wędrowałeś w przestrzeni absurdu
wstrzymywałeś oddech z podziwu i ciszy
oglądałeś różowe zatoki
migdałowe plaże
gładkość ich żółtego piasku
nieporównywalna z żadną
linią prostą była
idealnym podłożem
dla znaku równości
pomiędzy domysłem a prawdziwością
słowa odwaga
bo czym jest odwaga
schowana za pazuchą strachu
przywalona stosem niejasnych określeń
przesłonięta czerwienią księżyca
fantazją świtu
nie budująca rzeczy czytelnych
jedynie odruchem niepotrzebnym
nie zgadzam się na poezję
chwilowego jarmarku
wysypu zgiełku pustego NIC
na poezję udawanego aplauzu
której brakuje zaklęcia
ognia i popiołów
poezję pozbawionej granicy
jasności i cienia
nieprzypierającej uwagi do muru
na poezję leniwą
jak ciepłe światło
poezję bez magii
dostojeństwa katedry
na poezję
pisaną drobnym maczkiem
szukałem właściwego słowa
do rozprawy o posłuszeństwo
wtedy sąsiad vis a vis
Pan Czesio niezły birbant
biegły w sprawach skojarzeń
sympatyk przeszłości
tkwiącej w nim jak zadra
z miną nadąsanego osła
stwierdził stanowczo - odwaga
znał te emocje
żył pośród ludzi pierwszego świata