Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 19.10.2023 w Odpowiedzi
-
Jesienny wietrzyk czasem zakręcił gołąbek znalazł losu okruszek na drobnej rączce lśniący kasztanek suszone chwile zielnik pamięci Złocisty listek wplótł się we włosy czułe spojrzenie ogrzewa serce piesek wywęszył rozkoszny zapach rozanielony macha ogonkiem Spójrz akordeon do życia prosi tańcząca para uśmiech dziewczęcy uliczny grajek rozdaje dźwięki do puszki wpadło szczęście za grosik Zielnik - ręcznie wykonana kolekcja zasuszonych roślin, utrzymana zwykle w formie zeszytowej12 punktów
-
Krztynką egoizmu posłodzę dziś kawę. Nóżki w kocyk zawinę, "Nikt" się tu nie zjawi. Nie było go przecież wczoraj i przedwczoraj, dlaczego więc miałby teraz, tu, w buciorach... ...kiedy wreszcie korzystam z chwili samotności, dopieszczając zmysły drobiną słodkości? Nie przejmując się wcale, tym co kiedyś, jutro, nauczyłam się kochać... siebie. Ty nie chcesz. Trudno.11 punktów
-
jest we mnie chłód tamtego lata i promień co w ziemię wrósł aż po korzeń w kieszeniach noszę twój zapach coś więcej niż pamięć myślę jaka jesteś i z głębi wyciągam kiełki w skupieniu plotę twoje włosy przykrywam korą śpij Wiersz napisany dawno temu. Dziś przypadkowo wpadł w moje ręce.6 punktów
-
moje słowa twoje czyny lub odwrotnie wczoraj były dzisiaj flauta zagościła a właściwie czyja wina ? tego nie wiem jednym słowem może dwoma winnych nie ma więc przyczyna względna chyba jest optymizm slalom gestów miłość, smutek stos pretekstów spektrum drogi prosta, krzywa dobiegamy kto wygrywa?5 punktów
-
Uwaga, uwaga i raz jeszcze uwaga a oto pada waga słów i wybrzmiewa powaga: mnie jako takiemu poecie idzie o lekkie niuanse słów niemalże niepoważnych. Chciałoby się nie roztrząsać (i wcale nie ważyć) a nawet nie opasło stawać na niedokładnej wadze. (niby do czego nam te dokładności?) W dodatku ochoczo marzy mi się aby piękną nieważność skrobnąć nieuważnie piórkiem, a nie piórem i najchętniej na kompletnie nic nie znaczącym listeczku, listeńku. Warszawa – Stegny, 19.10.2023r.5 punktów
-
Z cyklu wyciągnięte "z szuflady" cz.VII pełno ciernii pokrywa ręce szklany sufit spadł na głowę nieopodal snów deszcz ulewny dusza moknie stado owiec przed oczami ich czerń nadto widoczna pod drzewem grzechu wypasane dźwigają pokutny łańcuch5 punktów
-
Z cyklu: Nietypowe grzybobranie Sen też człowiek Słów złodziej i jego dokonania Masz cierpliwość i przekonania Bo nie byłeś przez niego ograbiony Słów złodziej, w swym fachu, niezastąpiony Kradnie tu z premedytacją Nie odmienia, to atrakcją Nie przemienia, stawia czoło Świat ten zwiedza na około Bierze każde, słowo drogie Opozycyjne, też nałogiem Chowa wszystkie w swojej dziupli Swej kolekcji, nie uszczupli I się zbiera, i rozstaje Wręcz ucieka, dyla daje Bo został tu namierzony Przez policję, wytropiony Zbiera słowa swoje w kupę Już tu myśli, że jest trupem I kupuje bilet drogi Dominikana, tam powędrują jego nogi Podobno ekstradycji nie ma Podobno słowny tam poemat Po hiszpańsku tam gadają Tak ciekawe słowa znają No i miejsce w samolocie Ale jest tu znów w kłopocie Namierzyli, zatrzymali I samolot przetrząsali Co policja, znowu oni Jak się człowiek przed nimi broni I zamienił się słów słodziej Ma doklejone wąsy, i kołodziej Ale tutaj rozpoznany W samolocie, obok damy Aresztowali, i już puenta Przeczytaj co dalej, to zachęta Historia słów złodzieja w więzieniu W pierwszym cyklu, w otworzeniu A poznasz jego dalsze losy I jak śniły mu się, dominikańskie kokosy //Marcin z Frysztaka Wszystkie moje książki Za darmo Znajdziesz na stronie: wilusz.org4 punkty
-
Od siódmej na nowo- Mówią za szybko i Kończą w pół słowa. Gwarno tu- istne przyjęcie. Przejęcie. I pragnę wciąż więcej, Spijam Cię haustem. Krztuszę się kolejnym "Carpe Diem" Rzuconym na wiatr. Do dnia, Bo mocny to trunek. Promili- pomyli nam szyki. Niewinna różnica Trwam.4 punkty
-
Nigdy nie umrę Schowaj tą trumnę Sprzedaj urnę Nie umrę Nie pragnę śmierci Już mnie nie nęci Życie się jakoś kręci Po co ludziom kres Istnienie wieczne Jest lepsze Niż śmierci stres.4 punkty
-
Muza Zaczytałam się w Twych wierszach nieprzytomnie zakochałam w zgrabnych rymach bez pamięci. Oddam chętnie stare pióro i atrament byleś tylko literami mógł mnie pieścić. Wchłonę gładko każdą kropkę i wykrzyknik, z wersów spiję całą słodycz słodkich słówek. Od słów pierwszych stracę głowę przeparadnie nie zważając czy to tytuł czy nagłówek. W cudzysłowie ukołyszę tęskne serce, z pytajników zrobię łańcuch niespodzianek. Wielokropek włożę skrycie pod poduszkę niech się przyda gdy zaskoczy nas poranek. Zadedykuj mi najlepsze Twoje wiersze, otul strofą ciepłą szczelnie jak szalikiem. Bądź łagodny, pobłażliwie nie wyśmiewaj kiedy mylę epitety z akapitem. Gdy uleci gdzieś natchnienie, przyjdzie kryzys co przyniesie nieproszony twórczy uwiąd nie porzucaj swoich wierszy pamiętając żeś poetą jest kochany, ja twą muzą. Dla amatorów nieco rubasznego humoru poniżej specjalna wersja ostatniej zwrotki: Gdy uleci gdzieś natchnienie, przyjdzie kryzys co przyniesie nieproszony twórczy uwiąd nie porzucaj swoich wierszy pamiętając żeś poetą z dużym P a jam Twą muzą. ;)3 punkty
-
pokłony oraz klękania chciałbym, abyś mnie przytulił/a pogłaskał/a a wszelkie jady, wojny, wściekłość pójdą precz podpisano: Bóg3 punkty
-
Grzech czy kłamstwo więcej waży - które z nich gorsze o czym każde z nich marzy Kłamstwo i grzech twarzą ludzkości jednych cieszy drudzy zagubieni Grzech i kłamstwo na szali przeciwnej a my obok nich mali bezradni3 punkty
-
-Tato, powiedz, między nami, one bawią się lalkami, a gdy my się bawić chcemy, mówią nam, że nie możemy. -Bo dziewczynki tak już mają, lalki ładnie ubierają, ale zgody na to nie ma żeby chłopiec je rozbierał.2 punkty
-
koniec bitwy mgła opadła nad folwarkiem słońce wschodzi przy korycie świń wataha debatuje jak tu rządzić porcja karmy dla każdego wolny wybieg w wspólnej klatce będą w niej swobodnie biegać tradycyjnie ci poprawni władzę przejmie nowa kasta folwark wybrał – demokracja coś się w życiu zwierząt zmieni nic – znów świniom będzie lepiej2 punkty
-
cudownie zejść ze ścieżki bezlitosnym wiatrem zwabiona w przytulne okno opadam delikatnie ocieplaj schodami do stromego wzgórza zobaczę cię znowu2 punkty
-
Żywot nie jest prosty. Nie pytaj jakie me marzenie i którą ścieżkę wybrać chcę? Nie pytaj mnie o przeznaczenie. Po co to wszystko? Biegnę. Gdzie? Nie pytaj, czy pójdziemy razem, przecież codziennie mijamy się. Słowa urwane… Znikają twarze… Nie chcę portretów - Ty dobrze wiesz. Nie pytaj co dziś na śniadanie, kiedy po nocy jeszcze śnię. Zbyt długo nocą patrzyłam w niebo, siebie szukałam w minionym śnie. Godziny nasze są policzone. Przyziemność dusi i dławi, a dziś w nadmiarze mam już jej. Poczekaj chwilę… kosmos odpłynie. To takie trudne i takie proste… Czy dalej płyniesz ze mną pod prąd?2 punkty
-
@violetta Violetta jest dowcipną dziewczynką, przy okazji przepraszam, bo kiedyś nazwałem starszą damą. Pozdrawiam serdecznie @Rafael Marius2 punkty
-
@Corleone 11 ↔Na bazie powyższych dyskusji, można by też gratisowo dopytać w sensie narodzin: od jakiego momentu, człowiek jest człowiekiem? Co tak naprawdę określa, człowieczeństwo? W jakim momencie człowiek otrzymuje duszę? Tu raczej każda odpowiedź, tylko domniemaniem, kwestią wiary, takiej czy innej jest, bo udowodnić tej kwestii, nie sposób? Mówiąc banalnie↔temat rzeka...2 punkty
-
@Jacek_Suchowicz J Jakże bardzo mi brakuje w tym pisaniu takiej prostej, żartobliwej, swojskiej nuty. Wiem, że w trampkach na pałace się nie wchodzi ale czasem lubię zdjąć szykowne buty ;)))) Niech cię zaptem duże P nie gorszy w wierszu choć być może właśnie wyszło wprost z rynsztoka. Ono wcale nie oznacza przyrodzenia ale PORTFEL -któż pieniędzy z nas nie kocha? ;)))2 punkty
-
jakże ciężko z chaszczy tekstów wiersz wyłowić gdy się znajdzie człek odczuwa wielką radość jest subtelny i przybrany zgrabnym słowem więc nie spłaszczaj nie oblewaj swojską strawą gotowałaś ten rosołek na wołowym doprawiając delikatnie przyprawami więc nie spaskudź go rubasznym jurnym słowem niech nie będzie jak żur chłopski kiełbasiany :)2 punkty
-
2 punkty
-
Pamiętaj gdy będziesz realizować swe plany niecne, iż są one odbiciem diabelskich westchnień. Nie zapominaj, że inni będą pamiętać, jak próbowałeś ich wolność spętać. W odmętach, czeluściach, ukrytych lękach, sztylet dzierżysz dumnie w swych rękach, się wżenia w ciało w okropnych mękach, znakiem twej zdrady zakrwawiona ciżemka. Nie klękaj tuż pod figurą, ludzka udręka jest jak tatuaż pod skórą. Nie lękaj się, gdy po ciebie przyjdą, przecież żeś się karmił ich krzywdą. Sprzedawał jak bydło na targach świata, podcinał brzytwą braterskie gardła, rozrywał w strzępy na kulach armat, nie lękaj się królu gdy przyjdzie prawda. Przeto od dawna twój wpis tkwi w księgach diabła, przyjąłeś złoto i postać karła, jego pokusa twą godność skradła a dusza się błąka w diabelskich zwierciadłach. Gdy w losu imadłach poczujesz ucisk, gdy senne widziadła wyjrzą ze studni, gdy ziemia zacznie w około dudnić, pamiętaj królu, iż wszyscy są równi2 punkty
-
Krzyczą żurawie; w ciemności błądzą, ponad dachami wytrwale krążą. Nawoływania podniebny rejwach, w drodze na zachód - wizja odległa. Krzyczą żurawie...2 punkty
-
Marek nie poświęcał czasu na czytanie książek, gdyż poza szkołą i spotykaniem kolegów każdą chwilę spędzał przy komputerze. Babcia narzekała, że z tego siedzenia nic dobrego nie wyniknie, ale kto gderanie starszej osoby bierze poważnie? Za każdym razem kiedy przypominała o zaletach czytania, drwił sobie z jej rady i jeszcze przekonywał, jak dobrze komputer zastępuje mu książki. — Muszę planować, obliczać, szybko podejmować trudne decyzje — wyliczał korzyści, nie odrywając oczu od ekranu. — Nawet w szkole tyle nie myślimy. Zrezygnowana babcia jednego dnia usiadła obok niego i przez okulary o grubych szkłach w niemodnych oprawkach patrzyła w ekran. Z trudem nadążała za posunięciami Marka, co było mu na rękę. „Znudzi się i odejdzie” — pomyślał i rozpoczął z dużą energią nową grę. Ten entuzjazm udzielił się babci, bo nie tylko nie poszła sobie, lecz zadała mu bardzo sensowne pytanie: — Co teraz robisz? Marek nie zamierzał wtajemniczać jej w złożone reguły gry, bo przecież i tak nic z tego nie zrozumie, ale po chwili uznał, że w ten sposób jeszcze szybciej ją zniechęci. — Wybieram przeciwnika — odpowiedział szybko. — A któż to taki? — Babcia przejawiała dość duże zainteresowanie jak na osobę, która się nie zna na grze. — Fioletowy kolor ma Szwecja, a ci w zielonych ubraniach to Ukraińcy. — Dwóch na jednego? — zdziwiła się babcia. — Mam sojusznika — sprostował Marek — Saksonię. — To gorzej wybrać nie mogłeś — zmartwiła się babcia. — Szwedzka potęga zaleje nas od północy, na tyłach Kozacy wzniecą bunt… — A co mi tam Kozacy — wpadł jej w słowo Marek zapominając, że mówi do osoby starszej o pół wieku, której należy się ociupina szacunku. — Saksońska armia ma wyborową piechotę. — E tam — westchnęła babcia. „Szwedzi dogadają się z Saksonami, bo to również protestanci, a wtedy unia doprowadzi nas do epokowego nieszczęścia, jak to już pokazała historia” — rozmyślała, mimo całego pesymizmu obserwując z zaciekawieniem jak na zielonym tle, zupełnie z niczego w błyskawicznym tempie powstaje miasto. Marek wpierw postawił młyn, dookoła którego w mgnieniu oka zazieleniło się zbożem, choć nikt go nie zasiał. Niżej zbudował stylowy ratusz, jak ten co stoi przy rynku w Zamościu. Potem zadudniły bębny, aż babci ścisnęło się serce, na znak, że gotowe są koszary: murowane, z basztami i chorągiewkami, łudząco podobnymi do tych na barbakanie. Ku babci zdumieniu z koszar zaczęły wychodzić jakieś ludziki w długich, czerwonych płaszczach i czarnych, futrzanych czapkach. — To są pikinierzy — objaśniał Marek. Babcia wytężyła oczy i o dziwo, rzeczywiście, pod czapką dostrzegła twarze, wprawdzie niewyraźne, pozbawione całego nosa, pełnych ust, lecz niewątpliwie ludzkie twarze. Do tego wszystkie identyczne, jakby całe to wojsko to byli bracia-bliźniacy z jednej matki. Zamyśliła się, patrząc jak Marek posłał sześciu wieśniaków do lasu po drewno, tyluż samo do kamieniołomów, a resztę na pole pszenicy, która właśnie dojrzała na piękny, złocisty kolor. Wieśniacy żęli łan równo kosami, jednak pszenica rosła dalej, ziarno z kłosów samo się wsypywało do worków, a oni zanosili je na plecach do młyna. Żaden się nie zatrzymywał, nie siadał, nie odpoczywał, wiatrak niestrudzenie obracał łopatami, jak podczas żniw w doskonałym gospodarstwie. Babcia nie mogła oderwać od takiego ładu oczu. „A myśmy miały szmaciane laleczki, chłopcy ołowiane żołnierzyki, kilku zaledwie, a tu wychodzą i wychodzą, mnożą się bez liku. Jak to wszystko zmyślnie funkcjonuje” — wpatrywała się z podziwem w obraz na monitorze. Na skraju pola pszenicy zauważyła wieśniaka zataczającego kółka w miejscu, jakby tańczył z radości, lub co gorsza, zbzikował. — A temu co jest? Marek nic nie powiedział tylko wycelował w niego strzałkę i wieśniak rzucił się w te pędy do pracy, jak wszyscy jego bracia. — To tutaj nie ma kobiet? — spytała babcia rozczarowana. — Sami mężczyźni... — uciął Marek, lecz zamilkł momentalnie, bo pierwszy raz uświadomił sobie, że babcia też jest niewiastą i dalsze słowa mogłyby jej sprawić przykrość. Zamiast tego przyjemniejszym tonem dodał: — W innych grach są również kobiety, ale nie w tej. — Ach tak. — Uspokojona babcia pokiwała głową. W duchu trudno było jej odmówić odrobiny racji wnukowi. Jak on to wszystko wspaniale zorganizował: kieruje tyloma ludźmi, dowodzi wojskiem, doskonale wie co robić dalej… Dalsze rozmyślania przerwał przeraźliwy jęk z kamieniołomów. Jeden z wieśniaków, ten pchający z wysiłkiem taczkę pełną kamieni, padł na ziemię, a wtenczas jego ciało się spłaszczyło, jakby rozjechał go walec, a po chwili zostały z niego tylko jakieś rybie ości, co zapewne miało przedstawiać ludzki szkielet, a i ten szybko zniknął pod trawą, niezależnie od pory roku zawsze zieloną i tej samej wysokości. — Zabrakło chleba — skwitował śmierć wieśniaka Marek. Odszukał jarmark i wymienił tam sporą ilość zebranego kamienia, za nieco mniejszą porcję żywności. Z każdą wymianą cena kamienia spadała, cena żywności rosła. — Taki z ciebie gospodarz. — Babcia spojrzała na niego karcącym wzrokiem. — Całe szczęście, że nie jesteś ministrem gospodarki, to dopiero byłaby klęska. Nagle zabrzmiał dźwięk trąbki, wzywającej na alarm, a zanim Marek odkrył co się stało, dobiegł z głośników szczęk metalu, groźne pomruki, później czyjeś krzyki, coraz rozpaczliwsze… Od lewego narożnika u góry ekranu nadciągał fioletowy czworobok i co tylko napotkał na swojej drodze przybierało natychmiast fioletową barwę: kopalnia złota, składzik drewna, kuźnia... Fioletowy obłok zawisł złowieszczo nad miastem. Po zmianie koloru wieśniacy porzucali miejsca pracy. Wyrzekłszy się domu i ojczyzny odchodzili tam, skąd nadszedł nieprzyjaciel, na północ, służyć obcemu panu. Co poniektórzy bili kułakiem własnych braci, dopóki ich nie zatłukli na śmierć, bądź sami nie zginęli. Babcia patrzyła na to z coraz większą zgrozą, dopóki Marek nie zapauzował gry, a wówczas cały świat zamarł w bezruchu. Wskazówki zegara przestały się przesuwać. Figurki zastygły nieruchomo w niemożliwych pozach: wieśniacy z kilofami wysoko nad głową, taczkami opuszczonymi nad pokruszoną skałą, pikinierzy zwarci w fechtunku. Tym co wychodzili z baraków, piki przyrosły do ramienia; utknęli w marszu gęsiego, nieświadomi co się z nimi stało i co mają począć dalej. Wszyscy czekali aż czas popłynie znowu. — Trzeba wystartować grę od początku — rzekł Marek po krótkim namyśle. — Znaczy się poddać, skapitulować? — Próbowała się upewnić babcia. — No niby tak. — Przyznał się Marek. — Ale w następnej rozgrywce pójdzie mi lepiej, nie dam się zaskoczyć. — A twoje wojsko, ludność cywilną, ich domy, wszelki dobytek… Zostawisz na pastwę wroga? — Ach, babciu. — Niecierpliwił się Marek. — Jaką tam pastwę, to tylko gra… — Zaraz, zaraz — wtrąciła babcia — każda gra ma swoje zasady. A w tej grze, jak już zdążyłam się zorientować, chodzi o obronę granic własnego państwa. Marek chciał jej zaprzeczyć, lecz jak na złość zabrakło mu argumentów. — Polskie państwo już niejednokrotnie stało nad krawędzią katastrofy, a mimo to nikt nie myślał, żeby jakimś guzikiem zaczynać wszystko od nowa. To dziecinnie proste. W głosie babci grzmiała taka determinacja, że Marek nie śmiał się sprzeciwiać. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że szwedzki atak narobił takiego zamętu, iż łatwiej byłoby zresetować. — Dopóki stoi kościół, nic nie jest stracone — zawołała babcia. — Rób księży, prędko! — Ale kiedy oni są zupełnie bezużyteczni — zaprotestował Marek. — Bezużyteczni? — oburzyła się babcia. — Bój się Boga! Potem zaczęła uważnie przyglądać się mapie. — A ten budynek, tam na górce za kościołem, do czego on służy? — Misja dyplomatyczna — wyjaśnił Marek. — Można stamtąd otrzymywać wojska zaciężne, ale kosztują sporo, a bitne nie są. — To kup za złoto w skarbcu tych najemników — poradziła mu babcia. — Wtedy nie będę miał środków na budowę stajni — sprzeciwił się Marek. — W tej chwili dobro narodu jest ważniejsze niż konnica — zawyrokowała babcia i na tym stanęło. Decyzja babci, jak się wkrótce okazało, była zbawienna. Wprawdzie grenadierzy, biegnący z budynku ambasady wprost na pole walki, padali gęsto trupem, lecz ich niespodziewany atak zaskoczył wroga. Zwarta formacja szwedzkiej piechoty rozproszyła się w różnych kierunkach, błądziła za budynkami, zza których nękały ją straże, watahy wieśniaków, aż wreszcie dopadł ich ogień grenadierów, strzelających początkowo dość chaotycznie, później jak na komendę. Po każdej salwie kilku zakutych w żelazo Szwedów zamieniało się w rybi szkielet. Grenadierzy trzymali pozycję, czyścili wyciorem lufy, sypali proch z woreczków, ładowali muszkiety, posyłali następną salwę, a gdy tu i ówdzie przedarł się w ich kierunku pojedynczy Szwed, przebijali go długim bagnetem przytwierdzonym do lufy. Z góry nadchodzili księża: w sutannach do samej ziemi, mitrach na głowie, z laskami w rękach. Pomimo widocznej tuszy szli żwawo, bez oznak najmniejszego zmęczenia, ani trwogi. Za każdym dotknięciem pastorału nieprzyjacielska purpura zamieniała się z powrotem w czerwień, jak na sztandarach polsko-litewskiego królestwa, ziemie wracały do macierzy. Żołnierzom goiły się rany, chłopi nabierali sił do dalszej pracy. Widząc jak kilka budynków stanęło w ogniu, wieśniacy rzucili się na ratunek; pożar gasili piaskiem i wodą. Później naprawiali zniszczenia, przywracali obiektom dawną świetność. Marek patrzył na to w osłupieniu. Nigdy przedtem taka taktyka nie przyszła mu do głowy. Puścił przodem oddział Kozaków, żeby odciągnąć kolejne formacje wroga idące ku miastu. — Babciu! — krzyknął z radością — jesteśmy uratowani! Odpowiedziała mu uśmiechem pełnym babcinej miłości, a wówczas z twarzy zniknęły jej zmarszczki, z włosów zeszła siwizna, w oczach zapłonął młodzieńczy blask. Zamiast nieporadnej, dziwacznej, marudnej babci ujrzał w niej drogiego przyjaciela, powiernika najskrytszych tajemnic, towarzysza broni, z którym bez wahania można się rzucić w największe niebezpieczeństwo, jak w ogień.1 punkt
-
Rodzimą nutką na stepach myśli z dali szumiące odwieczne dzisiaj wspólnota sunie nie goniąc czasu gdzie okiem sięgnąć dary od życia Nieznanym szlakiem przeczucia ścieżką swobodnym krokiem serca wolnego bez celu, domu aż po horyzont liczy się podróż nie wynik biegu W rytmie natury pulsują bębny do kręgu prosi dziejów melodia słodka i prosta jak ludzkie życie zgubiona prawda, gdzieś na bezdrożach Mama Afryka ciągle w pamięci dla wszystkich jedna milcząca Ewa duchem gotowa otulić dzieci gdy czują korzeń pokoleń drzewa Grafika Sam Falconer. Mitochondrial Eve. Mitochondrialna Ewa – w genetyce hipoteza o istnieniu kobiety, od której pochodzą wszyscy współcześni ludzie, która prawdopodobnie żyła ok. 200 tys lat temu w Afryce.1 punkt
-
Usta szminką pieszczę Rzęsy tuszem otulam Oczy błyskiem świecą Poliki się niech rumienią Krucze włosy suszę Daruję im kokardę Szyję tulę perłami A złoto dłoń ociepla Kochaną suknię zakładam Niechaj zieleń opląta mnie Lakierki do niej dodaję Już zaraz wychodzę Lecz czegoś brakuje Zapach jaśminu rozpyla się W parze z drzewną panną Torebkę biorę i lecę Na koniec wracam z uśmiechem na twarzy, spoglądam na szminkę i usypiam wnet!1 punkt
-
1 punkt
-
@Rafael Marius Albo z powodu niepokorności - buntowniczego charakteru i samodzielnego myślenia, a nawet: z powodu wrodzonej inteligencji i nabytej niepełnosprawności, także: z tego, iż trzy lata byłem osobą nielegalnie bezdomną i jestem osobą niesłyszącą - posiadam niepełnosprawność o stopniu umiarkowanym, dodam jeszcze poglądy: jestem pogańskim racjonalistą - libertynem i intelektualnym biseksualistą - uniwersalnym i komuś to może być nie w smak, jeśli chodzi o osoby chore psychicznie - one jako takie nie są niebezpieczne, jednak: reguła potwierdza wyjątki, taki jegomość jak sowa (patrz: jak mnie atakuje personalnie w wierszu - "Wam") - powinien mieć opiekuna socjalnego - powinien on go kontrolować, powinien go nauczyć najpierw pisać na kartce - co chce tutaj opublikować, potem: powinien przeczytać na głos - co napisał i zmusić do myślenia - refleksji. Łukasz Jasiński1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Mnie chodziło o takiego pieska, który znalazł ślad pozostawiany przez suczkę i wącha długo i namiętnie dokładnie w tym miejscu. Zapiera się czterema łapami, gdy chce się go odciągnąć. Nic już dla niego nie istnieje poza zapachem wymarzonej. Moja mama też w to wierzy i zbiera co roku. Dziękuję za serduszko i sugestię.1 punkt
-
@Wiesław J.K. Wiesławie, pozwolisz powtórzyć za tetu: "na tę". I zaproponować przeniesienie połowy pierwszej linijki do następnego wersu - poczynając od "i". Ładnie zaminiaturyzowałeś 🙂 😉 . Serdeczne pozdrowienia 🙂 .1 punkt
-
@Rafael Marius A może; rozanielony przed siebie biegnie (druga zwrotka, czwarty wers) Kasztany oczyszczają miejsca swoją dobrą energią. Pozdrawiam.1 punkt
-
@Rafael Marius Rzadko o wierszu można napisać sympatyczny, ten jest taki i miły. Pozdrawiam serdecznie, Miłego popołudnia1 punkt
-
To chyba o takich owcach, które jednocześnie mają czarny charakter. Ale są też osoby wykluczone, nazywane czarnymi owcami, z powodów niezawinionych np choroby psychicznej.1 punkt
-
@Rafael Marius Słuchaj pewnie tak. A może po prostu tęsknię za lekkim ja w lekkich czasach?1 punkt
-
1 punkt
-
@Wiesław J.K. Słusznie uogólniłeś - to przeznaczenie nas wszystkich. Wszystkich razem i każdego z osobna. Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂 .1 punkt
-
@duszka Na dłoni cobyś mu mogła bardziej się poprzyglądać i decydować z kim się podzielić😁Jest ok-:)1 punkt
-
@duszka Dziękuję.”Mówili o niej Duszka ..serce na dłoni ma” .Ten mój wiersz jednak zdecydowanie do Ciebie nawiązuje …chociaż Ty Duszką zostałaś a moja gdzieś w świecie…myślę.Wrocław pozdrawia „ piórem”…1 punkt
-
1 punkt
-
Kapłan na mszy powiedział : …dziś z zalewu koło Włocławka wyłowiono… po czym obie dłonie złożył do modlitwy nie dokończył w wielki szloch zamieniony chóralny śpiew Ojcze wróciłeś wtedy z rękami skrępowanymi sznurami nienawiści do nóg zimne przywiązali ciężkie kamienie a na szyi pętla bo ceną było twoje milczenie na konsekrowanej sutannie zakrzepła krew nie dajcie się nigdy zwyciężyć złu… bądźcie w czynach i myślach czyści porzućcie na zawsze kłamców sitwy niech na słowa prawdy nie zadrży powieka nadeszła pora by obudzić się z tego koszmarnego snu bo to nie była jeszcze jedna senna mara nie umarła w sercach wiernych wiara ona jak nadzieja jest nieśmiertelna razem z nimi miłość do człowieka którą w darze dostaliśmy od Boga żałobny dzwon dziś jak wtedy uderzy powraca teraz bolesne wspomnienie w czasie kiedy pokoju i zgody brak w dniu trzydziestej dziewiątej rocznicy wraca ostatnia homilia w kościele świętych polskich braci męczenników by raz jeszcze poruszyć ludzkie sumienie w świątyni przy twojej teraz ulicy ostatnia do nas przestroga tak naprawdę jeden w życiu jest właściwy szlak choć często wiedzie przez nieskończone zakręty tam na końcu czeka Miłość I Prawda Ojcze Jerzy patrzysz teraz na Ojczyznę z ołtarzy i pomników powrócisz raz jeszcze na macierzy łono jako nasz jeszcze jeden święty1 punkt
-
1 punkt
-
@Łukasz Jasiński Łukaszu, pisząc to opowiadanie nie miałem na myśli filmoteki narodowej, ale skoro lubisz zmieniać temat, to z przyjemnością udzielę wyjaśnienia. Statek rybacki to nie Netflix, gdzie można ściągać dowolne filmy. Filmów, o których wspomniałeś: Wenecja, Autoportret z kochanką, Chłopy, nikt na trawlerze nie ogląda, gdyż delikatnie mówiąc, załoga ma takie subtelne arcydzieła głęboko gdzieś…😊 To Kill A Priest widziałem w oryginale, po angielsku i nie uważam, że to film polityczny. Z drugiej strony każdy film ma charakter polityczny, ponieważ zawiera jakąś treść, a rozpowszechnianie jakiejkolwiek treści na masową skalę jest przecież niczym innym jak właśnie polityką. Pozdrawiam serdecznie. 👋1 punkt
-
Dłonie zanurzone mam we krwi Czy ona ze mnie drwi? A gdy zaciskam ręce Wokół jej karku Niebo płonie na czerwono A potem krzyk którego Nikt nie usłyszy (W ciemnym lesie zimą) Już nikt nie znajdzie jej Po zadeptanych śladach (To tylko chory sen) Chyba mnie nie podejrzewasz O nic złego mój piękny (Kwiecie lotosu) Jestem tylko niewolnikiem Własnego losu1 punkt
-
@Dragaz Zaczytałam się... :) Choć wiersz nie jest dla mnie bezpośrednio zrozumiały, to jednak wyczuwam jego przekaz i odbieram jego piękno, gdzieś w sobie. Pozdrawiam :)1 punkt
-
Bardzo fajna miniaturka. Dzięki zestawieniu słów, można w niej drążyć, a to lubię. Pozdrawiam. na t(ę) chwilę.1 punkt
-
Snują się tędy, owędy, pomiędzy starym piecem, tym od diabła, a kamieniem ofiarnym. Na szczęście nie ma zmartwienia, jak twierdzą obeznani, krew dawno już wsiąkła w ziemię. Może nawet matkę. Zostały tylko te ciemne przestrzenie, gdzie nie wchodzimy, nawet w snach. Tam wciąż słychać szelest kroków kapłanów i wróżbiarzy. Tymczasem słońce z czerwieni przechodzi w szkarłat. Czas na przepowiednie na dzień jutrzejszy, byleby nie był zasnuty dymem i mgłą.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne