Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corleone 11

Mecenasi
  • Postów

    2 287
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    4

Treść opublikowana przez Corleone 11

  1. Ja pamiętam, stąd nawiązanie. Ale opisu z dzieła Jane Rowling nie pamiętam - najprawdopodobniej dlatego, że przeczytałem je tylko raz, książka za książką, i miało to miejsce dość dawno 😉 . Twój nick ma związek z mandragorą? Znaczy, powinienem zacząć bać się Ciebie, skoro jesteś "Som(e) al me/mandragora" 😂😂😂 ... Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Dobrej nocy 🙂 .
  2. @Somalija @Somalija W którym miejscu ten opis jest przerażający? To, że krzykiem mogą wywołać omdlenie nie jest przecież straszne. Ani to, że wywar z mandragor cofa proces petryfikacji. W "Wiedźminie" Mistrza Andrzeja mandragora jest przedstawiona jako o wiele gorsza: trująca jako sok i porażająca centralny układ nerwowy w postaci lotnej jako opar.
  3. @Somalija Dokończyłem, tak 🙂 . Ale dlaczego się boisz? Przecież znając właściwości danej rośliny wystarczy uważać.
  4. @Somalija Właśnie dokończyłem rozdział 🤪 . Stosowania czarów przez Siostrzyczkę brat mógł się domyślić 😉 😂😂😂 . Ale chyba już nie boisz się mandragor, prawda? Dzięki za czytanie i uznanie 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  5. - dla Siostry - Ach, więc tak wyglądają żywe mandragory! - zachwyciła się Soa, mogąc je podotykać, zapoznawszy się i przywitawszy z panią Sprout. - Wreszcie mogę je zobaczyć na własne oczy... Oglądać bezpośrednio... Och! Pani profesor, proszę mi o nich opowiedzieć! I nauczyć sporządzać najważniejsze eliksiry! Wiem, że to dziedzina profesora Snape'a, ale przecież pani jest specjalistką... - Soa zrobiła przekonująco proszącą minę i wykonała równie prosząco-przekonujący gest. - Proszę! - No nie wiem... - pani Sprout, chociaż było jej bardzo miło i lubiła być proszoną, to z drugiej strony niezbyt chciała dzielić się rośliniarską wiedzą z kimś spoza szkoły. Nawet jeśli ten ktoś nie tylko miał spore zadatki na magiczkę, ale i praktykował roślino-magię, które to praktykowanie widziała w aurze Soi. - Pani, jesteś przecież spoza tej szkoły... A ta wiedza jest szczególną... Dla szczególnych osób. - Jest szczególną, Pomono - powiedział Dumbledore, wchodząc do szklarni. - Jako przyjaciółka naszej Hermiony i jako padawan Pierwszego z Czarodziejów. - W takim razie oczywiście - profesor rośliniarstwa zmieniła ton, wspierając zgodę uśmiechem. - Mm... Może więc zacznę od wiedzy podstawowej: tak dla porządku. Chociaż ty, pani, najpewniej ją posiadasz... Coraz bardziej zafascynowana Soa słuchała i słuchała, pilnie notując i prosząc chwilami o powtórzenie. Lub wyjaśnienie, jeśli coś było dla niej niezrozumiałe... * * * - Jeszcze trochę czasu, Olegu - poprosiła Soa, komunikując się z nim za pomocą czarów dzięki życzliwości Hermiony. Ta ostatnia, w ramach osobistych czarodziejskich poszukiwań, odnalazła zaklęcie, jak tworzyć magiczne zwierciadło do rozmów na odległość. Działające w ten sposób, że osoba pragnąca rozmawiać - albo tylko przekazać wiadomość - stawała lub siadała przed nim i uaktywniała je odpowiednim zaklęciem. Oczywiście poprosiwszy najpierw osobę, z którą chciała rozmawiać, o udanie się do komnaty, gdzie znajdowało się lustro - ale tym razem zwykłe. Owo czarodziejskie przekazywało obraz i słowa do zwykłego, dzięki czemu osoba przed nim będąca widziała nie siebie, a mówiącą i poruszającą się tę drugą. Rzecz jasna, odbierało też i przekazywało obraz i dźwięk do siebie z powrotem. Dziś moglibyśmy więc nazwać ten konstrukt magicznym What'sApp'em. Cóż: wiele zdawałoby się zwykłych wynalazków ma swoje czarodziejskie pierwowzory. - Jeszcze trochę - uśmiechnęła się, jak mogła najpiękniej. - Proszę cię o cierpliwość, tu jest tak fascynująco... Byłam dziś na prywatnych zajęciach z rośliniarstwa u pani Sprout. Czy mogę ci opowiedzieć? - Droga Soo, witam cię - Oleg ukłonił się dwornie. - I chciałbym, zanim zaczniesz opowiadać, przedstawić ci pewną propozycję. Pozwolisz może, abym do ciebie dołączył? Przyznam, że byłoby mi miło - książęcy dworzanin był celowo oszczędny w słowach, jak to się współcześnie określa. - Z przyjemnością - Soa uśmiechnęła się promiennie. - Kiedy zatem przybędziesz? - Jak tylko, Soo, znajdę twojego Mistrza - odparł Oleg, uśmiechnąwszy się lekko. Dziękuję ci - uśmiechnął się ponownie, tak samo lekko. Jak domyślasz się, mój drogi Czytelniku - ponownie specjalnie. - Oczekuj więc mnie wkrótce - dodał, skloniwszy się powtórnie. - A teraz opowiedz. - Poszłam do szklarni poznać panią Sprout i zobaczyć rosnące mandragory - zaczęła Soa. - Chciałam namówić panią profesor na wykład z rośliniarstwa i prezentację warzenia mandragorowych eliksirów. I, jak już wiesz, udało mi się... * * * W tym samym czasie Kruszynka - jak już wiemy, powoli stająca się anielicą - cieszyła się ze swych nowych skrzydeł. I śmiejąc się radośnie, korzystała z przyjemności, które daje latanie. - Szszszuuuu! - dźwiękonaśladowczo powtarzała szum poruszających się - i poruszanych zarazem - skrzydeł, zjednoczony z poszumem wiatru. - Szszszuuuu! Jak fajnie! Mamusiu, tatusiu! Jak fajnie! Pod spojrzeniem Belli Mil powstrzymał się od uwagi, aby była ostrożna i uważała. - Meu amado - rzekła - przecież nasza córka zawsze uważa. - Tylko wiecie - powiedziała żartem Kruszynka, wylądowawszy na chwilę. - Tam wyżej jest co prawda trochę chłodniej, ale może macie ochotę na wspólny lot? Cdn. Voorhout, 25. Maja 2023
  6. - dla Belli - Mmm... - w pewnej chwili kolejnego dnia, spędzanego przez Bellę, Mila i Kruszynkę w większości na przyległych do Hogwartu łąkach - ostatnia z wymienionych osób rozejrzała się powoli wokół, a potem spojrzała na niebo - czas chyba zmienić skrzydełka na skrzydła. - Zmienić skrzydełka na skrzydła? - zapytała odruchowo osoba wymieniona powyżej jako druga. Bella tylko popatrzyła na męża. Z miłością w oczach i ze znaczącym uśmiechem na ustach. Odwzajemnił spojrzenie, rozumiejąc. Uśmiechnął się miłośnie. - Ach tak - uśmiechnął się do Kruszynki, chociaż kruszynką była już jakby mniej. Urosła w ciągu tego tygodnia, a jej spojrzenie coraz częściej bywało zamyślone. Przy czym, z drugiej strony, bawiła się i śmiała równie radośnie, jak przedtem. - Z anieliczki staje się aniołka - pomyślał Mil. - Niedawno przyszła na ten świat, a wkrótce zacznie wyglądać jak nastolatka. Mało ma z dzieciństwa... - Meu querido - powiedziała doń żona, ucałowawszy go czule. - Nie ma czym się martwić. Taka jest natura naszego crianca, dziecka. Tak się rozwija, to naturalny bieg rzeczy... Wiem, w sposób oczywisty porównujesz jej rozwój z rośnięciem innych dzieci. Ale nie tędy droga. Mil uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Ojcem aniołki jeszcze nie byłem - zaczął powoli. - To pierwszy raz. - Ani ja mamą - odrzekła Bella. - Ani aniołki, ani w tym wymiarze. W każdym razie nie z tobą - dodala wiedząc, że Mil przyjmie to bez emocji. - Wiem, że ci zawiniłem... - zrobił kolejną zakłopotaną minę. - Przepraszam. - Ah, meu amado - ucałowała go Bella. - Przecież ci wybaczyłam. Meu erro, mój błąd. Niepotrzebnie ci przypomniałam... By odejść myślami od przeszłości i nieradosnych uczuć, Mil zawrócił do słów i zamiaru ich dziecka. - To jak to się odbędzie, Kruszynko? - uśmiechnął się niej, uścisnąwszy uprzednio dłoń żony. - Tatku, to będzie tak - Kruszynka również się uśmiechnęła, po czym lekko wzruszyła ramionami. Motyle skrzydełka, widoczne dotąd na wysokości jej szyi, znikły nagle, opadając na trawę. Po chwili uniosły się jakby same z siebie, a właściwie nie jakby, powietrze pozostawało wszakże nieruchome. Poruszały się swobodnie, według bliżej nieokreślonej trajektorii, po czym zaczęły migotać, zwolna znikając. Bella popatrzyła na męża, trochę smutno. - Szkoda... - rzekła cicho - chciałam zachować je na pamiątkę... - Och mamusiu, czemu od razu nie mówiłaś? - zawołała Kruszynka. Pstryknęła paluszkami prawej dłoni. Motyle skrzydełka, które już zdążyły zniknąć, znów się pojawiły. Krok przed Bellą, która wyciągnęła ręce i uchwyciła je ostrożnie. - Proszę, mamusiu - uśmiechnęła się. - Dziękuję ci, kochanie - zarumieniona Bella dodała uśmiech do podziękowań. - Córeczko, a ciąg dalszy? - zapytał po dłuższej chwili Mil, nacieszywszy się widokiem. - Zaczekałam z nimi specjalnie - odpowiedziała, dobrze wiedząc, że Mil ma na myśli klasyczne anielskie skrzydła. - Już, tatku - poruszyła najpierw prawym, a w chwilę później lewym ramieniem. Bella z Milem znów spojrzeli po sobie, nic mówiąc. Po raz następny w czasie ostatnich dni... Cdn. Voorhout, 23. Maja 2023
  7. @Somalija 🙂 Takie myśli zaczerpnąłem z Pola Wszechwiedzy Wszechświata. Jak widać, w sam raz, aby sprawić Siostrze wspomnianą przyjemność 🙂 . Magia się dzieje 🙂🙂🙂 .
  8. @Somalija Proszę bardzo 🙂 . Milo zrobić Siostrze intelektualną przyjemność 🙂 . Serdecznie Cię pozdrawiam.
  9. - dla Siostry - Chodź, chodź! - śmiała się Hermiona, ciągnąć za sobą trzymaną za dłoń Soę. - Pospacerujemy, porozmawiamy... pokażę ci Hogwart. Szczególnie bibliotekę, ogród i szklarnię. Wiem, że lubisz książki i rośliny. Przedstawię ci też panią Sprout. Wiesz: dzień jest już długi, a zresztą mamy do dyspozycji zmieniacz czasu... * Soa podążała za nią zafascynowana. Zafascynowana i oszołomiona wszystkim wokół: byciem w Hogwarcie i jego poznawaniem, możliwością chłonięcia atmosfery w bibliotece oraz zobaczenia i dotknięcia magicznych roślin, zapoznania się z panią Sprout. Nade wszystko zaś obecnością Hermiony. - Wiesz, jesteś taka wyjątkowa! - wręcz wyrzuciła z siebie, przystając, gdy tylko wyszły na dziedziniec-łąkę i zmuszając tym samym do przystanięcia towarzyszkę spaceru. - Inteligentna, oczytana, rozsądna, a jednocześnie żywiołowa... Lubię takie przedstawicielki swojej płci - dodała. - Dzięki ci, dzięki za pochwały - zarumieniła się Hermiona. - Wiesz, ja to przede wszystkim spryt i książki... ** no, może faktycznie trochę żywiołowości. Ale na pewno i własnych poszukiwań. Przecieram nowe ścieżki myślenia i postrzegania, jak już wiesz... - Skromnie to nie brzmi... - teraz zarumieniła się Soa wierząc, że jej żart zostanie właściwie przyjęty. - No, bo byłam tu obiektywna, nie skromna - Hermiona spoważniała. - Podoba mi się przysłowiowe wychodzenie przed szereg, niezależnie od opinii innych. I robię to. Zresztą spójrz - ciągnęła dalej. - To właśnie decyduje, co osiągamy, a więc i o tym, kim jesteśmy... A może raczej, kim się stajemy: nasza wizja nas samych. "Wszystko jest tu, w twojej głowie", jak powiedziała Harremu Tiara Przydziału. *** Zapamiętałam to. Soa słuchała cierpliwie, chłonąc pełne entuzjazmu słowa przyjaciółki. - Jestem tym, kim chcę być... - powtórzyła w zamyśleniu, przeglądając własne myśli. - Iść świadomie krok za krokiem, od decyzji do decyzji, trzymając się jej... właściwie ich. - Zobacz, zobacz! - w myślobłysku chwyciła dłonie Hermiony. - Przecież tak postępują wszyscy wielcy w danej dziedzinie, obojętnie której: mój Mistrz... Dumbledore... Freddie Mercury czy Keith Richards! Jezus doszedł tam, gdzie chciał i stał się tym, kim chciał, bo trzymał się - by rzec prozaicznie - planu. Bo trzymał się i uważał na swoje myśli. **** A Dumbledore? Czy byłby tym, kim jest, gdyby tego nie chciał? A Freddie, ten muzyczny geniusz naszych czasów! Oglądałaś "Bohemian Rhapsody", prawda? - odczekała, aż przyjaciółka przytaknie. - Na pewno wychwyciłaś jego słowa: "Jestem taki, jaki powinienem być". - Właśnie! - Hermiona była zarazem spokojna i rozentuzjazmowana. - To zakłada świadome kroczenie naprzód. Plan na siebie samego. Świadomość drogi i siebie na tej drodze ku wytkniętemu celowi, którym jest stanie się, tym, kim i jakim chcemy. - A Keith Richards? - Soa zawróciła myślą do jednego z ulubionych muzyków. - Powiedział: "Ja się nie starzeję. Ja ewoluuję." ***** Czyli staję się... - utkwiła spojrzenie w oczach Hermiony czując w głowie pulsowanie: intelektualną jedność z jej umysłem. - ... tym, kim chcę, idąc wybraną przez ścieżką - dopowiedziała, potwierdzając więź między nimi. - Cieszę się bardzo - Hermiona uśmiechnęła się, zaglądając delikatnie Soi do umysłu - że i ty idziesz tą ścieżką. Trzymaj się jej - ucałowała przyjaciółkę, po czym zaśmiała się, odczytując jej kolejną myśl. - Chodźmy wreszcie do pani Sprout. Zobaczysz mandragory... ***** Cdn. Voorhout, 21. Maja 2023
  10. Siostrzyczko 🙂 , pozwól kilka uwag: - albo "młode pędy", albo "kwiatostany"; - drugi i trzeci wers drugiej zwrotki budzą wątpliwości; - tytuł wbrew pozorom zbyt kontrastuje z treścią wiersza jako trochę przydługi i "ciężki" treściowo. Bardzo podoba mi się połączenie dwóch słów w "martwożywą", jak i metaforyczny obraz "płonącej pod wodą" 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  11. - dla Belli - Ee... Tak, tak w ogóle to cześć, Kruszynko - Mil częściowo odzyskał przytomność umysłu i zdolność odpowiadania. Zaraz po tym przyszła mu do głowy myśl, aby uśmiechnąć się do córeczki-aniołki. Tak zwyczajnie i tak po prostu. - Właśnie, tatku. Może uśmiechniesz się do mnie? - zapytała. Mil odniósł wrażenie, że okoliczności są na tyle dziwne, że wręcz powinien osłupieć po raz drugi. Chociaż lekko. Opanował się jednak. - No nie! - zdecydował, że usiądzie, po czym roześmiał się swobodnie czując, że opada zeń wokółokolicznościowe napięcie. Usiadł, zgodnie z pomysłem. - Tak, Kruszynko: masz rację - przywołał na twarz uśmiech, starając się o jego naturalność. - Proszę - druga próba wypadła bardziej naturalnie. - Mamusiu! - zawołała Nowonarodzona - spójrz tylko, tacie udał się uśmiech! - Właśnie patrzę, kochanie - Bellomama zaśmiała się radośnie. - Faktycznie! - Dobrze, że usiadłem - kolejnym roześmianiem się Mil rozwiał napięcie do końca. - Tak. Zdecydowanie. Mmm... Wiecie co, moje kochane? Cieszę się bardzo, że już wszystko dobrze. I że jesteśmy już razem we trójkę. Bella uśmiechnęła się, pozwalając Małej mówić. - Już wszystko dobrze, tatku? - zapytała, zrobiwszy niewinną minkę. - A to było cokolwiek źle? Byłam grzeczna i zdrowa u mamusi pod sercem. Urodziłam się zdrowa, mamusi też nic dolega. I też cieszę się, że widzę was na własne oczy, bo przedtem mogłam was widzieć wyłącznie tak duchowo. No i słyszeć oraz czuć. - Taak... - rzekła Bella, powstrzymując śmiech. - Co na to powiesz, meu querido? - Chyba tylko to, co oczywiste - roześmiał się ponownie. - Dobrze, iż usiadłem... * * * - Jest piękna po tobie - odezwał się Mil do żony, gdy Kruszynka, wiedziona ciekawością, udała się pozwiedzać trochę miejsce swoich narodzin. Samotnie, zgodnie z życzeniem. - I mądra. Też po tobie. - Ma pełnię anielskich mocy - odpowiedziała Bella. - Jest w stanie zajrzeć do każdego umysłu i zobaczyć wszystkie myśli danej osoby: tak materialnej, jak wyłącznie duchowej. Widzi od razu, jaka energia otacza daną istotę. Nie można do niej podejść ani tym bardziej jej dotknąć bez jej zgody. To część jej natury, ale ponadto porusza się w swoistym polu ochronnym, które może przeniknąć tylko ktoś, będący na odpowiednio wysokim poziomie pozytywności. Inaczej nie można zbliżyć się do niej; zetknięcie z kimś lub z czymś zbyt niskim energetycznie wywołuje u tej osoby lub u tego czegoś więcej nieprzyjemne wrażenia, zarówno fizyczne, jak duchowe. Im niższy poziom, tym silniejsze. Dzięki temu jest absolutnie bezpieczna. - Jesteś tego pewną, jak rozumiem - Mil popatrzył na żonę upewniającym się spojrzeniem. - Całkowicie - Bellożona uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Ser calmo, bądź spokojny. Dlatego nie pójdzie w bibliotece do Działu Ksiąg Zakazanych, ani do Zakazanego Lasu, chociaż jest ciekawa wszystkiego. W tamtym dziale wiele ksiąg uległoby zniszczeniu, czego jest w pełni świadoma, a szanuje księgi jako, tak czy inaczej, owoc czyjegoś energetycznego wysiłku. A w Zakazanym Lesie... - Zakazanym - Lesie? - Mil poczuł jakby coś jakby lekkie zaniepokojenie, pomimo zapewnień żony. - Cóż... - Bella uspokajająco uścisnęła dłoń męża. - Tam Aragog mógłby popaść w żałobę i depresję... rozumiesz, prawda? - Aż tak? - Mil spojrzał na żonę wciąż z pewnym niedowierzaniem. - Aż tak - potwierdziła. - Pająki to raczej mało pozytywne stworzenia, z pewnymi wyjątkami oczywiście. Ale dusze, które w nich zamieszkują, są zasadniczo młode, a więc i mało doświadczone. Zaś Aragog, chociaż Hsgrid opiekował się nim właśnie dlatego, że wyczuwał w jego aurze pozytywne przebłyski... Cóż - powtórzyła. - O ile sam by przeżył. * * * - Mamusiu. tatusiu! - zawołała Kruszynka, wbiegając do pokoju, otworzywszy sobie uprzednio drzwi telekinetycznie. - Byłam na dziedzińcu, we wszystkich wieżach i na wszystkich piętrach - wyliczyła jednym tchem. - W bibliotece jedne drzwi nagle się zapaliły, pan Filch musiał gasić... A w Zakazanym Lesie jakoś pusto, chociaż fajnie było spotkać jednorożce i centaury... Bella i Mil spojrzeli po sobie, nic mówiąc. Dziwnym zbiegiem okoliczności równocześnie... Cdn. Voorhout, 19. Maja 2023
  12. @Somalija Ty w pracy zawsze się uwijasz, o ile wiem 😉 . Wspaniale, że zapięłaś wspomniane sprawy 🙂 . SERDECZNE POZDROWIENIA 😉 .
  13. Oo, dzięki Ci za wizytę bez powiadomienia, miło mi bardzo 🙂💯 . Jak Twój Czwartek 🙂 ? Pozdrowionka.
  14. - dla Belli i Siostry, moich Pań - Tędy, tędy proszę! - Dumbledore pospieszył przed Bellą, starającą się iść jak najszybciej, i wspierającym ją Milem. Otworzył drzwi i przytrzymywał je, wskazując kierunek. - Tędy, tym korytarzem prosto... Na szczęście to blisko. Istotnie było blisko. Korytarz, prowadzący do skrzydła szpitalnego był, co prawda, nieco długi, ale wejście doń znajdowało się wprost, na jego przeciwległym końcu. Pani Pomfrey, powiadomiona telepatycznie przez dyrektora, otworzyła drzwi we właściwym momencie. - Tutaj, tutaj - pokazała przygotowane łoże z baldachimem na słupkach i zasłonami, mające Belli zapewnić później maksimum prywatności podczas odpoczynku. I ze stolikiem tuż obok, na którym stał magiczny dzwonek do szybkiego jej wzywania, gdyby Bella czegokolwiek potrzebowała. Pomogła Milowi, podtrzymując Bellę z drugiego boku, a potem przy ułożeniu Jej na łożu. - Mil... - blada Bella uchwyciła dłoń męża, widząc w myślach, że pani Pomfrey chce mu nakazać odejście. - Zostań... nie odchodź... - Oddychała głęboko, trzymając obie dłonie na brzuchu. - Zostań, proszę. Chcę... żebyś został. Słysząc to, pani Pomfrey powstrzymała się od zamiaru wygonienia Mila za drzwi. Chociaż wcześniej planowała to zrobić i obiecała to sobie solennie. Rodząca zasadniczo powinna mieć zapewnione jak najwięcej dyskrecji i komfortu, na ile to tylko możliwe w takiej sytuacji. Szczególnie, gdy rodząca kobieta jest tak wyjątkową, a przychodząca na świat istota jest taką również. - Lady, skoro tak sobie życzysz... - uśmiechnęła się do Belli, która odwzajemniła się jej słabym uśmiechem. No, ale jakim mogła w takiej sytuacji? Położyła Belli dłoń na brzuchu. - Zaczyna się - stwierdziła, czując w pierwszej chwili poruszenia aniołki, a zaraz potem jej dotknięcia. - Proszę oddychać głęboko, zaleciła. - I... - Tak, wiem... - rodząca znów uśmiechnęła się blado. Ułożywszy się w w we właściwej pozycji, obiema dłońmi naciskała lekko swój brzuch w równych odstępach czasu. - Kruszynko, kochanie. Czas ci na świat... Pani Pomfrey chciała uprzednio zaproponować Belli wodny poród, jako - według niej - najlepszy. Jednak później, przewertowawszy wszystkie dostępne jej księgi medyczne w poszukiwaniu wiadomości o narodzinach aniołów i zapoznawszy się ze znalezionymi tam treściami, porzuciła ten zamiar. - Czas ci na świat - powtórzył za żoną Mil, kładąc swoje dłonie obok dłoni Belli i razem z nią lekko naciskając. - Kochanie, słyszysz nas? Spodziewanie dla Belli, a niespodziewanie dla Mila, zaokrąglony brzuch, na którym oboje trzymali dłonie, zaczął delikatnie jaśnieć. Jakby rozświetlany od wewnątrz. - Oho... - mruknął Mil, w reakcji na co Bella znów się uśmiechnęła. Przepraszająco tym razem. - Nie powiedziałam ci, że tak to będzie... wyglądało - przeniosła na chwilę swoją dłoń na dłoń męża i uścisnęła ją. - Oho... - powtórzyła z kolejnym uśmiechem. Blask przybierał na sile, stopniowo i stopniowo. - Jeszcze trochę, kochanie - uciskając, Bella mówiła jednocześnie i do męża, i do dziecka. - Jeszcze trochę... - Meu... amado... - po kilku kolejnych naciśnięciach zwróciła się do Mila. - Teraz rób tak... razem ze mną - zaczęła głaskać jaśniejący brzuch od góry ku dołowi. - Dobrze, Querida - przytaknął Mil, po czym zaczął robić to, co zaleciła mu żona. Na przemian z nią. - Kruszynko, czas ci tu do nas... * * * - Meu querido... już wystarczy - powiedziała Bella po pewnym czasie, gdy blask jakby zaczął przygasać. Znów jakby stopniowo. - Ufff... - sapnęła, czując nacisk w wiadomym miejscu. - Kruszynko - zmieniła pozycję - czekam tu na ciebie z tatą. Posłuchaj... chodź do nas. - Ufff... - jęknęła powtórnie i przymknęła oczy. - Mil, teraz nie patrz... Gdy na prośbę żony po chwili otworzył oczy, było już po wszystkim - o ile tak można podsumować urodzenie aniołki. Śliczna jak jej mama, malutka dziewczynka o południowej urodzie - jak ocenił jej ojciec - ale z ciemnoblond włoskami dla kontrastu - siedziała grzecznie tuż obok matki, bawiąc się magicznym dzwoneczkiem i śmiejąc się na wydawany przezeń dźwięk. - Ma głos i śmiech prawie zupełnie jak mama... - pomyślał. - Kochanie, cieszę się ogromnie, że jest już po wszystkim - pochylił się i ucałował czule Bellę. Odwzajemniwszy pocałunek, uśmiechnęła się i uścisnęła mu dłoń w odpowiedzi. - Tak, tato: już po wszystkim - cienkim głosikiem powiedziała Nowonarodzona. Po czym obróciła się lekko, pokazując równocześnie rączką nad ramieniem. Mil zdziwił się swemu zdziwieniu, widząc skrzydełka. Motyle, a nie - by tak rzec - typowo anielskie. - Tatku - zaśmiała się Kruszynka - przecież mogłeś się spodziewać... A tak w ogóle, to cześć. Mil poczuł, że słupieje. - Mówiłam ci - Bella, uśmiechnąwszy się, rzekła już prawie normalnym głosem, odwzajemniając spojrzenie i gest męża - że zobaczysz jeszcze więcej niż to, co dotychczas. Cdn. Voorhout, 18. Maja 2023
  15. @Somalija @Somalija Wiem, a jakże. Proponuj 🙂 . Pozdrowionka i dobrej nocy 🙂 .
  16. @Somalija Któż to wie, na jakie jeszcze pomysły Soa wpadnie 🤔 ... Wielce Ci dziękuję za literacką wizytę, Siostrzyczko. Niezmiennie miło mi Cię gościć 🙂 . Serdeczne pozdrowienia 🙂 .
  17. - dla Belli i Siostry, moich Pań Na widok Hermiony Soa doznała dziwnego uczucia. Czegoś w rodzaju emocjonalnego i duchowego wstrząsu: tak przynajmniej określiłaby to moment później, skonstatowała sama przed sobą. Gdyby zaś ktokolwiek zapytał ją o to, też nazwałaby owo wrażenie dokładnie tymi słowy. Zrobiła w kierunku wchodzącej jeden ruch, potem drugi. Jakby onieśmielona i niepewna siebie... a może po trosze wbrew sobie? Za to Hermiona okazała się być - w każdym razie w tej sytuacji - o wiele bardziej zdecydowaną. Uśmiechnęła się promiennie i podeszła do Soi szybkim krokiem, po czym ujęła ją za dłonie. Stała chwilę, patrząc jej w oczy, a potem objęła i przytuliła. - Wreszcie jesteś - uśmiechnęła się ponownie, znów ujmując dłonie Soi. - Śniłaś mi się wiele razy, ale nie wiedziałam, kim jesteś... oprócz tego, że kobietą, oczywiście. Ani tego, czemu te sny się powtarzają, uparcie jakby. Nie miałam kogo o to zapytać, bo nasza profesor od snów i przewidywania przyszłości... Ach! - machnęła ręką. - Nieważne. - Ważne, że jesteś - podjęła radośnie wątek przybycia i obecności Soi. - Cieszę się bardzo. - Jestem, jestem... - Soa wciąż wracała do siebie. - I... wiesz, też cieszę się, że jesteś. I też bardzo. - Zatem może chodźmy na spacer porozmawiać - Hermiona przejęła kontrolę nad sytuacją, widząc zmieszanie Soi. - Panie... - zwróciła się do jej towarzysza. - ... Olegu - dodała Soa zakładając, że Hermiona nie zna jego imienia. - Panie Olegu - rozpoczęła powtórnie - dasz nam czas? - Oczywiście - Oleg uśmiechnął się do Soi, po czym ukłonił się obu kobietom. - Ciekawej i miłej rozmowy - dodał w stronę już obracających się, aby odejść. - Ech, te kobiety z przyszłości! - mruknął. * * * - Jak wiesz, Miejscowy Mistrzu - rzekła Bella do Dumbledore'a - przybyliśmy tu na twoje życzenie. Na Twoją propozycję. Biegi wydarzeń z naszego wspólnego z Milem życia - tu Bella uśmiechnęła się do męża i ucałowała go tak czule, że Dumbledore aż się zarumienił - i z tego, co ostatnio wydarzyło się w twojej akademii pokazuje, że nawet wydarzenia z różnych wymiarów mogą być ze sobą ściśle powiązane. Spoglądając zaś szerzej: można - i ba, należy wręcz - wysnuć wniosek, że wszystko, co się wydarza, łączy się energetycznie ze sobą. We wszystkich kierunkach, poprzez czas i przestrzeń. Poprzez granice. Zarówno poprzez te, ustalone i wytyczone przez ludzi i przez inne istoty, oraz poprzez te, które Wieczna Mądrość Kosmosu uznała za potrzebne. Lub konieczne. Chociaż czasem wyłącznie po to, aby potrzeba lub konieczność ich przekroczenia przeniosła świadomość ludzi, albo innych inteligentnych istot, na wyższy poziom. - Ach, młodzi - zaklaskał znacząco. - I prawa młodości! Tak się dzieje - przyznał. - Nie tacy znów młodzi, profesorze - odezwał się Mil, wyrażając wspólną myśl Belli i swoją. - Zważywszy na poprzednie wcielenia. Sam na pewno przeżyłeś ich sporo. - Oczywiście, że tak - odpowiedział dyrektor. - I mam ich pełną świadomość. Wszystkich. Dlatego jestem, kim jestem i zajmuję to właśnie stanowisko - wskazał na dyrektorski fotel, stojący tuż za dyrektorskim biurkiem. - Moi drodzy, a więc misja - powrócił do tematu. - Poczęta przez was Anieliczka - Kruszynka, jak ją nazywacie, chociaż już trochę urosła - przymrużył znacząco prawe oko - przyjdzie na świat tu właśnie. Łącząc wasz świat, wasz wymiar, waszą przeszłość ze wszystkich wcieleń oraz teraźniejszość i przyszłość z przeszłością, czasem obecnym i przyszłością Hogwartu. Zostanie nauczycielem obrony przed czarną magią. Najlepszym, jakiego miała ta szkoła w całych swoich dziejach. Z całym szacunkiem dla wszystkich prawdziwych mistrzów tej sztuki, jak chociażby niedawno pożegnany profesor Lupin. Będąc przeciwieństwem do jego zwierzęcej, wilkołaczej strony. Czy mrocznej, trudno powiedzieć. Ostatecznie światło i mrok od zawsze są ze sobą splecione, pochodząc z tego samego źródła. Yin i yang, prawda? - Yin i yang - potwierdziła Bella. - Yin i yang - powtórzył za nią Jej mąż. - Milu, ukochany - Bella ujęła go za dłoń, blednąc - już prawie czas... na Narodziny. - Profesorze! - zawołał Mil, zwracając się doń tak, jak czyniło to wielu uczniów, w tym i Harry, i jego rodzice; Ron Weasley i jego starsi bracia; jak jego siostra Ginny i Hermiona; i jak Tom Riddle, rzecz jasna. - A podtrzymując słabnącą Bellę, dodał: - Proszę szybko wskazać nam drogę! Cdn. Voorhout, 16. Maja 2023
  18. @Dekaos Dondi A, i dodam jeszcze, że zmieniłbym "Robociznę" na Robocicę. Dzięki bardzo za pełną treści odpowiedź 🙂 . Serdeczne pozdrowienia.
  19. @Dekaos Dondi Zachęcam Cię zatem do przeczytania "Bajek robotów" 🙂 . Bezpośrednio, bez uprzedniego kupowania czytelniczego robota 😂😂😂 . Osobiście wolę stwierdzenie jeszcze bardziej pozytywne, brzmiące: "Zawsze może być lepiej". Wiem, że brzmi klasycznie 🙂 , ale w tym cały jego urok 🙂 . Wszystkiego pozytywnego, pozdrawiam Cię serdecznie.
  20. Mam wrażenie, że i Mistrz Staś Lem nie powstydziłby się Takiej "Bajki robotów" 😉😂😂😂 ... Pozdrowienia i wszystkiego pozytywnego 🙂 .
  21. @Somalija Proszę bardzo 🙂 , wkrótce ciąg dalszy wątku. O, to bardzo fajnie 🙂 . Niech najmłodsze pokolenie posłucha trochę starszej, pięknej polszczyzny 🙂 . Wszystkiego pozytywnego 🙂 .
  22. - Belli i Siostrze, moim Paniom * * * - To będzie bardzo proste - powiedział Jezus, uśmiechnąwszy się. - Tak, jakby dla ciebie, Mistrzu, cokolwiek było trudne - Soa nie mogła oprzeć się wypowiedzeniu tej myśli, natomiast Oleg ukłonił się. Nisko, dworskim i dwornym obyczajem. - Tak, jakby dla mnie cokolwiek było trudne - Jezus jakby na chwilę pogrążył się w zadumie, po czym zwrócił się do padawana. - Ano wiesz: był czas, że owych "cokolwiek" było wiele. Ale na szczęście dla wszystkich - wliczając w to mnie samego - to już przeszłość. - W takim razie Hogwart - starannym ruchem Jezus nakreślił owal w powietrzu. Jego dolne krawędzie obniżyły się, wyciągając kształt w jeszcze bardziej owalny, po czym dotknęły ziemi. - Zapraszam: zgodnie z waszym życzeniem. * * * - Proszę, proszę: cóż za zrządzenie losu albo zbieg okoliczności... i to poszerzony - dodał Mil na widok Olega, opuszczającego portal w ślad za Soą. - Cześć, Soa - uśmiechnął się Mil, obejmując ją i przytulając. - Witaj, panie... - ... Olegu - szybko dopowiedział przywitany. - A ty to zapewne Mil. Odgadłem? - Odgadłeś - potwierdził zapytany, wymieniając z dopiero co słownie powitanym lekki ukłon, a zaraz potem uścisk dłoni. - Więc i wy tutaj - ni to spytała, ni to stwierdziła Soa. - I chyba domyślam się, dlaczego - dodała na widok materializującej się w komnacie Belli. - Ola, Soo - uśmiechnęła się Bella, ujmując dłoń Mila. - I my tutaj; celowo, jak widzisz - położyła sobie dłoń na brzuchu. - Ach... - zarumieniła się Soa, zerkając szybko na Mila. - Ach - potwierdziła Bella. - Jak widzę, i twoja tu obecność z Olegiem jest celowa: inny wymiar, inna kraina. Hermiona... Tak; to interesujący pomysł, interesujący. No i ciekawość. Ambicja. Pragnienie wiedzy. Bardzo dobrze - uśmiechnęła się. - I... Wkrótce dojdzie w Hogwarcie do istotnych wydarzeń - dodała tajemniczo. - Ona tu jest, prawda? - podchwyciła. - Prawda - odrzekła Bella. - Wkrótce skończy zajęcia i przyjdzie tu do ciebie zaprosić cię na obiad i spacer. I conversacao, roozmoowę - z lekkim uśmiechem przeciągnęła samogłoski. - Twój cel, pani - Soa zdecydowała się przyjąć bardziej oficjalny ton, czując aurę otaczającą Bellę. - A właściwie wasz... zdaje się być oczywisty. - Cóż, mamy pewne plany - Bella obdarzyła męża kolejnym powłóczystym spojrzeniem. - Ale to naprawdę szeroka perspektywa: wszystko wiąże się i przeplata ze wszystkim - dodała sentencjonalnie. - Wkrótce sama zobaczysz, jak bardzo. - Pani Bello - Oleg, ukłoniwszy się uznał, że pora i obyczaj również jemu włączyć się do rozmowy - miło mi poznać kogoś tak niesamowitego. - Dziękuję bardzo - Bella dygnęła w odpowiedzi. - Wy, panie - jak czuję - również jesteście osobą wyższej świadomości. Dwunastowieczna Moskwa, tak? - przymknęła na chwilę oczy. - Dwór księżnej Molchany i księcia Jurija Dołgorukiego? - Dokładnie tak, pani - potwierdził. - Z interesującej przestrzeni przybywacie, panie - Bella ponownie przymknęła oczy. - I z kraju, który jeszcze bardziej niż dotąd wpłynie na losy wszystkich istot, żyjących na naszej Mamie Ziemi. W tym także ludzi. - Moja wiedza i wgląd w czas i inne przestrzenie tak daleko nie sięga - Oleg uśmiechnął się ostrożnie. - Ale skoro ktoś taki, jak wy, pani, tak twierdzi, na pewno tak się stanie. - Dziękuję powtórnie, panie Olegu - odparła. - Poziom świadomości jest pochodną sumy doświadczeń i płynących z nich przemyśleń. Uwagę Soi odwróciło wejście Hermiony... Cdn. Voorhout, 15. Maja 2023 Więc i wy tutajz jBelzaś, tylko się uśmiechnęła.
  23. @Somalija Siostrzyczko 🙂 , Wielkie Dzięki za wizytę i czytanie 🙂 . Oraz komentarz 🙂 . "Szedłem drogą od szczegółu do szczegółu", dlatego wygląda na "takie proste". Proszę bardzo i dziękuję ponownie ☺️☺️😉 .
  24. - dla Siostry * * * - Panie Olegu - zagadnęła go Soa, tknięta myślą, która spodziewanie, a może jednak niespodziewanie? - przyszła jej do umysłu i zmieniając wątek toczonej konwersacji, zapytała: Chciałbyś odwiedzić pewne miejsce... w innym... mm, wymiarze? - W innym wymiarze? - zagadnięty spojrzał na pytającą z jeszcze większym zaciekawieniem niż do tej pory. Jednocześnie wcale zdziwiwszy się pytaniem, wiedząc przecież, że ma do czynienia ze szczególną osobą: o przyciągających i zatrzymujących uwagę urodzie, figurze i umyśle. W końcu - pomyślał i uśmiechnął się: bardziej do Soi, a trochę do swojej myśli - jako padawan Jezusa reprezentuje sobą ponadprzeciętność. Uśmiechnął się po raz drugi, tym razem wyłącznie do Soi. - Do tej chwili byłem zdania, że na tym etapie naszej relacji powinniśmy pozostawać w pewnych granicach. Ale coś mi się zdaje, że tak zwane konwenanse konwenansami - z całym dla nich szacunkiem, bo niosą w sobie szacunek właśnie: i dla innych osób i dla nas samych oraz energetyczny i intelektualny ładunek - tu dostojnik dworu księcia Jurija uczynił stosowny gest odpowiednimi palcami obu dłoni - tworzących je i wprowadzających do społecznego użycia osób - a ich przekraczanie też ma w sobie coś... interesującego. Że tak to nazwę. Soa roześmiała się. - Z czego śmiejesz się, pani? - zapytał Oleg. Tym razem trochę zaskoczony. - Przecież nie z ciebie... Olegu - zdecydowała się przekroczyć kolejną z umownych granic - ale z twojego gestu. Wiesz, od jakiegoś czasu używa się go w moich czasach. Dokładnie w taki sam sposób i w tym samym celu - dla oddania cudzysłowu. - A czy w twoich czasach - odpowiadając, dworzanin księcia sięgnął celowo powolnym ruchem do lewej dłoni rozmówczyni - kobiety i mężczyźni mają inne dłonie? - Tu uniósł rękę, jednocześnie pochylając się i składając pocałunek na trzymanej w lekkim uścisku dłoni. - Jak widzę, Soo - nic się zmieniło: mamy po pięć palców. Ach - uśmiechnął się. Ujrzawszy rumieńce na twarzy właścicielki dłoni, natychmiast rozluźnił uścisk. - Wybacz, pani. Rumieniec przygasał powoli, nieoczekiwanie dla samej zarumienionej. - Nie ma czego wybaczać... - odezwała się zmienionym głosem. Oleg domyślnie uznał, że pora jest jak najbardziej właściwą, aby kontynuować rozmowę. - Inny wymiar - rozpoczął zwolna - Inne wymiary. Księstwo opowiedzieli nam trochę na ich temat podczas jednej z nauk, czy też jednego z wykładów. Mówili, że istnieje ich nieskończenie wiele... a w każdym razie może istnieć. Że w przyszłych czasach, tych, z których przybywasz - wiedzący... o, naukowcy - tak się ich nazywa w twoich czasach, prawda? - wtrącił pytanie w tok swoich myśli i wypowiadanych słów - reprezentujący gałąź nauki, zwaną fizyką podadzą do wiadomości publicznej, że jest dokładnie tak. Tym samym, że człowiekowi zbrakłoby życia - ba, niejednego - gdyby chciał odwiedzić je wszystkie, poświęcając na to całe swoje czas i wysiłek. To ogromnie ciekawe. Ogromnie niesamowite. Da - tu powrócił do Soi spojrzeniem i myślą, znów się uśmiechając. I do rozmowy, prowadzonej w zgodny z konwenansami sposób. - Który to wymiar, pani Soo, miałaś na myśli? Westchnęła cicho. Ledwie zauważalnie, ale Oleg zauważył. Odsunęła od siebie cień pragnień, które w niej budził i zebrała myśli. - W moich czasach, w kraju zwanym Anglią, kobieta nazywająca się Jane Rowling odbędzie energetyczną podróż po jednym z takich innych wymiarów. I to, co podczas niej zobaczy - miejsca, osoby, wydarzenia - przedstawi w długiej powieści, wydanej jako seria książek... Ty, Olegu - Soa dla równowagi między nimi trzymała się porzucania zwyczajowego sposobu zwracania się - powiedziałbyś "ksiąg". Za moich czasów są one mniejsze, wyrazu "księga" używa się w odniesieniu do tych większych. Z dziewiętnastego stulecia i z poprzednich wieków - w tym z twojego. I - szybko postanowiła kontynuować widząc skupienie, z jakim słucha - nakręcono... lepiej powiem: "stworzono" - na Ich podstawie film. Dokładniej rzecz biorąc, serię filmów. W oparciu o tak zwany scenariusz. - Co to jest film, domyślam się - odrzekł powoli. - Ciąg ruchomych obrazów, prawda? Zapisanych... naniesionych? - spojrzał pytająco - na coś w rodzaju bardzo, bardzo długiego paska tworzywa hmm, nienaturalnego pochodzenia - tu zerknął ponownie na Soę - które, nawinięte na coś w rodzaju małego walca wkłada się do zbudowanej specjalnie maszyny. W... Uruchamia się ją, a ona promieniem światła, takim sztucznie wytworzonym, prześwietla naniesione obrazy, powiększając je. Ten promień, wysyłany przez maszynę, jakby zabiera ze sobą - czy w sobie? - te obrazy i kładzie na ścianę, którą w twoich czasach nazywa się ekranem. Mam nadzieję - uśmiechnął się do Soi - że dobrze to ująłem. To wbrew pozorom niełatwe: człowiekowi z moich czasów przedstawić to, co ludzie tam, osiem i dziewięć wieków później, stworzyli. W moich czasach jesteśmy prostsi. Ale cóż. To nazywa się "rozwój", tak? - powtórzył właściwy gest. - Taka jest przysłowiowa - i naturalna- kolej rzeczy. Inną sprawą jest, w którą stronę ów rozwój zmierza. Chociaż, patrząc z z obu stron jednocześnie, wszystko zmierza ku światłu. Przez tak zwane dobro i tak zwane zło. - A scenariusz - dodał, zadowolony z zasłuchania Soi - to treść tej księgi - ty, pani, powiedziałabyś "książek", jak już wiem - skrócona na potrzebę stworzenia filmu... filmów. Skrócona, a chwilami pewnie wzbogacona. Słowem: zmieniona. Trochę inne wydarzenia, miejsca, rozmowy. Brak niektórych osób, przedstawionych w... w książkach. - Tak, dobrze powiedziane - Soa przytaknęła z uśmiechem, odczytując myśl Olega. By ukryć zmieszanie - także przed sobą - zajrzał delikatnie do umysłu swojej rozmówczyni. - A więc dwudziestopierwszowieczna Anglia - powiedział. - I chcesz poznać Hermionę. No proszę. Ale kto to jest? - zapytał szybko, chociaż już zdążył zobaczyć w myślach Soi obraz kilkunastoletniej uczennicy szkoły magii w Hogwarcie. - Uczennica Hogwartu, utalentowana, zdolna i pilna czarodziejka - odpowiedziała. - Lubię takich ludzi: pozytywnych, zdolnych i pracowitych ponad przeciętną miarę. Oleg powstrzymał się od wypowiedzenia komplementu uznając, że lepiej będzie go zostawić na jeszcze bardziej stosowną chwilę. Na później. - W takim razie, pani Soo, chyba będzie nam potrzebne wsparcie twojego Mistrza? - zapytał, nie chcąc urazić jej kobiecej pewności siebie. Cdn. Voorhout, 12. Maja 2023 N
  25. @Somalija Czy przez myśl im nie przeszło, trudno być pewnym. Możliwe, że odsuwali tę myśl od swych umysłów, trzymając się przyjętego schematu lub szowinizmu: nie wiadomo, co gorsze. 🙂 Jak się czujecie: Ty i Dzieciaki?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...