-
Postów
9 152 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
18
Treść opublikowana przez Oxyvia
-
Nie bardziej. Ale również dla niego. Jeśli są to zwierzenia osobiste i na serio, to pewnie, że tak. Ale spróbuj przeczytać mój wiersz troszeczkę z przymrużeniem oka i z własną melodią, jak piosenkę. I z większym dystansem - jak nie mój wiersz, tylko np. coś śpiewanego przez Ordonkę albo przez Edith Piaf - czy nie zaczyna Ci to brzmieć coraz bardziej ogólnie i uniwersalnie? ;-))) Oczywiście. Ale zawsze fajnie pogadać o wierszach i własnych upodobaniach. Nigdy nie mam o to pretensji, zapraszam serdecznie do rozmów, dużo mi dają, byle tylko nikt nie próbował mi niczego narzucać ani na siłę wmawiać swoich racji, a mojej indolencji. :-) Dzięki za ostrzeżenie. :-D Jak pisałam do Pana Białego, wiersz nie jest dedykowany nikomu konkretnemu i był pisany daaawno temu. Bardzo dziękuję. :-) Buddyzm to jedyna filozofia religijna, która jakoś do mnie przemawia. Ale i z nią nie identyfikuję się w całości i bezkrytycznie. Taki cholerny charakterek. ;-) Natomiast może rzeczywiście stworzę kiedyś peelkę-buddystkę, ale raczej satyryczną, niż na serio. Pozdrawiam również serdecznie.
-
Witam Białego Księcia w moich progach! :-) Tak, poezja jest między innymi po to, żeby wysublimować nadmiary różnych emocji - to dlatego tworzą ją ludzie nie całkiem zrównoważeni emocjonalnie - taka jest cena tworzenia każdej sztuki. :-) Nie mniej nie można oczywiście utożsamiać peelów z autorami. Moja peelka to nie ja, a wiersz nie jest adresowany do nikogo konkretnego. Zresztą pisany był z 15 lat temu, a teraz tylko trochę podrasowany. :-) Wiersze pisze się wtedy, kiedy nie jest się zanurzonym w osobistą sytuację liryczną, którą się opisuje - kiedy ma się dystans do przedstawianych sytuacji i uczuć, dystans do peelów. Nie da się dobrze pisać pod wpływem silnych emocji. Zresztą chyba wszyscy piszący jesteśmy tego świadomi. Pozdrawiam.
-
Magdo, dziękuję serdecznie za przemiły koment. Tak, wiem - nigdy się nie kończy: ledwie czegoś się doczekamy, dobijemy, dowalczymy, ledwie gdzieś nam się uda wdrapać i coś dla siebie uzyskać - a już nam znowu mało, już się okazuje, że to nie był szczyt, że jeszcze przed nami wiele do przejścia i chcemy znaaaaacznie więcej, aby móc być szczęśliwymi. Tak to jest... Życzę Ci, żeby klawiatura nigdy nie zardzewiała - pisz jak najwięcej, i niech Twoje czekanie zawsze przynosi coraz lepsze zdobycze. Buziaki. :-*
-
Witaj, Oliwko. Bardzo Ci dziękuję za przychylny komentarz oraz identyfikowanie się z Peelką. To miłe, kiedy ktoś w moich słowach odczuwa siebie - wtedy wiersz żyje. Pozdrawiam. :-)
-
Bardzo dziękuję za miły komentarz. Chyba wszyscy - świadomie lub mniej świadomie - przez całe życie czekamy na jakieś cuda. I czasami ich dostępujemy, choć nigdy w każdej dziedzinie życia. Pozdrawiam ciepło i życzę sukcesów w tym oczekiwaniu.
-
Ścięcie za niesłuszne myśli? Czy też apoteoza choroby psychicznej? Byłby fajny wiersz, gdyby go jeszcze dopracować. Czegoś tu brakuje.
-
He he! Fajnie to napisane. W takim renesansowym stylu. :-)
-
zbrodnia przeciwko mnie
Oxyvia odpowiedział(a) na M._Krzywak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Michale, doskonale rozumiem uczucia wyrażone w wierszu, ale - nie obraź się - jest on w moim odczuciu nieco infantylny. Za bardzo spontanicznie i bezpośrednio wyrażasz rozczarowanie ludźmi, ich niewdzięcznością i skłonnością do zdradzania swych dobrodziejów/bohaterów. Ludzie zawsze tacy byli i będą, taki jest tłum i każdy, kto "kiedyś był dobry" - czyli większość z nas - musiał się z tym zderzyć, oberwać za dobroć. Ale tak naprawdę dobrzy są ci, którzy nie zważają na to i dalej robią swoje, po prostu dlatego, że w tym widzą sens siebie, swoją wartość, usprawiedliwienie tego, że żyją, żrą, oddychają, zabierają sobą miejsce dla innego życia. Do takich ludzi należą np. Jurek Owsiak, Marek Kotański, ks. Jan Twardowski... Nie gniewaj się za szczerość. Pozdrawiam. Joa. -
Piękne. To jest to, co ja czuję i do czego ciągle tęsknię, co mi się śni po nocach i budzę się ze łzami, bo znów dokoła to gówniane miasto... wrócić chciałoby mi się tam wrócić rozkoszne słońce rozciągnąć na łące wtulić się w jego ciepło pulsujące oddychać jego jasnym oddechem drżącym świerszczami, dzwoniącym echem w jego ramionach pod niebem spać nic nie rozumieć i nie sądzić nie wiedzieć, nie mieć i nie błądzić kwiatem na polu kwitnąć z gromadą kwiatów polnych w zieleni trawy miękko zniknąć z rojem motyli wolnych wtopić się lekko w letnie południe złociście, wonnie i odludnie spokojnie, jasno i beztrosko za siódmą górą, siódmą wioską z ptakami coś dziecinnie nucić ech, chciałoby mi się tam wrócić
-
Znów mi źle, znowu czekam na kogoś, znowu myślę: może da znać o sobie? Może przyjdzie jakąkolwiek drogą? Może w jakikolwiek sposób coś mi powie? Dni mijają dostojnie i cicho, niewstrzymanie, jak wyspy lodowe; znów mi smutno i zmarzłam jak licho, darmo ci oddaję ciepło wielodniowe! A jednak czekam wytrwale na twe słowo, znów marzę niby-jawę i niby-różowość, a czas się toczy stalowo, ołowiowo... A potem z wolna cholera mnie bierze, myślę: znowu kochałam idiotę! Wypisuję na białym papierze moje myśli niesforne, myśli złote; a to złoto miało być tylko dla ciebie, ty kretynie nieczuły, chory, biedny! No i znowu mam świat tylko dla siebie, mój świat wielki, nikomu niepotrzebny! A jednak czekam niechcący na twe słowo, znów marzę niby-jawę i niby-różowość, a czas się toczy stalowo, ołowiowo... Dość już – myślę – nie będę już zwlekać! Skoro nikt nie chce mego czekania, skoro nikt na czekanie nie czeka, czas poskromić właściwość kochania! W środku domów wspaniale piętrowych są mieszkania jak wnętrza skamielin, czarna ciężkość zastępuje tam głowy – myśl zwęglona bezpiecznie, bez nadziei... A jednak czekam – za późno czy przedwcześnie? – znów marzę niby-jawę i niby-różowość, a wyczekiwać jest źle i boleśnie, a stokroć gorzej – nie czekać na nikogo.
-
O, to zupełnie tak samo, jak z Tobą! ;-P Wiesz, myśmy chyba urodzili się bliźniakami i tylko jakiś niesłychany przypadek rzucił nas w odmęty innych rodzin. Nie sądzisz? :-) Nasze biedne matki robiły, co mogły, a i tak wyrosło z nas to, co wyrosło: jakieś pomioty czarownic i diabłów, raptusy, paliwody, cholerycy, awanturnicy, do tego poeci i miłośnicy życia... (Mam pewien pomysł, o którym niebawem Ci napiszę, ale nie tutaj). No już się tak nie gorycz, Mareczku, przecież ja Cię lubię i wiesz o tym. :-) Oczywiście, że wszystko rozumiem i moich słów o "plagiacie" też nie należy brać tak strasznie na serio! Toż chyba znasz mnie trochę! Oczywiście, że czasem korespondujemy wierszami oraz że często inspirujemy się wzajemnie. Bardzo dobrze i oby to nigdy w nas nie wygasło! Tylko byłoby miło, gdybyś przy takich okazjach jak tutaj zaznaczał, że np. "Powyższy mój wiersz został zainspirowany utworem Oxyvii pt..." - byłoby miło i byłoby przeuczciwie. I tyle. Ale odwołałam!!! A kochasz mnie nadal? ;-) Bo ja Ciebie tak, Braciszku-Słoniku drogi... :-))) I dziękuję za kolejny prześliczny wiersz - "porcelanowy romans" podoba mi się szaleńczo i rozczulił mnie... Ach!... (Na serio, mimo błazeńskiej miny).
-
wydaje się, jakby to golizna była jakaś ważna. kiedy Kolumb odkrył Amerykę witali go nadzy ludzie i nie było męki na ich twarzach, wręcz przeciwnie, skoro żeglarze myśleli, że trafili do Raju. Wcale nie chodzi o goliznę. Ja na ten przykład bardzo lubię chodzić sobie nago, jeśli Cię to satysfakcjonuje. ;-) To tak samo, jakby powiedzieć o Twoim wierszu, że tutaj chodzi o przeklinanie - że jest to krytyka przekleństw. A przecież wiem, że sam klniesz jak szewc w swoich wierszach.
-
Z Dziadkiem też mogę napisać co się stało, bo ty poszedłeś dalej i tyle go widziałeś. Nigdy nie widzisz tego co jest w ludziach i co po nich zostaje choćby żyli 600 lat. Na pewno nie są to kalosze: Czego nie robi widok księżyca! Staruszek po sznurze wspiął się na kemping - miał ćwiartkę, gitarę, na głowie szlafmyca ze srebrnym pomponem od gwiazd do pasa, od lat do lata, ot, psiakrew - dość szaleństw! - mruczando siwe zaplótł na płotach, a kiedy księżyc pogłębiał fale umarł o świcie i z dachu spadł ciemnym powojem. To normalnie jest już plagiat w żywe oczy! Tego to już przemilczeć nie mogę!!! Wklejam fragment mojego wiersza, który od dawna jest na tym Forum: Lato, lato, nadszalone lato! Zwoje powojów wiją się na płotach [...] Szumi księżyc... Co? Księżyc? Szumi? Niemożliwe! To w sercu coś kołace na widok księżyca. O, lunatyk zasuwa przez kamping. Normalka. Ma pół litra, gitarę... tylko gdzie szlafmyca? Wszak nie księżyc go ciągnie, tylko ta tęsknota do lata, do lata, do szaleństw! I ten powój się wije jak wariat na płotach, i ten księżyc, co pogłębia morskie fale. Nie, no Stary, lubię Cię, ale tutaj to już przegiąłeś! Naprawdę... Buziaki, Straszny Łobuzie. Uważaj!... ;-)
-
E tam... Sarabanda jest dobra :) Dotknąć jej w sobie, znaczy poczuć co było (i będzie) po Tamtej stronie. Największa mordęga to nieśmiertelność i niemożliwe wtedy (wieczne) pragnienie śmierci. Pozdrawiam. To prawda, z tym się zgadzam w zupełności. Zresztą wiesz o tym.
-
No teraz to już nic nie rozumiem. A czym się różni twój "bohater w czasach pokoju" od moich dziewuch, ryczących po nocach w spodniach do półtyłków? A "moherów" też nie toleruję. Tak samo jak Ty. Też nie potrafię. Czegoś tu nie kapiszę.
-
Trup pod podogą.
Oxyvia odpowiedział(a) na Kamil Ostroga utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ha ha ha! Aaaaaaaaahahahahaha! Nie, no dawno się tak nie ubawiłam! Słuchajcie, zabieram oba wiersze razem, jako nierozerwalną całość artystyczną! :-D -
O, jaki piękny wiersz! Twoje najprostsze liryki są najcudowniejsze! Zawsze tak było! Te melodyjne, piosenkowe, pozornie naiwne, z nieoczekiwaną puentą lub refrenem, który nagle sięga tak głęboko w jakąś bezdenność, nieokreśloność, nieczasoprzestrzenność! Dziękuję! Sorki, że się znowu uniosłam. Nieuleczalna choroba: emocjonalność. Nadmierna zaangażowywalność w życie:-) Każdy ma prawo do własnych poglądów, a ja na tle "zblazowania w niemiłości" jestem przewrażliwiona, jak już pisałam. Po prostu za dużo słyszę o tym różnych bredni (ale to nie jest pite do Ciebie, naprawdę). Poza tym zgadzam się z tym, że rzadko pierwsza, szczenięca miłość bywa również ostatnią. To rzeczywiście rzadko spotykane i wcale niekonieczne do szczęścia. (Tyle, że ja tych szczenięcych miłostek nie nazywam miłością - może stąd całe nieporozumienie). A co do Gałczyńskiego i Murzynka... ;-))) Nie wiem, jak to tam było, wiem tylko, że żonę kochał bardzo. Niektórym ludziom to nie przeszkadza zażywać życia i przygód z innymi partnerami seksualnymi... Czy Gałczyńskiemu też nie - tego nie wiem i nie ma to dla mnie specjalnego znaczenia. (Ale podejrzewam, że kiedy był na spirycie, to nic mu nie przeszkadzało, bo ten "uduchawiacz" tak na niektórych działa; to jednak nie znaczy, że nie kochał żony). A Kirę znam osobiście, mieszka w Aninie i bywa na naszych imprezach w tamtejszej Bibliotece. Nigdy nic nie mówiła o żadnym Murzynku. Natomiast ma żal do ojca o wiele spraw, jak to dzieci do rodziców czy też w ogóle bliscy do bliskich; Konstanty był alkoholikiem, jak wiadomo, więc żywot z nim nie należał do łatwych. On zresztą dobrze wiedział o tym. Dzięki za odpowiedź. I pozdrowieństwa. Oxy. :-)
-
Ja znowu szczerze, cholera: "Sarabanda" mniej mnie się niż wiersze "pode spodem". Te "mi.osne" są Boskie! Hihihihihi! Zabrałam wszystkie, których nie miałam do tej pory! Bawię się świetnie! To się nazywają parodie z talentem! ;-DDD Ile Ty tego wytwarzasz dziennie???
-
Emilu, jak miło Cię tu widzieć! Dziękuję za przemiły, przeceniający mnie komentarz! I tę prześliczną strofę! Buziaki! :-) A już się bałam, że mnie porzuciłeś...
-
W pierwszym momencie - przyznam się - wiersz mnie zmroził wulgaryzmami, których ogólnie rzecz biorąc nie cierpię i których słyszę wokół siebie coraz więcej, na każdym kroku. Ale kiedy doczytałam do końca, stwierdziłam, że bez tych wulgaryzmów wiersz nie oddawałby atmosfery tego dzisiejszego "bohaterstwa" uliczników i ulicznic. A ciekawam w takim razie, co byś powiedział na to? dziewczęcość przełomu jest w tych nagich pępkach w tych dekoltach od latarni po pas w miniówach, w małych czarnych w zapleśniałych przekleństwach w wykrzyknikach oczu i barw jest w tym jakaś udręka w spodniach poniżej pasa koronkowych stringów na biodrach w niespełnieniu, w wulgarnych ochotach w szokowaniu kwikach i wrzaskach w całonocnych pod oknami rechotach jest rozpaczliwość jakaś i goła męka Pozdrawiam.
-
Miłość trwała jest nienormalna???!!! W życiu nie słyszałam większej i żałośniejszej bredni!!! Przesyłam kilka wierszy - nie moich! - na ten temat (bo jeśli podeprę się książkami psychologów, to znów usłyszę, że książkowa wiedza jest nieżyciowa, a życie mnie przerasta - czy coś w tym stylu). Moja pierwsza miłość Wtargnęła we mnie kwiatem, w purpurze talerzykowatej powabni, okolonej bielą korony płatków. Cudowność kwiatu wyrwała ze snu moje jestestwo, podniecający zapach - przyspieszył oddech. Owadom moich pragnień nie pozwolił zebrać z siebie wszystkich miododajnych pyłków. Czas - okrutnik postrącał kwiatu płatki i unicestwił woń. Na łodyżce pozostał szary czerep zasuszonych pręcików, przypominający kaktusa. Pielęgnuję tę odmianę kwiatu pieczołowicie. (Przez całe życie). Zbigniew Kurzyński (urodzony przed wojną, a wiersz napisał w ubiegłym roku) Szczęście dla P. T. [M. Roberts, Lacrymae rerum: W przyszłym tygodniu masz urodziny za rok pewnie już cię nie będzie] Być tą brzydką Angielką - chudą, podstarzałą, niezbyt dobrą poetką; mieszkać w letnim domu ze stygnącym mężczyzną (serce czy rak nerek - przyczyny nieistotne). Wnosić mu po schodach (wąskich, zawilgłych schodach) tacę ze śniadaniem i siebie. Pisać: "W przyszłym tygodniu - bzyk muchy - - masz urodziny - znowu - za rok pewnie - krzyczy z bólu - już cię nie będzie". Iść do niego. Głaskać. Leżeć z nim w wannie, płacząc. Patrzeć, teatralnie ale przecież prawdziwie, przez okno na drzewa. Mieć za sobą te lata, te listy, te flamy, znać numer kołnierzyka, buta, obwód głowy. Nie umieć się obejrzeć za innym mężczyzną. Używać tamtych zwrotów, pieszczotliwych imion. I udawać, że wcale nie jest gorszy w łóżku, mając w pamięci tyle miejsc, razów, sposobów: w hamaku, w soku z jagód, w pociągu pędzącym z Wenecji do Nicei, na biurku wydawcy, w bocznej salce muzeum. Przyjmować wizyty przyjaciół i lekarzy. Kręcić kogel-mogel. Nie móc udawać dalej i dalej udawać. Lecz nade wszystko wiedzieć, że wszystko, co było nie mogło, nie powinno być inaczej, z innym, gdzie indziej, kiedy indziej - to właśnie jest szczęście. Widziałeś całość. Teraz odchodzisz, powoli skubiąc liście z gałęzi. Ktoś zasłania lustro, ktoś dzwoni, ktoś rozmawia. Taca. Wanna. Łóżko. Jacek Dehnel (napisał ten wiersz o prawdziwych ludziach, "widział całość" na własne oczy). Wspomnienie Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła, To ty, to ty jesteś ta dziewczyna, która do mnie na ulicę wychodziła. Od twoich listów pachniało w sieni, gdym wracał zdyszany ze szkoły, a po ulicach w lekkiej jesieni fruwały za mną jasne anioły. Mimozami zwiędłość przypomina nieśmiertelnik żółty - październik. To ty, to ty, moja jedyna, przychodziłaś wieczorem do cukierni. Z przemodlenia, z przeomdlenia senny, w parku płakałem szeptanymi słowy. Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny, od mimozy złotej majowy. Ach czułymi, przemiłymi snami zasypiałem z nim gasnącym o poranku, w snach dawnymi bawiąc się wiosnami, jak tą złotą, jak tą wonną wiązanką. Julian Tuwim (napisał ten wiersz dla żony jako leciwy już człowiek) Już kocham cię tyle lat Już kocham cię tyle lat, na przemian w mroku i w śpiewie, może to już jest osiem lat, a może dziewięć - nie wiem. Splątało się, zmierzchło - gdzie ty, a gdzie ja, już nie wiem - i myślę w pół drogi, że tyś jest rewolta i klęska, i mgła, a ja to twe rzęsy i loki Konstanty Ildefons Gałczyński (dla żony, oczywiście) Wenus Żonie (1) Tobie grają wszystkie instrumenty, ciebie wiatr na ziemię z nieba przeniósł i ku oczom twym po ścieżkach krętych idę w dzień i w noc, o pani Wenus. (2) Tłumacząca wszystkie sny w sennikach, sekret wszystkich spotkań i zaręczyn, wszędzie jesteś: w kwiatach i w świecznikach, palcem tkniesz: i tańczy świat, i dźwięczy. (3) Po jarmarkach, zadymionych placach też przechodzisz, śmiejąc się i kwitnąc, ciągle cień twój odchodzi i wraca, w ręku chustkę trzymając błękitną. (4) Nawet ślepcy widzą cię nocami, głusi słyszą, chorzy wznoszą głowy, kiedy lekko stąpasz ulicami, gdy sprowadza cię wiatr południowy. (5) Każdą raną palec twój zabliźni, każda sprawa będzie rozwikłana. Z krzykim biegną ku tobie mężczyźni wylać gorzkie łzy na twych kolanach. (6) Świece im zapalasz. Przez ogrody wiedziesz ich, gdy śpią, nad złote rzeki i codzienne, takie ciężkie schody jakże im się znów wydają lekkie! (7) Wszystko zmienia się na twoje przyjście, kiedy pierścień twój zaświeci nocą: ptaki budzą się. I szumią liście. I na niebie srebrne gwiazdy wschodzą. (8) Więc dla ciebie, Wenus, tron w szkarłatach, rzeźba, wiersz, gramofonowa płyta i ten dźwięk na wszystkich mostach świata zakochanych, siedmiostrunnych gitar. (9) To dla ciebie, Wenus, na twą chwalą pory roku idą rząd za rzędem: wiosen szum, zim plecy białe, letnie góry i trąbki jesienne. (10) Bo ty jesteś ta, która w nas mieszka i prowadzi nas jak marsz weselny; bo ty jesteś śpiewająca ścieżka, krzyk ostatni i zachwyt śmiertelny. Znowu Konstanty Ildefons dla swojej jedynej Natalii. Siódme niebo (I) Zima była, gdy wysiadłem z autobusu i rzuciłem się w twoje ramiona, i twych włosów, twych wieczornych włosów ogarnęła mnie woń niezmierzona. Księżyc zniżył się, błysnął nad klamką, potem odszedł i wplątał się w drzewo. Pierścień nocy nad nami się zamknął i zaczęło się siódme niebo. (II) Choć godzina trochę późna, jeszcze świecą twoje okna, więc wołamy: - Hola, wpuść nas, wpuśćże nas, zielonooka - nie będziemy spać na dachu, otwórz drzwi i wprowadź w nocy w twe mieszkanie pełne ptaków, ryb w akwariach, świec płonących. Przelecimy przez pokoje wiatrem, walcem, tłumem szumnym, ozłocimy loki twoje dźwiękiem gitar siedmiostrunnych. (III) To było wieczorem w Europie, może w Holandii, może w Belgii, gwiazdy lśniły jak lampki na grobie i szumiał wiatr. Taki wielki. Bo już jesień grała, coraz szybciej, na akordeonie złotym i leciały nad dachami skrzypce, liście, klarnety i fagoty. A gdy deszcz bulwarami popłynął, zaczynała się chwila szalona. Bo na przedmieściu było male kino (i pamiętasz? - kasjerka Simona). I wieczorem każdym po ciemku - i wieczorem każdym jak requiem, z tulipanem czerwonym w ręku przez bulwary do ciebie biegłem. A tam było jasno w małym kinie... Ej, wesoło w kinie "Olimpia"! Piękny kwiat najpiękniejszej dziewczynie - to dla ciebie ten czerwony tulipan. Ja dla ciebie bym truciznę wypił, chcę być z tobą duszą i ciałem - l wyrzucali mnie z tej "Olimpii", bo za głośno o miłości krzyczałem. Ale raz, rozpaczy na przekór, przyszła noc najwyższa, natchniona. Coś się stało: cud w XX wieku - poszłaś ze mną ty, nie Simona. Wtedy dłoń twą wziąłem w dłonie moje, w oczach naszych wieczny blask zaświecił i przez świat obłąkany od wojen szliśmy razem jak dwoje dzieci. (IV) Ty jesteś najpiękniejsze zwierzęta, włosy twoje o świcie są modre, tyś wysoka jak bandera na okrętach, do oddechu twojego się modlę. Tobiem wszystkie zbudował instrumenty wszystkiem owoce zniósł, wszystkie kwiaty, ciebie ścigam przez wszystkie firmamenty, wszystkie światy, wszystkie klimaty. (V) Zadzwoniły zausznice z miedzi, zadzwoniły jak dzwony Bizancjum, wicher śnieżny za oknem zabredził nad Grenoblą, nad górzystą Francją. Na paznokciach twych, na włosów splotach, ptaki światła gubiły swe pióra. Nagle ptaki zgasły. Ciemnozłota nadciągała miłość jak chmura. To też Zielony Konstanty dla Srebrnej Natalii w niemłodym już wieku obojga (pisał przez całe życie tego rodzaju wiersze dla żony, jest ich mnóstwo; zawsze i wszędzie chadzali razem, nigdy osobno). Czy wszyscy ci poeci są według Ciebie nienormalni??? Bo kochali? Dlatego??? Salwador Dali i jego żona Gala bardzo się kochali i byli ze sobą namiętni przez całe życie, dopóki Gala nie umarła; wtedy Salwador przestał jeść, nie mógł, chociaż przez całe życie był smakoszem i znanym łakomczuchem - umarł z rozpaczy i głodu w niedługi czas po Gali. Ale cena się opłaciła. Giullietta Masina i Federico Fellini bardzo się kochali przez całe życie. Kiedy Federico zmarł, Giulietta przestała gdziekolwiek bywać i z kimkolwiek utrzymywać kontakty, a w niedługi czas potem odeszła za nim. Zazdroszczę jej. Wszystkim tym ludziom zazdroszczę. I nie czuję się z tego powodu nienormalna. Wprost przeciwnie! Znam też sporo kochających się małżeństw z autopsji, są wśród moich znajomych (jednym z nich jest małżeństwo Zbyszka Kurzyńskiego, którego wiersz przytoczyłam na szczycie). Tu na Orgu też jest kilka co najmniej osób, które bardzo kochają swoich współmałżonków od wielu lat. No tak, ale co tu gadać, kiedy ktoś, kto nie jest zdolny do takiego uczucia, i tak zawsze powie, że to niemożliwe, udawane albo wręcz nienormalne. :-) Jeśli naprawdę tak Ci się wydaje i nie mówisz tego przez czystą przekorę, to znaczy tylko tyle, że nie potrafisz kochać, nie rozwinąłeś w sobie zdolności takiego uczucia i nie znasz go. Tylko tyle. To denerwujące, ale to nie Twoja wina. :-)
-
Dzięki. Za dużo tu już postów, żebym miała siłę czytać wszystkie. :-)
-
Angello, prosimy o założenie działu konkursowego i podanie zasad techn
Oxyvia odpowiedział(a) na M._Krzywak utwór w Forum dyskusyjne o portalu
Popieram. Uważam, że wiersze jurorów powinny być oceniane na tych samych zasadach, co wiersze innych osób. Jeśli nie da się założyć blokady na głosowanie na własne wiersze, to może Angello ma możliwość sprawdzenia, kto oddał głos na dany wiersz? To się chyba da sprawdzić od strony Administratora? A jeśli się nie da, to proponuję, żeby głosowanie na wiersze jurorów było [u]jawne[/u] i odbyło się na końcu - po głosowaniu na wiersze pozajurorskie. Co Wy na to? -
Oxyvio, Jeśli mam jakiś talent (jeśli) to nie moja zasługa, przecież wiesz. Uśmiech dla Ciebie :) Masz NIESAMOWITY talent!!! I to niezupełnie prawda, że nie twoja zasługa. Nie wszyscy rozwijają swoje talenty, wielu ludzi marnuje zdolności, które im dała natura, i wtedy one 0 niepielęgnowane i niećwiczone - zamierają. A Ty się fantastycznie rozwinęłaś jako Poetka! gratulacje i czapki z głów!
-
Mój Boże, Alicjo, jak Ty to robisz??? Piszesz takie piękne i mądre wiersze, a potem na wiersze innych poetów odpowiadasz następnymi , jeszcze mądrzejszymi i piękniejszymi wierszami... Nie, no ja nigdy tak nie będę umieć... Powaga!!!