-
Postów
1 737 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez Kraft_
-
cztery świece solarium spłoszonych myśli jaka samotność taka tęsknota nie śpiesz zagubiona terytorium poety obejmuje lęki przytul
-
las na piasku na krawędzi liści siadam do stołu mój dom zbudowany z bali po cichu bez fundamentu w stuprocentach celulozy najtrudniejsze są drzewa
-
w sąsiedztwie wiosny kamień rodzi trudną miłość latem nie martwię się o formę przestaję mierzyć ilością oddechów przesypując piasek mnogość chwil zahaczony o jesień której żadne kolory nie uzdrowią robię cięcie zima
-
bliżej boga nie tylko krajobrazy dziesięć owieczek wszczepionych w trawę z wiarą na wypas po drodze do nieba
-
na niepogodę gałęzie moich drzew poznają smak zaspokojenia chłonę wilgoć oswajany deszczem w parku jest cicho a ty rozgościłaś się w kroplach
-
wszędzie blisko gdy do rana daleko nocne miasta gdziekolwiek pójdziesz niepowtarzalny klimat złych miejsc standardy piękności wypaczone do maksimum z przyszłością pijanej miłości w różowych okularach pokuszenie na zachwiane chwile seks na krawędzi brudnych toalet zapach wyziewów zmieszanych z dolce gabbana rodem od pani krysi z warzywniaka rozpacz poranka nie pamiętasz tak samo jak jego imienia drogi do domu są takie dalekie zasłaniasz oczy przeskakując czas przebudzeniem pełnym winy kac po całości jolka jolka
-
w ogrodach widać już jesień w dłoniach trzymam ciepło na wypadek zimna w twoich oczach zakwitły kiedy zapomniałaś o wiośnie
-
przez głęboki sen zbudzona zorza poza czasem i zimna kawa tuż za nią pozostał wielokropek miłość
-
odbiło ci czy co kwiaty we włosach i molekularna obojętność przecież czekam jak nigdy dotąd zakwitły w ogrodach
-
stoisz tak blisko nie rzucam kamieniem jak nieproszony gość tylko jestem przechodniem do zielonego przylądka nadziei niedaleko po drugiej stronie zamykam oczy rzeka nie umiem pływać w twojej wodzie
-
nie szukaj mnie na końcu zdania ubranego w złoty płaszcz po przecinku w dziurawych dżinsach podróżuje się prawdziwiej aby niczego nie żałować idę w zapachy łąk tam gdzie rosła dzika jabłoń amnezją oczu wzrosły kwiaty pełne barw kolory nasycenia nie mają znaczenia rozrzuciłaś bukiet róż
-
śnisz mi się obco lodowata krzyczysz chłodem jak królowa śniegu proszę o ciszę nie pozwól mi być takim ... bałwanem?
-
powinien być bogaty jak Rockefeller przystojny jak Robert Redfort silny o tak silny jak Pudzian ale przy tym jakże czuły niczym Janusz L. Wiśniewski no i męski oczywiście męski jak gladiator aczkolwiek oddany jak pies bedąc jednocześnie podziwianym przez inne kobiety prawiący komplementy romantyczny najlepiej żeby mówił wierszem ale zarazem był zaradny i obdarzony siódmym zmysłem wyczuwając zmienne nastroje swojej jedynej bogini powinien być kochający czuły a do tego potrafiący godzinami wybierać z nią kolor firanek tak by śliwka z mlekiem obrazowała odcień koloru a nie przyśpieszoną wizytę w ubikacji lubiący sport na równi z M jak miłość i najważniejsze modelem z wbudowanym zestawem akumulatorów firmy Duracell działających do końca świata i o jeden dzień dłużej o tak powinien być no to chodźmy na piwo Stasiu
-
twarzą do kamienia słyszysz w oddali tchnienie skrzydeł zacisnęło gardło zanim położysz się spać granice snu zacznij od początku drżeniem spotkanych palców policzmy piegi na piersiach przekraczając granice
-
z mgły nadeszłaś i w mgłę obrócisz to wszystko odejdź patrzę na las zanim spadną liście oczami drzewa czekając na swoją kolej a ty zbierasz zioła na niedzielny rosół zróbmy to odświętnie lecząc sny z ostatnich złudzeń rozstanie to tajemnica wcale nie mniejsza niż umiejętność bycia razem nie każdy potrafi trwać w zgodzie a co dopiero odejść i nie zgubić twarzy
-
proszę pani korepetycje z nocy nie są mi potrzebne kiedy za dnia możemy być dumni z tego że jesteśmy
-
na łące kiedy na kwiatach zakurzone słowa nie sprzeciwiam się światu potrzebuję tylko papieru mimowolnie nie przegapiam latawców podążając gdzie nie byłem gubię oczy taki ze mnie chłop a jak tu ładnie tytuł utknął gdzieś pomiędzy wersami a tęsknotą kiedy w tę i z powrotem gubiliśmy pocałunki spadające prosto z nieba jadąc tak ku tej łące powozem zaprzężonym w ważki z bukietem pachnącym wiatrem
-
po weneckiej stronie
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
luster mało mam dość achów i ochów a ty patrzysz łania odbita w załamaniach kryształu mało ale nie ty nie ciągle coś jakieś pryszcze których nie ma wycena skóry nigdy przecież nie byłaś bufetową w zapadłym hotelu robotniczym a gdyby nawet awans był gotowy wystarczyło spojrzeć atłas po weneckiej stronie lustra jesteś taka piękna -
niezwykłość to matnia po drugiej stronie mnie preludium ciebie nowy artyzm gdzie przemilczenia są obecne bardziej niż nieobecności banał ale jakże w szponach aromaty telenowel to lekcja życia kartka z otoczenia destrukcja sprzeczności mój głód twoja północ jesteś wyrażona na mapie twarzy kiedy sprowadzasz na manowce
-
utytłany w soku malinowy prosto z saturatora nie wiedziałem że wierność to tylko formułka łgarstwo cisza w hałasie spacerem po wyblakłych arrasach z łaską kobiety sprzedajacej mięso świń bawołów i psów podałaś mi kebab mówiąc kabanosy na wynos na kartce ze sklejki tupot skrzydeł jest twój napisałaś strzelając ptakami do herbatników byłaś taka otwarta monosylaby onomatopei gdzie kapilara rozszerzona do granic horyzont ławice krat na odtrutkę wylecz zbudowany jestem z ran
-
sylwek och sylwek jak ja rozumiem te pierdolnięcia dla niepokapu spokoju ducha i chociaż żeby szczupła a ona nie swoje ja jebię a raczej chciałbym kolesie od najlepszego do najgorszego ale zawsze pod ręką i huj jej w dupę niech się dzieje przecież w niedzielę będzie rosół teściowa zepsuta kiełbasa z grilla sos pomidorowy bo tak uwielbia kurwa za piętnascie szósta trzeba wstawać jaaaaaaaaaaaa cię żesz nie pierdolę a ona leszczu znowu a obiecywali coraz więcej
-
prawdziwie zabłąkana
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
obudź się przedsionek nieba jest w fazie tworzenia wędrowcy odmawiają ojcze nasz a ty wciąż śnisz o bocianach pijany malarz daje świadectw obrazu którego nikt dotąd nie widział wystawiasz na próbę wiem moja cierpliwość jest grafomanią -
kiedy szczęście jest wiatrem zabawki w twoich rękach jak marzenia bez tematu ocean jest głebią ty jesteś oceanem dyrygent naszego czasu wiatr wyznacza azymut odkiedy to sierpień chciał zagrać balladę na skrzypcach obecny i przyszły nie rozumiem ciebie wczorajszej nie pojmuję schowanej w motyle drzewo pokryte jesienią utykam w bezimienne nieznane obrazy w szarości nocy chwytające ostatnią biel nigdy nie zapomnę tej ławki w parku na której tak bardzo chciałem usiąść i pocałować kiedy właśnie miałaś chwycić moją dłoń
-
udanych babek ... ;) pozdr. K
-
twoje subiektywne ... jest mocno nielogiczne ... cos czytelnik chciał, ale nie do końca umiał ... ;) pozdr. K Jeśli zarzucasz mi nielogiczność to wskaż chociaż w którym miejscu ten lapsus strzeliłem. Nie sztuka kwitować wszystko co się do Ciebie, szanowny autorze, kieruje - ironicznym uśmiechem. ironia ... to twoje drugie ja ... a strzelasz niesztuką ... ;) pozdr. K ironia? A gdzie ona niby? Znaczy taki jesteś biedny, wrażliwy i tylko głaskanie Ci w głowie? Nie no kurde, są tu jacyś dorośli ludzie? :))) chciałeś mnie pogłaskać? fuiiiii nie lubie kotów ... ;) pozdr. k