Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

vacker_flickan

Użytkownicy
  • Postów

    2 538
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez vacker_flickan

  1. To nie "usilna chęć polemiki", ale osobisty obowiązek zareagowania na Twoje zarzuty, które są dla mnie niedopuszczalnie kategoryczne i naturalnie się z nimi nie zgadzam ;)) Subiektywizm i głodny kawałek to "beznadziejna robota" i "gówniane pieniądze". To Ty przyczepiłeś łatkę Panu, który lubi wypić piwo, że jest sfrustrowany, bo ma "ględzącą babę". I to nie ja cynicznie podchodzę do kwestii alkoholizmu szufladkując ludzi lubiących wypić piwo na boku pod blokiem. Ty roztoczyłeś wizję niedołężnego frustrata, którego jedynym komentarzem i najprostszym wyborem jest codziennie zalewanie się przed przekroczeniem progu mieszkania, bo i baba na głowie i beznadziejna praca za pasem - dotykasz kwestii patologicznych jednostek uwikłanych w szpony nałogu, a to zupełnie odrębny temat. Co do Twojego życia to masz rację - nie mam prawa go podsumowywać ani opierać na tym swoich argumentów, bo nie wiem jak to jest i bazuje wyłącznie na domysłach, zgoda; pomijając fakt, że o wszystkich kluczowych problemach, które Cię w życiu dotykały a które oględnie wyłuszczyłeś w akapicie poniżej, wspominałeś już na tym forum (poza epizodem alkoholowym), a ja jestem pamięciowo skrupulatny. Które zarzuty? Łatki? A kontekstu twojej wcześniejszej wypowiedzi, w której sam rysujesz jakąś postawę (moim zdaniem mało popartą obserwowanymi i przeżywanymi faktami), to już nie pamiętasz? Jaka treść, czy przesłanie wynika z twojego toku rozumowania, bo jak dla mnie wynika tylko i wyłącznie przemożna chęć odbijania piłeczki aż do momentu zmęczenie oponenta, bo o ścieraniu się postaw, czy opinii mowy być nie może. Fakty są jednak takie, że określiłeś się emocjonalnie, ustabilizowałeś i postawiłeś na życie partnerskie; co wiąże się z całym szeregiem zmian - przypuszczałem naiwnie, że może, jako praktyk, właśnie do tego się odwołujesz. Myliłem się najwidoczniej; moja wina. Zasadność tej dygresji pewnie na zawsze pozostanie dla mnie zagadką. Nie napisałeś, ale nie bez sarkazmu zasugerowałeś, że ze wzgledu na mój wiek, nie jestem nawet uprawniony do używania takich słów jak "kariera", przyznasz. A konkrety to każdy zaliczony rok i złożony w czerwcu indeks w dziekanacie. Natomiast jeśli idzie o stresogenne zadania, to niepotrzebnie zbyt emocjonalnie się z nim wyrwałem, ale akurat na moim przykładzie wiem, że bywają one wyjątkowo groźne, bo poprzez ich nawał już parokrotnie dopuszczałem do przebudzenia drzemiącej we mnie głębokiej melancholii i zobojętnienia, które w efekcie prowadziły nawet do niewyjaśnialnego obłędu, na który ciężko doraźnie zaradzić - może to nieprzystosowanie, ale nawet jeśli, to trzeba się z tym uporać uświadamiając sobie błahość trosk, które są odpowiedzialne za ten stan rzeczy. Może doradzisz lepszą postawę. To nie jest kwestia wieku. To kwestia pewnych przesłanek świadczących o postawie buntu. I jako że bunt nie nosi znamion konstruktywności, przeto pozwoliłem sobie na pewne wnioski. Dla przykładu szef mojej małżonki nie ma 20 lat i ma osiągnięcia w sferze dziennikarskiej, które przekraczają dorobek życia niejednego pismaka. Oczywiście, miarą osiągnięć jest otoczenie. Można taką miarę kwestionować. Można szukać własnych kryteriów i kategorii. Jednakowoż, jeśli będą one znacząco odmienne od tych uznawanych wokół, będziesz uznawany za gamonia i ciamajdę. Można mieć to gdzieś (choć słabo w to wierzę), można nawet jakimś cudem znaleźć kobietę, która też będzie miała to gdzieś (baaaardzo mało prawdopodobne), ale trzeba wręcz sokratejskiej siły przekonań, aby nie zgorzknieć od porównań z ludźmi, o których mówią: "to jest gość". Podsumowując - natura ludzka jest sprzeczna z relatywizmem, który przedstawiasz, dlatego uznaję taką postawę za mało autentyczną, raczej za skutek niż za przyczynę. No chyba że należysz do tych, którzy przeżywają syndrom wypalenia i zmęczenia ciągłymi zdobyczami.:) Wcale się nie mylę, bo wcale nie powiedziałem, że z kompleksów sie nie wyrasta (to byłaby dopiero tragedia!). Nie zmienia to jednak faktu, że są one czynnikiem kształtującym osobowość, a już na pewno mają wpływ na późniejsze życie. Nie wiem co to znaczy "zachowania FASADOWE służące za maskę", więc uznaję, że się nie mylisz i przyznaję rację ;)) Mylisz się w kwestii oceny roli kompleksów. Bo z nimi jest tak jak z genami: z biegiem życia coraz mniej różnic indywidualnych nam wyjaśniają. Co do tych zachowań, to być może chciałem być zbyt delikatny. Chodziło mi o kompensację, jako mechanizm rzecz jasna. Spirala ucieczek i jej skutek to rzecz wiadoma. Mnie bardziej interesuje to, jakie Ty widzisz rozwiązanie i radę dla ludzi, którzy uciekli tak daleko, że już nie mogą zawrócić. Chodzi o ludzi, którzy mają niewielkie szanse na zmianę swojej sytuacji, bo zabrneli w zaniechaniach tak daleko, że pozostaje tylko rozpacz. Sądzisz że to wina chaniebnego tchórzostwa, a ja twierdze, że to tchórzostwo jest racjonalną reakcją. Śmiem twierdzić, że rozwiązanie problemu ludzkiego tchórzostwa nie jest tematem tej dyskusji. Dlaczegóż nie zadać mi śmiertelnego ciosu w postaci pytania: jak naprawić świat.:) Racjonalne tchórzostwo? Owszem, kiedy masz przed sobą trzech osiłków a za sobą wolne pole. Rad jest tyle ile ludzi. Teraz zadajesz pytania takie jak autorka wątku: o recepty, których nie ma. Problem z tą racjonalnością polega na tym, że jest pojęciem zbyt dyskretnym, a zagadnienie np racjonalności wyboru zawiera w sobie sumę wielu ocen, która jest jakąś wypadkową. W psychologii racjonalnym wyborem określamy taki, który składa się z możliwie maksymalnie racjonalnie dokonanych ocen cząstkowych (baaardzo nieostre i baaardzo na siłę). Ale to kolejny meander dyskusji, który stwarzasz, bo ja mówiłem o ucieczce przed wyborem i o takim tchórzostwie. I takie tchórzostwo jest naprawdę haniebne i najgorsze ze wszystkich, bo wiąże się ze skłonnością do uniknięcia konsekwencji swoich czynów. Widzisz, sam przyznajesz że z uwzględnieniem życiorysu. Moje głupie stanowisko twierdzi, że lepiej dla Ciebie stać się nie mogło. Z uwzględnieniem wielu różnych danych. A na cudze życiorysy się nie powołuję, bo nikt mi nie dał uprawnień ku temu. No, może poza tym przypadkiem młodego rekina dziennikarstwa... ale to z czystego podziwu, naprawdę.
  2. najbardziej oryginalny i nieznany będzie wiersz nieistniejący:]
  3. a mnie na mikołajki kobietę w szpitalu położyli
  4. :D a ja myślałem, że już nie żyjesz... ;p
  5. 1. W tym punkcie, mój drogi, twoja wypowiedź niesie tylko usilną chęć polemiki, czego dowodem jest brak precyzji wypowiedzi oraz imputacje. Bo o jakim subiektywizmie piszesz? Moim, ogólnym? Na jakiejś konkretnej podstawie, czy w wyniku "oczywistej oczywistości"? To tak wyglądają dyskusję z tobą, kiedy się ciebie delikatnie podrażni, relatywisto? Stwierdzenia typu "zapewne dla ciebie..." już tutaj bywały - to z kolei jest styl dyskusji, który można nazwać: "opowieści dziwnej treści na temat dyskutanta". Skąd wiesz, z czym coś porównuję i jakie możesz mieć pojęcie o wyborach, których musiałem dokonać? Skąd wiesz na tyle dużo na mój temat, że aż uznajesz za stosowne zrobić z tego argument? I wiesz, dlaczego twoje argumenty "relatywistyczne" są śmieszne? Bo przebija z nich fałsz. Bo jedyna niewiadoma, jaka z nich przebija, to rozstrzygnięcie, czy nie wiesz, o czym piszesz, czy cynicznie się zgrywasz. Dlaczego - o tym dalej. 2. Głodne kawałki. Co wynika z twoich komunałów o różnicach indywidualnych, z mądrości w stylu "wszystkiego mieć nie możesz"? W czym dokładnie widzisz "błędne koło"? A kariera? Dotyczy przede wszystkim osiągnięć. To konkrety. I nie wiem, gdzie ja napisałem, że utożsamiam karierę z życiem zawodowym. Fakt, zazwyczaj do niego właśnie się sprowadza. Ale nawet jeśli nie, to i tak wymaga konkretów - dokonałem, przeprowadziłem, zakończyłem sukcesem itp itd. Stresogenne zadania? Zależy od skali. To tak jak ze sportem - niektórzy uprawiają w weekendy i nieco się zmęczą, a niektórzy mają pęd do wyczynu i ryzykują zdrowiem, balansują na krawędzi niebezpiecznej dla organizmu itp itd. Nie rozumiem, do czego ma prowadzić takie rozumowanie. Nie chcesz się przemęczać i stresować: nikt ci nie każe. Tylko nie dorabiaj do tego ideologii. Nie twórz na siłę reguł, które niby łamiesz, bo nie ma takich reguł. Chyba, że presja rodzinna, czy coś... ale nie można na tej podstawie wyciągać wniosków socjologicznych. 3. Pewnie, że żadna nowość. Jednak co do kompleksów - mylisz się. W pewnym momencie człowiek się do nich przyzwyczaja, przestaje się wstydzić i kompleksy znikają. Tyle że należy rozróżnić sytuacje, gdy zachowania są fasadowe i służą za maskę. Strawiłem 10 lat życia na błazenadę, więc wiem, o czym piszę. Nie. Ale ja nie używam uproszczonego schematu zachowania przedstawionego w sposób fałszywy tak, aby pasował do postawionej przeze mnie tezy. Osobiście mnie rusza to, że w sposób cyniczny przedstawiasz kwestię alkoholową. Ja tę kwestię bardzo dobrze znam. Z autopsji jako DDA i niedoszły (na szczęście) AA. I znów powracam do wniosku - albo jesteś tak przerażająco cyniczny, albo nie zdajesz sobie sprawy z tego, co ci się zapałętało na język. 4. Przeceniasz rolę stresu. I nie zauważasz tego, że piszę o tchórzostwie, jako ważnym czynniku. Tu nie chodzi o straty. Tu chodzi o świadomość porażki wskutek własnych ucieczek, co wpędza człowieka w spiralę kolejnych ucieczek. Nieważne, czy eskapizm wyrazi się poprzez praco- czy alkoholizm. Co za różnica. Niezrównoważenie się zdarza. Ale niemożność osiągnięcia wszystkiego rozstraja raczej ludzi młodszych niż starszych... 5. Postawa pijaka, który stoi na stanowisku, że wcale nikogo nie krzywdzi swoim piciem to też relatywizm. Można przyjąć, że on w swojej percepcji nie widzi swojego negatywnego wpływu na otoczenie, nieważne, czy pewne informacje blokuje nieświadomie, czy też jest zamroczony ostatecznie. Z jego punktu widzenia takie twierdzenie może być prawdziwe. Ale ja wątpię, czy to jest słuszne. ps. Piszę to wszystko z uwzględnieniem swojego życiorysu, rzecz jasna, który obfitował w mało spektakularne wydarzenia, takie jak kilkumiesięczne cugi, dwie depresje, bójki z ojcem, doprowadzanie do łez matki, życie robola, życie głodne, trzykrotne porzucenie studiów i inne fajne. Reasumując - z perspektywy 10 lat wymądrzania się i relatywizowania.:) Wiesz, taki zblazowany, zawsze najmądrzejszy i bez wyników.:) A wyniki się liczą, oj liczą, nawet dla artystów-wykolejeńców.:)
  6. uhm, to metoda na beznadziejną robotę, za gówniane pieniądze, to metoda na ględzącą babę, która kiedyś może była ładna, to metoda na frustrację, że tyle jest rzeczy, na które nigdy w życiu nie będzie sobie mógł pozwolić... szczytem rozumności jest znaleźć środek pomiędzy komfortem i jakością życia, a ilością pracy... tak się zastanawiam, skąd ty wiesz, z czym wiąże się "wspinanie po szczeblach kariery", bo raczej z autopsji to nie bardzo;) to tak a propos wytykania innym ekstrapolowania:D ty też masz swoją metodę: błazeństwo, choć nie powiem, finezyjne; i tak samo jak metoda Pana z bramy nie mówi całej prawdy o nim, jego lękach i motywacjach, tak samo twoja nie mówi całej prawdy o tobie; wpadasz w pułapkę skrajnego relatywizmu, mój drogi, na razie tylko portalowo, mam nadzieje, że nie życiowo;) a skąd wiesz, że "gorączkowo"? tak się składa, że miałem przyjemność poznać Joannę osobiście i zdecydowanie nie wygląda na osobę, która działa gorączkowo;) a teraz serio: ludźmi najczęściej targa poczucie pustki - brak oparcia, fakt, że nie potrafili zbudować wokół siebie małego świata dającego poczucie bezpieczeństwa; takie poczucie daje "spełnienie" w kilku sferach życia: bytowej, zawodowej, rodzinnej, towarzyskiej i jeszcze by się znalazło; "wspinanie się po szczeblach kariery" na sposób skrajny jest pewną anomalią - to przeciwny czubek kijka do tego z kolesiami w bramie - i jedni i drudzy coś zmarnowali, bądź marnują, i jedni i drudzy tchórzą bądź stchórzyli; i jedni i drudzy czymś się tłumaczą i jedni i drudzy redukują dysonans poznawczy, czyli nadrabiają miną mówiąc po ludzku metoda? być może, tylko co to za metoda, jeżeli poprzez moje marnowanie czasu, jednocześnie marnuję życie mojej kobiety, moich dzieci, moich bliskich; jeżeli jestem źródłem wiecznej zgryzoty dla nich i w efekcie obciążam ich emocjonalnie i ekonomicznie moją "metodą"? taka metoda to luksus dostępny tylko dla tych, którzy są albo sami na świecie, albo kompletnie bez sumienia; tych drugich pomijam, ci pierwsi... chyba nie odczuwają swojej sytuacji jako luksusowej i jak wybrniesz z tego relatywisto?;) kto to jest "żurek"??
  7. w jednym się zgodzę z autorem: to nie jest żadna metafizyka w ogóle nie wiadomo, o co tu chodzi; bóg wydaje się być jakimś prywatnym konstruktem, za cholerę nie widzę nawiązania do biblii, poza tym, że pojawia się hasło "bóg" jest jakieś zagubienie peela, ale nie do końca wiadomo, czego ono dotyczy; całości egzystencji? boskiej natury? kaczek? co zwrotka to jakaś inna bajka, włącznie z małżonką in spe, która pojawia się ni przypiął ni wypiął i nie wiem, co ma wyrażać, chyba że chodzi o ogólną tęsknotę do zbliżenia z kobietą, bo refleksja w stylu "I hope the Russians love their children too" słabo popiera ten rekwizyt - Stingowi przynajmniej chodziło o konkret: wyścig zbrojeń, lęk przed wojną nuklearną itp a o co peelowi chodzi? chyba o to, że jakiś taki totalnie nieposkładany jest, ale po co na to aż tyle słów trwonić?
  8. To źle postawione pytanie; nie istnieje coś takiego jak "wybór sposobu życia", chyba że z jakichś przyczyn dochodzi do sytuacji ekstremalnej, w której faktycznie musimy dokonać brzemiennego w skutki wyboru. Z doświadczenia. Nawet jeśli ktoś ci coś podpowie, to żadna gwarancja, że podpowiedź sprawdzi się co do twojej osoby. Na twoje pytania nie ma uniwersalnych odpowiedzi, bo to sprawy bardzo indywidualne. Ty sama musisz określić, jakie są podstawy twojej tożsamości. Nikt nie powie ci, kim jesteś, w czym się sprawdzisz, co da ci satysfakcję. Z biologicznego punktu widzenia człowiek musi myśleć przede wszystkim o własnym przetrwaniu i przekazaniu własnych genów. Kiedy już je przekażesz, celem nadrzędnym stanie się przetrwanie tychże genów, czyli ochrona potomstwa. Dokonywanie samooceny w kategoriach egoizmu jest bez sensu. Punktem wyjścia jest powiedzenie sobie "jestem jaki jestem", dopiero potem można dokonywać ocen zachowania w danej sytuacji i wyciągania wniosków. W pewnym wieku często pojawiają się myśli dość radykalnie wartościujące własną osobę częstokroć na podstawie dziwnych przesłanek;) Po pierwsze spokój - nie ma co wpadać w panikę, nie ma co się miotać. Nie jesteś saperem, możesz się pomylić wielokrotnie i świat się nie zawali;) Myślenie "dać coś z siebie" - dlaczego takie? Dlaczego wychodzisz z założenia, że istniejesz po to, by świadczyć coś na rzecz innych? Tak nie powinno być, twoje życie powinno składać się z układów polegających na wymianie, nie na płaceniu trybutu, długu za to, że przyszłaś na ten świat. Co do zasady - powinno być tak, że im będziesz w czymś lepsza, tym lepszą "cenę" za swoje wytwory uzyskasz. Nie zawsze to się sprawdza, ale statystycznie raczej tak. Ha! To jest stosunkowo proste - wybrać to miejsce, ten kierunek, który daje więcej perspektyw. To jest proste, o ile w grę nie wchodzą emocje, np strach. Strach trzeba wyeliminować. Moja małżonka na ten przykład decyzję o wyborze studiów podjęła pod wpływem faktu, że poznała mnie - wyjechała do mojego miasta; i chyba wybrała dobrze, pomijając moją skromną osobę.;) Właśnie - strach. Problem nie tkwi w tobie, ale w tym, że nie jesteś przygotowana. Nikt nie nauczył cię podejmowania wyzwań. To nie tylko twój problem. Świat jest pełen ludzi przelęknionych, czyli takich, którzy ci powiedzą "wiem, co czujesz". Albo nie powiedzą, bo wstyd się do tego przyznać. W gruncie rzeczy dylemat nie tkwi w tym, jaką podjąć decyzję, lecz w tym, czy odważyć się na wybór, czy przed nim uciec. Wybór może się okazać lepszy lub gorszy, ale na pewno nie będzie porażką. A artystyczne podejście bywa podejściem ucieczkowym;) więc nie wiem, czy to dobre wzorce.:D
  9. Jeżeli to jest twój wniosek, to jest to smutne. Czytałam raz "Fakt" i to mi wystarczy. Więc proszę mnie więcej nie zasmucać. no tak ja bym się nie podjął oceny dziennika po lekturze jednego numeru - taka skaza, być może wynika ona z tego, że moi wykładowcy od polskiego systemu medialnego za taką wypowiedź niemal wywalali za drzwi... ehhhh, te "niezależne" opinie młodych... ;p
  10. Tródne wierszoły zawsze bendom męczliwsze od tych łepskich nawet nie pókajoncych do bram logiki... Cierzko nie zgodzić siem z Pana stanowiskiem!! ...i zapewne wydaje ci się również, że jesteś zajebiście dowcipny
  11. Ja bym się akurat z tym nie zgodził. W dziale Z wiersz dłużej utrzymuję się na pierwszej stronie, co już jest powodem żeby go sobie tam umieścić, bo w P wiersze przesuwają się w dół z prędkością naoczną i zazwyczaj wszystkie są podsumowywane podobnie - lakonicznie, bezpłciowo i strachliwie, np. "mnie się podoba, ale ja się nie znam". Są tam może trzy, cztery osoby, które potrafią powiedzieć: zły, niedobry, beznadziejny; idź z tym do warsztatu. W Z sprawa jest nieco jaśniejsza, bo można liczyć na konkretny pojazd ;)) Problem w tym, że ja nie wiem, na co autor liczy:/ bo "pojazd" mu ewidentnie nie odpowiada. Jest jeszcze jeden szkopuł - motywacja, o której piszesz jest w pełni racjonalna. Po tym bełkocie, który autor wyprodukował pod tekstem, śmiem wątpić w taką racjonalność.:)
  12. urzędu skarbowego no i zusu tyż
  13. Męczący. Utwór i autor.
  14. Jeżeli to jest twój wniosek, to jest to smutne.
  15. Słaba erystyka (zgodzimy się...), bo poparta sloganem (że wrażliwość...). Jeżeli to ma być wnioskiem wypływającym ze zdania poprzedniego, to to jest jeszcze bardziej bezczelna erystyka. Tym bardziej? Wobec czego? wobec pozornie logicznego wywodu? Tak się zastanawiam, kolego, po co to wszystko napisałeś, skoro ślizgasz się niemiłosiernie po ogólnikach w stylu, nie przymierzając, politycznego dyskursu, czego dowodem jest: Chyba jedynym argumentem popierającym twoją tezę jest fakt, że metoda przeniesienia ciężaru dyskusji na komentatorów jest stosowana przez miernych poetów od początku istnienia forów poetyckich. Bo wiersz to nie twierdza. Twój się odbił. I pytanie powstaje, co ty z tym zrobisz; jak ktoś nie pisze, dlaczego się odbił, to źle, a jak pisze, to jeszcze gorzej. Nawet gdyby przyjąć za prawdziwe to założenie, to i tak nie ma ono tutaj zastosowania, bo tego wiersza w żaden sposób nie można zakwalifikować do sztuki, nawet "tak zwanej". Perełka w kategorii "pustosłowie". Kto cię nauczył pisać takie okrągłe zdania, które nie niosą żadnej treści? Jakiej konwencji? w jaki sposób "czyni ona z nas narzędzia"? jaka autentyczność? To, co piszesz nic nie znaczy. To slogany. Jeszcze do tego natchnione. Po pierwsze zdajesz się nie rozumieć podstawowej rzeczy - że jako piszący podlegasz ocenie czytelników i jeśli ktoś komuś ma prawo coś dyktować, to oni tobie, nie ty im. Z tego też powodu twoje wyobrażenie o tym, czym powinny być komentarze, jest zupełnie nieistotne. Bo czytelnicy są tacy, jacy są i ich nie zmienisz, jednak bez nich nigdy nie zaistniejesz jako poeta ani autor w ogóle. Po drugie, skoro forma nic nie znaczy i przekonanie o treści takoż, to co jest istotne w poezji? o czym chcesz prowadzić dialog? o życiu wewnętrznym autora? Wolne żarty. Po trzecie, czy naprawdę ufasz w siłę zaprezentowanych przez ciebie "argumentów"? I czy naprawdę nie zauważasz różnicy między publikowaniem na forum w ogóle, a publikowaniem w tym dziale?
  16. o braku dystansu świadczy publikowanie w tym dziale a z kwiatkiem? nawet jeśli tak, to z plastikowym komentarze? adekwatne do utworu, bo nikomu, kto byłby odrobinę choć wyrobionym czytelnikiem, nie chce się wgłębiać w takie coś z prostego powodu - jest to tekst bazujący na wrażliwości niezwykle powierzchownej, a przy tym napisany nieporadnie ja wiem, że ty wyrażasz siebie itd, wiem, że pewne osoby się oburzają na taki "brak poszanowania dla twojej wrażliwości"; ale jak napisałem wyżej: wyrażasz siebie w sposób powierzchowny i zachwyt czymś takim byłby równy wywyższaniu osoby, która doznaje wzruszenia wobec piękna przyrody - bo doznaje go każdy, tylko nie każdy wie, skąd to wzruszenie, nie każdy wie, dlaczego, nie każdy wie, co z tym wzruszeniem zrobić, wreszcie, nie każdy potrafi to dobrze napisać i to są poziomy, których wielu obrońców "dusz wrażliwych" nie rozróżnia a co do "Faktu" i przyrównaniu go do manipulacji, to jest to bardzo symptomatyczna wypowiedź osoby, która najprawdopodobniej nigdy tej gazety nie czytała, albo kojarzy ją jedynie z naturą tabloidu pewne osoby zdziwiłyby się tym, że poza roznegliżowaną panienką obowiązkowo w każdym numerze na przedostatniej stronie, że poza "historiami z życia", poza wielkimi tytułami i skąpą treścią tematu z okładki, "Fakt" prowadził przez lata bardzo przyzwoitą publicystykę i że był medium nader często cytowanym piszę w czasie przeszłym, bo od jakiegoś roku nie śledzę już publikacji medialnych, ponieważ zmęczyło mnie to, że manipulacje różnego rodzaju popełniają WSZYSTKIE tytuły bez wyjątku pozdrawiam
  17. nie piszemy metoda niezawodna:>
  18. Myślę, że te problemy powinny być skierowane gdzie indziej - w bardziej specjalistyczne rejony.
  19. bardzo dobry początek tak dobry, że zaraz dopadnie cię któryś z tutejszych internetowych łowców puchu niewinności tym bardziej, że Pawlikowska... Oscar!!!
  20. To jest akurat niezmienne od zawsze. Krzepiące jest to, że też od zawsze ostatecznie zmienić się nie może. Joł akurat
  21. za to ty urągasz językowi polskiemu swoją ignorancją zabawne jest, że udzielasz nauk innym odnośnie do form, skoro nie potrafisz dobrze opanować form językowych - być może formy dotyczące kultury bycia też rozumiesz opacznie?
  22. najgorsze jest to, że ten portal zmienia się w folwark błaznów i oszołomów
  23. to nie jest tak zauważ, że będąc zatrudnionym na umowę o pracę dostajesz "do ręki" ok. 55% pełnego kosztu pracy - reszta jest pokrywana przez pracodawcę i leci do usów i zusów; łatwo więc policzyć, że jeżeli pracownik nie chce pracować za mniej niż np 2000złotych, to pracodawcę to kosztuje ponad 3600 złotych (3000 wg kwoty brutto plus kwota składek nieubruttowionych) nie usprawiedliwia to omijania prawa, ale daje pewien wgląd w obciążenie jakim pracownik etatowy jest dla pracodawcy; prawo pracy jest kompletnie nieżyciowe; pracodawca jest zmuszony opłacać niewydolne systemy ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych - de facto są to pieniądze wyrzucone w błoto, bo można się spodziewać, jaka emerytura z zusu na nas czeka i wszyscy wiemy, jak wygląda publiczna służba zdrowia i co trzeba zrobić, żeby z niej skorzystać nie tak dawno pewien człowiek, który prowadzi firmę od początku lat 90-tych, firmę skądinąd bardzo uczciwą w stosunku do pracowników, powiedział mi, że gdyby trzymał się litery kodeksu pracy, dawno poszedłby z torbami i ja nie uważam, żeby to był dziki kapitalizm - to jest raczej rozbój w biały dzień realizowany przez nasze kochane państwo, w gruncie rzeczy po to, żeby utrzymać przywileje grup zawodowych, które są zorganizowane, liczne i mają w związku z tym siłę; pracodawcy co mogą zrobić? zastrajkują? hahaha! zagłosują na kogoś innego? jest ich najwyżej ułamek procenta - więc nie ma po co z nimi w ogóle gadać rolnicy nie płacą podatków a krus mają symboliczny; etat nauczycielski to połowa normalnego etatu i jeszcze się oburzają, że wcześniej na emeryturę ich nie chcą puszczać ja pracuję po 10, a bywa że kilkanaście godzin dziennie - czy przysługują mi jakieś dodatkowe prawa z tego tytułu, że wypruwam sobie żyły? ja rozumiem, że ludzie miewają ciężkie zawody, ale nic nie zaszkodzi się np przekwalifikować, ale odnoszę wrażenie, że tutaj chodzi o przyznawanie przywilejów nieróbstwa, tylko nie bardzo się myśli o tym, kto to wszystko utrzyma - jakoś to będzie, a takie jelenie, jak np ja będą się urabiać po łokcie, żeby znieść obciążenia, coraz większe jeśli tendencja się utrzyma więc nie jeździjmy może po pracodawcach i przedsiębiorcach, bo oni w większości starają się reagować na trudną rzeczywistość, która wynika przede wszystkim z głupoty społecznej, bo ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że żeby komuś dać to innemu trzeba zabrać, bo pełno w naszym krajów idiotów typu socjalista historyczny, którzy mają zerowe pojęcie o ekonomii, natomiast szeroko się wypowiadają w kwestiach sprawiedliwości społecznej, państwa solidarnego i innych farmazonów, które skutkują tylko uciskiem ludzi pracy tak, tak - ludzie pracy są uciskani na rzecz etatowych nierobów, lewych rencistów i przedwczesnych emerytów uciskani przez państwo niestety
  24. nie. Ja nie mówię o przedsiębiorcach, kórych bardzo szanuję. ja mowię o nicj: fiansjerze, która jest wszedzie (w każdym państwie) - mają potęzne aktywe i rezerwy. Grają pod siebie, byle mieć więcej i rządzić - oni niszczą ziemię, a my im przyklaskujemy. W naziźmie przynajumniej otwarto mordowano, teraz się nie morduje ludiz - robi isę gorze - niszczy ich fizycznie i psychicznie, a zwyrodniałe elity upają isę sowją władzą. Ale kiedyś to się zmieni - miejmy nadzieję! ale o jakiej finansjerze o Czarneckim? Sołowowie? Walterze? Solorzu? o czym ty piszesz i dlaczego to pustosłowie? kto cię niszczy fizycznie i psychicznie? popracuj sobie po kilkanaście godzin dziennie, tak jak Mirek napisał; z częstotliwości postów i ilości tematów, które zakładasz, wynika, że masz sporo wolnego czasu czyli albo ktoś cię utrzymuje i masz komfort wypisywania pierdów bez pokrycia, albo masz zarąbistą fuchę i jest zakłamany - co wolisz?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...