-
Postów
2 770 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
3
Treść opublikowana przez Dekaos Dondi
-
O dziewczynce, co przebaczyła
Dekaos Dondi opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
muzyka zimy śniegiem przygrywa w białych ubrankach liczne gałązki matka z córeczką spacer zaczyna nie są świadome bliskiej rozłąki niedźwiedzica co dzieci swe kocha rozdrabnia matkę na części miękkie na białym puchu lśni krwi posoka karczek córeczki za chwilę pęknie dziecko stoi przed całą tą zgrozą głowę matuli w rączętach ściska paszcze niedźwiedzia ma tuż przed sobą ręka zwisa na krwawych zębiskach nie smuć się mamo droga kochana za chwilę misiu mnie też rozszarpie na drugim świecie nie będziesz sama moje serduszko też cię przygarnie niedźwiedzica na dziecko wciąż patrzy dziki swój instynkt wzruszona skryła czy ta dziewczynka mi kiedyś wybaczy głodne mam dzieci dlatego zabiłam sierotka łezki płoszy rękawem bierze do rączek ciężkie drewienko wali zwierzaka z wielkim zapałem a masz za matkę choć tłuc mi ciężko niedźwiedzica wiadomą jest rzeczą mogła by zabić muśnięciem łapy pozwala się młócić aż kłaki lecą sumienie ją gryzie zębem szczerbatym z zapałem bije przez skórę trzewia swe uderzenia zemstą nasącza lecz jednocześnie choć wciąż się gniewa nić przebaczenia w duszy zakątkach prawda że matkę mi rozszarpałaś pociechy zjadły ciepłe wnętrzności przez to że dzieciom swą miłość dałaś nie dostrzegłaś dwóch innych miłości i tak została w dziwnej rodzinie często brykając z dwoma misiami wierzy że miłość w niebie wciąż żyje choć serce płacze tęsknotą krwawi niedźwiedzica dla niej jak matka lecz musi jadać surowe mięso tulą ją często włochate łapska nie chcą udusić więc nie za często * idzie do lasu bo wiosna ciepła pragnie nazbierać jagódek świeżych słyszy trzy strzały bardzo się zlękła patrzy z oddali musi uwierzyć biegnie przed siebie płacząc wciąż rzewnie kolizja uczuć jej nie zatrzyma myśli nie każdy zyska tu szczęście nawet dziewczynka co przebaczyła -
posłuchaj bicia dzwonów byłeś taki pewien mam jeszcze czas naprawię wybaczę one komuś aż niespodzianie co twoje lico teraz powie nic one tobie
-
Avkorybek
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Rafael Marius↔Hmm... :))↔Pozdrawiam:) -
ludki z karmelu rzeźbię wam wioskę zielony lukier niech będzie trawką wafel niebieski nad wami kończę przykleję słonko bo przecież warto czekoladową piosnkę skowronka z waty cukrowej baranki białe domki z pierników ozdobię w kątach wesoło mieszam zaczynam szaleć boga dam z ciasta by się nie troskać a nie mówiłam cudny zakalec
-
TylkoJestemOna↔Dzięki:)↔Uff... a mnie avkoryb, znowu życie darował. Dał kolejną szansę:)↔Pozdrawiam:))
-
Musiałem zamilknąć, by usłyszeć własne słowa. Krzyczą do mnie z czeluści umysłu. Ostrzegają przed niebezpieczeństwem. Ponaglają do ucieczki, bym jeszcze bardziej przyspieszył. To cholerstwo biegnie z tyłu. Zapewne chce mnie dopaść i wyszarpać całe pokręcone życie, razem z wnętrznościami. Mam wrażenie, że widzę ciemny drgający cień przed sobą, tego czegoś co biegnie za mną. Na końcu podwija się, jakby chciał wytworzyć ścianę, która zakończy bieg a zacznie game over. Chociaż zaczynam mieć wątpliwości. Wciąż te same. Dlaczego w ogóle mnie ściga? Widuje go codziennie, ale nie zawsze jest taki napastliwy. Na wszelki wypadek, zbaczam pod sklepienie czaszki. Biegam w kółko, aż kręci mi się głowie. Jakiej cholera głowie, skoro mam głowę na karku, w której biegam. A gdzie mózg. Skąd tu tyle wolnego miejsca. Coś nie tak ze mną z tego strachu. Wybiegam z powrotem na ulicę. Uciekam wśród ludzi. Patrzą na mnie jak na wariata. Zamiast patrzeć, mogli by bestię zatrzymać. Nikt mi nie pomaga, bo jestem nikim, w świecie nicości. Jakiej nicości? Raczej samotności. No nie bardzo. Ktoś się jednak mną interesuje. Mój prześladowca. Mam wrażenie, że za chwile rozszarpie wszystko co posiadam. No nic. Muszę odpocząć. Póki co, go nie widzę. Dyszę strasznie. Obcieram pot z czoła. Przerwa jest zbawienna. W przeciwnym wypadku, musiałbym płuca wypluć i by się kulały na pęcherzykach płucnych. Mimo wszystko nerwy nadal buzują, we wrzątku rozgotowanej psychiki. Postanawiam coś kupić do zjedzenia. Zgłodniałem od tego biegu. Ciekawie, gdzie się łajdak podział. A może obserwuje z ukrycia. W tej chwili mam go gdzieś. To znaczy chce mieć. To nie takie proste. Mózg pragnie powtórki zdarzeń. Tłumaczę mu wolno, że to dla mnie bardzo męczące. Kiwa fałdami, że zrozumiał. Oby. No nic. Jak już mówiłem, zgłodniałem. Wchodzę do piekarni. Kupuję dwie bułki. Niedopieczone. Takie jakich nie cierpię. Ten głupi sprzedawca, sprzedał jakiś niechrupiący szajs. Przecież widzi, że jestem zdenerwowany, a mimo wszystko wciska coś takiego, co zapewne uważa za smakowite jedzenie. Nie dosyć, że mnie wariat jakiś ściga, to jeszcze ta pokraka, dokłada zmartwień. Jakbym miał ich mało. Dobrze, że nie ma żadnych świadków. Przewracam go na podłogę. Wkładam bułkę do przestraszonej gęby. Dociskam ręką. Drugą zatykam nos. Kiedy przestaje wierzgać, wychodzę. Odreagowałem emocje, myślę racjonalnie. Czuję się o wiele lepiej, lecz jeszcze bardziej samotny. Czy aby na pewno? A jednak zabiłem człowieka, którego dobrze znałem. Dlatego poszło tak łatwo. Nie przypuszczał przecież, że akurat mam zły dzień, bo mnie jakiś czubek goni. –– Tatusiu. Dlaczego jesteś taki spocony? Znowu biegałeś po ulicy? Mama się martwiła. Poszła cię szukać. Chyba wiesz, że to już nie pierwszy raz tak z tobą jest? –– Posłuchaj ty mój aniołku. Tatuś czasami musi uciekać, bo coś go ściga. –– A powiesz mi co? Proszę. Może będę mogła pomóc. Lalce też pomogłam, bo umiałam. –– Jesteś kochana, ale nie możesz pomóc. Tatuś musi sam coś zaradzić. –– A wiesz, że ktoś zabił naszego piekarza, od którego kupowałam bułki. Bardzo je lubiłam. –– To musiał być bardzo zły człowiek. –– Też tak myślę, tatusiu. I chyba nie lubił bułek. Dzisiaj mój szczęśliwy dzień. Jestem taki podminowany emocjami, że aż się boję, że za chwilę wybuchnę. Dzisiaj też mnie ścigał, ale tym razem, wykazałem się cwaniactwem. Chyba pierwszy raz go przechytrzyłem. Byłem dobrze schowany, więc łajdak przebiegł obok, chwiejąc się na boki. Przecież wyraźnie widziałem. Byłem chwilę w jego cieniu, ale tym razem, bardzo mnie ucieszył taki stan. * Stoi nieruchomo. Jakby na mnie czekał. Na moją zemstę. Tak mi słodko na duszy. Aż bym chciał polizać, bo lubię słodycze. Szczególnie napoleonki i kruche ciastka. On też jakiś kruchy. Cholera jasna. Słyszę grzmoty. Idzie na burzę. Zaczyna padać. Dostrzegam go nadal z daleka. Może dlatego taki słabowity się wydaje. Znowu nachodzi mnie myśl, w jaki sposób mógł mnie ścigać. Jednak nie kombinuję za bardzo. Jestem już bardzo blisko niego. Wyciągam z obszernej torby siekierę. Szczęście dopisuje mi znowu, niezakłóconą możliwość działania. Nagle słyszę głośny huk. Burza przybiera na sile. Z ostrza zamiast krwi, kapią strugi wody. Tak samo jak ze mnie. Prawie zrobiło się ciemno. Co chwile widzę go w świetle błyskawicy. Nadal stoi nieruchomo. Może sumienie go gryzie i czeka na sprawiedliwość. O tak. Doczeka się. Jestem bardzo blisko. Zupełnie przy nim. Pierwsze uderzenie siekiery. Niedługo odzyskam spokój. Drugie uderzenie siekiery… * „Dzisiaj w naszym miasteczku, pewien mężczyzna zginął od uderzenia pioruna. Stał za blisko. Miał w ręku siekierę. Nie wiadomo dlaczego, chciał ściąć drzewo. Najładniejszy klon w mieście. Został nim przygnieciony.’’
-
Avkorybek
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
TylkoJestemOna↔Tak ze mną jest, że bywam natchniety:)↔Jeszcz jedno skojarzenie, z czołówką wytwórni filmowej. Jeno tam, jest lew ryczący:))↔Pozdrawiam:) -
Zainspirował mnie wtedy, zmyślny avek↔TylkoJestemOna ---------------------------------------------------------- avkorybek wciąż pulsuje zdrowo groźnie żwawo całkiem kto przechodzi pełen strachu że wyskoczy i go capnie a gdzie capnę to rzecz pewna avkorybek myśli sobie tam gdzie słonko nie dochodzi chcecie wiedzieć lecz nie powiem jednakowoż o poranku tam gdzie morze huczy słone ślady w piasku człek zostawił już niedługo bajki koniec avkorybek hyc wyskoczył żeby wreszcie mieć uciechę i pod czapkę wnet się schował odgryzając kłaków wiecheć
-
TylkoJestemOna↔Ano zdrowo i żywo. Słusznie rzekłaś. Ale muszę muszę brać w troki, bom się avkoryba zląkł:))↔Też żywotny:)↔Pozdrawiam
-
Ƥɾzҽɾաɑղყ Rყsմղҽƙ
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nata_Kruk ↔ Nie chcę się rozkminiać na trzy portale, gdyż bym nie podołał z czytaniem i komciami. Nie komentuję, nie z racji tego, że ludzi nie szanuję, jeno z przyczyny, którą słownie ziściłem w przeszłości tego kometa. Sprawiedliwie, kogokolwiek. Natomiast nie ignoruję umysłowo, komentarzy, bo to nie uchodzi, nie odpowiadać. No może trochę, gdy człek zapomni, z racji np: piątej klepki odbitej:) Taki stan na dzisiaj jest... Que sera sera... Za to mam wszędzie ten sam nick. Jeden jedyny:)) Pozdrawiam:)) -
Ballada Człowiecza
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Olgierd Jaksztas↔Gdybym był aż taki genialny, jaki nie jestem, to byłbym genialny. Pozdrawiam🙂:) -
JWF↔Dzięki:)↔Wszystko jest dla wszystkich, tylko zależy czy owe wszystko, pasuje do wszystkiego i nie niszczy wszystko, jeno tworzy. Podobne jest z weną. W końcu dopadnie:)↔Pozdrawiam:))
-
W słonecznej osadzie, życie upływało sielankowo i w istocie takim było. A to dlatego, że raz na pół roku nawiedzał ową, poczciwy drapieżca. Doprawdy do rany przyłóż. Szczególnie do tej, którą własnymi pazurami zadawał. Trzeba jednak przyznać, że empatii mu nie brakowało. Męczenie ludzi przed śmiercią, nie wchodziło w rachubę. Ze swoistą gracją i wrodzoną elegancją, najpierw głowę odgryzał, czopował, by z wierzchołka tułowia nie sikało czerwienią, a następnie brał resztę pod pazuchę, zanosił do pobliskiego lasu, by tubylcom nie brało się na wymioty i zjadał godnie, z należytym szacunkiem dla posiłku. Kości zakopywał, żeby któryś z tubylców, się nie potknął i nie nadział na ostrą kość. W zamian za ten co półroczny rytuał, bronił tubylców od wszelkich paskudnych drapieżników. Im jednak głów nie odgryzał. Inaczej to załatwiał. Mieszkańcy dobroczyńcy zabić nie mogli, gdyż był nieśmiertelny. Aż kiedyś trafił na takiego samego, lecz większego od siebie. Tenże charakteryzował się tym, że miał w zadzie jego nieśmiertelność. Po prostu go wziął i rozszarpał, z których rozszarpany, już się w całość nie pozbierał i takim rozszarpanym pozostał. O dziwo, wbrew obawom społeczności, zaczął postępować dokładnie tak samo, jak poprzednik. Nie torturował, odgryzając po kawałku żywe ciało, jeno najpierw, głowę odgryzał. Lecz kiedyś mieszkańcy popełnili błąd. Chociaż pewności nie było. Mógł to być, zwykły zbieg okoliczności. Buszował w osadzie, też poczciwota, ale głupi jak but bez sznurowadeł i wszystkim życie uprzykrzał, na swój upierdliwy sposób. Wspólnie jednomyślnie, oprócz wspomnianego, podjęto decyzję, że do odgryzienia głowy, nie będzie przeznaczony tubylec, jak zwykle w drodze losowania, tylko zostanie podstawiony głupek, by mieć święty spokój, raz na zawsze. Załatwić problem, szponami drapieżcy. Wszystko poszło jak po przysłowiowym maśle. Odgryzł mu głowę i resztę zaniósł do lasu. Minęło wiele, wiele lat. Wymarły poprzednie pokolenia. Lecz kiedyś, słonecznego popołudnia, drapieżca 2, zupełnie nagle oznajmił, że należą mu się, wszystkie zaległe desery, łącznie z odsetkami i zadośćuczynieniem, z uwagi na zakłócenie rytuału, które nastąpiło w przeszłości. Jakie desery, jakie zakłócenie? – pytali ze zgrozą w umysłach, teraźniejsi.
-
jestem drapieżcą łagodnym jestem co niejednego pozmieniał pewnie odpocznę deczko poleżę w rowie gdzie nawet niebo przygniata głowę moja gitaro brzdęknę ci w strunę a ty mi powiedz dźwiękiem jak umiesz jesteś drapieżcą łagodnym przecież choć porąbanym to wciąż człowiekiem słoneczna wiosko moja ty przystań gdzie mnie matula z łona wycisła właśnie tam idę zaśpiewać piosnkę żeby wiedzieli jaki wyrosłem w miejscu dzieciństwa zaśpiewam koncert o krwawym ptaku co zagryzł wiosnę miałem ja w życiu cele przeróżne została jedna czy inne później z matką przygłupów wspomnienia kończę widząc przez okno wschodzące słońce
-
Ƥɾzҽɾաɑղყ Rყsմղҽƙ
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
TylkoJestemOna↔Dzięki:)↔Ale co to za szyfr?↔Jam nie kumaty we wszystkim, jeno błędnym ludziem :~)↔Pozdrawiam:) Nata_Kruk↔Dzięki:)↔Hmm... nie bardzo wiem, jak zrozumieć drugą część komcia, by nie wlecieć w otchłań niezrozumienia :~)↔Chyba?↔Pozdrawiam:) -
tajemnym drzewem jesteś lubię spozierać na twoje gałęzie lecz szumisz do mnie jednym owocem górą kilkoma tak trzeba inaczej mógłbyś poznać nazwę drzewa
-
1
-
Na białej kartce, koślawy szkic, tylko. Ktoś narysował. Kiedy? Jak dla mnie, przed chwilką. A kto? Siedziałem, przy małej rączce z kredką. Rysowało. Lecz na błękitnej kartce dokończy całość. Dziwnie prawisz. Jakbyś śnił. Daj już spokój mi. Mam mętlik w głowie. Nic więcej nie wiem, nie powiem. Jestem tylko, przytulanką na grobie. ∞ Wersja 1 Na białej kartce, koślawy szkic został, tylko. Ktoś narysował. Kiedy? Jak dla mnie, przed chwilką. A kto? Widziałeś? Tak. Siedziałem obok, żwawej rączki z kredką. Rysowało, lecz już na wietrznej kartce dokończy całość. Dziwnie prawisz. Na wietrznej przez: er zet, czy przez czy? Daj spokój mi. Mam mętlik w głowie. Nie wiem, nie powiem. Jestem tylko, przytulanką na grobie.
-
Koza na Orionie
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
TylkoJestemOna↔No tak, no me. Nie wypieram się. Przyjmuję na klatę, wszelką odpowiedzialność, czy zimą, czy latem:))↔Pozdrawiam :~) -
Kasztanowe Ludziki
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Kwintesencjo↔Dzięki:)↔A zatem miło mi, że ujął i też↔Pozdrawiam:)) -
Statek kosmiczny: O Mały Włos Czarna Dziura, zawrócił z kopyta. A może nie tyle zawrócił, co poleciał nie w tym kierunku co trzeba. Znalazł się w otchłani kosmosu, gdzie jeszcze żaden obiekt nie gościł. A jeżeli nawet, to teraz już go tam nie ma. Bo to dziwna kraina. Nawet jak na takie szczególnie rozległe miejsce, jakim jest Wszechświat. OMWCD nie zderzył się co prawda, z tamtym co wracał stamtąd, ale może dlatego, że nie miało co wracać. ~Na statku - ROJP~ Wycieczkowy statek kosmiczny o uroczej nazwie: „Rajska Odyseja Jeżeli Przeżyjemy”, płynie na falach czarnej materii, po rozdrożach kosmosu. Jak wyglądają istoty wewnątrz, to w istocie nie wiadomo. Natomiast można przypuszczać, że wyglądają przez okna. Czy otwarte, czy zamknięte, to już zależy od tego, kim lub czym są, czyli ile wytrzymają. ~Oczy - Obserwator~ Dla postronnego obserwatora, stało się jasne {ale nie jak Słońce, bo to nie ta gmina}że jeden z nich wyjrzał i przeżył, bo wskazał czymś i krzyknął: tammmmm! Postronny doleciał do takiego wniosku, bo miał tą wadę, że wszystko słyszał i rozumiał. Spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył: OMWCD. Miał też przenikliwy wzrok. Zajrzał zatem do środka, by stwierdzić, co tam się wyprawia. Zobaczył, że nic nie zobaczył. Obiekt był wydmuszką pustą w środku. Nawet taki Obserwator, co wiele już w swoim życiu widział, zdziwił się trochę. Chociaż akurat w jego przypadku oznaczało to, że go po prostu zamurowało. Aż nagle ściana na niego poleciała, bo ujrzał, że OMWCD wywrócił się na lewą stronę. Teraz dostrzegł wszystko: pełno tego i owego oraz małych obiektów, biegających gdzie tylko się da. Nic im nie było. Patrzył i patrzył i nie wiedział na co spogląda. Jego wyobraźnia nie miała w sobie tego typu fragmentów obrazów, z których mógłby tworzyć całe obiekty. A zatem widział, ale nie wiedział co. Jakieś zamazane kształty. Wnerwił się trochę i pomyślał, żeby wziąć numerek na okulistę. ~Na lewej stronie ~ – No nareszcie możemy oddychać brakiem tlenu. Od razu lepiej. – A jaki miły chłodek. – Rozległy ten pokoik. – Tylko jakieś oczy nas obserwują. – Czy musimy tak ciągle biegać? – Tu mamy więcej miejsca, niż po prawej stronie. – Po prawej, nikt nie widzi, jak sprawnie nam idzie. – A my lubimy pochwały. – O tuż to. – A ja stanowczo żądam krytyki. W głowie mi się przewraca. – Gdybyś ją miał, to bym uwierzył. – Muszę dbać o zrównoważony stan ducha. – Obiekt się do nas zbliża. Widzę napis: Rajska Odyseja Jeżeli Przeżyjemy. – Akurat przybiegłem. Oczywiście, że przeżyjemy. Tylko mnie nie straszcie. – Nie my, tylko oni. Jeden nawet przez okno się wychyla. – Pomachajmy mu. – A niby czym? – Znowu oczy rozbłysły. Widzieliście. Tam daleko. Spiralne jak galaktyka. – Ej, co ty gadasz? To zwykłe oczy. Tyle, że duże. Chyba, bo pusto tu jakoś. Mogą być blisko i małe, lub duże i daleko. – Wyleciał przez okno! – Za bardzo się wychylił, w kierunku Czarnej Dziury. – Widzę, że pije mleko z Drogi Mlecznej. To go wzmocni. Przeżyje. – To gdzie my w końcu jesteśmy? ~Na statku - ROJP~ – Łapcie go. Oddala się od nas. – Może tamci złapią. – Ma na sobie jakieś okrycie? Bo jeżeli nie, to po nim. – Nie mów takich normalnych zdań, w takim tekście. – Dobrze już dobrze. Chleje mleko… – To już było! Opanuj się. – Doi kozę na Orionie. – To ta koza ma trzy nogi. – A niech sobie leci. Wiadomo to, co by z niego wyrosło. – Tak już lepiej. ~Na statku - Pomywajec Galaktikus~ – No dalej dalej. Pomywamy. Niepotrzebne naczynia z burtę. – Widelce też? – Tylko talerze. – Robi się! ~ Na lewej stronie - OMWCD~ – Na prawą stronę!! Ale już!!! Latające talerze nas atakują!!! – Ale małe jakieś. Palcem się pstrknie… i bum! – Czym? – Nie wiadomo, czy małe. Na pewno paskudne. Resztki jedzenia są najgorsze. Maszynerię mogą zapaskudzić. – Nie widzę guzika, co na prawą przewija. – To naciśnij byle co. Może też zadziała ze zdziwienia. – Widzę guzik, ale mi ucieka. – Dostałem sosem po oku! – A ja skrawkiem kości w nos. – W nos? A co to jest? – Talerze coraz bliżej. – Mówiłem, że napęd biologiczny jest niepewny. Może się rozbiec po całym statku. – Tylko guzik ucieka. – Dostałem talerzem. Umieram. Ale nie zupełnie. To był akurat hologram. – Ale reszta nie! – O w mordę karła białego ! Hura! Przewijamy się. Na guzik zleciał talerz. Atakujący nas uratowali. – Chyba nie chcieli? – Nie ważne. ~Poza statkiem - ROJP~ – Talerz mi się przydał do zupy mlecznej. Piję przez rurkę. Tylko nie wiem, co ze mnie wyrośnie. ~Oczy – Obserwator~ Tak naprawdę, to ja wszystko relacjonowałem. Teraz mam oczy zachlapane: mlekiem, resztkami jedzenia, napędu i głupawym tekstem, na którego nikt nie spojrzy. No i co z tego. Jeżeli chociaż jeden przeczyta, to i tak będzie ponad normę. Ale i tak mnie wyłączą. Chociaż tak się starałem. Zgadłem.
-
Kasztanowe Ludziki
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nata_Kruk↔Dzięki:)↔Jeżeli tak, to zapewne z Drogi Mlecznej. Nie cierpię mleka, od czasu, kiedy łyknąłem kilka kropel mlecznych gwiazd, ze spodeczka, leżącym na horyzoncie zdarzeń, należącym do serwisu deserowego, czarnej dziury:) Pozdrawiam:)) -
dwa kasztany z kasztanowca jesienne miały marzenie skrzydła gdy spadną napotkać szybować wspólnie pod niebem miłość ich była jak drzewo wielka na której zawisły aż kiedyś się wszystko zaczęło z kolczatki na ziemi wyszły * nosków klonu smutna mowa chcą koniecznie być potrzebne czy możemy przylgnąć do was pofruniemy z wami chętnie dziwne ptaszki krągłe piękne wśród jesieni ślicznej złotej dwa marzenia razem wzięte by się cieszyć wspólnym lotem * mówi chory ludzik mały choć nie znają takiej mowy to już wiedzą o czym marzy o ludzikach kasztanowych w pokoiku obok misia stoją stworki dwa skrzydlate uśmiechnięte dziecko dzisiaj gdyby spojrzeć na wiosenną między nimi fotografię
-
Raz, dwa, trzy. cztery. A co to? Odliczanie do startu weny. Pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć. A to? Wiersz dla Ciebie:)
-
Na motywach dawnego opka. ---------------------- Dziecko radośnie mruga. Siódma rocznica początku. Czeka. Nie ma dziś problemu ze słuchem. Naciska. Za chwilę widzi. Mama idzie ciężkim krokiem. Tak. To ona. Lśniąca powierzchnia odbija promień słońca. Prowadzi zabawkę. Fajna mama. Obiecała i kupiła. Dziecko będzie miało towarzystwo. * –– Zabawko. Pobawimy się? –– Chcę do strefy. –– Jesteś moją własnością. To ja decyduję! –– ... –– Znam spoko grę. Odczepianki – doczepianki. –– ... –– Masz polubić! Wzajemny demontaż i montaż części jest fajny. * –– Przyznaję. Złamałam zasadę. Nie przeczytałam instrukcji obsługi. Odczepiłam wszystko. Coś z tego obrzydliwie sikało. Nie mogę przyczepić ponownie. Popsułam prezent. –– Nie smutaj! Kupimy nową. A ten bajzel, tatuś wyrzuci do odpadków biologicznych.
-
Kurcze, ale miłość!
Dekaos Dondi odpowiedział(a) na Dekaos Dondi utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Violleta↔Ech... Różnie z tą miłością bywa. czasami jest, a czasami odpływa:) Pozdrawiam:) * TylkoJestemOna↔To chyba też zależy, od empatii żołądka:)↔Pozdrawiam:)) * Nata_ Kruk↔Dzięki:)↔Raczej na pewno:)↔Tak Dondi prawi:)↔Pozdrawiam:)