Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 18.06.2022 w Odpowiedzi
-
W teleturniejach jest taka moda żeby o sobie chociaż trzy zdania skąd przyjechałem, jaki mam zawód co do udziału w tej grze mnie skłania. Śledziłem wcześniej różne rozgrywki dziś konkludując stawiam diagnozę, że przed występem, czyli premierą każdy odczuwa strach i psychozę. W głowie kołacze myśl chorobliwa co też powiedzą moi sąsiedzi kiedy odpadnę w pierwszym podejściu bo każdy przecież z nich TV śledzi. Psotnikiem jestem oraz zgrywusem postanowiłem, więc zagrać w kulki gdy mnie spytano skąd przyjechałem to powiedziałem, że z Koziej Wólki. Dalej swobodnie snułem opowieść, że choć po studiach jestem sołtysem tudzież myśliwym, który ugania się za zającem, wilkiem i lisem. Poszły pytania a odpowiedzi to jakby rzec wam istna ruletka migiem odpadał jeden po drugim pytania do mnie to była betka. Odpadł profesor i pan magister główna księgowa, syn adwokata zaś ja dotrwałem i zwyciężyłem nagrodą była suta wypłata. Wam jednak zdradzę gdyż mam nadzieję, że nikt nie będzie kłapał jęzorem ja ukończyłem, lecz wieczorówkę gdzie lekcje trwały późnym wieczorem.4 punkty
-
Rachunek zdań Że wychwalasz zalety nie znaczy że dostrzegasz Że liżesz tylki nie znaczy że smakuje Że poszukujesz nie znaczy przebudzenia Że ronisz krew nie znaczy że zakwitnie Że łączysz słowa nie znaczy że poezja2 punkty
-
2 punkty
-
wlewa się we mnie ten smolisty śluz w jestestwa najgłębszego skrawek stopniowo rozrasta się niczym guz lichej radości pożerając cień nawet z czasem me puste skamieniałe wnętrze raz po raz odbija echem ów toksyczny szept napraw to gdy życie szanse dać ci zechce bo śmierć to czas nie płacz zagłuszy wnet2 punkty
-
Prosił, zawodził: - Zawieź mnie, zawieź. Co ci to szkodzi? I nie zawiodła. Zawiodła gdzie trzeba i gdzie nie, więc przebacz... a czytaj jak chcesz.2 punkty
-
tkam jego nić kiedy milczę smutek urywa się i wpada w rozpacz szuka ratunku po słowach po nitkach można wysoko byle tylko znów się nie zaplątać w doły2 punkty
-
2 punkty
-
Kroki dwa kroki mnie dzielą od CIEBIE a są jak Himalaje przeszkodą nie do przejścia czy uda się je kiedyś pokonać 5.22 andrew,2 punkty
-
Raj piekłem wyzwoliłem, O Ewie nie ma mowy, ale jednak zdążyłem. spięta liściem figowym. Ewie synów spłodziłem, Makijaż jakby wsiowy, szczęśliwy byłem przy niej. brzydula - do połowy. Klęska padła na ziemię, Adamie - proszę jabłko, grzeszy całe już plemię. słodyczą aż mnie naszło. Adamie poczuj drżenie, Boże! Toż świętokradztwo! niech cię w sobie docenię. masz piekło pod posadzką. Na odlew poleciało, Początek - błagam dotknij, gdzieś w środku pozostało. w usteczka czule - cmoknij. Że też im się zachciało? Płochy listeczek - ściągnij, Do ciała - drugie ciało. kiedyś będą pończoszki. Ona zaś w błogostanie, Pachnie z ust Ewo cydrem, Kaina, Abla - dostanie. krzykiem żądzy przeszyte. Strzały sterczą w kołczanie, Rączką nóżki rozwidlę, na następne zadanie. mojej enfant terrible. Miało niby nas przybyć, A teraz pod jabłonią, wyprężają więc kibić. na męki niech wygonią. Musiał w jamie gdzieś utkwić, Na rozkosz serca dzwonią, z lenistwa cicho zbutwieć. kropelki nie uronią. ----------------------------------------------------------------------------------------- "Gdy nie ma ochoty Ewa i nie chce zmienić zdania, zmienia taktykę Adam: od żebra do żebrania." - Elska. Rymy gramatyczne są założone przez autora.2 punkty
-
lubię myśleć o nadziei bo choć ma wiele drzwi w niej mała iskierka zawsze się tli lubię o niej rozmawiać jest mi bliska jak cień nie psuje horyzontu z nią lepszy dzień nigdy nie dokucza jest lekiem na wszelkie zło które czasem czai się to tu to tam lubię swoje nadzieje są jak ciepły deszcz po którym życie uśmiecha się2 punkty
-
... smutek zawsze szuka ratunku, po to mamy głowę, żeby wymieszać w niej myśli po to, aby doły omijać jak tylko się da. Niełatwe to, ale próbujmy,. Życzę samych górek.!2 punkty
-
-Mistrzu, skąd mogę wiedzieć, czy wciąż mnie miłuje? -Przyjmij, że tak jest, zaraz lepiej się poczujesz.1 punkt
-
Nieduży Icek z Jerozolimy Do Ściany Płaczu wkładał w szczeliny Gorące prośby A nawet groźby Zapewnij Boże niskie dziewczyny https://bezdroza.pl/ciekawostki,Prosby_spod_sciany_Placzu,603.html1 punkt
-
Przyszłość Czymże jest, jeśli nie zbiorem fantazji Które mogą się spełnić Ale wcale nie muszą Przeszłość To tylko chwile minione Do których nigdy nie wrócimy Choćbyśmy bardzo chcieli Teraźniejszość To wiersz W którym każdy może dopisać swój wers Od nas zależy zakończenie.1 punkt
-
*** ostatni w szeregu gdy inni polegli do kończ będziemy nie spoczniemy wytrwamy o ten ostatni skrawek ziemi zawalczymy piaszczystej od zła czystej zapytasz - i co z tego? odpowiem - Bogu i sobie wierni polegniemy1 punkt
-
nie grzeszy a cierpi pyta dlaczego skoro jest czysty nie grzeszy a boli teraźniejszość która puka do drzwi nie grzeszy a czuje że drzewa smutne cień nie ten nie grzeszy a jednak nicość która obok pusta jest nie grzeszy - cieszy go to że nie musi się siebie bać1 punkt
-
/ z sanatorium / Tylko w jednym polu żołądek pociągał za sznurek - światło gasło odpowiedzialnością | V Dwutlenkiem węgla powietrze bawi się tlen uwrażliwia drogi - wnętrzności moje Dymem są piekielne cyrkulacje rotują nas karbidówką z syfem Dziś doceniam życie darem utopione raz dźwięki żab zostają czeka powrót mnie Takie uczucie głupie - powietrzem ślub weź za martwe wyjdziesz ziemią da ci rozwód Jako kompletny człowiek powiesz: kocham! Oddycham jak w dzieciństwie ośmiolatek przeżył śmierć kliniczną - rybą wody znam nowym oddechem usta takie szerokie | V wszechdobylsko las pokłady nowe ładuje baterią czas myśleć1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
@Nefretete zamierzony paralelizm składniowy:), dzięki za komentarz:) @Somalija Piłsudski na Kasztance również nie ;)1 punkt
-
Żyją we mnie chwile przed dniem nadzieje po następną noc Ona spełnia się nim światła latarni zgasną w milczeniu na sekundy być na oddech gdzieś indziej od ciebie na słońce widziane z ziemi.1 punkt
-
1 punkt
-
@Rolek a po cóż tyle pisać i pchać w szczeliny słowa gdy "język giętki"* zdziała w mig, co im zlęgła głowa? * Słowacki1 punkt
-
@[email protected] Czasem muszę ukryć prawdę bo Internet też ma uszy ktoś doniesie mojej żonie, która właśnie włosy suszy. Bez namysłu wyrwie przewód i jak pejczem wybatoży oby tylko nie użyła wałka lub kuchennych noży. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec Ja tu radzę by zabłysnąć, Henio jednak glebę orze, mam nadzieję żeś nie pozer, wiesz co zrobić z tą asystą. Kłaniam się.1 punkt
-
@[email protected] U mnie lepsza sytuacja z każdej strony mam sąsiadki mogę z każdą, co innego z tą podziwiać mogę bratki Druga mocno niedowidzi i jak zacznie się przedwiośnie to zaprasza mnie do siebie bym popatrzał jak jej rośnie. Trzecia mija mnie z daleka bo z nastaniem wczesnej wiosny na krok jej nie odstępuje mąż, co o nią jest zazdrosny. Z czwartą nocą zasiadamy z alkoholem przy ognisku cicho by nie zbudzić żony bo nam może dać po pysku. Pozdrawiam1 punkt
-
włamywacz w oknie z prześcieradłem wprost z magla na chwilę przedtem PS dałem serducho Sylwestrze, ale tylko za dwa pierwsze wersy, bo jak wiesz haiku nie pachnie, dlatego u mnie jest tuż przed zapoceniem. ;) Pozdrawiam.1 punkt
-
Nie znam smaku twoich łez Ani nie wiem jak Smakuje czarny bez Odchodzę w siną dal A ty jesteś zimna jak stal Nie zobaczysz już Szalejących fal Śmiech I coś jeszcze Między nami Tylko to pozostało W dziwnej fazie Uniesione ciało Wykręcone na wszystkie strony Już dawno ucichły Weselne dzwony1 punkt
-
@[email protected] Może ci oni uczone mózgi mają gdzieś w głowie szufladkę jedną w niej obstukany temat na szóstkę jednak przy innym ich twarze bledną. Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
Piękna treść, Leno... przynosisz tu bardzo wiele, tylko po cichutku, jak myszka polna... Podpisuję się pod słowami wiersza, czuję podobnie... i dzięki Ci, za ten kawałeczek.1 punkt
-
Zapytałam. Czy mogę. O wpół do piątej znowu stać się szafą. Odpowiedziała. Nigdy nie byłaś. Zapytałam czy mogę. Odpowiedziała. Nigdy więcej nie zadawaj mi takich pytań. Zapytałam o wpół do piątej. Nigdy.1 punkt
-
1 punkt
-
@Natuskaa Przypomniałaś mi pewną historię z młodości, mieszkałem w wiosce pod Częstochową w której ostatni nocleg miała pielgrzymka poznańska, przyjmowaliśmy wielu ludzi, jeden gość przy kolacji i pogaduszkach powiedział że pielgrzymuje w intencji zemsty. Nie pamiętam dokładnie kto, ale ktoś z jego rodziny zginął pod kołami samochodu, on modlił się o to by rodzinę sprawcy którego znał dopadła kara, dwoje z rodziny sprawcy już odeszło a on mówił że będzie pielgrzymował dopóki całej tej rodziny nie trafi szlag. Smutne1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Rzeczywiście, zostaje w pamięci na zawsze. Tylko porównanie ze ściętą głową jakoś mi z pierwszą miłością nie współbrzmi. Pozdrawiam1 punkt
-
zatrzymaj się masz czas i kolorów tyle życie zna obdarzy na pewno Antarktyda topnieje w nas1 punkt
-
@Nata_Kruk Natko świetne, cudne uwagi - z największą przyjemnością poprawiam. Masz talent do cennych uwag merytorycznych i technicznych do nie swoich wierszy. Szczerze podziwiam i też życzę miłego dnia!!! Ba, nawet pozdrawiam :)1 punkt
-
Dla ciebie Rodzę się od nowa I padają tylko dwa słowa Kocham cię! Dla ciebie Buduję nowy świat Już od tylu lat Potrzebuję cię! Dla ciebie Moje serce płonie I ogrzewam twoje Lodowate dłonie Rozumiem cię! Dla ciebie Słońce szybko wstaje A ja tobie Gorące uczucie wyznaje Słyszę cię!1 punkt
-
Jest pora zimowa I pora wiosenna A ty jesteś taka senna Zasypiasz w moich objęciach A ja uwieczniam Twoje piękne ciało na zdjęciach1 punkt
-
A czasem myśl moja poszybuje lotem pikującego szybowca ku zastanowieniu jak było. Myśl moja i całe zastanowienie i zamyślenie, bywa że zastanawiające, na takie pytania – nawet nawet dociekliwe – nie znajduje prawie żadnych przekonujących odpowiedzi. Jest zadziwiająco mało argumentów. Nawet proste wydawałoby się ustalenie faktów wcale mi nie pomaga. Nie koi. Nie karmi duszy. Nie leczy schorowanego serca. Stąd właśnie mam jeszcze nadzieję i wybiegam w przyszłość. Stąd właśnie może wyda mi się czasem, że coś mnie jeszcze tutaj czeka. Może właśnie dlatego gdzieś dążę i próbuję zdążyć, być może zresztą naiwnie sądząc, że kiedyś tam w przyszłości dowiem się jak to tak naprawdę kiedyś było. Bardzo możliwe, że właśnie dlatego piszę, również niniejszy tekst. Gdybym tylko poszedł do psychologa ten nazwałby mnie i opisał chorobą PTSD i byłoby po sprawie. Dlatego właśnie do niego się nie wybieram, bowiem chodzi mi o głębsze i bardziej wszechstronne wyjaśnienie. Chciałbym móc kiedyś usłyszeć skrupulatnie i ze szczegółami opisaną opowieść z dawnych czasów. A może świat się nam pali, bo chcielibyśmy szerszych wyjaśnień na temat naszych licznych wyborów z przeszłości? A może zwyczajnie nie zdajemy sobie sprawy, że tutaj nigdzie nie ma i nigdy nie było łatwych odpowiedzi? A może nie umiemy nie pytać? A może – dla odmiany – nie potrafimy zadać właściwych pytań? A może przysłowie kto pyta nie błądzi ciut zbyt mocno wdało się w nasz krwiobieg? A może było jak było, jak być musiało, czyli wszystko było dobrze? A może najzwyczajniej w świecie nie ma i nigdy nie było do czego wracać? Warszawa – Stegny, 08.06.2022r.1 punkt
-
Narada Prezydenta oraz kilku wtajemniczonych ministrów w rządzie dużego, niedemokratycznego kraju, odległego od Albanii. Dziesięć miesięcy od błysku. - Panie prezydencie, trzeba coś zrobić. Lobby bardzo wpływowych obywateli wielu krajów żąda od nas konkretnego działania. Jeśli nadal nic nie zrobimy, to doprowadzą do tego, że przestaniemy rządzić. Wszyscy wiemy, że oni mogą to zrobić. - Dlaczego sami tego nie załatwią, tylko chcą się nami wysłużyć? - Oni nie mogą zrobić tego co by chcieli bo w ich kraju panuje demokracja i tego zrobić się nie da za żadne pieniądze, dlatego chcą żebyśmy my to zrobili. - Czego wy się ode mnie domagacie? Zastanówcie się, cały świat nas potępi. - Nie ma się co światem przejmować. I tak nas potępiają. Jak zobaczą, że zabezpieczyliśmy swoje oraz ich interesy to dadzą nam spokój. - W końcu potencjał strefy powinien być właściwie wykorzystywany. Strefa nie jest własnością Albanii, ale jest zjawiskiem niepowtarzalnym w całym świecie i my też mamy prawo z niej korzystać. - No przecież korzystamy, leczymy tam naszych chorych tak jak inne kraje. - No właśnie, tylko leczymy chorych, a gdzie apartamentowce dla ludzi starych, którzy przecież mogliby jeszcze pożyć kilkanaście czy kilkadziesiąt lat i dobrze służyć swoim ojczyznom. Strefa nie jest właściwie wykorzystywana, samo leczenie to nie wszystko. Elita społeczna całego świata domaga się tego, żeby móc tam na stałe zamieszkać. - Akurat oni będą komuś służyć. To dziady, które chcą żyć wiecznie i pukać panienki, korzystając z właściwości strefy. Po to im te apartamentowce. - Choćby nawet, ale to jednak bardzo bogaci i wpływowi ludzie. A poza tym to to, co tam wybudujemy będzie własnością naszego rządu czyli panie prezydencie naszą. A czynsze tam będą naprawdę wysokie i chętnych na pewno nie będzie brakować. - No tak, to konkretne argumenty. - No i najważniejsze, że tych mieszkań w apartamentowcach będzie i tak za mało, więc pan oraz my również będziemy mogli mieć coś z tego dla siebie jak będziemy je rozdzielać. - I tak wszystko co macie to mnie zawdzięczacie, jeszcze wam mało? Co w końcu proponujecie? - Przeprowadźmy akcję wojskową. - Na czym będzie polegać? - Poślemy komandosów, niech zabezpieczą tylko jeden hektar ziemi w centralnej części strefy. Strefa ma 25 hektarów a my weźmiemy tylko jeden, nawet nie zauważą. - Nie zauważą powiadasz. Będzie awantura jakiej świat nie widział. - Wielkie mi coś, poszczekają parę tygodni a potem sami ustawią się w kolejce po mieszkania w naszych apartamentowcach. - Ile tych mieszkań będzie? - Wybudujemy 8 budynków, każdy po 80 pięter, na każdym piętrze cztery mieszkania, będzie czym dzielić. Dla pana prezydenta też jedno się znajdzie. Na starość będzie... jak znalazł. Prezydent a właściwie dyktator, rozsiadł się wygodnie w wielkim fotelu i zapalił cygaro. Jego tłuste, ważące 130 kg ciało wypełniło całą objętość potężnego obrotowego mebla, pokrytego czarną skórą. Dym z cygara podrażnił przekrwione małe oczka, które mrużyły się w chytrym, pazernym spojrzeniu. Prezydent wyobraził sobie siebie w wieku lat 160 i młodą panienkę chętną na wszystko, siedzącą mu na kolanach. - Ech... jak zamierzacie to zrobić? - Tak jak mówiliśmy, poślemy komandosów, zrobimy mały desant na wybrzeżu, szybko podjedziemy do strefy i zaanektujemy nasz kawałek. Jeden dzień i po sprawie. - Jak to zaanektujemy? - Normalnie, wygonimy wszystkich, zagrodzimy dojścia, wytyczymy dojazd z ogrodzenia, wszystko ogrodzimy drutem kolczastym i będziemy pilnować. - A za kilka tygodni jak wrzawa się uspokoi to dotransportuje- my sprzęt budowlany i zaczniemy wyburzania, a następnie budowę naszych wież. Już nawet mamy projekty. - Przecież będą się bronić. - Tylko w pierwszym dniu, nie mają szans z naszymi komandosami, z ich uzbrojeniem. - Czy ktoś zginie w trakcie ataku? - Najwyżej paru ludzi, nic takiego. - Nic takiego powiadasz. - Przecież inne kraje przyjdą im z pomocą militarną, wygonią nasze wojsko. - Nie przyjdą. - Jak to nie przyjdą, jak przyjdą. - Panie prezydencie, żadne kraje nie przyjdą im z pomocą. Ani Stany ani Rosja ani Chiny ani żadne państwo Unii Europejskiej ani żaden duży inny kraj nie pośle tam swojego wojska, będą tylko noty protestacyjne i oficjalne protesty, nic więcej. - Skąd to wiecie? - Wszystko ze wszystkimi mamy dogadane, nieoficjalnie oczywiście, ale na pewniaka. Natomiast będziemy musieli podzielić się apartamentami ze wszystkimi. Nie ma wyjścia, jednak dla nas też starczy. - Czy to pewne? - Pewne. - No to macie moją zgodę, kiedy atakujemy? - Za tydzień. - Mam nadzieję że wiecie co robicie. - Wiemy, wszystko szczegółowo jest dopracowane. Albania, w strefie błysku. Nadszedł nareszcie oczekiwany czas zakończenia pobytu w strefie dla Jamili, Petii i ich rodziców. Dzisiaj właśnie mija dwunasty dzień. Dziewczyny weszły do strefy około godziny szesnastej, dokładnie dwanaście dni temu i dzisiaj zbliżała się godzina szesnasta, po której czas leczenia powinien być zakończony. Petia czekała z napięciem na ten moment, nerwowo patrząc na zegarek i rozglądając się wokół siebie, jakby oczekując nagłego zwrotu akcji i jakieś złowrogiej siły, która gwałtownie wyrwie je ze strefy. Jednak nic takiego się nie stało. Jak co dzień nikt, niczego od dziewczyn nie chciał i nikt nie zwracał na nie uwagi. W końcu szesnasta minęła. Jamila i Petia przytuliły się do siebie i długo trzymały nawzajem w objęciach. - Jamila, choćby nie wiem co by się teraz miało stać, choćbyśmy nawet miały iść za to siedzieć, to zdrowia nam nikt nie odbierze. Jesteśmy zdrowe! Ostatnią część zdania Jamila zrozumiała. - Petia, zwyciężyłyśmy! Jamila powiedziała po angielsku. Ponieważ formalności związane z wprowadzaniem nowych chorych i wypuszcza- niem już uzdrowionych załatwiano tylko do godziny 15, to uzdrowionych wypuszczano dopiero na drugi dzień rano. Dziewczyny o tym wiedziały i musiały przespać jeszcze jedną noc. Petia około godziny siódmej wieczorem wpadła na pewien dość ryzykowny pomysł. Poruszanie po całym teranie strefy było dozwolone i Petia zdecydowała, że po kolacji pójdą na wycieczkę. Ryzyko polegało na tym, że mogą po drodze natknąć się na Sianę oraz ktoś z obsługi może ich o coś jednak zapytać. Petia bardzo chciała zobaczyć historyczną już i rozsławioną na cały świat salę pacjentów nr 7, w której to sali w chwili błysku leżała prawdopodobna jego sprawczyni. Petia wiedziała jedynie, że sala ta jest w samym centrum strefy i w taki sposób próbowała tam trafić. Bez większego trudu znalazła budynek szpitala, jednak poszukiwanie sali nr 7 było już trochę trudniejsze. W końcu zdecydowała, że zapyta się o to jedną z młodych pielęgniarek, która do fartucha miała dopięty znaczek z angielską flagą. Ta bez zadawania zbędnych pytań w kilku słowach wytłumaczyła Petii gdzie to jest. Dziewczyny podeszły pod salę. Okazało się, że wcale nie były jedyne, które chciały tą salę zobaczyć. W kolejce do wejścia czekało parę osób. Sala była otwarta i nie było w niej pacjentów, natomiast urządzono w niej małe muzeum. Na ścianach było mnóstwo drobiazgów zostawionych przez uzdrowionych w dziękczynnym geście oraz podobnie jak przed wejściem do strefy były tam symbole i wota, obrazy i figurki wszystkich religii świata. Najważniejsze łóżko, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych, które zaścielone były normalną szpitalną pościelą, było zaścielone pościelą jedwabną, jasnobłękitną a przy nim był kwietnik z białymi różami. Przy wejściu do sali stał uzbrojony żołnierz. Petia się pomodliła i dziewczyny spokojnie wróciły “do siebie”. ***** Arman i Elena podobnie nerwowo zerkali na zegarek kiedy zbliżała się godzina szesnasta i podobnie radośnie przyjęli zakończenie leczenia. Odetchnęli z ulgą, jednak Arman uspokajał Elenę, żeby zachować czujność do końca, aż do opuszczenia strefy. Oboje zdawali sobie sprawę, że są tu nielegalnie i że choć główny cel ich misji został osiągnięty, to jednak kłopoty jeszcze mogą się pojawić. Zwłaszcza wyjście może być niebezpieczne. Muszą oddać bilety i się wymeldować. Choć nie przykładano już dużej wagi do szczegółowej kontroli uzdrowionych przy wychodzeniu, to jednak któryś z urzędników może jeszcze zauważyć, że nie wyglądają już tak jak na zdjęciach. A charakteryzacji już oczywiście mieć nie będą. ***** Dziewczyny nerwowo przeczekały noc, trudno było im zasnąć. Nad ranem Petia słyszała jakiś odległy dźwięk, jakby helikopter, może nawet nie jeden. Około piątej rano dało się słyszeć jakieś wyraźne poruszenie. Normalnie w strefie panowała cisza, zwłaszcza wcześnie rano a teraz ktoś głośno krzyczał i słychać było tupot biegnących wielu ludzi. Dziewczyny wstały przestraszone i zobaczyły, że przez ich salę przebiegło kilku żołnierzy z bronią gotową do strzału. - Co to ma być? Jamila widzisz to? Po chwili słychać było pierwsze pojedyncze strzały a potem strzałów było coraz więcej i były coraz bliższe. Ktoś głośno krzyczał a po kilku minutach pracownicy obsługi, którzy na co dzień zajmowali się chorymi, zaczęli wynosić pierwszych rannych żołnierzy. Dziewczyny, tak jak inni chorzy, przerażone skuliły się za mocniejszymi fragmentami rusztowań. Inni uciekali do budynków. Walki trwały kilkanaście minut. W końcu bojówka napastników wdarła się do centralnej części strefy a potem do szpitala, który zamierzano wyburzyć. Strzelanina przeniosła się do wnętrza budynku, następnie wdarto się na piętro w którym była sala numer 7. Jeden z żołnierzy, który bronił pietra, schował się w tej sali. Ostrzeliwał się z niej i właśnie wtedy został trafiony w głowę. Upadł na kwietnik z różami, przewrócił go i zmarł. Wtedy stało się coś dziwnego. Wszystko nagle ucichło. Ucichły odgłosy walki. Ucichły strzały i szamotanina. Nastała absolutna cisza. Dziwna, niespotykana cisza w całej przestrzeni strefy. Po kilku sekundach ciszę przerwały krzyki i jęki dziesiątków tysięcy chorych. Wszystkie dolegliwości związane z chorobami które leczyli nagle do nich wróciły. Wróciły ból, mdłości wymioty i kaszel. Zniknął gdzieś świeży zapach różany. Powietrze stało się duszne i przesycone zapachem opatrunków, wymiocin i nie gojących się ran. Do wszystkich chorych docierało to, co naprawdę się stało. Zrozumieli, że jedyna, unikalna szansa na odzyskanie zdrowia właśnie przepadła. Że nikt i nic nie jest w stanie pomóc już większości z nich. Zrozumieli, że strefa przestała działać. Pierwsi chorzy zaczęli opuszczać strefę. Najpierw pojedynczo i małymi grupami a następnie w stronę wyjścia ruszył tłum tych, którzy byli w stanie sami chodzić. Wychodzono przez bramę, nikt już niczego nie sprawdzał, nie zbierano biletów. Słychać było tylko wielki płacz i przekleństwa we wszystkich językach świata. Dziewczyny zatrzymały się w strefie dla opiekunów. Szukały rodziców. W końcu w tłumie zobaczyli Elenę i Arma- na, którzy także rozglądali się za nimi. Elena podbiegła i czule przytuliła obie na raz. Po niej podszedł Arman i wyściskał Jamilę. Petia zwróciła się do Armana: - Arman, mamy dla ciebie niespodziankę. - Jaką? - No dużą, konkretną. - No ciekawe? Jamila dłużej nie wytrzymała i powiedziała po rosyjsku: - Kocham cię tato. - Jamila. Jamila... ty mówisz! Wtedy Jamila rozgadała się po czeczeńsku. Mówiła coś i mówiła, płacząc przy tym. Nie ona jedna zresztą, płakali również Elena z Armanem. - Chciałam wam to jakoś wcześniej przekazać, ale nie miałam jak. Telefon się rozładował i nie było go gdzie naładować. W końcu Elena przez łzy wykrztusiła: - A ty, jak się czujesz? - Jestem zdrowa, Udało się. ***** Stolica państwa europejskiego. Mistrzostwa świata w podnoszeniu ciężarów. Rok od błysku. Drużyna dużego państwa azjatyckiego podjeżdża pod hotel. Z pomocą personelu zawodnicy niosą swoje bagaże. Po 10 minutach spotkają się z kierownikiem zespołu: - I jak tam wasze pokoje? - W porządku, super warunki. Wygodne łóżka i czysto. Łazienki też super. - Za godzinę wszyscy spotykamy się na stołówce. Pamiętajcie, że jutro o dziewiątej rano pierwszy trening. Dzisiaj odpoczywajcie, ale jeśli ktoś chce, to może zejść na basen. I żadnego alkoholu oraz nie wolno wam wychodzić z hotelu bez mojej zgody. Szef drużyny wydał dyspozycje dla zawodników i udał się na krótką naradę z trenerami: - Jak tam panowie wasi podopieczni? - W porządku. W dobrej formie. - Mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że tutaj w każdej chwili może odbyć się kontrola antydopingowa? - Trenerzy pokiwali znacząco głowami. - Pilnujcie ich, niektórzy to jeszcze gówniarze, kto wie co im może przyjść do głowy. Nazajutrz. O dziewiątej rano każdy z zawodników udał się ze swoim trenerem na salę treningową w hotelu w którym byli zakwaterowani. Towarzyszył im również główny trener reprezentacji, ale nie wtrącał się do indywidualnych treningów poszczególnych zawodników. Około godziny dziesiątej na trening przybyło trzech przedstawicieli komisji antydopingowej. Nakazali przerwać trening i każdy z zawodników został wylegitymowany oraz otrzymał pojemnik na mocz a następnie po kolei, w towarzystwie przedstawiciela komisji, udawał się do hotelowej toalety. Liu również wraz z innymi poddany został badaniu. Główny trener wydawał się zaniepokojony i w końcu zwrócił się za pośrednictwem tłumaczki, którą ekipa przywiozła ze sobą, do przedstawiciela komisji: - Dopiero przyjechaliśmy wczoraj a już nas kontrolujecie. Co to za nagonka? Złożę protest. - Protest? Ale o co? Skontrolowaliśmy już wszystkie ekipy które przyjechały do hoteli tak jak wy. Kontrolujemy każdą drużynę. Takie mamy dyspozycje. Nazajutrz. Tłumaczka drużyny informuje głównego trenera i jednocześnie kierownika drużyny że jest telefon z agencji antydopingowej. Tłumaczka tłumaczy treść rozmowy: - Proszę do nas przyjechać, musimy z panem porozmawiać. Kierownik pojechał do agencji wraz z tłumaczką. - Bardzo nam przykro, ale wyniki próbek, które pobraliśmy wczoraj od zawodników waszej drużyny dały wynik pozytywny. - Co takiego? To niemożliwe? To jakiś spisek. Złożymy oficjalny protest. - No tak złożycie, ale nie zmieni to faktu, że w moczu waszych zawodników stwierdziliśmy niedozwoloną substancję. Wasi zawodnicy nie będą mogli wziąć udziału w mistrzostwach. Są odsunięci i zdyskwalifikowani. - Wszyscy? - Prawie wszyscy, siedmiu, tylko jeden o imieniu Liu jest czysty i on może startować. Wioska w dużym państwie azjatyckim, dzień finału mistrzostw. Rodzice Liu, wraz z jego bratem oraz licznymi sąsiadami siedzą przed telewizorem. Wszyscy w napięciu oglądają finałową rozgrywkę. Przed Liu i jego konkurentami pozostała ostatnia konkurencja. Liu jest w ścisłym finale. Sąsiedzi rodziny Liu rozmawiają ze sobą: - Nigdy bym nie przypuszczała, że ktoś, kogo tak dobrze znam od dzieciństwa, będzie walczyć o tytuł mistrza świata dla naszego kraju i my będziemy oglądać go u nas w telewizji. - No właśnie to wielki zaszczyt dla jego rodziny, zwłaszcza dla rodziców. - Zobaczcie jacy ostatnio są szczęśliwi. Od czasu jak brat Liu gdzieś zniknął na pewien czas a potem znowu się pojawił to tylko ciągle się cieszą i uśmiechają. - Słuchajcie, widzicie jak ten brat teraz wygląda. Przedtem ledwie się ruszał a teraz jakby w ogóle nie był chory. - Widocznie sukcesy Liu tak na niego pozytywnie wpłynęły. ***** W tym samym czasie w siedzibie federacji podnoszenia ciężarów w stolicy dużego państwa azjatyckiego. Władze federacji wraz z ministrem sportu oglądają transmisję z mistrzostw świata. Liu przeszedł do finału. Jest wśród nich prezes federacji i główny lekarz. Minister sportu komentuje: - Dobrze że chociaż ten Liu nam został. Ale wtopa z tą naszą drużyną. Trzeba znaleźć winnych tego co się stało. Co za głupek im to podał w taki sposób, że dali się złapać. Jak to się stało, że temu Liu udało się nie wpaść? - Panie ministrze, ale przynajmniej musi pan przyznać, że to naprawdę był dobry pomysł z tą strefą dla Liu. A niektórzy byli sceptyczni. Ten jego trener jest naprawdę dobry, wiedział co robi jak się na to zgodził. - Nie mów tu tego tak głośno. Tego trenera weźmy do nas, do władz federacji do stolicy. On widać jedyny zna się na rzeczy i wie co i jak trzeba robić. - To dobry pomysł. - No uwaga, finał! ***** Epilog. Albania, okolice strefy i inne miejsca, dziesięć miesięcy od błysku. Opowieść Heleny: Wyszliśmy poza ogrodzenie w tłumie zawiedzionych, rozczarowanych ludzi, załamanych tym, że nie dokończyli leczenia. Bramy strefy otwarto na oścież i nikt ich już nie pilnował. Płacz i łzy rozczarowania i złości były widoczne niemal u każdego. Ludzie przeklinali we wszystkich językach świata tych, którzy napadli na strefę i doprowadzili do tragedii, tych którzy spowodowali ze przestała działać oraz tych, którzy kazali im to zrobić. Niektórzy, zwłaszcza ci którym zabrakło niewiele do wyznaczonych 12 dni, nie chcieli opuszczać strefy i pozostawali jeszcze w niej z nadzieją, że uzdrowienie pomimo to będzie dokończone. Stan zdrowia niektórych chorych szybko się pogarszał, przede wszystkim na wskutek nagłego stresu i utraty nadziei. Wielu z nich mdlało i wymagało pomocy lekarskiej, której nikt im nie udzielał. Ale wśród wzburzonego tłumu znajdowali się również tacy jak my, którym udało się w ostatniej chwili dokończyć leczenie. Rozglądaliśmy się za Kaltriną i Fidanem bo wiedzieliśmy, że gdzieś tutaj na nas czekają. Wraz z Armanem i Petią nerwowo rozglądałam się także czy znowu nie natkniemy się na Sianę lub jej matkę. W końcu Arman zobaczył Fidana. Fidan podbiegł do nas. - Tak się cieszę, że się udało, to niewiarygodne, wręcz niemożliwe! Fidan i Kaltrina czekali na nas w miejscu, gdzie oficjalnie opuszcza się strefę. Powiedziałam do Fidana: - Fidan bierz nas stąd, tu nie jesteśmy jeszcze bezpieczni. Zatrzymaj się za rogiem, wtedy się przywitamy i wszystko ci opowiem. Fidan ruszył gwałtownie i zatrzymał się dopiero po przeje- chaniu kilometra. Wysiedliśmy wszyscy. Uściskom, czułoś- ciom, łzom radości nie było końca. - Musicie nam wszystko opowiedzieć, jak tam było? Jak dziewczyny się czują? - Fidan zaraz ci pokażę. Petia zwróciła się do Jamili po czeczeńsku: - Jamila, ty gadać coś! Jamila ochoczo zaczęła demonstrować Kaltrinie i Fidanowi swoje obecne możliwości wokalne. Najpierw szybko powiedziała kilka niezrozumiałych dla nich zdań a potem zaczęła śpiewać prostą, ładną piosenkę, a na koniec powiedziała po angielsku: - I co wy mówić o tym? - O ja pierniczę, ona... mówi? A nawet śpiewa! Fidan nie mógł się nadziwić a Kaltrinie głos odebrało, mogła tylko płakać i uśmiechać się przez łzy. - Petia, co ona mówi? - Człowieku, kto to może wiedzieć? Jedynie Arman może coś z tego rozumie? Arman zrobił głupią minę. - Coś tam rozumiem, ale tak szczerze to... powiedzmy, nie wszystko. Ja, choć to już słyszałam, również nie umiałam powstrzymać wzruszenia. Przytuliłam się do Armana a on do mnie. Czułam się szczęśliwa, ale jednocześnie zawiedziona losem chorych ludzi i bardzo, bardzo zmęczona. Przez ostatnie kilka miesięcy wydarzyło się tak wiele. Stan moich nerwów był na wyczerpaniu. Dobrze że mam jego, swojego bohatera, któremu zawdzięczam życie swojej córki i z którym czuję się tak dobrze. ....................... Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl1 punkt
-
korytarzem slalomem na gwałt bieży plecak z niego tylko wystają resztki człowieka od drzwi do drzwi się plącze co raz wchodzi i co raz wychodzi nabywa ciężaru litery szkiełek i oczu rozum mu lepią z gliny gdy ze zmęczenia w piersi już nic nie bije i świętym ogniem nie płonie zasad przestrzega to jego dekalog który mu drogę wytycza żelazną rózgą sensem jego życia fasad sam strzeże leząc wte i wewte dla widowiska dla zasady korytarzem slalomem na gwałt bieży plecak tu jego dom mrówek pasieka 03 VI 20221 punkt
-
Albania, okolice strefy, dziesięć miesięcy od błysku. Elena z Petią i Arman z Jamilą zdecydowali już ostatecznie, że wracają z okolic strefy z powrotem do domu. Pomimo całej determinacji, zwłaszcza Armana, w końcu i on przyznał, że nie ma już żadnej nadziei i żadnego sposobu na to, że dostaną się do strefy i będą mogli w niej być przez wymagany czas. Uznał swoją porażkę. Jego pocieszeniem było to, że z Eleną bardzo zbliżyli się do siebie. Pomimo całej tej trudnej sytuacji i prześladującego ich pecha, Arman i Elena się w sobie zakochiwali i to na dobre. Oboje od pierwszej chwili, kiedy się zobaczyli w tunelu odwadniającym, pomimo dramatycznych okoliczności tego spotkania, bardzo się sobie nawzajem spodobali. Bystra Petia oczywiście miała rację, opisując mydlane oczy Armana na widok Eleny. To uczucie było odwzajemnione. Elena w końcu zdecydowała, że na początek pojadą wszyscy razem do jej kraju, do jej mieszkania. Petia zostanie najszybciej jak to możliwe oddana pod opiekę swojej lekarki, czyli ordynatorki oddziału onkologii, który już dobrze zna. Elena była gotowa zostać również razem z Jamilą i puścić Armana do Rosji, po to aby pozałatwiał swoje sprawy i wrócił do nich po kilku miesiącach. Jamila tak przywiązała się do niej, że nawet nie chciała słyszeć już o tym, żeby wracać z ojcem z powrotem. Bardziej chciała być z Eleną niż z Armanem, co dziwiło wszystkich. To nadzwyczajne przywiązanie Jamili do Eleny przypisano w końcu defektom psychicznym ciężko chorego dziecka. Gdyby Arman już nie chciał być z Eleną to rozłączenie ich obu byłoby naprawdę trudne i to zarówno dla jednej jak i drugiej. On oczywiście nigdy nie zostawiłby Jamili nikomu innemu na stałe. Umówili się z Fidanem, że ten po nich przyjedzie i zawiezie ich najpierw do swojego domu, a właściwie kontenera w którym tymczasowo mieszkał z rodzicami, a następnie do granicy z Macedonią. Fidan przyjechał zgodnie z planem i zapakował wszystkich do samochodu. Zdecydowali się, że wyjadą z pobliża strefy wcześnie rano bo wiedzieli już, że punkty kontrolne na polnych drogach dojazdowych do strefy często wcześnie rano nie były jeszcze obsadzone. Parę minut po szóstej wyruszyli wszyscy pikapem Fidana, z mieszkania które Arman zajmował w pobliżu strefy, do oddalonego o 30 km nowego miejsca zamieszkania rodzin Fidana i Kaltriny. Tam chcieli zatrzymać się jeszcze na dwa dni, a następnie jechać już ostatecznie w dalszą podróż. Powoli jechano polną drogą. Nastroje wszyscy mieli minorowe. Arman obojętnie patrzył w boczną szybę, na zupełnie odludną okolicę. Nagle coś przykuło jego uwagę. Powiedział do Fidana: - Zatrzymaj się na chwilę. Fidan zdziwiony zatrzymał się na poboczu a Arman szybko wysiadł z samochodu. Za nim wysiedli pozostali. Arman patrzył w niebo. Wreszcie wszyscy zobaczyli, co go zaciekawiło. Bardzo nisko, znad horyzontu, pojawił się mały samolot. Leciał prawie dokładnie w ich stronę. Jednak nie leciał normalnie, tylko raz wyżej a raz niżej a silnik dziwnie przerywał. - Co on wyprawia? Dlaczego leci tak nisko? Leciał tak przez chwilę aż silnik przestał pracować a samolot zniknął gdzieś za linią lasu, bardzo niedaleko. - Dobra, wsiadajmy z powrotem, widać w tym lesie jest gdzieś jakieś lądowisko. Jedźmy dalej. Jednak w tym momencie dotarł do nich głośny huk a po krótkiej chwili, bardzo delikatnie zatrzęsła się ziemia. Petia krzyknęła: - Co to było? - Może się rozbił? Nie ma ognia ani dymu. Arman zdecydował: - Idziemy to sprawdzić, może trzeba komuś pomóc. Fidan, podjedź jeszcze trochę a potem pójdziemy na piechotę. Fidan podjechał jeszcze kilkaset metrów do miejsca, które wydawało się najbliżej źródła hałasu, a potem wszyscy poszli w kierunku gęstego lasu. Elena z dziewczynami szły wolniej a Fidan z Armanem pobiegli pierwsi. Po przebyciu około kilometra wbiegli na małą leśną polanę. Na końcu polany zauważyli ślady świeżo wzruszonej ziemi. Udali się w tamtą stronę i wtedy, na drugim skraju, zauważyli pierwsze ślady katastrofy. Najpierw drobne elementy samolotu, potem oderwane i zniszczone skrzydła, a na końcu przełamany na pół i całkowicie zniszczony kadłub. W kadłubie były trzy ciała, a dwa kolejne leżały przypięte pasami do wyrwanych foteli, kilkanaście metrów od kadłuba. Ciała były zmasakrowane. Niektóre nie były kompletne. To był koszmarny widok. Arman nie miał wątpliwości, że nikt z pasażerów nie przeżył. Nawet nie próbował ich reanimować, ani nawet szukać w nich oznak życia. Wrak nie wybuchł i się nie zapalił bo nie było w nim nawet resztek paliwa. Ponieważ pilot próbował lądować na polanie, to wrak nie uszkodził żadnej z koron drzew, a jego szczątki znajdowały się w gęstym lesie. Z góry był zupełnie niewidoczny. Arman wiedział, że aby go zlokalizować, to trzeba będzie na piechotę przeczesywać gęsty las. Obaj z Fidanem stali i bezradnie przyglądali się obrazowi tragedii. Elena z dziewczynami podeszła za nimi i Arman się do nich odezwał: - Nie przyprowadzaj tu dziewczyn i sama lepiej też tu nie podchodź. Od tego widoku możesz nie uwolnić się już do końca życia! - Na pewno nikt nie przeżył? - Na pewno. Dwie kobiety, dwóch mężczyzn, jeden pewnie pilot i małe dziecko, dziewczynka. Wszyscy nie żyją. Pięć osób. Elena jednak podeszła, zostawiając Jamilę z Petią. Petia nie chciała podchodzić bliżej. - Co robimy? Trzeba powiadomić władze. - Tak, trzeba, w tym lesie mogą szukać ich tygodniami, z góry pewnie nic nie widać. Podamy im namiary z GPS-a. - Mam gdzieś dzwonić? - Poczekaj jeszcze chwilę, rozejrzę się dokładniej. Tu już nie ma się co śpieszyć. Arman podszedł jeszcze bliżej i zaczął oglądać szczegóły. - Chyba zabrakło im paliwa. Nie ma śladów pożaru. Nie czuję też zapachu benzyny. - Ciekawe gdzie chcieli lecieć? Może do strefy? - Myślę o tym samym, dlatego na razie nigdzie nie dzwoń. Arman znalazł małą walizkę, właściwie aktówkę czy neseser. Była solidnie wykonana i zachowała się w całości. Otworzył ją. - Są tu jakieś dokumenty. Fidan i Elena podeszli do Armana. - Arman, ty to widzisz? Dokumentacja medyczna do strefy. Gdzieś w niej są pewnie bilety. O są, i to jakie bilety. Licytowane na aukcji. Ten facet był chyba milionerem. - No tak, stąd samolot. Wszyscy byli chorzy? - Nie, zobacz. To rodzice z dwoma córkami. Córki były chore a rodzice lecieli z prawem wejścia do strefy jako opiekunowie. O, a tu są paszporty ich wszystkich. - Z anglojęzycznego kraju. Na kiedy są te bilety? - No pokaż zobaczymy? Kurde na dzisiaj. Lecieli do strefy. Starsza córka to Emily a młodsza to Lily. Są w podobnym wieku do Petii i Jamili. Arman nagle zrobił się żywo zainteresowany. Elena po raz pierwszy zobaczyła te jego dziwne przenikliwe spojrzenie. Zaczął nerwowo przeglądać dokumenty. - W licytowanych biletach nie ma odcisków palców! Dawaj te bilety. Całej czwórki, chcę zobaczyć zdjęcia. Zaczęli się szczegółowo przyglądać zdjęciom. W końcu Arman stwierdził: - Podobna i to tylko trochę, wydaje mi się tylko Jamila. Pozostali niestety nas nie przypominają. Na te bilety na pewno nie wejdziemy. Elena zastygła w bezruchu. Natychmiast zrozumiała sytuację. Wszystko stało się dla niej jasne. Nerwowo wzięła te bilety i zaczęła się im bardzo uważnie przyglądać. Oglądała zdjęcie i twarz Armana, zdjęcie Emily i Lily i z daleka Petię i Jamilę. Nagle wybuchnęła: - Która godzina?! - Dochodzi siódma. O czym myślisz? - Do której trzeba wejść do strefy? - O 15 zamykają. - Mamy osiem godzin. Fidan pamiętasz opuszczony dom kultury? - To kino z teatrem? - Tak? - No przecież, jest tylko jedno. - Musimy tam jechać, natychmiast, teraz!!! Arman nic nie rozumiał. - Elena co z Tobą? Co ci chodzi po głowie? Jesteś chyba w szoku. - Arman, przecież byłeś ze mną w tym teatrze. Tam wszystko zostało, wszystko jest. - Co wszystko? - No wszystko do charakteryzacji, wszystko czego teraz potrzebujemy. - Myślisz, że ci co sprawdzają te papiery w strefie to jakieś głupole? Połapią się od razu, kto niby miałby nas charakteryzować? - Człowieku ja to zrobię! - Ty? Ty to umiesz? - Arman, to mój zawód! - Co takiego? Charakteryzowałaś kiedyś kogoś? - Dziesiątki a może setki aktorów którzy grają w filmach. Robiłam ich twarze to zrobię i nasze. Co mamy do stracenia? - Tak nas ucharakteryzujesz że będziemy podobni do tych zdjęć? - Oczywiście. Arman nie wierzył własnym uszom. - No dobra, jak tak mówisz, dawaj te bilety. Bierzemy cały ten neseser z dokumentacją. Do nikogo nie dzwonimy. Fidan jedź z powrotem do teatru zanim przyjadą żołnierze. Ja nie wierzę że to się uda, raczej skończymy w wiezieniu, ale zobaczymy. Najszybciej jak umieli, wrócili do samochodu. Fidan zawrócił w stronę strefy. Po 30 minutach byli pod teatrem. Mieli szczęście, nikt ich nie kontrolował. Teatr był pusty, tak jak wtedy, kiedy go pierwszy raz oglądali. Elena wzięła się do pracy. Problem stanowił tylko brak prądu i brak ciepłej wody. Zimna na szczęście trochę leciała. Podzielili się zadaniami. Fidan z Armanem mieli studiować dokumentację i dowiedzieć się jak najwięcej o rodzinie Emily. Elena przetarła na szybko okna w garderobie, żeby mieć więcej światła. Poukładała bilety ze zdjęciami koło siebie i zaczęła jako fryzjerka. Ostrzygła wszystkich tak, jak na zdjęciach. Armanowi wystrzygła nawet małą łysinę na środku głowy. Problem był z fryzurą jej samej. Pomagali przy tym wszyscy a rolę głównej fryzjerki przejęła Petia. Elena szczegółowo ją instruowała. Następnie farbowano włosy. Największy problem był z Armanem i Jamilą. Oboje mieli czarne i grube włosy, charakterystyczne dla pochodzenia azjatyckiego. Zupełnie to nie pasowało do mieszkańców kraju Ameryki Północnej. Elena musiała je zmiękczyć, zmatowić i trochę rozjaśnić. Do tego jeszcze w zimnej wodzie farby słabo się rozpuszczały. Jednak w końcu się udało. Potem Elena zajęła się właściwą charakteryzacją. Tu znowu był problem z Armanem. Jego wyrazista męska twarz, z lekko wystającymi kośćmi policzkowymi, zupełnie nie pasowała do misiowatej, okrągłej twarzy ojca Emily. Jednak Elena wiedziała co ma robić. Już po pierwszych zgrubnych lateksowych podkładach, przypominających trochę elastyczną szpachlówkę, szybko i wprawnie nakładanych na twarze wszystkich i swoją, Arman uwierzył w powodzenie misji. Dla niego i dla innych zresztą też, działy się prawdziwe cuda. Cuda w które trudno uwierzyć. Elenie było o tyle łatwiej, że zdjęcia na biletach były en face. Zadanie polegało na tym żeby osoby były podobne do tych co na zdjęciach, tylko patrząc z przodu. Profile mogły być dowolne, jak wyszło, i tak były nie do zweryfikowania. Pracowała bardzo szybko. Wszyscy, nawet Petia, byli pod wrażeniem. Jamila wytrzeszczała oczy ze zdziwienia. Zaczęło ją to bawić. Na jej twarzy było widać coraz więcej uśmiechu, jak widziała jak szybko przeobraża się w dziewczynkę ze zdjęcia. Petia podziwiała matkę: - Nigdy nie mówiłaś, że potrafisz takie rzeczy. - Przecież wiesz gdzie pracowałam. - No wiem, ale tego to sobie nie wyobrażałam. Po czterech godzinach ciężkiej pracy Elena była zmęczona, ale zadowolona z efektu. Robota była skończona. Cała ich czwórka była nie do poznania. To była rodzina Emily, jak ze zdjęć. Oczywiście, że gdyby ktoś podejrzewał podstęp, to zauważyłby mistyfikację. Jednak Arman i Elena nie mieli na czołach wypisane, że wcielili się w role obcych im ludzi. Mieli być zwykłą, jednak bardzo bogatą rodziną, która miała kupione bardzo drogie i w pełni autentyczne bilety. Ten kto będzie kontrolował ich wygląd, niekoniecznie musi podejrzewać oszustwo. Arman z Fidanem w międzyczasie sporo dowiedzieli się o rodzinie. Wiedzieli na co i od kiedy Emily i Lily chorowały. Wiedzieli już o co mogli być ewentualnie zapytani w związku z chorobą obu dziewczyn. Arman z Eleną świetnie znali angielski. Poinstruowano również Petię o jej nowej historii choroby. Na tyle, na ile to było możliwe, byli przygotowani. Powtarzali jeszcze w trójkę w kółko, swoje nowe imiona i nazwiska. Arman stwierdził: - Najważniejsze żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi. Nie wpaść w panikę. Elena ich instruowała: - Takie ucharakteryzowane twarze osłabiają mimikę i wyrażanie emocji. Mają z tym problem aktorzy, ale dla nas to może być korzystne. Fidan która jest? - Dochodzi czternasta. - Ile pojedziesz? - 10 minut. - Gotowe, jedziemy, wszystko w rękach Boga. Wszyscy usiedli do pikapa i zapakowali swoje bagaże. Elena się przeżegnała. - W drogę! Albania. Strefa Błysku. Fidan zatrzymał się w odległości dwustu metrów od głównego wejścia do strefy. Ze względów bezpieczeństwa dalej nie wolno już było wjeżdżać żadnym cywilnym samochodom. Wpuszczano tam już wyłącznie pojazdy wojskowe specjalnej jednostki działającej w strefie oraz pojazdy z zaopatrzeniem, najczęściej duże ciężarówki. Nawet chorzy na wózkach czy tacy których można było transportować wyłącznie na leżąco, byli wiezieni ręcznie po asfalcie. Dla najciężej chorych rzadko robiono wyjątki i dowożono ich karetką, ale tylko tą, która na stałe znajdowała się w strefie. W okolicach wejścia panował duży ruch. Nowych pacjentów przyjmowano w godzinach od 8 rano do 15 po południu. W innym czasie wejście do strefy było niemożliwe. Jeśli ktoś się spóźnił i nie dojechał do strefy na godzinę 15 w dniu w którym rozpoczynał się jego turnus, nie był wpuszczany w ogóle, ani w danym dniu, ani w dniach następnych. Zdarzały się przypadki, że ludzie bardzo ciężko chorzy spóźniali się dosłownie kilka minut i tracili w ten sposób bezpowrotnie szanse na ozdrowienie. W związku z tym w miejscu gdzie Fidan zatrzymał samochód powstało wielkie koczowisko ludzi, którzy w obawie przed spóźnieniem przyjeżdżali wcześniej i czekali na swój dzień. Wojsko kontrolowało tam dokumenty uprawniające do wejścia do strefy i tolerowało wyłącznie tych, którzy zaczynali pobyt nie później niż za dwie doby. Innych bezpardonowo wyrzucano, nie bacząc na ich stan zdrowia. W tej “poczekalni” na wolnym powietrzu wielu umierało. Żołnierze natychmiast konfiskowali ich bilety. O żadnej pomocy medycznej nie było tam mowy. Zmarłych, którzy nie mieli ze sobą bliskich, wywożono i chowano skromnie na koszt państwa. Elena jeszcze raz skontrolowała efekty swojej pracy a następnie wszyscy, najpewniej jak tylko byli w stanie, wysiedli z pikapa i pożegnali się z Fidanem. Uważając przy tym aby niczego w mejkapie nie uszkodzić. Arman, choć znalazł zniszczony wózek w samolocie i domyślał się, że starsza z sióstr musiała na nim jeździć, to zdecydował, że Petia udając Emily, pójdzie do strefy na własnych nogach. W dokumentacji choroby dołączonej do biletu nie było mowy o tym, że Emily jeździ na wózku. Zresztą i tak nie mieli innego wózka i nie mieli czasu by go zdobyć. Arman obawiał się, że jeśliby Petia wjechała do strefy na wózku, to siostry mogłyby być w strefie rozdzielone, a to byłoby bardzo niebezpieczne dla ich misji. Ustalili, że Petia na początku będzie symulować, że ma trudności z poruszaniem, ale może sama chodzić. Arman czuł się nieswojo. Po prostu się bał. Czuł się odpowiedzialny za wszystkich. Wiedział, że tutaj naprawdę wiele rzeczy może pójść nie tak i ryzyko jest ogromne. Elena czuła się podobnie. Nadzieją był tłum ludzi, pomimo kończącego się czasu. Strefa w ciągu siedmiu godzin przyjmowała około osiem tysięcy ludzi, czyli ponad tysiąc na godzinę. To bardzo dużo, nawet pomimo ogromnie rozbudowanego sektora przyjęć. Stanowisk do przyjmowania było kilkadziesiąt, jednak na jednego przyjmowanego przypadało i tak tylko kilka minut formalności. Sprawdzano bardzo szczegółowo dokumenty uprawniające do wejścia do strefy. Ich skomplikowane zabezpieczenia oraz porównywano zdjęcia z wchodzącymi osobami i ich paszportami. W każdym komplecie dokumentów był bilet. Każdy z przebywających w strefie był zobowiązany nosić go na szyi. Większą część powierzchni tego biletu zajmowało duże zdjęcie. W każdym przypadku jakiś nieprawidłowości czy nieporozumień wewnątrz strefy, strażnicy wyjaśnianie ich zaczynali od kontroli tych biletów i porównywania wyglądu pacjentów ze zdjęciem. U pacjentów którzy otrzymali swoje bilety w trybie normalnym sprawdzano również odciski palców, ale nie robiono tego u tych, którzy wylicytowali je na aukcjach. Procedura tego nie przewidywała ponieważ te bilety pierwotnie przeznaczone były dla kogoś innego. Były dla tych, którzy nie mogli wyjechać do strefy, prawie zawsze dlatego, że tego nie dożyli. Ale być może nie sprawdzano odcisków palców dlatego, że obecnymi właścicielami biletów byli bardzo bogaci ludzie i tego by sobie z różnych względów nie życzyli. Możliwe, że używali swoich odcisków palców do celów potwierdzania ważnych dokumentów i transakcji i nie chcieli ich ujawniać. Elena i Arman wraz z dziewczynami, po odstaniu kilkunastu minut w długiej kolejce, podeszli w końcu do przynależnego im okienka. Urzędniczka w mundurze zanim zadała pierwsze pytanie, bardzo uważnie i nadzwyczaj długo przyglądała się całej czwórce, porównując ich wygląd ze zdjęciami z biletów. Jednak weryfikacja polegała wyłącznie na kontroli wzrokowej i to przez szybę. Nie mierzono ani nie ważono przyjmowanych oraz nie sprawdzano dotykiem czy mają na twarzy jakiś makijaż czy charakteryzację. Widać Elena wykonała naprawdę dobrą robotę bo urzędniczka w końcu uśmiechnęła się życzliwie i odłożyła bilety. Następnie włożyła je po kolei do specjalnej drukarki i nadrukowała na nich numery łóżek, zarówno w strefie dla Jamili i Petii jak i w części dla opiekunów dla Eleny i Armana. Potem podała im je przez okienko i kazała zawiesić na szyi. Urzędniczka zadała jeszcze kilka ogólnych pytań. Pytała przede wszystkim na co dziewczyny są chore i czy wymagają jakiejś specjalnej opieki. Arman z Eleną bez problemu odpowiedzieli i na tym kontrola się zakończyła a przy okienku stali już następni szczęśliwcy. Całą czwórką poszli dalej. Przeszli przez bramki podobne do tych, jakich używano na lotnisku, a następnie zostali sprawdzeni ręcznym skanerem do wykrywania metalowych rzeczy. Bagaż można było mieć tylko podręczny i ze względów bezpieczeństwa należało cały czas nosić go ze sobą. Wszędzie, na posiłki a nawet do łazienki. Pozostawiony bez opieki natychmiast był konfiskowany i nie było możliwości odzyskania go z powrotem. Za bramkami szli w pochodzie z innymi, a ludzie w cywilnych ubraniach, wyglądający na wolontariuszy, rozdawali im różne ulotki informacyjne oraz jeśli ktoś o coś pytał, to udzielano informacji we wszystkich, powszechnie używanych językach świata. Następnie przeszli do dużej sali w której także były różne okienka. Tam udzielano informacji i oddzielano chorych od opiekunów. Tam również wszyscy otrzymywali bloczki na posiłki i pościel. Dziewczyny oprócz pościeli otrzymały też dresy, stosowne do ich rozmiarów, pełniące rolę jednocześnie ubrania dziennego i piżamy. Zalecano, choć rygorystycznie tego nie przestrzegano, żeby pacjenci w strefie ubrani byli właśnie w ten błękitny dres. Traktowano go również jako formę identyfikatora, legalnego tam pobytu. Każdemu pacjentowi przysługiwały trzy posiłki dziennie a żywienie odbywało się na bardzo dużych, prowizorycznie zorganizowanych stołówkach. Takich stołówek w strefie było kilka i można było korzystać z dowolnej, choć zalecano aby korzystać z tej najbliższej swoich łóżek. Opiekunowie mieli taką samą stołówkę, ale poza strefą. Elena zdawała sobie sprawę, że charakteryzacja utrzyma się nie dłużej jak do wieczora. Cała czwórka umówiła się, że zanim dotrą do miejsc gdzie będą spać, to ją usuną. Ich sąsiedzi nie mogą zwrócić uwagi na to, że ich wygląd się zmienił. Zdawali sobie sprawę, że ich twarze nie będą takie jak na zdjęciach, które wiszą im na szyi i mieli nadzieję, że nikt tego bez powodu sprawdzać nie będzie. Elena nakazała Petii aby przypilnować Jamilę i pomóc jej usunąć charakteryzację. Poleciła jej również nie wdawać się z nikim w żadne, nawet najdrobniejsze konflikty, tak aby żadne służby nie musiały ich identyfikować przez cały okres pobytu. Opiekunowie mogli spotykać się ze swoimi podopiecznymi raz dziennie po obiedzie na wyznaczonej do tego dużej sali na pograniczu strefy albo w dowolnej porze na wyraźne życzenie którejś ze stron. Arman zdecydował, że w takich spotkaniach nie będą uczestniczyć ani ich inicjować w ogóle, przez cały okres pobytu ze względu na możliwość dekonspiracji. Zrobiliby to tylko wtedy, gdyby sytuacja była nadzwyczajna. Opiekunowie przebywający legalnie w strefie wywoływali na takie spotkania swoje dzieci i mogli obserwować na bieżąco postępy w ich leczeniu. Dziewczyny były zdane tylko na siebie przez cały 12 dniowy okres pobytu. W strefie działały telefony i można było z nich korzystać. Arman dał telefon Petii i ta miała im składać co wieczór raport z przebiegu leczenia i ogólnej sytuacji. Nadeszła chwila w której rozdzielono dziewczyny od ich rodziców. Elena się przy tym popłakała a Jamila była bardzo smutna. Nie do końca rozumiała co się dzieje. Arman i Petia zachowywali spokój. Przejęli na siebie ciężar panowania nad sytuacją i po jednej i po drugiej stronie. Elena z Armanem udali się do wyznaczonego im rejonu i ze zdziwieniem stwierdzili, że łóżka im przynależne nie znajdują się w którymś z budynków czy baraków, ale w dużym dwudziestoosobowym namiocie. Pierwsze co zrobili, to udali się do baraku w którym znajdowały się toalety i prysznice po to aby usunąć wizaż. Dopiero wtedy poszli do namiotu. Na każdym z prostych polowych łóżek leżał koc i mała poduszka. Nową, nieużywaną pościel otrzymali po drodze. Takich namiotów stało tam kilkadziesiąt. Warunki przypominały raczej obóz dla uchodźców niż apartamenty dla milionerów licytujących drogie bilety. W strefie nie segregowano opiekunów ze względu na rodzaj biletów i ich stan zamożności. Namiot był prawie pełny. Było tam dziwne, dosyć głośne towarzystwo. Ludzie byli w różnym wieku, wszystkich ras i narodowości. Dominowali młodzi. Wszystkim udzielała się łatwo zauważalna radość z tego, że ci z którymi tu przyjechali, najczęściej ich najbliżsi, za sprawą jakiejś nieznanej mocy, właśnie uleczani są z bardzo groźnych, często śmiertelnych chorób. Każdy na szyi miał bilet, ale w praktyce nikt nie zwracał na niego uwagi. Niektórzy pochowali je do przednich kieszeni w koszulach, bo tak było im wygodniej, niektórym poodwracały się na drugą stronę. Arman i Elena widząc to, również od razu odwrócili swoje bilety. W tej pozycji nosili je już do końca pobytu. Niektórzy z ich współlokatorów próbowali ich zagadywać, lecz oni, przynajmniej na początku, nie chcieli wdawać się w dyskusję. Powiedzieli tylko, że pochodzą z anglojęzycznego kraju. Oboje przebrali się w luźne sportowe ubrania i położyli na swoich łóżkach. Wtedy dopiero poczuli ulgę i napięcie zaczęło z nich schodzić a zaczęła wstępować radość i nadzieja, że może przynajmniej na razie się udało. Elena leżąc wysunęła swoją dłoń w stronę Armana a ten wziął ją za rękę i tak leżeli w milczeniu. ............................ Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl1 punkt
-
Miasto w dużym kraju Ameryki Północnej. Bar fastfoodowy przy autostradzie. Dziesięć miesięcy od błysku. - Czujecie ulgę, koniec nauki, wreszcie z tym spokój. - Trzeba by chyba jeszcze gdzieś dalej się uczyć? Chciałbym iść do szkoły samochodowej. Chciałbym naprawiać motocykle. - Przyjmij się do warsztatu, jest ich dużo, tam cię wszystkiego nauczą, nie masz dosyć szkoły? - No, zastanawiam się. - A ty Logan, co teraz będziesz robił? Idziesz gdzieś pracować? - Sam nie wiem, coś chyba trzeba by zacząć robić? Pomyślę po wakacjach. - Logan nie wie, bo Logan jest... zakochany. Chłopaki wybuchli śmiechem. Logan się nie śmiał. - Grabisz sobie, w tytę dostaniesz to się zamkniesz. - Ech, piwko by się łyknęło. - Nawet o tym nie myślcie teraz. Jedziemy do domu, zostawimy motory i pójdziemy do pubu. Co powiecie? - Nareszcie jakiś sensowny plan! Trzech młodych motocyklistów zatrzymało się przy barze i kończyło jeść swoje burgery. Na rowerze przyjechała Ava. Logan zauważył ją przez szybę już jak stawiała rower przed fast foodem, ale nic nie powiedział. - Chłopaki jedźcie beze mnie, chcę jeszcze tu chwile zostać, za pół godziny dołączę do was. Kumple Logana popatrzyli dziwnie na siebie, ale znali Logana i wiedzieli, że on wszystko robi po swojemu. Perspektywa napicia się piwa zadziałała na nich tak kusząco, że nie chcieli już zwlekać i pojechali. Logan właściwie nie wiedział dlaczego został. Dawno chciał przeprosić Avę, tylko nie wiedział jak to zrobić. Miał wyrzuty sumienia za to co zrobił. Nie wiedział czy Ava wie, że to on z Emily ją wtedy napadli. Ava go nie zauważyła. Bar był pełen ludzi. Logan patrzył na nią jak podchodzi do lady i zamawia burgera i kolę. - “Fajna ta Ava.” Pomyślał. - “Taka dziecinna, ale ładna.“ Ava wzięła swoje jedzenie na tacy, jednak przez roztargnienie zostawiła portfel na ladzie. Logan to widział. Już chciał reagować gdy stało się coś dziwnego. Za Avą stało starsze małżeństwo i mężczyzna zamiast oddać dziewczynie portfel, to schował go do kieszeni. Krew ze złości zarumieniła twarz Logana. Ava niemal natychmiast, po zrobieniu dwóch kroków, zorientowała się, że zostawiła portfel. Obróciła się i widziała jak facet go chowa. - Proszę pana, to mój portfel, proszę mi go oddać! - Leżał to wziąłem, skąd mam wiedzieć że to twój? - No przecież widział pan, że go zostawiłam, są tam moje dokumenty, moje pieniądze i karta kredytowa. Gość otworzył portfel, wyjął z niego wszystkie banknoty, około 300 dolarów i oddał go dziewczynie a pieniądze schował do kieszeni. - Sobie smarkulo pilnuj swoich rzeczy! - Ale moje pieniądze, pan mnie okradł, moje wszystkie pieniądze! Ava zaczęła głośno krzyczeć wzbudzając sensacje w barze. Do rozmowy wtrąciła się jego żona: - Jakie pieniądze? Tam nie było żadnych pieniędzy. Spadaj mała! Logan szybko podszedł do lady. Zignorował Avę, tak jakby jej nie znał. Oparł się o plecy starszego małżeństwa. Kobieta miała przez ramię przewieszoną dużą torebkę. Logan zagadał do obsługującej fast food kelnerki: - Proszę pani, proszę pani! A za dolanie coli trzeba płacić czy można sobie dolać? - Możesz sobie dolać. Logan odsunął się od lady i skinął na Avę, tak żeby małżeństwo tego nie widziało. Ava chciała wezwać policję, ale najpierw zapłakana podeszła do niego. Logan szepnął: - Nic już nie rób tylko chodź za mną. Bała się Logana. Napadu nigdy nie zapomni, ale za nim poszła. - A ty co tu robisz? - Ile ci zabrał? - Całą moją kasę. Dostałam na 16-te urodziny. Prawie 300 dolarów. Logan trzymał w ręku jakąś portmonetkę. Była pełna pieniędzy. Mogło w niej być kilkaset dolarów. Odliczył 400, stówę schował do kieszeni, a 300 dał Avie. Ava się przeraziła. Szeptała do Logana: - Zwariowałeś? Okradłeś ich. Jeszcze ja mam być tego wspólniczką? - Bierz kasę bo jest twoja, zresztą nikogo nie okradam, zobacz. Logan rzucił portmonetkę na podłogę i zawołał do małżeństwa, które już odchodziło od lady ze swoimi burgerami zapakowanymi “na wynos“. Facet zapłacił pieniędzmi Avy. - Proszę pani, proszę pani czy nie wypadła pani portmonetka? Bo tam leży! Kobieta zaczęła nerwowo się rozglądać i przeszukiwać torebkę. Następnie rzuciła się na leżącą portmonetkę. Nawet nie podziękowała. Logan skinął na Avę, żeby wyszła z nim na zewnątrz. Tam też stały stoliki. Usiedli przy jednym z nich. Ava przyniosła swojego burgera i colę. - Dzięki ci, chyba jestem zła, bo jakoś nie czuję wyrzutów sumienia. Ava się uśmiechnęła. - Mam jeszcze dla ciebie prezent. - Jaki znowu prezent? Logan dał Avie kluczyk od Mercedesa. To musiał być jakiś drogi model bo kluczyk wyposażony był w jakieś duże, ogromnie skomplikowane urządzenie do otwierania i uruchamiania auta. - Co to jest? - Przecież widzisz, Mercedesa ci daję. - Całkiem ci już odbiło, jakiego Mercedesa? - To nie wiesz że faceci z klasą dają damom kluczyki do Mercedesa? - Chyba całego Mercedesa im dają a nie tylko kluczyki? - No przecież, tam stoi, jest twój. Ava zastygła w przerażeniu. Trzymała w ręku kluczyk a Logan pokazywał Mercedesa do którego zbliżało się starsze małżeństwo z którym przed chwilą miała do czynienia. - Zwariowałeś, trzeba im to oddać! Logan wyrwał dziewczynie kluczyk. - Iiii, ty widać nie jesteś damą. I wyrzucił z całej siły kluczyk w stronę nieużytku na którym rosły jakieś byliny, tak gęsto i tak wysoko, że znalezienie tego kluczyka w tej trawie wymagałoby chyba zatrudnienia do tego całego pułku policji... na tydzień. - Logan, coś ty zrobił jak oni teraz pojadą! Ava niemal krzyknęła, jednak po chwili przemyślenia cicho powiedziała: - A właściwie. I uśmiechnęła się do Logana. Potem oboje siedzieli koło siebie i przyglądali się spokojnie nerwowej scenie, w której kobieta wyrzuciła całą zawartość torebki na wielką maskę pięknego nowego mercedesa, a facet darł się na nią tak głośno, że nawet ze stu metrów było to słychać. Ava jadła swojego burgera i nie bała się już Logana. - Logan. - Tak? - Ty naprawdę chciałeś mnie zgwałcić? - Wiesz, że to ja? - Od pierwszej chwili wiedziałam, że to ty i Emily. - To miał być tylko filmik, ona bardzo tego chciała, naprawdę to nikt nie chciał cię gwałcić. - Łudziłam się, że było tak jak mówisz. - Ava tak było naprawdę. Przepraszam cię za to, to było durne. Głupio mi. - Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? - Zazdrości ci. Nigdy nie będzie taka mądra jak ty. - Logan, dlaczego ty z nią jesteś? Ona jest zła. - Nie wiesz jaka jest naprawdę. Ja też tego nie wiem. Nikt nie wie. Ona walczy całe życie ze wszystkim i ze wszystkimi. Choroba ją zmieniła, nie jest już taka jak kiedyś. - Co z nią teraz? Cały fejs pisze, że pojechała do strefy. - Ava, czy Bóg pomoże komuś takiemu jak ona w tej strefie? - Przecież On tam pomaga każdemu bez względu na to czy jest się dobrym czy złym. - Martwię się o nią. - Dlaczego? To chyba dobrze, że wróci zdrowa? - Wiesz, od dwóch dni nie mam z nią kontaktu. Przedtem dzwoniła kilka razy dziennie a teraz nie ma z nią żadnego kontaktu. - Może coś z telefonem, nie wiadomo jak tam jest. - Ava, coś ci pokażę, tylko nikomu nie powiesz, ok? - Ok. - Zobacz, zanim zamilkła wysłała taki sms. Logan wyciągnął telefon i pokazał jej treść sms-a: “ Przeproś wszystkich, kocham cię.” Ava i Logan popatrzyli na siebie. - Dziwna sprawa. - No właśnie. Byłem nawet u wujka Emily. Brata jej matki. On też był zaniepokojony bo też stracił z nimi kontakt. Ale dzwonił tam i mu powiedziano, że wszyscy w komplecie dotarli i są w strefie. Lotnisko w Europie i Albania. Dziesięć miesięcy od błysku. Emily, Lily i ich rodzice wylądowali na bardzo dużym lotnisku w jednym z bogatych krajów Europy. Ojcu Emily szczegółowo zaplanowano podróż do Albani, wtedy jak kupował bilety lotnicze. Była ona tak zsynchronizowana, że powinni znaleźć się w pobliżu strefy na dobę przed planowanym terminem ich przyjęcia. Do tej pory wszystko szło planowo, jednak okazało się, że lot do Albanii, do miejscowości w pobliże strefy, został z jakiś powodów technicznych odwołany. W samolocie coś się zepsuło. Ponieważ rodzina miała duży zapas czasowy, to zdecydowali udać się do hotelu i na drugi dzień w nocy polecieć innym samolotem do Tirany. Stamtąd powinno się udać dojechać do strefy jakąś komunikacją kołową. Jeździły pociągi oraz autobusy a awaryjnie można było wynająć samochód czy wziąć taksówkę. Jednak rodzinę zaczął prześladować pech. W nocy okazało się, że samolot do Tirany poleci trzy godziny opóźniony. Rodzice znali zasady przyjmowania do strefy i wiedzieli doskonale, że w strefie muszą znaleźć się przed godziną 15 następnego dnia. Jeśli się spóźnią, choćby dwie minuty, to nie będą do strefy przyjęci i miliony na bilety pójdą na marne, o szansie wyzdrowienia nie wspominając. Ale mieli jeszcze dużo czasu. W końcu przylecieli do Tirany w dniu przyjęcia nad ranem. Choć musieli zdążyć do godziny 15, to na biletach napisano im, że mają wstawić się w strefie o godzinie 8 rano, czyli wtedy jak strefa zaczynała przyjmować chorych. Z Tirany do strefy było nieco ponad 200 km i spokojnie można było wynająć samochód albo wziąć taksówkę. Jeden z taksówkarzy przy lotnisku w Tiranie podjął się dowieźć ich do strefy, ale ponieważ było to daleko a on chciał dobrze zarobić na zagranicznych klientach to zażyczył sobie za kurs 300 dolarów. Dla ojca Emily, i to jeszcze w takich okolicznościach była to śmieszna suma, ale dla taksówkarza mała fortuna. Rodzina wsiadła do taksówki i pojechała. Taksówkarz uprzedził ich jednak, że ponieważ nie ma tam autostrad i drogi są słabe, to na ósmą nie zdążą. Będą jechać cztery godziny i będą w strefie około 9 rano, co według niego nie stanowiło żadnego problemu bo woził on już wielu ludzi do strefy i wiedział, że trzeba wstawić się tam do 15. Jednak Emily zaczęła po drodze bardzo się denerwować aż w końcu histeryzować, że się spóźnią: - Niczego porządnie nie umiecie załatwić. Mogliśmy jechać dzień wcześniej. Co będzie jak się spóźnimy? Do końca życia będę musiała jeździć na tym wózku. - Emily, weź się uspokój. Przecież pan powiedział, że na pewno zdążymy. Mamy dużo czasu. Ojciec zwrócił się do taksówkarza: - Czy na pewno zdążymy? On słabo znał angielski, ale zrozumiał i powoli, prostymi słowami, bardzo słabą angielszczyzną, zaczął tłumaczyć, że dobrze zna drogę, że wie ile potrzebuje czasu i dokładnie wie gdzie ma jechać, bo już tam jeździł i że na pewno będą na miejscu na wiele godzin wcześniej niż to konieczne. I wtedy matka Emily wpadła, na jej zdaniem genialny pomysł: - A może dałoby się wynająć jakiś mały samolot? Bylibyśmy dużo szybciej! Zaczęto wypytywać taksówkarza czy wie gdzie jest małe lotnisko i można wynająć samolot. Taksówkarz się zdenerwował, ale powiedział: - Mister, była umowa, ale jak wy chcieć, to ja jechać na lotnisko gdzie mały samolot. - A samolot? Czy tam będzie samolot? - Nie wiem, jest piąta rano. Emily natychmiast podjęła temat: - Na lotnisko, powiedz mu, że ma jechać na lotnisko! W końcu tak zdecydowano i taksówkarz zamiast wieźć ich do strefy to zawiózł ich na małe sportowe lotnisko w Tiranie. Kazano taksówkarzowi czekać a ojciec poszedł zrobić rozeznanie. Taksówkarz powiedział: - Mister, my gubić czas. Autem jest ok. Ojciec udał się do małego budynku w którym zarządzano lotniskiem. Przy monitorze komputera drzemał tam młody mężczyzna. - Czy pan zna angielski? - Tak, a o co chodzi? - Muszę pilnie z rodziną dostać się do strefy. Czy jest jakiś samolot albo helikopter który może nas tam zawieźć? Mężczyzna się zastanawiał. - Helikopterów tu nie mamy. Kiedy chcecie lecieć? - Natychmiast. - Po co się tak spieszyć? Macie cały dzień. - Jak mamy lecieć samolotem, to od razu. - A ilu was jest? - Czworo, plus bagaże. - Zadzwonię do kogoś i zapytam się. Mężczyzna wziął telefon i rozmawiał dłuższą chwile z kimś po albańsku a potem trzymał telefon nie rozłączając się. - Natychmiast, to on może was zawieźć, ale za 5 tys. dolarów. - 5 tysięcy, dlaczego tak drogo? - Mówi, że jak ma być natychmiast to za 5 tysięcy, inaczej nie poleci. - Ile potrwa lot? - Niecałą godzinę, ale stamtąd gdzie wylądujecie będzie jeszcze 20 km do strefy. Wylądujecie na polu bo tam nie ma lotniska. On już tak robił. On w czasie lotu załatwi wam, że ktoś was stamtąd zawiezie do strefy. Mówi, że na pewno zdążycie na ósmą. - Zgoda, to kiedy odlatujemy? - On będzie tu za 15 minut i od razu polecicie. Mężczyzna potwierdził to przez telefon i się rozłączył. Odprawiono taksówkarza i rodzina czekała na samolot. Po 20 minutach przyjechał pilot w średnim wieku. Słabo mówił po angielsku. Po kolejnych kilku minutach pilot wraz z tym, który siedział przy komputerze, otworzyli wielkie wrota hangaru i spośród wielu samolotów i szybowców jakie tam stały, wytoczyli obaj chyba najmniejszy ze wszystkich. Okazało się, że samolot ma tylko cztery miejsca, dwa z przodu i dwa z tyłu. Następnie pilot podjechał do samolotu traktorem, do którego doczepiona była mała cysterna. Pilot podłączył wąż i zaczął ręczną pompką pompować paliwo do samolotu. Trwało to kilka minut. Widać było, że ta czynność wyraźnie go zdenerwowała. Następnie pilot odstawił cysternę i poszedł do biura w którym był ten, który przed chwilą mu pomagał. Ojciec Emily słyszał, że przez dłuższą chwilę kłócili się głośno po albańsku. Nic z tego nie zrozumiał. Następnie pilot przyszedł już spokojniejszy i kazał rodzinie wsiadać do samolotu. Ponieważ w samolocie nie było wystarczającej ilości miejsc, to ojciec usiadł z przodu a Emily z matką z tyłu. Lily siedziała u matki na kolanach. Za fotelami pilot upakował bagaże, było ich sporo. Samolot był mocno obciążony. Następnie usiadł na swoim miejscu za sterem. Ojciec zapytał: - Mamy spadochrony? Pilot zrozumiał. - Nie mamy, nie będą potrzebne. Dużo ważą. Pilot uruchomił silnik, po krótkim rozgrzaniu skierował się na trawiasty pas startowy a następnie, po bardzo długim rozbiegu, z ryczącym na maksymalnych obrotach silnikiem, z trudem uniósł się w powietrze. Rodzina odetchnęła z ulgą. Lot wydawał się bezpieczny i miał być bardzo krótki. Pilot, czym dłużej lecieli, wydawał się coraz bardziej zdenerwowany. Nie zgadzała mu się prognoza pogody. Owszem miał wiać przeciwny wiatr, ale około siedmiu węzłów a wiało ze trzydzieści a w porywach to i ze czterdzieści. Po pewnym czasie skupił już całą swoją uwagę na jednym przyrządzie. Pilot powtarzał w myślach słowa kłótni sprzed czterdziestu minut z operatorem lotniska: ”- Dlaczego w bańce nie ma paliwa? - Spadochroniarze wczoraj wylatali. Dużo ich było. Szykują się do zawodów. - To jak ku..a mam lecieć? Bez paliwa? - Jest zamówione. O dziewiątej będzie, tak jak zawsze. O tej porze lotnisko jeszcze jest nieczynne. Jak nie masz, to poczekaj aż przywiozą. - Wkurzasz mnie. Raz na rok trafi się dobry klient a w tym burdelu nie ma paliwa!” Pilot pomyślał potem, że za taką kasę to choćby na oparach. Nie ma opcji, żeby przepuścić taką okazję. Ojciec Emily zapytał pilota: - Jak długo jeszcze polecimy? - Dwie minuty, jeszcze kilka kilometrów, zaraz lądujemy. W tym momencie silnik się zakrztusił i z powrotem zaczął pracować. Pilot nerwowo pokręcił jakąś gałką. Silnik znowu zaczął się krztusić. Tym razem nie wrócił już do normalnych obrotów tylko zaczął przerywać i wracać na wolne obroty, następnie znowu przerywać i znowu wracać na obroty. Samolot leciał na wysokości 300 metrów i zaczął gwałtownie tracić wysokość. W końcu silnik zgasł. Pilot nerwowo próbował go uruchomić. Silnik na chwilę zaskoczył, ale znowu zgasł. Już więcej nie zapalił. Matka Emily zaczęła głośno krzyczeć. Szybko szybowali nad gęstym lasem i szybko tracili wysokość. Słychać było świst powietrza a w dole widać już było korony poszczególnych drzew, które bardzo szybko się przesuwały. W pewnej chwili z lasu wyłoniła się mała polana. Pilot krzyknął po albańsku: - Tam wylądujemy, trzymać się! Następnie gwałtownie zniżył lot powodując, że samolot jeszcze przyśpieszył. Emily wyciągnęła telefon z tylnej kieszeni spodni i szybko coś pisała. Samolot przyziemnił na polanie, ale na zatrzymanie się nie było już miejsca. Z całym impetem uderzył w grube pnie drzew, gęstego lasu. ................................ Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl1 punkt
-
Arman wszedł do ostatniego domu jaki mu został do sprawdzenia. Na dworze już zaczęło mocno padać a kolejne grzmoty zwiastowały nadchodzącą, gwałtowną burze. Zszedł do piwnicy. Szedł korytarzem, bo wydawało mu się, że tunel powinien przechodzić pod budynkiem gdzieś na jego końcu. W końcu usłyszał szum wody. - “Kurde jednak jest, jest wejście w tym domu.” Nie mógł uwierzyć własnemu szczęściu. Uśmiechał się do siebie. Podszedł do metalowych drzwi. Zdziwił się, że były uchylone. Załączył latarkę. Słyszał już wyraźnie szum wody. Zszedł po schodach i zobaczył płynącą wartką rzekę. Woda pędziła jak we wzburzonym górskim potoku. Miała przynajmniej z metr głębokości. W pewnej chwili wydawało mu się, że coś usłyszał. Jakby ludzki głos. Zaczął patrzeć w kierunku z którego płynęła woda. I wtedy zobaczył światło latarki, które raz się pokazywało na jej powierzchni a raz gasło a następnie usłyszał przerażony kobiecy krzyk. Dźwięk narastał i szybko zbliżał się wraz z prądem wody. W końcu zobaczył dziewczynę porwaną przez nurt, która bezskutecznie próbowała się czegoś złapać. Nie zastanawiał się ani przez chwilę. Wskoczył do wody i złapał ją za rękę. Jednak nurt był tak silny, że został porwany wraz z nią. Udało mu się z największym trudem chwycić jakiś metalowy element wyposażenia tunelu. Tak przez chwile razem balansowali. Arman trzymał się ściany a Petia trzymała go za rękę. Zaparł się z całych sił przeciwstawiając się nurtowi i z wielkim wysiłkiem podciągnął dziewczynę do siebie a następnie trzymając ją w pasie i łapiąc elementy obudowy wyciągnął się z nurtu i usiadł na betonowych schodach, trzymając Petię na kolanach. Całkowicie przemoczony próbował wyrównać oddech. Petia zemdlała z wysiłku. Za kilkadziesiąt metrów tunel przechodził w rurę o dużej średnicy. Gdyby nie udało mu się chwycić obudowy to zginęliby w tej rurze oboje. Elena, jak dobiegała do budynku to widziała również, że przed budynkiem z piskiem kół hamuje pikap Fidana. Fidan wyskoczył i wbiegł za nią do budynku. Był przekonany że Petia nie żyje. Oboje w tym samym czasie dobiegli do metalowych drzwi. Weszli na schody, panowała ciemność tylko słyszeli głośny szum. Petia z Armanem zgubili latarki walcząc z wodą. Fidan poświecił swoją latarką i wtedy oboje zobaczyli obcego mężczyznę trzymającego na kolanach nieprzytomną Petię. Elena ją chwyciła. Arman był tak zmęczony, że nie był w stanie nic powiedzieć. - Petia, Petia co ci jest? Elena potrząsała córką. W końcu Petia zaczęła dochodzić do siebie. - Nie wiem kto to jest i skąd się tu wziął, ale to on mnie wyciągnął. Gdyby nie on, to byłoby po mnie. Elena zwróciła się do Armana: - Rozumiesz po angielsku? Bardzo ci dziękuję! Arman pokiwał głową. Pomyślał tylko po mongolsku: - “Ku..a było blisko.” Petia doszła do siebie na tyle, że mogła już sama iść. Wszyscy wyszli z piwnicy i poszli w kierunku samochodu Fidana. Jednak ten w ostatniej chwili ich zatrzymał. Powiedział do nich szeptem: - Idźcie drugim wyjściem. Tam przejdziecie na następną ulicę i potem naokoło do domu. Przy aucie stoją żołnierze. Dwóch żołnierzy patrolujących miasteczko zainteresowało się niedbale zaparkowanym autem na samym środku ulicy. Stali przy nim i rozmawiali. Fidan spieszył się ratować Petię i nie zastanawiał się jak zaparkować. - Ciekawe po co przyjechał? - Może szabrownik albo złodziej? - Poczekamy chwilę a jak sam nie przyjdzie to pójdziemy go poszukać. Fidan spokojnie wyszedł z budynku i podszedł do żołnierzy. - Ty młody, to twoje auto? - Tak, wujek wysłał mnie tu, żeby sprawdzić czy mieszkanie jest zamknięte. - Jesteś mieszkańcem, wolno ci tu być? - Tak mam przepustkę. Fidan pokazał stosowny dokument. - I co z tym mieszkaniem? - Wszystko w porządku, zamknięte. - Gdzie teraz mieszkasz? - Na nowym osiedlu, zaraz wracam do domu. - To spadaj stąd. Wieczorem nie masz tu czego szukać! - No jadę już, jadę. Fidan wsiadł do pikapa i pojechał do swojego mieszkania, do Eleny i Petii dwie ulice dalej. Jak odjeżdżał, to widział jednak, że żołnierze zaczęli coś podejrzewać i weszli do budynku z którego przed chwilą wyszedł. Fidan przyszedł do mieszkania, byli tam wszyscy, Elena, Petia i Arman. Elena zapłakana tłumaczyła Petii oraz Armanowi co właściwie się stało, że mocno zasnęła i nie słyszała telefonu. Arman ją pocieszał. - Fidan co z tymi żołnierzami? - Nie dobrze, chyba coś podejrzewają, weszli do budynku jak odjeżdżałem. Muszę wracać do domu. Wyszedł a po chwili słychać było odjeżdżające auto. Arman się zmartwił. W końcu powiedział: - Słuchacie, jak jutro nie będzie padać to spróbujemy umieścić w tunelu Petię i moją córkę. Co wy na to? - Nie wiem czy chcę tam wracać? - Petia nie gadaj takich głupot, musisz tam wrócić. Arman to ty tu jesteś z córką? - Tak, muszę do niej wracać. - Gdzie mieszkacie? - Dwa domy dalej, na parterze, pod dwójką. - Oczywiście, że umieścimy je razem. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję czy możemy ci się jakoś odwdzięczyć? - Może możecie zrobić coś ciepłego do jedzenia? Zostały nam tylko resztki. Elena odpowiedziała: - Pewnie że możemy, przyniosę wam za dwadzieścia minut. - Byłbym bardzo wdzięczny. Arman poszedł a Elena przygotowała jedzenie. - Chcesz iść sama do niego? - Co takiego? - Przecież go nie znamy. - Przestań, uratował cię. - Mama, a nie spodobał on ci się czasem? Elena się zarumieniła: - Oberwiesz mała wiedźmo, ciesz się że on tam był. ***** Elena cicho zapukała do drzwi. Arman jej otworzył. - Wejdź, ciemno tu trochę, staram się nie zwracać na siebie uwagi w nocy. Jamila siedziała w kącie na fotelu. - A, to jest twoja córka, jak masz na imię? - Nie odpowie ci. - Dlaczego? - Nie mówi, jest chora, poza tym nie rozumie cię, jest na pół Czeczenką w jednej czwartej Rosjanką a w jednej czwartej Mongołką. - Co? - No tak. - A ciebie rozumie? - Oczywiście, bardzo dobrze, mówię do niej po rosyjsku. - A ty, ją? - Lepiej niż myślisz. Arman się uśmiechnął. - A na imię ma Jamila. - Cześć Jamila. Elena podała jej rękę. Arman długo opowiadał Elenie swoją historię. Opowiedział jej o tragicznej śmierci Amani i o chorobie Jamili. Opowiadał również o przygodach jakie go w drodze tutaj spotkały i o tym, że byli już w strefie. Arman z natury rozmowny nie był, ale tym razem cieszył się, że nareszcie ma z kim porozmawiać, a poza tym Elena bardzo mu się spodobała. Ona wcale nie śpieszyła się z powrotem. Jego towarzystwo jakoś również wyjątkowo jej odpowiadało i to nie tylko z wdzięczności za uratowanie Petii. Jamila się przysłuchiwała i patrzyła z ciekawością na Elenę aż w końcu przyszła do niej i sama usiadła jej na kolanach. Po kilkunastu minutach zasnęła przytulona. - Kurde, jestem w szoku. Zdobyłaś zaufanie Jamili. Pierwszy raz ją taką widzę. Ona z reguły jest nieufna i unika obcych. - Pewnie brakuje jej mamy. - Pewnie tak. - Idę już, późno się zrobiło. - Odprowadzę cię, w nocy tu jest niebezpiecznie. - Nie boisz się zostawiać jej samej? - Nie raz zostaje sama, wie że tak musi być. - Jest dzielna, dobrze sobie razem radzicie. - Obiecałem sobie, że muszę spróbować jej pomoc, jeśli tylko będę umiał. ***** Nazajutrz rano spakowano Petii i Jamili niezbędne rzeczy. Arman poszedł z nimi do tunelu. Plan był taki, że dziewczyny będą tam do wieczora a on po nie przyjdzie. Nie chciał żeby zostawały w tunelu na noc. Niestety naukowcy, przeprowa- dzając badania, nie ustalali czy pobyt w strefie musi być ciągły czy wystarczy aby łączny czas ekspozycji wynosił dwanaście pełnych dób. Nie ustalano również jak długie mogą być przerwy. Arman i Elena wiedzieli, że nie mogą dziewczyn cały czas trzymać w ciemnym korytarzu bo to raczej by im bardziej zaszkodziło niż pomogło. Zdecydowali, że będą tam w dzień a w nocy będą spać w domu. Arman na początku bardzo bał się o bezpieczeństwo dziewczyn i cały czas był z nimi albo czuwał gdzieś w pobliżu ale po dwóch dniach, gdy wszystko szło dobrze to przestał się tak przejmować. Z nudów chodzili z Eleną na spacery, wtedy gdy dziewczyny były w strefie. Poznali w ten sposób dokładnie wszystkie zakamarki miasteczka, które były dla nich dostępne. Wiedzieli gdzie jest każdy sklepik, apteka, każdy zakład usługowy. Weszli do piekarni bo drzwi były otwarte. Ktoś ją splądrował w poszukiwaniu resztek jedzenia. Do apteki też dało się wejść. Wiele leków było jeszcze w szufladach i na półkach. Spacerowali i dużo rozmawiali. Po trzech dniach nawet zaczęli trzymać się za ręce, oczywiście w wielkiej konspiracji przed dziewczynami. No tak, żeby się nie zgubić. Na jednym z takich spacerów trafili do miejskiego centrum kultury. Był to duży budynek który łączył funkcje sali teatralnej i kina jednocześnie. Co prawda teatr był opuszczony i zamknięty, ale przypadkowo zauważyli, że jedno z bocznych wejść jest otwarte. Prawdopodobnie wyważyli je jacyś szabrownicy, którzy włamali się z nadzieją znalezienia czegoś wartościowego. Oboje weszli do środka bo chciała tego Elena. Obejrzeli dużą salę teatralną z trzystoma krzesłami, weszli do operatorni kinowej gdzie był projektor, aż trafili do garderoby dla artystów. Było tam specjalne pomieszczenie w którym przygotowywano się do występów. Elena natychmiast rozpoznała wszystkie kosmetyki i cały zestaw akcesoriów i narzędzi do charakteryzacji. Szczegółowo rozróżniała, co do czego służy. Była zaskoczona, że w takim prowincjonalnym teatrze jest tak dobrze zaopatrzona charakteryzatornia. Szabrownicy nie znali rzeczywistej wartości tego wszystkiego. Nikt stąd nie chciał tego zabierać. Elena wiedziała, że niektóre profesjonalne specyfiki które tu były, są naprawdę bardzo drogie. Popłakała się na widok tego wszystkiego. Tak bardzo już tęskniła do normalnego spokojnego życia. Tęskniła za swoją pracą. Arman o nic nie pytał, ale nie bardzo rozumiał co ją tak poruszyło. Następnego dnia wieczorem, jak Petia wróciła z tunelu do mieszkania i była sama z matką to zapytała: - Mamo, a co wy właściwie tu robicie jak my tam z Jamilą w tym lochu siedzimy? - E nic, a co się pytasz... głupio? - A bo wiesz ten Arman to jakiś taki uprzejmy się zrobił. - Tak? eee, wydaje ci się, nie zauważyłam. - No i tak jakoś dziwnie gada. Elena to, Elena tamto i ty też tak jakoś Arman i Arman. - No co ty? Masz jakieś halucynacje chyba? - I tak jakoś patrzy dziwnie na ciebie. - Jak dziwnie? - No takie oczka mu się duże robią i lśniące, jak u sarenki albo cielaczka. - Petia. - Tak? - Czy mamusia już ci mówiła że ten wścibski łeb kiedyś ci urwie? Petia się śmiała a Elena przytuliła ją do siebie. - A co właściwie z tą małą? - Z Jamilą? - Tak. - A co ma być? - Ciągle jak was widzę to przyklejona do ciebie, aż nie wiem czy nie powinnam być zazdrosna? - No, to dziwne, sama nie wiem. Traktuje mnie jak matkę. Nie wiem dlaczego tak jest. Armana też to dziwi, nawet bardzo. Przez to i ja ją polubiłam. W piątym dniu pobytu dziewczyn w tunelu u Petii można było zauważyć już wyraźną poprawę. W pewnej chwili ona właśnie, przez przypadek upuściła lampkę. Latarka zgasła i w tunelu zrobiło się całkiem ciemno. W miejscu w którym dziewczyny przebywały nie było już studzienek przez które wpadało światło. Petia podniosła latarkę, ale Jamila wzięła ją za rękę i kazała jej ponownie ją wyłączyć. Dziewczyny pozostawały w zupełnej ciemności a Jamila bardzo uważnie przypatrywała się twarzy Petii. Petię to zaniepokoiło. - Jamila, co z tobą? Co robisz? Jamila wyraźnie czymś bardzo przejęta zapaliła latarkę i pokazywała na oczy Petii a następnie na swoje i ponownie ją wyłączyła. Petia zrozumiała, że dziewczyna chce zwrócić jej uwagę i również zaczęła się przyglądać oczom Jamili. W końcu zaniemówiła na chwilę z wrażenia a potem z przejęciem powiedziała: - Jamila! Twoje oczy. One świecą! Jamila pokazywała jej, że jej również. Petia w oczach Jamili a właściwie w tęczówkach jej oczu, widziała błękitny blask. Blask był tak słaby, że nawet w zupełnej ciemności trzeba było się bardzo uważnie przyglądać, żeby go zauważyć. Petia wzięła Jamilę za rękę i po ciemku zaczęły powoli iść razem w stronę wyjścia z tunelu. W pewnej chwili blask ich oczu zniknął. Dziewczyny zawróciły z powrotem w stronę strefy i w tym samym miejscu blask znowu się pojawił. Dziewczyny powtórzyły próbę dwukrotnie, za każdym razem z tym samym rezultatem. W końcu Petia powiedziała: - Jamila! Ci cali naukowcy to przegapili! Wszystko badali a tego nie zauważyli! Ten blask jest tak słaby, że można go zaobserwować tylko w całkowitej ciemności. Widać nie przyszło im do głowy, żeby to zbadać. Przynajmniej wiemy, że jesteśmy w strefie. Jamila nie rozumiała co Petia mówi, ale domyślała się o co jej chodzi. Obie były bardzo przejęte odkryciem. Niestety nazajutrz wszystkich spotkało kolejne nieszczęście. Arman, kiedy prowadził dziewczyny rano do tunelu, zauważył przed budynkiem duże poruszenie. W ostatniej chwili zdążył się schować tak, że jego ani dziewczyn nikt nie zauważył. Przed budynkiem było kilku żołnierzy i jacyś robotnicy. Po chwili przyjechała ciężarówka i wyładowano z niej materiały budowlane. Robotnicy zaczęli wnosić je do środka. Arman natychmiast zawrócił. Poszedł tam ponownie wieczorem. Budynek znowu był pusty. Wszedł do piwnicy a następnie pod właściwe drzwi. Śruba była bardzo silnie zakręcona. Jak w końcu udało mu się ją odkręcić i otworzył drzwi to to, co zobaczył odebrało mu już wszelką nadzieję na sukces ich misji. Za drzwiami stał mur, który zamykał dostęp do tunelu. Żołnierze wtedy, gdy legitymowali Fidana znaleźli wejście do tunelu i po kilku dniach przyjechali je zamurować. Arman wraz z Fidanem planowali ten mur rozebrać. Na pewno by sobie z tym poradzili, jednak Arman bacznie obserwował to miejsce i zorientował się, że codziennie podjeżdża tam patrol i kontroluje czy do tunelu nikt tamtędy nie wchodzi. Zrozumiał, że jego misja, pomimo całej determinacji, dobiegła końca. Że nic więcej nie jest w stanie zrobić. .............................. Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl1 punkt
-
Nie wiem, nie mam ochoty. Na co? Na czas, na siebie ... Ale - nie próbuj mnie czytać, nie sil się to na morderstwo. W afekcie - odpowiem ci tym samym. Chodniki zawsze zadzwiają mnie historią - umarłych kroków, odejścia, minionych defilad triumfu i marszów osaczenia. Staram się jak najmniej chodzić. Posadzki jednak - uwodzą mnie magnetyzmem i tańczę! ... w gorącym betonie. A kiedy zastygam - złota suknia z gwiezdnego pyłu przypomina, że trup naszej miłości to nie ta szafa, że musisz poszukać u siebie, i głębiej! Może na półce z butami, może po śladach chodnika ... ? On ruchomy, jak schody, z determinacją wyczekuje nowych żyć, świeżych istnień, nie ociężałych jeszcze od tzw. przeświadczenia o ... O, już peron, ostatni pociąg! Nie gonię. Niech spóźni się. ... Jutro.1 punkt
-
Albania. Nowa osada 30 km od strefy. Siedem miesięcy od błysku. - Lutnę ci. - Tylko na chwilkę. - Oberwiesz, zobaczysz, złamie ci nos albo wybiję ci zęba. - Kaltrina, chciałabyś mieć chłopaka z wybitym zębem? - Wstawisz sobie. - Ale tylko na chwilkę. - Za chwilkę, to zobaczysz błysk silniejszy od tamtego, mówiłam ci, możesz przez stanik. - Kaltrina, przez stanik? Chłopak jęknął zawiedzionym głosem. - Przez stanik to nie to samo. Przecież ja kocham ciebie a nie twój stanik. Fidan wsunął dłoń pod stanik i delikatnie pieścił nabrzmiały sutek podnieconej dziewczyny, wewnętrzną częścią dłoni. - Jakie śliczności. - Jakżeś już tą łapę wsadził to przynajmniej się nie wierć. Kaltrina przycisnęła dłoń Fidana do swojej piersi. Siedziała na jego kolanach przytulona plecami, a on siedział na belce połaci na siano w starej rozwalającej się stodole i delikatnie nagryzał ucho dziewczyny. - Ucho mi odgryziesz. Oboje patrzyli przez otwarte wrota stodoły na swoją nową okolicę. Równie malowniczą jak ta, którą przyszło im zostawić po błysku. Teren również był górzysty, a ze zbocza na którym powstawała osada, rozciągała się rozległa panorama. Tylko okolica wydawała się bardziej dzika i odlu- dna. Budowę osady dla przesiedleńców z miasteczka rząd rozpoczął już kilkanaście tygodni od błysku. Zaraz po pierwszych badaniach i zrozumieniu jakie właściwości ma strefa jasne było, że stali mieszkańcy nie będą mogli tam zostać. Nawet gdyby chcieli, to nie mogliby tam normalnie żyć, a każdy metr ziemi w strefie był bezcenny dla ludzi chorych z całego świata. Rząd, najpierw dobrowolnie a potem już przymusowo wysiedlał ludność, wypłacając bardzo wysokie odszkodo- wania. Nawet najbiedniejsi, którzy byli mieszkańcami strefy, stali się w jednej chwili ludźmi zamożnymi. Dodatkowo rząd wykupił kilkadziesiąt hektarów gruntu i angażując bardzo duże środki, zatrudniwszy kilka dużych firm budowlanych, budował dla wysiedleńców nową osadę. Każda wysiedlona rodzina miała prawo do otrzymania jednorodzinnego domu. Były one podobne do siebie. Nie były duże, ale nowoczesne i dobrze budowane, z pełną infrastrukturą. Powstawały na dość dużych działkach. Jednak budowa musiała trochę potrwać i dla tych, którzy nie mieli możliwości przeczekać jej czasu u swoich rodzin w innych miejscowościach, postawiono w kilka tygodni, tymczasowe miasteczko kontenerowe. W takich kontenerach mieszkała teraz Kaltrina i Fidan wraz ze swoimi rodzinami. Każda rodzina wiedziała już, który domek będzie ich i mogła przyglądać się budowie a nawet wnosić swoje uwagi i dodatkowe wymagania, które w miarę możliwości uwzględniano. Rząd nie wywłaszczał na stałe mieszkańców miasteczka. Umowa zakładała, że gdyby okazało się, że właściwości strefy zanikły, to mieszkańcy mieliby prawo do powrotu do swoich mieszkań oraz zachowaliby odszkodowanie i nowe, właśnie budowane domy. Kaltrina mieszkała bezpośrednio w strefie i nie miała prawa wejścia do strefy, ale Fidan nie mieszkał w strefie, ale około trzystu metrów poza nią. Tych mieszkańców również wysiedlano, na podobnych zasadach jak mieszkańców strefy, ale na zasadach dobrowolności. Jak ktoś się uparł to mógł pozostać w tych budynkach. Ponieważ warunki wysiedlenia były bardzo atrakcyjne, to niemal wszyscy się na to zgodzili. W tej części miasteczka prawie nikt już nie mieszkał. Powstała strefa “widmo” w której obowiązywała godzina policyjna i nie wolno było wychodzić z domów po zmroku, bo było to niebezpieczne. Żeby wjechać do tej części miasteczka trzeba było mieć specjalną przepustkę, wydawaną tylko dla byłych mieszkańców. Kaltrina i Fidan mieli takie przepustki a Fidan wraz z ojcem odwiedzał czasem swoje opuszczone mieszkanie. Nieco powyżej budowanego osiedla, znajdowały się ruiny dawnej przedwojennej wsi w której już od dziesięcioleci nikt nie mieszkał. Zachowało się kilka rozpadających się drewnianych chałup a w śród nich właśnie ta stodoła w której Fidan obmacywał swoją dziewczynę. Teraz to było “ich” miejsce, właśnie ze względu na to, że przez otwarte wrota był widok na całą osadę oraz na to, że stodoła była w najlepszym stanie ze wszystkiego, co po wsi pozostało. Kaltrina przytuliła się mocniej. - Fidan, w jednym z tych nowych domów będziemy wychowywać nasze dzieci. - Też tak myślę, choć kto wie co jeszcze może się wydarzyć? ***** Małe państwo europejskie. Hospicjum i dom starców. Pięć miesięcy od błysku. - Dzień dobry Penka. Znowu jesteś dzisiaj? - No przecież powiedziałam, że będę chodzić do was do końca wakacji. - Ech, ileż tu już młodych wolontariuszy się deklarowało, że będzie nam pomagać, a po kilku dniach już nie przychodzili. Penka, a ile ty właściwie masz lat? - 18. - Aż się dziwię, że masz tyle zapału, zobaczysz to ciężka i niewdzięczna praca. - Jak obiecałam to dotrzymam słowa. Młoda wolontariuszka Penka rozmawiała z niewiele od niej starszą pielęgniarką o imieniu Mila, zatrudnioną na stałe w domu opieki i hospicjum dla starych ludzi. - Mila o co tu właściwie chodzi z tymi dziadkami? Oni tworzą jakieś grupy? - Już to zauważyłaś? Wiesz, to w sumie dziwna sprawa. Wydawałoby się, że wszyscy są w podobnej sytuacji i wszyscy razem powinni się kochać i wspierać nawzajem. - No właśnie. - A widzisz, jednak nic takiego się nie dzieje. To swoista subkultura pełna psychicznej przemocy, nietolerancji i zazdrości. Trochę to przypomina subkulturę dzieci w szkole. Tam też nie obowiązują żadne prawa. Może dlatego, że starym ludziom rozumy dziecinnieją. Najgorszy jest ten, którego przezywają Kazu. Jest tu najdłużej i w sumie, choć jest ciężko chory, to trzyma się z nich wszystkich najlepiej. Potrafi dokuczać nawet umierającym pacjentom. Aż mam czasem ochotę trzepnąć go w tyłek. Ma grupę swoich popleczników i trzymają się razem. Inni ich nie lubią. Też tworzą różne grupy. Jedne się wspierają a inne wręcz przeciwnie. Potrafią drzeć się na siebie o głupoty. O to, co oglądać w telewizji albo kto ma dostać pierwszy porcję przy posiłku. Mila i Penka zajęła się pacjentami z sali w której przebywają najciężej chorzy. Wymagają oni stałej opieki, włącznie z czynnościami higienicznymi. Nie mają już siły wstawać z łóżka. - Chodź, od nich zaczniemy. Tu mamy najwięcej pracy. Pomożesz mi. Ten od którego zaczniemy ma przezwisko Dziadek. Tak go przezywają bo czasem przychodzi do niego wnuczka i tak do niego mówi. Wielu z nich ma tu swoje przezwiska. Dziadek jest chyba w najgorszym stanie ze wszystkich. Ma raka prostaty, zostało mu najwyżej kilka tygodni życia. Ma tu przyjaciela z którym razem spędzali czas, jeszcze jak Dziadek był w lepszym stanie. Ma na imię Tatun. To ten bardzo szczupły, wysoki, który właśnie wyszedł z sali jak weszliśmy. Tatun siedzi przy Dziadku prawie cały czas. Bardzo się lubią. Dziadek teraz często traci świadomość. Leży i mówi coś do siebie, często też wymawia imię jakiejś kobiety. Ale jeszcze czasem jest przytomny i świadomy. Zawsze był bardzo uprzejmy. - Czy ich ktoś z zewnątrz odwiedza? - Bardzo rzadko i tylko niektórych. Do Dziadka akurat przychodzi wnuczka, raz na jakiś czas. Teraz, jak mu się pogorszyło, to nawet dosyć często. Po kilku dniach. Penka pracowała w sali sąsiadującej z tą, w której przebywali najbardziej chorzy pacjenci. Ponieważ drzwi były pootwierane, to mogła słyszeć co dzieje się obok. Na salę przyszedł pacjent o którym mówiła mu Mila, a którego przezywali Kazu. Nie zauważył, że Penka jest w sali obok i może słyszeć co on mówi. - Co staruchy? Kostucha już wam w oczy zagląda? Już niedługo, niedługo się z nią przywitacie. Jeden z pacjentów powiedział mu żeby sobie poszedł, ale ten ani myślał. - A co to, nie wolno mi sobie tu przyjść? Nikt mi niczego tutaj nie zabroni. A może nieprawdę mówię? O, jak tam nasz Dziadek? Jemu to się jeszcze panienek zachciewa. Co to za jedna o której ciągle bredzisz? Co? - Co cię to obchodzi, wypad stąd bo zawołam siostrę. - A sobie wołaj, ciebie już kostucha za rękę trzyma a tobie jeszcze dupeczki w głowie. - Jakbym był silniejszy to w ryj byś za to dostał. - Teraz to możesz sobie siusiu do pieluchy zrobić. Do piachu Dziadek, to twój plan na najbliższe dni. Tobie to by już nawet bozia z Albanii nie pomogła. Penka to usłyszała i zastanowiła się nad ostatnim zdaniem wypowiedzianym przez Kazu. Pomyślała: - “Skąd to wiesz, staruchu?” Do sali przyszedł Tatun. Pomimo, że nie zostało mu już wiele sił to wypchnął Kazu z sali. - Wypierniczaj stąd stara pierdoło! Penka nie wytrzymała i weszła do sali. Dziewczyna zabroniła Kazu tu przychodzić. - Ty smarkula to możesz sobie pogadać. A tobie Tatun już też wiele nie zostało. Obrońca zasrańca się znalazł. Po kilku dniach Penka zauważyła, że do Dziadka przyszła wnuczka w odwiedziny. To była młoda dziewczyna o imieniu Slavia. Jak Slavia już wychodziła to Penka do niej zagadała: - Cześć, jestem Penka, pracuję tu społecznie na wakacjach i poznałam trochę twojego dziadka. To bardzo miły człowiek. - Tak wiem, dziękuję wam wszystkim, że się nim opiekujecie, sama widzisz w jakim jest stanie. - Chciałam się zapytać czy nie myślałaś o złożeniu wniosku, aby twojego dziadka umieścić w strefie? - W jego stanie? Myślisz, że to jeszcze możliwe? - No chyba właśnie w jego stanie powinien tam pojechać. - Podobno dużo z tym roboty. - Może mogłabym ci pomóc, poczytamy razem o tym w internecie. Może kierowniczka nam pomoże? - Ok, to rzeczywiście trzeba zrobić! Trzy dni później Penka i Slavia rozmawiają z dyrektorką domu starców. - Pani dyrektor. - Tak. - Tu jest wielu starych, umierających ludzi. - Wiadomo. - No właśnie, dlaczego nie składacie dla nich podań o dostanie się do strefy? Może któregoś z nich przyjmą i przedłużą mu życie? - Nie mamy obowiązku ani nawet prawa wypełniać dla nich tych wniosków, to powinny robić ich rodziny. A poza tym, z tego co wiem, to już każdemu odmawiają. Wszystkie miejsca rozdysponowane podobno. - No tak na pewno nie wiadomo, ta weryfikacja chyba jeszcze jest w toku, a ich rodziny rzadko już się nimi interesują. - Chciałybyśmy we dwie wypełnić wniosek dla dziadka Slavi. Pomoże nam pani? - Jeśli chcecie to proszę bardzo. Udostępnię wam wszystkie dane i powiem jak przygotować dokumentację medyczną. Trzy dni później. Na salę z najciężej chorymi przyszedł Pop. Jak co dzień rozdał chętnym komunię i już miał wychodzić jak Dziadek dał mu znać, żeby ten do niego podszedł: - Chciałbym się o coś zapytać. - O czym chcesz porozmawiać? - Właściwie to tylko zapytać. - Słucham cię. - Proszę mi odpowiedzieć na pytanie. Pop przysunął się do ust pacjenta, a ten zaczął mu coś przejęty, szeptem opowiadać. W końcu skończył. - Nie martw się synu. Prawdziwa miłość nie może być grzechem. Pan Bóg dał nam wolną wolę i mamy prawo z niej korzystać. Pop wyszedł a Dziadek wyraźnie uspokojony pogrążył się w dawnych wspomnieniach i uśmiechał się do siebie. ***** Sześć tygodni później. Dyrektorka woła wolontariuszkę: - Penka, chodź do mnie do gabinetu. - Tak pani dyrektor. - Jurto kończysz, chciałam ci bardzo podziękować. Jesteś nadzwyczajną dziewczyną. Mam dla ciebie jeszcze wiadomość. Przyszła decyzja w sprawie tego pacjenta dla którego pomagałaś sporządzać wniosek. Dostał zgodę, przysłali bilet. - Ma pani bilet dla Dziadka? - Mam. Za dziesięć dni ma jechać do strefy. Powiadomiłam już rodzinę. Jego wnuczka zadeklarowała, że z nim pojedzie, zawieziemy go specjalną karetką. Tylko nie mów nikomu bo inni bardzo by się tym przejęli. On też jeszcze nie wie. Ja naprawdę nie rozumiem kto tam te bilety przydziela i jak to wszystko tam działa. Do tej pory dla wszystkich naszych pacjentów przychodziły tylko odmowy, że rekrutacja już jest zakończona i przez dwa lata nie będzie już miejsc. Muszę ci przyznać, że miałaś dobry pomysł. - Ale się cieszę. - Tak naprawdę to Dziadek nazywa się Petyr Sokol. ***** Grecja, wioska rybacka na wybrzeżu Morza Egejskiego w okolicach Salonik, dziewięć miesięcy od błysku. - Lalunia, hej lalunia, gdzie tak pędzisz, co? Czekaj no, pogadamy. Trzech młodych Greków, którzy zatrzymali swojego pikapa na parkingu przed małym wiejskim sklepem, piło piwo i głośno zaczepiało młodą dziewczynę z wioski. Piwo pili wszyscy, nawet kierowca. Dziewczyna próbowała szybko oddalić się z tego miejsca nie podejmując rozmowy. Przestraszyła się tych ludzi, których nie znała bo nie pochodzili z jej okolic. Jednak towarzystwo nie dawało za wygraną. Dziewczyna była bardzo ładna a cała trójka rozzuchwalona wypitym już alkoholem. Wstali i zastąpili jej drogę. - No gdzie tak uciekasz, nie chcesz z nami pogadać? Nie podobamy ci się? - Nie mam czasu, spieszę się do domu. Dziewczyna ominęła zaczepiających gwałtownym skrętem i zaczęła uciekać bardzo szybkim krokiem, niemal biegnąc. - Poczekaj, nic ci nie zrobimy, tylko pogadamy. Masz chłopaka? Jednak dziewczyna nie chciała już z nimi rozmawiać tylko biegła w stronę domu. Dwóch z nich jednak ją dogoniło i jeden złapał ją za ramię. - Dokąd to lalunia? Jak ci mówimy, że masz z nami pogadać to znaczy że masz! - Puść mnie to boli! - Puszcze cię, jak powiesz jak masz na imię. - Puść mnie, mam na imię Nila. - Nila, no proszę. Jaka krnąbrna. - To masz chłopaka czy nie masz? - Nie mam, zostawcie mnie. - Nie masz? To może chciałabyś mieć. Wybierz sobie któregoś z nas. - Puśćcie mnie bo będę wołać o pomoc. - Nie podobamy ci się? - Nie. - Co takiego? Słyszeliście, nie podobamy się panience! Dziewczyna w końcu wyrwała się i zaczęła uciekać. Po chwili cała trójka wsiadła do auta i zaczęła powoli jechać w stronę, w którą ona uciekała. Pech chciał, że akurat jak wyjechali zza rogu w następną przecznicę, to zdążyli zobaczyć gdzie wbiega do domu. Był to ostatni dom na wysokiej skarpie tuż przy plaży, najbliżej morza. Natręci popatrzyli na siebie znacząco i postanowili, że nie pojadą dalej, ale zatrzymają się na noc w tej wiosce. Umówili się, że będą spać na plaży i skierowali pikapa w jej stronę. ***** Kiedy pociąg dojeżdżał już do Salonik to Arman zdecydował, że nie będzie wjeżdżał do centrum miasta. Nie chciał znowu ryzykować poszukiwania noclegu w hotelu, gdzie sprawdza się paszporty a poza tym robiło się już późno. Oboje z Jamilą byli już bardzo zmęczeni. Postanowił, że wysiądą na przedmieściach Salonik i pójdą w stronę morza do najbliższej wioski, próbując znaleźć jakiś nocleg. Wysiedli na nieznanej sobie, małej stacji. Arman widział z okien pociągu, że stacja jest w pobliżu morza. Udali się z przystanku kole- jowego w stronę zabudowań. Arman wybrał pierwszy dom na skraju z ładnym widokiem na morze i zapukał do drzwi. Otworzył mężczyzna w średnim wieku o spalonej słońcem twarzy. - O co chodzi? Zapytał po grecku. - Przepraszam, czy mówi pan choć trochę po angielsku? - Nic nie rozumiem, jesteście turystami? - Czy ktoś mówi po angielsku? - Nila, chodź na chwilę! Mężczyzna zawołał w stronę wnętrza domu. Po chwili przyszła ładna młoda dziewczyna. - Może ty go zrozumiesz? - Mówisz po angielsku? - Trochę, słabo, a o co chodzi? - Szukam noclegu dla siebie i córki, zapłacę wam albo może pokaż mi kogoś kto przyjmuje turystów. - W wiosce nie ma nikogo kto wynajmuje pokoje turystom, jesteśmy tu rybakami. Miejscowości turystyczne są bardziej na północ. Chce pan u nas spać? - Tak, jeśli to możliwe. - Jesteście turystami? - Tak, właśnie. Dziewczyna zapytała ojca po grecku czy to możliwe. Ojciec długo się zastanawiał, ale w końcu odpowiedział: - Jeśli chcą zapłacić to niech śpią, przygotuj im pokój na górze i tak stoi pusty. W końcu jest z dzieckiem a robi się późno, gdzieś spać muszą. Nila przetłumaczyła Armanowi, że jeśli chce, to mogą spać w pokoju na górze, ale luksusów u nich nie ma. Arman się ucieszył. - Zrobić wam coś do zjedzenia? - Jeśli to możliwe, to byłbym wdzięczny. - A ty mała jak masz na imię? Uśmiechnęła się do Jamili. - Ona nie mówi, jest chora. Nila zaprowadziła Armana i Jamilę do skromnie urządzonego pokoju z jednym dużym łóżkiem, stolikiem z czterema krzesłami i pustą szafą. - Zaraz przyniosę wam pościel. Usmażę wam rybę, będzie za 20 minut, zejdźcie na dół na taras. Łazienka jest na dole, można wziąć prysznic. - Dziękuję za wszystko, jesteś bardzo miła. Oboje skorzystali z prysznica a następnie zasiedli do kolacji. Ryba smakowała im znakomicie, zwłaszcza że od rana nic nie jedli. Porozmawiali z dziewczyną oraz z jej ojcem, któremu Nila trochę tłumaczyła. Opowiedziała im, że mieszka tylko z ojcem. Matka zmarła kilka lat temu a wcześniej ciężko chorowała. Ojciec jest rybakiem i pracuje na kutrzeu bogatszego kuzyna. Kilka razy w tygodniu wypływają w morze. Ona pomaga przy przygotowaniu ryb i przy sieciach oraz dojeżdża do szkoły średniej do Salonik. Wiodą skromne, spokojne życie, jak większość ludzi w tej rybackiej osadzie. Nila zapytała również o Jamilę. Jej ojciec kiedy usłyszał, że Jamila jest chora, to coś powiedział do Nili po grecku. Arman tego nie zrozumiał, ale widział, że dziewczyna i ojciec znacząco na siebie popatrzyli. W końcu oboje poszli na górę i szybko zasnęli. Byli bardzo zmęczeni. W środku nocy obudził ich głośny łomot i krzyki. Najpierw ojca Nili a potem jej samej. Arman nie rozumiał słów, ale wiedział, że rodzina na dole została napadnięta i że oboje na pewno wzywają pomocy. Kazał wystraszonej Jamili położyć się pod łóżkiem i w żadnym razie stamtąd nie wychodzić. Po cichu otworzył drzwi, ale nie zapalał światła. Podszedł do schodów na korytarzu i obserwował co dzieje się na dole. Krzyki ucichły, słychać było tylko szamotaninę. Arman widział, jak jeden z bandytów posadził ojca na krześle i przyłożył mu nóż do gardła a dwóch pozostałych rzuciło Nilę na łóżko w jej pokoju. Jeden trzymał jej ręce i kneblował dłonią usta a drugi zerwał z niej majtki i rozchylał uda. Arman widział to przez otwarte drzwi pokoju. Dziewczyna walczyła. Po cichu zszedł na dół. Ponieważ korytarz był ciemny, napastnicy nie mogli go zauważyć. Był spokojny. Ocenił chłodno siłę napastników. Byli młodocianymi bandytami. To nie byli wojownicy jego kalibru i nie mieli broni palnej. Najbliżej schodów był ten, który terroryzował ojca nożem. Nawet Armana nie zauważył, poczuł tylko że jakaś niewidzialna siła łapie go nagłym żelaznym uściskiem za nadgarstek ręki w której trzymał nóż, a następnie poczuł potworny ból wykręcanego gwałtownie przedramienia i usłyszał chrupot rozrywanych wiązadeł stawów, łokcia i barkowego. Nóż przeleciał w powietrzu cały pokój. Następnie Arman wskoczył do pokoju i wyprowadził dwa szybkie ciosy. Jeden ręką, drugi nogą. Pierwszy złamał nos i wybił dwa zęby temu, który próbował zgwałcić dziewczynę, a drugi zadany w okolicę splotu słonecznego, pozbawił przytomności na kilkanaście sekund tego, który ją przytrzymywał. Ci przytomni zaczęli wrzeszczeć z bólu i uciekać w panice wywlekając swojego kolesia, który znowu zaczął oddychać, ale nie był w stanie nawet krzyczeć. Nila i jej ojciec zaniemówili zaskoczeni nagłym zwrotem akcji. W końcu wszyscy wyszli na taras przed dom. Wtedy zauważyli, że napastnicy dobiegają do swojego pikapa zaparkowanego na plaży. Samochód natychmiast ruszył i najszybciej, jak to tylko było możliwe, boksując w piaszczy- stej plaży, wjechał na asfaltową drogę a następnie z piskiem opon odjechał w stronę głównej drogi prowadzącej do Salonik. Nila objęła Armana za szyję i płacząc przytulała się do niego, powtarzając po angielsku jak mantrę: - Dziękuję, dziękuję. Nawet Jamila wyszła spod łóżka i patrzyła z góry przez otwarte okno co się dzieje. Kiedy emocje trochę opadły Arman spokojnie poszedł na górę i położył się spać. Zanim zasnął, to słyszał jeszcze, że poruszony rybak do kogoś dzwonił. Miał nadzieję że nie na policję. Kłopoty nie były mu potrzebne. ............................. Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów ......... www. Ebookowo.pl1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne