesło w tym wszystkim określić siebie jakże ciężko
  5. ciszy za mało by usłyszeć myśli nagie a jakże bardzo przyodziane w ciebie dotykam ich lekko lekuchno muśnięciem zaledwie pamięci smakuję za mgłą wspomnieniem dotyku rozmytym w kształt twoich ust cały taki po cichu krzyczę wołam przychylam cisza za mało
  6. ona odeszła odejszła ? jak to odejszła toż to samobojstwo diablica jedna wcielona zamilcz proszę to dla mnie pachniała dziką różą to dla niej w półmroku chciałem karmić sobą ćmy z nadzieją że nigdy nie zagramy w pustkę a jednak skończyło się różane eldorado nawet nie wiem kiedy szach mat
  7. krótka historia aż do grobowej ubrana w złudne pragnienia marzeń o złotym księżycu i czerwonych makach kwitnących na równinach tęsknot byłem w tobie jeszcze przez chwilę niedogasłym wiatrem co dniem niezwykłym rozwiewał wątpliwości trwałem tak nieograniczony pełen bólu człowiek z piasku po zęby uzbrojony w miłość jak wierny kamień dopóty po raz ostatni nie zaskrzypiała
  8. ust w wody oceanu dłońmi gór co bólem wybaczą każdy dotyk odległy pejzażu wspomnień wołających o przetrwanie nic nie mów nie trzeba z czystej bieli przypłynęłaś aniołami taka mokra oddając mi głębię w której tonę
  9. kto mnie otacza na wiwat czas i myśli w fałszywe obietnice złożone w hołdzie miłości i nienawiści dom zbudowany prawidłowo i bezsenność kiedy nie tak miało być rozważmy sekret radości już za parę dni zdegradowany anioł na dnie mojej świadomości posadzi kwiaty pachnące na parapecie o kolorze zagadki w ziemi zmieszanej z potem istnienia gdzie propaganda zawiedziona paradoksem uczuć ubaw po pachy naprawdę a w ciszy ramion przeminęło z wiatrem
  10. w dzień oczyszczenia wstaję tak nieporadnie drogowskaz już nie prowadzi ku obłokom chwile zatracone a przede mną stoi wino ostatnio we śnie a może i na jawie już nie pamiętam po drodze do samotnego nieba spotkałem duszę była moja ale nie była aniołem jednak powiedziała że nadal są perspektywy Jesus Bleibet Maine Freude ( J. S. Bach)
  11. przeze mnie nawet nie wiesz jak bardzo okaleczyłaś pragnę twoich stóp zmysłowy do bólu całować pieścić kiedy chciałem pobiec za tobą gdy emocje związały słowa a ty prawdziwym powietrzem ukłozyłaś film w którym nie chcę grać poczynając od nich listek za listkiem wyrwę wyskubię aż do spełnienia żebyś miała ja stawiam na czereśnie kiedy w sadzie karzesz mi spać łamiąc serce drzewem które zakwita ze mną w tobie
  12. kiedyś rzucilaś kości koło dzwonnicy zagrzmiało we mnie okazało sie że są ich tyciące ciagnełaś za te sznurki aż huczało w okolicy kiedy kwazimodo pomyślał że jest byłaś już za daleko a teraz pozwól że obejrzę niemcy-włochy w spokoju wszystko składa się na lepszą ofertę wybierz jeden świetny interes na innowację mam ale to wiesz orły do boju a portuglia przegrała niesłusznie jak ja jak ty a jacek gmoch normalnie szczęka mi opadła w domach z betonu nie ma wolnej ...
  13. zgasiłaś to światło płynąc źródłem gdzie zbyt mało alternatywy by zrozumieć teraz tylko wiersze na dnie świadomości przetrwanie i jeszcze ręce w kieszeniach albo może i szalik podejrzany taki cholernie pasuje na szyję jak pętla która nie wie że jest na zawsze a przecież chciałem tylko żebyś ze mną pofrunęła po przetrwanie
  14. ćwiczę powściągliwość ty wiesz że nie zmyślam ptaków co pochowały skrzydła na strychu i nie marnują wzlotów a jak myślisz przecież dobrze my a ty udajesz że anioły zstepują tylko na przekór zastonowieniami którymi zakwitłem i pożądaniem którym w tobie wzrastałem na potęgę tylko mi nie mów że nie poczułaś tego wszystkiego kiedy urosłem w tobie byłem jestem i będę choć jeszcze o tym nie wiesz
  15. nad morzem kiedy w drzwi załomocą a ty roztworzyłaś dłonie na rozległych piersiach piękne są takie bardzo kiedy moje palce w penetracji dawały nadzieję krzyczałaś na mnie w te niebogłosy co chciały jeszcze razem z tobą szczyt widzisz? jestem jak wulkan wybucham w tobie ale wybacz nie mam już siły jutro nadrobimy to wszystko wykończysz mnie ale musisz wiedzieć to jedno chcę
  16. fuck bo przecież technicznie nic nie zawiniłaś ale po co na krawędzi słów mało brałem jak chciałem dawałaś tamtej nocy całowałaś jak żadna inna nie powiem dosyć kiedy jeszcze chcę a może mogę a Ty wciąż jesteś jak wulkan wylewsz tę wilgoć gorąca jak morze a może nie
  17. szukam pozostajesz bez odpowiedzi a przecież tylko chciałem dać ci siebie czy to naprawdę tak mało? ilekroć pogubiłem się w tych podróżach na prawdę powiadam ci ci ... cho wiem nic już nie mów ilekroć jesteś zawsze mam ten sam dylemat to be or not to be a ty dalej swoje a przecież mogło być tak pięknie jeszcze zanim ale nie ty nie ty zawsze swoje ilekroć prosiłem błagałem przepowiedziałaś wiosnę i łzy co jeść nie dają a potem zima a nasz burek budki ni ma i mieć nie będzie bo te kwiaty już nie kwitną ilekroć odchodzisz wtedy lecę wezbrany a na parapecie skalniak i łzy co nim jeść nie dają nie dają jeść bo same głodne ciebie ilekroć bywasz w moich snach nie ma miejsca na bajki a chciałem tylko w metamorofzie trawy kosić na zielono z tobą nadzieja nie umiera ostatnia ilekroć cię kocham
  18. cenisz ? już taka jesteś versacze rabarbar normalnie młodna modna taka chyba nie chcesz tu spędzić całego dnia ujmę to tak ten po prwej to gej a ty ciągle skoro chcesz wyglądać jeszcze dietetyczniej jak sok pomarańczowy pauzuję jasno ciemna w kolorach tęczy ale mam nadzieję mimo blond bo smakujesz w lokach czy też bez ładnie pachniesz nawet bez koloru dla mnie wcale nie musisz się malować
  19. chwytaj skub dotykaj jestem dniem i nocą dla ciebie jestem a przynajmniej próbuję być jak ty nie widzisz ślepotko spójrz tylko a przynajmniej też spróbuj jak ja suche kwiaty nie odrastają na parapecie nie ma miejsca na inne zapomniałaś okaleczona do śmierci pragniesz więcej świadomości jak ja tylko po co przecież i tak wiesz anioły jednak mają najebane pod deklem i nie zstępują z nieba tak bez powodu by stać się słowem wystarczysz ty mowa ciepło i twoje imię poranna kawa i ptaki które uczą sie latać każdej nocy dwie ręce kuś jeszcze proszę moje palce kiedy pragniesz przestrzenie serca są pojemne twoje spojrzenie usta uśmiech geneza
  20. na telesfora nie myśl że pójdzie nam tak łatwo jesiennym świtem jak lis ubrany w kolory nieba gubiłem liście zapachem amarantu kiedy chwytałaś w locie moje powieki zamknięte bo byłaś zamieniłem krew w barwy przedwiośnia na to już przecież nic nie poradzę chcę karmić z tobą kaczki nad stawem gdzie ławka dla nas a jednak chcesz bo też kochasz już pora
  21. chwytaj skub dotykaj jestem dniem i nocą dla ciebie jestem a przynajmniej próbuję być jak ty nie widzisz ślepotko spójrz tylko a przynajmniej też spróbuj jak ja suche kwiaty nie odrastają na parapecie nie ma miejsca na inne zapomniałaś okaleczona do śmierci pragniesz więcej świadomości jak ja tylko po co przecież i tak wiesz anioły jednak mają najebane pod deklem i nie zstępują z nieba tak bez powodu by stać się słowem wystarczysz ty mowa ciepło i twoje imię poranna kawa i ptaki które uczą sie latać każdej nocy dwie ręce kuś jeszcze proszę moje palce kiedy pragniesz przestrzenie serca są pojemne twoje spojrzenie usta uśmiech geneza
  22. kiedy pomyślisz ... nie jestem najmądrzejszy ale ty mów słucham w najwyższym stadium
  23. zakwitają igłami tam gdzie ptaki nie potrafią prywatny anioł stróż też nie umie napisał biały sonet na przemijanie i tyle co jego kiedy powstał wraz ze mną z odrobiny wolności zraniona dusza czerwone oczy wilka już nie patrzą ślepnąc nad granią w świecie ciszy niewiara miłość i zagadka stworzenia a ty panoszysz się słowami ale wiesz jak bardzo rosną igły mów i kłuj dalej przez kreskowane to najlepiej ci wychoidzi a tak by sie chciało z tobą słuchać jak rosną kumple mówili że w nocy głód panuje zaśpiew śmierci taki ale ja w to nie wierzę bo me serce o świcie jak poranek na kacu zmęczone woła bądź przy mnie bo nie wiem jak będzie a one każdą twoją szyszką we mnie dla ciebie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...