Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 30.12.2023 w Odpowiedzi
-
Niewidno, w tygielku uwarzy się zwęgli Na cierpko łyk kawy, zapętli się Kashmir, Kończyny i włosy – współtrwanie w uwięzi Poszukam pustelni – uwiędnę, mam przesyt Oddycham kadzidłem i mirrą, powietrze Korzenne rozwiewa wszelakie miazmaty Paruje nad stołem, upajam się drżeniem Przedednia, zestrajam się z bielą, mrok pierzchnie14 punktów
-
bez ciszy więcej do mnie nie podchodź jestem mewą na falochronie nie czekam na oklaski na pokrzyk bez wyrazu i na zaciśnięte dłonie8 punktów
-
Mój smutek odleciał na snu skrzydłach, zmieniając tęsknotę w chwile szczęścia, a piękne momenty spod pióra krzeszą myśl tam, gdzie marzeń mgiełka. Patio polnych kwiatów sieje miłość interwałem złocistych promieni, kiedy czekam, aż feblik zagości w furtce serca i twarz zarumieni. Kasia Dominik7 punktów
-
Czemu się smucisz zapytał poeta malarza którego spotkał przekraczając próg bardzo już późnej jesieni Spójrz na Łąki i pola i lasy - widzisz szarość zamazała ich wielobarwność więc jak mam namalować miły obraz skoro zniknęły motyle kwiaty i zieleń Poeta uśmiechnął się i rzekł do niego nie martw się - ja taki obraz namalowałem słowami więc wystarczy byś go przeczytał a potem przeniósł pędzlem na swe płótno Po jakimś czasie - na wystawie zwiedzających zachwycił piękny obraz pod którym jego autor dziękował poecie za wiersz który ożywił szare barwy późnej jesieni6 punktów
-
Linia przesyłowa... ...to pięciolinia, tyle że klucz basowy wpadł oknem do chatki z zapałek. Szydełko mota się z nićmi o kolory, który wybrać dla nieba w nowym roku. Pod stołem rozsypane nuty, jedna na czwartej, pozostałe krzyczą, żeby w półtony przyozdobić poranek. Liczne zakręty przysiadły na wahadle zegara - wybudza się uśpione. Wichury podkuliły ogon, zrozumiały, albo nigdy nie pojmą, ile czar piołunu wlano w ziemię. Ociekają myśli, lecz przedostatni dzień grudnia czuwa, już podrzuca ciepło do kominka... ... chcesz trochę.? grudzień, 20235 punktów
-
kwadratura koła odwieczny dylemat jak prostowanie ścieżek niereformowalnych niemy krzyk w puszczy pozbawiony echa ciągle próbujemy nalać mądrości z pustego napełnić dziurawe miniony dzień nie wróci mimo zaklęć jutro przyjdzie niezależnie od nas czeka 12.2023 andrew4 punkty
-
Wódka, hazard albo dragi, wciąż przysięga, że odstawi. Gdy uwierzysz, że się zmieni, piekło będziesz mieć na ziemi. To kontynuacja przestróg dla szukających partnera. Niby dobrze znane, a wciąż ocean łez i krwi zalewa Ziemię. .4 punkty
-
nie ma niema nie ma wiersza ani poety ani odbiorcy nie ma smutku niema łza nie ma ani śnienia braw nie ma nie ma czekam taka niema nie ma4 punkty
-
Leżę na łóżku Zmęczony Może bez ambicji A może po prostu chory Leżę i myślę Myślę i leżę Sam już nie wiem Dokąd mnie to zabierze Za wcześnie, by iść spać Za późno, by coś robić Więc tak leżę Nie mogąc się z tym pogodzić I nim wybije północ Przemyślę wszystkie sprawy Ale jaka to przyjemność Żadnej w tym zabawy Muszę więc pamiętać By nie obrać złego kierunku I zostawić coś na jutro Bym znów mógł leżeć na łóżku.4 punkty
-
Czwarta na zegarze! Jeszcze ciemno; Lecz ten wielki świat wciąż obraca się ze mną, Z miastami na lądzie, statkami na oceanie, Wprost w ten świt co nastanie! Tylko lampa z kutra na kotwicy Miga w mroku jedyna w okolicy, Tylko ciężki oddech morza słyszę Ten jeden dźwięk wypełnia ciszę. I Henry: Four by the clock! and yet not day; But the great world rolls and wheels away, With its cities on land, and its ships at sea, Into the dawn that is to be! Only the lamp in the anchored bark Sends its glimmer across the dark, And the heavy breathing of the sea Is the only sound that comes to me.4 punkty
-
Samotność w spektrum Powiedzcie, jak to działa, bo wciąż nie rozumiem; Rozmowa się urywa - Z czego to wynika? Widzicie, mam tak zawsze, że gdy ktoś zapyta, Odpowiem, no bo przecież z nim koresponduję. Nic nie ma, druga strona wciąż nie odpisuje; Po czasie wciskam odśwież, lecz ponownie cisza, I czekam, bo jest online, widzę na znacznikach Ikonkę dostępności - dziwnie znów się czuję. Czy trzeba, by rozmowa była podtrzymana, Zaklęcia pradawnego, z wielką mocą użyć? Ze światem neurotypów mam do pogadania, Choć widzę, że częstokroć jest po prostu głuchy. Dlaczego tak się dzieje? Dosyć mam czekania, Lecz jeszcze, dla pewności, wykasuję cookies. ---3 punkty
-
granice nie istnieją Wieczne Niebo doprowadziło Mongołów pod Legnicę a kiedyś Królestwo Polskie zatrzymał dopiero Dniestr stukają obcasy wnuków Kim Ir Sena bracia kwasu chlebowego i wódki wyrabiają ozdobne łańcuchy sprawdzając naszą czujność nie uderzą w niewojskowy cel poprzez żywą tarczę Żydzi wydłubują z palestyńskiej ziemi jej ostatnich rycerzy skrzypi powersalska i późniejsza niesprawiedliwość Europę w pułapce tektonicznej wciska pod wodę płyta afrykańska część naprężenia przejmują Alpy i Karpaty tonie wielkość narodu kwitnie w pierwotnej umysłowości zdobył podbił zwyciężył nieuniknioność świata odrodzi znów życie3 punkty
-
błękit jest wzruszająco przyjemny nagi biustonosz nie rozbiera mojej wyobraźni zieleń jest po drugiej stronie wiersza czytam uliczka po uliczce między wersami błądzi kot i zapach zduszonych marcepanów czas układa puzzle w muzeum El Greco niebo błysnęło w świetle migawki3 punkty
-
Złapałem łzę która spadła z nieba A może to świat Stanął na głowie I teraz z oczu Płyną tęsknoty w górę Ułożę z nich Kałużę zwykłych dni Na wypadek ulewy Założę kalosze3 punkty
-
nie tylko radosne widoki twarze i chwile częstuje uśmiechem również te smutne barwiąc nimi szarość która od nich bije szarość za jaką nie tylko malarz piękno widzi3 punkty
-
pamiętaj gdy Radziwiłł coś obiecał - zełgał jak już wszystko zaorzesz wyprzedasz rozpuścisz już spokojnie nie zaśniesz palić będą trzewia duch dziada też skarci w tej pustyni i puszczy źródło: https://zdrowie.interia.pl/psychologia/news-powrot-do-przeszlosci-czym-jest-tajemnicze-zjawisko-deja-vu,nId,63014382 punkty
-
Pewien poeta, aczkolwiek nie muzyk i żaden autor piosenek, co trzeba tutaj zaznaczyć, tworzył sobie spokojnie niespokojnie na jednym z osiedli dużego miasta. Przyznaję, że był trochę zabawnym gościem, gdyż przez całe życie uważał, że uda mu się pewnego razu zmieścić świat w swoim wierszu. W ogóle miał w planach cały świat tam umieścić, w dodatku z literacką wprawą, na co reagowano często osłupieniem, gdyż jest przecież powszechnie wiadomym, że rzecz to niesłychana i z gruntu niemożliwa. Jednym słowem kompletnie nieosiągalna. Po kilkudziesięciu latach wspaniale wyrzuconej w błoto pracy, zresztą pozbawionej jakiejkolwiek możliwości spełnienia, ktoś, a nawet grupa jakaś choć zupełnie nie wiem co za jedna i w jakiej liczbie zaczęła się przymierzać, aby w sposób bardziej ponadczasowy docenić jego znojne starania. Ktoś, choć ja akurat nie wiem kto i się tego nie domyślam, wdał się z poetą w rozmowę na temat, która być może nawet mogła uchodzić za interesującą. Zmęczony życiem poeta i właściwie również trochę obrażony i chyba najbardziej nieodwzajemnieniem materii i energii wieloletnich usiłowań został w końcu zmuszony do wyznania takiego oto podsumowania, które niniejszym zacytuję: „Zaś po mojej śmierci możecie mnie pocałować w płytę”. Koniec cytatu. I być może nawet, choć nie znam tej historii do końca koniec jego przejścia do historii, bo przecież świat bardzo lubi się niekiedy na kogoś obrazić, lubi o kimś zapomnieć, a najbardziej chętnie tak czyni wtedy dopiero gdy naprawdę ma za co. Koniec historii. Warszawa – Stegny, 30.12.2023r. Inspiracja – Poeta Wielebor (Twoje wiersze.pl).2 punkty
-
po wejściu do galerii obraz rzucił się w oczy mienił kolorami zdawał się poruszać żył niby martwa natura a wszystko zdawało się zmieniać przyglądało bacznie widzom jakby obawiało zbliżeń lubię patrzeć na sztukę z różnych miejsc pierwsze wrażenie przedstawiało jesień idąc krok dalej piękne lato liście poruszały się słychać było szum parkowej alei zacząłem podchodzić poczułem zimno pociemniało padał śnieg nie wiem co o tym myśleć obawiałem się bliżej podejść może… 12.2023 andrew2 punkty
-
@Tectosmith Twoje wybory nie mają ze mną nic wspólnego, zwłaszcza to czego słuchasz, co czytasz i kto lub co powoduje tę zaciętość, złość, a może i nienawiść na wszystko i wszystkich.2 punkty
-
Dziękuję i pozdrawiam cieplutko ☺️ Led Zeppelin jest stale obecny na moich playlistach, muzyka kompletna, muzyka ponadczasowa :) pozdrawiam Cię serdecznie! @Ewelina@Omagamoga@beta_b@Łukasz Jasiński dziękuję Wam za serduszka i pozdrawiam Was serdecznie ☺️2 punkty
-
morze mi szumi przez cały dzień chcę słyszeć włosy kiedy mi rosną i kiedy idzie za mną mój cień2 punkty
-
Witaj - dziękuje za owe pięknie - Pozdr.serdecznie. @Natuskaa - @kwintesencja - @Monia - @Rafael Marius - dzięki serdeczne -2 punkty
-
@Wędrowiec.1984 Od czwartku do dzisiaj jesteś chyba zadowolony, aleś Sobie pogadał: z każdym i o wszystkim. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku Wędrowcze.2 punkty
-
Przechadzam swoje myśli - pomiędzy Graalem a tanim winem Szukam wyłomu w ciele. Istnieję - bez przyczyny. Usiądę na każdej ławce, gdzie dotrę do granicy: apatii, bierności, tchórzostwa - a wszystko w żelaznej przyłbicy Dlaczego już jest ciemno?! I ludzie na ulicach? Marzy mi się Wenecja, marzą mi się spódnice - z szerokim wycięciem na udach Na zawsze - mogą być cuda. Zupełnie wymyślone... Pakuję się do walizki. I kipi i pęka już w szwach - mentalne zabaglione "Nieznośna lekkość bytu?" Czuję, że ważę tonę. Nie chcę obrazów z mchem - gdzieś w trzeciorzędnych knajpach Kasztany się proszą o jesień A głód - o menu nie z karty Czy zawsze już będę taka ... nieswoja i wymyślona? Podsuwasz mi notes ze szkicem: mrówki i Salomona ...2 punkty
-
Taki to ma gadkę prima, wiele z was się nie powstrzyma przed bliższymi kontaktami, co się zwykle kończy łzami.2 punkty
-
Zawzięty malarz znad Noteci malował wszystko, tak jak leci. Nawet zaloty kocie, nawet samolot w Locie. Zmalował w końcu czwórkę dzieci.1 punkt
-
w drewnianej komodzie w ostatniej szufladzie są zapisane piórem na pożółkłej kartce słowa zapomniane wspomniane postacie o delikatnych posturach zamknięte w wersach wersach bez rymów na drewnianej komodzie tuż obok malowanej ściany zostawiłam pamiętnik czerwony ze złotą kłódką taki pokoik bez okna stoi już pusty od kilku miesięcy zapisałam co miałam zapisać i zostawiłam by inni mogli korzystać z lektury na chłodne i ciepłe wieczory niech noc już stanie się jasna a dzień mrokiem zaskoczy jak w pamiętniku tajemnicza historia w wierszach intrygujące postacie Klaudia Gasztold1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@kwintesencja Odbieram Twój wiersz, jakbyś z pamięci deklamowała możliwie najskrzętniej dopieszczony skład jakiejś nieziemskiej potrawy. Wszystko na miejscu, każde słowo wyważone. Poza tym Kashmir, to trzecia jak dla mnie, po I i II ulubiona płyta Led Zeppelin. Miła niespodzianka i świetna w konsumpcji :) Szczęśliwego Nowego Roku! Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
@jan_komułzykant ... Janko, niektóre.. deja vu.. są całkiem przyjemne, w tym powyżej powiało smutkiem oraz troską o... wiadomo. Podoba mi się i... świetna grafika. Pozdrawiam.1 punkt
-
@kwintesencja ... lubię Twoje nietuzinkowe połączenia słów Spokojnego i udanego Sylwestra...1 punkt
-
Sercem podpisuję się pod puentą tego wiersza. Chociaż znają się pewnie wyjątki. Pozdrawiam ciepło1 punkt
-
1 punkt
-
@Nata_Kruk ciekawa huśtawka emocji, oczekiwań ….. co dej? … czas pokaże na zegarze1 punkt
-
śpię serducho bije walczę o więcej miłość nie ma nic przeciwko nawet sny wtórują jeszcze , jeszcze, jeszcze poranek wita mnie szczęściem jeszcze1 punkt
-
Zasypiam w niejasnych kolorach uderzających mroczną pastelą. Mocarność wiosen kołyszących się łąkami i obfitym plonem beznadziei - na każdym drapaczu pozbawionym chmur. Piję napar ze świeżego wina, garściami połykam hortensje W tunelach spotykam przestrzeń szkicującą bezbłędnie obłęd. Codziennie gdzieś ktoś popełnia zbrodnię: marnowanego dnia i nadgryzionego chleba. Zbrodnię - pozostawionego na drodze wędrowca, który przeszedł już wszystko, ale wciąż nie dotarł do celu ... Miłość tak ogromna, że sama błaga, aby o niej nie myśleć, aby się nie rozczulać, bo można na nią umrzeć ... Słyszę budzik: to czułość się gramoli z kołder wypchanych lodem. Zrywam polne kwiaty, a za plecami sapie mróz. Sukinsyn! Mocno ściska.1 punkt
-
Kiedyś, spośród wymienionych, najbardziej lubiłem Dwójkę, ale już dawno mi się to zmieniło, na rzecz Debiutu. Za to naprawdę bardzo lubię Presence. :)1 punkt
-
1 punkt
-
niedawno szliśmy trzymając się za ręce chcę jeszcze wczoraj wracałam do wspólnych ram nie pragnę zmian policzek przyciągałeś by muskać twarz dziś to miraż głęboka miłość głęboka rana za ścianą ściana1 punkt
-
@iwonaroma Oczywiście, racja, każde da się połamać, lecz na złote może ktoś się z młotem zasadzać. ;) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.1 punkt
-
Przed wczoraj czułam kadzidło i mirrę w miasteczku :) biskup z katedry Anny na Gran Canaria powiedział, ze nie chce odnawiać jej, niech się wali, a pieniądze chce przeznaczać na biednych w Gran Canarii:)1 punkt
-
@Rafael Marius Taka prawda niestety, a miałem tę okoliczność możliwość gdzieniegdzie zaobserwować ://1 punkt
-
Ucieczka psylocybinowym oknem Długo podróżowałem, zdołałem zapomnieć twarze zmarłych rodziców, choć na chwilę. Już nawet mój pokój w rodzinnym domu stracił w pamięci miejsce, przynajmniej nie takie, jakie miał przed laty. Gdy grzybów brakowało, uspokajałem się opium. Dobre, stare opium zawsze znieczulało cierpienie wywołane wspomnieniami o cierpieniu. Często ból odczuwałem tak duży, że nie rozróżniałem ich pomiędzy sobą, bólu we wspomnieniach z tym prawdziwym i aktualnym. Wspomnienia bywały nawet bardziej bolesne, szczególnie, gdy udało się wytrzeźwieć, przez jeden tydzień nie brać niczego, co pozwalało zapomnieć. Lekarze nie potrafili znaleźć odpowiedzi określającej, co mi dolega. Ani konwencjonalni - pierwszego kontaktu, ani specjaliści psychiatrii. Nikt nie rozumiał, jak to jest cierpieć nieustannie, jedynie aktywując w sposób niekontrolowany, jakby nerwowy, stan przejść traumatycznych poprzez wspomnienia. Podróże w halucynacjach wywołane spożyciem grzybów, czy MDMA, stały się też pożywką dla twórczości, pomimo znieczulenia stawały się inspirujące. Wydawało się, że człowiek duszą zmienia wymiar, dostrajając się do innej częstotliwości. Spotyka wtedy duchy mędrców, które z czasem stają się patronami, takimi opiekunami, jak indiański totem, który nie tylko pilnuje drogi, ale tez symbolizuje osobowość i często też charakter, niejako dyktując drogę zachowania, ale też rozwoju. Podróże bywały czasem trudniejsze, wymagały, aby coś dać od siebie, co nieraz bywało trudne. Pewnego razu mędrzec, starszy pan, kojarzył mi się z faunem, powiedział mi, że klucz do uwolnienia się od bólu jest we mnie, a podróże mogą dać mi do niego dostęp. Było to w pewnym momencie dość dla mnie ważne, nawet marzyłem o normalnym życiu, o tym, co bym zrobił, gdybym nie cierpiał. Często, gdy śnie, nie, nie chodzi o podróż, a zwykły sen, śnią mi się sceny z dzieciństwa, tragizm jego dni naznaczył mnie, zniszczył najlepsze lata życia, deprymuje do dziś status normalności z klasyfikacji jako standardu życia. Matka, zawsze piła, była pełna gniewu, nienawiści. Biła zawsze tak, że naprawdę dogłębnie bolało. Ojciec nigdy nie reagował. Miał swoją gazetę, telewizor i kilku kumpli, z którymi pił. Zamykał się z nimi w salonie, każąc matce siedzieć w kuchni. Jej nakręcanie się monologami zawsze kończyło się wielkim mantem. Były to czasy komuny, edukacja i kultura nie ingerowały w życie społeczne nizin. To było piekło doskonałe, gdzie nie było zbawienia, ani aniołów. To piętno tamtych czasów zabija mnie równie mocno również dzisiaj. Nachalnie obrazy tamtych chwil pojawiają się w umyśle, czuje ból pleców i tyłka od pasa ojca, który matka zawsze miała schowanego w kuchni. Wydaje się nie dziwnym, że szukam uśmierzenia, resetu, zapomnienia, jak kropla wody chce żeby ból w promieniach słońca odparował. A on tylko robi, co ma do zrobienia, bije mnie mocno, poniewiera i zostawia na chwilę, by znów wrócić. Jedyną diagnozą lekarza było to, że mój problem ma pochodzenie nerwowe, że muszę nauczyć się obserwować swój stan i próbować go kontrować. Nigdy mi się to nie udało, choć podejmowałem próby. Stwierdziłem, że jestem słaby, dużo za słaby, by to zwalczyć. Kiedyś, w granicach dziesięciu lat temu, gdy zacząłem podróże, okazało się, że psylocybina zawarta w grzybach halucynogennych potrafią zredukować ataki. Dawała też komfort i niezapomniane wrażenia. Dziś, czuje, że nie mogę bez psychoaktywnych doświadczeń żyć. Już bez znaczenia jest to, co zabija mnie, zdołałem nabrać dystansu do zła z dzieciństwa, wywalczyć przestrzeń do obserwacji bez wpływu paraliżującego mnie, ale nie jest to stan w stu procentach stały. Ataki bywają silniejsze, choć dużo rzadziej się pojawiają. CIĄG DALSZY CZ.II Pamiętam wiersz, który napisałem, kiedy pierwszy raz spożyłem standardową dawkę grzybów. Był wzburzony, jak sztormowe morze, pełen nienawiści łamanej akceptacją, a zasadniczo przymusem jej, wywoływał we mnie płacz, którego w zgorzkniałym dzieciństwie nie miałem wiele. Byłem silnym dzieckiem, kiedyś obiecałem sobie, że przez rodziców nigdy nie będę płakał. Płacz był dla mnie zbyt drogi i odcisnął efekt katharsis na mojej starganej cierpieniem duszy, ale postanowiłem go unikać. Do osiemnastego roku życia, kiedy to matka zmarła, nie płakałem wcale. Trwałem twardy aż do wiersza po pierwszej podróży. Lekarz psycholog, kiedyś stwierdził, że płaczu nie powinno się powstrzymywać, ale nigdy nie złamałem postanowienia. W moim wierszu najbardziej załzawił mnie fragment, który dotyczył wielkiego tragizmu, ale też życiowych przeciwności oraz miłość, której miałem tak mało. Były to słowa dwóch strof: "Urodziłaś mnie meduzo od czarnego pasa Włożyłaś w klatkę gdzie każdą poznałem ranę Teraz bezdomność i tułaczka mi rękawy zakasa A wicher wspomnień zabija jak ciernie różane Chciałem tylko z mlekiem dostać jedynej miłości Żyć w cieniu rozkosznie ciesząc się jasnym słońcem A ty bezczelnie serce wyrwałaś i porachowałaś kości A to tragedii było początkiem i marzeń końcem" Bałem się płaczu, gdy czułem lęk, który zamieniał się w fobię, gdy łzy spływały, jakby przez anioły zbierane, nie potrafiłem się powstrzymać, ale najgorsze było to, że często wspomnienia wracały jeszcze silniejsze, ubrane w demoniczne moce, gdzie uderzenie w widziadle pozostawiało siniaki na realnym ciele. Prócz płaczu strach napędzał mi również kościół. Czułem ból modlitwy, nigdy nie chodziłem na mszę, chociaż pamiętam, jak kiedyś przyjechała ciotka z Węgier, matka wtedy nie piła i udawała, jakby nic się nigdy nie działo, wtedy też poszedłem z nimi do kościoła. Nie wiele dziś pamiętam, prócz tego, że było bardzo dużo ludzi, więcej niż obecnie chodzi do kościoła i to, że zemdlałem. Gdy się obudziłem, leżałem na ławce, w parku przy murze kościoła, ciotka wahlowała mi twarz, a inni ludzie przynieśli wodę. Straciłem przytomność na jakieś dwadzieścia albo trzydzieści minut. Ciotka była zaniepokojona. To było dawno, ale od tamtego razu kościół nie kojarzył mi się dobrze. Modlitwy też nie były moją pasją, czułem ohydę myśląc o modlitwach. Ogarniała mnie choroba, dziś nawet przechodziła mi przez myśl wizja opętania, ale to zbyt abstrakcyjny obraz, bardziej nazwałbym to urazem i konsekwencjami jego. Magia jest dla marzycieli, mimo że czułem się poetą, to w mity kościelne nie wierzyłem. Tłumaczyłbym to jakimś zwykłym modelem naukowym, czy to mechanizmem spaczonej psychiki dziecka, która wariuje przez traumę i wybucha jak wulkan konsekwencjami, czy genami i podatnością na choroby psychiczne. Pewnych wątpliwości nastarczały jednak silne jakby urzeczywistnione wspomnienia, atakujące falami, gdzie to, co miałem w domu, w dzieciństwie, jakby stawało się znów realne w miejscu i czasie, a ból fizyczny powodowało to naprawdę duży. Czułem klamrę paska lub kabel od żelazka, w zależności od wspomnienia, na swoim ciele, głównie na plecach i tyłku oraz niżej na nogach, ale zdarzało się mi nie zasłonić się wystarczająco dobrze i pręgi zostawały na twarzy i piersi. Płacz wydawał mi się przyjemny, choć smutek, którego miałem tak wiele wymieszany z żalem i tak naprawdę pożądaniem miłości, której nie miałem nigdy powodowały mieszankę wybuchową. Nawet myślałem, że jestem idealnym materiałem na psychopatę albo socjopatę, w końcu wszyscy szaleńcy mieli przechlapane w dzieciństwie. Jedyne co mnie trzymało od szaleństwa, od krzywdzenia innych, był ból, którego doświadczyłem. Jedynie to, że wiedziałem jak mnie bolało, rozumiałem, żeby tego nikomu nie dać, bo to największe zło - mimo, że wierzący nie byłem, to moralność posiadalem, tak samo jak sumienie. Psycholog mówił, że najgorsze u maltretowanych dzieci jest poczucie winy. Długo się nad tym zastanawiałem. To był fakt, ale na początku. Później widząc, że niezależnie co robię a i tak dostaję po dupie, wiedziałem, że to matka jest chora, a nie ja. Przymajmniej próbowałem się przekonać, co do tego, ale jak bardzo się mi to udało, tego nie wiem. CZĘŚĆ III Dziś wstałem wcześniej, na zegarze była piąta trzydzieści. Było lato a słońce wstawało leniwie rozpromieniając horyzont bursztynową barwą, były to warunki dla wypicia kawy i zapalenia samodzielnie zrobionego papierosa idealne. Jednak nic nigdy nie jest zbyt idealne. Po wypiciu kawy, niedługo po tym, jak ubrałem się w czarne dżinsowe spodnie, w które włożyłem równie czarny pasek, gdy zapinałem koszulę, zamroczyło mnie. Przez te dziesięć sekund ciemności przed oczami wiedziałem, że się zaczyna. Zaraz potem mój umysł opanowały wspomnienia. Nie byle jakie, bo z wigilii dwutysięcznego roku. Miałem wtedy czternaście lat. Matka nic nie ugotowała, bo ojciec niedługo przed wigilią stracił pracę, a matka większość pieniędzy przeznaczała na zapas wódy. Za ostatnie pieniądze wolała kupić sobie i ojcu alkohol niż przygotować posiłek. Siedziałem w swoim pokoju, byłem sam, ale ta samotność była przeszyta strachem. Wiedziałem, że będzie totalnie wkurwiona, bo przyszłość jej alkoholickiej sielanki mogła się głęboko zepsuć. Wiedziałem, że jeśli ojciec nie znajdzie nowej pracy, nie będzie co jeść ani za co kupić ukochaną przez matkę butelkę wódki, co mogło z jednej strony, głównie przez brak alkoholu, zmienić moje życie, ograniczyć agresję pijanej matki, ale z drugiej strony moglibyśmy głodować. Matka odkąd pamiętam, odkąd żyję, wystarczająco świadomy, aby rozumieć co się dzieje wokoło mnie, nie pracowała nigdy. Ojciec był górnikiem, a kopalnie w której pracował własnie zamknięto. Dla takich ludzi jak on to było druzgocące podwójnie. Z jednej strony w okolicy nie było żadnej innej kopalni, więc zatrudnienie w tym zawodzie było prawie niemożliwe, a z drugiej strony, był ojciec już tak stary, że nie nadawał się do żadnego przyuczenia. Sami wiecie jacy są górnicy, szczególnie tuż przed emeryturą. To są starzy, zwyrodnilai fizole, którzy całe życie spędzili pod ziemią, a jeśli w życiu się nie urozmaica działalności zarobkowej, to człowiek staje się takim stalowym mechanizmem, co robi to, co mu zaprograowano. Oni po prostu jak pociąg, już nie zmieniają torów. Wigilia bez nawet tych trzech potraw, które matka zawsze gotowała, bez pracy u ojca, z perspektywą wiszącej w powietrzu tragedii, a nawet dwóch tragedii, była jak msza żałobna, ubrana w dreszcz strachu i niepewność, w wibrację zbliżających się piorunów - tych batów kablem bez opamiętania. Wiedziałem, że mój spokój może zakłucić wtargnięcie matki z kablem od radia albo od żelazka i będę musiał uciec z domu. Było zimno, gdzieś w okolicach minus dwudziestu stopni celsjusza i pełno śniegu na chodnikach i wokół ich. Wiedziałem, że jak nie będę w ciepłym miejscu, mogę nawet umrzeć. Matka wkroczyła do pokoju, tak jak podejrzewałem. Nie mogłem się postwić, dostałem z dziesięć razy, niby skryłem twarz rękoma i zwinąłem się w kulkę, ale matka wiedziała za dobrze jak sprawić, żebym cierpiał. Zaraz wyszła wyklinając mnie bardzo głośno. Wtedy ubrałem się w to, co miałem i z zakrwawionymi rękami, całymi posiniaczonymi uciekłem. Ona po prostu zabiła całą miłość we mnie, stałem się maszyną ustawioną na przetrwanie. Całe wspomnienie uderzyło nie tak mocno, że poczułem zapach krwi, pręgi na ciele odezwały się, jakbym tam był obecny, jednak mróz tamatej nocy mimo, że mógł mnie zabić, to działał uśmieżająco. Polubiłem wtedy zimę, te tony śniegu znieczulające ból. Ale byłem już tak psychicznie zmęczony, że zapragnąłem zamarznąć. Chciałem nie żyć bardziej, jak żyć. W pewnym momencie cały trans wywołany wspomnieniem minął, przez długą chwilę czułem jeszcze mróz na ciele. Te wspomnienia niszczyły mnie jak klątwa rzucona przez matkę zza grobu. Musiałem odbyć podróż. Wziąłem tym razem dość popularną tabletkę MDMA. One działają nieco inaczej od grzybów, trans który wywołują jest mocniejszy, nieco bardziej intensywny, a kolory i wzory które człowiek widzi, stają się bandażem i maścią na stargane serce i ciało. Odleciałem. Dobre jest w tych podróżach to, że zawsze po nich utrzymuje się dobry poziom dopaminy i serotoniny, ale też noradrenaliny, człowiek odczuwa dużo więcej spokoju, a przez to ataki paniki i wizji prześladowania nie pojawiają się nazbyt regularnie często. Czułem się wolny, bo szybciej zapominałem o spazmach z wizjami z dzieciństwa, miałem nawet więcej energii, by normalnie funkcjonować. Autor: Dawid Daniel Rzeszutek1 punkt
-
Jest dzień, ale nie ma czasu, żeby skończyć, więc wraca do swoich i plącze się między nogami. Psie lata i dzień udaje że chce się wpleść i wdać, że nie słyszy dzień dnia. Pierwszy dzień lata, lecz głodny chwyta w zęby każdy zapach delikatnie odkładając na próg. Lata i gorąco przeprasza że w imię swoje nie wierzy i ojca by już chyba nie poznał lecz lubi czasem pozawracać w głowie, ukraść parę minut. Odda jeśli zechcę trochę się podroczyć, bo to dzień trochę nie z tego świata, zdolny do poświęceń i zbratać się z drugim, gdyby trochę czasu mógł poświęcić i nocą dłużej zostać, oddając minuty, które schował pod kocem bo szczeniaki zmarzły i trzeba im było własną skórę oddać.1 punkt
-
Wszystkie - bez wyjątku - nowe, stare i te zdziczałe przy których stoją kikuty drogowskazów nazw zapomnianych porośnięte nie jedną trawą , dokądś prowadzą. Więc gdy poczujesz się zagubiony ... wędrując jedną z nich przypomni sobie ten wiersz . A potem dalej śmiało idź prze siebie , bo może właśnie ta ... ta droga zaprowadzi cię dziś , jutro albo kiedyś ... tam gdzie odnajdziesz to coś , coś co nazwiesz swym szczęściem.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne