Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

marekg

Użytkownicy
  • Postów

    670
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez marekg

  1. pięknie
  2. wchodzimy do lasu jak do siebie przez otwartą wilgoć ciało nakrył deszcz duszę uniosły drzewa z szelestem liści przebiegł listopad kolejny nie liczymy już oddechów natury niech ta chwila pachnie życiem w ciszy zmówmy kolejny wiersz
  3. to tylko cień w nieoznakowanym locie motyla są dwa skrzydła prawdy na koniec lata umiera uniesione ku niebu na dłoniach lęku w przestrzeni czasu przestały tykać potem pojawi się nekrolog poczwarka i jedno muśnięcie skrzydła
  4. zbiegliśmy z krainy wierszowanych bajek dziewczynka o włosach w kolorze kasztana zrywa pomarańcze nad lazurowym morzem tańczy anioł a gdzie oliwki pytasz wyciągnij dłoń a potem zamknij oczy wtedy poczujesz smak całej wyspy skaleczyliśmy się odłamkiem marzeń krwistym winem które upija dzień i budzi noc jutro odnajdziemy ślady Hipokratesa zarażeni podróżą nieuleczalni
  5. w tym sadzie nie ma słów jabłka za bezcen spadają z drzew jest nierealnie jak w szklance zagęszczonego soku o smaku natrętnej reklamy Pan cieć wpuszcza zgrabnych widzów najpierw zakładamy okulary następnie maseczki uśmiech dostaniemy gratis po przejściu pierwszej malowanej łąki uważajcie na krowy są on line ale bodą i barabanią rogiem gości na sztucznej trawie częstują kartonowym mlekiem potem odlecą bociany zakumkają plastikowe żaby nakręcona myszka udławi kota tu dawno mleko się rozlało a dzieci przestały płakać
  6. usiedliśmy przy niebieskiej cerkwi pamiętasz kiedyś byliśmy młodzi dziś pozostał ten sam uśmiech i niewinne dziewczęce spojrzenie na grobach dziadków iskrzą znicze odwróciłaś kwiaty w nasza stronę wspominając w malowanych słowach Wiecznaja pamiat - Człowiek cierpi i kocha w następnej zwrotce już płynie rzeka między pamięcią a snem błyszczy Narew szukasz dawnego echa w tajemnicy życia słońce zakrywa powoli usta utkany z kawałków wieczornego nieba z zapachu łąk kolorów dyni wspomnień powietrza ludzi i cieni podlaski krajobraz letniej chwili
  7. ukradłaś zapach kwiatom powiedz mi jak daleko wieje ten wiatr co przepędza puste myśli a potem w welurowym śnie okrywa ciepłem słowem z kolorów jesieni lubię ten złoto bursztynowy o aromacie palonych liści z niebem październikowego wieczoru chłodem ostatniej zieleni na biszkoptowych skrzydłach budzi się mały anioł z utkanego nieba powstaje człowiek życie skacze radośnie i wtedy bawimy się sobą w odwróconej strukturze chwili
  8. za oknem ruda jesień ty śpisz a kołdra moknie świt sprawia ból chociaż tańczą złote liście w bramie wirtualny deszcz w wilgotnym płaszczu wybudzona brunetka czeka na autobus 23 trwa uliczny dialog słowa niczym przemoc przerywają ciszę a ty jesteś w mych ramionach dziś nie ma początku dnia życie rozdaje malowane maski dotkliwie gryzą azjatyckie biedronki za drzwiami szczekają ludzkie sumienia
  9. Ustronny poranek w oknie tykocińskiego zamku w dali samotność idąca łąkami most uśpiony w zaciszu stali jak wygięty szkielet ostygła tęcza nad wędrującą rzeką się budzi Mój synek nazywa go -most Golden Gate Chociaż tu Złote Wrota Żyją wolniej I rzadziej jeżdżą cadillaki
  10. w świeżo zmielonej pościeli przytuliliśmy się w małej kawie z ekspresu dnia kapie wybudzony sen bez cukru z odrobiną rozkoszy unosi w łyżeczce nagie ciała za oknem piernik i Kopernik w niebo gwiazdkowym hotelu
  11. dla święte­go spokoju uli­cy radości sma­ku ust uschniętych kaszta­nowych gości hałd liścias­tych kupek wys­traszo­nych jeży oniemiałych kobiet codzien­nych pejzaży i gdy słońce wrzesień w paździer­nik zaklina złoto idzie w górę z nieba krop­la spływa mo­da już jesienna dieta odmieniona... i gdy w rączki zimno w wieczór łapiesz doła ciem­no i cholernie pus­to dookoła wte­dy przy stoliku chruczy dzika krówka je­sien­nie polana schłodzona żubrówka
  12. @Antosiek Szyszka Dziękuję . To ma być teks piosenki , mam nadzieje udanej
  13. pamiętasz był taki magiczny park w kolorze żółtego sera na ławce siedział ten sam kot czasem samotna kobieta w odcieniu jesieni spadały kasztany zrzucając kolczaste skórki wtykaliśmy w nie zapałki tworząc rączki i główki a w oknie siedziała babcia i orszak jabłek czerwonych dom pachniał wieczorem i chrustem w piecu palonym wszystko było zwyczajne i tak kiełbasę nazwano nie było crunchipsów i musli tylko kożuch z owsianką co rano
  14. pamiętam to zimne spojrzenie w kolorze spranego błękitu słowa ubrane w czapki biegały mi po głowie karzeł obraził się i odszedł opustoszały myśli z twarzy spłynęła oczywistość rodząc kałuże drwin nie do śmiechu bywalcom szczęścia świat w biskupim odcieniu nie ma łez nie ma tła ale próbuję malować to jest jak twój poranny uśmiech w lekko niedogotowanej kuchni obrany z uczuć podgrzany bez pieprzenia
  15. na klawiaturze ulic czarna hiszpanka rozrzuciła nuty biały piesek rozkołysał wieczór zebrałem fortepian moich uczuć w kawiarni Chopin dopijał kawę wbrew wszelkim zasadom istnienia
  16. @miauczenie owies anonim , przedstawiciel osób r. męskiego
  17. taplam się bez kapelusza po wieczornym niebie gwiazdy huśtają bezkresem dziś smakuje nam świat w oknie chwila z księżycem zapach snu i księga marzeń w gęstej nocy nie ma słów są usta co zgasiły dzień przebraliśmy się w nagie ciała jak sobie pościelisz tak się pokochasz wpisz login i krótki pin zacznij od czarnej kredki w żarłocznej godzinie młodzi wtuleni w grzech zjadają siebie słychać odgłosy trawienia Artur rozrzuca wspomnienia niech wabią samotne kobiety kielich tulipana zamyka w dłoni dobranoc
  18. za szklanką morza ujrzałem brzeg kołyszący oddech duszy w tangu mocnej rakiji wiatr przegania chmury drwiąc z wędrowców na odległość w kierunku nocnego Istambułu W Pomorie jest katiusza i codzienny cerkiewny dzwon rzeźby samotności odganiam rankiem kawą i zakuskami każde morze mieni się inaczej Czarne pragnieniem przebycia samego siebie
  19. nigdy jak dotąd. @miauczenie owies nigdy o tym nie myślałem
  20. w nowym wcieleniu balkony rozdają kwiaty rudy kot dokańcza akt z zamysłem szczekania na przyjaciół aktorzy w ciepłym mleku sfermentowali noc kefir kefir kefir nadzieja na początek dnia za oknem zabrakło nieba dziś tylko ptaki i kawałek porzuconej chmury tramwaj rozjeżdża Żoliborz oczy szukają jesieni widząc konające kleszcze pod pachami mostu
  21. z płaszcza starego pianina zdejmuję śpiący kurz przyzwyczajam milczącą duszę do rzeczywistości i wystukuję nowy rytm pustka odbita zagubioną nutą na tarczy zegara odlicza czas bawi się naszym życiem wlokąc za sobą głos sumienia dlatego czasem wśród białych ścian szukam portretów wczorajszych dni
  22. wybieramy się w podróż na drugą stronę ulicy dziś nie przyjechał tramwaj 23 zbyt mokra i pusta jest ta niedziela rozdano tylko parasole w kolorach mocnego drinka bez promieni cytrusowego słońca każdy polał sobie z sumieniem ust koty owinięte w swoje mruczanki zagubiły własne ścieżki cztery łapki śpią w zaciszu dnia nie rzucajcie w niebo kamieniami niebo jest odporne na agresję
  23. kiedy powróciłem do swojego miasta najpierw zatrzymał się zegar potem pociąg na stacji zamknięto kasy prosimy zakrywać usta i nos krzyczał głuchy peron potem było cicho jak nigdy odkazić zdezynfekować przemyć maski maseczki twarz i gdzieś w oddali człowiek a jeszcze dalej bezludny świat pij koteczku pij jest już późno na ostatni kawałek myszy bez bajeczki i maseczki pomruczmy teraz na pustej ulicy kocie łby odpowiedzą echem
  24. to taki eteryczny wieczór w kolorze kwiatu pomarańczy narodzone słowa mrugnięcie rzęs i jeszcze słodycz obrana do naga lewą nogą odkrywasz dzień ciało jeszcze śpi w niedzieli pościel w błękitne kotki miauczy chromatyczny sen ucieka w pustkę w zgiełku wspomnień słyszałem o Tobie tu ślepcy szukają drabiny wolności dotyk miłość w rzece utopi i rzeczywistość skarcona facebookiem a ten blok to mój dom tylko oczy cudze w gęstwinie czasu zarasta ludźmi pętla grzechu na zaciśniętym niebie Bóg przestaje widzieć i nie widzi Ciebie
  25. opłyń mnie strumyku dookoła w mojej wyobraźni są ostatnie krople o smaku jesiennej ryby w herbacianym lustrze brzeg zieleni i stara owdowiała brzoza dwie sarny stare panny plotkują pod chatką szeptuchą w taki dzień nie robię zdjęć wolę uciec z moją kapuścianą głową i rozpłynąć w kolorach doczesności nie mam mnie mogę być Twoim autem ukochanym modelem zgrabnego rocznika martwym kelnerem podającym kawior a kiedy wracam las jest pełen grzybów które z zapałem wyrywają ludzie Muchomory
×
×
  • Dodaj nową pozycję...