Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 25.08.2021 w Odpowiedzi
-
Choć ostatnie, przewierciło na wskroś serce, argentyńskie na parkiecie - łzy dziewczęce. Choć ostatnie nasze tango... byle prędzej, zarzuciłaś mi na szyję - drżące ręce. Choć ostatnie - zatańczyłaś jak Hurtado, czy mam - powiedz, duszę w zamian, oddać za to? Choć ostatnie, czas uniosłaś wzrokiem w niebo, przegoń w ruchu mnie po sali wnet bosego. Choć ostatnie pozostanie w mej pamięci, bo na chwilę palcem Boga - iskrą tchnięci. Choć ostatnie, zawsze koniec wieńczy dzieło, piękny finał... a dopiero się zaczęło. Choć ostatnie - kiedyś znowu cię poproszę, teraz wołam moja miła, popraw loczek. Choć ostatnie, tańczyć będziesz hen z gwiazdami, gdzieś w Paryżu jakiś odgłos, wiecznie zamilkł. Choć ostatnie, ono zawsze dla nas pierwsze, pamiętliwi wspominamy zimne dreszcze. Choć ostatnie, do dziś trzyma na uwięzi, błagam nie mów, że cię drugi taniec nęci. "Jeśli chcesz ulżyć swojemu sercu - zatańcz!" - Grek Zorba.8 punktów
-
zakwitła trudno mi uwierzyć pusty ogród podlewany wodą codzienności żywopłot utkany z marzeń nic tu od dawna nie urosło a kwiaty kiedyś pojawiały się kwiaty samosiejki podlewałem nie tolerowały takiej wody uschły - ona nie jak ci na imię pytam ta ostatnia5 punktów
-
* czarną noc rozświetlają gwiazdy w morzu obfitości * dziki zew dobiega z oddali z tej której jeszcze nie znamy * bał się duch przestworza z mocą zdwojoną gdy szli alchemicy średniowieczni „uczniowie szatana” * zlitujcie się spadkobiercy skąd wasza wiedza pochodzi ? mordująca dzieło stworzenia *4 punkty
-
Skąd do mnie dzwonisz? Słyszę... Bardzo, Ty wiesz co. Nie mogę mówić, usta są za ciężkie, język otyły, leniwie czasem się uniesie, a krtań z nim zagra, nie zawsze co zechcę. Wiedz, że nad przepaścią stoję. Teraz ja dzwonię. Czy mnie słyszysz? Wszystko się toczy swoim torem. Co z moim oddechem? Jest coraz płytszy. Wtedy się boję. autor wiersza: A-typowa-b3 punkty
-
Wygram tę wojnę Wierzę w to głęboko Odniosę sukces, zwyciężę Były miriady przeszkód (no były) Bólu - cierpienia - rozpaczy Ale to Ja Wyjdę zwycięsko i zdobędę laury... ...Złotej Pietruszki.3 punkty
-
byłem dzisiaj na cmentarzu tak zupełnie bez przyczyny rodziny żadnej tu nie mam ani znajomych groby krzyże kwiaty cisza wiatr kołysał stare drzewa pajęczyny lśniły w słońcu w alejkach ani żywego ducha nie uwidzisz groby krzyże ptaki cisza i nagle takie banalne myśli w grobowym odludziu oni tu wszyscy jak żyli pomarli i po nich tylko groby krzyże cisza po nas?3 punkty
-
- Mistrzu, miłuję pannę i chcę ją poślubić. - Jeszcze mi chłopcze powiedz, czy ją także lubisz.3 punkty
-
Jeśli ktoś mnie kiedyś spyta gościu, po co piszesz wiersze bez namysłu mu odpowiem ja nie piszę to po pierwsze a po drugie i tam któreś wiedz, że ja te wiersze tworzę a najlepiej, kiedy świtem hen daleko widzę zorzę. Wtedy umysł się rozjaśnia i ziewanie gdzieś ucieka autor staje się nerwowy bo na swoją wenę czeka a ta zwykle jak kobieta wciera w siebie kosmetyki jakby tego było mało puszcza oko do epiki. Biedak zdaje się na siebie i jak fuszer coś tam kleci nie on jeden, bo tak robią domorośli wierszokleci a czas płynął i niestety podsumowań przyszła pora - czego autor dziś dokonał? Wierszowego stworzył stwora.3 punkty
-
Chciałam wyrazić to co czułam, jak dowiedziałam się że zdobyłam pierwsze miejsce w Rankingu, ja tylko wstawiałam regularnie wiersze nawet nie wiedziałam co to Ranking dopóki, nie wygrałam i koleżanka mi wytłumaczyła co to jest:) Jestem bardzo mile zaskoczona dziękuję to za mało to podzielę się z Wami tutaj moją radością, dodam ze kilka dni temu zalogowałam się na pewne forum nie podam nazwy bo nie wypada ale to co doświadczyłam że nie umiem pisać i takie tam, ocenił mnie po jednym wysłanym wierszu to było moim zdaniem nie fer wobec mnie ale cóż pozostało mi odejść bo dzięki Wam wiem że już dużo umiem a on widocznie boi się zagrożenia, moim zdaniem wybierał wiersze na podstawie kogo lubił bo nie uważam żebym nie umiała pisać wy dodaliście mi wiary w siebie dziękuję za serduszka punkty reputacji i za wygraną to bardzo dla mnie ważne. A najśmieszniejsze jest to ze wstawiałam wiersze od tak po prostu i sobie głośno myślałam i tak nic się tu nie wydarzy, myliłam się. Jesteście kochani że mnie doceniacie jednak tu zostaję tu jest moje miejsce w pisaniu i jeszcze udzielam się na kilku grupach bo dzięki Waszej wiary we mnie uwierzyłam w swoją moc i swój świat Poezji czuję się bardzo szczęślliwa i postanowiłam do Was kilka słów napisać.3 punkty
-
Barczystą odmową przesłaniasz mi wstęp do marzeń Zataczamy się ... potem i wstrętem w drodze do bezpańskiego słońca Mijamy prerie milczenia I sady - bezowocnych snów Obolała krucjata - z początkiem, ale bez końca Nieszczęśliwością łatam - wszystkie obnażenia Uczynki - to tylko kratery i dziury Co rusz to dostaję po łbie: od oberwanej chmury Ale gdzieś jeszcze są nadzieje Nad oceanu ... jeziorem Tęczowo wyolbrzymione - transparentnym kolorem I chociaż są - nie istnieją Do domu wracam po rano. I czeszę - zbyt bujne loki ... ... zbudzonej wyobraźni - zawsze zamawiam to samo: kołyszę się lekko przez próżnię, napełniam się helem, fosforem A życie częstuje mnie dymem - Puste, zobojętniałe ludzkości humidory ...3 punkty
-
nie potrafię wyczuć fali zdarza się buduję zamki z piasku przypływ przychodzi i zabiera podobno cierpliwość jest formą akcji - nie mylić z przetrwaniem2 punkty
-
powoli powolutku otwierają się drzwi za nimi babie lato - pająk w sieci śpi powoli powolutku już prawie tuż tuż lasy ogrody parki i sady upiększa złoty liść powoli powolutku lato się pakuje upycha do walizki marzenie i sny powoli powolutku noc dogania dzień na niebie coraz częściej widać srebrny klucz tak tak moi drodzy to nie żaden żart za tymi drzwiami jesień zaprasza do gry2 punkty
-
tu wszystko jest tak ponaciągane że musi się zgadzać codziennie wpadamy w czarne dziury spojrzeń galaktyki oczu pomagają odtworzyć i dom i przestrzeń i planetarny zgiełk światłolubnym przesyłem jesteś co karmi się tobą oddaje siebie czy tylko nauczysz się brać czy tylko będziesz się odbijał mówią nie oglądaj za siebie przez bark przez skręt idziesz naprzód gdy coś ciągle podpowiada krok po kroku po nieswoich śladach2 punkty
-
czasem nie wiadomo co zrobić z tą miłością budzi najczulsze pokłady zalewając oczy a później biegnie pomimo tracąc równowagę2 punkty
-
Wiersz fantastyczny Łąka - ulubione rewiry fantastycznie wyglądających z wyglądu przestępców. Najbardziej fantastycznie przestępcza dzielnica lasu. Motyle - nieustająco ścigani przez prawo włamywacze o fantastycznym wyglądzie i sposobie bycia, jak Arsene Lupin. Kwiaty - centralne miejsce największych, spektakularnych kradzieży fantastycznie ciekawego nektaru i pyłku w historii łąki. Pszczoły - fantastycznie pracowici detektywi, technicy oraz operacyjni z wydziału kryminalnego. Z wyglądu tacy sobie, z charakteru raczej praktyczni, aż do bólu; za marne grosze w pełnej gotowości od rana do zmierzchu. Zasłużony, prężny wydział posługujący się najnowszą, bardzo wydajną techniką. Miód, jest zrobiony z odcisków palców motyli. Gdzieś tam i kiedyś tam pod Orebro.2 punkty
-
nie każde drzwi do lepszego się otwierają są takie które bolą nie za każdymi drzwiami fajne czeka za niektórymi nicość blada się czai nie każde drzwi są prawdą bywają takie których się boimy zresztą drzwi jak to drzwi raz płaczą a raz się usmiechają2 punkty
-
@Henryk_Jakowiec Bywa tak, bywa Henryku, kiedy męczy niecierpliwość. Czekanie weny w kąciku zasługuje na jej tkliwość. Pozdrawiam :)2 punkty
-
@GrumpyElf Świadomie ćwiczona (na przykład przez muzyków, jak w wierszu), pobudza wyobraźnię i wrażliwość. Dziękuję za odwiedziny i pochwałę. Pozdrawiam :) @emwoo Dziękuję za ciche odwiedziny i pozostawiony ślad. Pozdrawiam :)2 punkty
-
warszawa wygląda dziś jak w piku jarocin pachnie rebelią i buntem kobieta ścięta na kozaka co róg ulicy che guevara z joe strummer się przechadza tak bardzo ma coś w dupie tak bardzo kipi jej niezgoda w samym środku tego tygla czuję się bezbronny warszawa wie swoje nikt tu sterów nie trzyma rządzić zawsze może ten co najmniej przeszkadza2 punkty
-
zaśnij odpocznij nabierz sił za chwilę poczuję w oczach to fakt w nieswoich będą bardziej bolesne kto wie może z lęku że nie tam gdzie zawsze no nic jakoś wytrzymam żebyś mogła uśmiechnąć się moim a teraz popłaczę za ciebie twoimi łzami2 punkty
-
wyrażenie potoczne przecenia ruch myśli jednak trudno zasnąć kiedy spłoszone skrzydłem motyla galopują ciężko pod niskim sklepieniem czaszki nie Gilgamesza Hektora Rolanda czerep rubaszny nie kryje anielskiej duszy posępnieje a moc nie przybywa szczęśliwy biedny Yorick not to be ale słowo nie staje się ciałem1 punkt
-
Klub bohaterów Tłuką mięso tłuczkami pięścią mięso ust po obiedzie i na kotlet seta na zagrychę gaude matter live karaoke z Jasnej pokój nam wszystkim dla innych jest gaz Chodzą krzyczą stoją krzyczą napisy pod gzymsem prawicy nie damy pogrześć kurwa /gotykiem/ jak dziwkę gwałcą dziewicę i matkę gwałcą czołem bijąc matki gwałcicielom hołd Siedzą patrzą kiwają głowami tam tłuczkami w belkę krzyża gwóźdź za gwoździem gniazdo z ciernistego wijąc krzewu za siebie szyję czy jest już skrzydeł cień z wyrwanych orlich piór1 punkt
-
„Każdej naturalnej formie, skale, owocowi i kwiatu, Nawet poszczególnym kamieniom, którymi wybrukowano drogę, Przydawałem życie moralne: widziałem, jak one czują, Lub też łączyłem je z jakimiś uczuciami: ta wielka masa Leżała przede mną otulona w duszę żyjącą, a wszystko, Co widziałem, oddychało wewnętrznym znaczeniem” William Wordsworth- the prelude Otwieram iPada i wchodzę na FB a tam jak zwykle przegląd prasy. To koledzy i koleżanki starają się uświadomić mi, jaki ten nasz świat jest straszny, okropny i beznadziejny. Wtłoczyć mnie w poczucie winy. Walą się na mnie tony informacji o wszystkich nieszczęściach i tragediach całej naszej pięknej planety. A przecież nie interesują mnie ich preferencje polityczne, zbiórki, globalne ocieplenie, pęd do szczepień. Nie uważam, że powinnam to wszystko wiedzieć, żyć ich światem, przytakiwać ich osądom, nie mieć własnego zdania. Czy naprawdę wierzą, że nie potrafię sama wejść na Onet i przeczytać wszystko to, jak będę chciała? Świat zewnętrzny jest tylko lustrem, odbiciem naszego świata wewnętrznego. Jak mroczne muszą być ich dusze.1 punkt
-
Eteryczne stworzenie przemierza czas i przestrzeń. Puls przyspiesza, lub zwalnia, zmienia temperaturę podsuwa kształt i kolor. Brzmienie wypełnia salę, i płonie wyobraźnia: w otchłani umysłu faluje paleta barw, przywołuje obrazy. Powstaje wnet opowieść, potrąca struny duszy: szafirowa toń morza, pierwsze refleksy słońca, wolny puls oceanu. Orkiestra symfoniczna: porażające piękno naniebnych konstelacji, niezgłębione, tajemne Światło Nieba... oddycha. Zakrada się perkusja, rytm podbija kolory, światło igra z cieniem, pomiędzy barwne plamki i rozlana harmonia. Nie wymyślaj, zabierz wzrok, "zobaczysz" to, co usłyszysz. Kształt zaklęty muzyką, ton zapachu, dotyku uwolni się z głowy.1 punkt
-
Z Pączkowic mdły muzyk, Piotr - amator fotograf, na wernisażu dał komuś krwisty autograf. Teraz drogim aparatem w garniturze, pod krawatem, uwiecznia prezesa za podstępny cyrograf. ____ 19.08. obchodzimy Światowy Dzień Fotografii1 punkt
-
NA PUSTYNII LOON OP ZAND - CZĘŚĆ TRZYDZIESTA DRUGA ( SZOPA ) UTWÓR: LOVE IS ALL - MAN OF NO EGO Wystarczy jeden moment by prowadząca łamane ciało fala próbą jego kierunki poddała; niczym magnes przybity do ziemi - płyną z potrzeby większego przyciągania, a środkiem stron medalu Pani kreowania nic wyznacza, tylko ciałem steruje Dopiero prądem artyzmu zmaterializowana pozwala wiersz napisać w toku niemyślenia mowa ciała tylko: rozbiera się przed tobą poezjo, do naga Leci!1 punkt
-
@Henryk_Jakowiec Pradziadka? Gratulacje Henryku :) Och, przeszkody już pokona, supły rozsupłane będą, kiedy wena zanudzona, zacznie łowić słowa wędą. Pozdrawiam :)1 punkt
-
I wędrujemy jak cień co łzą pokrywa przez nasze dusze we śnie milczące w bezzadumie blaskiem pięści otwartej strudzeni toporem tępym świętą Ziemię po omacku raniąc w zatraceniu rosy słonej w Bożej mowy zapomnieniu tchnieniem gwiazd znęceni na byle ich skinienie warkoczem nadziei zmyślnych gnamy płonąc w siedzibie wzruszeń wartko i pestką owoców rajskich omdleni w bezkresie prawdy malejemy starając się nie stracić serca z oczu.1 punkt
-
@Michał1975 Popraw humor na... granicy... Białorusi, masz ha ha po próżnicy. Kłaniam się, tam masz burleskę na całego.1 punkt
-
zza krat poszatkowany jakiś mur albo drzewo raczej mur kawałek dachu kawalątek nieba człowiek z bronią jak wygląda świat zza krateczek drobinki drzew i czerń drobinki domów i czerń drobinki nieba i czerń drobinki dzieci i śmiech oraz wielu wielu mężczyzn z bronią kłujących w oczy zza krateczek burki1 punkt
-
1 punkt
-
@Andrzej_Wojnowski Ażem ciekaw, jej nazwy, choć nadzieje już zgasły. Pozdrawiam Andrzeju, fajnie i tajemniczo.1 punkt
-
@corival Dla mnie żadna to nowina kilkadziesiąt lat znam wenę i wiem też, ze jak się uprze nie ma siły na gangrenę. Nic nie idzie jak po sznurku bo i na nim są przeszkody choć to tylko są supełki nieraz gorsze są od kłody. Kłodę można zsunąć na bok lecz gdy supeł zaciągnięty wtedy nawet linoskoczka taki garb uwiera w pięty. Serdeczne pozdrowienia od pradziadka Henia :))1 punkt
-
@jaguar pod Orebro miałem policyjną, rutynową kontrolę. Pod kątem zabezpieczenia ładunku, przestrzegania czasu pracy (tutaj całe spektrum), stanu technicznego ciężarówki. Policjant wszedł do środka mojej kabiny aby zrobić wydruk z tachografu. On stoi, ja siedzę i tak sobie gadamy. Wtem, do kabiny wpadła pszczoła. Zwyczajna, koleżanka z pobliskiej łąki. Z tego co wiem pszczoły tak odchodzą z tego świata. Z daleka od domu aby nie sprawiać nikomu kłopotu. Policjant na ten widok zrobił się nerwowy. Odpędzał biedną pszczołę ile sił. Zaraz zacznie do niej strzelać z pistoletu - myślę widząc panikę w oczach przedstawiciela prawa. No i to był impuls. Już w zasadzie miałem w głowie cały wiersz. Tylko jeszcze bez zakończenia. Nie mogłem się doczekać końca kontroli aby jak najszybciej napisać. Tak to było. Czasem jeden impuls, czasem całe życie. A ponieważ nie mam żadnych oporów przed łamaniem konwencji - tudzież formy. Powstał taki trochę SF wiersz. Pozdrawiam. @Sylwester_Lasota @jaguar pod Orebro miałem policyjną, rutynową kontrolę. Pod kątem zabezpieczenia ładunku, przestrzegania czasu pracy (tutaj całe spektrum), stanu technicznego ciężarówki. Policjant wszedł do środka mojej kabiny aby zrobić wydruk z tachografu. On stoi, ja siedzę i tak sobie gadamy. Wtem, do kabiny wpadła pszczoła. Zwyczajna, koleżanka z pobliskiej łąki. Z tego co wiem pszczoły tak odchodzą z tego świata. Z daleka od domu aby nie sprawiać nikomu kłopotu. Policjant na ten widok zrobił się nerwowy. Odpędzał biedną pszczołę ile sił. Zaraz zacznie do niej strzelać z pistoletu - myślę widząc panikę w oczach przedstawiciela prawa. No i to był impuls. Już w zasadzie miałem w głowie cały wiersz. Tylko jeszcze bez zakończenia. Nie mogłem się doczekać końca kontroli aby jak najszybciej napisać. Tak to było. Czasem jeden impuls, czasem całe życie. A ponieważ nie mam żadnych oporów przed łamaniem konwencji - tudzież formy. Powstał taki trochę SF wiersz. Pozdrawiam.1 punkt
-
1 punkt
-
@Gosława jestem otwarty prawie na każdą formę. Jedynie wiersz regularny nie leży mojej twórczości. Dzięki i pozdr. @emwoo tak, właśnie dokładnie tak. To jest wiersz wyobraźni. W zasadzie ociosany drewniany kołek. Trochę na kwadratowo, ale za to lekkim młotkiem i ostrym dłutem. Dzięki o pozdr.1 punkt
-
@[email protected] Dziękuję za opinię, zwłaszcza w odniesieniu do rymów. Bo nie ma lepszych, niż te oparte na rzeczywistych doświadczeniach. Co jeśli przyjdzie następne... nic? Poezja przeżyć nie wybiera, oby tylko i wenę ze sobą przyniosły. Pozdrawiam serdecznie:) @Lidia Maria Concertina Dziękuję :)1 punkt
-
Jest taka stara, chińska bajka o garncarzu, który lepił z gliny garnek. Robił to bardzo długo, jednak za każdym razem, gdy oglądał swoje dzieło nie był zadowolony. Miał wrażenie, że o czymś zapomniał, że czegoś brakuje. Dokładał gliny do rzeźbionej bryły, obracał ją na garncarskim kole, muskając dłońmi nadawał jej najbardziej wyrafinowane kształty. Rzeźbił piękne gliniane uszy o idealnych proporcjach, za które będzie można trzymać garnek, podając potrawę na stół. Dodał gliny na dno, aby naczynie dłużej trzymało ciepło. Jednak dzieło wciąż nie zadowalało garncarza. Po kilku godzinach pracy zrozumiał w końcu czego brakuje garnkowi. Naczynie nie miało otworu. Garncarz skupił się na kształcie, fakturze i pięknie naczynia, jednak zapomniał, że powinno być funkcjonalne. Zamiast czegoś w czym można gotować, stworzył piękną, lecz bezużyteczną bryłę. Garnek potrzebował pustki, aby zyskać swój charakter. By stać się tym, czym miał być. Boimy się słowa pustka. Na samo jego brzmienie czujemy lęk przed nicością. Niebyt kojarzy się z czymś ostatecznym, ze śmiercią, z nieistnieniem. Czasem boimy się tego stanu tak bardzo, że każdą wolna chwilę zapełniamy nic nieznaczącymi czynnościami. Wszystko po to, żeby nie poczuć nicości. Poganiamy siebie i innych, trąbimy na światłach, popędzamy dziecko, gdy wiąże buty, krzyczymy na kasjerkę, że za wolno kasuje. Nie chcemy pozostać w bezruchu, żeby cenne sekundy nie przeleciały nam przez palce. Bezczynność kojarzy nam się ze strata czasu, a to najcenniejsze co mamy. Nasze życie to linia, która niczym tykająca bomba odmierza nasze dni. Jesteśmy tym karmieni od pokoleń, wzrastając w kulturze zachodniej nie sposób myśleć inaczej. Ci, którzy tracą czas to nieudacznicy. Lenie, którzy nic w życiu nie osiągną. A gdy mocno się postarasz możesz osiągnąć wszystko. Tylko co to jest wszystko? Udowadniamy sobie, że jesteśmy coś warci, spełniamy czyjeś marzenia. Kreujemy wyobrażenia o sobie i wkładamy je w głowy innych ludzi, by potem uczepić się tego i wierzyć, że tak właśnie o nas myślą. Karmimy się tymi iluzjami i biegniemy w pogoni za czymś nieuchwytnym. Wierzyłam, że mnie to nie dotyczy. Przecież spełniałam własne marzenia i odnosiłam sukcesy. Miałam gdzieś opinie innych, wiedziałam co jest dla mnie dobre. Owszem, trochę nie pasowałam do korporacji, za dużo analizowałam i czułam. Aby upodobnić się do reszty nakładałam maski, których miałam tak wiele, że w końcu straciłam własną twarz. Pogubiłam się w tworzonych przez siebie kreacjach, byłam jak kameleon, czym bardziej nie pasowałam do otoczenia, tym bardziej starałam się wtopić w tło. I w końcu stało się to, co nieuniknione. To samo co z setkami, tysiącami innych, którzy zbyt długo żyli imitacją życia. Załamałam się. Wtedy nie rozumiałam co się dzieje. Widziałam to ze złej perspektywy, nie miałam przestrzeni, dusiłam się sobą. Był taki czas, gdy czułam jakbym nie istniała. Miałam prawdziwe przekonanie, że jestem tylko iluzją, że wydaje mi się, że jadę samochodem, rozmawiam z pracownikami czy podpisuje jakąś ważną umowę. Byłam przekonana, że mnie nie ma. Wpadłam w pułapkę własnego umysłu. Wychodziłam z psychoterapii i uzmysławiałam sobie, że mówiłam nieprawdę. Płaciłam za sesję, która miała mnie wyciągnąć z tego gówna, a szyłam obcemu człowiekowi jakieś nieprawdziwe historie. Opowiadałam mu własne iluzje na swój temat. Teraz już nie wiem czy ze wstydu kim jestem, czy dlatego, że po prostu zapomniałam, gdzie jest moje “ja”. Zmieniałam leki na mocniejsze, czułam co raz mniej. Trwało to osiem lat, aż w końcu coś pękło. Przemijanie i nieuchronność zmiany to jedyne czego możemy być pewni. Nawet jeśli nic nie robimy, to, co w tej chwili trwa i tak się kiedyś skończy. Wbrew pozorom nie trzeba podejmować żadnych akcji, przemijanie jest procesem niezależnym od nas. Za każdym razem, gdy słyszę: “A może to rzucić i wyjechać w Bieszczady” trochę mi smutno, bo takie rzeczy nie wydarzają się w prawdziwym życiu. To nie książka Grocholi. W Bieszczadach nadal będziesz walczyć ze swoimi demonami, bo tu nie chodzi o miejsce na ziemi, a miejsce w twojej duszy. To nie jest opowieść o szerokości geograficznej, a o przestrzeni jaką musisz odkryć w sobie, o otworze jaki musisz wydrążyć, aby twoje naczynie stało się funkcjonalne. Aby twoja dusza odzyskała prawdziwość istnienia. Wyjechałam do Tajlandii jako wrak. Mój mąż podjął decyzję, mi było wszystko jedno. Spakowałam nasze życie do pięciu walizek. I trafiłam do innego świata. Trafiłam do pustelni. Zaczął się mój życiowy detoks. To nie było niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki, a codzienny bolesny proces odwykowy. Przez pierwsze trzy lata nie miałam kontaktu z ludźmi. Oprócz moich najbliższych nie miałam żadnych znajomych. Nie poznawałam nikogo, bo nie miałam takiej potrzeby. Odpoczywałam od relacji, dyskusji, udawadniania swojej wartości, politycznych przepychanek, oceniania, przekonywania do swoich racji. Skasowałam social media, kontaktowałam się tylko z rodzicami i bratem. Okazało się, że nikt za mną nie tęskni, a wszystkie moje dotychczasowe znajomości zniknęły w ciągu paru chwil. Życie zweryfikowało moje relacje tworzone na fundamentach zawodowych koneksji, zależności i profitów. Sama tworzyłam te relacje, nikogo o to nie obwiniam. Nie miałam polskiej telewizji, nie słuchałam radia. Nie docierały do mnie żadne informacje. Odizolowałam się kompletnie od polityki. Nie interesowało mnie kto został prezydentem, jaki polityk objął ministerstwo, kto ma jakie poglądy. I wiecie co? Nic się nie wydarzyło. Nadal żyłam. Okazało się, że ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. Przez całe życie byłam przekonana, że muszę być na bieżąco, bo trzeba mieć swoje zdanie, a moja opinia się liczy. Ale nagle uświadomiłam sobie, że nic nie muszę. Mój brak zainteresowania polityką nie nadszarpnął podwalin świata. Wszystko trwa i toczy się swoim torem. To było wspaniałe, uwalniające odkrycie. Chodziłam po rozgrzanych ulicach Bangkoku i obserwowałam lokalny świat. W centrum miasta w labiryncie małych uliczek toczyło się sielskie, powolne życie. Bezpańskie psy, świergot egzotycznych ptaków w liściach wysokich palm. Wiszące w cieniu hamaki na wypadek, gdyby upał okazał się zbyt męczący. Rozgrzane paleniska ulicznych kuchni, zapach parującego sosu rybnego i kiszonych krewetek. Piekący w oczy, wyciskający łzy. Uśmiech ludzi, których nie rozumiałam, jednak nie potrzebowałam ich słów. Wystarczyła mi iskra w ich oczach, szczerość, której czepiałam się wtedy jak ostatniej deski ratunku. Prawdziwość prostych ludzi, którzy nie maja ochoty niczego udawać. Nawet nie wiedzą, że można. Siadałam czasem przy plastikowym stoliku, zamawiałam tajską zupę i patrzyłam na nich. Tak innych niż ludzie, których zostawiłam w swoim starym życiu. Patrzyłam, jak się śmieją, jak rozmawiają. Odkryłam wtedy, że słowa są zbędne, wystarczy otworzyć szeroko oczy, aby zrozumieć czyjeś emocje. Obserwowałam ich surowe życie, bez ozdobników, skupione na przetrwaniu i na tym, co tak naprawdę jest ważne. Ich widok był jak lekarstwo. Czasem dostrzegałam w ich wzroku to mgnienie, niemal nieuchwytny znak, że rozumieją. Jakby czytali mi w myślach i widzieli moje krwawiące serce. Prości ludzie, którzy skończyli kilka klas w przyklasztornej buddyjskiej szkole, patrzyli na mnie ze zrozumieniem, jakiego nie doznałam nigdy wcześniej. Z mądrością życia, której nie uczy się w szkołach. A ja patrzyłam w ich pomarszczone, zniszczone słońcem twarze o obcych rysach i czułam ukojenie. Wciąż byłam chora, nadal brałam tonę leków, jednak czułam, że coś się zmienia. Stroniłam od obcokrajowców, nie chciałam się integrować. Nie potrzebowałam słów. Bałam się, że ten wspaniały sen się skończy, że zakrzyczą mnie swoimi racjami. Że stracę to co osiągnęłam. Bywało, że słyszałam polskich turystów gdzieś na ulicy czy w metrze. W jednej chwili stare uczucie wracało, jakaś trucizna zalewała mi serce. Odwracałam wzrok, żeby mnie nie zdemaskowali, żeby nie dostrzegli w moich oczach zrozumienia, tego odruchowego spojrzenia na dźwięk znajomego języka. Wtedy tego nie wiedziałam, jednak teraz już wiem, że to wszystko nie wina ludzi, Polski czy korporacji. To były tylko narzędzia do samodestrukcji, które trzymałam w swoich rękach. Wtedy miałam żal do ojczyzny jakby była matką, która zostawiła mnie w sierocińcu. Tęskniłam za nią, jednocześnie jej nienawidząc. Miałam żal do przyjaciół, którzy tak szybko o mnie zapomnieli. Miałam żal do siebie, że straciłam czas. Że tracę go chodząc po gorących ulicach Bangkoku i nic nie robię. Jestem leniem, nieudacznikiem. Bo przecież bez pracy nie ma kołaczy i tylko ciężką pracą ludzie się bogacą. Stare prawdy wtłaczane moim przodkom przez ich matki i przekazywane z pokolenia na pokolenie niczym czarne dziedzictwo. Niszcząca siła, która doprowadziła nasze społeczeństwo na skraj przepaści. Gonimy za króliczkiem, który i tak nas wykiwa. Może było mi łatwiej, mogłam z dnia na dzień odizolować się od wszystkiego co mnie podtruwało. Jedna kropla trucizny nie zabija, jednak dodawana sukcesywnie, dzień po dniu zaczyna nasycać ciało toksyną. Krople przestały płynąć, jednak ja nadal potrzebowałam czasu na wyzdrowienie. Było mi łatwiej, bo zamieszkałam w kraju buddyjskim, gdzie słowo pustka nie powoduje strachu, a nic nierobienie nie jest lenistwem. Każdy ma swoją pustkę, osobistą przestrzeń tylko dla siebie. Gdzie zawsze można wrócić i poczuć ukojenie. Zawsze można położyć się na hamaku i odpocząć. Zamknąć oczy i słuchać zgiełku dnia. Ten kraj nie rozwija się w takim tempie jak kraje zachodnie, ale nikt nie ma z tego powodu żadnych kompleksów. Za niczym się nie goni, nie ma wielkich ambicji. Nie ma karier, chęci posiadania. Pracownicy nie chcą odpowiedzialności, a gdy czują presję odchodzą. Nie walczą, bo nie muszą. I wtedy właśnie, będąc tam, w tym dalekim, egzotycznym kraju zrozumiałam, że ja też nie muszę się nigdzie spieszyć. Nie muszę nic udowadniać, mogę marnować czas. Nie muszę wykorzystywać każdej wolnej chwili na kolejne osiągnięcia. Nikt tego nie musi. Poczułam wokół siebie przestrzeń, byłam wolna od ludzi, opinii, przedmiotów. Całe życie w pięciu walizkach okazało się zupełnie wystarczające. To było jak oczyszczający reset, wrócenie do ustawień fabrycznych. Są budynki, które można wyremontować, jednak czasem, trzeba go zrównać z ziemią, żeby powstało coś pięknego. Stałam na gruzach swojego życia, wyciągałam ramiona do błękitu nieba i czułam lekkość. Według filozofii wschodu wszechświat powstał z nicości, a każde żywe istnienie pochodzi z energii wszechświata. Jesteśmy z pustki, która jest częścią naszej istoty. Niczym w znaku yin-yang, gdzie czarne przeplata się z białym, byt współistnieje z niebytem, istnienie z nieistnieniem. Pustka nas dopełnia, a bez niej jest nas tylko trochę. Jeśli nie damy sobie przestrzeni na poczucie emocji, przyzwolenia na błędy i tej tkliwej troski o to, co czujemy, nasze człowieczeństwo zachwieje się w posadach. Jednak moja opowieść nie jest o religiach wschodu, nie studiowałam ich, nawet nie próbowałam. Moja opowieść nie jest też o wierze w Boga, bo to delikatna, intymna struktura mojej duszy, której nie warto wystawiać światu do oceny. Ta opowieść jest o mnie i o mojej drodze do miejsca, w którym jestem teraz. O surowych, prostych ludziach, o zniszczonych słońcem twarzach. O dialogach bez słów, w wąskich, gorących uliczkach Bangkoku i o pustce, którą musiałam poczuć, żeby zacząć żyć. Moje serce to wciąż delikatna, niewygojona tkanka. Taka jaką mieliśmy na kolanie, gdy odpadł nam strup. Delikatne ciało z cienką, różową skórą, którą łatwo zranić. Wiem o tym, dlatego nigdzie się nie spieszę. Powoli odbudowuje swoje życie, bez leków, bez toksycznych relacji. Nikogo nie udaję, nie oceniam, nie nawracam. Nie zmieniam światopoglądów. Dzielę się jedynie swoja fascynującą podróżą, która wciąż trwa. I mam nadzieję, będzie trwała jeszcze długo.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Tak oszczędnie w formie a tak bogato w treści :) Rzeczywiście, jest duża różnica między cierpliwością a przetrwaniem. Pozdrowienia1 punkt
-
Drżę, zamknięty w kokonie mroku… Otula mnie noc, obsypując deszczem gwiazd… … mieniąca się, cienka powłoka szronu pokrywa lustra szyb, kreśli wyszukane wzory… Piszę po niej palcem twoje imię… … puszysta ćma uderza w obskurną żarówkę, wznieca skrzydłami kurz… … Odwiedzasz mnie codziennie, blada, z sinymi cieniami wokół oczu… Gdzie pójdziemy tym razem? … ciemna, splątana gęstwina lasu ― jest twoim jestestwem… Ujmujesz moją rękę lodowatym, sztywnym uściskiem dłoni… … krocząc przez opary mgielnej ciszy, prowadzisz w otchłań nieistnienia… absolutnego rozkładu… Zwilgotniałe gałęzie ― uginają się miękko ― pod naszymi gołymi stopami… Uśmiechasz się do mnie… … odgarniasz włosy… Stajemy się ― stopniowo ― niknącymi odgłosami przeszłego czasu… Kocham cię… (Włodzimierz Zastawniak, 2021-08-23)1 punkt
-
@Olya Ciekawe, niespotykane rymy, wiersz jakby graficzny w kształcie kobiety. Co będzie jeśli przyjdzie następne - nic?! Pozdrawiam Olya.1 punkt
-
Czule obejmowała, ale nie dawała poznać Oceniała, nie wypowiadając wyrażeń Słuchała płyty, a jakże do siebie Dłonie trzymały się zawsze z daleka Jej bank nie wydawał żadnej reszty Łóżka konsekwentnie wstępnie odmawiała Za obiad i kolację nie dziękowała Mówiła, że piękna suknia nie dla mnie Strofowała, że książka tylko mądrym Makijaż i manicure wiecznie dla kolegi Jedyne pytanie – Daniel to wszystko? Unikaliśmy jak ognia gęstości słowa miłość.1 punkt
-
@Nefretete Bardzo wyraziście i równocześnie... skłania do poruszenia wyobraźni, nadążania za ruchem... Zapewne nieco zamotałam w wypowiedzi, ale ten fragment bardzo mi sie spodobał. Pozdrawiam :)1 punkt
-
@GrumpyElf oczywiście celna uwaga - ale są pewne etapy przechodzenia "trupowatości". o tyle na pogrzebach jest prosto - trup, trumna, mogiła - nieodwracalne, a jednak emocje, kłębowisko myśli. tu jednak ten trup jest mimo wszystko żywy, trochę zombie - a jak widziałem na filmach - to spore niebezpieczeństwo...1 punkt
-
@Nefretete Czasem posłuchasz - olśnienie, drogę wyściełał, a komu... wenie! Pozdrawiam, zdrowia życzę.1 punkt
-
Usiąść i niczego nie ruszać w zachwycie nad Starożytnością Nie wiedzieć i nie mówić w tęsknieniu za spokojnie milczącą ciszą Odłączyć umysł na kilka chwil aby myśl stała się brakiem domyślań Nie ogolić twarzy oraz przyciemnić aby choć trochę wydać się przystojnym1 punkt
-
Słoneczne południe W kawiarni pełno ludzi Rana na twej dłoni. Lub: Na słoneczny plac Opadają liście - Rana na twej dłoni.1 punkt
-
Znów zaczęłam zakładać sukienki i przeglądać się w lustrze, jak w sobie. Zapomniałam, że jestem kobietą, pomyliły mi się w życiu role. Chciałam świat zawojować jak robot i najlepszą być w każdej dziedzinie. Dziś rozglądam się - pusto wokoło, każdy wolny czas spędza w rodzinie. Znów zaczęłam zakładać sukienki i malować swe usta czerwienią. Superwoman ma również usterki, chociaż... kto ich już dzisiaj nie ma? Wszystko sama wymyślę i zrobię, wykastruję też jeśli potrzeba i w tym cała tragedia spoczęła, że zamknęła mi drogę do nieba. Bo ja chcę być zwyczajną kobietą, i nie walczyć już z całym światem. I w ramiona męskie się wtulić i żyć całkiem, już całkiem inaczej. Dziś kobiety walczą o prawa. "Niezależna": to drugie ich imię. Ja kobietą bym być - wolała, bo za dużo mnie w życiu ominie.1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne