Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

MARCEPAN 30

Użytkownicy
  • Postów

    403
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez MARCEPAN 30

  1. Świetne. Bardzo poetycko oddałaś stan rozłąki. Z resztą co tu dużo gadać, ładny kawałek i już. Zgrabny i o czymś.
  2. Niby jest pomysł na historię jak to poraz kolejny miłość się zakończyła ( może mało oryginalny pomysł, ale jest ), niestety z wykonaniem już trochę gorzej. Za dużo informacji jak na tak krótki tekst. Powstał Ci z tego zwykły słowotok. Rozwiń poszczególne linijki na jakieś konkretne wydarzenia.
  3. Literówki to moja pięta achillesowa :( Zawsze jakieś się trafiają.
  4. Mam nadzieję, że dalsza część nie wyda się meganudna, jeśli tak, jeśli stworzyłem gniota, to jego miejsce będzie w śmietniku. Trudno. Powiem Ci panie Ilionowski, że jakieś dwa lata temu też wstawiłem tu tekst, po którym imć Stary Rozal pojechał mnie całkowicie, z góry na dół i wziąłem to sobie do serca na tyle, że po miesiącu wkleiłem tekst, który zebrał mnóstwo pochwał. Dzięki więc za krytykę. UFO - Tobie dzięki za wstawiennictwo i wiarę. Specjalnie dla Was poprawię się w przyszłości.
  5. Nie gniewaj się, ale o starzeniu można pisać jeśli się go doświadczyło. Ja nie mam o tym pojęcia, więc się za to nie biorę.
  6. Nie bądź aż tak krytyczna wobec siebie :) Trochę przesadziłem z tym komentarzem ponad rok temu, nie było źle.
  7. Zaczęłaś ciekawie, ale gdzieś po drodze zgubiłaś wątek.
  8. Czyta się szybko i łatwo. Bardzo zgrabne zdania, tekst pobudzający wyobraźnię. To wszystko skłania do sięgnięcia po wcześniejsze części, które gdzieś mi umknęły. Brak czasu :) Nie podobają mi się jedynie obcojęzyczne wyrazy pisane po polsku. Trochę to razi. Świetna dynamika i klimat. Gratuluję tekstu.
  9. Spłycacie fundamentalne podstawy konieczności podtrzymania gatunku za wszelką cenę, ale robicie to w tak uroczy sposób, że się uśmiałem.
  10. - Agnieszko, skoro już znam twoje imię, myślę, że będzie nam raźniej – wbijam wzrok w zdziwione oczy młodej, może dzięwiętnastoletniej dziewczyny. Patrzy na mnie spokojnie, badawczo, ale ukrywa myśli tak dokładnie, że nie wiem co dzieję się pod jej blond czupryną. -- Jeśli to dla ciebie ważne, nie mam nic przeciwko. - odwraca się, próbuje poprawić zegarek na szafce i usiąść na łóżku. Nienawidzę chłodu, nienawidzę chłodu jakiwytwarza się czasem między ludźmi, nienawidzę tych niedomówień, spojrzeń w stylu: „mógłbyś już dać mi spokój”, albo szukania wzrokiem ratunku w plakatach na ścianie, w książkach na półce, w koszu, w którym jeszcze niedawno leżały zabawki. Tak, zabawki. Moja nowa przyjaciółka całkiem niedawno wyrosła z zabawek. - Masz bardzo ładny pokój – zdaję sobie sprawę z idiotyczności moich zagajeń, z żenującej sytuacji, którą sam na własną prośbę sobie spreparowałem. Ale nie mogę się powstrzymać, tak pragnę zniszczyć banał tej historii, że zrobię wszystko, by dopiąć swego. Nawet jeśli miałbym zacząć od błazenady. Agnieszka rzuca mi jedno z widzialnie wyćwiczonych spojrzeń, w których czarno na białym wypisane jest znudzenie, a ja zwyczajnie staram się się nie stracić fasonu. - Słuchaj – lodowate słowa dzwonią mi w uszach niczym dzwoneczki sanny w styczniowy wieczór – grają dzisiaj w kinie „Ja wam pokażę”, chciałabym zdążyć na ten film. Rozumiem. Wszystko jasne jak diabli. - W porządku – dopiero teraz zauważam, że jest naprawdę śliczna. Cudne blond loczki spływają po brązowiutkim karku i zniakają gdzieś między łopatkami ukrytymi pod śnieżnobiałą, koronkową bluzeczką. Delikatny zarys uszu unosi kilka loczków zawiadcko po obu stronach malutkiej głowy.Pełne, czerwone usta zdają przeczyć się lodowatym westchnieniom, a oczy w niewiarygodnie błękitny sposób przenikają powietrze. Nie słyszę już jej obojętnych słów, nie mierzi mnie już to dziwne, krępujące spotkanie, wciągam głęboko powietrze, wciągam niebieskość jej oczu, przenikam na wskroś delikatność jej twarzy, odrzucam myśl o królowej śniegu i ożywiając w sobie najpierwotniejsze instynkty z przedpotopowych czasów, podchodzę całym sobą do jej skulonej na tapczanie postaci. - W porządku – odważniejszym już głosem mówię do niej – zdążysz na ten film.Wieczorem muszę odebrać brata z lotniska, więc nie będę zawracał ci głowy. Jakimś cudem w tym półmroku odnajduję jej palce, zaplątuję je we własną dłoń i unoszę do góry. Cały świat Agnieszki wstaje razem z nią, nagle stajemy twarzą w twarz, oko w oko, myśl w myśl. Serce uderza mnie w klatkę, przymykam oczy i zbliżam dłoń do jej twarzy. Patrzy na mnie nie tyle obojętna, co zdziwiona. Nie cofa głowy, już się nie niecierpliwi, rozchyla delikatnie usta i czeka co dalej się stanie. Opuszki moich palców wędrują po policzku, wplatają się we włosy i powoli, niczym poszukiwacze przygód wzdłuż szyi, lądują na pierwszym guziku jej cud - bluzeczki. Guzik nie stawia oporu, krawędzie bluzki odsłaniają pierwsze milimetry ukrytego ciała, schylam się by wargami dotknąć szyi, objąć pocałunkiem kolejne fragmenty, dotknąć ledwie obojczyków, połknąć ciepło rodzące się powoli na skórze. Zbliżam się, Agnieszka już zamknięta w uścisku prawego ramienia, zaczyna ciężej oddychać, jej zaskoczone spojrzenie miesza się z ciekawością i konsternacją. Pewnie do tej pory było inaczej. Pewnie jej zagubione czasem oczy szukały odrobiny ciepła, czegokolwiek. A może poprostu świętego spokoju. Jej oddech staję się coraz szybszy, niemal parzy mnie w szyję, a ja plądruję już jej włosy, zdzieram ze skóry kryształki lodu, rozpalam szyję i czuję jak powoli sam zapadam się w zapomnienie. Powoli, nie przerywając szalonego tańca, rozpinam kolejne guziczki, rozchylam powoli bluzkę, zsuwam ją z ramion i odrzucam delikatnie w tył. Jasno – błękitne, cienutkie paski stanika zsuwam po ramionach i czuję, że jej palce, rozszalałe nagle nieoczekiwanym porywem, zrzucają moją koszulkę. Już po sekundzie lądujemy na tapczanie, zatapiam twarz w jej zniecierpliwionych piersiach, tańczę z nimi, tańczę wokół nich, tańczę o nich i czuję jak mocno napina się jej skóra, jak jej biodra delikatnie się pode mną kołyszą, czuję, jak jej gorący brzuch czeka na to samo, na delikatne muśnięcia warg, na gorący oddech, czuję jak jej pasek czeka, by go wreszcie odpiąć, by zsunąć wreszcie dżinsową mini – spódniczkę. Czuję już zapach jej ud, już spotykam się z nimi, już po chwili, zupełnie naga, całkowicie rozmarzona przemierza gorącymi pocałunkami moje ciało. Przewracamy się jeszcze chwilę po tapczanie, raz w jedną, raz w drugą stronę, szukamy się nawzajem, szukamy swoich palców, dłoni, ust, westchnień, szukamy fragmentów jeszcze nie dotkniętych, nie rozpalonych, nie zamieszkanych przez naszą nagłą, nieoczekiwanie wybuchłą namiętność. Kiedy splatamy się wreszcie w jedną całość, kiedy nasze ciała tworzą nierozerwalny węzęł targa mną nagły dreszcz, w jednej sekundzie czuję gorąc jej wnętrza, słyszę ciche westchnienie jej karminowych ust i mózg zalewa mi fala rozkoszy. Pod sobą czuję jak drży jej całe ciało, jak wstrząsane konwulsjami błaga o jeszcze, słyszę jej gorący, szybki oddech i cichutkie mruczenie. Ostatni wstrząs i wbija mi paznokcie w plecy, drapie skórę i wypuszczamy całe powietrze z głebi płuc. Opadam wycieńczony jak po gonitwie. - Kurwa! Co to było? - Agnieszka zdaje się być kompletnie zaskoczona. Wpatruje się w sufit, jakby stamtąd miała paść odpowiedź. - Podobało ci się? - rzucam niespiesznie. Zamykam oczy, staram się odprężyć, zapomnieć o problemach, o tym całym porąbanym dniu. Chcę być tu jeszcze chwilę, jeszcze poczuć ciepło jej ciała, jej bliskość, delikatność mlecznej skóry Chcę celebrować to nasze spotkanie w nieskończoność. Było świetnie, ona była świetna, łapała każdą sekundę, szukałem w każdym milimetrze jej ciała choć odrobiny uczucia i znalazłem, przegoniłem chłód, którym mnie obdarzyła na początku, stopiłem lód i było cudownie. To nic, że jest dziwką. Nie szkodzi, że za chwilę zapłacę jej sto złotych za namiętność. Ważne, że przez kilka cholernych sekund ją kochałem. Ona w tym szaleństwie kochała mnie i przez tych kilka sekund nie byliśmy tak starsznie samotni. Samotność widzę w jej oczach, w jej smętnym spojrzeniu, które rzuca w okno, jakby tam, za firankami, za oknem tej starej kamienicy czekał na nią książę. Jej uszy niemal słyszą delikatne rżenie konia, lekki poszum jedwiabiu, w który odziany jest bajkowy kochanek. Samotność widzę w jej smutnym uśmiechu, jakby tym przykrym wykrzywieniem ust chciała przestraszyć demony, złe wróżki, które szepcą jej po nocach: „Będziesz starą panną! Zobaczysz! Nikt cię nie zechce. Nikt! Bo za dużo byś chciała!”. Samotność słyszę w dymie taniego papierosa, którego pochłania teraz jak głodny zwierz padlinę. Nie czułbym tego wszystkiego, nie rozumiałbym jej tak dobrze, gdybym sam nie był porzuconym na pastwę tanich prostytutek „singlem nie z własnego wyboru”. - Nie zrozum mnie źle, ale kończy się twój czas – ten zimny sposób w jaki wyraża swoje myśl utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że mam rację. - Okey. Wiem. Już idę. Jestem naprawdę zadowolony, było świetnie. Agnieszka siada na łóżku, spogląda na mnie znacząco i nagle zupełnie mnie zaskakuje: - Wiesz, jak chcesz zostać jeszcze to nie mam nic przeciwko temu. Nie było mi tak jak z innymi, no wiesz odklepać swoje, zgarnąć kasę i pożegnać klienta. - Co masz na myśli? - pytam trochę zbity z tropu. - Miałam oragazm. - uśmiech rozpromienia jej twarz – nigdy z żadnym klientem nie miałam orgazmu. Jeśli chcesz, następną godzinę proponuję ci za pięć dych. Pięć dych! Tylko pięć dych za przępędzenie samotności na kolejnych sześćdziesiąt minut. Pięć dych za kolejną godzinę miłości. Czyż mógłbym przegapić taką okazję? Nakarmiłem ciało za sto złotych, za proponowane pięć dych chcę nakarmić duszę. - Co powiesz na taki układ? - pytam po chwili namysłu – płacę ci za kolejną godzinę, ale zrobimy to inaczej. Przez kolejną godzinę będziemy udawać bardzo zakochanych, jakbyśmy znali się od dawna. Będziemy mówić sobie czułe słówka, snuć plany na przyszłośc, opowiadać o ślubie. No wiesz, takie tam historie, jak wśród zakocanych. Co ty na to? - Jeśli tego sobie życzysz, proszę bardzo. Klient płaci, klient wymaga. Wklejam na raty, bo jest za długie, by wrzucić całość.
  11. Jutro to tylko abstrakcja na wyłączność przeznaczenia. - nie podoba mi się to zdanie. Świetny początek czegoś dłuższego. Podoba mi się i wkręciłem się w klimat. Szkoda, że tak krótko.
  12. Black, a może by wreszcie coś dłuższego?
  13. Kombinacja ścisku w żołądku, tępych i bezuczuciowych ludzi wokół, widoku (i zapachu!) krwi i odgłosów. - odgłosy nie pachną i nie mają "widoku". pierwotny lęk przed zapachem krwi, - pierwszy raz słyszę, żeby pierwotni bali się krwi. Ona ich podniecała, nakręcała do działania, tak jak robi to ze wszystkimi drapnieżnikami. Żeby przypadkiem nie rozdrapać strupów. - mogłabyś uświadomić nas jakie to zadry w głowie ma główny bohater. Nic z tego tutaj nie wynika. Ogólnie nachodzi mnie jedna myśl: Skoro bohater jest tak wrażliwy i współczujący i tak nieobojętny na cierpienie, dlaczego skulił ogon i zwiał zamiast psu pomóc. Przecież uznał, że cała ludzkość jest be i nie pomaga, a zrobił dokładnie to samo. Tchórz? Czy hipokryta? Pies potrzebował pomocy a nie niedojrzałego współczucia.
  14. Wygląda to tak jak na siłę układane puzzle.
  15. Żart jak żart, ale, żeby zaraz tak publicznie?
  16. Nic nie dodam, w pełni zgadzam się z przedmówcami. Bardzo niedojrzały tekst.
  17. Wiesz, to jest temat na grubą powieść. Dzisiaj już wolno nam, Polakom o tamtych sprawach pisać i żaden rusek nam tego nie zabroni. Myślę, że mogłabyś to zgrabnie opisać, wyobrazić sobie co tam się działo, oglądać fotografie, rozmawiać z rodziną i posłuchać wyobraźni. I na tej podstawie stworzyć opowieść.
  18. Ja dużo czytać sugeruję...
  19. Zaczęło się bardzo ciekawie, pierwsze zdania udane, ale później wpadłeś w ostry słowotok niestety i straciłeś chyba wątek. Zdania trochę za długie i przez to nie bardzo zrozumiałe. Jak się takie czyta, to jeszcze zanim dobrnie się do końca, już się zapomina co było na początku. Ale rozumiem, że to szaleńczy pęd myśli nastolatka, jak więc nad tym pędem zapanujesz, masz szansę naprawdę na bardzo fajne opowiadanko. Tworzysz ciekawe frazy i to zwiastuje dobrze na przyszłość. "Bo z kolei czas trzeba dzielić na jakieś fragmenty, bo jak się ma dziewiętnaście lat i pali się stosunkowo niewiele, to można spokojnie przeżyć jeszcze z pół wieku ... " - takie zdanie właśnie napawa mnie przekonaniem, że potrafisz pisać. Jest w nim coś bardzo fajnego.
  20. Bardzo poprawnie, tekst i historia sprawnie ułożone, matka wygląda raczej na osobę wyciszoną, zagubioną, to ojciec jest dominującą postacią w tej rodzinie, dlatego opis i reakcja zachowania matki pasują do ogólnego obrazu. Był naprawdę wściekły, takiego jeszcze nie widział. - to zdanie do poprawki. Co kto nie widział? Wyjął z szafki jeszcze całe pudełko starannie opakowanego materiału, tak, aby nie wysechł. - Nie wysechł kto? ( co? ), z kontekstu zdania nie wynika, żeby materiał był mokry, a tu na dodatek brzmi to dwuznacznie. Też do poprawki. Niewiem - piszemy osobno - nie wiem. Ojcowi nigdy nie kłamał - Ojcu nigdy nie kłamał! Pomyśl jeszcze nad tytułem, najlepiej, żeby rzucał się w oczy, był charakterystyczny i zostawał w pamięci. Wiesz, z opowiadaniem jak z człowiekiem. Człowiek to dusza i charakter, a tytuł jest jak ubiór. W kontaktach liczy się wrażenie, a ludzie w pierwszych sekundach oceniają Twój wygląd. Tytuł jest takim "ubraniem" opowiadania, ma się rzucić w oczy. Jeśli mogę dać Ci jakąś radę, to taką, żebyś nie wklejała opowiadania, dopóki nie nadasz mu tytułu. Wklejaj tekst dopięty na ostatni guzik, zakończony. To daje więcej punktów u potencjalnych czytelników.
  21. Ta historia przypomina mi do złudzenia historię kogoś z mojej rodziny, tylko, że oni są w Belgii. Wygląda na to, że nasza polska praca za granicą osiągnęła kolejny etap. Etap rozejrzenia się wokół w całym tym pędzie i szukanie jakiegoś punktu zaczepienia. Dzięki Asher za ten tekst, mimo, że krótki jednak wiem, że wielu Polaków odnajdzie w nim siebie. Chyba tworzysz nowy prąd "literatury emigracji".
  22. Myślę, że Ikar jednak o innym lataniu marzył :) O wolności i swobodzie w pełnym zanczeniu tych słów. A tak na serio, każde zdanie mogłabyś bardziej rozwinąć, tzn każdą myśl zamiast w jednym zdaniu, rozwinąć w kilku. Tekst przytoczony tutaj jest za krótki, jak na taką liczbę wątków ( bo poruszasz tu kilka wątków ) i to sprawia, iż w pewnym momencie wpadasz w słowotok. Wiem, że to miały być kartki z kalendarza z życia, w którym dużo się dzieje, niemniej jednak jakaś jedna myśl łącząca całość musi temu towarzyszyć.
  23. Cóż mogę dodać od siebie? Jestem w szoku! Zatkało mnie i dzięki za te miłe słowa. JUSTYNO - Nie myślałem ani o powieści ani o dramacie, a teraz się chyba zastanowię :) Szkoda, że powstał już "Dzień Świra", bo spróbowałbym być pierwszy. UFO - Literówki już mi wypomniał Don Cornellos, to wyniknęło z pośpiechu i ograniczonego czasu. Szalg - poprawiam teraz. Dzięki. Liryczny Łobuzie - Jeśli uda mi się rozwinąć ten tekst, postaram się wyłuskać z bohatera wiedzę, dlaczego nie zwiał z kraju. Ale jak tak pomyśleć, to zbyt wiele w nim frustracji, która pewnie wpędza go w zbyt wielkie kompleksy, a to nie sprzyja odważnym decyzjom. W zasadzie mam w planie kolejnego bohatera na kolejne opowiadanie (również prowincjusz, który nie wyjechał :) ), ale Wasze komentarze zachęcają mnie do rozwinięcia tematu bohatera z tej opowiastki. :) P.S. Spalić wszystkie odkurzacze! A w naszych rzekach znów zaroi się od ryb! Pozdrawiam wszystkich.
  24. A ja dodam od siebie krótko - 15 marca 1977 roku ( w domyśle 15 ( dnia ) marca ) zamiast 15 marzec 1977 rok. Marzec to mamy już dzięki Bogu 2008 w naszym stuleciu, w dniu narodzin bohaterki to był już 1977 marzec ( jak już rzekłem naszego stulecia, bo marców to już kilkaset milionów pewnie było ). Kiedyś w podobnym klimacie stworzyłem coś i w podobnym stylu, z tym, że mnie zawsze kloszardzi bardziej pociągali, a najlepiej starzy kloszardzi, że niby wyrzuceni przez los, przez społeczeństwo, a jednak społeczeństwo to nie zdawało sobie sprawy, że jeden z nich ( kloszardów ) nosi pod pazuchą gruby tomik wierszy napisanych przez siebie samego, gdzieś tam w kanałach. Tematu miłości raczej teraz nie poruszam, mam niejasne przeczucie, że na temat miłości napisane zostało już wszystko i trzeba mieć nie lada odwagę, by próbować coś w tej "dziedzinie" tworzyć. Ty próbujesz stworzyć swoją własną aurę i to jest ok. Glejt na całe życie - fajne! Opowiadanie podobało mi się, jest w nim pewien klimat, który metodą kolejnych prób i błędów masz szansę rozwinąć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...