Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Freney

Użytkownicy
  • Postów

    645
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Freney

  1. To się nie nazywa plagiat tylko intertekstualność :P Doktorze, cóż ja mam powiedzieć mądrego; poskładałeś ciekawą rzecz z kawałków, które gdzieś już były - divide et impera tym razem przed ekranem admina ;) nie powaliły mnie skojarzenia Radka, ale wnioskując z Twojej uwagi o ironii wobec Radosława ;) - nie popełniłem w ten sposób ciężkiego grzechu. Nie wiem jak wyglądała sprawa veni destructor w pierwszej wersji, w tej chwili nie budzi żadnych zastrzeżeń. Koniec rzeczywiście zawieszony, poczułem się podrażniony w swej czytelniczości ;) Sprawne i fajne. Czołem :D
  2. Ech, byle zakpić z biednego czytelnika [płci męskiej]... ;) udana kpina, cóż więcej powiedzieć. Pomysł (mam na myśli pokierowanie skojarzeń zupełnie nie w tę stronę) ograny, ale w tym wypadku ograny rzetelnie. Czołem :D
  3. Coś bardzo dużo ostatnio pomyłek: mnóstwo wierszy trafia do prozy, a już szczególnie do zaawansowanej. Nie wiem czy to nieuwaga zamieszczających czy jakaś usterka forum?
  4. Fantastyczne.... jędrne, dowcipne, pulsujące! :) ależ mi się gęba śmieje do tego tekstu :D tylko ten końcowy akcent taki niepokojący... Uwag brak, zrzędzenia brak! owacja na stojąco ;)
  5. No właśnie nikt tego nie przenosił, po prostu zostało zamieszczone w prozie.
  6. Bardzo nie lubię gderać i psioczyć... to jest mowa wiązana. Chyba nie do końca ten dział...
  7. Nie powinien przysyłać syna Z. Herbert Głupiec Diomedes; nie walczy się z bogami, nie bywa się odważnym ponad miarę. Głupiec Jakub; nie walczy się z Bogiem, kości nie wybija się ze stawu, nie odsiewa błogosławieństwa spomiędzy ziarn gorzkich soli – nie ucztuje się z ludźmi; nie zmienia ich w ptaki.
  8. Wiem, że to nie jest najistotniejsza sprawa w tym wierszu, i że jesteś tu panem na włościach :) w każdym razie Słownik poprawnej polszczyzny potwierdza wersję Bezeta :) Już się zamykam na ten temat. Czołem.
  9. Doktorze, oprócz tego, że wrażenia fajne, to powiem z przymrużonym ślipiem, że pierwsza część (nad gwiazdką) kojarzyła mi się socrealistycznie - dziewczyna o wyglądzie rolniczki, ubiór też pasuje do plakatów o planie sześcioletnim i walce o nową wieś, "dom towarowy" ;) czwarty wymiar był dla mnie - jak pewnie dla każdego - nielichym wyzwaniem, któremu nie sprostałem. Natomiast bryły znalazłem i polecam wszystkim takim laikom jak ja: http://www.scienceu.com/geometry/facts/solids/java/rh_icosidodeca.html Dobrze wywiązałeś się z pomysłu :) Zgoda co do niepokoju...
  10. Wobec Twoich wierszy ciągle pozostaję filistrem, co by wszystko chciał po bożemu ;) prowokację zatem przemilczę, ale powiem że trzecia strofa wydaje mi się bardzo udana, przede wszystkim przez zderzenie planet i śniadania, które bardzo ładnie rozbudowałeś. Rozchwianie osobowości mięśni też na plus. Mam natomiast 2 wątpliwości poprawnościowe... wydaje mi się że chodziło Ci o "porządne"; wydaje mi się też, że okna raczej się "tłuką", ale to zaraz sprawdzę. Mam nadzieję, że się nie gniewasz za mówienie o błędach publicznie. Formalnie wrażenia bardzo dobre, prowokację zgodnie z obietnicą przemilczam. Czołem :)
  11. http://www.wg.skyhost.pl/nowa1/teksty/index.php?id=196&action=showdetail&idt=367&start=25&typ=0&sort - to tak dla porównania. Uśmiałem się po pachy i uważam, że ten błahy tekścik jest bardzo przyjemny. Nie do końca chwytam o co szło z uwagą polityczną? stosunek gwar do języka? mniejszości posługujących się gwarą do ogółu paplającego językiem ogólnym? gwarami nie władam, nie wiem czy są literówki :) szczerze dziękuję, choć trudno się doń odnieść. Czołem.
  12. W pierwszej chwili pomyślałem: Chryste, kolejny zaangażowany gniot... w drugiej chwili mnie wciągnęło i przeczytałem z zainteresowaniem, choć zaangażowanie ciągle raziło (ale to już rzecz gustu; o kolorach i gustach - sza). W trzeciej chwili uśmiechnąłem się z uznaniem, że napisane poprawnie i chyba w gruncie rzeczy sprawnie (brak pospolitych błędów itd., a skoro wciągnęło profana, to chyba sprawne :). Zatem: zwracam honor, wzruszeń brak, uwag nie mam :) PS. Zgoda, nic w pisaniu na takie tematy złego nie ma; ale też nie o to szło Leszkowi. Czołem :)
  13. No proszę... poszłaś za sugestią :) bardzo nie lubię proponowania przez komentujących swoich wersji wiersza, więc dlatego straszliwie się wahałem - mówić, nie mówić... ale sugestia maleńkiego "a" to nie to samo, co przepisać wiersz po swojemu. Poczułem się zatem usprawiedliwiony :) Z kolei o usprawiedliwienie nie miałem zamiaru prosić! Syzyfowo kojarzy się głaz i zastanawiam się nad tym jaki mam sobie postawić znak pomiędzy wiankiem a głazem - czy może w ogóle go nie stawiać. I jakoś tak bożo ;-) taka całość mi się (misie są w lesie ;) wówczas odczytuje: góra jako siedziba bogów, bogowie serwujący głaz, ale dlaczego? - bez odpowiedzi... Cieszę się, kiedy ktoś przyznaje, że wiersz krystalizował z impulsu; pisanie to nie tylko cyzelowanie i nie tylko tzw. natchnienie ;) Pozdrawiam Cię. F.
  14. Widzę, że stali bywalcy zaniedbują się jako komentatorzy; to ja może chrząknę i spróbuję przy tablicy :) Wiersz mniej czytelny od poprzednich (mam na myśli także zniknięcie w śmietniku), ale na plus! wydaje się po prostu mniej zaangażowany, a zaangażowanie - o ile nic do niego nie mam w poprzednich Twoich wierszach - na dłuższą metę jest nużące... Ładny ten obraz góry, i empatia z górą też nie wydaje mi się aż tak znowu pospolita. Lustro pozwoliłem sobie nawet odczytać raz czy drugi jako lustro tektoniczne :D kto wie, może kiedyś powstanie praca "geologia w wierszach M. Liberty" ;-) Przyznaję się do grzechu przekory w czytaniu Twojego wiersza: za każdym razem dodaję sobie małe "a" w ostatnim wersie... Mam nadzieję, że to chociaż odrobinkę pożyteczny komentarz... tak czy siak - serdeczności zostawiam. :)
  15. Zawsze zamieszczasz bardzo rwane fragmenty; dra Szumana chyba słusznie kojarzę z którymś w wcześniejszych tekstów? wyłapałem kilka usterek kosmetycznych - bdać zamiast dbać, był przyjaciółką itd., zupełnie nieznaczących; bardzo spodobało mi się kpiarskie i doskonale ironiczne co mi ślina na język przyniesie (a nawet więcej) Głupio się przyznać, ale czuję się nieco bezradny wobec reszty; niby nie jest to niejasne, ale - no właśnie szatkowane. Natomiast sam cynizm - mocny... Nie wiem czy to pożyteczny komentarz. Lubię czytać Twoje teksty i dyskusje, które z nich wynikają. Czołem!
  16. A tam zaraz... glista mi się nie widzi - ograny dowcip z rodziny mózgojadów, co to z głodu wyzdychały; tasiemiec na granicy ryzyka, ale zestawienie z zasiłkiem go ratuje. Ale to już wiesz. Salut :)
  17. Bez zarzutów najmniejszych; aż mi się chce napisać jak Marcholt - nie zawracałbyś głowy porządnym ludziom ;) Na pewno sprawniejszy od niektórych Twoich utworów, napisany z przyjemnym umiarem; łatwo było przegiąć a nie przegiąłeś.
  18. Zawsze można zrobić pojedynek na miny ;). Ja też obstaję za asherem i panią kierowniczką. Za to Nowy Wyrok brzmi bardzo bardzo nieźle jako propozycja następnego tematu na turniej prozatorski.
  19. Dzięki za wskazówkę - poprawione; bez oskarżeń o gloryfikowanie przemocy proszę :) cel jest, myślę że dość jasno wyłożony gdziesik pod koniec.
  20. (niezobowiązująco proszę czytać; zresztą róbta co chceta ;-) ) Działo się bardzo, bardzo dawno: nad wodami unosił się Duch, zaś Bóg unosił się w swoim furor poeticus. Działo się bardzo dawno. W wodach pląsała prymitywna fauna, zaś w podręcznikach szkolnych na Wenus pisywano, że „Ziemia, niepozorna planeta w znacznej odległości od Słońca, posiada trującą atmosferę siarkową”. Działo się dawno. Któryś z fin de sieclów: po dnie z rzadka przemknie inkrustowany dekadencki stawonóg, natomiast w toni wodnej przepłynie często-gęsto zachłanny choć samotny mięczak. Działo się drzewiej: gdzieś w rzeszowskiem tęsknie wyły hieny. Ursus spelaeus mlasnął smacznie raz i drugi przez sen. Ciepło w powietrzu, a wokół dobrobyt. Działo się w holocenie: chłopiec podbiegał do ciasnego okna rzeźni, przyciągany niewyjaśnioną siłą, po czym skrzywiwszy wydatnie twarz, uciekał biegiem pełnym przejęcia i jasnej zapowiedzi powrotu. I odwrotu. A w rzeźni – wiadomo: krtanie, tchawice, jelita, wątroby, racice i kopyta nie śpiewały nigdy (przynajmniej na głos) hymnu ku czci Boga stworzyciela. Z piłą wchodzącą w krowią gardziel uchodziły śpiewne zamiłowania rozgadanego ssaka. Tej nocy, wbrew wcześniejszym słowom, było dużo światła. Koniuch stąpał powoli po piwnicznych schodach, nieco przestraszony, dobrze podpity (w stanie nadzwyczajnej ostrości myślenia), w dłoni dzierżąc sierp. Gorzałka dopiero tego dnia przekroczyła próg oskarżenia pod adresem rzeźnika. Rzeźnik-rakarz. Dłoń sama trafiła na sierp, najpewniej z zemsty zaprzysięgłej jeszcze za lat pacholęcych. Najbardziej obawiał się fornal chrzęstu mostka. Bo sierp wpakuje pod mostek. Natychmiast. I obróci. A potem będzie się pastwił nad być może jeszcze żywą ofiarą. Przede wszystkim twarz, na oślep pięściami, z rzadka obcasem. Raz po raz ruchy sierpem, aby wzmóc cierpienie (jeśli rzeźnik nie wyzionie ducha). Jeśli nie wyzionie – koniecznie do ran trafi mocz, wylewany powoli, z wymownym uśmiechem. A skoro mocz to trzeba będzie przydepnąć krocze. Jak już się zwali na ziemię. A zwali się szybko – nikt nie żyje długo z sierpem pod mostkiem. Przez chwilę poważnie rozważał koniuch możliwość wykonania wiwisekcji: - A rozewrę… a w bebechy napluję… Stopy fornala dotknęły wreszcie piwnicznego gruntu. Ziąb tam był i mrok, jedynie przy małych oknach sączyło się więcej światła, bo – jako się rzekło – noc trafiła się jasna. A i sprzyjająca zaradności, bo już wkrótce znalazł się i płomień w lampie. Z płomienia zaś wychynął widok – tusz i półtusz, ryjów, kopyt, racic i ciał rozpłatanych i otwartych, zawieszonych na hakach, przeznaczonych do wędzenia i dopiero co podwędzanych. Brud tam był i smród olbrzymi, ubóstwo nieco mniej, bo rzadko kiedy widział koniuch tyle mięs w jednym miejscu. W tej chwili jednak wszystko to było w najwyższym stopniu niekoszerne, a rozwarte świńskie żebra układały się w każdym kącie w obmierzłe podbródki rzeźnika, czerwone i przyszarzone zarostem. Dwa razy nie trzeba było prowokować koniucha: z okrzykiem odwagi wykonywał raz po raz wyroki boskie i z sierpem szarżował na trupy, kości i mięsa. W rozcinanej szczecinie widział przecież rany w nalanym obliczu rzeźnika: ciął zaś metodycznie, z początku przede wszystkim chciał wypreparować oczy: więc twarz, rychle pozbawiona nosa, broczyła przez cały ten nierówny pojedynek. Mostek nie poszedł pod nóż pierwszy – o nie, najpierw przydepnięty ciężkim, okutym butem, niepokojąco, acz z miłością gruchnął, i wówczas dopiero spadł z przestrzeni – sierp. W pierwej chwili był fornal nieco zdziwiony brakiem fonii. Z czasem doszła i ta ostatnia, czy to sam wrzeszczał, czy też siła sugestii znów okazała się siłą triumfującą… czy też może ślad ciężkiego buta odciśnięty na świńskim boku tak do złudzenia przypominał mostek – któż to wie… Wydobycie narzędzia spod splotu żeber okazało się zadaniem zbyt trudnym: nadszedł czas na szlachetną szermierkę na pięści, ze szczególnym uwydatnieniem partii solowych i monologu. Ciosy słał szybkie i urywane, niby mistrzowie fechtunku. Szczególnie zaś upodobał sobie żuchwę, być może przez wzgląd na tak silnie znienawidzone podbródki przechodzące w wole, czy może przez powyższy idiotyczny, odżywiony wąs, przetknięty tu i ówdzie pierwszymi siwymi nitkami. Zatem: sierp. Z prawej. Z lewej. Cep. I cep. I cep (bo inaczej niż omłoty to nie wyglądało) – i żuchwa ustąpiła. Zmęczył się fornal kapkę, a uznawszy, że rzeźnik-rakarz jest wystarczająco ubezwłasnowolniony, zakręcił dla pewności sierpem, i odpuścił na moment, tylko po to, by po chwili z jeszcze większą zaciekłością postanowić uwolnić narzędzie słusznej zemsty z nieprawego truchła. Ciął ku południowi, jeśli za ten kierunek uznać linię symetrii ludzkiego ciała. Rzeźnik, wstrząśnięty do głębi tym ostatnim orzeźwiającym dreszczem, otwarł – by tak rzec – swe podwoje. Z rozkoszą zapoznawał się koniuch z anatomią, obficie zroszoną blaszanym zapachem wydobywającej się krwi. Tymczasem uznał, że być może warto popróbować swoich sił w łamaniu kończyn. Przyszło to z niemałym trudem, i dopiero z pomocą młota, znalezionego gdzieś w głębi. Ze znalezieniem sił i ochoty do dalszego wpisywania swojego głosu w kwestii ewolucji nie miał już problemu. W wyraźnym natomiast wstrętem przecierał twarz rękawem kapoty z plamiącej go od czasu do czasu (doprawdy dziwne) posoki. Zwyczajem oprawiania cieląt – oczy ustąpiły pod naporem pręta bez zbędnego marudzenia. Pojęcie mózgoczaszki zniwelował koniuch ze znaczną już wprawą. Szczególnie podziwiał nerwy wzrokowe, szarą materię mózgu, a także ścięgna ramienia, odkryte przypadkiem przy robocie na poły tapicerskiej. Nie był natomiast pewien, czy ukradkiem nie schował do kieszeni wyjątkowo dobrze wybitego zęba… Najbardziej nie lubił fornal tych dni, kiedy po przebudzeniu stwierdzał z goryczą, że chyba kogoś zamordował. Dlaczego natomiast otworzył oczy wśród ścinków na gulasz i dlaczego wokół tak cuchnęło moczem – nie potrafił powiedzieć.
  21. Za najmocniejszą stronę uważam wtrącenia, szczególnie dwa pierwsze, paralelne. Znowu pojawia się kiepski mąż...
  22. Ech, te zgrzyty co to się nie każdemu podobają ;) liczy toto sobie lat dwa, a dwa lata temu wersyfikacja bywała bardzo zdziczała :) jeśli natomiast mogę na swoją obronę powiedzieć co chciałem w ten sposób osiągnąć - mianowicie spowolnienie i odpowiednio rozłożone akcenty (stąd te brzydkie pauzy). Polecam się w zakresie czepialnictwa stosowanego :)
  23. Ech, Michale... myślę, że nie warte to Twojego gubienia się. Pozwolę sobie potraktować Twój komentarz jako jeden z głosów w sprawie niekomunikatywności (trafiają się i pro i contra). Jakieś sugestie? Za wspominek o miniaturze dziękuję :) Ukłony.
  24. Bodaj najsłodszą była ta – (nosiła znamię szpaka ta). Z nadgryzionej Upłynąłem – Owszem - ja – i resztki ciała. Odbijała to żywica.
  25. Mówienie o rozszarpywaniu nie musi być ładne i chyba nawet nie powinno. W moim odczuciu śmierć serca jak najbardziej gra - dysonans jest bardzo szlachetnym akordem. Nie czuję się powalony na kolana (bo też chyba nie chodziło o szczyt odkrywczości); zostawiam ocenę powyżej średniej krajowej i ukłon ;)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...