-
Postów
4 531 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Arsis
-
@Somalija cześć, aga...
-
@Somalija "czarnobyl. historia nuklearnej katastrofy", serhii plokhy; "czarnobyl. instrukcja przetrwania", kate brown; "o północy w czarnobylu", adama higginbotham' a; "czarnobyl. spowiedź reportera", igora kostina (choć to bardziej album zdjęciowy z opisami... czy (to już nie o czarnobylu) "plutopia. atomowe miasta i nieznane katastrofy nuklearne", kate brown. to o odtajnionym dopiero po rozpadzie zsrr oziorsku na uralu (wcześniej to miasto nie istniało na mapach), o katastrofie kysztymskiej z 1957 roku, jeszcze większej niż czarnobylska i o richland w usa... co łączy oba miasta? znajdujące się w nich zakłady produkujące pluton do broni jądrowej i tuszowane incydenty atomowe...
-
@Somalija miało być śmiesznie a wyszło jak zwykle... ech...
-
@Somalija ach, taakie buty, no to przepraszam...
-
@Somalija cześć, aga, mam kilka tytułów o katastrofie w Czarnobylu, może cie zainteresują, albo może masz wszystko co się ukazało na rynku, a ja tu jak idiota...
-
Czuję, wdycham… - idę śladem twojej woni… Długie włosy rozwiewa wiatr… Znikasz za zakrętem nieświadoma, otulona oceanem myśli… Feeria świateł drga i migocze, blaski gwiazd spadają kaskadą wodospadu…Unoszą się do nieba i znów… Tu i tam szmery przejeżdżających samochodów, drażniące klaksony, wycia pędzących karetek… Zagubiłem się w nacierającym zewsząd oceanie dźwięków… Nade mną planety, gwiazdy, galaktyki mgławic… Wieczór. Noc. Żółtawe światła latarni padają koliście na chodnikowe płyty, kocie łby, asfalt… Cienie za mną i przy mnie, wokół rozkołysanie gałęzie nagich drzew. Kroki i szepty, przyśpieszone oddechy… W oddali wrzawa, echa, korowód wspomnień… Idę teraz przez puste ulice, wypełnione jedynie widmami snów… Jesienny wiatr wstrząsa swoim przesyconym wilgocią chłodem… Krawężnik, pasy, światła… Za metalowym płotem jakiś opuszczony, maszynowy park… Podpierają się na swoich stalowych odnóżach śpiące, gąsienicowe stwory… To tu, to tam betonowe walce, ziemne nasypy, głębokie rowy, niknące w mroku pobojowisko ciężkiej pracy… Poskręcane zbrojeniowe pręty, gruz… Spoglądają na mnie uśmiechnięte, dziwnie zdeformowane twarze z łopoczących plakatów… Znowu narasta we mnie zryw melancholii, tej, właśnie, co wtedy… Smutek i ból. Noc… Księżyc w całym swoim majestacie oświetla kontury przedmiotów, płaszczyzny, ściany, witryny sklepów… W kałużach odbijają się gwiazdy, nieskończona mnogość obcych światów, na których wre różnobarwne życie, bądź toną w pustyni ciszy… Złoty pył obsypuje szczypiące oczy… Złoty pył… Byłaś obok… Piszę twoje imię palcem po oszronionej szybie … - twoje imię… Byłaś obok, patrząc przeze mnie jakbym był niewidzialny… Widziałem jak pod cieniem rzęs spuściłaś wzrok… W zamilczeniu idę, słyszysz jak bije moje serce? Chodnikowe płyty, żelazna balustrada schodów, długi ceglany mur, dudnienie stalowych kół przejeżdżającego tramwaju, zgrzyt… Bar, sklep z precjozami, woniejąca chlebem piekarnia, zakład fryzjerski… ― mała księgarnia, lecz ― zapomniałem tytułu książki… Byłaś tu kiedyś, byliśmy razem… Przeszło, przepadło w otchłani czasu. Pozostało jedynie złudzenie w pustej ulicy, gdzie wiatr porywa śmieci i sypie piaskiem w oczy… Trącają mnie spóźnieni przechodnie o nieustalonych rysach twarzy… Jestem tu, lecz za chwilę mnie nie ma… Jestem lekki, nie czując ciężaru ciała, przechodząc przez ściany jak duch, jak wniebowzięty w takiej nieważkości… Lecz za chwilę błąkam się ciężko, wyrywając nogi z lepkiego błota… Mieszają mi się obrazy, epoki, lata, jakbym cierpiał na atrofię pamięci… Było, nie było? Coś się wydarzyło, nie wydarzając wcale? Koniec ulicy mgła obleka, w której nikną wszelkie światła i cienie… Na ławkach w parku siedzą żywi obok umarłych? Nie, to tylko widma mojej rozgorączkowanej wyobraźni… Wiem, że mogę płakać już tylko we śnie… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-23)
-
W zachodzącym słońcu wszystko jest pomarańczowe, ściany kamienic, bloków, czarny do niedawna asfalt… Ciemniejące niebo z obwiedzionymi liliowym różem obłokami… Przygaszone, jednokolorowe, kładące się powoli do snu… Rozleniwienie narasta z każdym krokiem… Chodnikowe płyty, kocie łby… - krawężniki z równo przyciętych fabrycznie ciosów… Szum i warkot przejeżdżających samochodów, woniejąca mdławo chmura spalin jakiegoś starego pojazdu… Zgrzyt i stukot tramwajów… autobusy… autobusy… tramwaje… - błyskające żółtymi neonami taksówki… Hałaśliwy skuter wiozący pizzę… Krok za krokiem… Ściany kamienic, rzeźbione głowy lwów, bogów, kolumnady w jońskim, korynckim stylu… Ściany kamienic szare, obdrapane, pomazane sprejami zapuszczone rudery… Coraz większy mrok… Zapalają się pierwsze latarnie, błyskające w oczy światła samochodowych lamp… Pulsujące żółtawe, czerwone punkty… Migoczące na niebiesko koguty wyjących karetek sprawiają efekt stroboskopu… W związku z tym tracę przytomność, upadając plecami w cuchnący, zabagniony rynsztok… Jak długo leżałem? Nie wiem… Trąca mnie w odrętwiale stopy przepływająca obok rzeka przechodniów… Noc. Spogląda na mnie smutna, księżycowa twarz… Drobne krople deszczu ściekają z samochodowych szyb, sklepowych witryn, migających nerwowo neonów… blichtr… Woń rozgrzanej skądś smoły miesza się z przypalonym tłuszczem… Nieruchome, wpatrzone w niebieskie ekrany smartfonów twarze homo smartfonicus… Deszcz, wciąż deszcz… Osacza mnie nawała zimnych, ostrych kropel… Zacinające smugi w żółtawym świetle ulicznych latarni, migaczy, postojowych świateł… Sznur stojących pojazdów, toczących się powoli blaszanych stworów, które zmierzają gdzieś do swoich smoczych jam - unieruchomiony taśmociąg betonowego mechanizmu… Narasta w moich uszach szum i szmer toczącej mnie śmiertelnej gorączki… Pod stopami buzuje krwiobieg, plątanina rur, uchodząca tu i tam gorąca para… Deszcz, wciąż deszcz… Łoskot żelaza idzie poprzez szarość mroku. W blasku acetylenu spawacze tną żelazne pręty w akompaniamencie warkotu ciężkiego, gąsienicowego sprzętu… Smukły żuraw obraca się powoli, zatrzymuje… - cofa… Wyrasta konstrukcja z betonu i stali… Blaszane ogrodzenie zasłania widok… W niebiosach narasta huk odrzutowca… - cichnie… Przerasta go szum padającego deszczu… Unoszę twarz… Na twarzy maska klauna i jedna łza… Wokół szum i szmer przejeżdżających samochodów, klaksony, pokrzykiwania… Książkowe wystawy z uginającą półki literacką szmirą, oceaniczne muszle, precjoza, cacka… Kawiarnie, cuchnący klejem szewski zakład, krawieckie poprawki, kawiarnia, księgarnia, bar… Podążające donikąd rzesze wpatrzonych w niebieskie ekrany homo-smartfonicus… Urojone wizje… Przedmioty jarzą się jakimś wewnętrznym światłem… Skąd to światło? Sen, nie-sen… Jawa, nie-jawa? Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Nachodzą na czoło spienione chmury… Skłębione, nasiąknięte chłodem, mówiące coś do nikogo sine, umarłe widma… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-22)
-
@Somalija aha, drinki, mówisz? a na zagryzkę śledzie z beczki?
-
@Somalija kulkę śniegu... chciałaś powiedzieć - bałwana z marchewkowym nosem, czyż tak? to znaczy sam się mam przynieść?
-
@Somalija narąbałaś, terefere... a skórę, tłuszcz, kto zwiezie? sól masz? do ryb, żeby były zasolone w beczce jak trza, salceson trzeba zrobić z wieprza, kaszankę... chyba, że jesteś wege... no cóż...
-
@Somalija chcesz się przyłączyć? trza porąbać drewno na opał...
-
@Somalija ...
-
@Somalijadziękuję...
-
@Somalija księżyc zagląda mi okno, taki żółtawy...
-
@Somalija cześć, aga...
-
Planeta mroku… Błękitne słońce jarzy się niewiele ponad pełnię księżyca… Planeta ciszy… Drgające, zimne gwiazdy… … pędzące okruchy kosmosu… Wpatruję się w twoje odbicie na gładkiej ścianie kamienia… … na twoją twarz z opuszczonym ku ziemi ― spojrzeniem… … jej rysy zaciera wiatr… … roztapiasz się ― w bryłę soli… Znikasz… … rozpuszczasz w bijącej ― o dalekie skały ― goryczy morza… Wyciosany przez nie wiadomo kogo prastary, wielki obelisk przeslania tarczę słońca, z której wytryskują meandrujące promienie straszliwej radiacji… … omiatają wiązkami śmierci wyjałowioną już ziemię… A jeżeli coś żyje, to tylko dlatego, że trwać może bez ciała… Ciało stoczyło się dawno ― w przepaść przeszłego czasu… … żyjesz odtąd we mnie, w pamięci mojej zabalsamowana… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-11-21)