Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 02.10.2023 w Odpowiedzi

  1. Nie chcę w tym szumie brać udziału, w tym całym zgiełku, krzyku, wrzawie. Ciszą mnie dzisiaj podotykaj, w objęć milczenia weź łaskawie. W lesie pod dębem posiedź ze mną. Wyszeptaj wierszyk o miłośći. I niech świat roślin, zwierząt, ludzi, tego spokoju nam zazdrości. Nie chcę zamętu lecz od ciebie, tej jednej obietnicy zgrabnej, że mnie w spokoju nie zostawisz. I tylko mnie i więcej żadnej!
    9 punktów
  2. pomyślałem o tobie zakwitłaś jak kwiat magnolii wiosną odleciałaś ptakiem by spojrzeć na mnie dojrzałym owocem jabłoni chciałbym go wziąć w dłonie przytulić a może nawet ... posmakować 10.2023 andrew
    6 punktów
  3. dojrzewałam na jasnobarwnej tęczy pozornie z dala od lęków na kwiecistej polanie co koi i leczy zanim ból silny powstanie dojrzewałam... a może to nie było dojrzewanie może tylko asekuracyjnie przez młodość stąpałam - tak by się nie pokaleczyć dojrzewałam... postarzałam się w końcu - trudno zaprzeczyć
    5 punktów
  4. Rozchylasz usta półświętym uśmiechem A toń powietrza przeszywają feromony Słowa nęcące wśród niedopowiedzeń Zmieniają uczucia w ciągły niedosyt Pełna przekory choć pewnie zaprzeczysz W świecie w którym nic nie ma za darmo Serce rezonuje jak przyrzeczeń namiestnik Gdzieś między tajemnicą a fastynacją
    4 punkty
  5. zapomniane myśli za rogiem czekają słowa niepokorne w progu stoją pierwsze czyny na banicję bez sądów skazane albo życie prześpisz albo je w garść złapiesz od ciebie zależy
    4 punkty
  6. Czasem najlepiej byłoby zniknąć Jak to zrobić gdy świat się burzy? Nie chce dać złapać chwili oddechu Pośród tej masy, która mu służy Każde odstępstwa nazwie dziwactwem Kłamliwie chwali wachlarz odcieni W mrocznym pokoju oślepiając blaskiem Nie licz na to, że ktoś cie doceni Choć przeszkadza ciągły wiatr w oczy A ja jestem jednym ze świata sług To jeśli jednak czujesz się inny Zapraszam cię do mnie, nakryłem stół Bo jeśli światem rządzą standardy To jestem tym, który będzie krwawić Szybkiemu cięciu ostrza truizmu Ciężko się będzie nam przeciwstawić
    4 punkty
  7. Pragnienie. 1) Co nam Panie dasz na ten trudny czas? Ptaka krzyk w przestworzach? Obudzi Nas. 2) Co dasz Panie mi, bym nie błądził dłużej? Góra jest zajęta. Tablice strzaskane… 3) Jestem na rozdrożu i szukam Cię w chmurze. Co mi Panie dasz… za cierpliwość mą? 4) Gdy moje cierpienie każe wybrać (cierpieć) mi… Ty Panie jesteeeeeśśś daleko. Nie czuję Cię dziś. 5) Karmili (karmiłem) się Tobą Wielki Panie Mój. Dziś nie wiem co dalej. Ty odpowiedź znasz… Podpowiedz mi Ty! 6) Apostołów nie ma. Tablice strzaskane. Wstydzę się za Ciebie??Siebie??... Modlitwy błagalne pokrył czasu mech… Bądź dla mnie CZŁOWIEKIEM i odezwij się… Panie… co bym znalazł cel i zostawił Ślad… Panie daj mi znak.
    4 punkty
  8. zachód słońca pełnia księżyca echo po górach błądzące dzień który nocy się kłania sens pachnący nadzieją miłość która do drzew się tuli wiatr który strachem się bawi poezja mówiąca wierszem prawda cieni się nie bojąca to wszystko świat ozdabia jest urocze jest piękne dlatego warto o tym mówić zawsze i wszędzie
    4 punkty
  9. Napotkałem podróżnika z kraju pradawnego. Rzekł mi: - Dwie olbrzymie, urwane kamienne nogi Stoją w piasku pustyni, tuż obok rozbitego Oblicza, którego wargi krzywe, wyraz srogi I szyderczy zimny wzrok władcy bezlitosnego Mówią, że rzeźbiarza oko trafnie odczytało Pasje co przetrwały tymi ujęte rzeźbami, Rękę twórcy i to serce co je napędzało. Na piedestale widnieje napis, który znaczy - "Nazywają mnie Ozymandiasz, król nad królami: Widząc me dzieła, o Wielcy, zadrżyjcie z rozpaczy!" Nic tam więcej nie zostało. Wokół tego szczątku Kolosalnej ruiny, ludzkie oko zobaczy Puste i gładkie piaski bez końca i początku. - Od tłumacza: Coś mi mówi, że to chyba nie był ulubiony wiersz Stalina. I Percy (1817): I met a traveller from an antique land Who said: ‘Two vast and trunkless legs of stone Stand in the desert. Near them, on the sand, Half sunk, a shattered visage lies, whose frown, And wrinkled lip, and sneer of cold command, Tell that its sculptor well those passions read Which yet survive, stamped on these lifeless things, The hand that mocked them and the heart that fed. And on the pedestal these words appear— “My name is Ozymandias, king of kings: Look on my works, ye Mighty, and despair!” Nothing beside remains. Round the decay Of that colossal wreck, boundless and bare The lone and level sands stretch far away.’
    4 punkty
  10. Będę się nosić w pomarańczach tej jesieni. Usta me zalśnią jarzębinowo. Owinę się długim szalem z liści, co się mieni jak rdzawe słońce nisko nad głową. Pomarańczowe myśli skradnę wszystkim daliom i dyniom pęczniejącym w ogrodzie. Będę się nosić w pomarańczach tej jesieni. Bo mi do twarzy, no i jest w modzie. A potem ciebie spotkam na drodze przypadkiem. Rudy liść cicho spadnie ku ziemi. Odgarniesz mi złote włosy z twarzy i powiesz... - " Przepięknie wyglądasz tej jesieni."
    3 punkty
  11. Wiła Wiosna zdobi malachitem, popielica drzemie, Lato kwieci się różami na ciernistym krzewie, Jesień szczodrzy listnym złotem, wierzba tymże płacze, To co jednym świętość jasna, innym nic nie znaczy – Przeminęły długie lata, nowe też przeminą, Już nie młody lecz nie starzec, krętą szedł ścieżyną. Kroczył szlakiem i gościńcem, jarem raz – głębokim, Podskakiwał to na przełaj, prosto, czasem bokiem. Na moczarach, przy źródełku stanął. Dla ochłody, – Żar południa skwierczał w krtani – napić chciał się wody. Poprzez gąszcze na polanę spojrzał, a tam wiła Czarne włosy czesząc wiatrem, stała, nie patrzyła. Od początku nieśmiertelnie nią się zauroczył. Nie dostrzegła, zadumana odwróciła oczy. „Ucałować, ach te lica, usta te i szyję, I się wpieścić całą duszą, w to co jeszcze kryje. Przestworzami poszybować, w świetle się pogubić, Żar przemiły niech ogarnie, nigdy nie ostudzi.” Jeszcze marzył, gdy rusałka dalej podążyła. Cel jej drogi zasłaniała śliskiej skały bryła. Naraz głuchy huk usłyszał, poczuł drżenie ziemi, Podleciały w górę kaczki, woda ciut się pieni. Skoczył żwawo popod skałkę. Patrzy. Jest pęknięcie. „Żywo wpadła tam, zratuję ją, przysięgam święcie!” Przecisnąwszy się szczeliną, zaszedł na jaskinię Niewysoką, ale długą. Koniec w mroku ginie. Ujrzał ślady w dal wiodące krętym korytarzem. Ruszył śmiało. Droga wiodła stromo w dół zarazem. Mokre ściany mchem pokryte, w paproć przyodziane, Prowadziły coraz głębiej, w świat iście nieznany. cdn.
    3 punkty
  12. drobinki ciebie wychwycone wiernie z naszych pomiędzy złożyłam w duchową opowieść namiętność wyprowadziła mnie pod bezdrżeniową obojętność oddechu i wdowieństwo snów na chybotliwym moście przeczuć z księgą codziennych kłamstw pod pachą stoję sama bywa że siadam do kolacji zapomnienia z ludźmi przy których nie chce się żyć nocnice więź nie przerwana
    3 punkty
  13. Doznaliśmy śmierci już niejeden raz Co rusz coś umierało Czyjeś przywiązanie Czasem nasze Ty i ja szliśmy ku ruinie I nie było przewodnika Albo raczej nie ten Umierały nadzieje Marzenia Wizje Słowa Spekulacje Bezpowrotnie szły do grobu Moje twoje Czyjeś rację Można by wymieniać Mnożyć przykłady Ale po co Nie ma przecież na To rady
    3 punkty
  14. Chciałbym Lubię wspominać, co już przeżyłem, Troszkę się wzruszyć, potęsknić, Zanim kurtyną wszystko przykryje, Czas nieskończony, bezwzględny. Lubię do domu wracać w tęsknotach, Do pokoiku na górze; Tam do przeszłości umiem się cofać, By przy niej zostać na dłużej. Tam gdzieś mebelki stały dziecięce, Z boku obrazek z komunii; Pudło na klocki było ciut większe, Ależ bywałem z nich dumny! Tam w wyobraźni nowe wszechświaty, Były z zapałem tworzone; Gdybym ich nie spiął w rymów kaskady, Rychły czekałby je koniec. Noszę je zawsze blisko przy sobie Dbam jak o miłe wspomnienia; Nie wiem, czy komuś o nich opowiem, Wielu wszechświatów już nie ma. Dziś już inaczej patrzę na pokój, Który pozmieniał się z czasem, Tylko wciąż obraz wisi na boku, Będąc mych wspomnień witrażem. Całą tę przestrzeń cisza wypełnia, Tak nieobecna w mym życiu; Chciałbym potrafić hałas pożegnać, Umieć odpocząć po cichu. Chciałbym się zbudzić znowu w pokoju, Pełnym przyszłości i marzeń, Lecz we mnie chłopiec dawno już dorósł. Ba! Już zaczyna się starzeć. ---
    3 punkty
  15. obrazek z sieci ~~ po deszczowym poranku wyzierające spoza chmur słońce tworzy ruchome obrazy malowniczej kolorystyki migoczących na drzewach liści poruszanych lekkimi podmuchami wiatru rozpięte gdzieniegdzie pajęczyny akcentują te widoki perlistymi kropelkami deszczu przez nie wychwyconymi kwieciste kobierce okrywające polanki ustępują teraz miejsca kolorowym dywanom opadłych liści wyścielających alejki coraz to przycichające odgłosy ptasich treli i tylko sporadyczne bzyczenie owadów zapowiadają nadejście zimowego odpoczynku przyrody my również podążamy ku tożsamemu przeznaczeniu opatuleni w coraz to grubsze okrycia ~~
    3 punkty
  16. Sny to ty i twoje życie Opisane we łzach Namalowane czarnymi barwami A serce jest tam gdzie mrok I nie szuka ratunku Przed absolutnym upadkiem Istnienia wymyślonych aniołów
    3 punkty
  17. Dziś w pubie znowu mam piętnaście minut wina lub setki za kilka stówek z renty i popitka z winy bo bywało że byłem winny oczy maślane wchodzą jak w masło styl bycia luźny bratnia dusza wykluczona i twardy stolik i niemiękkie krzesła oraz walczymy siadasz za ławą nieopodal i zerkasz przepewnie a w kruczych oczach i ciekawość i nieporozumienie wiesz, że moje historie mogą wiać chłodem na kilometr Jak upity oddech co drugiego mężczyzny (od którego całe życie przeciągłym wzrokiem zwiewasz) Gdybyś może nas zapytała o śmieszne story może stanąłbym na wysokości zadania ty cenisz i kobiecość i bezpieczeństwo i ostrożność w twoim podejściu jest być może coś sądnego i sądzisz że... i osądzasz mnie gościa lub typa „twardzi faceci betonowe sprawy i łatwe nałogi” gdybyś tylko wiedziała że piszę ładne wiersze gdybyś choć domyśliła się że wina obustronna gdybyś choć raz doszła do odważniejszych wniosków Jutrzejszy nałóg przemienilibyśmy w kawkę z mleczkiem i w bułeczkę z masłem i kaszkę i rozkoszną korespondencję Dżentelmen z orbity zainteresowań w nienudnej pracy spokojniejszy rozważniejszy i klarowniejszy w działaniach z nim plany mogą iść w układy z naddatkiem i będą emotki pójdziecie sobie na występ satyryczny właśnie kogoś kanapę zamienicie w dwa dźwięczne uśmiechy wiodącą rolę rozegrają cztery dołeczki w czterech policzkach wystąpi samorealizacja w planach prze pojutrza focus na mieszkanie i auto Ford Focus beżowy (nowy) nikogo tutaj nie interesi szerszy od normy światopogląd Ploteczki podburzonych kobiet ze zbyt sąsiedniego pokoju będą oględniejsze i do ogarnięcia i w sumie do zniesienia Znów własną duszę skazałem na dwie megatony zazdrości serce ponownie ubzdryngoliłem a mózg wyparował wczorajsze kolejne - setne (jak ta setka) już wspomnienie odrzucenia - albowiem tutaj już nie ma i chyba nigdy nie było łatwych dziewczyn... (brakuje tych wesołych melodii opowieści jednego wieczoru a nikła jak szkiełko pozorność straciła na wadze doszczętnie :/ Warszawa – Stegny, 1.10.2023r.
    3 punkty
  18. A ja sobie pójdę. Tak po prostu przed siebie. Nie proszę o wytyczne Bo sam jestem celem. Bez ciebie. Pójdę sobie już. Dzisiaj zabrakło miejsca. Wczorajsze Słońce Spłonęło w nieszczęściach. Bezsilne. Bezmocne. Czas na mnie. Żegnać się nie będę. Nie powiem "do widzenia". Nie powiem nic więcej. Nie pokażę ci oczu... Skulony, z dłoniami na głowie. Zaniknę... A potem...
    2 punkty
  19. Pewna dama z niebobłoków poszła w długą kiecko-trasę zakupową, wciąż marudząc. No i szwy poszły w biodrach. Bo wybrała zły rozmiar prezerwatyw kochanemu, w noc poślubną.
    2 punkty
  20. rozkołysany brzuch — jeszcze żywy strach i dziecko zaśpiewam ci kołysankę nim drzewom przypomnimy drżenie zbudzisz się jako las i będziesz mogło obserwować chmury a chmury są tutaj przewlekłe ciągną się od bagien po usta oddychamy — jeszcze oddychamy ziemia wysysa nasze wody a ja patrzę wzrokiem niedoszłej matki jak pochylone drzewo karmi spragnioną dziewczynkę
    2 punkty
  21. poezja jest wszędzie stachura bo jest taki rodzaj człowieka który sam rzuca się na pożarcie ludziom na przykład poeta i są ludzie którym chociaż poezja nie w smak najbardziej smakuje ludzina podgryzają wtedy takiego w kuchni jak szybki munchie prze- żuwają po kiblach kęsami kąsają w kantynie i za biurkami ukradkiem ruszając szczęką szarpią kawałeczek po kawałeczku a głód ich jest nienasycony i nigdy się nie nażrą do syta bo to głód nader trudny do zabicia ach gdyby tylko mogli się choć domyślać kto z kogo tak naprawdę ma tutaj pożywkę
    2 punkty
  22. „Jedno” się cieszy, drugie płacze układając rachunki sumienia i kilka koślawych w sobie błędów zestawiając z jakimś końcem, który dla niego nastał, a którego nie może sobie rozumem przetłumaczyć. Jednemu dane jest składać się z wad, drugiemu za tymi wadami tęsknić, nie widząc w tym niczego dla siebie niestosownego, niczego niesprawiedliwego, niczego sprzecznego z miłością własną. No bo właśnie, gdzieś się zapodziało „siebie samego”. Na tyle się zapodziało, że nie tylko drugi, ale i piąty i setny znajdujący się w podobnej sytuacji, przypisuje sobie bardzo brzydką cechę charakteru jaką jest egoizm, bo może czegoś dał za mało, za niedbale, za, za, za... pomnij na chwilę ile w tych wszystkich łzach jest tęsknoty za, za, za... miłością do „siebie samego”. Odeszło, przepadło, nie miało racji bytu, było zbyt odległe, zbyt poszukujące, zbyt niechętne z rana i z wieczora i z nocy też było niechętne w dawaniu spokoju, jaki nie potrzebowałby ciągłych, głodnych powtórek. To był taki piec z którego nie było dobrego chleba, bo albo wychodził zakalec, albo spalenizna, albo nie wychodził wcale ze sfery planów, ze strefy niezrealizowanych przedsięwzięć, niby błyskotka, promień odbity na szybie, za którym się goni, a którego dogonić nie sposób. I cóż drugi, cóż piąty, cóż setny, cóż enty i nieskończony... ? Pora wstać, wytrzeć oczy i przyjrzeć się tej istocie, która pomimo, że „jedno” wyszło z twojego życia, została. Zawsze jest, zawsze była i będzie do końca. Ona znowu woła o jedzenie, o sen, o odrobinę czułości w optymalnie ustawionej temperaturze istnienia. Kwiatki na parapecie, omlet na śniadanie, wielkie okno na świat i nic tylko łapać co dobre i obdarzać tym „siebie samego”, aż dnia pewnego, być może pięknego, być może zimnego jak minus dwadzieścia, być może nawet nie dnia, otworzy się nowa piekarnia po drugiej stronie ulicy, ale wtedy to już będzie zupełnie inna piekarnia i chleb z niej też będzie inny...
    2 punkty
  23. W życiu pełno fałszu, zawiści i zgrzytów, Wszystko chuj. Wojna, głód zaraza i śmierć wszelkich bytów. Jeden gnój. Walka z losem, sprzeciwiać się rzece. Wielki bój. Stać w szeregu jako pan orzecze. Strojów krój. Umrzesz, umrzesz niczym szkic nabazgrolony. Niczym zbój. Umrzesz, umrzesz - ty gnój pierdolony. Koniec twój.
    2 punkty
  24. @Rafael Marius tutaj też jest to użyte nieco przekornie bo poprzedzający zdanie mówi by nie składać obietnic a iść jak to się mówi na głosem serca choć przeważnie nie bez wątpliwości Pozdrawiam @Tectosmith dzięki ja także jestem sceptykiem w temacie Boga Pozdrawiam @Marek.zak1 dzięki jak zwykle u mnie ortografia i jak zawsze Twój optymizm działa motywująco Pozdrawiam @violetta nadrobiłem właśnie ten sonet rzeczywiście przepiękny pierwsze wersy od razu chwytają Pozdrawiam i dzięki
    2 punkty
  25. Powoli uczę się Mimo, że jesteś obok Nie chcę tego Dźwięki i słowa są moją otuchą Dwie zagrzebane znajomości Mściły się na mnie przez chwilę Odkurzam sprzed lat kilka starych Twarzy Nie oczekuję wiele Moc możliwości przeraża mnie Ale ekscytuje jednocześnie Chciałbym puścić w wir swoją wolę miłości Ściany trzymają mnie w ryzach Rzeczywistość dobiera się do mnie Lęki i przeszłość stąpają obok Puszczę sobie mordercze ballady Nie chcę wracać Jest mi dobrze jak jest Tylko Ile to może trwać?
    2 punkty
  26. Czemu jesteś smutny dzisiaj? Bo spotkałem w lesie misia. Czemu jesteś smutny nadal? Wciąż pozwalam by mnie zjadał. Czemu Jasiu ma Małgosię? Nie zostawi on jej potem? Nie gdyż mięsko pachnie przednio. Baby Jaga spiecze w jedno. Czemu gwiazdki są na niebie? Bo ta jedna jest dla ciebie Tak wysoko nie podskoczę Lecz pomarzyć możesz trochę.
    2 punkty
  27. sam wypisałeś tu słowny znak po drodze było czy ktoś przypadkiem napisał brak odpowiedzi cisza cisza cisza
    2 punkty
  28. Wiesz, idę z cieniem, bądź w blasku nicości. W gałęziach szmer upływającego czasu… Idę ścieżką wolno i w pochyleniu z rękami trzymanymi z tyłu. Idę z cieniem, który snuje się razem ze mną krok w krok. W koronach drzew migot liści, taki jesienniejący z wolna, przeszyty rdzą. Lecz nie buntuję się przeciw perspektywie nadciągającego końca, gdyż kocham cię właśnie w myślach. Kocham na jawie i we śnie. Który to już raz sennym wydajesz mi się niebem? Trzymam twoją dłoń w ekstazie oczekiwania. Tak, jak można czekać jedynie na Raj. Zawsze jesteś, choć nie zawsze cię widzę. Jesteś w tym swoim jestestwie, bardziej do mgły podobnym niż żywym. Ale jesteś i ja jestem. Jesteśmy tak, że bardziej już nie można być, mimo że enigmatycznie i w jakiejś pogmatwanej percepcji czasu. Tylko tutaj albo wszędzie. W jednoczesnym odczuwaniu wszystkich światów. Nasze obrazy jak dym z łęciny płyną. Nad łąką, nad lasem. I dalej. Za las… Gdzieś w przestwór obłoków w drgającym powietrzu. W niebie. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-10-01)
    2 punkty
  29. Bez ust, bez twarzy, tylko oczy wbite w tandetne drewno z wypalonych drzew. Ciągły sen, niezakłócony przez skrzypienie drzwi, a nawet zduszony jęk potępionych zawiasów. Kurz coraz grubszym całunem pokrywa martwotę rąk, za oknem złowieszczy nów. Dzień nie rozprasza nocy, szafa pokryta cieniem drży w sztuczności lamp. Człowiek wychodzi, drzwi pozostają otwarte, niezmącona cisza. Bez ust, bez twarzy.
    2 punkty
  30. W tym roku jesieni nie będzie, zatrzymam słońce wysoko, byś mógł się wygrzewać w promieniach, i bujał się ze mną w obłokach. W tym roku nie będzie jesieni, chmury i deszcze rozgonię, byś patrzył na mnie życzliwie, i by nie marzły ci dłonie. Nie będzie jesieni w tym roku, kwiaty w kolczykach przyniosę a jeśli to będzie za mało - - na rzęsach letnią rosę. Jesieni nie będzie w tym roku, świat twój zmaluję zielenią, i nie pozwolę przyfrunąć, złym myślom ani zwątpieniom. Jesień zaistnieć nie zdoła, nie znajdzie tu miejsca dla siebie Pozwól mi tylko być blisko, bo czuję wiosnę do ciebie.
    2 punkty
  31. Pewien siedmiolatek w odpowiedzi na pytanie o wrażenia z akcji lato w mieście: - I jak? - Super! Dzisiaj byłem, jutro byłem i wczoraj będę.
    1 punkt
  32. - dla Siostry Oleg, wciąż patrząc na to, co zobaczył, że Jezus uczynił i wewnętrznie wciąż słysząc to, co przed chwilą powiedział, żachnął siè Nań. Świadomie i celowo, rzecz jasna. Albowiem ciąg ostatnich wydarzeń wydał mu się nagle bez sensu. Z wyłączeniem, oczywiście, własnego wskrzeszenia - bo któż nie pragnąłby doświadczyć czegoś takiego? - Jezusie - słuchając chwilowej emocji odsunął na bok opanowanie i towarzyską ogładę. - Najpierw kazałeś mi zabić człowieka winnego mojej ostatniej śmierci, a teraz go wskrzesiłeś na moich oczach? Czy to aby na pewno - ogłada zaczęła powracać razem ze spokojem - konsekwentne? I logiczne? - Olegu - WszystkoMogący najpierw roześmiał się, po czym kontynuował zasłyszanym uprzednio tonem - podejrzewasz mnie i posądzasz o niekonsekwencję i o brak logiki w działaniu, a tym samym w myśleniu? Chociaż w moim przypadku oznacza to jedno i to samo? Dlaczego to robisz, wiedząc przecież doskonale, że nie jestem w stanie być nielogiczny i niekonsekwentny, a więc nie mogę też postępować w taki sposób? Pominę już to, że wcale często logika spraw duchowych różni się, i to zdecydowanie, od materialnego ładu. Soomąż nic odpowiedział, mimo iż zaistniała sytuacja wciąż wydawała mu się chaotyczną. - Kazałem ci go zabić - podjął, wskazawszy Piłata, który doszedłszy do siebie nadspodziewanie szybko, patrzył i słuchał uważnie - ponieważ należala mu się ta ta śmierć. Z twojej ręki z oczywistego powodu. Oraz dlatego, aby doświadczył tego samego, co ty wcześniej. On pozwolił na twoją śmierć, nie przejawszy się nią zbytnio. Toteż - zbiegiem okoliczności, jak zawsze - energia pozwolenia i obojętności wróciła doń za moją i za twoją sprawą. Po prostu odwróciłem sytuację. - I tu - WszechMogący podjął po krótkiej chwili - warto spojrzeć trochę głębiej. Podobnie jak dla ciebie, uczucia i myślowa oraz duchowa refleksja, płynąca z przeżycia śmierci* i wskrzeszenia, a także z zabicia kogoś, kto ci - dosłownie - śmiertelnie zawinił, uczyniły cię lepszym, a w przyszłości uczynią takim jeszcze bardziej. Tak też stanie się i dla niego. To konieczne, aby wszystko w twoim i w jego późniejszym życiu potoczylo się tak, jak należy. To konieczne, aby zarówno pomiędzy tobą i Soą wszystko układało się właściwie, jak i pomiędzy naszym gospodarzem i domina eius, jego panią. Słuchaj, słuchaj - zwrócił się lżejszym tonem do wspomnianego celem pewnego rozluźnienia atmosfery. - Tu facis bene, audiens - czynisz dobrze, słuchając. To zaś będzie miało wpływ na ludzi, którzy was otaczają. Tym samym na ich myśli, słowa i decyzje, co w oczywisty sposób przyniesie konsekwencje takie, jakie przynieść powinno. - Nadto - tu WszystkoWiedzący znów popatrzył na Olega - mam na uwadze wasze przyszłe wcielenia. Tam też i wtedy też musi wydarzyć się wszystko tak, jak zaplanowałem. Aby również przyszłość biegła właściwymi - przewidzianymi i zaplanowanymi przeze Mnie - drogami. - Ale - w tym momencie Jezus uśmiechnął się uspokajająco do swego towarzysza i jednocześnie znacząco do Poncjusza Piłata - chyba już tempus, czas, aby twoi służący podali nam to, co przygotowali. Wszyscy trzej - tu znów uśmiechnął się swobodnie - jesteśmy głodni, a przy jedzeniu i dobrym winie lepiej się rozmawia. - I lepiej myśli - dopowiedział Piłat. * To nawiązanie do - jak się okazuje, wcale nieodległej treściowo - piosenki "Noc komety" (Budka Suflera, 1983). Czytelnikowi, który jej nie zna, zalecam odsłuchać. Bezzwłocznie. "(...) Nie dowiesz się z gazety-kto przeżyje swoją śmierć (...)". Cdn. Voorhout, 30. Września/ 1. Października 2023
    1 punkt
  33. Z pamiętnika Boga - Powody i dowody nadczłowieczeństwa - główny element dowodu oraz DLACZEGO NIE WARTO PIĆ W NIEBIE. Gdy komponowałem cały plan pontyfikatu, próbując wbić się w wyłaniający się labirynt wydarzeń i ludzi, które niektóre były murami na wprost drogi a inne budowały drogę stojąc po świętej mojej lewicy i prawicy - tak samo było z ludźmi. Jedni byli mostami inni drogowskazami a jeszcze inni całą moją drogą. Tutaj na Ziemi wszystkie wydarzenia są stałe. Można je powtarzać w tych samych momentach jak taśmę lub je wygaszać przez zabójstwa, intrygi, działania celnie zmierzające do uformowania stanu rzeczy niemal, jak trawnika przed domem, którego właściciel modeluje wedle upodobań lub wedle scenariusza filmu - musi dzieło być doskonałe. Aby wkomponować swój pontyfikat musiałem mieć umysł matematyka, perfekcję wyobraźni praktycznej, bo bazującej na danych - jak je nazywam - pierwotnych warunkach sceny oraz charyzmę i osobowość - mesjańskie. Mesjasz sam w sobie nie jest inny od reszty bohaterów historycznych, jednak ma rolę zmiany nurtu drogi bieżącej pokoleń - przynajmniej taki jest jego główny cel. Drugim jego celem jest takie prostowanie wad i zwrócenie rzeki losów w dobrym kierunku, ale przede wszystkim - otwarcie oczu i ucywilizowanie ludzi. W przypadku syna Boga Izraela - czyli mnie - miałem otworzyć oczy na łaskę i miłosierdzie, na pokój i miłość. Miałem odwrócić pogardę w wsparcie. Materializm w gorliwą wiarę. Grzech w przebaczenie. Karę w litość. Oczywiście aby być prawdziwym muszę mówić o rzeczach wielkich, o ideach, o myśli o bardzo szerokim wachlarzu oddziaływania, ale ludzkość dopiero sama dojdzie do wniosków, gdy się sparzy. Na przykład, że są wyższe idee, które dominują inne, co kiedyś nauczy, że tak jak jest prawo decydujące, kiedy jesteśmy wolni, a kiedy zniewoleni, tak samo jest prawo co kochać a czego nie, co szanować a czego nie. Wolność też ma swoje ograniczenia ze względu na prawo własności i nietykalności, bo tam kończy się nasza wolność, gdzie zaczyna się wolność drugiej osoby, wtedy możemy dochodzić do porozumień, ale wcale nie musimy nalegać na jakiekolwiek relacje - są miłe, ale nie są koniecznością. W przypadku granicy wolności jest podobnie jak z granicą miłości. Oczywiście zanim do określenia zasad związanych z fundamentalizmem dojdzie, miną wieki, ale tak, jak żeby napić się wody potrzebujemy kubka lub łyżki - czyli czegoś co może zawrzeć pojemność wody, bo patykiem wody przecież nie nabierzemy, tak z miłością jest też. Można powiedzieć, że kultura miłości ma swoje zasady, ale świat musi dojrzeć, aby ją dostrzec i opisać. Z prawem miłości jest też podobnie, nie można zmuszać do niej, nie można karać za jej brak, wiąże ona mir rodzinny i służy tworzeniu rodzin, ale zgodnych z prawem mojego ojca. Prawo Starego Testamentu wiąże zasadę naturalności stworzonej przez Ojca, tak jak naczynia mają funkcję i zepsutych się nie używa albo kubkiem się nie odbija ping-ponga, albo się odbija, ale służy do tego paletka. Paletką się wody nie da napić ani widelcem, dlatego fundamentalizm tak naprawdę bazuje na prawie naturalności przeznaczenia człowieka - na tym do czego został stworzony, w ramach tych zasad, które określają to co najbardziej dla człowieka powszechne i co jest darem od Boga. Odstępstwa to zawsze wykraczanie poza schemat, poza naturalność, która określa zdrowość i zgodność z tym do czego człowiek został stworzony. Tak samo jak nie daje się ludziom jeść odchodów na talerzu, tak samo jak nie wolno zabijać ludzi jak świń czy kur, tak samo jak krew powinna płynąć żyłami, a nie tryskać z rąk samobójców, tak samo jak życie jest ważniejsze od śmierci - tak wszystko powinno płynnie, naoliwione działać. Tryb jest potrzebny w maszynie, poza nią jest już nieużyteczny. Po tym, co jest naturalne i zdrowe trzeba mierzyć fundamentalizm. Ludzie się o tym przekonają. Wartości meandrują często upadają, gdy okaże się, że metoda ich urzeczywistnienia i warunki nie zgodziły się ze sobą, tak było z Socjalizmem i Komunizmem. A może to tylko nauka, że nie warto zapominać o Bogu? Nie mniej świat to potężna szkoła, gdzie nauczyciel - Ojciec dał zasady, które są wyjęte z pierwotnych funkcji człowieka i natury i są dostrojone do ludzkiego sumienia i duszy, ale zanim świat dotrze do prawdy - będzie musiał się sparzyć. Na pewno nie raz. Wracając do mojego pontyfikatu - potrzebowałem argumentu, z którym nie da się dyskutować, pewnych pomników - obelisków, które postawione na mojej drodze nieco dadzą do myślenia mądrzejszym, mniej mądrym pokażą efektywnie wielkość mojej mocy boskiej, a niezainteresowanym i niewierzącym stworzą tematy rozmów i legend. To miały być CUDA. Jako że mam naturę filozofa, w końcu są fakty, których inaczej zrozumieć się nie da, postanowiłem zrealizować kilka cudów w stosunku do każdej z możliwości. W stosunku do materii ożywionej miały to być uzdrowienia, egzorcyzmy, czy zmartwychwstanie i w stosunku do materii nieożywionej miały to być - chodzenie po wodzie, rozmnożenie jedzenia, zamianę wody w wino. Zacząłem namysł nad pierwszą grupą. Znalazłem kilku kandydatów na swojej projektowanej przez siebie na linii losu drodze do uzdrowienia. Ludzie mają dusze, ale są uzależnieni od opieki Bożej i anielskiej, zasadniczo dają sobie radę w życiach, ale gdy cierpią - tak naprawdę tracą wiarę, jedynie najwytrwalsi pozostają wierni. Postanowiłem wybrać kilku chorych z dwóch grup - tych niewiernych i wiernych. Ci którzy wierzyli będą z siebie dumni, że nie stracili wiary, a ci którzy nie wierzyli nawrócą się i będą prawdziwymi ewenementami, solidnymi dowodami mojej posługi. Podobnie mogło być również w przypadku obłąkania - czyli egzorcyzmów lub zmartwychwstania. Okazało się, że moje wybory, były najlepsze z możliwych. Nie starałem się na siłę oddziaływać na świadomość, chciałem robić swoje, a gra miała sama się realizować. Podobnie jak z cudami - mój pontyfikat miał cudownie uzdrowić podupadające życie religijne żydów, dla których dobra materialne stawały się ważniejsze od Boga, miał również przypomnieć i upomnieć ludzkość - że Bóg nie zniknął, że nadal jest i przemawiać będzie przeze mnie - taką paranowelizacją prawa, a zasadniczo rozbudowaniem o wartości niezwykle istotne. Z każdym dniem, kiedy rozmyślałem nad swoją misją i jej przesłaniem coraz więcej powstawało w mojej głowie, działałem jak stolarz albo rzeźbiarz, który każdym pociągnięciem dłuta kształtuje coś doskonałego. To moje coś - miało być doskonałe, ale bałem się czy nie biorę na swoje plecy za dużo, czy nie wypalę się zbyt szybko. Miałem być wszak zwykłym człowiekiem, o przeciętnej sile, co mogło zmienić perspektywę ciężaru pomiędzy boskim umysłem i ciałem i porównaniem obciążenia do możliwości. Niby wiedziałem, że muszę zrobić coś wielkiego, abym nie przepadł w głuszy ludzkich losów - w lesie różnych ludzkich ścieżek i śmierci, ale - powiem szczerze - To co osiągnę - będzie wyjątkowe. Z drugiej grupy cudów - na materii nieożywionej - było wesoło. Szczególnie wesoło, bo zasadniczo mniej były one męczące od cudów wymagających zdolności pracy z energią ludzką, a z drugiej strony - jak sobie pomyślę o np. chodzeniu po wodzie w burzy czy zamienianiu wody w wino - to uśmiech mi się poszerza, bo te cuda oddziaływały mocniej na świadomość ludzką, głównie na biednych ludzi, dla których moja droga miała odegrać największą rolę, ale w taki sposób, który traktuje jako drugą kategorię, bo duchowość i człowiek miały pierwsze miejsce na podium. Ostatnim moim cudem stwierdziłem, że jeśli wszystkie pomysły zleją się na sztaludze w jeden obraz, w jedną przestrzeń spójności i wyrazistości - będzie zmartwychwstanie. Potężna energia jest w moim władaniu, rekonstrukcja ciała w czasie rzeczywistym, komórka po komórce, krew powstanie w krwi, dna stanie się znów dna. Prawa natury zostaną ostatecznie pokonane - ten finał jest absolutnie hollywoodski, wręcz tak nienaturalny, że nikt w to nie uwierzy, ale uważałem, że nie ważne jest czy ktoś wierzy dla samego zbawienia, czy z czystości i miłości do stwórcy, po prostu czy dla korzyści według zakładu Pascala, czy z niewinności i pierwotnych ludzkich odczuć, jak świadomość gdzieś w sercu, że mamy Ojca niebieskiego. Sama mądrość mojej treści kazań jest niepodważalnie dobrą drogą nowoczesności i też upomnienia wad i zgrubień na sumieniach obecnych w tamtych czasach Żydów. Kto ma rozum i sumienie, kto nie sprzedał się posiadaniu i materializmowi, ten zrozumie, a jego życie nabierze większej wartości, bo będę duchem z nim i wesprę go, a w zasadzie moje prawa wesprą jego życiowy dobrobyt, bo w wartości, a nie dukaty. Dużo piszę o anty materializmie, ale nie jest prawdą, że Bogactwo to czyste zło. Warto dzięki niemu czynić tym większe dobro. Tylko tak można zmyć skazę wad i ubłagać Boga o zbawienie w Niebie. Zbierając do serca radość innych, którym pomagamy - stajemy się bardziej bogaci niż mając miliardy na koncie. Bo samo posiadanie nie ma wartości duchowej, a jeśli nie pomaga innym - nie daje prawdziwie wartościowej radości ani szczęścia. Można mieć i żyć iluzją, czczą podnietą, ale to drugi człowiek potrafi uśmiechem, pocałunkiem, uściskiem, podaniem dłoni w podziękowaniu i miłym słowem dać więcej radości niż milion dolarów na koncie. Ciężko jest zrozumieć cierpienie ludzkie i ludzie często przez nie tracą wiarę, ale nikt nie rozumie, że bez doświadczenia, bez rozkładu, bez zniszczenia i powstania- nie ma przemiany dążącej do zdobywania mądrości i doświadczenia. Człowiek jest wieczny, każda dusza jest wieczna i tak naprawdę życie ludzkie nie kończy się na jednym życiu, ale tego też nie powiem, bo oczy ludzkie powinny być skupione na tu i teraz, bo tak najlepiej się organizuje życie, bogate w ład i porządek, a wartości dotyczące tu i teraz skracają czas doskonalenia, nie mniej pomiędzy życiami jest jakiś most - jakaś lina łącząca drogę, bo przecież człowiek to istota o stałych aspektach możliwości - a w każdej z możliwych możliwości musi być mistrzem. Czyli szkoła doświadczenia jest długa, a moja wiara pokazuje, że jest jeden dzień nauki, nauka trwa i uczymy się jak trzeba się zachowywać i jak zdobywać doświadczenie i jak cierpieć. Człowiek się uczy, to co było trudne wczoraj, nie jest już dzisiaj. Im więcej się w życiu nauczymy, tym nam łatwiej później. I trzeba wiedzieć, że wędrówka dusz, ich nabieranie doświadczenia, to nie droga bezkresu, bo ma koniec, ale jest projektowana w tak klasyczny i racjonalny sposób, że może być wielokrotnie powtarzana, w końcu tak naprawdę wszystko składa się z cykli. Tak samo posilanie się czy wypróżnianie, tak samo praca i jej zadania oraz sen i odpoczynek. Już dowód przeważającej większości rzeczy cyklicznych nad niecyklicznymi udowadnia, że życie jako ciągłość musi być zbudowane na podobnym fundamencie i być etapem a nie jedynym danym istocie ludzkiej aktem przebłysku istnienia. No, ale to już jest filozofia. Zasadniczo lepiej myśleć w granicy jednego życia i śmierci oraz zbawienia, bo człowiek wierzący - bardziej się stara. Wysila się, aby być dobrym człowiekiem, bo czas ucieka. Niektórych wydarzeń złych może i chcielibyśmy uniknąć, ale kto chce się szybko szkolić musi wziąć pod uwagę ciężar nauki. To wymaga siły charakteru i przygotowania i wtedy drogi życia idą bezdrożami, gdzie niemal nikt, bo tak uczą trendy i anty-nauki świata, nie chodzi. Musi zrozumieć, że mój pontyfikat jest źródłem nauki. Bóg - mój ojciec i ludzkości, tak naprawdę, nie wymaga żadnego rozwoju, ale jak inaczej osiągnąć jakąś wartość prawdziwą, wypracowaną swoim potem, bólem ramion i serca? Jak osiągnąć dojrzałość, siłę, spryt, szlachetność, wielkość, mądrość - wszystko to, co wpływa na powszechny szacunek? Jeszcze mi ktoś zarzuci, że największą kuźnią szacunku jest piekło, cóż..., to prawda, ale takie, które do niego nie prowadzi, bo cierpienie wydarte Szatanowi z bluźnierczych planów to takie - które jest poświęcone czemuś dobremu, czyli ofiarowane na zbożny cel. W takich warunkach rozumowania można dojść do wniosku, że oddanie się demonom we władanie, które sprawiają cierpienie najgorsze, jest taką super siłownią. Nie powiedziałem tego - ani nie powiem, ale to prawda. Dodam jeszcze, że cierpienie sporadyczne i cierpienie ciągłe może dają różne efekty (konsekwencje swojej wartości), ale są równie szanowane. Pamiętaj, człowiek, który choć raz cierpiał, bliższy będzie drugiemu człowiekowi i szybciej pomoże, bo sam wie, co znaczy kryzys i ból, bo znając to, co najgorsze, stajemy się bardziej wyrozumiali i prędzej rozumiemy drugiego człowieka. Nie powiem też, że innej drogi do najwyższych zaszczytów nie ma niż przez piekło, ale to też prawda. Każdy chyba rozumie, że wzorcowa rzeźba ciała kosztuje trening i przejście przez zakwasy i ból stawów i wymaga też odpowiedniej diety i trenera, tak samo jest z mądrością i wartością osobistego stanu, to wszystko wymaga warunków, instrukcji i chęci. Cały pęd świata ku komfortowi - to droga iluzji przeciwna drodze wartości i rozwoju, wiedzą to mędrcy zarówno wschodu (treningi Shaolin, lekcje buddyzmu) jak i zachodu (kto ma uszy niech słucha). Dobra, chyba napisałem za dużo. Oby ten pamiętnik nie wpadł w niepowołane ręce, bo będzie kabaret. - NOTATKA: - UKRYĆ PAMIĘTNIK. NIE PIĆ WIĘCEJ PODCZAS PISANIA PAMIĘTNIKA, BO ZDRADZAM NAJGORSZE TAJEMNICE. CHRYSTUS Autor: Dawid Daniel Rzeszutek
    1 punkt
  34. @Hula ale się rozhulałeś, (chyba rozhulałaś) optymistycznie i chuGowo 😎
    1 punkt
  35. @viola arvensisTakie właśnie najlepsze, nieprzerobione, przebiły skorupę myślenia i zapachniały świeżością. 🙂
    1 punkt
  36. @Natuskaa "Każda piekarnia ma swój smak". Pozdrawiam 😎
    1 punkt
  37. @viola arvensis Ładny, podoba mi się. W dodatku z odrobinką zaborczości na końcu.
    1 punkt
  38. @viola arvensis dziękuję serdecznie, bo ja stara jestem :)
    1 punkt
  39. @Ewelina wspaniała przypadłość 🙂
    1 punkt
  40. @Ewelina oj niekoniecznie ... Znam i takie co by chciały zupełną odwrotnosc i jeszcze więcej i więcej... 😉
    1 punkt
  41. @Wędrowiec.1984 Ja też.. Serdeczne dzięki za komentarz. Pozdrawiam T. @Rafael Marius To już naprawdę rzadkość. Jesteś szczęściarzem. Pozdrawiam serdecznie T.
    1 punkt
  42. Witam - dziękuje za owe miły - Pozdr. Witam - cieszy mnie twoje czytanie jest miłe - Pozdr.serdecznie. @Rafael Marius - @Tectosmith - @lirycznytraktorzysta @Andrzej P. Zajączkowski - pięknie wam dziękuje -
    1 punkt
  43. @Wiesław J.K., @staszeko Oj Panowie, ale mi tu rozciąąąGacie, aż miło xD :)))))))))) Dziękuję serdecznie i pozdrawiam :)))))))))) Deo @Moondog Również dziękuję :))))))))))
    1 punkt
  44. @Bożena De-Tre @Jacek_Suchowicz Panie co dajesz słońce będący: początkiem i końcem Panie co jesteś w roślinie w bólu, cierpieniu - co minie Panie! o dwie rzeczy proszę: o wiatr i od smutku kalosze pozdrawiam :-)
    1 punkt
  45. @Ewelina Dużo się dzieje Emocje kipią Dobry wiersz Pozdrawiam :)
    1 punkt
  46. na gałęzi ciepły wiatr wczoraj przysiadł przytulił owoce miłością kołysał jutro powtórzy manewr by nie były same mam pecha jak zwykle w dzisiaj
    1 punkt
  47. to niemożliwe… ktoś powie to taki koszmarny sen jeden z tych których nie brak w październiku kolorową jesienią gdy jeszcze w ciepłych promykach słońca liście się pięknie mienią wszystkimi barwami tęczy dzisiaj w słowa się układają ostatniego pożegnania w pełen cierpienia tren to niemożliwe przecież tylko śpi bólem zmęczona za chwilę otworzy piękne duże brązowe oczy ocieram łzy które są jak krople rosy o poranku co srebrzą się na pajęczynowej sieci a dzisiaj żałobnego całunu na grobie czarna zasłona trwa póki jesienny deszcz jej nie zmoczy w kąciku pajęczyny świerszcz cichutko tobie gra a twój anioł ku niebu znów wzleci to niemożliwe, to przecież sen o ostatnim przystanku ponury i koszmarny co męczy w noc nieprzespaną trwać będzie zawsze i nadal trwa łzy to nie rosa na zawsze pozostaną
    1 punkt
  48. Cmentarz wieczorową porą, przeważnie na powierzchni pusty. Czasami jedynie lekki ciepły wietrzyk zaszeleści smutno, płosząc liście z nagrobków powiewem przeminięcia, jakby niewidzialny anioł, białym skrzydłem dla porządku zamiatał. Jeżeli ma w sobie trochę więcej sił, można też usłyszeć dźwięk rozbijanego znicza. Trwa krótko i nagle zamiera. Niekiedy ruda pocieszna wiewiórka, pokonuje cichym tuptaniem, wąski chodnik, dzielący cmentarne kwatery. Tym razem, nieco zdenerwowana, gdyż przebiegła po czyiś butach. Kraina Podziemnych, nie jest w nocy zamknięta. Nie ma takiej potrzeby. Miasteczko nieduże. Nawet nikt nie kradnie. Życie przemija leniwie. Tylko trochę szybciej, niż na wspomnianym cmentarzu. Zardzewiała brama odstrasza nieco swoim wyglądem, lecz tutejsi strachliwi nie są, a pomalować nie ma kto. Większość grobów zadbana, a ograbiane jedynie z liści, jeżeli komuś, tego typu symbol zmartwychwstałej natury, przeszkadza. Właśnie zauważa jakieś zwierzątko. Smyrnęło mu po butach. Przyjechał do miasteczka w odwiedziny, a przyszedł w to miejsce, z ciekawości, by pooglądać groby. Szczególnie te starsze, z zielonym nalotem lat minionych. Te mu najbardziej podchodzą. Symbolizują bardzo wiele. Księżyc w pełni. Poprzez ciemne liście, prześwituje blade światło. Maluje powłóczystą poświatą nagrobki. Długie cienie wystają gdzieniegdzie na chodnik, niczym cienkie ręce pochowanych. Lubi takie widoki. Ten nieuchronny klimat. Nagle słyszy krótki skrzypiący dźwięk, zardzewiałej furtki. Ktoś wszedł na cmentarz. W miasteczku chociaż niewielkim, sklepiki różnej maści. Spożywcze na przykład i takie jakby przemysłowe. Jest nawet niewielka apteka oraz dość duży, jak na panujące warunki, sklep z pamiątkami. Do nabycia przeróżne rzeczy. Rękodzieło też. A czasami można tak trafić, że zdziwienie pewne, widząc na półkach wystawione towary. Nie bardzo go obchodzi, że ktoś wszedł. Dwóch na cmentarzu, to jeszcze nie tłok. Raczej nie będą sobie przeszkadzać. Spaceruje nadal po różnych alejkach, między ciemnymi tujami. Nie wszędzie są, ale jest ich sporo. Mnisi, którzy strzegą zasad gry. Nie rozmyśla w ten sposób, będąc raczej racjonalnym w rozumie. Właśnie depcze podłużne cienie. Jeden z nich, trochę drgnął. Nawet zauważył ten szczegół, ale w końcu wieje lekki wiatr, więc w sumie nic dziwnego. Od wczoraj, półka w pamiątkarskim mniej waży. Brakuje jednego eksponatu. Ktoś przyszedł i kupił, wyrzucając pieniążki z różowej świnki. Sprzedawca nie był zdziwiony. Zna osobę i wie, że ma różne pomysły. Lecz nie wie wszystkiego. Przystaje na środku na rozdrożu alejki. Szpaler wspomnianych drzewek, w poświacie księżyca, oświetlającej rzędy nagrobków, wygląda wprost cudownie. Niewielka miotełka zgarnia liście z cmentarnej płyty, nowego gróbu. Jeszcze bez gości wewnątrz. Uszykowany na przyszłość. Gdy ostatni listek spada na ziemię, te same ręce kładą zabawkę na zimny kamień. Z furtki odpada skrawek rdzy. Znowu jej trochę ubyło. Nic dziwnego. Miejsce po temu. Stalowy łańcuch wiszący na bramie, błyszczy czarnymi plamami, w srebrzystym świetle. Wyczuwa za sobą cichy szelest. Wiatr nieco silniejszy, zatem nie wzbudza to w nim niepokoju. Lecz ciekawość jak najbardziej. Spogląda do tyłu, obserwując wszystko przed sobą. Blisko niego spada otwarty znicz. Płomień gaśnie, a dźwięk trwa krótko i nagle umiera, ukołysany ciszą. Słyszy bicie własnego serca. Nagle wie, że ktoś za nim stoi. Nie widzi rzecz jasna osoby, ale cienie ma przed sobą dwa. Zachodzą na siebie. Ten drugi jest mniejszy. Wtem słyszy całkiem sympatyczny głosik: – Zagra pan ze mną? Proszę! Zza jego pleców, wychodzi mała dziewczynka i staje przed nim. Na twarzy, okolonej złotymi kędziorkami, promieniuje łobuzerski uśmiech. Ma na sobie białą, błyszczącą sukienkę. Taki śliczny, cudowny aniołek. Tylko skrzydełek brakuje. Na tle ciemnych grobów, wygląda niesamowicie. Jak biały kwiat, na płaszczu nocy. Takiego spotkania w takim miejscu, raczej nie przewidywał. Już żywił obawy, że to jakiś straszny potwór, a tu masz. Zwykła dziewczynka. – Powiedz mi dziewczynko, co tutaj robisz po ciemku? Gdzie twoi rodzice? – To pana nie powinno obchodzić. To znaczy… przepraszam, że tak niegrzecznie powiedziałam. Proszę ze mną zagrać, a później odprowadzisz mnie do domu. – Ale twoi rodzice, na pewno pełni niepokoju. No pomyśl sama. – W pewnym sensie jestem sama. Moi rodzice nie żyją. Mieszkam z babcią. – A babcia żyje? No nie… teraz ja przepraszam. – Spoko. W porządku. No i jak będzie? Zagra pan? – A niby w co? – Też mi pytanie. To najprostsza gra na świecie. Proszę iść za mną. Grób niedaleko. – Grób? –To będzie nasz stół. Tam jeszcze nikt nie mieszka. Nie będziemy przeszkadzać. – A wiesz…. wzbudziłaś moją ciekawość. Chodźmy. Zupełnie blisko płotu, jest stożek z miękkiej ziemi. Niewielki, ale widoczny. Z małego kopczyka wystaje ludzka kość. Mężczyzna i dziewczynka siedzą po obu stronach pustego nagrobka. Gdyby spojrzeć z boku, widok raczej niesamowity, biorąc pod uwagę scenerię wokół. Biała sukienka wyraźnie widoczna, na tle czarnego marmuru, będącego w tle i całego szpaleru dalszych grobów. Światło księżyca błądzi po nagrobnej płycie, jakby szukając miejsca do wiecznego spoczynku. Siedzą już przez chwilę, nic nie mówiąc. Jakby coś miało nastąpić. W końcu słychać słowa: – No to w co gramy? – A co to ciebie obchodzi. Ojej, znowu przepraszam. To tak zabawa. – Dziwna jesteś. Wiesz? – Wiem. – Na czym polega gra? – Już mówiłam. Ile razy mam tobie powtarzać? Nic prostszego nie może być… rzuty kościami. – Kościami? Masz na myśli: takie kostki do gry? – Słuchaj uchem, a nie brzuchem. – Jesteś niegrzeczną dziewczynką. – Już mówiłam. To taka zabawa. – Czyli co robimy? – Ty rzucasz, później ja rzucam i tak na przemian. Kto wyrzuci więcej, zdobywa punkt… kto zdobędzie łącznie więcej, zostaje uczestnikiem nagrody. Rzutów jest niedużo. Tylko 111 dla każdego. Mówiłam, że proste. – Uczestnikiem nagrody? Nie bardzo rozumiem. – Bo to ma być niespodzianka. No co, gramy? – Tak. Rzucajmy. W miasteczku wielkie zamieszanie. Zaginęła dziewczynka. Wnuczka tej sympatycznej babci. Sprzedawca rzecz jasna wielce pomocny. Mówi wszystkim, że wpadła do niego, by kupić nową zabawkę, oryginalnie zapakowaną. Nie wie, co było w środku. Nie zaglądał. To zawsze ma być niespodzianka. A gdyby zajrzał, to mógłby wypaplać przed dzieckiem. Bywały różne rzeczy, ale żadne nie były groźne. Prawie w równych odstępach dobiegają odgłosy stukania kości, o nagrobną płytę. Gra w toku. Rzucają naprzemiennie. Raz mężczyzna, raz dziewczynka, która zapisuje punkty czerwoną kredką, w swoim dzienniczku. Na początku zdobywa więcej, lecz nagle sytuacja radykalnie ulega zmianie. To przeciwnik zaczyna wygrywać i odczuwać satysfakcję. W końcu mu powiedziała, kilka przykrych słów. Nie bierze tego poważnie… ale jednak. Chyba wygra. Zasłużył na to. Tylko niestety... na niego to działa. Na nią: nie. Wszyscy mają problem, dokąd mogła pójść. Babcia bardzo ją kocha, ale miewa z nią kłopoty. Wnuczka potrafi wyjść bez pytania, nie wiadomo gdzie. W końcu mieszkańcy pomyśleli, że może poszła do pobliskiego lasu. Idą, żeby jej szukać. Gra dobiega końca, a on nagle zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Za bardzo pochłonięty prostą grą i możliwością wygranej, nie zauważa, że świat wokół wygląda inaczej, a raczej pozostaje taki sam, ale jest coraz większy, po każdym rzucie. Aż nagle dociera do niego powaga sytuacji, lecz nie może przestać grać. Usilnie chce przerwać, ale nic z tego. Widzi też ręce dziewczynki. Są teraz ogromne, a kostki sporych rozmiarów. Ledwo może udźwignąć, żeby rzucić. Odgłos stuknięcia, rani uszy. Ciemne tuje, teraz bardzo wysokie, prawie dotykają nieba. Jego głowa, lekko wystaje nad nagrobkiem. Dostrzega wielką kostkę, a na niej sześć oczek. Patrzą na niego żółtymi ślepiami. Chwyta ją. Rzuca. Nie może przestać grać. Słyszy słowa: – Niedługo finał. Wszystko wskazuje na to, że wygrasz. Oczekuj radośnie niespodzianki. Będziesz jej częścią. Całe szpalery ludzi przeczesują las. Dziewczynki ani śladu. W końcu ktoś wpada na pomysł, że może poszła na cmentarz. Na cmentarz. A niby po co? Dopiero teraz zauważa to coś, blisko pionowej tablicy, żeby nie zawadzała w grze. Pyta sam siebie w myślach: co ja najlepszego zrobiłem. Uległem pokusie, by zagrać. I o co? O dziecięcą niespodziankę, związaną z tym czymś? No tak. To nawet było zabawne, ale przecież… jej odzywki chociażby. Ma coraz większą kołomyjkę w głowie. Kim ona jest? Czy tak na co dzień, czy tylko tu. O czym ja w ogóle myślę. Chyba mnie zupełnie porąbało. Ale fakt jest faktem. Słyszy ostatnie stuknięcie. Gra skończona. Wygrał. Wielu ludzi idzie w kierunku cmentarza. Mają nadzieję, że tutaj ją wreszcie znajdą. Wierzą, że całą i zdrową. Ktoś zauważa krew na łańcuchu wiszącym na bramie. To ich trochę zastanawia i wielce niepokoi. Widzi ogromną dłoń. Coraz większą. Słyszy dziewczęcy śmiech. Słodki i przymilny. Po chwili gnieciony w ogromnych żywych kleszczach, nie ma szans ucieczki. Czuje zapach potu. Dostrzega protezy na dziecięcych zębach. Trzyma go na wysokości swojej twarzy. – Nie widzę twojej radości. Sprawiasz mi przykrość. Pomimo tego, przygotowałam dla ciebie ładne łóżeczko. Chyba je wreszcie zauważyłeś. No powiedz coś. Fajny z ciebie gość. – Kim jesteś? – To cię gówno obchodzi… ojej… przepraszam. Naprawdę. – Cholera jasna. Przywróć mnie do normalnych rozmiarów. Za chwile mi kości połamiesz. – Spoko. Nie będą ci potrzebne. Trzeba było nie grać. Jestem tylko małą dziewczynką. Nie miałam tyle sił, żeby cię zmusić. Mogłeś odejść. – Miałem dziecko zostawić same na cmentarzu? – Patrzyłeś tylko oczami, słuchałeś tylko uchami… – Uszami, jak już. Ludzie z miasteczka, wchodzą na cmentarz. Niewiele widzą. Za dużo drzew. Jedynie z daleka słyszą cichą rozmowę. To ich napawa nadzieją. Jednemu z nich przebiega po nogach wiewiórka. Twarz dziewczynki jest znowu daleko. Obraca go plecami do siebie. Widzi otwartą trumienkę. Rzeczywiście ładna zabawka. Tylko nocnej lampki brakuje. Nawet jasiek leży w głowach. Posłanie większe i większe. W końcu kątem oka dostrzega boczne ściany. Czuje świeży zapach pościeli. Po chwili wieko, z głuchym łoskotem, zatrzaskuje możliwość odwrotu. Wie, że trumna gdzieś niesiona. Odczuwa kołysanie. Trwa to jakiś czas. Nagle ruch ustaje. Po chwili słyszy odgłosy ziemi, stukające o dach. Wie, że raczej stąd nie wyjdzie i nie pozna tajemnicy, kim ona tak naprawdę była. Brakuje mu tchu. Leży ściśle dopasowany do świata, który wybrał. A poza tym, twarzą w dół. Niski sufit dotykający pleców, uniemożliwia obrót i ewentualną próbę oswobodzenia. Dostaje napadu klaustrofobii. Może to i lepiej – myśli sobie. – Szybciej nastąpi koniec. ~~~//~~~ – Dziewczynko! Co tu robisz na cmentarzu? Wszędzie ciebie szukamy. Babcia wiecznie zapłakana. Przecież zaczyna świtać. Masz tu kurteczkę. Na pewno tobie zimno. – Nie jest mi zimno. Naprawdę. Grałam w fajną grę. – Grę? Tu? Jaką? – Ale najpierw przed wejściem wiewiórka mnie ugryzła. Wytarłam rączkę o łańcuch. – Ugryzła? Co jej zrobiłaś? – Nic nie zrobiłam. Podskoczyła i ugryzła. – Musimy iść do lekarza. Może była wściekła. – Może. – Powiedz nam jeszcze, w co grałaś, bo to wszystkich ciekawi. Pan sprzedawca nie wiedział, co tam było. – Ja wiedziałam. – Skąd? – Nie wiem. Chodźcie ze mną. Dziewczynka idzie z przodu. Pozostali z tyłu. Blisko płotu jest mały świeży grobek. – To tu. W śmieszną grę i w pogrzeb. – W co? Klęka przy świeżym grobie, bierze kawałek płaskiego kamienia i zaczyna kopać. Po chwili wyciąga białą trumienkę i zdejmuje wieko. Wewnątrz leży: szmaciana lalka. ~~~//~~~ Po jakimś tam czasie – Tu posterunek policji. Słucham. – Mój mąż zaginął. Błagam, znajdźcie go. Proszę. – Proszę zachować spokój. Podać... – Uspokoić? Czy was tam zupełnie pogięło... ojej przepraszam.
    1 punkt
  49. zamknięte w myślach słowa rwą się do ciebie wiele chciałyby powiedzieć uwięzione w rozsądku marnieją w smutku pewnie nie zaznają wolności światło widzą w nieobecności obraz w snach a ty ty się ich nie domyślasz 9.2023 andrew
    1 punkt
  50. Modyfikacja dawnego tekstu... oraz bez: się. Kopciuszek z nieuzasadnioną miłością, patrzy na Macoszkę, która nie jest jak ten kwiatek urocza, co na grobach ozdobą. Zresztą takiej lepiej nie wkopywać. Wszystkie wokół roślinki by szybciutko zmarniały, a i nieboszczyk w dołku, musiałby ze zgryzoty obrócić ciałem lub przesypać owe w urnie. Wspomniana wyżej łazi po izbie i łazi, rzucając w meble wyzwiskami. A to drzwi ślamazarnie skrzypią lub kurz nie przylega do szmatki. A to znowu pomstuje na bulgoczący garnek, gdyż ladaco nie oddał hołdu, uchylając rondelek nad czeluścią naczynia. Lub co gorsza, czajnik za głośno piszczy wrzącym dzióbkiem, ziejąc parą po wszystkich możliwych kątach. Kopciuszek zaczęła być kopciuszkiem od małego, kiedy to inne nieznośne bachory, zmuszały ją do kopania swoich ciuszków. Nieustannie słyszała: kop ciuszek, kop ciuszek. Tak to do niej przylgnęło, że nawet w późniejszych latach, tę nazwę o dziwo pokochała. Macoszka nadal łazi naburmuszona. Gradowa chmura pod rękę z piorunem. A Kopciuszek siedzi w kupie butów, gdyż co chwila dobrzy ludzie trzewiczki przynoszą, na wypadek, gdyby jakiś zapodziała. Nie wiedzą oni, że ona wprost marzy o tym, by zgubić wreszcie but i zyskać przez to wymarzone konsekwencje matrymonialne. Za mąż chce wyjść. Iść na swoje, ale nie z byle kim, jak już. Póki co, musi z Macoszką siedzieć, a przylepiony uśmiech, błądzi na twarzyczce, jakby ser przed nią fruwał przez własne dziury. Aczkolwiek trochę ją nawet miłuje, w granicach rozsądku rzecz jasna, bo jej życie uratowała. Oczywiście przez przypadek, niezdara jedna, cholerne babsko. A było to tak... Ścieżyną leśną obydwie wędrują, aż tu nagle misiu na drogę wychodzi. Beczułkę miodu w łapkach trzyma, wyjadając. Zobaczywszy jednak dziewczynkę, na inny kąsek apetyt dostaje. Lecz niestety, dostrzega też drugą. Starszą, łykowatą. Natychmiast z większym impetem miód pojadać zaczyna, by ów widok straszny, chociaż trochę osłodzić. Słodkość migiem go dławi i misiu na ziemię pada, aż wiewiórce orzech z łapek wylatuje, od kudłatego wstrząsu. Przy życiu wprawdzie pozostaje, lecz takim lelum po lelum. Kopciuszek, dobrocią serca otumaniona, chce mu zrobić usta usta, lecz odstępuje od zamiaru, będąc w lęku, że jej głowę odgryzie lub coś ważniejszego. A teraz siedzi w chatce i o lubym odpowiednim rozmyśla, podnosząc kąciki ust w kierunku marzeń swoich, a Macoszka przekonana, że do niej, staje jak wryta. Nawet w zmartwienie popada odrobinę, czy dziewczynka przy zdrowych zmysłach pozostaje, skoro śle jej uśmiechy. Nagle ściany ogłusza pukanie do drzwi. Tak donośne, że aż stado pająków na podłogę zlatuje, a za nimi wysuszone muchy. Kopciuszek otwiera drzwi. A w progu jegomość zacnie ubrany, zadaje rozsądne pytanie: – Cześć! królewicz jestem. Bucika zgubiłaś? Bo jeżeli nie, to spadam. No więc jak. Długo mam czekać? – Ależ kochanie moje, mam to na uwadze, ze wszystkich sił… ale nie mogę zgubić. Naprawdę robię co w mojej mocy. Nic z tego. Wszystkie mam. Dzisiaj liczyłam. – To w takim razie, precz idę. Po cóż moje członki, męczyć mam czekaniem. – A to spadaj w jasną cholerę! – dziewczę bierze przykład ze swojej opiekunki. – Nie chcesz czekać, aż zgubię… to będzie inny, co poczeka z pocałowaniem ręki. Myśli, że jak królewicz, to mu wolno nie poczekać. Sio, bo kopnę w jajka! Wprawę do kopania mam nabytą. – A ja poprawię – rzecze Macoszka. – A zresztą wiadomo to, żeś prawdziwy. A może przebieraniec jakiś? Wtem wszyscy troje zauważają starszego jegomościa, co stoi uśmiechnięty, popatrując w głąb izby. Dziewczę rozpoznaję natychmiast, kto to w progu drepce – O, o, dziadek przyjechał. Witaj dziadku. Fajnie, że wpadłeś. Właśnie jestem trochę matrymonialna… a może nie. – No to idę. Jestem obrażony – rzecze królewicz. – Obyś nogę zwichnął o swoje berło – dopowiada „kwiatek na grobie” – Chwila! Co to z awantura – pyta ugodowy dziadek. – Tak nie można gościa traktować. – Można, skoro taki – rzecze wnuczka. – No to idę. Widzi to ktoś? – pyta z nadzieją amant. – Młodzieńcze. Nie bądź w gorącym oleju kąpany. Kopciuszek i moja córka, tak mają. Pogadajmy na spokojnie. O co w tym biega? – Za mąż chcę wyjść! O to biega! A on nie chce poczekać, aż wreszcie zgubię. Pacan koronny! – Co zgubisz, dziecko drogie? – Pantofelek, lub coś w ten deseń. Tak nakazuje bajka! – To ja go ukradnę. Zgoda? – Nie. Prawdziwie muszę zgubić. Macoszka myśli sobie: jeżeli to prawdziwy Królewicz, to dałam ciała. Trzeba to jakoś załatwić. Kasa przydatna być może. A i rodzina zacniejsza będzie. No i prestiż wśród kum. Już wiem. Jak mogłam na to nie wpaść. Na bal ich wygonię i siebie też. Może w tym całym bałaganie wreszcie zgubi co trzeba. – O czym tak dumasz, paskudna córeczko? – mówi czule dziadek do Macoszki – A… nic nic… zasnęłam biedna. Jam przecie niewinny kwiatek zwiewny. – Na stojąco? Jak koń? – pyta królewicz na wylocie. – A co? Nie można. Bo jak cię… – Córko! Dość! Gębę stul! – Jak tak możesz – wtrąca wnuczka. – Ona mi życie uratowała. – Przypadkowo oczywiście? – Wyglądem, dziadku. Wdrażam plan. Nie ma co czekać – myśli wiadomo kto. – Posłuchajcie kochani. A może pójdziemy na bal? – A po cóż taka wredna, na bal miałaby chodzić – retorycznie zapytuje dziadek. – Nie jestem wredna, tylko jestem jaka jestem, ojcze! – To jeden pies. Na dodatek z kulawą nogą. Dziewczę popatruje z boku. Czy czasami królewicz nie dał nogi. A nuż prawdziwy. Z tym balem dobry pomysł – myśli sobie jak umie. Słyszy słowa: – Wspomnianą imprezę mój ojciec wyprawia, jakby ktoś pytał. No co… ktoś zapyta? No to idziemy na bal – zakrzyknęli całą kupą jak jeden mąż. Na balu Kopciuszek za czorta nie może zgubić pantofelka. Ani jednego, ani drugiego. A przecie dokłada wszelkich starań. Wszyscy inni gubią. Nawet niektórzy po dwa na raz, a po pijaku nie tylko buty, lecz całe odzienie. Biedna oczka spuszczać musi, chociaż raz po raz zerka, gdy jest na co. Ale nawet w takich okolicznościach, bucika zgubić nie może. Zdejmuje, rzuca w tańczących, kładzie w nieznane jej kąty… i nic. Zawsze widzi z powrotem, na ślicznych stópkach swoich. Macoszka też pomaga, kradnąc odzienie z nóg. Królewicz także dokłada trzy grosze. Nawet sam król ojciec, gdzieś je chowa, ale po chwili, znowu są na jej nóżkach i nikt nie wie, z jakiej przyczyny, taka sytuacja powrotna. A zatem ręki dać nie może. Martwi ją to wielce. Tym bardziej, że już wie, iż królewicz prawdziwy, a teraz jakaś inna go capnie, co potrafi zgubić. A zatem finał blisko, bo jak długo można nawijać o tym samym, zanudzając poddanych. *** Wreszcie swój trzewiczek zadział dziadek. Zgubę znalazła szwagierka króla. Popadła w zakochanie od pierwszego przymierzenia. Przysięgli sobie i nie zgubili owej, dopóki bajki. Nie byli skąpi dla rodziny. Wszyscy żyli długo i szczęśliwie... lub coś koło tego.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...