Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.06.2022 w Odpowiedzi

  1. Nuciłem sobie - Zdrowaś Maryjo, Aniele Boży czy Wierzę w Boga. Tak w ciszy myślę - przecież nas kochasz, chociaż czasami grozisz co chwila. Pytałem Boga o jego adres, żachnął się tylko, popukał w czoło. Chodzi mopanku by nie błądzono, a dictum moje - zawsze łaskawe. Cóż mi do tego mój drogi stwórco, Biblię jak czytam, nic nie rozumiem, Bliska lektura kapłańskich sumień, a dla wiernego lekcją wybiórczą. Chciałbym ja z tobą raz pogawędzić, w oczy popatrzeć których nie widzę. Zawsze w modlitwie... pokażesz figę, głos ugrzązł w gardle - pilnujesz twierdzy. Smutek, niepokój... choć jedno słówko, rzeknij że jesteś w przestworzach czuwasz. Gniewasz się czuję... na niebie burza, ludziom na dole, złudzenia umkną. Natura krzykiem - cisza nagrodą, Boskie przesłanie... przekaz niemowy. Ludzie rozumni chcą rządzić rajem, dlatego może - ziemi swej szkodzą!? "Nie spiesz się, spieszą się tylko naiwni, którzy myślą, że mogą gdzieś zdążyć." - Kalina Błażejowska.
    6 punktów
  2. małe okruchy dobra bez fleszu i rozgłosu cerują serce świata nie obwiniając losu
    4 punkty
  3. Pacjent doktora Hansa* Starałem się, naprawdę, walczyć już nie umiem; Zostaję, wzrok wytężam, widzę każdą kroplę; Za chwilę znów przepadnę. Głębiej muszę dotrzeć, By w końcu mechanikę kropli tych zrozumieć. Wszechświata realnego wciąż nie kontroluję; Dotyka mnie i wzbudza uporczywym bodźcem, Nieznośnie dokuczając drażni coraz mocniej, I pragnie bym jak wczoraj znów zakręcił kurek. Zrobiłem to, wygrałeś, padam ze zmęczenia, A chciałem tylko poznać kropel tajemnicę. Na twarzach neurotypów szukam swego cienia; Szukając bezowocnie nie przestaję krzyczeć. Nieważne, już nieważne, zaraz się posklejam, Bo słyszę jak nachalnie woła mnie znów życie. --- * - chodzi o doktora Hansa Aspergera.
    3 punkty
  4. Pływają nieraz grube ryby. Często mylą je z rekinami.
    3 punkty
  5. Rozłożyć skrzydła w śmiech wszystkich zebranych, nad grobem do którego nikt wejścia nie ma, tylko sam Bóg. I może jak Łazarz wstanę, nie szukając niemego nieba. Pierw umrzeć jednak trzeba. autor: atypowab
    2 punkty
  6. patrzę Bogu w oczy a On patrzy w moje i już się nie boję niezliczonych luster wokół rozstawionych jestem tak jak potrafię
    2 punkty
  7. Gdybym mogła być kimkolwiek, ze wszystkich ludzi na świecie - byłabym sobą. Gdybym miała okazję, przeżyć życie od nowa - żyłabym moim. Gdybym znów mogła podjąć ważne w życiu decyzje - podjęłabym te same. Gdybym miała możliwość miłością kogokolwiek obdarzyć - najpierw pokochałabym siebie. Moje błędy, radości i smutki, cząstka po cząstce, tworzą mnie w całości. Tylko tyle i aż tyle. Bo każde uczucie, zdarzenie, emocje, napotkane osoby są i były potrzebne, żebym dzisiaj mogła być po prostu SOBĄ. Jestem wdzięczna, jestem spełnieniona, jestem dumna z bycia mną. I to wystarczy.
    2 punkty
  8. Urodziny. Dziewiętnaste. Dziś obchodziłbym je z przyjaciółmi na pikniku, gdzieś w górach, na ukrytej w lesie polanie, pod fioletowym baldachimem jakarandy, albo na jednej z plaż, których jest tutaj więcej niż kin i teatrów: każda wykuta w piaskowcu, oddzielona od następnej niczym alkowa stromymi skałami — skały obsuwają się prosto do morza i zagradzają drogę nieproszonym gościom. Najcenniejsze są te, do których nie ma dojścia od strony lądu i trzeba płynąć wzdłuż brzegu, zakotwiczyć łódź w malowniczym miejscu, położyć się na materacu z kolorowej pianki, kołysać w rytmie fal z twarzą zwróconą ku słońcu. W takich chwilach należy przestać myśleć o czymkolwiek i wyczuwać instynktownie pluskające wokoło życie, wchłaniać je każdą tkanką ciała, otworzyć się na wszystko bez obaw, jak muszelka kryjąca najdroższą perłę… Ale kiedy kończyłem dziewiętnasty rok, takie magiczne chwile były mi nie znane. Otaczał mnie chłód poranka, ścieląca się nad wilgotną ziemią mgła, mokre od deszczu ulice, w których odbijają się światła sunących powoli, kopcących białym dymem samochodów. Bokami ulicy szli ludzie: pochyleni nisko, grubo opatuleni w szare ubrania, nie patrzący sobie w oczy, niczym konie ciągnące na grzbiecie ciężar jeszcze jednego dnia udręki zwanej życiem. Jesienny wiatr strącający zeschłe liście z drzew, zimowa plucha, w której dziewiczy śnieg stapia się w błotnistą breję. Promyk słońca, suchy kąt, jej oczy wypatrujące tego samego… Jedyne co miałem naprawdę to młodość i choć było to więcej niż wszystko co przyszło później, nie zdawałem sobie wtedy z tego sprawy. Tak samo nie potrafiłem patrzeć na siebie z boku, obserwować skąd przychodzę, czemu idę właśnie tam, a nie gdzie indziej? Dawali jeść, to wymiatałem talerze do czysta; polewali, wypijałem do dna; a gdy zagrali, tańcowałem do utraty tchu. Wystarczył nieśmiały uśmiech, a goniłem ją za siódmą górę, aż zaczęli dzwonić w kościołach, bić na alarm, strzelać na postrach, a ja się z tego śmiałem i goniłem ją z jeszcze większą ochotą dalej. Dlatego gdy dziś myślę o tym młodym człowieku, którym byłem niegdyś, nic do niego nie czuję, nic mnie z nim nie łączy, oprócz nazwiska i dnia urodzenia. Tym łatwiej jest mi o nim pisać: słowa przychodzą same, bez emocji, obojętność to mój sprzymierzeniec, sędzia, któremu pozostawiam jego losy. Czekałem zniecierpliwiony długie chwile na telefon. Pamiętam, że założyłem granatowy garnitur, ale co mnie do tego skłoniło, nie potrafię w żaden sposób wytłumaczyć. Paczka z liceum rozpierzchła się na cztery strony świata, nowych znajomości nawiązałem niewiele, bo większość kolegów z roku szła zaraz po zajęciach zakuwać intensywnie do akademika. Z tej posuchy towarzyskiej usiłował wyratować mnie brat cioteczny, Jurek, który obiecał zaprosić dziewczyny, o jakich mógłbym sobie tylko pomarzyć: studentki z czwartego roku. — Będziesz się mógł od nich sporo nauczyć — powtarzał przy każdej okazji. Dopiero po ósmej zadzwonił uprzedzić, że są jakieś problemy, ale żebym się nie martwił, bo wszystko idzie zgodnie z planem. Po kilku papierosach i szklance mdłej herbaty rozległ się dzwonek u drzwi, w których zamiast studentek ujrzałem Jurka z kolegą. Stali na chwiejących się nogach i przyglądali zdziwieni: Kim jestem i czemu ich zaprosiłem? Kolega taszczył na plecach pękaty worek, jakiego Mikołaj używa do transportowania prezentów pod choinkę, tylko tym razem worek pobrzękiwał szkłem od butelek z francuskim winem la’patique. Połowę zdążyli już wypić po drodze, ale z tego co zostało, wciąż można było nieźle się narąbać. Usiedliśmy przy stole, każdy z nosem w butelce i zasępioną miną: jest co wypić, ale nie ma się z kim bawić. Na górnym piętrze grała głośno muzyka, dolatywało znad głowy rytmiczne walenie butami w sufit, co nas wpędzało w jeszcze podlejszy nastrój. Po bliższym rekonesansie ustaliłem, że mój sąsiad spędza wieczór w towarzystwie dwóch koleżanek z pracy, które również są w nie najlepszym nastroju, pewnie z tego samego powodu, co my. Wprawdzie były to nie studentki, ale po krótkiej wizycie nabrałem przekonania, że również od nich będę mógł się nauczyć czegoś pożytecznego — oczywiście w kontekście doświadczenia, którego w obchodzeniu się z kobietami wciąż nie miałem. Moje koleżanki z liceum należały do innego świata: nie przywiązywały uwagi do muskułów, wprost przeciwnie — mięśniak kojarzył się im z jakimś nieoczytanym matołkiem, nie szukały facetów nadzianych, bo kasa kojarzyła się z półświatkiem, za to sięgnąć w odpowiednim momencie po Hellera, mówić jak bohater „Gry w klasy”, czymś takim można było nawet najpiękniejszej zawrócić w głowie. Niestety żadnej z tych od sąsiada, bo choć urody im nie brakowało, książkowe zaklęcia nie zdawały się na nic. Cytowałem najlepsze kawałki z Cortázara, a ona w kółko, że ładne włosy, takie gęste i pozawijane, ma większą przyjemność przeczesywać je palcami, niż słuchać mojej opowieści, a tyle w niej przecież artystycznej bohemy! Widocznie na co dzień w pracy otaczali ją starzy, bezbarwni ludzie, a jedyne co im w życiu wyszło, to właśnie włosy. Jacuś bajerował tą drugą, do czego miał wrodzony talent, a Jurek siedział w kącie z ponurą miną, bo widok roześmianych twarzy budził w nim zawiść. Patrzyłem ze zgrozą, jak kipi pod spodem, krew napływa mu do oczu i lada moment wybuchnie z siłą wulkanu. Poderwał się z miejsca i jednym skokiem złapał mojego sąsiada za gardło. Starałem się ich rozdzielić, powstrzymać od idiotycznej konfrontacji, która rozdzierała mi serce, bo Jurka kochałem jak brata rodzonego, ale również lubiłem sąsiada, za to, że choć starszy o kilka lat, zapraszał mnie do siebie i opowiadał przy piwie o swoich przygodach podczas prowadzeniu pociągów szlakami PKP. Poza tym podobała mi się jego siostra, która na szczęście tego wieczora bawiła u swojego narzeczonego, sierżanta milicji. Patrzyłem z żalem jak sąsiad zabiera koleżanki na górę, ale przynajmniej bratu wrócił humor. Złapał za telefon i wydzwaniał po znajomych, bełkotał coś do słuchawki, dopóki nie zmorzył go błogi stan pijaństwa. Nad ranem wyrwał mnie z odurzenia alkoholem natarczywy dzwonek naciskany kilka razy — w drzwiach stała jakaś kobieta: twarz jak u aktorki na amerykańskim filmie, jasne, farbowane włosy, długie, ciemne rzęsy, mocno pomalowane usta. Bluzkę na piersiach wypychał biust w kształcie okrągłych piłek, na ramionach miała biały płaszcz z lisa, rozpięty na całej długości, żebym nie przeoczył zgrabnych nóg. Taksowała przez chwilę moją zmęczoną twarz, ale chyba nie przedstawiałem większej wartości, ponieważ odsunęła mnie na bok i ruszyła korytarzykiem prosto do kuchni. Usiadła na taborecie, otworzyła lodówkę i schwyciła za pieczone udko indyka. Zajadała się tym udkiem, później resztą indyka, nie pytając mnie o pozwolenie i tak łapczywie, jakby od kilku dni nie miała nic w ustach. Po jedzeniu oblizała palce, zrzuciła płaszcz i patrzyła na nas badawczo: który ma pójść na pierwszy ogień? Jurek i Jacek wymieniali głupkowate spojrzenia, czy czasem nie popsuję im tej kretyńskiej zabawy, a wtedy pociągnęła mnie do najmniejszego pokoju. Był tak nieduży, że poza biurkiem i wąskim tapczanem nie dało się w nim postawić nic innego. Złapała mnie bez ceregieli za rozporek, rozpięła zręcznym ruchem guziki i już miała włożyć rękę do środka, gdy ktoś otworzył kluczem drzwi i do mieszkania wszedł mój ojciec. Prędzej bym się spodziewał trzęsienia ziemi! Stał w przedpokoju i rozglądał się zdumiony: czy to rzeczywiście jest jego mieszkanie, czy może trafił przez pomyłkę do sąsiada, bo wszystkie drzwi w budynku wyglądają identycznie. Utkwił wzrok na półce pod ścianą i natychmiast wszczął dochodzenie: gdzie się podziały butelki z drogim alkoholem, kto zrobił plamy na perskim dywanie i czemu wszędzie jest taki chlew? Na szczęście nie zadał sobie trudu, by zajrzeć do środka i zobaczyć turlające się po podłodze puste butelki, naczynia z kryształu i porcelany zapchane niedopałkami, a co najgorsze: spaloną firankę w balkonowych drzwiach. Rzuciłem okiem na pianino i szybko odetchnąłem z ulgą — było wciąż w jednym kawałku. Tymczasem kobieta, której imienia nie znałem, a z którą miałem zawrzeć tak bliską znajomość, podeszła do mojego ojca i zarzuciła mu niespodziewanie ręce na szyję. — Czy pan jest właścicielem mieszkania? Zdezorientowany ojciec patrzył na nią, potem na mnie, to znowu na jej słodko uśmiechniętą buzię. Wiedziałem, że usiłuje zachować fason, chociaż wszystko w nim się gotuje. W innych okolicznościach pokazałby co potrafi: zakręciłby kółeczko, stuknął w parkiet obcasem, może nawet zagrał na pianinie coś ckliwego, ale skrępowany naszą obecnością, ledwie odpowiedział na jej uśmiech, pogroził mi palcem i zniknął prędko w mroku klatki schodowej. Nie pozostawało nic innego, tylko zabrać się za sprzątanie. Moja nowa koleżanka zdążyła zgłodnieć, bo znowu powędrowała do kuchni. Opróżniła w ciągu godziny zawartość lodówki, zjadając zapasy, które mnie i ojcu miały wystarczyć na tydzień. Nie żywiłem o to pretensji, nawet czułem coś w rodzaju sympatii: pod mocnym makijażem musi się kryć zwykła, uciekającą od nudy dziewczyna. Jackowi było najwyraźniej przykro, że przyjęcie się nie udało i postanowił postawić mi na pociechę urodzinowego jeża. Przyniósł z łazienki plastikowe wiadro i powkładał do środka butelki po winie, szyjkami do dołu. Potem zapalił papierosa i wpatrywał się jak reszta wina skapuje powoli z każdej butelki do wiadra. Kiedy przestało kapać, zaczerpnął z dna chochlą i podsunął mi ją ostrożnie pod nos, żeby nie uronić jednej kropli. Poczułem wstrętny odór, skręcający mi kiszki i zmuszający do wymiotów, ale pogardzić takim wspaniałomyślnym gestem byłoby niewybaczalną obrazą. Wychyliłem całą zawartość, a wtedy zadowolony z siebie Jacek złapał za wiadro i przytknął je do ust. Wyssał jeża do sucha, otarł dłonią grube usta i mrugnął do mnie tajemniczo okiem. — Pora usunąć świadków! To mówiąc, pozbierał puste butelki i poszedł wyrzucić je do śmietnika. Gdy zszedł na parter, rozległ się nagle dźwięk tłuczonego szkła, jakby butelki spadały po schodach, a moment później usłyszałem przekleństwa i odgłos szamotaniny. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do mieszkania wpadł Jacek. Trzymał się ręką za czoło, z którego spływała krew. — Zamykaj! — krzyknął w moją stronę. — To jej alfonsiak! Rozglądał się przerażony po mieszkaniu, które miejsce nadaje się najlepiej na kryjówkę, a potem podbiegł do kobiety, będącej przyczyną zamieszania. Zareagowała na to spokojnym głosem: — Uregulujcie należność i nie ma sprawy. — Ile? — Dwa tysiące złotych. — Co?! — ryknął mój brat. — Za otwarcie rozporka? Ta uwaga nie zbiła jej z tropu, bo zrobiła minę, jakby chodziło o pranie bielizny lub mycie okien. — Liczymy od godziny. Jacek spojrzał na Jurka, ten na mnie. Nie śmierdzieli groszem, a ja również byłem spłukany. Wprawdzie matka przysyłała mi trochę zielonych, lecz ostatni przekaz przeznaczyłem w całości na zakup magnetofonu w Pewexie. Niech go zabiera i wynosi się razem ze swoim naganiaczem, ale jej to nie wystarczało. Noc zmarnowana na podśmiechujki z jakimiś gnojkami, którzy chcą ją teraz odprawić z kwitkiem. Nie wpraszała się tutaj, przyszła na zlecenie i jeszcze podpadnie swojemu pracodawcy. Fakt, uczciwa zapłata się należy, gdybym tylko mógł znaleźć sposób, jak się jej odwdzięczyć, a ona widząc moje rozterki, spuściła z tonu. Zrozumiałem, że tak naprawdę chodzi jej nie o pieniądze, tylko odrobinę ciepła i kąt, gdzie mogłaby przytulić głowę do poduszki. Włożyła płaszcz i opuściła bez słowa mieszkanie, dając mi szansę zapomnieć o całym zajściu i wrócić do porządkowania bałaganu, lecz zanim zdążyłem schwycić za odkurzacz, usłyszałem jej krzyki. Wyszedłem na balkon i zobaczyłem jak jakiś drab okłada ją pięściami po twarzy: raz za razem, coraz wścieklej, jeszcze raz w drugi policzek, żeby pamiętała za co. Nie mogłem uwierzyć, że można bić kobietę tak bezkarnie za nic, na podwórku przed moim blokiem, na moich oczach. Przewrócił ją i szarpał za włosy, i kopał z każdej strony, kulącą się od uderzeń, wołającą o pomoc. Złapałem za słuchawkę. — Dzwonię po milicję! — Daj spokój. — Powstrzymał mnie mój brat. Rozłączył telefon, po czym dodał cichym głosem: — Tak będzie lepiej. Dla niej i dla ciebie. Krzyki nagle ustały. Nie miałem odwagi wstać i sprawdzić, czy wciąż tam leży. Dopiero po dłuższej chwili podszedłem do okna. Na podwórku nie było nikogo, za to wiatr szeleścił liśćmi w trawie. Coś do mnie szeptały: pożółkłe, wyschnięte, strząsane mroźnymi podmuchami z gałęzi…
    2 punkty
  9. nauczyć się rozmawiać o tym co było jest będzie nie chować za parawanem strachu i nieprawdy mój drogi miły czytelniku niby nic prostszego a jednak bardzo trudne czasem do spełnienia ponieważ wydaje się nam że lepiej się wycofać nie wdawać w trudne zamieść je pod dywan
    2 punkty
  10. Szkoda, że bez tytułu... ogólnie podoba mi się, ale zastanawia mnie, to "w" w drugim wersie... 'podrzucam' .. gdzie.. co wydaje mi się poprawniejsze w kontekście pierwszej strofki. Ostatni wers 'psuje' ogólne wrażenie, ucinam go sobie... Pozdrawiam.
    2 punkty
  11. Z innej planety : o rety, świat przeklęty (zaklęty) ! Same przekręty !
    2 punkty
  12. Dobry wiersz, a szanuję podejmowanie ważnych, fundamentalnych tematów. Ten przekaz niemowy bardzo mi pasuje, a i puenta, pozornie nielogiczna, czy dyskusyjna, a jednak może być prawdziwa. W temacie też niedawno napisałem, że jakakolwiek ingerencja Boga i aktywne opowiedzenie się po czyjejś stronie byłaby w sprzeczności z zasadą wolnej woli, danej przez Niego. Pozdrawiam
    2 punkty
  13. Pan Dobrosław staruszek znany był na kilku ulicach maluchy przedrzeźniały go bo śmiesznie ubrany wyblakłe drelichy z łatami na kolanach marynarka w kratkę na nitce po urwanym guziku ledwie żywy orzełek pamiątka z wojny niejedna blizna pamiętała wołanie ran by rozniecać ogniki życia pod tym skrawkiem nieba gdzie pikują jaskółki przed burzą na odchodne dorzucał niech w kaszę na talerzu gdy zbytnio parzy język nikt nam nie dmucha czerwiec, 2022
    1 punkt
  14. Cegła Piotrkowi który tkwił w tym samym murze Kiedy już nas wszystkich przystroili w koszule i bluzki kamizelki i marynarki zawiązali pod szyją stryczki kokard i aksamitek ustawili nas w dwuszeregu ochrzścili atrapą ołówka długości rycerskiej lancy mówili mówili mówili mówili aż jedna dziewczynka z warknięciem klepek parkietu zemdlała z nudy albo że nie przywykła tak długo na baczność kiedy przebrzmiało „jeszcze Polska” pożyczyli sukcesów a delegaci wręczyli goździki w asparagusie położyli kamień na piersi przyszedł walec i wyrównał zaczęli nas edukować.
    1 punkt
  15. adhezja przyklej się przyklej się do mnie na klej uczuć na lep pożądania przyklej się punktowo przyklej obwodowo i na ślinę się i na mur beton przyklej się na mokro na sucho się przyklej na zimno na gorąco na zawsze
    1 punkt
  16. nie toleruje czarnych LGBT kościoła ponieważ uważam że człowiek to nie laktoza żeby ją tolerować lub nie po prostu jest i ja też próbując ogarnąć świat sercem i rozumem żyję najlepiej jak umiem fakt nie raz wkurzę teorią ale potrafię zmienić zdanie wystarczy że dasz trochę czasu bym mógł na własnej skórze przekonać się że nie mam Racji
    1 punkt
  17. pani 'a' gra davida bowiego król królowa bohaterzy płyną dźwięki jak przyjemnie zakochać się przez łąkę z urszulą biegniemy prosto w dmuchawce urszula dmucha pierwsza - ja patrzę na dzielnych spadochroniarzy bez liku sroka pod porywisty wiatr wzbija się na przekór przecież nic nie może jej stać się bez nas nic - nie po nas też nic karm mnie dobrym słowem słowem dobrym mnie karm
    1 punkt
  18. Pewien pływak, Karaiby pływał w szklarni tak na niby a że szło mu marnie sprzedał, więc tą szklarnię teraz w lasach zbiera grzyby.
    1 punkt
  19. @Henryk_Jakowiec Arcyciekawy !!
    1 punkt
  20. Bardzo mnie ujął Twój wiersz, a najbardziej puenta:)
    1 punkt
  21. Ja też nie zawsze widzę, ale wiem, że jest I zawsze się cieszę, gdy "ma powodzenie" :) Dziękuje i pozdrawiam, Grzegorzu! Masz rację - "tych" nie jest potrzebne, a nad resztą Twojej propozycji sie jeszcze zastanowię. Dziekuję Ci za nią i za pochwałę :) Pozdrawiam!
    1 punkt
  22. ... z pełnego ..dzioba.. :)) ... lubię to słowo.! Zabawnie, ale trafnie. Pozdrawiam.
    1 punkt
  23. ... i już nie boję się luster rozstawionych wokół jestem tak jak potrafię W zakończeniu spora doza pokory, fajne.
    1 punkt
  24. @duszka A ja patrzę... i nie widzę, zgubiłem do nieba wizę. Pozdrawiam duszko, my dzisiaj o Bogu... ma powodzenie.
    1 punkt
  25. A_typowa.. dziękuję za szerokie odniesienie i cieszy mnie, że tak fajnie bronisz treści. Rozumiem Twoje intencje... opisaną sytuację, próbuję wejść w 'to'... :) skoro peelka już po tamtej stronie, to faktycznie mogłaby, jako duch, wejść.. w .. śmiech, pomyśl na spokojnie, co Ci bardziej... To, że skróciłaś o ostatni wers, to dobrze. Raz jeszcze ślę pozdrowienie.
    1 punkt
  26. @Nata_Kruk oj tak pisząc te wspaniałe słowa przegrzałem się z lekka ;)
    1 punkt
  27. ...pocieszny tekst, pierwszy wers oraz "tłustek" rozbawił mnie. zostałem... gdzie.?.. a wyżej o czymś innym. Czy nie poprawniej, zostałem kimś... kim być chcę.. buu Rzucam Ci kostki lodu, dla ochłody... :)
    1 punkt
  28. Natura ciągnie wilka do lasu także ciągoty poeta miewa budzi się w nocy, ni stąd ni z owąd jak pannie w ciąży mu się zachciewa. Napiszę fraszkę albo erotyk a może jedno i drugie scalę mogę napisać wiersz krytykancki i jak obuchem komuś przywalę. Opuścił łoże i wdział na ciało co miał pod ręką a miał tużurek nim zaczął pisać rzekła mu wena bacz by nie było żadnych powtórek. Wlazł do łazienki i przemył oczy resztki snu poszły rurą do ścieku on spojrzał w lustro i rzekł buńczucznie wysoko zajdziesz dzisiaj człowieku. Co rzekł spełniło się, co do joty w czteropiętrowej on mieszkał chacie lecz nim schodami dotarł do strychu zdążył na dupsko założyć gacie. Zapalił światło, zdmuchnął kurz z blatu położył brulion, gumkę, ołówek popatrzał w sufit jakby chciał znaleźć pod tym sufitem tysiące słówek. Usiadł przy stole, ziewnął raz, drugi a kiedy ziewnął był po raz trzeci zawyrokował nie będę pisał niech sobie piszą inni poeci.
    1 punkt
  29. już tam ich nie ma one czmychnęły na strychu tylko myszy grasują w tużurku jednak pełne rękawy sypią się słówka wiersz wyplatają . . . . ;) Pozdrawiam.
    1 punkt
  30. Fajny, dwuznaczny tytuł, bohaterka ma własną.. przeprawę.. oraz.. własne.. 'prawa'.. które w codzienności obok niej. Tylko tyle, albo aż tyle.. jej wolno. Natuskaa - ukośniki - wg mnie, zbyteczne, bez nich wiersz nadal będzie żył... a ostatni wers, hmm... kończę czytanie na.. "gdzieś". Pozdrawiam.
    1 punkt
  31. Ogólne.. tak... dla treści. Różnie mogą wyglądać rozmowy z Bogiem, w tej wyżej da się wyczuć wątpliwości, to jakby naturalne dla człowieka, który czasami powątpiewa, a to twierdza, na którą trzeba się wspiąć.. sercem. Pozdrawiam.
    1 punkt
  32. @Nefretete Poezja jest dla mnie zbyt trudna, nie potrafię się w niej wyrazić. Ostatni wiersz napisałem dawno temu mając 17 lat. Każdy tekst sprawdzam przed opublikowaniem wiele razy. Jeśli zdarzają się błędy interpunkcyjne to znaczy, że ich nie zauważyłem, albo jeszcze nie wiem, że to są błędy. Jeśli chcesz mi pomóc, wskaż proszę fragmenty wymagające korekty. Sama uwaga, że coś należy poprawić jest dla mnie bezużyteczna. Dziękuję za ciekawy komentarz i pozdrawiam. ?
    1 punkt
  33. @Pani. Pozdrawiam.
    1 punkt
  34. w nieskończoności na peryferiach pustki coś zaiskrzyło
    1 punkt
  35. @A-typowa-bSmutek, ale chyba bardziej tęsknota ... tak mi się zdaje. Bardzo mi się podoba, zresztą jak pozostałe. Są takie szczere. Pozdrawiam
    1 punkt
  36. Aby, zgodnie ze słowami Dona Vito Corleone - z którym Jezus przedyskutował wiele godzin o biznesowej etyce - że w taki dzień nie powinno być na niebie żadnej chmurki, nawet w oddaleniu,* skorzystał On ze swej mocy bycia Władcą Czasu. ** Uczynił to w ten sposób, że spowolnił znacznie upływ czasu w wymiarze, w którym pozostawił żony i czekających na ratunek rozbitków. Uczynił to przede wszystkim z myślą o swoich ukochanych, ale też i o doświadczających lekcji marynarzach. Jako bowiem Bóg i człowiek w jednej osobie, myślał jednocześnie o wszystkim. Pragnął, aby Jego wybranki nie tęskniły zbyt długo i aby nie obarczać Mai zbyt czasochłonnym zajmowaniem się jednym ze Swoich stworzeń. Które zresztą też nie czuło się komfortowo, będąc kierowane przez obcą wolę i przebywając na powierzchni morza - w przestrzeni, od której wolało głębiny. Niezależnie od prawdy, iż obecna w nim dusza, wybierając takie wcielenie, zgodziła się na owo awygodne przygodozadanie, żeby inne dusze, będące w innych osobach, mogły mieć szansę postąpić krok lub więcej ku światłu. A przynajmniej móc skorzystać z szansy uczynienia tego. Zjawiwszy się wraz z Ewą z powrotem na pokładzie Nautilusa, gdy skończył się ich miesiąc miodowy, a na Ziemi upłynęło zaledwie kilka godzin, i zaraz po tym, jak wraz z Nim przywitała się ze współżonami oraz z kapitanem Nemo i jego gośćmi, w tym Soą i Milem - Pierwszy Nauczyciel udał się wraz z Maią do pozostających pod swoistą opieką ośmiornicy rozbitków. Która w celach dydaktycznych krążyła wokół nich, to zanurzając się, to wynurzając. To pokazując się w całej swojej wielokilogramowej i wielometrowej okazałości, spoglądając wielkimi, bladymi oczami, to chowając się pod powierzchnią i trącając kolejno jednego z pływających po drugim. Tych zaś, od których czuła silne negatywne emocje, owijała macką i unosiła ku górze, kołysząc. Ku przerażeniu ich samych, podnoszącego serce do gardła. I ku niewiele mniejszemu strachowi ich towarzyszy. Mających świadomość, że kraken może na tym nie poprzestać. I że za chwilę lub dwie oni sami mogą znaleźć się w mackouścisku. Lub gorzej, eufemistycznie sprawę ujmując. Ewa podeszła do swoich współżon zarumieniona... Cdn. * Patrz M.Puzo, "Ojciec Chrzestny". ** Tu w sposób oczywisty nawiązuję do serialu "Doctor Who". Warszawa, 29.06.2022
    1 punkt
  37. Owszem, został i to bardzo mocny. Tak mocny, że później zakochiwałem się wyłącznie w dziewczynach, które tenże ślad potrafiły na mnie pozostawić. ;-)
    1 punkt
  38. Hej! Tak! Dodałem go celowo, bo z mojej strony, nie będzie to ostatni wiersz o Ukrainie - lekko parafrazując twoją wypowiedź. Przepraszam i zostawiam pozdrowienia!
    1 punkt
  39. Witam - podoba się - Pozdr.
    1 punkt
  40. @Kapistrat Niewiadomski Bardzo dziękuję, słuszna uwaga. Pozdrawiam T. @Marek.zak1 Serdeczne dzięki. Ach te Panie.. Pozdrawiam T. @[email protected] Witaj Grzegorzu! Żuczek woli pozostać incognito :) Pozdrawiam serdecznie T.
    1 punkt
  41. Josefina Ten dzień jak każdy inny nie przyniósł nic nowego a jednak w HAGS Aneby na potężnym Kalmar o udźwigu 12 ton, jedna młoda, drobna dziewczyna z Krakowa z tatuażem o szerokim szczerym uśmiechu ma na imię Josefina załadowała na moją ciężarówkę 24 tony tarcicy wjechałem do kraju jadę na rozładunek do Zagłębia Dąbrowskiego dostałem SMS o promocji podjechałem na Shell w Sosnowcu wszystko się zgadza zapłaciłem za sześć paczek Neo odebrałem osiem i do tego elektroniczne urządzenie Glo po tygodniu wracam do domu jadę A1 w kierunku Łodzi minąłem Mykanów do Radomska idą wszystkie dopiero co oddane trzy pasy w pogodny dzień na autostradzie zdarza się układam w głowie wiersze jednak w ten dzień jak każdy inny akurat tak wyszło nie ma co układać po prostu na potężnym kalmar o udźwigu 12 ton, jedna młoda, drobna dziewczyna z Krakowa z tatuażem o szerokim szczerym uśmiechu ma na imię Josefina. Aneby/Sosnowiec, 23. 06. 2022.
    1 punkt
  42. @Gosława Mhhhh ;), dziękuje za szczerość wypływającą z komentarz aż po brzegi :). Miłego dnia Reniu :). @Starzec zależy mi by każdy znalazł w nich coś dla siebie, w tym przypadku niech wyobraźnia zaniesie Cię gdzie chcesz. Pod warunkiem że na dobre wyjdzie :) @Nefretete przyznam że wzruszasz mnie postawą, ostatni wiersz (a nie lubię czytać tych o Ukrainie)faktycznie wyszedł nieźle. Idąc dalej, dodałeś Jana, co jeszcze bardziej mnie w Tobie zaskakuje ( pozytywnie, bo trafny komentarz).
    1 punkt
  43. Jeża igły wyróżniają, bardzo wiele ostrych mają, nie dotykaj zatem jeża kiedy dokądś sobie zmierza.
    1 punkt
  44. Wielce misternie utkany wiersz. ? Pozdrawiam i życzę powodzenia. ?
    1 punkt
  45. @Gosława Ja jestem inny niż ten poeta nie mam chałupy i nie mam strychu czasami sobie, gdy nikt nie widzi coś tam napiszę w moim kąciku. Pozdrawiam
    1 punkt
  46. Zawiść autora do autora to na portalach jedna zmora wbijają sobie szpilki, noże tu nawet admin nie pomoże W rozpaczy, gniewie, zatraceniu odchodzą w smutku, zapomnieniu (Warsztat)
    1 punkt
  47. @WiechuJK Miłość to Coś.
    1 punkt
  48. @Wędrowiec.1984 Miło sie czyta i nie jeden raz. Pozdrawiam
    1 punkt
  49. @Wędrowiec.1984 Klimat iście milordowski :) Dystans i ta nutka goryczy sprawiła mi dużo przyjemności.
    1 punkt
  50. @Wędrowiec.1984 forma u Ciebie jak zwykle znakomita, miło poczytać. tak mi to "chodziłopogłowie" aż przekopałem kosz ze szkłem i..... pusty Mogen Dawid – i nie zapytał mnie niestety.....
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...