Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marekg

Użytkownicy
  • Postów

    749
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez marekg

  1. i zanim zasnę odgarniam śnieg w komputerze pulpit mrozem wieje w oczy gorący grzejnik pod parapetem mruczy i tylko brakuje nocy bez gwiazd bez chłodu nieba oglądam filmy Woody Allena co nas kręci co nas podnieca północny Paryż czy Barcelona drobne cwaniaczki i słodkie dranie wspomnienia z gwiezdnego pyłu co nocą błądzą na Manhattanie z purpurą róży ciepłem Kairu i zanim zasnę odgarniam śnieg na ławce która za oknem samotna stoi może dachowiec lub niczyj człowiek będzie aktorem tej jednej nocy
  2. Ustronny poranek w oknie tykocińskiego zamku w dali samotność idąca łąkami most uśpiony w zaciszu stali jak wygięty szkielet ostygła tęcza nad wędrującą rzeką się budzi Mój synek nazywa go -most Golden Gate Chociaż tu Złote Wrota Żyją wolniej I rzadziej jeżdżą cadillaki
  3. między czerwonym fotelem a porankiem usiadłem przy moście Szabadság hid tramwaje wyłaniają się w słonecznym kolorze jest jeszcze dość wcześnie na pierwszy łyk tokaju mityczny turul nie odleciał i tej nocy wierny ptak ulatuje w stronę wiatru jest kilka dni oknem dziecięcych marzeń ostatni pociąg sięga chmur czarny kot przeciąga się przez miasto za moim plecakiem zostają mruczące mosty kamienny krzyż i Jezus idący po Dunaju dzielę samotność jak kromkę chleba słów wiary w ustach mi zabrakło
  4. śpiewaliśmy cały dzień by pieśń nocy utopić w jednym winie cieniem kota zdrapałaś ostatnia nadzieję na słoneczny poranek uwielbiam gdy Kraków biegnie w moją stronę a moc Krakusa zwala z nóg
  5. a czy istnieje dalej klub Od Nowa , tam gdzie zaczynała Republika ?
  6. no Pięknie !!! torunianki i torunianie przejęli inicjatywę ...bardzo mi miło
  7. napisy zostają świadkowie odchodzą dopiliśmy ten wieczór wycinkiem niepolanej kropli wszystkie kubeczki smakowe zlizał wiatr mroźny kurant wybił czas kalecząc odłamkiem chwili tykający odruch życia nierozpoznawalne są dni i noce każda sekunda istnienia to milimetr może dwa zegar ma zawsze czas na zderzenie z lodową górą (napisy zostają) czas płynie okręt zatonął
  8. w świeżo zmielonej pościeli przytuliliśmy się w małej kawie z ekspresu dnia kapie wybudzony sen bez cukru z odrobiną rozkoszy unosi w łyżeczce nagie ciała za oknem piernik i Kopernik w niebo gwiazdkowym hotelu
  9. far­by skry­wają wieczór mik­stu­ra pus­tyn­nej róży do­sycha w uścis­ku dłoni sze­lest drzwi przy­gar­nia pier­wsze gwiazdy w ce­ra­micznych urnach rzeźbia­rze od­wra­cają głowy ko­ty dep­czą pa­zu­ra­mi po dachówkach miasta w głosie minaretów kra­job­raz po­wiewa na wietrze tu­ryści zbiegają po ryn­nie mętnej kropli drążąc ociem­niałe skały ca­mel upo­jo­ny fajką spokoju usnął na grzbiecie swoich pragnień bak­szysz od­dałem dżinnom głod­nych wy­kar­mi pierś nadziei
  10. a kiedy zima skrzypi pod nogami szukam płomiennej chwili w starym piecu grają kafle smak pomarańczy otula grzane wino wiem nie lubisz zimowych dni i krewetek grillowanych w czosnku zawsze pozostaje czekolada na słodko teatr oraz scena letniego słońca nie obchodzi nas tramwaj co uciekł na księżyc tylko żal kocich łapek wędrujących do snu samotne lampy mrugają do okien trzeszczy na minusie ten cholerny mróz i wtedy zaczynam błądzić między kocem a Tobą myślą i gorącym pragnieniem nie odszedłem daleko wciąż jestem tak blisko Ciebie
  11. najpierw był przewodnik kilka kartek dalej Praga ociemniała zwisała z nieba słońce grzebało się w chmurach na dzień dobry jestem tu przejazdem mam swoją ławkę i ciepły termos na moście Karola deszcz rozlał się po ulicach w wilgotnym powietrzu drżał pierwszy tramwaj kilka parasoli dalej szukałem pustego hostelu i skrawka suchego poranka ze śniadaniem w cenie
  12. czas bez plecaka jeszcze niezapisany jeszcze nienamalowany nikt nie podrzucił kukułczych jaj nie rozpakowałem rozgniecionych planów na pustym lotnisku w zamkniętych szufladach vouchery bezimiennych podróżników przepaść to jedyne słowo między mną a dowolnym kierunkiem na skrzydłach samolotu ptaki goniące po niebie resztki chmur i samotny błękit szklane Pendolino oddala się z dworca bez podróżnych i konduktora kukułcze jaja układam w opuszczonych gniazdach
  13. ten sms wysłałem sam do siebie w natarczywym czasie kiedy wszystko zastygło wbrew zasadom zdrowego oddychania skąpy w wyrażone słowa o pojemności mojego sumienia w nastroju korka szampana przybył po dwóch piknięciach w proroczym odejściu mijających sekund jak dziecko rozwalałem pałac z klocków oczekiwań i wspomnień za moim oknem nieumytym i zeszłorocznym opustoszało niebo zamknięte w małej butelce zimnego poranka
  14. za skrzydłami gołębia przeleciał mur ze wszystkich zakątków dzieciństwa wydobyłem wspomnienia utkną na lata w inaczej sformatowanych cegłach bohaterowie zaginionych bajek odwrócili twarze zginęli wkrótce na zaminowanym polu medialnej fantazji ale teraz jest zima jak co roku z deficytem śniegu i ostatnim pożegnaniem kilku przyjaciół pamiętnik dławi się od nadgryzionych słów już na następnej stronie kolejny kalendarz Majów
  15. @ais Dzięki za uwagę >
  16. w okruchach chabrowego wieczoru obudziły się pierwsze gwiazdy namalowane niebo odsłoniło twarz kopuły cerkwi rozpromieniły się złocistą ciszą Jagiellońską przebiegł bursztynowy kot stanęliśmy przed ikoną w modlitwie i blasku świec w zmęczonych oczach liczyłaś moje łzy za kwadrans odjeżdża ostatni pociąg zanim minie peron zgasną wszystkie świece pojawi się wiersz i łza ukryta w zakamarku twarzy
  17. w tęsknocie wędrowania rozpływam się w obłokach szukam wędrowców skazanych na bezdroża samotnych z niedokończonej podróży z mapą w ręku zamykam oczy świat zakrył usta i nos za nitką horyzontu gaśnie kłębek zimno-białego dnia wybudzimy się jutro na pustym lotnisku o kilka chwil starsi
  18. gdzieś w okolicach piątej dryfuję do góry dnem niebo gubi chmury perony mają smak próżniactwa na ścianach miasta budzi się niedziela mijam stację Aniołów wirtualna ręka częstuje mnie porannym espresso życie to piekło krzyczy wariat w głębi ( na lewo) wyjście ale Bóg jest tak wysoko dom tak daleko
  19. @Lahaj Dziękuję
  20. na tej twarzy nie było słońca spacer online bez wiatru i chłodu w górze ekranu kilka betlejemskich gwiazd dziś prześlę Ci mój głos i emotikon z radosną buźką grudniowe wiersze odczytam w głuchej przestrzeni potem wymodeluję bałwanka bez refleksji w białym śnie czarnej klawiatury
  21. idź sobie pobiegaj po księżycu aż w głowie się zakręci mrugnięciem kociego spojrzenia sprowadzę Cię na moją dłoń oczyszczona pełnią otulona w gwiazdy powrócisz ostatnim tramwajem ta noc pojedzie kilka przystanków dalej ranek powitamy czajem i spojrzeniem w grudniowe okno spadających z nieba niedowiarków znajdziemy w roznegliżowanej szafie
  22. pamiętasz było kiedyś ta­kie nieme kino z lus­tra­mi i pus­tym bufetem cza­sem ko­bieta w golfie sprze­dawała tam herbatniki zja­daliśmy je bezszelestnie a wokół słychać było krzyk łuszczo­nych małych pestek zbi­ci w jed­no ciało szu­kaliśmy bezustannie gniazda prawdy nadzieja przyk­ry­ta śla­dami czołgów jarzyła się śniegiem w ciemności nig­dy nie przes­tałem wierzyć że Wol­ność is­tnieje realnie
  23. pamiętasz jak we śnie zrywaliśmy kwiaty potem w zwiniętym arkuszu nieprzespanej chwili szukaliśmy siebie gdzieś na brzegu dnia ułożyłem Ci bukiet z kwiatów przykryłem ciszą pościeli nie martw się kochanie wszystko pozostało jak wczoraj w tej bieliźnie czasem płatki wspomnień znajdziesz
  24. złamano nos w narożniku pozytywnych uczuć pięścią przerażonej dłoni zmieniono kolory wycięto klamki podróż wyję jak wilk siedząc na księżycu z mapą marzeń klucz lecących ptaków zamknął niebo ornitolodzy podążają za cieniem kota wiatr rozdrapał chmury
  25. schody dnia twarze rzeczywiste na przekleństwa najlepsze są papugi ktoś zapala znicz na skrawku asfaltu w cieniu mijających sekund zmieniamy kolor oczu powoli zdejmujemy wszystko za drzwiami schłodzone niebo łódki z wioślarzami skrzynka na paznokcie życie nie zawsze drapie czasem zostawia awizo
×
×
  • Dodaj nową pozycję...