Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

MARCEPAN 30

Użytkownicy
  • Postów

    403
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez MARCEPAN 30

  1. Dzięki, że pytasz. Wszystko w jak najlepszym porządku. Rozmawiamy o przyszłości i moich opwiadankach. To bardzo ważna recenzentka ;) Maźnij coś o tym tekście jak już znajdziesz czas. Robisz to zawodowo. Pozdrawiam Ciebie i żonę też.
  2. Heh. spóźniłem się z pytaniem o cztery sekundy!!!!
  3. Cholera! No to wytłumaczcie mi prostemu, co to znaczy. Dzień trawą nadcięty. Ktoś się upalił? Co autor miał na myśli...
  4. Nic nie zrozumiałem :( Dzień trawą nadcięty????? Was is das?
  5. Czyż wielkie marzenia nie są naiwne? A jednak na ich podstawach budowane są największe zdobycze cywilizacji.
  6. O kurczę! Co za tekst! Prawdziwy łojotok słów. Doliny tłuszczu, zwały smalcu, skóra naciągnięta na tył głowy. Cudowne! Przepłynąłem tę krainę z prawdziwą przyjemnością, to poetyckie spojrzenie na czas, który dodaje nam kilogramów. Te heroiczne próby zaprzeczenia własnemu ciału i jego niedoskonałościom. Lubię Twoje teksty i tu nasuwa mi się mała konkluzja - Tylko prości, małostkowi, malutcy bez wyobraźni mężczyźni domagają się anorektycznych kształtów i podręcznikowych wymiarów wymyślonych niewiadomo po co. Z tąd - stąd - taki błąd tu się wkradł.
  7. Uff! Długie! Jeśli w przyszłości napiszesz jeszcze coś takich rozmiarów, walnij to tutaj w dwóch częściach. Łatwiej będzie przebrnąć. Co zauważyłem? Zbyt łatwo przechodzisz z jednego tematu w drugi, pojawiają się nagle jakieś imiona i pomieszanie czasów. W jednym zdaniu czas teraźniejszy i przeszły. To wszystko sprawiło, że w końcu się pogubiłem i straciłem rachubę kto jest kto i nie potrafię sobie wyobrazić wieku bohaterów. No na przykład - na początku piszesz coś o ojcu, nagle wskakują pijaczki spod sklepu i zakupy z facetem. Łatwo się zgubić. A historia ciekawa i wiele dobrych zdań, interesujących przemyśleń. Popracuj nad tym jeszcze, bo warto. Znajdź nić, która to wszystko ładnie połączy.
  8. Zawsze do usług, dziękuję za poczytanie. Twoje słowa sprawiają, że chce mi się pisać dalej :) , Tylko z tym radiem, to wiesz, teraz się boję ;) że mnie zinwigilują, a 1984r. , w podstawówce brałem udział w pochodzie pierwszomajowym.
  9. WSTĘP Jest to druga część opowiastki pt. "Sklep na Zdrojowej", którą to umieściłem tu niedawno. Tytuł zmieniony. I jeśli jeszcze coś kiedyś dołoże do tej historii, to już pod tym tytułem. Po historii z Karolem mam ochotę już tylko na święty spokój. Uśmiecham się do każdego klienta dwa razy szerzej, niż zazwyczaj i to tylko dlatego, że jest Karola przeciwieństwem. - Popatrz pan, pójdzie jednak ta trasa - twarz miejscowego taksówkarza płonie nienawiścią - I kto za to zapłaci? Panie, ja za to zapłacę, pan za to zaplaci, wszyscy za to zapłacimy! " Społeczeństwo!" - rzuca mi się w myślach ochrypły głos Himilsbacha z "Rejsu" i omal nie wybucham śmiechem. - Patrz pan! - kładzie mi kolorowy tabloid na ladę, a tam na pierwszej stronie wielki napis wrzeszczy czerwonością druku: "Unia zabiję naszą młodą gospodarkę kolosalnymi karami!" - Może nie będzie tak źle, jakieś rozwiązanie się znajdzie. - Panie, rozwiązanie! W naszym kraju? - Chryste, co mnie podkusiło by tak się odezwac. Dostanę teraz w twarz całym tym polskim nieszczęściem, zakompleksieniem, cała goryczą czterdziestosiedmioletniego obywatela ni to z PRL - u, ni to z Rzeczypospolitej i wierzcie mi, w ciągu tych pięciu minut naprawdę cierpię za miliony - Grubą kasę na pewno wzięli i teraz wszystkich mają w dupie... Przez te kilka lat, które przepracowałem w branży, natura wykształciła w moich uszach zabezpieczające błonki, które uruchamiają się właśnie w takich sytuacjach. Pojawiły się jako naturalny filtr chroniący mój mózg przed potokami jadu, trucizny i jako ochrona przed pazurami agresywnych klientów. I teraz, jak zwykle zadziałały bez zarzutu. Oczy zasnuwa naturalna mgła, uszy zabezpieczone, a klient - taksówkarz zmienia się w półrealną zjawę bełkoczącą coś w obcym, niezrozumiałym języku. Wymachuje kończynami, wypluwa grube kropelki śliny i straszy czerwoną jak ognie piekielne twarzą. Uśmiecham się życzliwie bezpieczny w swym pancerzu, przytakuję i czekam. "Matko" - myślę przez sekundę - "Żeby mu tylko jakaś żyłka nie pękła!". - Proszę bardzo, tutaj, złotóweczka za gazetkę - płaci i szykuje się do wyjścia - Tak, tak. Wszyscy się śmieją z Polaków, na zachodzie to byłoby nie do pomyślenia! - rzuca jeszcze i już go nie ma. Ocieram pot z czoła, podchodzę do stojaka z prasą. Dawno temu już odkryłem, że większość gazet poprostu sieje nienawiść, a tobloidy osiągają w tym mistrzostwo świata. Dlatego też nie zwracam uwagi na te szumne tytuły. "Karolu, przez Ciebie umiera nasze dziecko!", "Znana aktorka, Joanna P. w objęciach tajemniczego mężczyzny", "Łotrze! Gdzie są nasze pieniądze!" , "Nieczułe przepisy przyczyną śmierci Mateuszka"."Doktor śmierć w wielkim szpitalu". Ufff! Wystarczy. Czy jestem gotów włączyć radio? Chciałbym odprężyć się przy muzyce, cisza w sklepie o tej porze otępia umysł jakimś niewyjaśnionym smutkiem. Jakiś czasu temu zrobiłem pewien eksperyment. Oglądając wiadomości w telewizji zacząłem zastanawiać się, czy wszystko ze mną w porządku, czy może zaczynam mieć już objawy schizofrenii. Po półgodzinnej projekcji na którymkolwiek z kanałów wpadałem w taki dół, że gdybym był poetą napisałbym noblowskie dzieła. Eksperyment był prosty. Na ścianie powiesiłem korkową tablicę, taką do przypinania karteluszek z zapiskami. Ze starej, dziecinnej gry zabrałem trzy garście kolorowych pinezek i ułożyłem je w pobliżu tablicy. Tablicę przedzieliłem na trzy części markerem i każdą część podpisałem : "DOBRE", "NEUTRALNE", "ZŁE". Pozostało już tylko czekać na wiadomości. No i zaczynałem. Po każdej dobrej wiadomości w tablicę wbijałem zieloną pinezkę, po każdej złej - czarną, po takiej, którą uznałem za neutralną - pinezkę białą. Po dwóch tygodniach miałem czterdzieści pięć pinezek czarnych, cztery białe i jedną (!!!) zieloną. Uspokoiłem się. Wszystko ze mną w porządku. Jednak od tamtego czasu oglądam tylko Discovery i pierdoły na stacjach prywatnych. Dzisiaj chcę posłuchać muzyki. Drżącą, troszkę przestraszoną dłoń zbliżam do radia, przekręcam gałkę "Volume" i czekam. Leci stary, dobry kawałek Depeszów a na mojej twarzy maluje się uśmiech. - Proszę pana, po ile ma pan chleb? - głos babci sprowadza mnie na ziemię. - Złoty pięćdziesiąt - odpowiadam naprędce i już łapię zawodowy uśmiech. - A pasztet? - Dwa trzydzieści. W tym momencie w radiu zaczynają się wiadomości, a ja stoję już na kasie i babcia zbliża się do mnie smętnym, nieszczęśliwym krokiem. Fuck! Nie zdążę wyłączyć radia! - Proszę pana, czy ja mogłabym na zeszyt do piętnastego? - jej zaszklone oczy napełniają się żalem tysiąca głodnych, afrykńskich dzieci. Uśmiech mi przygasa, wzrok ucieka na wszystkie strony sklepu i z gardła próbuje wyrwać się coś na kształt odmowy. - No wie pani, my nie mamy zeszytu. W tym momencie z radia dopada mnie głos wiceministra kraju: - Pani redaktor, czy ja muszę się pani tłumaczyć? Samolotem rządowym poleciałem do domu i co z tego? Była taka potrzeba widać. - Ale panie ministrze, to jest koszt kilkunastu tysięcy złotych i są to pieniądze podatników. - Wielkie mi rzeczy proszę pani! Latałem i latam i będę latał. Może mam furmanką jeździć taki kawał? Albo na stopa? Jak pani to sobie wyobraża? Kobieta przed ladą nie daje za wygraną: - Tylko chleb i pasztet. Dziecku muszę coś rano do szkoły zrobić. - mówi to wszystko tak płaczliwym głosem, że poprostu wierzę w jej biedę. To wszystko potwierdza wygląd, ubiór i ruchy, powolne, drżące ruchy zahukanej kobiety. Dopiero teraz zauważam, ze wcale nie jest babcią, ma najwyżej czterdzieści parę lat. - Gospodarka rynkowa naszego kraju podczas mojej kadencji odnotowała najwyższy wzrost od piętnastu lat - słowa prezydenta płyną z głośników wprost do moich uszu - Polska rozwija się niesamowicie dynamicznie, ludziom żyję się coraz lepiej i dostatniej, przybywa samochodów, mieszkań i edukacja staje na najwyższym poziomie. - No nie wiem - patrzę na tę nieszczęsną istotę i czuję się jakbym miał być sędzią jej życia i śmierci, i wydać za chwilę wyrok. - Jak nie to trudno - połyka łzę i dodaje - Mój Boże, żebym to pracę jaką miała, nie żebrałabym na każdym kroku. Nic nie ma. Znikąd pomocy. - Instytucje charytatywne i rządowe programy pomocy społecznej gwarantują byt najuboższym, którzy mają problem ze znaleziem pracy. - Wie pan, jakie to moje dziecko jest zdolne? Trudno. Już sobie idę. Kurwa! nie jestem przecież z kamienia! - No dobrze, proszę wziąć ten chleb i pasztet. - Ojejkuś! Dziękuję panu, bardzo pan dobry. Ja oddam. Wszystko oddam! Na pewno! Poddreptuje szybko do lodówki i wybiera pasztet. Pan Prezydent nie kończy jeszcze. - Operacje naszych służb służą jednemu tylko celowi, wyczyszczeniu naszego rządu z postkomunistycznej mafii, ze skorumpowanych ludzi, słabi ministrowie muszą odejść, kto nie zgodzi się z programem naszej partii, nie jest godzien nazywać się Polakiem. Nie pozwolimy, by ten szybki wzrost gospodarki zatrzymali nieodpowiedni ludzie. Bycie drugą Japonią staję się już faktem! Kraje rozwijające się już mogą uczyć się od nas jak osiągnąć cud gospodarczy. - Chlebek i pasztet, proszę zapisać w zeszycie, Malinowska jestem. Jadwiga. - Dobra, w porządku. A masło pani ma? - Oj, ale to by było już za dużo - przerażenie wykrzywia jej twarz. - Nie, nie byłoby. Proszę wziąć na koszt firmy. - O Jezusku. Jak mam panu dziękować? To są jeszcze dobrzy ludzie na tym na ty świecie. Mój synuś to masła już rok nie jadł. Wszystko na sucho. - Oczy znowu napełnia łzami, ręcę wpadają w hipnotyczne drżenie, a mnie zaciskają się szczęki. Nie cierpię takich scen! Gdyby to był film, wyszedłbym do kuchni herbatę zaparzyć, albo zmyłbym się do kibla. To jednak jest życie, a ja muszę trwać na posterunku. Odrzucam myśli i staram się zapomnieć o pani Malinowskiej. Już mam ruszyć do radia, by wyłączyć to kwaczące pudło, gdy słyszę przed sobą kompletny bełkot: - Zanonki zanma ? - Ton z jakim ten pijany człowiek to wypowiedział wskazuje, iż było to pytanie. - Słucham? Radio tymczasem nie daje za wygraną: - Walczymy z przemytem i nakładamy wysokie akcyzy na alkohol po to tylko, by walczyć z alkoholizmem, którego w naszym kraju jest coraz mniej. - Danonki, kurwa wasza mać masz!? - Proszę na mnie nie krzyczeć. Oczywiście, że mam. - To zaj mnie zutaj twa, dzieckowi coś musze kupidź na kolazie. Masz tu dyche. Starcy? Podaję mu co chciał, kasuję, wydaję resztę i siadam. Czas na przerwę. Z radia dowiaduję się, ze nasza drużyna poraz kolejny awansowała do finału mistrzostw świata i poraz kolejny nerwy puściły i znowu drugie miejsce. Tym razem w hokeju na trawie. Znowu drudzy, znowu drudzy... Tracę już złudzenia. Drudzy, tylko dlatego, że natura rzucila ich kilkaset kilometrów za bardzo na prawo jakby patrzeć z księżyca. Bo im bardziej na lewo, tym lepiej, rozsądniej i jakoś więcej sukcesów. Lepsze powietrze. Narasta we mnie potrzeba radości ze spektularnego sukcesu naszej nacji, takiego aż by duma rozepchała mi żebra, a w oczach stanęły łzy wszechogarniającego szczęścia, żeby inni zazdrościli... Zamykam oczy, by chwilę odpocząć. Za uszami, wokół głowy wybucha nagle straszna wrzawa, jasność tysięcy fleszy i lamp oszałamia, huk trzydziestu tysięcy gardeł : ENGLAND GO ON! I niewiele mniej : MY CHCEMY GOLA! Rozglądam się oszołomiony, siedzę na ławce rezerwowych, przede mną trener gania jak oszalały i drze się wniebogłosy do zmęczonych piłkarzy, zerkam na tablicę i czytam wielki napis: WORLDCHAMPIONSHIP IN FOOTBOL POLAND : ENGLAND 0 : 2 , zegar wskazuje 63 minutę meczu. - Znowu przegrywamy! - wydzieram się jak oparzony - A coś ty chciał? Z grupy śmierci wyjść? - Z grupy śmierci? - A jakże, Anglia, Niemcy, Argentyna, Polska. Żebyśmy chociaż gola strzelili w całych mistrzostwach, he, he, he - Łysy chłystek chichra się jak dzieciak. Co taki "optymista" robi w kadrze? Kim on jest ? Nie mam czasu na pytania, mój kraj nie ma czasu na pytania! Trzeba działać! Oto czego nam potrzeba. - Trenerze! - wrzeszczę - Trener mnie wpuści! Czuję się w formie. - Marcel, jesce nie - łamaną polszyzną odpowiada w moim kierunku, ale wie, że czasu jest coraz mniej - dobra! Już! Robimy zmianę. Darek, daj ty sygnał głównemu! Kurczę, to sam Dziekanowski! Dwie minuty później jestem już na boisku. Gotowy do walki, do natarcia, do podboju Wysp Brytyjskich! Smolarek przejmuję piłkę od Boruca, pędzi lewym skrzydłem, piłkę wślizgiem odbiera mu Gerrard, ale jestem tuż obok i skutecznie mu przeszkadzam. Gubi się, traci piłkę, którą natychmiast przejmuję i długim lobem podaję do Grzelaka, ten pędzi z nią co sił i zostaje sfaulowany przez Cole`a. Mamy wolny. Podbiegam w pobliże pola karnego, Krzynówek potężnym strzałem próbuje zaskoczyć Robinsona, lecz Carragher w obronie spisuje się dziś zawodowo. Podaje natychmiast do Lamparda, ale ja jestem tuż obok, jeden zwód Anglika, drugi i kolej na mnie. Wyczekuję moment i szybkim ruchem nogi wybijam mu piłkę, omijam go i już pędzę w stronę bramki. Przede mną Neville szykuje się do odebrania, kątem oka widzę Smolarka i słyszę za sobą asekuracyjne krzyki Jelenia. Nie mogę im podać, są kryci i trudno im się "urwać", muszę przejść Nevilla, a już widzę, że za nim czai się Cole. Spluwam i ruszam pełnym gazem. Nevilla przechodzę dwoma zwodami, próbuje mnie sfaulować, ale odbijam się rękami od murawy i już jestem na nogach. Podbijam piłkę w klasyczne, podwórkowe "kapki" i przerzucam ją ponad głową zaskoczonego Cole`a. Sekundę później jestem już za nim i pędzę sam na sam z bramkarzem. Robinson wymachuje rękami, skacze jak pajacyk, ja w sekundę robę pomiary i w pełnym pędzie, z precyzją i ogromną siłą posyłam piłkę w prawy, górny róg, Robinson mnie wyczuwa, ale spóźnia się o sekundę. W polskim sektorze powietrze rozrywa wrzask tysięcy gardeł: - GOOOOOOL!!!!!!! Chłopaki dopadają mnie z każdej strony, gratulują. Trener nieco się uspokaja, a ja wyobrażam sobie jak wrzeszczy teraz Szaranowicz na antenie TVP. Jeszcze się nie cieszę, wybija 75 minuta meczu, a my wciąż przegrywamy. Dwie minuty później odbieram piłkę atakującemu Crouch`owi, pędzę z nią przez trzy czwarte boiska, towarzyszą mi entuzjazm i krzyki jakie narodziły się nagle w polskim sektorze. Przechodzę kilku Anglików, tuż przed polem karnym podaję Smolarkowi. Ten wali co sił w bramkę. Poprzeczka! Odbitą piłkę głową trafia Jeleń, ale wprost w ręcę bramkarza, jestem blisko, zmuszam Robinsona do błędu, wybija piłkę, zamiast ją złapać i ta jest już w moim zasięgu, strzelam z pierwszej, widzę tylko przerażone i bezradne oczy angielskiego golkeeper`a, polskie flagi zrywają się do lotu, angielski sektor milknie, chłopaki wrzeszcą a ja skaczę do góry. Mamy remis! - Ebi! - krzyczę do pomocnika - jeszcze plan nie wykonany. To dopiero remis. - Smolarek przytakuje mi znacząco i już wracamy na swoją połowę. Następne siedem minut to istna szarża Anglików na naszą bramkę, podrażniliśmy ich dumę, jednak w naszych chłopaków wstąpił nowy duch, obrona gra jak natchniona, Boruc staje na wysokości zadania i nieuchronnie zbliża się dziewięćdziesiąta minuta. Czuję jak wciąż rośnie we mnie poziom adrenaliny, nie czuję zmęczenia, nikt nie czuje zmęczenia. Jest świetnie. Jeleń zmyla Gerrarda i ten wykopuje piłkę na aut. Dobra! Mamy ją. Daleki wyrzut obrońcy i Jeleń przejmuję atak, pędzę tuż obok, po lewej mam Ebiego, lecimy trójką jak eskadra wojennych myśliwców, słyszę niemalże huk silników w uszach, przed nami Neville i Carragher. Jeleń udaje zwód, jakby chciał przejść obrońcę, po czym natychmiast wykręca się z piłką w drugą stronę , Carragher pada na kolano ośmieszony i już po chwili piłka jest u mnie. Odbijam ją glówką do Smolarka, ale trochę za mocno. Musi ostro się wyciągnąć, by ją złapać i jest już za blisko bramkarza. Nieoczekiwanie robi fantastyczny zwód i piętą wywija piłkę z powrotem do mnie, walę z pierwszej jak armatra i piła już jest w siatce. Teraz wydzieram się na całego. Tłum Polaków krzyczy "Dzię - ku - je -my" "Dzię - ku - je - my". Słyszę to cudowne, magiczne słowo "GOL" z ust spikera na stadione i " That is great sensation! Impossible! Poland wins in this day! " Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, widzę żal pomieszany z szokiem, złością i niedowierzaniem w oczach angielskich piłkarzy. "What`s up!" Polska zwycięska! Biegnę do trenera, rzucam mu się w ramiona, ławka drze się w niebogłosy, łysy niedowiarek patrzy na mnie z przekąsem. Rzucam szybko do trenera: - Jeszcze tylko Niemcy i Argentyna, i jesteśmy w jednej ósmej! A później już pójdzie gładko. Damy radę trenerze. - I know, I know - powtarza trener z dumą i pewnością siebie bijącą z twarzy. - ty jesteś optymista, ja rzadko to widzę w twoja naroda. Dobry jest twój duch walki i reszta drużyny też go ma. Z trybun słyszę śpiewających, szczęśliwych kibiców. "Jeszcze tego lata, jeszcze tego lata Polska będzie mistrzem świata", a ja już myślę o kolejnym meczu. - Przepraszam, ile kosztuje to masło, bo tu nigdzie nie ma ceny - kobiecy glos uderza mnie w twarz jak huragan, zrywam się z krzesła i staję jak wryty. - Słucham? Niedosłyszałem chyba. - Po ile to masło? - Aha - wracam powoli - dwa pięćdziesiat - Oj, za drogie. Nie biorę, do widzenia. - Do widzenia pani.
  10. Oczywiście nie tylko ich postrzegam inaczej. Władza na każdym szczeblu nie potrafi słuchać i od ciągłego pukania do drzwi obojętności, uprzedzeń i prymitywnej odmiany dumy, ludkom puchą palce, dłonie i po kolejnych próbach pojawia się rezygnacja. Jedni wyjeżdżają, inni pogrążają się w maraźmie. Tak trudno rozbić betonowe czaszki kolejnych burmistrzów, sołtysów etc. Wszystko jest ważniejsze od normalności. Wraźliwi, mądrzy ludzie nie są w stanie tego zaakceptować.
  11. Coś jest w tym tekście, nie potrafię powiedzieć co, ale chyba do mnie trafiło. Początek zdał mi się nie bardzo, nawet naiwny i spodziewałem się bajduł, jednak wkrótce pod żartem i pozorną historią o niczym odkryłem coś więcej. Czai się tu coś ważnego. Samotność? Odrzucenie?
  12. Cokolwiek myślisz Piotrze o sobie, ja myślę jedno - jesteś albo odważny, albo pod grubą skórą czai się wrażliwe serce bojące się ciosów, stąd gruboskórna postawa. I wyraźne, jaskrawe poglądy. Jednak nie boisz się ich głosić. Z punktu widzenia jednostki to jednostka jest najważniejsza dla samej siebie i dla utrzymania własnej egzystencji. Jednostka wszędzie wypatruje korzyści tylko dla siebie i własnego przetrwania. Natura nazwała to wolą przetrwania jak najdłużej, człowiek nazwał to egoizmem. U Homo Sapiens pojawilo się tzw. człowieczeństwo. Homo Sapiens o małym ilorazie inteligencji uczuciowej pozostaje egoistą w najczystszej formie doprowadzając Homo Sapiens o wyższej inteligencji często do skrajnych emocji, od oburzenia, poprzez sarkazm do szału. Niektórzy przyodziewają w odruchu obronnym hitynowe pancerzyki i spod nich zerkają na świat. Słyszałem kiedyś taki tekst :" Wszyscy myślą tylko o sobie jedynie ja myślę o mnie". Może poprostu trzeba się wyluzować? Tekst ok. Podoba mi się.
  13. Chodzi Ci o polską, szaloną rzeczywistość? W Holandii mają takie powiedzonko: Poland is crazy. I nie jest to komplement :(
  14. Przepraszam Panowie, że wtrące się do rozmowy, ale chyba wiem o co biega. Pół roku spędziłem w Austrii i pół w Holandii, poza tym mieszkam zaledwie pięćdziesiąt kilometrów od niemieckiej granicy. Różnice między mentalnościami polską, a zachodnią są mi znane. A widzę je w różnych szczególnych przypadkach, np. kiedy pojawia się problem. Problem w Holandii np. istnieje po to, by go rozwiązać, u nas powstaje zaś po to, by stworzyć okazję do biadolenia, jęczenia, ewentualnie przekrzykiwania się nawzajem, kto jest najmądrzejszy. No i wielu mądrych i chcących coś zrobić Polaków jest tłamszonych, tłumionych, poddają się i uciekają na Zachód, do normalnych krajów, gdzie ich pomysły spotykają się z zainteresowaniem i albo akceptacją, albo rzeczową krytyką. Rozwija to w nich poczucie własnej wartości i sensu, że jest się przydatnym, że ma się na coś wpływ. Kiedy wróciłem z tułaczki zastałem moich kumpli z browarem przed knajpą, gadających bzdury w stylu "no future", po co coś robić, jak i tak nie ma co robić itd. I okazało się wkrótce, że to nie oni się zmienili, a moje spojrzenie na nich. Składam właśnie kolejne części mojego tekstu "Sklep na ..." i zbieg okoliczności polega na tym, że właśnie jeden z tematów, które tam poruszę właśnie tego się tyczy. Różnic w mentalności i nieporozumień z tego wynikających. Okazuje się, że to często poruszany temat w naszych czasach. Chyba trudno się dziwić.
  15. Pomysł może i ciekawy, chłopak zagubiony w cybernetycznym świecie, ale jakoś do mnie ten tekst nie trafia. Może inni będą bardziej kompatybilni :)
  16. Uff! LAIM, nic dodać, nic ująć. Otóż miałem takie przeczucie właśnie - iskra boża to może tylko Mickiewicz, Słowacki i inni wielcy wieszcze. W prawdziwym życiu zawsze i wszędzie liczy się ciężka praca i upór. Otóż to co tu właśnie zacząłem traktował będę jako szkic właśnie, kręgosłup, który po wydrukowaniu zaczę oblebiać ciałem i skórą. Zaczne szukać nici, by to wszystko jakoś zszyć i połączyć w całość. Pisanie o zwykłym życiu, o codzienności nie musi być chyba nudne, są dokumenty w telewizji, które traktują o codzienności, a ogląda je się z wielkim zainteresowaniem. 99 ludzi może żyć codziennością i nawet jej nie zuważać, a gdy ta setna osoba im coś o tym opowie, z chęcią posłuchają. To Ty właśnie przedstawiłeś problem bezdomności w sposób, który bardzo mi się spodobał, bez zbędnego moralizowania, udawanego współczucia i narzekania na caly świat. Nie mam oczywiście wielkich złudzeń co do swoich pisarskich prób, niemniej jednak sprawia mi to ogromną przyjemność i często staje się wręcz wentylem wypuszczającym nadmiar zepsutego stresem i codziennym pośpiechem, powietrza. Zastanawiam się zawsze na ile mogę sobie pozwolić jeśli chodzi o własne emocje, hamuję się coraz częściej i choć nie jest to łatwe próbuję łapać dystans. Do siebie przede wszystkim. Kilka tematów, które zamierzam wpleść w kolejne części układa się na razie w glowie. Pozdrawiam i dzięki za tak wyczerpujący komentarz. Na pewno nie raz jeszcze Cię odwiedzę w Twoich tekstach.
  17. Jak zwykle bardzo poprawne i dopracowane. Wypolerowane w detalach i drobiazgowe w opisach codzienności. Codzienności na emigracji - dodam.
  18. Wzruszające i ciepłe w konsumpcji, momentami dotkliwie prawdziwe. Ale byłoby lepsze, gbyby stanowiło całość, konkretną historię, a tu czytamy tylko jakiś wycinek bez początku i końca. Jednakowoż podkreślam, iż dobrze sklecone są te fragmenty. Szczególnie pierwszy.
  19. No właśnie, bo my tu prozatorzy - twardzi realiści. Na poezji to ja raczej słabiej... :)
  20. Ale diabeł siedzi w szczegółach Małgosiu :)
  21. Porzreć - Pożreć We wstępie zbyt wiele razy użyłaś słowa :"który". Wkońcu - W końcu Poza tym świetny klimat i kilka zdań - perełek. Kiedyś takie lubiłem, jak słuchałem Gatheringa i jeździłem na koncerty Grave, Vader itp. Pseudo jak najbardziej adekwatne do Twoich tekstów, to też jest na plus. Podobają mi się zdania typu : Nikt nie obiecał, że będzie kolorowo... Świadomość zapoznania mojej małej rączki z ogromnymi, twardymi drzwiami... Wiesz co na tym świecie jest najgorsze? Że tak naprawdę nie wiadomo do kogo mieć pretensję ;) P.s ale z wargami sromotnymi to chyba przesadziłaś.
  22. Miło się czyta i wie się o czym się czyta, tylko wprowadź więcej dreszczyku, lud emocji, żeby bardziej wciągało, bo ta rozmowa przed pośredniakiem chyba trochę przydługa.No wiesz, tak jak w poprzednim tekście, gdzie było sporo wątpliwości bohatera i poszukiwania jakiś konkretów w życiu. Skończyłaś w dobrym momencie, czytelnika interesuje co tam się dzieje pod drzwiami i musi poczekać :)
  23. Jak już onegdaj wspomłem - się na fantasy nie znam. Jednak Twój klimat jest podchodzący mi i może bym się i do tego gatunku przekonał. Fajnie czarujesz. Czaruj więc dalej
  24. Rozwiązałeś zagadkę moich ginących ciągle skarpetek!!! Ja wiedziałem, że tu nie chodzi o moje bałagaństwo, że to coś więcej! Muszę pokazać to mojej pani, to nie ja! To krasnale - złodziejaszki! A tak serio - oryginalny pomysł. Można by go rozwinąć i rozszerzyć na poważny temat, zapomnienia, samotności, odrzucenia przez społeczeństwo. Pobaw się jeszcze tym tekstem. Robisz za duze przerwy między kolejnymi fragmentami tekstu, niepotrzebnie. To wprowadza chaos. "Reszta łyżeczek znika całkowicie" - no chyba nie może zniknąć do połowy. Może znika bezpowrotnie, albo coś. No wiesz, nie można być trochę w ciąży. Krasnoludki nie mogą być skansenem, ich otoczenie, domki itd - tak, ale nie krasnoludki. Poza tym chyba ok. Mogą żyć w skansenie.
  25. OPISZ TO! BĘDZIE FAJNY TEKST. PRZYPRAW TO HUMOREM I ZŁOTYMI MYŚLAMI. TAK JAK POTRAFISZ NAJLEPIEJ.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...