Corleone 11
Mecenasi-
Postów
2 287 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
4
Treść opublikowana przez Corleone 11
-
Inne spojrzenie, część 123
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Somalija Tak podpowiedziały mi myśli. Okazało się, że trafnie 🙂👌... -
Inne spojrzenie, część 124
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Somalija Ojej ☺️ . Już przeczytałaś. Dzięki Ci bardzo. A co Ci przypomina "pogranicze natur" 🤔 ? Poświąteczne pozdrowienia. -
dla Belli - Lol! - powiedziałby Jezus, gdyby usłyszał o tym wszystkim, będąc wyłącznie człowiekiem. W dodatku mówiącym najczęściej po angielsku. Najprawdopodobniej pokręciłby też głową, dodawszy jeszcze "No, to absolutnie niewiarygodne!" Ale rzeczywisty Jezus, Wszechświat i mężczyzna w jednej postaci i w jednej osobie, w reakcji uśmiechnął się jedynie. I zmaterializował się - wbrew, jako się napisało - planetarnemu Wenus zwyczajowi w apartamentach oddanych do dyspozycji Belli i Mila przez królową po swoich dyplomatycznych negocjacjach z tą ostatnią. - Chcesz sama powiedzieć Milowi, o ile mi wiadomo - zwrócił się do Belli, po czym, zanim zniknął, spojrzał na swego padawana. - Na wszelki wypadek lepiej usiądź. Bella wzięła kolejny głęboki wdech. Mil, równie skoncentrowany jak przedtem, zauważył to natychmiast. - Querida, już siedzę - uśmiechnął się do żony. - I staram się być spokojny. Przeszła do rzeczy: - Pamiętasz - zaczęła tak powoli, jak przedtem Mil pytający Ją, co ma na myśli - jak doszedłeś jakiś czas temu do wniosku na podstawie zaobserwowanych moich duchowych możliwości, że staję się aniołem? Mówiąc trochę krócej: że zmienia mi się natura z materialnej w duchową? Miałeś rację i nie masz jej zarazem. - To znaczy? - teraz Mil zadał pytanie. Prawie zupełnie jak przedtem: z namysłem. Tyle, że jego niepokój po słowach żony był już znacznie niższy. - Nasze Baby-Bit, naszą Kruszynkę - uśmiechnąwszy się, użyła zestawienia angielskich słów, aby Milowi łatwiej było zrozumieć - poczęliśmy i cieleśnie, i duchowo zarazem. To po pierwsze. Po drugie: ponieważ jestem na pograniczu natur, co słusznie zauważyłeś i odnośnie do czego miałeś rację, nasze dziecko jest i dziewczynką, i małą aniołką. Ty powiedziałbyś "anieliczką" - uśmiechnęła się ponownie, tym razem zawstydzona. - Przepraszam cię... nie chcę się chwalić, a wygląda na to, że to robię... Po prostu na pewnym etapie rozwoju duchowego taka przemiana jest naturalna, chociaż jednocześnie wiąże się ze świadomą decyzją. Można ją powstrzymać. Można też zawrócić do kondycji wyłącznie ludzkiej... chociaż nie do końca * . Racji natomiast nie masz mniemając, że takie duchowe zdolności stanowią część procesu zmiany natury lub że wynikają wprost z bycia aniołem... aniołką. Nie: to po prostu wyższy poziom ludzkiej natury. Wyższe "ja", mówiąc najkrócej. - Ale o sobie, meu querido, powiedziałam aż nadto - odetchnęła po raz następny. - Poczęliśmy więc... anieliczkę - Bella powtórzyła słowo, zauważone w umyśle męża. - Nie pytam cię, czy jesteś na to gotowy. Bo wiem i czuję, że jesteś. Zresztą gdybyś nie był, nasza Kruszynka - tu Bella uśmiechnęła się matczynym uśmiechem - byłaby wyłącznie dziewczynką. Chociaż przewyższającą swoje rówieśniczki pod każdym względem. - Lol! - powiedział Mil, wciąż siedząc. I uśmiechnął się do Belli. - Kochanie: gdybym nie miał za żonę kobiety-anielicy, gdybym nie widział i nie doświadczył tego, co przy tobie widziałem i doświadczyłem, wtedy rzekłbym, że to wszystko jest naprawdę niewiarygodne... - Voce sabe, wiesz - odrzekła mu z kolejnym promiennym uśmiechem, siadając mu na kolanach, ujmując jego dłoń i kładąc sobie na brzuchu, jeszcze bardziej zaokrąglonym - wtedy przekonałyby cię Jej dotknięcia. I szybsze narodziny. I... - zamilkła, wyczuwając, że Mil jest zaskoczony jeszcze bardziej. - Szybsze... narodziny? - powtórzył. - Czyli... kiedy Ją powitamy? - spojrzał pytająco na żonę, a w oczach miał miłość. Podwójną. Zobaczyła to i śmiechnęła się jeszcze promienniej. - Meu unico, mój jedyny - odparła rozpromieniona czując, jak Jej duszę i serce wypełnia szczęście. Większe, niż kiedykolwiek podczas dwóch poprzednich, wspólnie przeżytych z nim wcieleń. - Trzy miesiące. Nie dłużej. Mil już chciał pokręcić głową z niedowierzaniem. Widząc i czując radość przepełniającą Bellę, powstrzymał się w ostatniej chwili. Myślą i słowami szybko wrócił do niedokończonego przez Nią zdania. - I...? - podjął z pytającym uśmiechem. - Zobaczysz - odwzajemniła uśmiech - jeszcze więcej niż to. Składając na ustach żony czuły - i czule oddany - pocałunek, poczuł kolejne delikatne dotknięcia na wewnętrznej stronie dłoni, wciąż spoczywającej na Jej brzuchu... Cdn. * Tą refleksją swobodnie nawiązuję do filmu pod tytułem "Miasto Aniołów". Voorhout, Środa po Wielkiej Nocy.
-
Inne spojrzenie, część 123
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Somalija Proszę Cię bardzo. Aga oczy i buzię ku słońcu wznosi, złote loki przeczesuje dłonią, rozanielona o przejażdżce myśli: czasie dzisiejszy, niech ona się ziści 😉 . Serdeczne pozdrowienia 🙂 . -
@Leszczym Słuchaj Michale :) :) - ano żebyś wiedział, iż rację masz :) . Dzięki za odpowiedź (: . Pozdrawiam Cię poświątecznie 🙂 .
-
Inne spojrzenie, część 123
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Wiesław J.K. Drogi Wiesławie 🙂 , oczywiście masz dużo racji 🙂 . Religia ta podaje wiele zasad, zaczerpniętych z dłużej (wcześniej) stniejących. Z judaizmu, jako że Jezus w sensie człowiek - nauczyciel poruszał się w kręgu kulturowym judaizmu właśnie. Ale, rzecz jasna, zasadniczo czerpał z Własnego, Boskiego Wnętrza/Światła. To zaś zakłada automatycznie ponadreligijność - i ponadkulturowość. Czyli czerpanie jednocześnie ze wszystkich innych źródeł, pochodzących przecież od Niego - Boga/Wszechświata/Pierwszego Źródła. Oczywiście, że wielu duchowych mędrców/mistyków/Oświeconych wyrosło w chrześcijańskim kręgu kulturowym. Oczywiste jest też, że intelektualnie/duchowo "poszli dalej". Przekroczyli ramy oparte częściej na "nie rób tego i tamtego", by uczyć zachętą i własnym przykładem. Nie zakazami, karą Bożą i straszeniem piekłem. O karach doczesnych tylko napomykając. Dla porządku przypomnę głoszenie nieprawdy o jednym życiu i utożsamienie Prawdziwego Boga z aroganckim Kosmitą. Kosmitą, o którym wspomina na samym początku tzw. Księga Rodzaju i o którym napisano w tzw. Księdze Wyjścia. O czym rozmawialiśmy i o czym napisałem w jednym z rozdziałów. Dziękuję Ci wielce 🙂 za odwiedziny, czytanie, komentarz i za czekanie "na odcinek 124" 🙂 . Miło mi było Cię gościć po raz kolejny 🙂 . Poświąteczne pozdrowienia. Ago 🙂 , Tobie również wielkie dzięki za wizytę 🙂 . Pozdrawiam Cię poświątecznie 🙂 . -
@Leszczym Leszczymowe Chwili Powiastką Zatrzymanie 🙂 . A więc do pubu - przepraszam, baru 😂😂 . Na ławę siąść i coś zacnego zamówić 😉 😂😂 . Świąteczne pozdrowienia 🙂 .
-
dla Belli -Querida, Kochanie... - tyleż zaskoczony, ileż oszołomiony Mil z niejakim trudem formułował i wypowiadał słowa. - Nie wiem, co powiedzieć... Czuję się... zawstydzony i zarazem tak bardzo szczęśliwy... - Nie wstydź się, meu querido, mój ukochany - szepnęła Bella, przytulając się doń. - Eu sei, wiem, że nie rozmawialiśmy o tym... zresztą o wielu sprawach nie zdążyliśmy jeszcze porozmawiać. Ale voce sabe, wiesz, że w poprzednich małżeństwach nie doczekaliśmy się dzieci. Teraz wiesz także, iż stało się tak nie przez przypadek... - Tak zaplanowaliśmy nasze wcielenia? - domyślił się Mil. - A podówczas byłem zbyt mało świadomy, by znać tę prawdę... Przyznaj - spojrzał Belli głębiej w oczy - ale ty wiedziałaś o tym wcześniej? - Wcześniej niż ty, ale w obecnym wcieleniu i w tym naszym pierwszym: tak - odrzekła. - W naszym sprzed około wieku nie. Będąc Indianką, miałam dostęp do naturalnej wiedzy, a potem, sam wiesz: wychowanie w religii chrześcijańskiej uwstecznia, odrywając od wiedzy przodków i starając się powstrzymać duchowe przebudzenie. A w następstwie tego prawdziwy duchowy rozwój. - Ty zaś - kontynuowała - w czasie naszej pierwszej wspólnej drogi byłeś zbyt przywiązany do wiary, w której cię wychowano. Wszystko, co od niej odstawało lub było z nią sprzeczne, uznawałeś za diabelskie, a w najlepszym razie lekceważyłeś jako miejscowy zabobon... Ale nie krytykuję cię: ze mną podczas naszej drugiej wspólnej drogi bywało nie lepiej, a poza tym tak sobie wybraliśmy. - No dobrze - Mil zawrócił myślą do teraźniejszości i, ucałowawszy czule żonę, uśmiechnął się i pogłaskał ostrożnie jej brzuch. Już odrobinkę zaokrąglony, tak mu się w każdym razie w tej chwili wydało. Natychmiast poczuł, jak pochodząca od Nich Obojga Kruszynka zareagowała. Wrażenie dotknięć z wnętrza ciała jego żony było teraz wyraźnie silniejsze. Nagle przyszła mu myśl: a może to nie tylko z wnętrza ciała, ale... z wnętrza duszy? - Zastanowił się: ale czy to w ogóle możliwe? Zadziwiony tymi myślami, patrzył na brzuch Belli i dotykającą go własną dłoń, nie podnosząc wzroku. - Sim, tak: to możliwe - usłyszał i podniósł spojrzenie na Jej śliczną buzię. Uśmiechała się, promieniejąc radością. - Claro que sim, oczywiście że tak. To możliwe. Jak właśnie widzisz. Jak widzimy i doświadczamy oboje - uśmiechnęła się po raz kolejny. Ten uśmiech wydał się Milowi bardziej wdzięczny niż każdy z poprzednich. Znów poczuł się zaskoczony: i tym wrażeniem, i tą myślą. Odczuwając na powierzchni wewnętrznej strony dłoni kolejne dotknięcia, przenosił zadziwione spojrzenie z rozświetlonej uśmiechem twarzy Belli na swoją dłoń, wciąż spoczywającą na Jej brzuchu. I z powrotem. Dotknięcia Istotki przeniosły się teraz na końce jego palców. Czuł je tam, jakby przenosiła dotyk z palca na palec... jakby je licząc i jakby bawiąc się tą czynnością. Znów podniósł spojrzenie na twarz żony. Jej uśmiech wyraźnie się zmienił - pomyślał. - To nie jest tylko moje wrażenie. Czy ona to wie? - przyszła mu do głowy kolejna myśl. - Pewnie, że wiem - powiedziała, czytając jego podekscytowane myśli. - Jak mogłabym nie wiedzieć? Ale chyba nie powinieneś być zdziwiony... przecież raduję się ogromnie z bycia mamą. No i nasza Kruszynka też wpływa na mnie, jak widzisz. - To będzie dziewczynka, prawda? - zapytał, zobaczywszy nagle we własnych myślach kształt, przypominający malutkie, ale w pełni uformowane, zdrowe dziecko. - Mmm... - zawahała się. - Można tak powiedzieć. Spojrzał na żonę, nagle bardzo zaniepokojony. - Można tak powiedzieć? - zapytał powoli. - Co masz na myśli? Zawahała się ponownie. Patrząc Jej w oczy widział coś, co nie do końca potrafił zidentyfikować. Jakby przesuwające się myśli stały się nagle dlań dostrzegalne w postaci błysków, trwających krócej niż jedną sekundę. Próbowała się uśmiechnąć, dostrzegał to wyraźnie. Były dlań dostrzegalne tak samo jak niepokój, z którym się mierzyła: jak mu powiedzieć? I czy w ogóle powiedzieć? Ale przecież nie mogła milczeć... Ani go zbyć. Nie uwierzyłby: widziała to i czuła. Wyraźnie. Poza tym ta sprawa - o ile można byłoby tu użyć tych słów - była zbyt poważna. Wzięła głęboki wdech. Ledwie zauważalnie, ale Mil, patrząc teraz ze skupioną maksymalnie uwagą, nie mógłby go przeoczyć. - Niezupełnie. Cdn. Voorhout, Poniedziałek po Wielkiej Nocy 2023. ,
-
Inne spojrzenie, część 122
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Nieźle to ujęłaś 😂😂😂 . Ale wybacz, że zadam pytanie o dwukropek i cudzysłów 😳 . Słusznym wydał mi się w obecnej sytuacji i z taką wspólną przeszłością, ślub po raz trzeci 🙂 . Zresztą, cytując Christmasa/Johna Stathama z "Niezniszczalnych 2", "Kto by nie chciał takiej żony?" Jeszcze nie wiem, "dlaczego żony Jezusa nie mają potomstwa". Przemyślę ten wątek. Bardzo Ci dziękuję za sugestię 🙂 . Świąteczne pozdrowienia 🙂 . -
Inne spojrzenie, część 122
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Wiesław J.K. Drogi Wiesławie 🙂 , spodziewałem się takiego skojarzenia. Jednak Amazonki to wojowniczki, prawda? A powyżej mowa o społeczności żyjącej w pokoju i ukrytej przed oczami wojowniczych Ziemian. Ale znanej osobom wyższej świadomości, jak Bella. Ponadto, jak słusznie zauważył John Gray, kobiety są z Wenus. Dziękując Ci bardzo za wizytę i czytanie, pozdrawiam Cię świątecznie 🙂 . -
dla Belli - Nie jestem tradycjonalistką - powiedziała Bella, wtulona w Mila po porannych czułościach - mas eu quero a boda, ale chcę ślubu. Pamiętasz na pewno łacińskie przysłowie mówiące, że Tres faciunt collegium. Czyli, w wolnym tłumaczeniu, "Do trzech razy sztuka". - Wiem, mówiłeś - podjęła, wciąż spoglądając nań z wyczekującym uśmiechem - że wolisz dotrzymać, niż obiecywać. Mimo to proszę: zgódź się. Czy jedno drugiemu przeszkadza? - No nie wiem... - Mil pokręcił głową z udawanym wahaniem. - Muszę się zastanowić. - Ah voce, ach ty! - Bella udała, że przybiera zawiedzioną minę. - No wiesz... - No właśnie wiem - uśmiechnął się, by odgonić cień smutku, który wyczuł, że skrada się do Jej duszy - że się zgadzam. Chcesz wybrać miejsce, prawda? I świadków? Pocałowała go czule, uśmiechnąwszy się. I promieniejąc jak mała dziewczynka, rozradowana prezentem. - Exatamente eu sei, no właśnie wiem - Bella użyła tych samych, co Mil przed chwilą, słów. - Moją mamę i siostrę, acordo, zgoda? Sprowadzę je stamtąd, gdzie mieszkają, specjalnie na tę okoliczność. Ale się ucieszą! - zaśmiała się radośnie. - Ach, więc wiedzą o wszystkim - zrozumiał Mil. - Sim, tak - wiedzą - spoważniała. - Mają na tyle otwarte umysły, by móc przyjąć prawdę o przeszłości. Mojej, naszej wspólnej, i oczywiście także swojej. Wiesz, są doświadczonymi duszami, towarzyszącymi mi od dawna. A ty, meu querido Mil, mój kochany Milu, kogo chciałbyś jako świadka? - Mistrz będzie tu najbardziej odpowiednią osobą - odrzekł. - Znaczy Jezus - dodał. - Zgadzasz się? Przytaknęła. - A jakie miejsce wybierzesz? - wrócił myślą do poruszonej wcześniej kwestii. - Co powiesz na Wenus, planetę kobiet? - odparła pytaniem. * * * Ślubna uroczystość przebiegła tak, jak powinna - bardzo radośnie, a zarazem bardzo spokojnie. Rozemocjonowana Bella co rusz ocierała łzy. Jej mama i siostra też były podobnie wzruszone. Za to Mil, jakby dla energetycznej równowagi, był bardzo opanowany. - Zupełnie jak podczas naszych dwóch poprzednich ślubów - przypomniała sobie Bella analogiczne wydarzenia sprzed ponad pięciuset lat i sprzed około stulecia. - Wtedy też jakby wygasił w sobie wszystkie emocje... A przecież był i jest uczuciowy... czasami nawet bardzo. To w gruncie rzeczy doskonale - stwierdziła. - Nie chciałabym go, gdyby był lub stał się inny... * * * Na miejsce nocy poślubnej wybrała Bella pałac wenusjańskiej królowej. Co prawda, sprawa wymagała przeprowadzenia przez Jezusa delikatnie dyplomatycznej interwencji. Bowiem rzeczona władczyni, powodowana nie tyle kobiecą dumą - a w jej przypadku jednocześnie królewską - ile przestrzeganym od zarania miejscowej społeczności zwyczajem, który z racji wielowiekowości przekształcił się w niepisane prawo - nie chciała zgodzić się na obecność jakiegokolwiek mężczyzny na planecie, a więc także i w jej własnym pałacu. Z obecnością Jezusa była inna sprawa, tu z oczywistych powodów ustąpić musiała. Chociaż z drugiej strony początkowo kręciła nosem uważając, że Jego bóstwo Jego bóstwem, a zwyczaj jej planety zwyczajem jej planety. Włącznie, rzecz jasna, z pałacem, stanowiącym jej osobistą przestrzeń. W końcu, rozumowała, od kogo jak od kogo, ale od Boga można w końcu spodziewać się zrozumienia. I oczekiwać akceptacji oraz wymagać szacunku. Dla społeczności, składającej się wyłącznie z kobiet i dla wspomnianego już miejscowego zwyczaju. * * * - Czujesz? - zapytała Bella w chwilę po tym, jak kolejne uniesienie Ich kolejnej poślubnej nocy dobiegło końca. Poziom doznawanych własnych emocji - i odczuwanych przecież przez Nią uczuć Mila, tak fizycznie, jak duchowo - nie wpływał na wysoką samoświadomość, płynącą z poziomu duchowego rozwoju, na którym się znajdowała. Która pozwalała Jej natychmiast identyfikować procesy, zachodzące w Jej ciele. Zarówno w wymiarze intelektualnym, jak i ponadzmysłowym. - Czujesz? - powtórzyła widząc, że nie czuje. Z uśmiechem ujęła jego dłoń i położyła sobie na brzuchu. Zrozumiał od razu czując, jakby coś z Jej wnętrza próbowało dotknąć nieśmiało i ostrożnie jego dłoni. Mimo to popatrzył na żonę spojrzeniem pełnym niedowierzaniem. - Tak - potwierdziła z uśmiechem. Oszołomiony Mil przez dobrych kilka minut nie potrafił powiedzieć nawet słowa... Cdn. Voorhout, Wielka Noc 2023
-
Inne spojrzenie, część 121
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Drogi Wiesławie 🙂 , dzięki Ci wielce za wizytę i czytanie. Miło mi cieszyć się Twoim czytelniczym uznaniem 🙂 . Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 . -
Inne spojrzenie, część 121
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Te rumieńce wywołało chyba zdanie o zalotnym uśmiechu do Olega 🤔 😂😂 ... Brat dziękuje również ☺️ ... -
Inne spojrzenie, część 121
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Cieszę się 🙂 , że spodobał Ci się rozdział o Tobie samej 😂😂😂 . Dzięki wielkie za odwiedziny i czytanie 🙂 . Dobrej nocy 🙂 . -
dla Siostry Oleg nie pozwolił pytaniu zawisnąć w przestrzeni pomiędzy nim a Soą. Odpowiedział natychmiast. - Pani Soo - rzekł, uśmiechnąwszy się do niej uprzednio - to w dużej mierze zależy od poziomu twoich uczuć. - Celowo nie użył słowa "głębia" czując, że jej emocje dopiero rozkwitają i że sama nie jest pewna, czego chciałaby. Wyczuwając zarazem jej wewnętrzny niepokój i płynące zeń wahanie. - Proponuję dać sobie jeszcze trochę czasu, by poznać się bliżej. Aby wzajemne zaangażowanie - Oleg znów się uśmiechnął - wzrastało spokojnie. Podszedł bliżej, ujął dłoń Soi i ucałował ją z galanterią. - Nie wykluczam niczego - podjął po chwili, nadal trzymając jej dłoń - ale wskazane jest, droga pani, abyś była naprawdę pewną swoich pragnień i zamiarów. Oraz decyzji. Pośpiech zatem - udał taktownie, że nie zauważył rumieńców na twarzy Soi - jest tu niewskazany. Soa zarumieniła się jeszcze bardziej. - Panie Olegu, to prawda... - z pewnym trudem formowała myśli w słowa zrozumiawszy, że widzi on całe jej wnętrze jak na dłoni. - Podobacie mi się jako mężczyzna... nawet bardzo. Także... także fizycznie. Wasz spokój i wasza wiedza, także ta duchowa, są imponujące. I... - zawahała się, nie chcąc pomyśleć i powiedzieć za dużo. - I wasze stanowisko na książęcym dworze... i związane z nim władza i odpowiedzialność. Chciałabym kogoś takiego... takiego jak wy - szczerość i otwartość Starszego ułatwiły jej przedstawianie własnych pragnień. - Kogoś, z kim ułożyłabym sobie życie... spokojne i szczęśliwe... - spuściła wzrok, niepewna, czy jednak nie powiedziała zbyt wiele. - Z kimś, kto mnie będzie kochał, rozumiał, akceptował i dzielił pasje... te mniejsze i te większe - dopowiedziała po chwili. Starszy milczał przez chwilę, rozważając w duchu i w umyśle to, co usłyszał. - Wszystko ma swoją drugą stronę - zaczął powoli. - Innymi słowy: zawsze jest coś za coś, jak, o ile już mi wiadomo, mówi się, pani Soo, potocznie w twoich czasach. - Też chciałbym dzielić życie z kimś, kto będzie mnie kochał i rozumiał, a więc i akceptował. Za akceptacją idzie, tak sądzę przynajmniej, stałość. Wydaje mi się właściwe udzielić z ową damą sobie wzajemnie ślubu. Jako wyrazu wolnej woli i uczuć, a więc dobrowolnego i świadomego wzajemnego zobowiązania. Uczuciowego i życiowego. Absolutnie nie jako ograniczenia, miłość bowiem - kończył myśl - otwiera nas, nie zamyka. Tworzy nowe przestrzenie, wokół nas i dla nas. Pani Soo - z uśmiechem ujął jej drugą dłoń - co o tym sądzicie? Zgodzicie się ze mną? - Wybaczcie, panie Olegu... - zawahała się Soa. - Nie jestem pewna... Stały związek kojarzy mi się z uczuciem, które na początku nas uskrzydla. Potem przyzwyczajamy się do siebie... do codzienności, ciągle takiej samej... Po jakimś czasie, dłuższym lub krótszym, wszystko staje się coraz mniej fascynujące, a coraz bardziej zwyczajne... powszednieje i mrocznieje. - Ależ, pani Soo - Oleg zaoponował ze spokojem, gdy skończyła. - Bywa tak, to prawda. Ale nie zawsze. Wystarczy spojrzeć - skorzystał z najlepiej znanego sobie przykładu - na naszą księżnę i księcia. Wciąż są w sobie zakochani tak samo jak w dniach poprzedzających ich ślub. Tak samo jak w dniu, w którym go sobie udzielili. Pamiętam ten dzień - przymknął oczy, wracając myślami do wspomnień. - Zaczynałem wtedy służbę jako dworzanin... Soa słuchała z zainteresowaniem, jak Oleg opowiadał. Podobał jej także sposób, w jaki mówił: z namysłem i spokojnie. Podobał jej się także głos mówiącego; usiłowała określić go jednym słowem, ale żadne z dobieranych nie pasowało. - Jest taki magiczny... - uznała w końcu ten wyraz za najbardziej odpowiedni. - Panie Olegu - zwróciła się doń, gdy zakończył opowieść. - W waszych słowach jest bardzo wiele racji... Nie mogę zaprzeczyć, księżna i książę są w sobie zakochani... nawet bardzo... Tak. Ale moje doświadczenia... - Też widziałem różne sytuacje na dworze książęcym... - rozpoczął Oleg, zyskawszy pewność, że jego towarzyszka i rozmówczyni chce już nic dodać. - Bywało, że negatywne emocje dochodziły zbytnio do głosu i zbyt kierowały ludzkim postępowaniem. Ale to człowiek powinien kierować swymi emocjami, a przynajmniej je kontrolować... czuwać nad nimi i panować nad sobą. Pani, nic zresztą to nowego dla ciebie, znasz wszak nauki swego mistrza - uśmiechnął się. - Przecież On sam stanowi doskonały przykład, jak cudowną może być - ba, jest! - prawdziwa miłość. I nie tylko On, Jego żony również. W końcu są z Nim naprawdę długo, pozostając naprawdę szczęśliwe... Pani Soo, zgodzisz się ze mną? - Istotnie, trudno się nie zgodzić... - odrzekła powoli. - Ale to Mistrz Mistrzów i Mąż Nad Mężami... doskonały. - Oj, Pani Soo - zaśmiał się Oleg. - To prawda. Ale Jego światło i oddziaływanie są dostępne dla każdego z nas. Dla wszystkich. Ty zaś pozostajesz w Jego bezpośredniej bliskości, w kręgu treści Jego nauk i w polu działania Jego Mocy. Nic, tylko korzystać. Wierzyć i brać przykład. I... - zrobił przerwę po ostatnich słowach, by Soa łatwiej i lepiej je zapamiętała. - I...? - podjęła, zalotnie uśmiechnąwszy się do niego. - Trzeba się starać. * Cdn. * Zacytowałem owo zdanie trochę przewrotnie, pochodzi ono bowiem z rozmowy czarodziejki Fringilli z Geraltem, w ostatnim tomie"Sagi o Wiedźminie". Domysł, dlaczego "przewrotnie", pozostawiam Twojej, drogi Czytelniku, inteligencji. Voorhout, 08.04.2023
-
Inne spojrzenie, część 120
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Drogi Wiesławie 🙂 , cieszę się bardzo z Twojego uznania 🙂 . Dziękuję Ci wielce za odwiedziny i czytanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia. -
Inne spojrzenie, część 120
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Somalija Taki był zamysł ☺️ . Dzięki Ci wielce za czytelniczą wizytę i komentarz 🙂 . Serdeczne pozdrowienia. -
- dla Belli Gdy na Ten Pierwszy Raz od blisko stulecia Ich - odpowiednio długie - Wzajemne Nieprzestawanie dobiegło końca, Bella raz kolejny spojrzała Milowi w oczy. Głęboko. Bardzo. Z uśmiechem, mającym złagodzić wrażenie duchowego prześwietlania. Czuła, znając go przecież dobrze, że nie będzie miał takiego. Ale powodowana swoją wysokowrażliwością nie chciała, żeby je odniósł. Wzięła głęboki wdech. - Nie zawiedziesz mnie, prawda? - szepnęła. - Powiedz, że nie. - Nie chcę zapewniać - odszepnął w odpowiedzi, uśmiechnąwszy się na Jej spojrzenie. - Chcę dotrzymać. Wreszcie. Po prostu. Uśmiechnęła się ponownie i położyła obok niego tak, jak lubiła: przytulona, obejmując go lewą ręką. I z nogą na jego nogach. Przygarnął Ją do siebie. Wcześniej dotknęła bransoletki z Jej znakiem Zodiaku, którą miał na lewym nadgarstku i zatrzymała na niej palec. - Bardzo mi miło, że ją nosisz - powiedziała cicho. - Zostawiam ci na niej cząstkę mojej energii. Uśmiechnął się, czując duchowe ni to pulsowanie, ni to głaskanie. - Dziękuję ci, minha Querida - przygarnął Ją do siebie jeszcze bliżej. . Westchnęła i obróciła głowę, by znów spojrzeć w głąb jego "ja", po Raz Trzeci połączonego z Nią w "my". Chociaż od dawien dawna było ono arozerwalne. - Jesteś znowu mój, chociaż zawsze byłeś - szepnęła. - A ja twoja. Pocałowała go czule i wtuliła się weń ponownie. - Proszę... - ledwie usłyszał Jej cichutki szept. - Nie zawiedź... Zasnęli w dokładnie tej samej chwili. Otoczeni miękko i łagodnie przywróconą Jednością. Która nigdy przestała istnieć, odkąd Ich podwójne "ja" stało się pojedynczym "my". Śnili o sobie wzajemnie. Pierwszy od dawien dawna Wspólny Sen trwał i trwał, mając najmniejszy z możliwych zamiar, by szybko się zakończyć. Tak samo jak Ich Pierwsza od dawien dawna Wspólna Noc, ciesząca się Ich spokojem oprócz własnego trwania. - Śnijcie o sobie, tak... - szeptał Sen. - Wreszcie mogę cieszyć się waszym spokojem... - uśmiechała się Noc. Spali więc spokojnie i spokojnie śnili. Odzyskawszy siebie, chociaż przecież, jako rzekło się wcześniej, nigdy siebie stracili. Cdn. Voorhout, 06.04.2023
-
Inne spojrzenie, część 119
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Wiesław J.K. Wiesławie 🙂 , serdecznie Ci dziękuję za wizytę. Tak, masz rację: właśnie o Znaczenia chodzi. O Treść. I żebyś, jako Czytelnik, podążał myślą i wyobraźnią za słowami 🙂 . Przedświąteczne pozdrowienia 🙂 . @Somalija Siostrzyczko 🙂 , Taki Komentarz jest Prawdziwym Komplementem (dla brata-autora) ☺️ . Dziękuję Ci ogromnie ☺️ . Serdeczne pozdrowienia 🙂 . -
Inne spojrzenie, część 119
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Dzięki Ci, Siostrzyczko 🙂 . Za kolejne odwiedziny, czytanie i uznanie. Nsdstaw policzki 😙😙 . Dobrej Środy 🙂 . -
- dla Belli Gdy Ich nigdy utracona Jedność powróciła, świat zatrzymał się. Wszystkie dusze, obecne we wszelkich żyjących jego Przestrzeniach i powodujące, iż postępował naprzód, rozwijał się, budził i zasypiał - zastygły. Zamarły w duchowym poruszeniu na małą, króciuteńką chwilę. A gdy znów przystąpiły do utrzymywania wszystkich naraz przestrzeni świata i jednocześnie każdej spośród nich z osobna w samopostępie - świat znów zaczął istnieć. Lecz istniał już zupełnie inaczej i było to oczywiste. Tym samym zauważalne dla wszystkich wspomnianych uprzednio dusz. Zauważalne nawet dla tych, które wolały świat pełen cieni: oparty na ich własnym uporze i przezeń kierowany. - Bella... - Milu... Świat jaśniał, gdy Ich nigdy utracona Jedność wstępowała na coraz wyższe poziomy. Połyskiwał od szeptu do szeptu i od dotyku do dotyku. Błyszczał przez czułość, delikatność i pocałunki. Przez splątanie się dusz - Ich dusz - które dawno osiągnęły Wspólność i które nigdy ją straciły. - Bellu. - Mil... Czas zapomniał, że istnieje i odszedł, sam nie wiedząc, dokąd. Ani po co. Ani w jakim celu. Właściwie dobrze zrobił, bo przecież do czego mógłby Im być potrzebny? Tego nie wiedział nawet on sam. Ale Oni znali odpowiedź. - Bellu... - Milu. Szczęście, spowodowane Wspólnym Znalezieniem się poza czasoprzestrzenią, zagarnialo w coraz szybszym tempie coraz większe połacie Wszechświata. Mrok ustępował, drżąc. Światło z minuty na minutę odzyskiwało pewność siebie. Chociaż nigdy ją straciło, mając ją w sobie zawsze z racji swojej natury. Mimo tego, że czas przestał dla nich istnieć. Uśmiech i Jasność dotarły w końcu aż na krańce Wieczności. I aż do granic Kosmosu. - Czujesz?... - Przecież wiesz. - Wiem... tak tylko pytam. Tę Chwilę, chociaż czas nie istniał, Oni zapamiętają Na Zawsze. Nawet, gdyby - chociaż to Absolutnie Niemożliwe - WszechPrzestrzeń zapomniała. Ale zapamięta - również na zawsze. - Milu?... Jej uśmiech, taki sam pięć stuleci temu, wiek dawniej i teraz, taki sam tam i tu, równie łagodny i pełen miłości, mówił promiennie sam za siebie. - Czuję. Nie ma czegoś takiego jak raj utracony. Szczęście zawsze wraca, jeśli wcześniej istniało. - Bella...? - Nie przestawaj. Cdn. Voorhout, 05.04.2023
-
Inne spojrzenie, część 118
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Masz rację, w rzeczy samej 🙂 . Zwyczajowo użyłem przyjętej w języku nazwy ☺️ . Dzięki Ci wielce, Siostrzyczko 🙂 . -
Inne spojrzenie, część 118
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Somalija Siostrzyczko 🙂 , odmieniam w ten sposób, ponieważ "Bella" jest zdrobnieniem od "Izabela". "Bellu" stanowi tu prawidłową formę wołacza, tak samo jak "Kwiatku" czy "Kotku". Wiesz o miłości więcej, niż myślisz 🙂 . Pozdrowionka. -
Inne spojrzenie, część 118
Corleone 11 odpowiedział(a) na Corleone 11 utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@Wiesław J.K. Drogi Wiesławie 🙂 , co za pomysł... 🙄 Zacząłem tyle wątków, rozbudzając ciekawość Twoją i innych czytelników. To ABSOLUTNIE NIEMOŻLIWE. Powyższy rozdział przedstawia Szczęśliwe Zakończenie - ale w znaczeniu wybaczenia i akceptacji. Miłość, która zaczęła się pięćset lat temu, przetrwała. Mało tego - idzie dalej. To Spotkanie, zamykające przeszłość, zarazem otwiera przyszłość. Dzięki Ci bardzo za literacką wizytę, czytanie i komentarz 🙂 . Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 . -
Mięso (nagranie z dziwnych kaset)
Corleone 11 odpowiedział(a) na WiatrŚwietlny utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@WiatrŚwietlny Wietrze 🙂 . Pierwszą uwagą w odpowiedzi będzie podkreślenie STARANNOŚCI w pisaniu. Drugą - wymieniona przez Ciebie realistyczność. Trzeba - i to bardzo - abyś jako autor uprzednio wyobrażał sobie sceny, które chcesz przedstawić. Ponieważ piszesz i dla siebie, i dla czytelników. A oni, prowadzeni Twoimi słowami, sceny te będą sobie wyobrażać. Wspaniale, że lubisz zabawę językiem: pisanie jest Frajdą Samą W Sobie. Im wyższych lotów, tym większą. Horacy powiedział, że "Poetom i malarzom wolno ważyć się na wszystko". Ale to Ty masz za zadanie być swoim pierwszym czytelnikiem i surowym krytykiem. Jeśli Tobie podoba się to, co napisałeś, wtedy bardzo możliwe, że Twoim czytelnikom spodoba się również. Zacząwszy istotnymi uwagami, takąż zakończę. Dbaj o swoją energię i wibracje, wtedy Twoje pisanie będzie coraz lepsze. Używanie wulgaryzmów obniża wspomniane, przez co wpływa i na Ciebie, i na jakość - kulturalny poziom - tekstu. Dziękuję Ci za cierpliwość 🙂 i serdecznie pozdrawiam.