Gdybym stał się moim kotem
Gdybym stał się moim kotem —
zawsze o tym marzę z rana,
miękki leżałbym na sofie,
zamiast miotać się jak wariat.
Zamiast z trzaskiem oczy senne
w bólach skoro świt rozklejać,
ja z wygiętym bym w łuk grzbietem
miejsce drzemki właśnie zmieniał.
Mrużąc ślepia, ziewał słodko,
wąsy stroszył obojętnie
na tę krzątaninę wkoło
— a niech gonią, mnie się nie chce.
Pracę, płace czy rachunki
miałbym w kocim poważaniu,
byle mój brzuch nie był pusty,
i pan sprawdzał się w głaskaniu.
A w dzień dżdżysty na parapet
wskakiwałbym rozmarzony,
patrzeć jak deszcz z nieba kapie
i mruczące snuć androny.