Gdybym zrozumiał co mam na myśli
i objął wszystko co knuje głowa
wysłałbym w wieczność sprawy krytyczne
bylebym kochał.
W swojej rozterce bytu nie topił
igrałbym z losem do góry spadał
a przez igielne ucho w zachwycie
nad wymiarowy pochód przesadzał.
I w swojej sile kruchość dostrzegam
i ramionami kreślę ósemki
bo choć mam jeszcze na czole diadem
to wyobraźnia podsuwa lęki.
Lecą korale z szyi się toczą
ich ciężar spada w przepastne tonie
mnie ulgi przynieść to już nie może
palce nie czują wyrwy w przełomie.
Któż pojąć może czym był różaniec
i te paciorki dni zapomniane
kiedy ja siedzę na dnie bogactwa
i zbyt donośne uciszam pianie.