Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jay Jay Kapuściński

Użytkownicy
  • Postów

    1 931
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Jay Jay Kapuściński

  1. Arkadiuszu, Beato dziękuję Wam za ciepłe komentarze. pozdrawiam
  2. chodzi o życie tak?? jeżeli dobrze odebrałem to jestem na tak :) pozdr. ps. tylko po co wielkie litery? (ale to tylko moje uczulenie-od urodzenia;))
  3. Pansy dzięki, że stanęłaś twarzą w twarz z moim tworem, bardzo mi miło z tego powodu... pozdrawiam :)
  4. Kasiu dziękuję za miły koment, pozdrawiam Cię serdecznie! :)
  5. ładnie ujęte, podoba mi się, dobry wiersz :) pozdr.
  6. Aksja- dziękuję bardzo za ten koment, cieszę się, że się śmiałaś, miało być trochę wesoło ;) pozdr.
  7. Spadłam z krzesła - dzięki, cieszę się, że znalazłaś coś dla siebie :) Vero Ikon, fajnie Cię znów widzieć, niezwykle cieszy mnie obecność wierszydła w gronie Twoich 'U' jeszcze raz wielkie dzięki za komenty, pozdrawiam
  8. przeczytałem dopiero teraz i nie żałuję, świetnie przeniosłeś dziewczynkę w przyszłość, podobało mi się zdanie o sponsorze ;) pozdr.
  9. Julia-dzięki, cieszy mnie to bardzo Izo, krew na razie zostanie, takie miałem założenie żeby podkreślić początek czymś mocnym... 'ale' - już poszło do nieba, dzięki wielkie za ten komantarz pozdrawiam Was :)
  10. Kasiu, dzięki ponowne :) Asher, dzięki nonszalancki-poprawione, klasą biznes zaraz się zajmę ;) cieszę się, że Ci się podobało, Twoja opinia jest dla mnie niezwykle cenna pozdrawiam Was
  11. wierzby opłakiwały jesienne liście niebo broczyło do ostatniej kropli krwi * * rzucić słowo wbrew biegowi rzeki i oszukać trzygłowe fale bez zbędnych pytań uwiedzione marzenia pod prąd rzeczywistości położyć do snu nie ukołysać siebie chociaż trzeba * * na ławce w parku -cuchnącej śmiercią zobaczyć twarze liści sprzed lat na zakrętach życie ucieka pomiędzy wierszami
  12. dzięki, byka poprawiłem, zakończenie spodziewane mówisz... kurde, pewnie popełniłem gdzieś błąd, bo miało byc niespodziewane... dzięki, może nastepnym razem Cię zaskoczę ;) pozdr.
  13. zdumiewasz mnie, co wiersz to ciekawszy. jak dla mnie to podróż po wnętrzu Twojego fiata wypadła świetnie. bardzo dobra robota. czekam na kolejne wiersze. pozdr.
  14. ** Walentynie nie wiodło się najlepiej. Chociaż miała dopiero dwadziescia lat, życie jej nie rozpieszczało. Permanentne zawody miłosne, brak perspektyw - to wszystko sprawiało, że popadała w coraz to głębszą depresję. Pewnego dnia do sklepu spożywczego, w którym pracowała wtargnął nonszalancko, dobrze zbudowany i przystojny mężczyzna około czterdziestki. -Dzień dobry - powiedział od niechcenia zamykając z trzaskiem drewniane drzwiczki. -Co panu podać - Walentyna spytała udając zupełną obojętność dla jego męskości. -Dobrego browara... -Hmm... A jaki konkretnie? Wtedy Marian odwrócił wzrok w jej stronę, odrywając się od podziwiania jędrnych pomarańczy. Ekspedientka stała przed nim patrząc wielkimi zielonymi oczami, miała na sobie stary wyblakły i poplamiony fartuch. Jej fryzura, także nie powalała na kolana. -Przepraszam... - powiedział wbijając wzrok w podłogę. -Co panu jest? -Nic - bąknął tylko i wyszedł. -Dziwne... - pomyślała Walentyna i usiadła z powrotem za ladą na starym taborecie. Po kilku dniach mężczyzna wrócił do sklepu. Tym razem wyglądał zupełnie inaczej. Uczesany, pachnący drogimi perfumami i z siatką pomarańczy w dłoni, spokojnym krokiem wszedł do sklepu. Ukłonił się nisko, po czym trochę zarumieniony powiedział: -Kiedy po raz pierwszy wchodziłem do tego sklepu, nie myślałem, że tak to wszystko się potoczy. Zakochałem się w pani od pierwszego wejrzenia. Do końca życia jędrne pomarańcze będą mi przypominały to spotkanie. Czy zechciałaby pani pójść ze mną na kolację? - po tych słowach podał jej siatkę owoców, patrząc czule w oczy. -Eee... Dobrze - odpowiedziała Walentyna. -To kiedy po raz kolejny w blasku świec będę mógł ujrzeć pani piękne oczy? Dziewczyna wiedziała, że nie może okazać zbytniego zainteresowania. Wietrząc okazję bogatego zamążpójścia postanowiła działać. -Dzisiaj co mamy? - spytała. -Poniedziałek. -Może w piątek o osiemnastej. Widzi pan tamten trzepak przy różowym bloku? -Tak, tak. -Proszę tam po mnie podjechać. -Ależ oczywiście. Mężczyzna wyszedł. Walentyna przysiadła na swoim taborecie i z dziką przyjemnością rozerwała siatkę z pomarańczami. -Nareszcie. Zbajeruję go trochę na kolacji. Potem szybki ślub i pławię się w luksusie do końca życia - pomyślała. Dni do spotkania minęły beztrosko. W ferworze przygotowań czas płynął bardzo szybko. W piatek Walentyna wyglądała pieknie. Po wizycie u fryzjera, kosmetyczki i manikiurzystki czuła się boginią blokowiska. O 18.00 wyjrzała przez okno w kuchni. Pod trzepakiem stał zaparkowany czarny mercedes. -A niech sobie trochę poczeka - powiedziała sama do siebie, drapiąc łokieć grzebieniem. Wyszła na podwórze dopiero po trzydziestu minutach. Mężczyzna widząc ją w oddali wysiadł na powitanie. -Och przepraszam za spóźnienie, zagadałam się z sąsiadką... - skłamała. -Nic nie szkodzi. Czekanie na panią to sama przyjemność - odpowiedział, po czym ujął jej dłoń i całując dodał: -Marian jestem. -Eee... Walentyna. Mężczyzna otworzył drzwiczki mercedesa i cały czas patrząc czule w oczy dziewczynie zaprosił do środka. Po chwili odjechali. Na kolacji oboje czuli się świetnie. Rozmawiali kilka godzin, aż do zamknięcia restauracji. Marian opowiadał jej o swojej firmie jubilerskiej, a ona patrzyła wielkimi zielonymi oczami, powolnie przeżuwając makaron z sosem spaghetti. Jedno niezwykle udane spotkanie zaowocowało kolejnymi, coraz ciekawszymi. Wspólnie chodzili na pokazy mody, do kina, wesołego miasteczka czy eleganckich klubów. Walentyna starała się nie okazywać za bardzo swojej miłości, którą bez wątpienia czuła. Pewnego wieczora Marian przyszedł do jej mieszkania. Pocałowali się na przywitanie i wspólnie zasiedli do stołu. Mężczyzna wyjął z kieszeni zamszowe pudełeczko w kształcie pomarańczy i uklęknął. -Wyjdziesz za mnie? - zapytał z tęsknotą w oczach. -Marian... Tak, tak! - krzyknęła Walentyna i rzuciła mu się na szyję. -Nie wiem czy chcesz - Marian nieśmiało kontynuował - Może weźmiemy ślub w Hiszpanii na Ibizie? -Co za pytanie. Pewnie, że chcę! -W takim razie ślub odbędzie się siódmego dnia naszego pobytu. -Dlaczego? -Kochanie, w twojej ulubionej siatce pomarańczy jest zawsze siedem owoców - odparł z uśmiechem. Walentyna rozpłakała się i pocałowała przyszłego męża. Nadszedł dzień wyjazdu. Piękne, majowe słońce rozpieszczało ludzi, chodzących po ulicach. Marian trzymając za rękę swoją narzeczoną zasiadał właśnie w samolocie. Nie było mowy o przedziale turystycznym, musiała być klasa biznes, ze wszystkimi wygodami. -Piękny dziś dzień - westchnął patrząc na Walentynę, która odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, pomimo braku jedynki w uzębieniu. Kiedy wylądowali, nie mogli uwierzyć. Było tak pięknie. Mijały kolejne dni, a oni bawili się na dyskotekach, pływali w ciepłym morzu i opalali się na wspaniałych plażach. Szóstego dnia Walentyna powoli, zalotnie sączyła drinka, zrobionego przez Mariana. Usnęła. Następnego dnia obudziła się wielkim różowym pokoju. Jakieś dziewczyny obok paliły papierosy. -Co jest? - spytała, przecierając oczy. -O kolejna Polka - odpowiedziała kobieta około trzydziestki ziewając. Inne mówiły po niemiecku. -Dałaś się zwieść, jednego dnia Hiszpania, drugiego Berlin. Dzisiaj zaczynasz.
  15. zawsze czytam debiutanckie teksty z wielkim zainteresowaniem. za ten przyznaję plusa i czekam na dalsze. pozdr.
  16. nie znałem jeszcze Ciebie od tej strony Asher, zabawne i perfekcyjnie napisane opowiadanko, czyta się lekko i przyjemnie. świetnie! pozdr.
  17. heh, dobre ;) Ty to masz pomysły, imię Drut dla jamnika kapitalne, i smacznego na koniec... pozdr.
  18. Patrycha, ciesze się, że wróciłaś. dzięki wielkie za odwiedziny. pozdr.
  19. dziękuję Ci Joanno :) pozdrawiam!
  20. lubię wszelkie wiatry w wierszach... 'bezpański' - bardzo, bardzo :) pozdr.
  21. w takim razie cieszę się :) i dziękuję za zrozumienie
  22. prawda jest ważna, ale też trzeba umieć wybrać właściwą drogę... ja już chyba wybrałem... 'wyrzucanie w inny sposób' ale Ty przecież wiesz :)
  23. dzięki Pansy, rzeczywiście korozja lepiej brzmi, wiersz nie jest dobry - wiem, ale musiałem to z siebie wyrzucić, pozdrawiam
  24. cukierki nie smakują tak dobrze -zza szyby * * jeszcze tylko oczy rozświetlają niebo -okruchami snów cienie rzucone niedbale zwątpiły (wstyd być sobą) wiatr wieje coraz szybciej korozja obłoków
  25. a ja pytam dlaczego?? przecież z tego można coś naprawdę, naprawdę dobrego wykombinować... spróbuj wiersz przerobić, ubrać w słowa, podzielić na strofy, obecna forma jest zła, nie wiem jak dla innych, ale takie jest moje zdanie. pozdr.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...