Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jay Jay Kapuściński

Użytkownicy
  • Postów

    1 931
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Jay Jay Kapuściński

  1. Ewo, dzięki za koment! ostre powiadasz... pozdrawiam
  2. Gekonie, wprawdzie nie do końca rozszyfrowałem Twój koment ;), ale zgadzam się-sztuczny świat nie jest potrzebny nikomu, dzięki Marri Huano, dzięki, a mogłabyś rozpisać jak zrozumiałaś wiersz bez mojego tłumaczenia. Zależy mi na tym, bo bym wtedy porównał i nabył więcej wnisków na przyszłość. dzięki wielkie, pozdrawiam
  3. no to cieszę się z Twojego uśmiechu, wiem wiem opowiadanko nie za bardzo, ale cały czas szykuję coś dłuższego. dzięki
  4. Agnes, Rumi dziękuję za wejście i komentarze. To ja może wyjaśnię co chciałem przekazać w wierszu... usta zamknięte posępnym uśmiechem--------->fałszywy uśmiech na twarzy, a w środku smutek (odziedziczona umiejętność komunikacji -po ciszy)------------->chciałbym powiedzieć to ważne słowo, ale nie mam odwagi, milczę słów już nikt nie broni (nad przepaścią z powrotem chowają się w rękawach)-------------->kiedy nadejdzie odpowiedni moment, swoje słowa(nawiązanie do asów w rękawie) ukrywam * * (rozkruszona woda)-------->czasami wszystko traci sens w krainach zapotrzebowanie na mleko i miód trzeba zakazać importu marzeń---------------->czasami lepiej nie marzyć... *wiem, że piszę dziwnie i mało osób to rozumie, widocznie taki styl. dzięki raz jeszcze. pozdrawiam ps. może jeszcze ktoś tu zajrzy pomimo wyjaśnienia...
  5. ulżyło mi... byłoby naprawdę ze mną nie tak, gdybym tak napisał ;) dzięki za komenty!
  6. Vero Ikon-dzięki, cieszę się, że i tym razem trafiłem do Ciebie :) pozdrawiam
  7. ja tylko chciałam nawiazać do tego zdania... :o) serdeczne pozdrowienia!! a no to zmienia postać rzeczy ;)
  8. dzięki Pansy, ale z tymi słowami to trochę inaczej jest... ciąg po gwiazdkach ma ścisły związek z tym co jest przed. fajnie, że wpadłaś. pozdrawiam
  9. czytam parę razy i nie mogę wynaleźć tego feralnego 'niedam' oprócz listu od 'Chaliny'... dzięki jeszcze raz!!
  10. kropki rzeczywiście przeszkadzają. ładne i ciekawe sformułowania, tworzą lekki klimat. fajnie się czyta. + pozdr.
  11. hmm... smutne. ale jak na debiut wg mnie udanie. wiersz nawet, nawet... + pozdr.
  12. kosmetya też jest ważna, już idę wcisnąć enter... dzięki wielkie! pozdrawiam
  13. Tdk crew-dzięki za ten podwójny koment. cieszę się z Twojego plusa. pozdrawiam
  14. ''listonosz mija szarpiąc nadzieję'' -najlepszy fragment. podoba mi się, nawet bardzo. tęskniota jest trudna, pozdrawiam
  15. Aksjo, dzięki wielkie, miałem mieszane uczucia zamieszczając tekst... Kasiu, ale mi dowaliłaś!! niezły ze mnie delikwent, narobiłem byków u Haliny, a sam nie lepszy... interpunkcja niech zostanie bo i tak ze wszystkim nie podołam, byki już poprawiam. dzięki pozdrawiam
  16. usta zamknięte posępnym uśmiechem (odziedziczona umiejętność komunikacji -po ciszy) słów już nikt nie broni (nad przepaścią z powrotem chowają się w rękawach) * * (rozkruszona woda) w krainach zapotrzebowanie na mleko i miód trzeba zakazać importu marzeń
  17. znajome obrazy... ale tak szczerze to się uśmiałem trochę, szczególnie przy buraczanym nosie burmistrza. * * * ciekawie, ciekawie... podoba mi się. w Twoim stylu. pozdrawiam
  18. * Tytus właśnie zażywał kąpieli. Uwielbiał to. Potrafił godzinami pławić swoje zmęczone ciało w wodzie i bawić się gumową kaczuszką. Jak zwykle miał dylemat. Kto ma kogo pokonać? Kaczka była większa niż krokodyl, ale gad miał zęby... Zawsze w kulminacyjnym punkcie batalii był zmuszony dokonywać wyboru. Ostatecznie krokodyl musiał uznać wyzszość, bardziej doświadczonego i obytego na waniennych arenach ptaka. Nagle Tytus usłyszał dzwonek do drzwi. -To pewnie Halina - pomyślał i nic na siebie nie przywdziewając poszedł otworzyć. Wielkie było jego zdziwienie, kiedy w progu ujrzał listonosza. Niestety prawda była inna. Owy mężczyzna okazał się gejem, członkiem zespołu walczącego o równouprawnienie i otworzenie baru dla homoseksualistów w starym budynku po sklepie, na drugim końcu osiedla. Po chwili, z błyskiem w oku, wyjaśnił, że każdy członek klubu ma jakieś przebranie. Jedni stają się policjantami, inni kowbojami, a jeszcze inni właśnie listonoszami. Tytus spojrzał na mężczyznę, potem na swoje przyrodzenie i znowu na mężczyznę, po czym wpisał ,,tak'' na petycji i cichym głosem dodał: -Do widzenia, do zobaczenia... Zamknął drzwi. Stał tak oparty o ścianę, drapiąc trzęsącą się dłonią w pępek, kiedy ponownie usłyszał dzwonek. Spojrzał w wizjer. Nie mógł uwierzyć. Na wycieraczce stał kolejny listonosz. -Cholera! Tego już za wiele! - Pomyślał i ponownie bez ubrania - otworzył. -Co znowu, szukasz podpisu dla tego zasranego baru!? - Krzyknął z dziką furią. -Eee... Mam list na ten adres, proszę pokwitować - powiedział zmieszany listonosz patrząc na nagiego właściciela mieszkania. Tytus poczuł się naprawdę głupio. Jednak jego zawód - operatora koparki, nie pozwalał na chwile dezorganizacji, dlatego udał, że wszystko jest w porządku, pokwitował i grzecznie powiedział: -Do widzenia, do zobaczenia! Otworzył przesyłkę. W środku była puchowa poduszeczka ze zdjęciem Haliny i czekoladowy Mikołaj. Przyjaciółka dołączyła także krótki liścik: ,,Pszepraszam Cię strasznie, ale dzisiaj niedam rady się s Tobą spotkadź, maż tu moje zdjencie na osłodę i mikołaja na zagrychę... Hihihihihi pozdrawiam Ciebie, Chalina'' Halina była dyslektyczką i robiła koszmarne błędy. Tytusowi jednak nigdy to specjalnie nie przeszkadzało. Sądził, że ,,byczki'' - jak pieszczotliwie nazywał listy od niej, mają swój urok. W końcu była tylko prostą księgową w małej firmie. Następnego dnia Tytus wstał wcześniej niż zwykle. Dzień rozpoczął od sprawdzania poczty elektronicznej. W oczy rzuciła mu się wiadomość od Haliny: ,,Cześć cókieredżku, mam dobro nowine, w dnió dzisjejszym wpadam do Cię z szmacianową Mażannom. Pójdziemy spalić i rzucić w wiry wody potem. Zjawię się ok. 17.00. Dzisiaj dzień wiosny! pozdrawiam Ciebie, Chalina'' -No to dobrze, nareszcie trochę chwil dla nas... - szepnął do siebie Tytus. Jeszcze chwilę posiedział przed monitorem, po czym ubrał się i wyszedł do sklepu. Była wczesna wiosna, miał dużo wolnego czasu gdyż, jego firma nie pracowała prawie wcale w tym okresie. Pierwsze kroki skierował do kiosku, później przyszedł czas na wielki supermarket. Tam spostrzegł wspaniałe, ogromne torty stojące na wystwie. Koszt jednego - 300 złotych. -Zrobię to dla Haliny - pomyślał i podążył do oddziału cukierniczego. Tam przypadkiem natknął się na znajomego mężczyznę w przebraniu listonosza, który próbował nakłonić sprzedawcę do podpisu. Tytus szybko podszedł do lady, znajdującej się obok i zamówił tort. -To co torcik kupujemy - po chwili zagadnął go przebrany pocztowiec. -Tak, tak... - Tytus odparł wyraźnie zmieszany. -To życzę smacznego! -Dziękuję. Nagle z zaplecza wrócił cukiernik. -Zamówienie przyjęte. Tort będzie w pańskim domu punktualnie, wszystko w pana dokumentach się zgadza. Proszę oto paragon. -Dziękuję. Na timexie Tytusa wybiła 14.00. Po wyjściu z supermarketu, przyspieszył kroku. Stale się za siebie oglądając, nie zauważył jadącego samochodu. Niewiele zabrakło do tragedii. Śmierć była o włos. W takich wypadkach wiedział, iż rzeczą niezbędną jest relaks. Postanowił wrócić do domu, obejrzeć jakiś film, odpocząć, a potem w blasku wiosennych promieni pójść z Haliną przywitać nową porę roku. Kiedy otworzył drzwi swojego mieszkania, przywitał go przeraźliwy odór. Nigdy nie przywiązywał do tego dużej wagi, w końcu po co wietrzyć? Z pawlacza wiszącego w przedpokoju wystawał kawałek plakatu z ostatniego Playboya, ale natychmiast z powrotem zniknął za drewnianymi drzwiczkami. Tytus wielokrotnie myślał o tym co by było gdyby Halina odkryła jego kilkuletnie zbiory pism pornograficznych. Na szczęście jeszcze, kiedy jego rodzice mieszkali we Francji przysłyłali mu każdy numer France Football więc mógł ukrywać swoje skarby pod stertami zakurzonych gazet o tematyce sportowej. Wybiła 16.00. Tytus smacznie spał na wersalce. Z pewnością gdyby kukułka w zegarze nie została kiedyś trafiona butelką po wódce, obudziłaby go swoim donośnym głosem. Jednak ocknął się dopiero, kiedy jego słuch przeszył dzwonek do drzwi. Powoli zgrabił się z łóżka, osuwając na podłogę poplamiony koc. Praktycznie zawsze w pierwszej fazie po przebudzeniu, z powodu bólu pleców musiał iść na czworaka, tego dnia było podobnie. Na szczęście w progu zawieszony był drążek. Tytus zrobił stanowczy zryw i palcami uczepił się przyrządu. Kiedy już stał na nogach, mógł otworzyć. W drzwiach ujrzał dwóch masywnych mężczyzn w białych fartuchach, którzy ocierając pot z czoła stali z wielkim tortem. -Pan Tytus Suchosaszowski? -Tak, proszę postawić w przedpokoju. Mężczyźni wnieśli pakunek do mieszkania. Tytus wcisnął jednemu dwadzieścia złotych i pożegnał. Zaczął przyglądać się zakupowi i myślał: -Kurde, w sklepie nie wydawał się, aż tak duży... Stał tak dłuższą chwilę. W pewnym momencie ktoś zapukał. Właściciel lokum spojrzał przez wizjer. Na wycieraczce stała Halina. Otworzył. -No część dziubku - krzyknęła kobieta wchodząc. -No cześć, fajnie, że jesteś. -Przepraszam, ale wczoraj nie mogłam. -Rozumiem. -Wiesz co, odbijemy tu sobie dzisiaj. Mam tu - Halina otworzyła reklamówkę i pokazała zawartość Tytusowi - Taką małą Marzannę, buteleczkę z benzyną i karton zapałek... Najpierw powitamy wiosnę, a potem porobimy smoki, jak w dzieciństwie! -Mam dla Ciebie prezent. -Zrobiłeś więcej kanapek!? -Nie... - odpowiedział Tytus wyraźnie podłamany, fascynacją Haliny reklamą sera topionego - Stoi tuż przed tobą. W pokoju rozpaliłem świece. Kiedy wrócimy zjemy kolację tylko we dwoje. -Ach jesteś wspaniały. A ten tort po prostu... Nagle z tortu wyskoczył mężczyzna w skórzanych majtkach, rozsypując ponętnie, dookoła siebie konfetti. Tytus rozpoznał w nim przebieranego listonosza, ale zbladł i nie miał siły nic powiedzieć na swoje usprawiedliwienie. Halinie napłynęły łzy do oczu. -Ty świnio - wrzasnęła i rzuciła Marzanną w tańczącego mężczyznę. W szalonym widzie wyjęła butelkę z benzyną i zaczęła podchodzić w kierunku Tytusa. Ten cofał się. Kiedy był blisko świecznika, Halina się zatrzymała. Chlusnęła go strumieniem płynu, po czym pchnęła w płomienie świec. Niestety właściciel lokalu miał pecha, najbardziej zajęła mu się głowa i przyrodzenie. Jednak z powodu remontu kanalizacji woda była tylko na dnie sedesu. Głowę uratował, chociaż już do końca życia był łysy i musiał nośić tupecik. Inne części ciała paliły się dopóki nie przyjechała straż pożarna. Halina odwróciła się na pięcię i podążyła ku drzwiom, jednak zbyt zamaszyście je otworzyła, wyrywając framugę. Stary, ledwo wiszący pawlacz spadł wprost na nią. Pisma pornograficzne rozsypały się dookoła i wspomogły szybko rozprzestrzeniający się ogień. Zginęła na miejscu. Podczas sekcji stwierdzono pęknięcie czaszki. Mieszkanie spłonęło doszczętnie, ocalała tylko stara, żelazna wanna i gumowa kaczuszka, która w niej leżała. * * Dwaj mężczyźni w białych fartuchach wracali do siedziby firmy. -Wiesz, Czesiek, ten koleś przebrany za listonosza to całkiem spoko... Zarobiliśmy dwa kawałki tylko za to, że mógł schować się w środku tego tortu... - powiedział jeden z nich, po czym zaciągnął się z rozkoszą Albatrosem bez filtra.
  19. świetne opowiadanie! numer z tasiemcem pierwsza klasa. pozdr.
  20. bardzo prawdziwe jest to co napisałaś... nawet wzruszające w niektórych momentach, włożyłaś w to dużo siebie... + pozdr.
  21. Chyba nie, bo, choć pracuję codziennie od świtu do zmroku, to najbardziej lubię moment gdy znajdę się w już domu. * * Ciekawe ujęcie, szkoda, że krótko. Bardzo podoba mi się język w jakim zostało to napisane, cieszę się, że w końcu mogłem przeczytać coś Twojego. Czekam na kolejne :) pozdr.
  22. czytałem jednym tchem, świetnie piszesz, wspaniały język, po prostu się płynie! ukłony za geniusz pozdr.
  23. dobre, nasz Polska rzeczywistość... :))) pozdr.
  24. ale się uśmiałem :) chylę czoło dla talentu. pozdr.
  25. przeczytałem wszystkie części z wielkim zainteresowaniem, moi faworyci to: różowy sweter i sprzedawca zeszytów. świetne! pozdr.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...