
MARCEPAN 30
Użytkownicy-
Postów
403 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez MARCEPAN 30
-
Hej!! To Wy się znacie? No, no... Ten wstęp, bo jest to raczej wstęp niż całość obiecuje ciekawą historię i już człowiek myśli co dalej, bo klimat jest świetny, półmrok, morderstwo i krwawy widoczek z samego rana, ciarki przechodzą i czytelnik cieszy się, że jest tylko obserwatorem. Co będzie dalej? Idź tym rytmem i w tym kierunku, bo podobuje się to. - "Pobicie, prawdopodobnie nie żyje, wzywa karetkę" Albo źle zrozumiałem, albo gość został zabity i wezwał po śmierci karetkę. Trochę bym to zdanie zmienił, poza tym wielce ok.
-
Sklep na Zdrojowej
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na MARCEPAN 30 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Panowie, czym ja zasłużyłem sobie na te słowa pochwały? Dzięki . Chyba poczułem presję :) To o mięsie nie miało było być postulatem, tylko taką małą konkluzją, własnym zdaniem, których chcę trochę jeszcze przemycić w kolejnych częściach ( nie o mięsie już ). Nie tworzę nowych postulatów. Pisanie o sprawach, które znam wychodzi mi lepiej, niż tworzenie nowych światów Donie - moja pani nie ma Ci niczego za złe i pozdrawiam w jej imieniu. Dzięki z amiłe słowa. -
Sklep na Zdrojowej
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na MARCEPAN 30 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Samo napisanie - trudno określić czas - robiłem to w pracy, biegając od komputera do kasy i obsługując ludzi. Okazuje się, że mam podzielną uwagę :) (przez to wkradło się tu sporo błędów). Więc pisanie trwało około ośmiu godzin, jeśli by to skumulować wyszłyby jakieś trzy godziny. Jednak prawdziwe układanie w głowie trwało około tygodnia. Zasypiałem myśląc o historii i układając ją w głowie, stojąc w kolejce w banku i odprężając się po pracy. Myślę,że ta historia powstawała ok. 8 dni. Dzięki Staremu Rozalowi, który ostro skrytykował mój ostatni tekst postanowiłem nigdy się już nie śpieszyć. A puszczam w pracy, bo w domu interneta brak :( No cóż, Kaczyńscy i Lepper wolą zajmować się pierdołami zamiast ucywilizowaniem polskiej wsi. Pozdrawiam i pozdrowienia przesyłam żonie. Musi być z Ciebie dumna. Bo wiesz co? W Walentynki kupiłem pierscionek i moja kobieta powiedziała TAK :) Więc też unoszę się teraz nad ziemią. Śpieszę szukać gdzie zjadłem to "a". p.s. dlaczego pytasz o czas? -
"Bez tytułu" (i to nie jest tytuł:) I rozdział
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Stłuczone Szkiełko Mędrca utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jesteś tu pierwszy raz, prawda? Otóż od strony technicznej ta stronka faktycznie troszkę nie teges. To się często zdarza. kiedy puszczam tekst uciekają mi akapity i mieszają się linijki, to trochę frustrujące, ale nie łam się, nie tylko Tobie się zdarza. Co do opowiadania, właściwie jest to tekst o rodzeniu się opowiadania, więc przedstaw nam wkrótce co się z tego urodziło. Ciekawy dialog. -
Sklep na Zdrojowej
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na MARCEPAN 30 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
OLKA ONAS dzięki za miłe słowo i te kurczaczki :) JIMMY - Pochwała z Twoich ust to nie byle co! Nie wiem czy zasługuję na porównanie do "Dziennika Rubasznego", ale to wielki komplement. Dzięki za komentarz. Błędy poprawiłem i sam pękam ze śmiechu jak walnąłem głupio tę "niesubordyność". Skąd to wziąłem? Nie wiem! To nie jest całość, mam już plana na kontynuację, ale pod innym tytułem chyba, bo ten który tu dałem nie podoba mi się, a nie można go zmienić poprzez "edytuj". Czy ktoś może wie czy można poprawić tytuł jak już się puściło tekst ??? -
Z cyklu - Wielkie wynalazki - Telefon z klapką
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Każdy_i_Nikt utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Każdy i Nikt - Marcepanie chyba dobrze odczytałeś ten tekst. Napisałem go dwa lata temu, a przez te dwa lata jeśli coś się zmieniło to według mnie nie koniecznie niestety na lepsze. Jestem z tego pokolenia o którym piszesz, może to co mówię i to co myślę jest nieco sentymentalne, nic na to nie poradzę. Widzę dzisiejszą rzeczywistość jako coś o wiele paskudniejszego niż okres tzw.komuny lat osiemdziesiątych. ----------------------------------------------------------------------------------------------- Dzisiejsza młodzież karmiona jest pierdołami z Vivy i wpiera im się, że życie z Big Brothera jest fantastyczną sprawą, interesują ich głównie plotki z życia jakiś popierdółek i darmozjadów jak Paris Hilton czy Britney Spears. Poza tym "fun" i ot cała filozofia życia, wszystko możesz nic nie musisz. Nam o coś jednak chodziło, była oczywiście i zabawa, ale i coś więcej. Koncerty, a na nich wspólnota, poczucie przynależności do jakiejś konkretnej grupy, muzyka i teksty z którymi człowiek mógł się utożsamiać, mógł wykrzykiwać je razem z muzykami pod sceną. Kobranocka, Proletaryat, Dżem, Dezerter, Sex Pistols. Jak któryś z nich wtedy śpiewał, że nie je mięsa, to ja mu w to wierzyłem, jak śpiewał, że walczmy o wolność, to też mu wierzyłem, albo, że ma wszystko w dupie... Bo był w tym prawdziwy. Kogo obchodziło, że jakaś blondyna z Holywood kupiła sobie dwudziestą parę butów za 10 tys. dolarów? Albo, że jakaś gwiazdka była z tym, a teraz jest z tym? Czy inne tego typu pierdoły. No i jeszcze coś. My zostaliśmy wychowani przez komunę, a musimy żyć w zupełnie innym systemie. Co jest na plusdzisiaj? Że dzieciaków uczy się praktyczniejszych i przydatnych rzeczy, mi wpajali tylko martyrologię, cały ten etos bohaterstwa polskiego i kiedy już starszy pojechałem na Zachód pełen dumy z polskości, okazało się ,że tam nikogo to ani nie obchodzi, ani nikt nie ma o tym zielonego pojęcia, a jedyne co wiedzą o Polsce, to nasze pijaństwo, drogi jak ze średniowiecza i zacofana technologia. Popatrz sobie np. na Wilki. Kiedyś zaśpiewali "Eli lama sabahtani" i było to dobre, a teraz? Kiedy ich słyszę wyłączam radio. Pozdrawiam. P.s. pozdro dla Dona, ja bym tak nie potrafił rozłożyć na czynniki pierwsze tekstu. Zegarmistrzowska cierpliwość. -
Sklep na Zdrojowej
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na MARCEPAN 30 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Moim zadaniem jest spełnić nadzieje pokładane we mnie przez firmę, przyciągnąć klienta, rozwinąć transparent z dziesiątkami frazesów i z uśmiechem przyklejonym do twarzy zachęcić klienta do kupna zapalniczki, kiedy już kupił papierosy. Zadaniem firmy jest udostępnić mi lokal, wyremontować go, umeblować i oddać do użytku z pełnym zatowarowaniem. Kto tu jest górą? Firma daje, firma wymaga, firma odbiera - nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, nie będziesz chwalił loga cudzej firmy nadaremno. Banał? Dzień zaczynam od modlitwy: "Ojcze nasz, któryś jest w wielkim mieście, ceń się Logo Twoje, przyjdź zarządzenie Twoje, bądź wola Twoja, jako w firmie, tak i w moim sklepie". Włączam komputer, ściągam maile i czytam : " Informujemy, iż z dniem piątego lutego przestaje obowiązywać wytyczna nr 251" "Proszę o wywieszenie plakatu informującego o promocji napojów Coca - coli" Pochłaniam informacje, zapamiętuję i otwieram sklep. I dopiero tu zaczyna się prawdziwe życie. Bogdan, stara pijaczyna, brudny, roztrzęsiony, jak zwykle wchodzi pierwszy. Nastrajam się pozytywnie, wciągam powietrze, zaciskam zęby i wmawiam sobie, że zaraz pójdzie. - Szefie - trzęsie się potwornie - da rady coś zrobić - Co ty chcesz zrobić Boguś? - Piwko jedno, o dziesiątej oddam - łzy napływają mu do oczu - moja córka, wiesz, taka ładna była. Ja skombinuję dwa złocisze i dzisiaj oddam. - Jak skombinujesz, to się napijesz - odpowiadam chłodno, nie chcę znów przez to przechodzić, nie chcę poraz kolejny wysłuchiwać, że jego córka otruła się tabletkami i przez to on musi pić. Słuchałem tego setki razy. Boguś pił zawsze, nawet gdy jego córka jeszcze żyła, podobno dobrał się do niej kilka razy i nie wytrzymała tego. - Halinka była taka piękna - rozbeczał się już na dobre, zawsze to robił. - Bogdan, nie dostaniesz na krechę... - urywam w połowie, zatyka mnie smród, gówno, świeżutkie, rzadziutkie gówno wystrzeliło z dupska wprost w gacie tej pijaczyny i rozniosło smród po całej okolicy. Matko święta, sam już nie wiem czy mam go żałować, czy potępić. - Przepraszam - wyraz skruchy zmasakrował mu twarz, wtopił się w jego policzki i oczy już na stałe. Mina zbitego psa, chodzące nieszczęście - jak się nie da to trudno. Szefa i tak szanuję. Przez następne pół godziny pozbywam się smrodu i sprzedaję wina - marzycielom, nieudacznikom, wrednym skurwielom, inteligentom, ktorym nie poszło, budowlańcom, by robota jakoś szła, zamiataczom ulic. Polakom... Przedziwny naród, ciągle taki sam. I gdy już zbliżam się do godziny, w której pijaczkowie znikają i zaczynam bój z gazetami, do środka wbiega roztrzęsiony facet z piorunami w oczach i miną generała tuż przed krwawą bitwą. Podbiega do mnie i zdecydowanym głosem wykrzykuje - Gdzie jest, kurwa Czesław? - Czesław? - Tak! Czesław! Ten co kartony od was zabiera. - A! Czesiek - martwi mnie wizja nadchodzących minut, już widzę, że facet zagra mi na nerwach i to długo. - Dzwoń do niego! - pada rozkaz - O, to my na "ty" jesteśmy? - jeszcze jestem spokojny, jeszcze trzymam fason, ale patrząc na tego typka wiem, że długo nie dam rady. Znam takich jak on, jednego wieczoru zaczepiają każdego kogo się da, udają kumpli, stawiają, bratają się z tobą, ziomalują, wyjeżdżają z nieśmiertelną przyjaźnią, a następnego dnia, albo zrobią z ciebie złodzieja, albo przyssą się jak pijawka i gdy tylko okażesz im słabość, jesteś przegrany, wyssie cię do ostatniej kropli. - Dobra spoko, Karol jestem "Karol - myślę - a jakże" - Zadzwoń do niego, bo mi wczoraj w tej jebanej knajpie telefon zapieprzyli. Z Cześkiem tam byłem, bom go na browara zaprosił, stała taka bida pod sklepem. Słuchaj ziomal, ja też mam sklep, tylko pięćset kilometrów stąd, przyjechałem się tu kurować, no i wyskoczyłem na browara wczoraj, wiesz jak jest. My ziomale musimy sobie pomagać. Kurdę. Może on ten telefon ma? Miałem tam ważne numery, kurwa, jak moja stara zadzwoni, a ja nie odbiorę, to jestem jakby umarnięty. Szlag by to trafił. Człowiek durny napije się i potem żałuję. Wyciągam telefon, dzwonię. Nie robię tego z dobrych chęci, nie chce mi się mu pomagać, nie wierzę mu, dzwonię, bo mam nadzieję, że się go szybko pozbędę. - Tak? - ochrypły głos w słuchawce wżera mi się w ucho. - Słuchaj, jest tu jakiś człowiek, mówi, że daliście czadu wczoraj i telefon mu zginął. - Zara bede. Rozłączam się i informuję Karola o decyzji Cześka. - Słuchaj, to daj mi browara, później ci kasę podrzucę. Matko Święta. Znowu to samo, do znudzenia. - Dam ci później, przecież nie pójdę teraz pół kilometra pod górę do hotelu po dwa złote. Wieczorem wyjdę na spacerek, to ci oddam. - Słuchaj Karol, więcej optymizmu w życiu, powiedz sobie, że to nie aż pół kilometra, a tylko pięćset metrów. Od razu będzie lepiej. - Kierownik, kurwa! No dobra, spoko, nie znasz mnie. Dałbyś napewno gdybyś mnie znał. Idę do knajpy, może znaleźli moją komórę. Czekaj, czekaj... popatrz, kurka, znalazłem dwa zeta w kielni, daj no mi browara. Ale fart. Kierownik. Wychodzi, a ja modlę się, by już nie wrócił. - Dzień dobry - głos starszego pana wyrywa mnie z zamyślenia - macie jakieś mięso? - Tam, w lodówce - rzucam mu pośpiesznie, podbiegam i przedstawiam cały wachlarz wędlin jakie tylko mamy do zaoferowania, tak jak uczyła Matka - Firma. - Panie - dziadek rzuca ociężale - co to się porobiło? Co to jest? "Czy mogę mieć własne zdanie w firmie? Oczywiście! Ale zachowam je dla siebie. Zawsze! Co to jest? Rzuca mi się jedna myśl: małe gówno, naszpikowane pierwiastkami ciężkimi, zapakowane w folię, ale dziadkowi odpowiadam inaczej". - Polędwiczka, salami, dobra firma i świeże wszystko, wczorajsza dostawa. - Ach, młody człowieku - co wy teraz wiecie o mięsie? Jak na wiosce zabiło się kiedyś świniaka, to było mięso, albo jak się w świat pojechało, na wschód szczególnie... - Oho! Będzie wykład. Przyklejam na twarz uśmiech numer trzy i zamieniam się w słuch. - Miałem farta i dobrą fuchę u komunistów, zjeździłem kawał świata. Wie pan co? Jak się celebruje jedzenie w niektórych częściach świata? Nie to co u nas. W takiej Indonezji na przykład. Kiedy mężczyzna zabije jeża, a mają tam jeże trzy razy większe od naszych, zbiera się cała rodzina i oprawiają go z kolców, ze skóry i razem we własnym gronie zjadają. A w Hiszpanii? Nawet jaja bycze zjadają, nic się nie zmarnuje, ale jak człowiek pójdzie tam do restauracji, hmm! To jak w bajce, muzyka gra, świeczki się palą, a jedzenie! Człowiek rozkoszuje się każdym kęsem, mięsko przyrządzone cudownie, głaszcze podniebienie, czuje się smak i można rozróżnić poszczególne gatunki. Wie pan kiedy je wołowinę, wie kiedy wieprzowinę, wie kiedy dziczyznę, albo ptaka jakiegoś. To samo we Włoszech, taki posiłek to tam prawdziwy rytuał, a niechby ktoś zepsuł danie! Włoch by udusił za źle przyrządzone mięso na pizzy. - Aha - przytakuję ochoczo. - Nie chcę tej pana wędliny, droga, mała i taka byle jaka. To trociny same. Oczywiście za komuny oddałby za te trociny miesięczny przydział na papierosy, no ale teraz, w dobie kapitalizmu może sobie powybrzydzać. Wszelkie uwagi zatrzymuję jednak dla siebie. Zasada numer jeden : "Nic nie czuję - wykonuję" Dziadek wychodzi, a ja zanurzam się w myślach. Skąd te rytuały przy pożeraniu mięsa? Całe te ceregiele, nie ma się z czego kurwa cieszyć. Jem mięso, uwielbiam mięso, ale osobiście uważam, że potrzeba pożerania innych istot żywych jest naszą najwiekszą porażką jako gatunku, jest porażką wszystkich drapieżników. Sami nie potrafimy wytworzyć sobie odpowiednich białek i protein, musimy więc kraść je bezczelnie roślinożercom. W tym bezpardonowym akcie gwałtu na ich brzuchach, rozrywniu ich skóry i wnętrzności, zatapianiu zębów, noży i co tam jeszcze, biorą udział całe pokolenia, a my na dodatek uczyniliśmy z tego rytuał. Rytuał pożerania. Sosy cieknące po brodach, palce w tłuszczu ze skwarkami, pijane wyrazy twarzy i rozmowy o niczym. Świętowanie własnej niedoskonałości. Czy to ma sens? Zawsze stają mi przed oczami ostre jak noże kły zwierząt, rzeźnickie przyrządy do wysysania duszy, piły mechaniczne do roztrzaskiwania kości, aparatura do urywania łbów kurczkakom, agregaty prądotwórcze do rażenia bydła, rzeźnicy z szaleństwem w umysłach i dochodzę tylko do jednego wniosku : Matka Natura zajebiście nas wykołowała, tak poprostu każąc jednym pożerać drugich. W związku z takim obrotem sprawy wolę ukrywać się ze swoją ułomnością w zaciszu własnej jaskini i tam w skrusze napełniać organizm białkiem zwierzęcym nie robiąc z tego wielkiego "halo". Mało tego! Proponuję również przepraszać każdy kotlet, każde udko, boczuś, słoninkę, salcesonik, rybkę, kaszankę, paróweczkę za ten brutalny akt rozszarpania i pozbawienia radości, cieszenia się światłem, tlenem i zieloną trawką, za uciszenie dźwięków i zgaszenie obrazów. Odnośmy się z szacunkiem, tak jak myśliwi z pradziejów dziękujący naturze za zabite zwierzę i modlący się o jego duszę. - Kurwa! Dzwoń na policję! - z zadumy wyrwał mnie czyjś wrzask. A jakże! Karolek! Powrócił - Co się stało? - Dzwoń kurwa, byłem w tej knajpie, ale tam nie ma z kim gadać! Ty tam byłeś kiedyś? Ta ruda lafirynda co za barem stoi w ogóle nie chciała ze mną gadać. Że niby po pijaku ten telefon zgubiłem. A ta łysa pała? Nawet słowem się nie odezwał. Widać od razu, że ten babsztyl za kutasa go trzyma i ciąga jak psa na smyczy gdzie tylko chce. Co to za knajpa w ogóle? Czuję jak skronie zaczynają mi pulsować, policzki napływają krwią, ale trzymam fason. Trzymam. W imię zasad, kurwa! - No zadzwoń, Marcel, please, kurwa. - ślina skleiła mu juz kąciki ust w sposób najobrzydliwszy z możliwych - ale, wiesz co? Daj mi najpierw piwo. Znaczy się nie daj, tylko sprzedaj ha, ha, ha. Mam kasiorę, a coś ty myślał? Za dwa złocisze. Tylko puszkę. Już po chwili złocisty płyn spływał mu po brodzie, za sweter. - Nie pij na sklepie! Człowieku. - Dobra, spoko. Schowaj mi to gdzieś pod ladę. Łapię za telefon i dzwonię, wiem, że nie odczepi się jeśli tego nie zrobię. - Komisariat, słucham. - Dzień dobry, ja dzwonię ze sklepu na Zdrojowej, jest u mnie kuracjusz, który twierdzi, że ukradziono mu telefon, prosi o interwencję. - Proszę pana, takie sprawy załatwia się na miejscu, u nas. Jak pan to sobie wyobraża? Ja mam radiowozy teraz na mieście, wszystkie zajęte i co? Mam tam pójść na pieszo? Niech przyjdzie do nas i załatwimy sprawę - W mordę, czy taki policjant słyszał o sformułowaniu : "profesjonalne podejście do klienta?". Już mam odkładać, gdy nagle Karolek wyrywa mi słuchawkę z ręki. - Władzuchno kochana, niech władzuchna podjedzie tutaj. Ja mam nogi chore, a tam taki kawał i pod górę trza iść ... No dobra. To może do mnie, do pensjonatu? Ja herbatkę zaparzę ... Ale władzo kochana, telefon mi ukradli! ... Dobra ... Dobra ... To ja czekam. Dziękuję, kłaniam się uniżenie. Przez chwilę nawet zaimponował mi jego kompletny brak poszanowania dla policjanta z drugiej strony, który okazuje takowoż sam brak poszanowania dla innych, w następnej sekundzie jednak wszystko co zyskał, legło w gruzach. - Daj jeszcze browara, łańcuch ci dam. Trzy koła jest warty. - Nie dam ci stary! Rozumiesz? - Dobra, ale kierownik nerwowy. Kolega kierownika co był wczoraj to by mi dał. "No pięknie - myślę sobie - ciekawe tylko na czyj koszt?" - To ja idę, nara. Zanurzam sie w zgrzewkach z browarami, półki puste po porannych suchotach wręcz straszą niesubordynacją. Kiedy pustki znikają siadam przed komputerem, by zrobić zamówienie, czasu coraz mniej, a do zrobienia jeszcze całe mnóstwo. Otwieram program i... słyszę wrzask Karola. - Szefie, jesteś tam? "Co za debil! Zaraz go uduszę!" - Jeszcze nie zdążyłem się ruszyć, a już mam gościa na zapleczu. - Marcel, zadzwoń jeszcze raz, nie przyjeżdżają. - Chłopie, myślisz, że mam czas? Ja mam dużo pracy. - No wiem, ale sekundkę tylko. Zatapiam się w szklany monitor, próbując gościa całkowicie ignorować. - Szefunio. Jeden telefon. Przelatuję wzrokiem stany magazynowe - Zadzwoń. Przechodzę na kolejną stronę - Szefunio, proszę - jego żałosny ton rozpala mnie do granic wytrzymałości. Firma uczyła zachowań, firma tłumaczyła jak oddychać, firma rzekła : "Wyrozumiali i mili dla klientów swoich będziecie, ich problemy staną się na moment waszymi problemami i stanie się dzień, w którym klienci odwdzięczą się wam samym tylko przychodzeniem do was i dokonywaniem zakupów bez względu na cenę w złotych polskich". Firma daje, firma wymaga, firma przerabia i zniewala. Ale pytam się! Czyż można całkowicie zniewolić Polaka? Prawnuka Ułana i wnuka partyzanta. Syna solidarnościowca, który za niezgodę na rządy czerwonej bandycji zamknięty został w więzieniu? Czyż polską krew można łatwo sobie podporządkować? Krew walczących z zaborcami, z Kozakami, z Turkami, z Niemcami! Otóż powiadam wam! Nie da się! I tak oto, ja , człowiek spokojny, wyuczony długim kursem i kilkuletnim doświadczeniem w branży miłego podejścia do ludzi, wybucham. Trzaskam szufladką z klawiaturą i zrywam się na równe nogi. Łapię gościa za kurtkę i wynoszę go na sklep, popychając na tyle mocno, że musi ratować się rękami przed upadkiem. - Człowieku, czy ty nie rozumiesz co się kurwa do ciebie mówi? Dzwoniłem już i nie będę dzwonił drugi raz. Nie będę robił z siebie idioty! Czekaj jak masz czekać, aż przyjadą! - Karol wybausza gały, kompletnie zaskoczony moim wybuchem. - Wyjdź mi teraz ze sklepu, bo zaraz zadzwonię, żeby ciebie stąd zwinęli. KAPEWU? - Spoko kierownik. Już se idę. Odprowadzam go zdecydowanym krokiem do drzwi, wypycham delikatnie i zamykam je. Odwracam się, by złapać oddech i uspokoić ciśnienie, w oczach mi poczerniało, ręcę dygocą. Raz, dwa, trzy... dziesięć. Dobra. Już mi lepiej. Spoko, nic się nie stało. Słyszę za sobą powolny zgrzyt drzwi, pewnie jakaś babcia wchodzi, muszę się uspokoić, nakleić uśmiech. Odwracam się. Przez szczelinę drzwi wciska się głowa Karola, nie wierzę własnym oczom. - Jakby przyjechali, to powiedz im, że jestem u fryzjera obok. Gdybym był bliżej, trzasnąłbym chyba drzwiami w ten durny łeb... -
urodziła potwora - stróżem Diabeł
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na BlackSoul utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Powiało czernią od Czarnej Duszy! Powinnaś jeszcze dodać, że Matka Natura kazała pożerać Ci współbraci, oblizując wargi z krwi, by komórki mózgowe w czaszce rozwijały się lepiej dzięki cudzemu mięsu. "Blade pół twarze" - chyba "półtwarze", ale pewien nie jestem. Ktoś pomoże? Dobrze się czyta, szczególnie to bolesne dorastanie kobiety. -
Z cyklu - Wielkie wynalazki - Telefon z klapką
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Każdy_i_Nikt utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Twój tekst przpomniał mi niezbyt miłą prawdę, Rock is dead, Punk is dead! Wszystko to wchłonęła wszechogarniająca, niemiłościwie nam panująca, żelazna dama - Popkultura. Ble... I chemia, bo już nawet ziółek normalnych nie ma i parówki smakują jakoś inaczej. A Punkowcy zamieniają ramonestki na policyjny mundur - jakież to życiowe, jakież prawdziwe. Nasunęło mi się pytanie - Gdzie podziało się pokolenie Jarocina? Pokolenie "Luzu" i "Wojny z trzema schodami"? Co teraz robią? Podoba mi się Twój tekst, to taki przekrój Polaka trochę, Zrobiłbym porządek na osiedlu, może coś bym wymyślił, ale po co? Mam lufę, dobre winko i fantazję :) Maniana! Wszystko Maniana. -
cien sie przyplatal mi do buta
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Korczak Krzysztof utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
He, he, he, jak jakaś przyśpiewka gorolska, rozbawiłem się z rana. Oj dana, dana Jaguś ma kochana.... -
Dobry temat, chłopaki, którym niewiele się chce, nie mają odwagi zmieni własnego życia i zwalają winę na cały świat, że pieniędzy zabrakło na naukę, że w takiej mieścinie nie ma perspektyw, że pracy i tak nie ma, więc do Urzędu to tylko po to, by sumienie uspokoić i by matka się odczepiła, że stadionu nie było, że dorośli z kijem przeganiali jak się w piłkę chciało pograć i dlatego nasza druzyna narodowa tak często dostaje "bęcki". Jak to powiedział Leo? W Polsce wszyscy wiedzą, że z piłką jest bardzo źle, tylko nikt nie potrafi powiedzieć, co zrobić, by było lepiej. To zdanie tyczy się chyba nie tylko sportu. To znacznie lepszy tekst, niż Twoje poprzednie, rozwiń go trochę. ... a ja podowiaduje się nowych wiadomości... To zdanie jakieś takie bez sensu, nie bardzo mi pasuje. Nie jestem pewien, czy wiadomości można się podowiadywać, może lepiej posłuchać, albo poznać?
-
Podobny problem można zauważyć na poczcie, w bankach, w niektórych sklepach, gdzie nie zawsze zbyt miłe panie skazują nas na nerwówkę i niezbyt przyjemne doznania. Oczywiście trzeba się temu przeciwstawiać, dzisiejsze czasy wymagają od instytucji miłego i profesjonalnego podejścia do klienta ( petenta, pacjenta ), ale wydaje mi się, że można opisać to w lepszy sposób, niż Ty tutaj. Pojawiło się u Ciebie trochę takiej zwykłej, babskiej zawiści, a wierz mi, to nie jest atrakcyjne. Zamiast drapać pazurem drapieżne, pazurzaste "baby", celuj w nie dowcipem, ostrym, inteligentnym, nietuzinkowym i wyrafinowanym. Głęboko wierzę, że potrafisz. I nie powielaj schematów! Swiat nie jest czarno - biały.
-
odwiedziny (kam bak)
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Piotr Rutkowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
sam sobie odpowiedziales...czyli Henry Chinaski, Himilsbach, albo Sprzedawcy... takie tam pierdu pierdu , biadolenie..ale czy aby napewno? Sprzedawcy - hicior w mojej filmotece - znam to z autopsji :) więc karmię się tym filmem często. Himilsbach i Maklakiewicz - niedoścignieni. Chyba podświadomie uległem Twojej sugestii, bo już w głowie układam plan opowiadanka ze sklepem w tle, zwykłej historii o tym co znam. Może coś się z tego urodzi. Póki co, pozdrawiam... -
Dziennik Nieco Rubaszny, część 08
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Każdy i Nikt - powiedzmy, że z takiej wyobraźni już wyrosłem. Donie, pytałeś o błędy jakie zauważyłem, otóż chodziło mi przede wszystkim o interpunkcję, jakieś 30 % przecinków zupełnie niepotrzebnych, szczególnie te przed spójnikiem " i ". Nie ma co się martwić, w wydawnictwach podobno są osoby, które sprawdzają i poprawiają tego typu wpadki. Czekam więc niecierpliwie na papierowy egzemplarz z autografem :) -
O pilocie, który spadł na psy
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Każdy_i_Nikt utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
No wesołe, nie ma co. Koniec tragiczny, a tu nijak smutno się nie robi. Pisz dalej. Wesołości w życiu nigdy wiele. "P.s. psy pasterskie...." to bym wyrzucił, niepotrzebne. -
Dziennik Nieco Rubaszny, część 08
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
O ho! Ktoś się zdrowo upalił. Temat Dona może i nie oryginalny, ale stylowo i z jajem opisany, można czytać i porównywać do swoich doświadczeń. A Ty płyniesz chłopie i nikt kuma o co chodzi. Czerwony Kapturek i czterdzieści lufek, albo może grzybobranie, co? Wesołe jest życie luzaka. Pozdrawiam wesołku. -
To chyba wiersz raczej... Tylko nie cierp za miliony, błagam.
-
Do koperty to i na pocztę, chłopu wysłać, bo może o niczym nie wie :)
-
Dziennik Nieco Rubaszny, część 08
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Don_Cornellos utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Ja się powtarzał nie będę, dla mnie dziennik rubaszny jest hitem tej strony i zawsze radość zalewa me serce, gdy pojawia się kolejna jego część. Wkradło się tu kilka błędów technicznych, ale są do poprawienia np "wzmagający się wiatr już nieprzyjemny niż silny... ", no chyba sam widzisz :) , ale klimat i historia poprostu same plusy. Przeżywałem ponownie wyprawy do WKU i tysiące uczuć jakie temu towarzyszyły. 1989r. Dla mnie ważny czas, upadła komuna, skończyłem podstawówkę i do Technikum przyszedłem już w nowym ustroju, ogólnie fantastyczne dla mnie czasy, miłość, wino i rock`n`roll "Mówiono o nim King w mieście świętej wieży. pamiętam z podstawówki jak całował się z papieżem... " Don, wnosisz wiele radości w moje banalne ostatnimi czasy życie swoimi tekstami. Za strzepywanie igiełek stresu - Marcepanowa nagroda literacka :) -
No, no, jak na pierwszą Gimnazjum, to widzę tu dużą dawkę znajomości życia, ludzkich charakterów i podstępów jakie ludzie gotowi sobie serwować dla własnych korzyści. Pojawia się bunt nastolatki, ale widziany z boku, nie od wewnątrz, nie taki, który skupia się zawsze na tym, że wszyscy są źli i uwzięli się na mnie. Tu jest mądrze zaznaczony. I znajomość tematu, jak to pazerna kobieta usidla bogatego faceta. Rywalizacja o uczucia i konflikt interesów. Hmm. Niech córka próbuje dalej. Mam tylko jedno zastrzeżenie, nie tylko tutaj, ale bardzo często pojawia się coś co mnie drażni i czego nie mogę pojąć. Dlaczego polscy autorzy, piszący w polskich realiach tak często używają zagranicznych imion! Czyżbyśby się wstydzili? Wstydzimy się naszego języka, a jest jednym z piękniejszych i trudniejszych na świecie, wstydzimy się polskich imion, a wiele z nich ma bardzo głębokie znaczenie. To brzydka moda. Byłbym szczęśliwszy, gdyby bohaterowie nazywali się po polsku, to nie umniejszy powagi opowiadania. Naprawdę. Pozdrawiam.
-
Dlaczego Wharton? Bo takie długie opisy zwykłych wydarzeń często mu się zdarzały, były jednak na tyle ciekawie opisane, że potrafiły wciągnąć czytelnika. Zwykłe ubieranie choinki na święta, czy remont starej barki, była tam pasja, miłość do życia i determinacja. Pasja! Myśl, że nie musimy być istotami z pierwszych stron gazet, wielkimi, znanymi ludźmi, by żyć pełnią życia i cieszyć się każdym dniem, że odpowiednio prowadząc swoje życie możemy być wielcy dla swoich bliskich. Więc nawet przy braku akcji było to pisanie o czymś. Tego mi tu trochę brakuje, ale muszę obronić Ashera, bo lubię jego teksty, są jak dziennik. Asher, please! Więcej "dzianiny"! Musi się więcej dziać, bo pisanie idzie Ci dobrze.
-
Płuca niech zawsze będą zielone
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na MARCEPAN 30 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Za wiersze się nie biorę! nie moja brocha :), to powstało z troski o kobietę, którą kocham i rani mnie każdy wypalany przez nią papieros. I kiedy patrzę na popielniczkę pełną petów kojarzy mi się tylko i wyłącznie z bukietami śmierci. No bo jak to inaczej nazwać? He, he. Te wszystkie pomarańczowe, skołtunione razem filtry. -
Asher, jak zwykle w Twoim przypadku, wszystko dopracowane, dopięte do końca i przemyślane. Wiadomo, diabeł siedzi w szczegółach! Chylę czoła. Trochę jednak brakuje mi tu akcji, chociażby takiej jak w którymś Squat`cie ( czy dobrze walnąłem to angielsko - polskie słowo :) ), tym z finałem Ligii Mistrzów, z Dudkiem w roli głównej. Takie zwroty pochłaniają i zachęcają do czytania. Jeśli piszesz o faktach ze swojego życia to moim zdaniem nie zaszkodzi ich ociupinkę ubarwić. Chociaż Whilliam Wharton wielu książek nie ubarwiał, a i tak był czytany z chęcią. Jestem na duże TAK.
-
imanie (z glowy )
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Olgierd Flowerman utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
... srututu tutu, majtki z drutu ... -
Non omnis moriar
MARCEPAN 30 odpowiedział(a) na Krzysztof Dąbrowski utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Szczerze? Po tytule spodziewałem się czegoś poważniejszego. Ale tekst luźny, więc przebrnąłem.