-
Postów
4 532 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Arsis
-
@Somalija oj tam zaraz nie zostawił...
-
Ja tu umarłem. W tym bezkresie smutku. W tej pustce… W ziemi jakieś ostatnie oddechy. Splątane w bezładzie korzenie… Sen trwający wiecznie… I w tym śnie powracam krokiem schwytanego. Chyłkiem, tymi drzwiami w zimnych sześcianach powietrza. … Przed chwilą był tu regał z książkami, teraz fasada domu, jakże do niego podobna! Znowu nawiedzają mnie jakieś majaki. Mieszają wszystko, co widzę. Wciągają podstępnie w świat urojonych imaginacji. … Stoję na opuszczonym podwórzu, między fasadami kamienic. Noc ściska moje skronie. Wirują mgławice… Nade mną niebo pełne odprysków mżących jak kryształ. Z okien pierwszej widzę okna naprzeciw, skryte w gałęziach szumiących topoli. Albo milczących doskonalą nieruchomością rzeczy. Z okien drugiej -- fasada czysta bez skaz. Jednak i tu są one ciemne i puste. Omiatane jedynie księżycowym snopem srebrnego blasku. Lecz oto wspinam się po krętych schodach z kamienia. Wysoko. … wysoko…. jeszcze wyżej… A więc, znowu idę w tym migocie gwiazd, które są tak przerażająco zimne. Dotykam szczytu grani. Srebrnego masywu na wyobraźnię. I w tym zimnie płynie w dole rzeka sennych widm. Przekazują coś sobie w świetle, nie-świetle padającym od wiszących lamp. I w tym świetle płyną obszerną halą jakiegoś wernisażu, niosąc wielkie fotografie mówiących twarzy. Co mówią? Nie dosłyszę. Albowiem przerasta je gwar szumiącej zewsząd trawy. Jesteś obok. Ujmuję twoją dłoń. Wiem, że mnie kochasz. Szepczesz. Szepczesz... Poruszasz milczącymi ustami… Dajesz mi obrączkę podczas tych swoistych zaręczyn. Ja daję tobie… … Gdzie ja jestem? Na polu. Pośród wilgotnych grud rozjechanej ciężarówkami ziemi. Stoją w nieładzie. Przeżarte rdzą. Opuszczone. Zdewastowane artefakty zdewaluowanych koszmarów. . W straszliwej radiacji okadzającej umysł. Wodzę wkoło oczami. Wyciągają się ręce, czyjeś ramiona otwarte szeroko jak grób. Ciemną kreskę dalekiego lasu opływa flotylla mgieł. W tej ciszy urojonej. W piskliwym szumie gorączki… W karmazynowym blasku nadciągającego zmierzchu otwiera szeroko usta, by przemówić… śmierć… (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-28)
-
1
-
@Somalija czytam Eksploratorów przepaści - enrique vila-matas`a, to opowiadania o życiu. ale to tylko mistyfikacja, albowiem chodzi tu o coś więcej... czytam też o siergieju korolowie, radzieckim konstruktorze rakiet z lat 50. oraz igorze kurczatowie, radzieckim fizyku jądrowym, i andrieju sacharowie. to w przeciwwadze wobec działań wernera von brauna, roberta oppenheimera i edwarda tellera...
-
@Somalija ooo, 1400 wyświetleń w godzinę. gratuluję popularności!
-
Zbliża się w dziwnej metalowej masce. Z wywierconymi w niej niesymetrycznie wieloma otworami. O różnej wielkości, różnym kształcie. Tam, gdzie powinny być oczy albo uszy, bądź usta… Coś, co jest zdeformowane zwielokrotnionymi mutacjami syndromu Proteusza, czy von Recklinghausena... Żywe, to? Martwe? Ani żywe, ani martwe. Idzie wolno w szpiczastej, nieziemskiej infule, jarzącej się na krawędziach odpryskami gwiazd. Idzie w ornacie do samej ziemi, ciągnąc za sobą szeroką szatę po podłodze usianej miliardami ostrych jak brzytwa opiłków żelaza. Najpewniej chce wydawać się większym. Tylko po, co? Przecież jest już i tak największym wobec swojej ofiary. Jest tego dużo, tych wielobarwnych luminescencji i tych wszystkich mżeń. Jakichś takich niepodobnych do samych siebie w tej całej gmatwaninie barw, wziętych jakby z delirycznej, przepojonej alkoholem maligny. Idzie wolno, albo bardziej skrada się jak mięsożerca. Stąpa po rozsypujących się truchłach, których całe stosy piętrzą się po ciemnych kątach, bądź wypadają z niedomkniętych metalowych szaf… Lecz oto zatrzymuje się w blasku księżyca. W srebrnej poświacie padającej z ukosa przez wysokie witraże tak jakby fabrycznej hali. Rozkłada szeroko ramiona z obfitymi mankietami, upodabniając się cośkolwiek do krzyża. W rozbrzmiałym nagle wielogłosowym organum, płynącym gdzieś z głębokich trzewi. Rozbłyskują świece. Ktoś je zapala, lecz nie widzę w półmroku, kto. Jedynie jakieś cienie snują się w oddali, aby rozfrunąć się z nagłym krakaniem niczym czarne kruki, co obsiadają pod stropem kratownicę gigantycznej suwnicy. Otaczają mnie pogłosy metalicznych stukań, chrzęstów w tym grobowcu martwych maszyn. Pośród pogiętych blach, zardzewiałych prętów, zdewastowanych frezarek z opuszczonymi głowami… W odorze rozkładu rdzawych smug znaczących ich puste w środku korpusy… Wśród plątaniny niekończących się rur, rozbebeszonych rozdzielni prądu, sterowniczych pulpitów, nieruchomych zegarów… Tryliony komórek naciekają wszystko w szmerze nieskończonego wzrostu. Pośród zwisających zewsząd cuchnących szmat przedziera się niezwyciężona śmierć. Na aluminiowym stole resztki spalonej skóry. Skierowane w dół oko kobaltowej lampy zdaje się nadal je przewiercać kaskadą rozpędzonych protonów. Mimo że wszystko jest milczące, dawno zaprzepaszczone w czasie i bezczasie… Nie zatrzymało to tryumfalnego pochodu nienasyconej śmierci. Okrytej chitynowym pancerzem. Przecinającej powietrze brunatnymi szczypcami… To się wciąż przemieszcza, ciągnąc za sobą rój czarnych pikseli. W jednostajnym i meczącym, minimalistycznym drone. Na zasadzie długich i powtarzających się dźwięków przypominających burdony. Przemieszcza się jak ćmiący, tępy ból w piskliwym szumie gorączki. A przechodzi? Nie. Nie przechodzi wcale. Zatrzymało się, jarząc się coraz bardziej na krawędziach. Błyskając rytmicznie. Stąpa w miejscu jak bicie serca. W tym całym obrzydliwym pulsowaniu słyszalnym głęboko w rozpalonych meandrach mózgu, jakby to były uderzenia ciężkiego młota. Szum idzie zewsząd, jak mikrofalowe promieniowanie tła. Na ścianie tkwiący cień mojej czaszki pełga w nerwowych oddechach nocy. W dzwoniącej ciszy nadchodzącego sztormu. Chwytam się desek, prętów, wszystkiego, aby nie stracić świadomości. Nie zemdleć. Sześciany powietrza już furkoczą od nastroszonych piór. Otaczają mnie całe ich roje. Tnąc wszystko stalowymi dziobami, spadają ze świstem en masse. Wbijają się głęboko aż po rdzeń. Przebijają się z trzaskiem poprzez mury, podłogi. Jak te świdry, udary, pneumatyczne młoty… Poprzez krzyki malarycznych drżeń, które nawarstwiają się i błądzą echem jak rezonujące w oknach brzęczące szkło. Poprzez śmierć. (Włodzimierz Zastawniak, 2024-04-26)
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Nie wiem, co tam bajdurzysz o Gierku. Że, co? Że 1 maja? Święto to wprowadziła II Międzynarodówka w 1889 roku. Dla upamiętnienia krwawych strajków robotników w USA, w Chicago, a nie w Moskwie. Chodziło min. o wprowadzenie 8 godzinnego dnia pracy (bo wcześniej trzeba było harować niemalże do upadłego, chyba, że chciałbyś zapier…ć 20 godzin na dobę w kopalni czy hucie) Przypomnę, że w kongresie II Międzynarodówki brali udział min delegaci z PPS z Mościckim, czy Piłsudskim w składzie. To tak a propos. A to, że to święto przejęli później towarzysze z PZPR to już jest inna sprawa.
-
-
Elewacje kamienic w słońcu padającym z ukosa. Puste ulice jakiegoś tkliwego lata. W jakiejś zatajonej otchłani czasu. Przechodziłem tędy wiele razy. Przechodząc, przechodzę raz jeszcze… I wciąż jeszcze… W powiewie nostalgii lekkiej jak piórko przelatującego ptaka. Przemieszczam się w tej iluminacji powolnym krokiem, w tej pustce zagubienia. Idąc śladem kogoś dawnego. Kogoś, kto szedł tędy na starej, pozrywanej celuloidowej taśmie. Tak oto tkwiąc jeszcze połową ciała w przeszłości, drugą wnikam w przyszłość. Przenikając teraźniejszość w nagłym błysku pamięci. Jakie to lata? 50. XX wieku. Coś koło tego. Stojące na poboczach auta połyskują grubymi wargami chromowych zderzaków. Ich spocone czoła szyb, masywnych karoserii. Czuć od nich benzyną i nadtopioną gumą. Stoją samotne. Nagrzane słońcem… Parkowe ścieżki z chrzęszczącym pod stopami żwirem… Most ze spiralą schodów po obu brzegach rzeki, w której ryby opadają z pluskiem srebrzystą płetwą. Postukują cicho świetliste w wietrze okna. Poruszane niczyją ręką. Ceglany mur… Siatka ogrodzenia… Za siatką żywopłot w gąszczu trawy. Korzenie… bez woni. Kwiaty w betonowych donicach. I furtka do ogrodu, co się otwiera z cichym skrzypieniem… .(Włodzimierz Zastawniak, 2024-0424)
-
-