Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 27.01.2024 w Odpowiedzi

  1. Bywa bardzo nieprzyjemnie Znów trzeba lizać rany zabliźniają się twardnieją To taki proces genetycznie zaprogramowany Jednak żyjemy, żyjemy Jeszcze jest czas Wkrótce kolejna wiosna Kolejnym bzem zakwitnie w nas Chociaż zmienieni Tu, lustro dla potwierdzenia Wystarczy jedno dobre słowo By wyjść z cholernego Cienia
    9 punktów
  2. pod rzęs nieboskłonem upojony twoim wnętrzem tańczę z mgłami przylegam by zyskać przychylność i brodzę językiem jak w złocie
    6 punktów
  3. Łaska ma prawo. Nikt nie zabroni jeździć jej nago na grzbietach koni. Jak na obrazach Podkowińskiego, w szale wplątanej w grzywę karego. I mniejsza o to, że ta z obrazka, to nie jest łaska, lecz blada laska. Szał lub Szał uniesień – obraz olejny Władysława Podkowińskiego (źródło: Wikipedia)
    5 punktów
  4. Zagrałem jej jakiegoś Delonga (aktora bardziej aniżeli muzyka) a ona usłyszała coś co mi umknęło (generalnie dużo spraw mi umyka) że gitara jest wniwecz rozstrojona (podobnie mój występ i cały ja) Więc umknęła i co gorsza dla mnie „artysty” nie domknęła nawet naszej rozmowy... Stałem tak przez chwil kilka jakby gdzieś w połowie taktu oszołomiony i zdezorientowany jej grubym nietaktem (tak oto odebrałem tę sytuację) Ot, dała mi do wiwatu... rozmyślania poszły na długi spacer. Warszawa – Stegny, 26.01.2024r.
    5 punktów
  5. Bywa - ktoś wchodzi w jakieś grono i kilka słów rzuci w mig. Od razu jest zauważony, potem nie musi mówić nic. Czasami palnie jakąś bzdurę; ogarnia wstyd - płonie już. Kupili - taka ich natura? Wciąż gapią się jak w obraz wół! A inny choćby ciął sentencje, rozpostarł istny wachlarz prawd mogą wysłuchać i nic więcej. W kącikach ust zwątpienia smak. Kimże on jest - nieokreślony. Przyciąga wszystkich, ale czym? Głosem pogodnym lub ściszonym płomyk w spojrzeniu - był i znikł. W ustach zamkniętych półuśmiechem, fryzurą którą tworzył wiatr. Dodam, by zgadnąć było lepiej, kto się z nim rodzi - to go ma!
    4 punkty
  6. Ten straszliwy, niebotyczny szczyt głupoty Na który głupiec może nie wejść w życiu, Dwóch wejdzie w ciągu minut sześćdziesięciu, Trzem głupcom potrzebne nieliczne minuty. Bo, gdy jeden zdobywszy pagórek głupot Zadowolony z siebie się tam okopie, [1] Drugi chce siąść wyżej, [2] by rzec: „E tam! «chłopie»!” [3] – Strzeżcie się „spędów”, na które tłumów tupot! [4] [1] To by nas prowadziło do podziału głupot na okopowe i szczytowe, o czym innym razem. [2] Wedle powiedzenia: „Daj kurze grzędę, a ona: wyżej siędę”. [3] „Chłopie” w cudzysłowie, bo o chłopa płci odmiennej też może chodzić. [4] W sumie jestem bardzo niezadowolony, (zwłaszcza z siebie – już ja sobie przed lustrem „nawrzucam”!) Ale do rzeczy: Tyle się odbywa różnych kongresów, zjazdów, konferencji, i wcale nie zawsze zjeżdżają się mądre głowy, a skoro na niektóre zjeżdżają się głupie, to czy nie powinien powstać jakiś ranking, który spęd wydał głupsze produkty końcowe. Skoro mogą być IgNoble (– badacze potrafią się zdobyć na dystans i humor), to mógłby powstać też inny ranking: IgCongress! Ilustracja: Pieter van der Heyden (fl. 1551-1572) , Pieter Brueghel the Elder (1526/1530–1569) „The Festival of Fools” („Święto Głupców”), datowane na drugą połowę XVI w., obecnie w zbiorach Metropolitan Museum of Art.
    4 punkty
  7. ~~ Dowodzi Orkiestrą czcigodny maestro - Jurek Owsiak - SIEMA!!! Cały świat zazdrości - lecz chętnie ich gości - ściemy tutaj nie ma!!! TVP w tym roku też dotrzyma kroku - bo PiS już nie rządzi .. Osiem lat za nami - gdy z tymi "panami" kraj w ciemnościach błądził. Wesprzyjmy Jej cele, miast tacę w kościele - bo tu wiemy na co. Pomagajmy chorym - te szlachetne wzory wiele dla nich znaczą .. ~~
    4 punkty
  8. Litania 'za' czy 'do'? - człowieka, który się nie bał być Bogiem ..., którego całe człowieczeństwo przeleżało odłogiem: przez wiosnę zrozumienia i zimę zmartwychwstania, jesień - bez nawrócenia, lato - opamiętania W serce się nie chce wpasować ten fundamentu klocek, co chłonie radość, ból i Bogiem ciche noce ... Klocek, co w krzywym lustrze i zaciśniętych ustach, w labiryncie uszu i języków spustach dostrzega te sprzeczności, które gdzieś za rogiem - czyhają na człowieka, który chce BYĆ!!! ... Z Bogiem?
    4 punkty
  9. Nie bać się prawd nie wstydzić łez być horyzontowi na tak To takie proste jak tęcza i wiatr ale czasem trudne Nie bać się snów ani swoich myśli to tylko czas To jego wola jego spełnienie o tym co będzie Nie bać się siebie ani trudnych chwil które czasem bolą Tylko się uśmiechać każdego dnia tak jak noc do gwiazd
    3 punkty
  10. pełna podziwu dla kwitnienia za Tobą znów konflikt mierzony jedynie wiatrem 30/7/10
    2 punkty
  11. Przygasa dzień przed kominkiem tygrysie ciepło cień podąża za cieniem pobudza języki w zatraceniu kukułka ośmiela północ a źrenice cumują na wahadle czasu krople w dłoniach kieliszki z winem styczeń, 2024
    2 punkty
  12. Biznesmen Bolek, z dzielni Psie Pole, co miesiąc wręcza sędziemu dolę. Ten sędzia, to z ławki kolega, wciąż jeszcze na nim polega. Wciąż poleganie brzmi lepiej niż polec.
    2 punkty
  13. Park Chopina wita nas latem Muzyka w parku, śpiew ptaków Letnie kolory lśnią Wiatr trzęsie drzewami Liście tańczą na trawie Słońce jest z nami tego dnia Cieszymy się Relaks wśród natury i dzikiej przyrody Chwila relaksu daje nam energię na nadchodzący dzień Lovej . 2024-01-27 Inspiracje . Wasz ulubiony relaks
    2 punkty
  14. wieje zatykam uszy wiać nie ustaje słucham co mi się w duszy dzieje lament snuję wątek za wątkiem lecz bezskutecznie milczę gdy się pojawia w głowie zamęt
    2 punkty
  15. Prędzej czy później musiało do tego dojść. no i mnie dopadło – przeznaczenie z łusek i mięsa wnętrze tej jamy poraża ciemnością ślepotą na słońce i wszelkie chęci do życia męczy migrena żre ducha jak kwas żołądkowy tegoż rybska żre wolę mocy dusząc konającego niemocą to przyszła zima – losu mojego i losu rocznego mróz ściska i rozlewa śnieżnobiałe pomyje zagwozdek typu „na co to wszystko?” 3 miesiące tak siedzę a wydawałoby się że minęły 3 wieczności 3 pokolenia 3 synów pogoni ucieczki i nirwany siedzę tu sam za towarzysza mam niestrawione resztki nadziei siedzę i trwam w błogiej (acz nieco jednak wymuszonej) kontemplacji nie ma tu za wiele do roboty tylko ja i licha maszyna mojego ciałka moje dwoje oczu mój wdech i wydech miałem iść do tej Niniwy ale wydało mi się to tylko snem wariata mrzonką potłuczonych miałem iść i zrobić coś absurdalnego sobą nawrócić inne dusze jakbym tylko ja mógł tego dokonać gwiazdy gdzieś nade mną ale ich nie widać przeznaczenie głęboko we mnie zza mgły puszcza do mnie oko nie wiem ile jeszcze przystanków etapów umartwienia i martwoty ale wiem tyle że stacja końcowa: z martwych wstać 27 I 2024
    2 punkty
  16. Chcielibyśmy czasem się siebie nauczyć jak tej poezji. Jednakże nie da się nauczyć, ani pisania, ani czytania wierszy. Wpadamy więc chceniem, skądinąd pokaźnym, w nieosiągalne... (zjawisko jakże popularne w przyrodzie ludzi nad wyraz często). A może byśmy tak dla siebie się sprawdzali? Sprawdzasz się ty, sprawdzam się ja, a zatem się sprawdzamy i nawet to co między nami ważne lub nieważne też się sprawdza. Proste? Może tak, ale tylko w słowach, a najbardziej w tych nieskomplikowanych... A może bądźmy po prostu dla siebie funkcjonalni? Coś jak stół z czterema taboretami w nie najmniejszej kuchni. Albo niczym lampka nocna nieopodal łoża i nie jest wcale najważniejsze, jak przypuszczają co poniektórzy, czy małżeńskiego, czy jakiegoś zupełnie spoza ... Warszawa – Stegny, 27.01.2024r.
    2 punkty
  17. tak łatwo przykuć kobietę do budynku łańcuchem kiedy jest naga i okrągła ostatnim etapem czekania kiedy jest w tym bezbronna kto ją odnajdzie w twierdzy gdzie mury gdzie samotność kto dostrzeże jej sylwetkę zapyta a może coś podpowie nim drugi raz brzuch urośnie kto zdąży zanim uśmiechem porwie się razem z dziećmi na skok w objęcia płomieni który nareszcie ich uwolni z kajdan zimnego związku bo oczy muszą być niebieskie
    2 punkty
  18. Urok osobisty?
    2 punkty
  19. @violetta Wiadomo, ale zakupy to już inna para kaloszy 🙂 Na CDA jest cały film, może kiedyś obejrzę z synkiem 🙂
    2 punkty
  20. Wprost trudno uwierzyć… Franek lubił moje opowiadania i teraz będę odczuwać brak jego interesujących komentarzy i wielu cennych wskazówek. Goszcząc tutaj, jakże łatwo zapomnieć, że pod pseudonimem żyje prawdziwy człowiek, radość i cierpienie i że nic nie trwa wiecznie, a bieg rzeki zawsze na morza spocznie progu…
    2 punkty
  21. Jak to się stało, że powiew lekki silniejszy od burzy I trzęsienie ziemi zagłuszy Że starczy jeden ciepły promyk rannego Słońca we włosach I świat odzyskuje barwy w mych oczach Myśl podnioślejsza niż "co na śniadanie?" Od razu dusza lekką się staje Wiersz jeden, jedna modlitwa drzewo przydrożne i głos przyjaciela Przenoszą na łąkę w odległej krainie, gdzie pod liściami starej topoli można wyciągnąć zbolałe nogi
    2 punkty
  22. byłam w tym miejscu gdzie niezapamiętany sen przynosi ucieczkę w głąb wszyscy czuliśmy nawracające jutro wybijało tam po drugiej stronie barykady okna zamknięte na oścież nie kojarzyły się z wolnością szyby były zbyt grube żeby oddech świata wpadł do środka drzwi serdecznie zapieczętowane przez kulturalnych i nadludzkich już nie służyły za bramę do pragnień do zwycięstwa w tym miejscu każda świeża myśl przyłapana na gorącym uczynku z góry była traktowana za drobnostkę niezasługującą na kilka łatwopalnych łez wpijających się w sumienie tutaj każdy dźwigał bagaż głowy dostatecznie ciężki aby wznieść się pod sufit gdzie czekał już władca gotowy pogawędzić przy herbatce to tutaj mówiło się półszeptem jeśli ktoś krzyczał to jego problem ciało nie znało drogi ewakuacyjnej życie dawno przegrało cóż że wspomnienia wyjęte z kartoteki cóż że droga do piekła bliższa skoro zabroniono śnić z namaszczeniem skoro powstrzymano od własnego marginesu odcinającego od większości
    2 punkty
  23. na zabój kochałam się w ludziach dopóki nie zdradziła mnie samotność pielęgnowałam w pustce raj śmiałam zadedykować go niebu po obu stronach życia krążyły te same słowa poczęte w bólach ze światła chodziłam wciąż od człowieka do człowieka nie rozumiał mojego uśmiechu pukałam do różnych okien do nieznanych drzwi odpowiadało tylko wspomnienie wyśniłam ten ostateczny pakt podpisałam kilkoma łzami wysłałam do nieznajomego przyjaciela atrament to nie krew można pogodzić się z każdym kleksem cicho jest w dzisiejszej miłości jeszcze cichsze wołanie o litość
    2 punkty
  24. w polu drzewa z mocy źródła czerpię żywe tchnienie światło barwę niesie a w czerepie wizja lśnienie w lesie
    1 punkt
  25. z logicznego punktu widzenia piekło nie może istnieć to codzienność nocność poza ramą lustra zakrzywia czasoprzestrzeń ech chciałbym w przyszłości rozgwieździć się na niebie lecz mówią że ostatnie wolne miejsca pozostały już tylko w kosmicznej loży dla zuchwałych i należy dołożyć wszelkich starań by dojść do źródła albo w snach pogubieni znów wrócimy na ziemię kształcić się w kunszcie bycia człowiekiem do zobaczenia w lepszym świecie
    1 punkt
  26. Komu to zawdzięczam?… nie prosiłem o to, przyszło samoistnie, jak wypadanie włosów i zmarszczki na twarzy. Pamiętam natomiast dziewczynę, która chciała mnie z tego wyleczyć. Właściwie nie była to moja dziewczyna, tylko córka znajomych moich rodziców, ale zawsze odnosiłem wrażenie, że byłem dla niej kimś więcej aniżeli zwykłym kolegą. Stanęła tuż przy krawędzi dachu, lecz pomimo łatwości z jaką to zrobiła, za żadne skarby świata nie ruszyłbym za nią. Widok pustki otaczającej jej drobną postać przyprawiał mnie o mdłości, moje ciało instynktownie przywarło do ściany, a ona drwiła sobie z najmniejszych oznak bojaźliwości: — Nie bądź tchórzem, zobacz jaki stąd wspaniały widok! Prosiłem, żeby przestała stroić żarty, ale nie zwracała uwagi na prośby. Uniosła jedną nogę i pochylona nad czeluścią rozłożyła dla równowagi szeroko ręce, jak baletnica w Jeziorze Łabędzim, tylko w tej chwili nie było to jezioro, lecz podwórko ze śmietnikiem i trzepakiem. Spojrzałem w dół i od razu poczułem zawrót głowy. Dziesiąte piętro lub wyżej, a ja, niezdara dokonałem niemożliwej sztuki: zrobiłem kilka kroków i postawiłem ostrożnie stopę obok jej malutkiego czółenka. Stała pewnie na jednej nodze, ja na obydwu, a mimo to czułem jak kolana mi miękną, plecy oblewa pot, serce podchodzi do gardła. Dopiero gdy zamknąłem oczy, uczucie lęku odeszło nieco. Czułem powiew wiatru, słyszałem szum pojazdów jadących ulicą, dookoła huczał zgiełk miasta w najbardziej ruchliwym momencie dnia. Nagle naszła mnie myśl: czy spadając na chodnikowe płyty zginąłbym na miejscu, czy może umarł po drodze ze strachu, albo stracił przytomność uderzając głową w balkon? Dotknęła mojej ręki, a wówczas zapomniałem gdzie jestem. Tańczyliśmy wysoko na dachu świata. Pozwoliła bym niósł ją w obłokach, a ja trzymałem ją mocno, dopóki czar nie prysł. Wtedy zjechaliśmy windą na klatkę schodową, odszedłem bez słowa, przestałem myśleć o niej. Przypomniałem sobie tamten dzień dopiero lecąc na wczasy do Bułgarii. Nikt na sąsiednim miejscu nie siedział, nie było komu złapać mnie za rękę. Po drugiej stronie korytarza jakiś starszy pan ruszał bezgłośnie ustami, siedzący za nim przesuwał w palcach różowe koraliki, ktoś zakreślił kilka razy znak krzyża. Nad rzędami siedzeń panowała grobowa cisza, nikt nawet nie zakaszlał. Samolot kołował po płycie lotniska, jeszcze za szybą widać było błękitne kwiaty chabrów na łące, lecz moment oderwania kół od ziemi nadchodził niepowstrzymanie. Nie mogłem zrozumieć czemu w takich chwilach ludzie przystępują do modlitwy. Skoro wierzą w Boga, żadna ryzykowna czynność nie powinna ich przerażać. Bóg zapewni im bezpieczną podróż, choćby nad lotniskiem zawisła burza, nadeszło gradobicie pociskami wielkości arbuza, diabeł urwał silnik… Wszystko idzie zgodnie z bożym zamysłem; gdyby nawet z malutkiego turbo-śmigłowca zostały tylko drobne szczątki, byłby to akt miłosierdzia, bo jakże dobry Bóg mógłby uczynić człowiekowi coś złego? A jednak ludzie nie dowierzają Bogu, powątpiewają w jego doskonały plan, a nawet chcą ten plan zmienić, wybłagać dla własnych korzyści wyjątkowe traktowanie: niech będzie wola boska, żebym tylko ja i moja rodzina ocalała. Ci co wierzą naprawdę, siedzą cicho, o nic nie proszą, ufają stwórcy i czekają spokojnie aż samolot łagodnym ruchem uniesie ich w przestworza… Podobne medytacje towarzyszyły mi przed odlotem w czeskiej Pradze, bo nie miałem szczęścia kupić biletu na bezpośrednie połączenie. Dwa starty, dwa lądowania, za każdym razem te same emocje. Tym razem leciałem odrzutowcem Tu-154, któremu uśmiechnięty dziób podskoczył raptownie na starcie, podrzucając nas jak na huśtawce, żebyśmy przypadkiem nie zawadzili na końcu rozbiegu o coś twardego. Składających rąk w modlitwie nie zauważyłem, za to po niespełna dwóch godzinach lotu, widok mijanych brzózek i murawy pod spodem lądującego samolotu przyniósł pasażerom wyraźną ulgę, choć wtenczas właśnie pacierz należy odmawiać jak najgorliwiej, gdyż zatrzymanie rozpędzonej masy samolotu jest najbardziej niebezpiecznym manewrem. Tak to mądry Bóg postanowił, że katastrofa przychodzi zazwyczaj w najmniej spodziewanym momencie. Samochody wpadają w poślizg, pociągi wyskakują z szyn, statki walczą z wściekłymi falami, podczas gdy samolot idealnie stabilnym ruchem pokonuje przestrzeń w sterylnej atmosferze, a mimo to ludzie odczuwają paniczny lęk podczas lotu. Na pierwszy rzut oka Sofia sprawiała wrażenie miasta obfitości, lecz gdy górską drogą dotarłem do Kozłoduju, gdzie mój ojciec pracował przy budowie reaktora numer pięć tamtejszej elektrowni, szybko zdałem sobie sprawę, że na potrzeby stolicy ogołacano cały kraj. Mój stary wczesnym rankiem pojechał do roboty, a ja wyruszyłem na zakupy: od placu do placu, szlakiem marmurowych promenad, którym ojciec oprowadził mnie poprzedniego dnia. Pierwszy napotkany sklep był zamknięty z powodu przyjęcia towaru, którego nigdy nie przywiozą, w drugim rozpoczęto jak na złość remont generalny na niby, następny był chwilowo nieczynny z powodu przerwy śniadaniowej trwającej cały dzień, w kolejnym miała miejsce fikcyjna inwentaryzacja, a do ostatniego sklepu stała tak długa kolejka kołchoźników, że dałem sobie spokój i resztę upalnego dnia spędziłem odbijając piłkę rakietką o betonowy mur przed apartamentem ojca. Wracając z wakacji odkryłem, że lęk przestrzeni łatwo można uśmierzyć dużą ilością wina polewanego przez dobre wróżki przebrane za stewardessy. Niebawem po starcie miejsce wcześniejszego lęku zastąpiło wzruszenie: myślałem z żalem o ojcu, z którym popadłem w kłótnię już pierwszego dnia o to, że pomimo najszczerszych chęci nie zdołałem kupić mu mleka. Za karę ojciec wyekspediował mnie do Złotych Piasków i nie widziałem go, aż do dnia odlotu. Zawiodłem jego oczekiwania, co gorsza wyrządziłem mu przykrość, a wypijane wino tylko umocniło mnie w przekonaniu własnej winy. To nieświadome, a całkiem miłe topienie smutku w kieliszku zaprowadzi mnie w przyszłości nad przepaść alkoholizmu, tylko wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Na razie cieszyłem oczy słoneczną pogodą i towarzystwem kumpla, który przywitał mnie na warszawskim Okęciu. Większość musującego wina zakupionego w Sofii nie doczekała planowanej zabawy w Sylwestra — kilka butelek wypiliśmy tamtego gorącego wieczora przy śpiewach i muzyce. Dwa lata później kolega poleciał do Londynu pracować jako pomoc w restauracji, a mnie czekał najtrudniejszy test w locie długodystansowym. Dwa okropne wypadki w krótkim odstępie czasu, po których Ił-62 zyskał miano latającej trumny. Tylko czekać aż „trumną” poleci na śmierć więcej bogobojnych ludzi. Patrzyłem przerażony na rozchwianie skrzydła, nasłuchiwałem monotonnego buczenia turbin, a najmniejsza zmiana natężenia dźwięku budziła we mnie alarm. Z tyłu w ogonie, towarzystwo kilku osób podróżowało na wesoło. Asystentki bez szemrania podawały wódkę w nadziei, że pasażera to znieczuli i da im odpocząć. Byłem chyba jedynym z niepijących. Na szczęście wkrótce zapadła noc i koszmar urwanych skrzydeł chwilowo przeminął. Powoli zaczynałem wierzyć, że bezpiecznie dolecę do celu. Widząc jak stewardessy wynoszą nietrzeźwych gości z samolotu, nabrałem nawet przekonania, iż jestem kimś lepszym: zostałem stworzony do wykonania jakiejś ważnej misji i choć nie znam szczegółów, muszę przeżyć szczęśliwie do samego końca. Z lekkim sercem zająłem miejsce w Boeingu 747, wynalazku najwyższej technologii, ale po kilku godzinach przyjemnego lotu poderwały mnie na nogi sygnały ostrzegawcze i komunikat pilota: „Turbulencje, proszę wracać na miejsca i zapiąć pasy!” Jak na ironię, na ekranach leciał właśnie film science-fiction o skazanym na zagładę statku kosmicznym. Większość lubi takie filmy, bo mogą przeżywać lęk z dala od niebezpieczeństwa, w komforcie własnego mieszkania. Gorzej oglądać coś takiego we wnętrzu jumbo jeta rzucanym na wszystkie strony: jedno piętro do góry, dwa piętra w dół… Powietrzem też można nabić sobie guza. Wyjrzałem przez okienko: dookoła ciemność, widać tylko zielone światło pulsujące na końcu skrzydła. Ten zielony punkt to była teraz latarnia morska, jedyne źródło zbawienia. Byłoby mi bezpieczniej gdyby tysiące metrów pode mną przelewał wody ocean, ale mapa pokazywała niezmiennie suchy ląd: olbrzymi, surowy, niezaludniony… Powinienem mieszkać przez wszystkie lata w jednym miejscu: ponurym, czteropiętrowym bloku usytuowanym w połowie drogi między przystankiem tramwajowym i budką z piwem, pod którą mógłbym wystawać z gitowcami i zaczepiać dziewczyny, ale dziewczyny widywałem codziennie, a dalekie kraje, egzotyczne wyspy wabiły mnie samą tajemnicą istnienia. Ptaki migrują nieustannie pomiędzy kontynentami, a ja, cóż takiego miałbym zrobić, żeby latać jak one? Podróżowałem samolotem tak często, aż pokonałem strach. Pomagała mi w tym obserwacja żeńskiej części personelu, bo przecież spędzają w powietrzu połowę życia i nic sobie z tego nie robią: wykonują rutynowo obowiązki, dowcipkują, opowiadają sprośne kawały, zabijają czas wspólnie z koleżankami układaniem rankingu najprzystojniejszych facetów na pokładzie… — Czy mogę usiąść obok? — Proszę bardzo, a co złego z pańskim fotelem? — Nic, nie lubię latać samemu… — Niech pan nie będzie dzieckiem. Samolot to najbezpieczniejszy środek transportu. — Możliwe, ale rzadko kto wychodzi bez szwanku. Jak w tym francuskim co runął tydzień temu na dno Atlantyku. Wszyscy zginęli. — Po co pan to ogląda? Nas nic takiego nie spotka. — Skąd ta pewność? — Bo jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, wystarczy to panu? Faktycznie, trudno jej nie wierzyć: szansa spotkania takiej wynosi jeden na tysiąc lub rzadziej. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle coś mnie ścisnęło w dołku. — Słyszałaś ten podejrzany zgrzyt… Co to może być? — Wysuwane podwozie, podchodzimy do lądowania. Minęło kilka sekund… — Silnik w ogniu! Patrz, kłęby czarnego dymu, chyba coś wleciało do turbiny… — To tylko strzępy chmury. Podać panu coś do picia? Lepiej być nie może. Strach jest nieodłączną częścią życia. Trzeba do niego przywyknąć, a najlepiej traktować jak dobrego znajomego i wyjść mu naprzeciw. Może dlatego jednego dnia wpadł mi do głowy szalony pomysł: pójdę na kurs dla pilota, otrzymam licencję prywatną, zostanę lotnikiem! Kierowanie samolotem też dla ludzi, zwłaszcza w kraju, gdzie nie wszędzie można zdążyć na czas samochodem lub pociągiem. Awionetkami transportują chorych do szpitala, farmerzy używają ich do uprawy dużych obszarów rolnych, kowboje tropią z wysokiego pułapu stada dzikich koni, to czemu ja nie mogę polatać sobie raz na jakiś czas dla czystej przyjemności? Siedzę w kabinie za panoramicznym oknem, ramiona wrastają mi w skrzydła zamocowane wysoko nad głową, nic nie przesłania widoku, wyczuwam w drążkach pod stopami opór powietrza na sterach, jestem zespolony z maszyną! Moja Cessna ma wyraźną tendencję do skręcania w lewo, pracuję nad utrzymaniem steru na linii środkowej, potem dobra robota przy przepustnicy prędkości, trochę więcej nacisku, jeszcze więcej, no i już jest prawie tak jak powinno być, wtedy pcham lekko do przodu, bo dziób musi dotykać linii horyzontu i sprawdzam piłkę: piłka jest szczęśliwa, ale żeby utrzymać wysokość wycinam dziobem nieco w dół i gotowe: uzyskuję poziome położenie, znowu pcham, przycinam, nieźle jak na drugi lot, całkiem fajnie mi to idzie, świetnie nawet… Spoglądam z wysokości pięciu tysięcy stóp na szachownicę pól, pastwisk, lasów, ale nie odczuwam lęku. Bojaźń dokucza tylko tym, których los spoczywa w rękach innych ludzi. Szybując samotnie na bezkresnym niebie myślę o dziewczynie z wieżowca. Pewnie wyszła za mąż, mają dziecko, może nawet więcej niż jedno. Czy mnie jeszcze pamięta, czy miałaby ochotę lecieć teraz ze mną, czy chciałaby przeżywać to samo co ja?
    1 punkt
  27. po francusku Dans un village en Bourgogne, un homme bien rouge à sa trogne, il promettait boire du vin hier, aujourd’hui et demain, il est vraiment un ivrogne. po naszemu Pewien facet z Dęblina, na gębie jak malina, obiecał solennie „tankować” codziennie, jak każdy pijaczyna.
    1 punkt
  28. Przyroda : lasy, łąki, rozlewiska…, pierwotny zwierzyniec. Magia : zaklęte studnie, posępne wieże, jasne znaki, metalowe istoty… Obrazek : człowiek w cylindrze, obok sarna.
    1 punkt
  29. a gdybyś był ślepy widział za horyzont gdzie ptak wije nowe gniazdo a kocur liże łapy a gdybyś był głuchy i słyszał skrzypienie drzwi w obcym domu szum wiatru w dalekim kraju a gdyś nic nie czuł i dotknął nieznaną ci rozkosz a gdybyś stracił rozum i na raz pojął o czym myślą kwiaty i skąd wziął się początek świata a potem odkrywać siebie na nowo na chwilę pobyć w raju
    1 punkt
  30. @Leszczym ... masz zacięcie to dych dłuuugich, złożonych zdań... :) ale sens, przekaz.. podoba się. Nie lubię.. ba.. nie cierpię słowa.. zaglądnąć.. ups... :)
    1 punkt
  31. Jak wiersz napisany do połowy... są takie. Choćby się człowiek nie wiem jak starał, nic dołożyć się nie uda. One po prostu takie mają pozostać. Pozdrawiam :)
    1 punkt
  32. @Tectosmith Obawiam się, że fizyka kwantowa ci na to nie pozwoli:)) Pozdrawiam.
    1 punkt
  33. @Tectosmith zdrowsze, są wina też bezalkoholowe:)
    1 punkt
  34. Też mi się wydaje, że takie życie jakby w stumilowym lasku, było by całkiem miłe, bez tego wszystkiego co prawdziwe i z problemami. Wydaje mi się, że to jest funkcjonalne trochę jak te taborety, bez specjalnych wymagań i starań, można coś do kogoś zagadać jak do sąsiada czy innego Królika ;-) Miłego :-)
    1 punkt
  35. Bardzo pomysłowe, ale to standard tutaj. Zalogowałam się przed zobaczeniem, wolę sam tekst ;-) Polecony kosztuje, zwłaszcza Sądowy, we dwie strony zawsze mieć lepiej gotowy plan A i plan Be niezbyt ładny się wydaje, lecz co zrobić, gdym ugodowy. :-)
    1 punkt
  36. Można ją złowić nawet z drugiej ręki i rozmienić na tysiąc jeden drobiazgów.
    1 punkt
  37. Ucieczka Słowa nabrzmiałe jadem, groźbami sączysz do ucha prosto w krwioobieg lecz zamiast strachu bunt w żyłach krąży, adrenalina każe wstać, pobiec. Założę wyciu z ciszy kaganiec, ukryję w sercu ślady przemocy. Wolność wybieram, tu nie zostanę po długich latach w jarzmie niemocy. Zanim tsunami łzawe zatopi bezludną wyspę mojej samotności Ucieknę chyżo na tratwie z marzeń pchana w wir życia wichrem namiętności.
    1 punkt
  38. Natchnienia brak a wena milczy Kopnij mnie wierszem solidnie w zadek tak aż mnie twórczo zaboli. Niech to nie będzie żaden przypadek lecz czysty akt dobrej woli! Złap mnie za serce ckliwą liryką aż mi łzy z oczu popłyną. Wzruszenia pragnę, miłosnych przysiąg by się w poezji rozpłynąć. Kiedy natchnienie omija łukiem i za nic nie chce zawitać Co z nami będzie weno kochana???? Pytam… choć może lepiej nie pytać……
    1 punkt
  39. @Omagamoga Sympatyczny !!
    1 punkt
  40. w wieczornym deszczu nagie gałęzie krzewów ścina przymrozek
    1 punkt
  41. @iwonaroma zgadzam się, dystans w pewnych sytuacjach jest bezcenny:) Wiało i ponownie wieje,przynajmniej u mnie:) Dziękuję i pozdrawiam:)
    1 punkt
  42. @duszka :) tak tak :) Dziękuję i również pozdrawiam
    1 punkt
  43. trzeszczący łańcuch i dwa gumowe pedały Bonjour Paris jazz na na początek z przepoconym shirtem po obłokach oniemienia w tęczowym koszyku chat noir i wiadomość dobre wino kup kotku co nie drapiesz w francuskie noce przeciwnie do tego rudego spryciarza i koniecznie teraz musi padać deszcz velib zostaw przy stacji Blanche twoja płochliwa- Ryża cnotka wieczorem z ulic grzechu uciekniemy do konfesjonału nocnych wyznań gardząc niesmakiem pa -Ryża
    1 punkt
  44. Z pocałunkiem:)
    1 punkt
  45. @Starzec Oczywiście że to także życie. I uważam, że trzeba także o czymś takim mówić. Nie tylko o tym pięknym i nadobnym. Bardzo dziękuję za serducho i komentarz. Pozdrawiam @Somalija@Nata_Kruk@Leszczym@Natuskaa@SennekDziękuję bardzo
    1 punkt
  46. @Nata_Kruk Dzięki. To nie haiku tylko ryuka. Metrum 8-8-8-6.
    1 punkt
  47. wieczorem tryskają sokiem - widnokrąg zalewając ciepłem z poszarpanych skórek okręgi a dalej palta ciemne... starszych kobiet pochmurne szeregi dojrzewają uparcie - młodości nie pierwszej zamykam w porysowanym szkle zachwyt i niepewność jutra ściskam serce pamięcią lat dziecięcych z dziwnym wyrazem zasypiam... twarz zastyga, tężeje uśmiech a dalej pierwsza zmarszczka i siwe włosy na horyzoncie rozwidlenie nie całkiem łagodne zagarniam spojrzeniem wszechświat bezczelnie, niemodnie egoistycznie i łapczywie... bez końca do siebie do siebie
    1 punkt
  48. Miałem pisać o czymś innym lecz się właśnie dowiedziałem, przez przypadek, trafem dziwnym, że na zawsze odszedł Franek. Znałem tylko go z imienia (nawet nie wiem czy prawdziwe), pozostawił mi wspomnienia, zawsze wierszem mnie zadziwiał. Choć go nigdy nie spotkałem, jakiś żal za serce ściska, nie przeczytam już go więcej... Odszedł człowiek i artysta. Nikt dwa razy się nie zdarza... Kto przeminął, nie powróci, świat przechodni pozostawił, dla przechodnich, żywych ludzi. Jednak ciągle nie dowierzam, czas wnet ślady pozamiata, przecież był tu jakby wczoraj... Nie do wiary! Nie ma Franka? Miałem pisać o czymś innym, wiele ważnych jest tematów, lecz przełamać się nie mogłem, gdy odszedłeś. Żegnaj Franku.
    1 punkt
  49. szarość może się nie zjawić pogoda jest w nas od spodu i spokojnie świat się naprawia jak piękno które nas otacza
    1 punkt
  50. @Krzysztof2022 Pociągająca perspektywa.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...