Opowiadał nam dziadek o zaborach,
o tym jak mu z bukwami topornie szło
w przyklasztornej zimowej, małej szkole,
do której na nauki posłano go.
Uczęszczał do niej całe trzy miesiące
w ciągu kilku kolejnych dziecięcych lat,
gdy zaczynało wcześniej wstawać słońce,
mój pradziad zaraz go do roboty gnał.
Opowiadał nam ojciec o tej Polsce
przedwojennej, w której żył dwadzieścia lat,
o nadziejach na przyszłość i o trosce,
kiedy pierwszego września zatrząsł się świat.
Powracał wspomnieniami do obozu,
do głodu, strachu, zimna, brudu i trwóg,
niepewnych dni i nocy, wszy i grozy,
do tego jak śmierć niemal ścięła go z nóg.
A ja sięgam pamięcią dość szczęśliwie
dzieciństwa w świecie, w którym przyszło mi żyć,
choć młodość pożarł potwór, co na imię
miał Kryzys i ciągle prządł pajęczą nić.
Mełły się życia ziarna w proch na żarnach,
zegar wciąż tykał wspomnień utkanych z barw,
niepowtarzalny wtedy nas ogarniał
każdego tak odmiennej historii czar.
Dziś powiedziałeś, z pewnym rozrzewnieniem,
że przypominasz sobie coś z młodych lat,
więc zapytałem: Czy chcesz się podzielić?
Odpowiedziałeś: To gra na PS2.