Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 13.03.2021 w Odpowiedzi

  1. chodź opowiem ci o dłoniach potrafią ogrzać mroźne bieguny nie są rzadkością pchają się przez zamknięte okna wtedy ciało przechodzi w szkło — pełne arktycznego chłodu trafia prosto w ręce gdzie tyle o tobie we mnie drżą wszystkie te szyby na twojej skórze utrwalam ślad chucham w najczulsze miejsca niedomknięte przybliżają strach czułość nazywasz strachem boisz się że gdy cię dotknę poczujesz ten piekący niedosyt
    6 punktów
  2. głupotki już za nami i ego połechtane straszy mnie przemijanie bo z natury jestem płochliwy lecz nazwałem Tobą przyszłość więc zegary już mnie nie budzą do twarzy Ci w moim życiu nie chowaj rumieńców za pudrem naiwność marzeń będzie nas bawić do czasu następnej próby czy ją przetrwamy? nie wiem
    6 punktów
  3. przejrzyste i lekkie nie bać się wiatru jak ptak chcę tylko tyle ile mieści się w garści ziemi naucz jej nie ranić
    5 punktów
  4. Kuracjuszka - to nie ściema powiedziała mi, że nie ma... lecz dokończyć nie raczyła bo się nagle zawstydziła. Ja w pokoju w samotności myśląc o jej niewinności mam wątpliwość czy przypadkiem i do tego z moim dziadkiem. w Świnoujściu na turnusie nie oparła się pokusie no i jako kuracjuszka sama wlazła mu do łóżka. Potem to już szło jak z płatka więc nocami do ostatka dochodziły do mych uszu jęki takie jakby z buszu a to działo się za ścianą nocą, ale też i rano a co gorsza to cykliczne i do tego erotyczne piski, wrzaski i westchnienia były formą potwierdzenia, że kolejny szczyt się szczyci - kto go zdobył? EMERYCI.
    5 punktów
  5. Gdzieś pod lipcowym gorącym niebem, nad drżącym lasem srebrzystych skonań, powolnym krokiem idę do ciebie, życie, ach życie weź mnie w ramiona. Nie pędź tak szybko, odpocznij sobie boś zadyszane ciągłą gonitwą, ja z przyjemnością to samo zrobię, schowam do serca żebyś nie znikło.
    5 punktów
  6. W wulkanicznych pyłów krainie, w szafirowym aromacie ziół i mirry, złotoczerwony Feniks zamieszkuje. Ze strumienia życia utkany, z każdym objęciem księżyca popiołu skrzydłem srebrzystą nić nowiu wita. Aż tu razu pewnego, w drzewa szczelinie co to malachitowym runem utulone, człowieka spostrzega. Wonna żywica pociemniała ze zgrozy patrząc jak mężczyzna wpatruje się w siebie zamkniętymi dzikimi oczyma i widzi jak w letargicznej przestrzeni spoczywa dziecię martwe. Uśmiercony chłopiec w nim. Jeszcze nieupierzony. Niepochwycony w garść dróżek bocznych, dróżek ciemnych, a już pokryty kłującymi krzewami luli luli laj. Cóżeś uczynił?! Ciska w mężczyznę ptasich słów echo, przelatując przez całą wzdętość i pustkę co to na męskich barkach wibruje. I zapłonął Feniks kardamonu złotem, gniazdo rozniecając co to w twardym męskim sercu stosem zakrzewiło się. I migoce przestrzeń mitycznej pieśni uniesieniem: Na ołtarzu słońca, z kości i szpiku, odradza się w tobie pisklę, które uśmierciłeś. Wygładź ostre kontury dorosłości bo zbyt długo już oglądasz siebie poprzez gruby mur sceptyka. Powróć do niewinności o zapachu słodszym niż kwiat, bowiem ufność i otwartość dziecka to centrum wieczności! To serce, w którym wieje słońce i oczy w których świeci wiatr. W tej głębi właśnie zatacza kręgi morze i pluska się niebo, przepędzając całą gnuśność wszechświata. Jest to głębia nie lada. Zatem z martwych wstań, a nic już nigdy nie będzie w tobie pojedyncze i jednorazowe.
    4 punkty
  7. Możnowładca zbuntował się przeciw Faraonowi : wspieranie wrogów, nawoływanie do buntu… Za występki został skazany na sześć lat katorgi, nosił węgiel, rąbał drzewa. Władca Egiptu zapewnił mu dodatkowe „rozrywki” : bił, głodził, nie pozwolił zasnąć. Magnat podobno okazał skruchę i żałował. Po spotkaniu z władcą „popełnił samobójstwo”. Faraon pomógł mu. ( Wiem nieoficjalnie.) Po uroczystym pochówku było wystąpienie. „ Sprzeniewierzył się cesarstwu, lecz pojął swoją winę i nieszczęśnik popełnił samobójstwo, żal kmiecia”. - Przemawiał Namiestnik. Buntownik spoczywa w dużym sarkofagu. Władca udekorował grób.
    3 punkty
  8. Bolą mnie ramiona od dźwigania kręgosłupa moralnego, bo skrzydeł nie nosi ich skorupa. Mruga prawa źrenica opaczności, a łzawi lewa, zaś nos jak piwot zawsze na darmo krwawi. Bolą lędźwie od grzania krzesła elektrycznego z demobilu, bo żadnych szans nie mam mieć innego. Ćmi bólem od myślenia głowa, co obrazami śni, nie mogąc już władać własnymi powiekami. Bolą mnie w pięść zamknięte twardo dłonie estety, bo na egzemę uczuć nie ma maści niestety. Cierpnie krosta w języku, który androny prawi, lecz przecież trzeba wiele słów skraść, wtedy Bóg zbawi. Bolą rozstępy twarzy od skurczów i grymasów, ćwiczonych w szkole życia międzyludzkich zapasów. Szczypie wredna Wenera na kulejącym Marsie, bo tyleż jest w miłości prawdy co sensu w farsie. Boli serce bezdechem skserowanych szarzyzną dni, nieczułością niemych udręk bycia mężczyzną. Szwedzi dusza niemyta, jak kieszeń wypłukana z grosików szczęścia drobnych, jak nadzieja załgana. Bolą włosy przyrosłe palcem rwącym kosmyki srebrzących gwiazd, na zupę z ciężkostrawnej etyki. Gryzą zęby mielące w szczękach chlebowe głazy codzienności spuchniętej złem winy i urazy. Bolą odciski na poduszkach stop i dłoni, od chwytania ciężaru chwil synapsą pogoni. Utykają kolana nawykami klękania przed szyderczym profanem, uczącym nas czołgania. Ból ten sprawia, że w jaźnie czasu trwa wciąż istnienie, Daremnie lecz oparcie, tańczy jak w mroku lśnienie.
    3 punkty
  9. pod sercem uwięzione źródło nie może się przebić zadzierzgnięty oddech w twardych skałach piersi gdyby popłynęło łzami łzami łzami uwolniło zmiękło...
    3 punkty
  10. WSPÓŁCZEŚNI DONKISZOCI Zagubieni między jednym drugim piciem między hasłem do odwrotu a pobiciem swą odwagę wyssaliśmy z mlekiem matki a głupotę z naukami pewnie tatki Podbijamy czułe serca pięknych dam zwyciężamy – tak przynajmniej wydaje się nam powalamy konkurentów wzrostem sprytem ust grymasem lub mrugnięciem - tanim chwytem I na tarczy do La Manchy powracamy Dulcynee same we łzach zostawiamy odpoczniemy miesiąc może dwa aż znów zew natury znać o sobie da
    3 punkty
  11. Decyzja Otworzyłam drzwi na świat i zaraz zamknęłam. J.A.
    2 punkty
  12. mimo że myśli rozkwitają jak majowe jabłonie wraz z pierwszym krokusem rodzi się nadzieja pada śnieg wiatr zamiata biały puch płatki które jak białe koty wirują podczas marcowych harców bo taka kolejność czasu i dla zimy jeszcze chwila na wspomnienia dzieciństwem owiane głębokie zaspy nadal powodują uśmiech na twarzy Sylwia Błeńska 8.3.2021
    2 punkty
  13. dziękuje za wczoraj dziekuje za dziś były dość fajne mimo małej łzy dziękuje bo wiem że jutro nieznane może trudne być jak gór wysokich mgły dziękuje choć czuje mały niedosyt bo powinny być wstępem do gry gry która maluje barwą kolejne dni rodzi uśmiech zna zapach róż dziękuje mimo to że już przeminęło to co moją chwilą życia się zwie
    2 punkty
  14. teraz do tyłu zrobię krok a ty pobiegnij naprzód i trochę się usunę w cień by nie zasłaniać światła bo musisz więcej miejsca mieć na rozpostarcie skrzydeł lecz będę czekać na twój znak by z sercem w dłoni przybiec
    2 punkty
  15. Mówili na ciebie czarownica. Że niby pająki, przystrajasz brokatem. Czynisz wiele nie tak jak inni. I masz domek na kurzej łapce. Tańczysz wesoło o brzasku. Spijasz nektar z kwiatów. a promienie słońca, zaplatasz na smutnych twarzach. Drzewa przytulasz wszystkie. Rozmawiasz ze zwierzętami. Nocą spoglądasz, na jasną i ciemną księżyca stronę. Za dnia obłoki z błękitu, zmieniasz w watę cukrową. Dzieci częstujesz. Lecz kiedyś spadłaś i leżysz bez życia. Ktoś podciął nóżkę twojej chatki. Może ta, na którą nie mówili czarownica.
    2 punkty
  16. Zamurowało go ;))
    2 punkty
  17. Uczę się panować nad rozkładem. Życie feniksa budzi podziw ale kto wyliże rany? Nieśmiertelność nie ma końca a niebo nie czeka. W podróży po krańcach jest tyle kolorów, że robi się biało. Celuję w szczelinę: to wszystko co mamy, mówią ci co nie wierzą.
    2 punkty
  18. Moje miejsce - trzy drogi złączone trójkątnie krzyżami wielokątnych myśli i rozstajów. Dwie ścieżki, las ponury i to co pod lasem. Niebo i to pod niebem - drzewo i jego cień. Kamień i jego ciężar, ryty bruzdą wspomnień. Horyzont zdarzeń tkany z całunów szklanych mgieł. W kliszy śliskiego okna wierzga dymny podmuch i rozmywa kształt domu w kałużach szarości przez barwność pól głaskanych górnością powietrza. Spokój ptaków wiszących pięciolinią krzywizn wciska wyklute oczy w blady kształt przestrzeni. Tłuste skiby zlepionej ziemi twardą czernią przezierają przez śnieżny ażur wzorem bieli. Lazur nieba rozwiesza pajęczynę zmierzchu płonąc w pogorzelisku solarnych pigmentów, tam gdzie przez drzwi ostatnie powiedzie mnie wieczność, haftując cekinami gwiazd mrok firmamentu.
    1 punkt
  19. Mój dziadek to stary mistrz właśnie. Prasuje pięknie żelazkiem. Nie umiała babcia, więc przyuczyła dziadka. Lubię patrzeć jak dziarsko prasuje. Co pogniecione najpierw, później gładkie fajne. Narzędzie sprzed wieków, dla mnie zagadką, lecz bliskie sercu dziadkom. Jestem ich małym wnuczkiem i kiedyś dostałem nauczkę. Chciałem sprawdzić, czy ciężkie żelazko i na podłogę spadło. Odłamało sobie rączkę i to był nieszczęścia początek. Przy myciu babcia spojrzała mi w twarz, pytając, skąd taki ślad tutaj mam. Co zrobiłem odważnie powiedziałem i za co dziadek wymierzył mi karę. I babcia po chwili wiedziała, skąd blizna i czemu. Musiałem chodzić z duszą na ramieniu.
    1 punkt
  20. ochrzczono go rodzic za to troszkę zapłacił przyjął pierwszą komunie oczywiście nie za darmo poszedł do bierzmowania jakiś grosz wyłożył - ślub kościelny oczywiście był drogo to kosztowało jeszcze ileś tam lat i umrze rodzina słono za to będzie płacić a przecież papież głośno mówi wszystkie sakramenty mają być za Bóg zapłać nawet kolęda lecz księża widzą to całkiem inaczej więc dziwi sie dlaczego bardziej wieżą w pieniądz niż chrystusową wiarę ja na chleb zawsze im dam
    1 punkt
  21. Zachodzące Słońce omiata swoją gasnącą, czerwonawą poświatą, ogromne Żółte Koło, stojące na pustkowiu. Jego dolna część, jest trochę zanurzona w gruncie. Dlatego nie ma wyglądu pełnego koła, aczkolwiek tylko głupi by pomyślał, że ma do czynienia z kwadratem. Ta dziwna żółtawa rzecz, ma może z dwadzieścia metrów średnicy i z pięć grubości. Lekko się chyboce na boki, w powiewach ciepłego wiatru. Aż dziwne, nieprawdaż? Taka wielka i ciężka, a się trochę wierci od byle podmuchu. A może coś tam w środku kombinuje? Licho ją wie. Jej powierzchnia jest nie za twarda i nie za miękka. A poza tym strasznie śmierdzi. Właśnie ów smród, budzi mnie: Pana Jaskiniowca, w mojej jaskini. Co prawda, okolicę można nazwać: pustkowiem… ale nie zupełnym. Jednak coś na niej jest {oprócz koła oczywiście} a mianowicie: skały, pagórki, zwierzęta oraz początek ludzkości, czyli ja: wyżej wspomniany. Teraz jestem pierwotnie wnerwiony. Wściekła woń, wchodzi swoimi smrodliwymi nóżkami do mojego domku. Niby to dziura w skale, ale jednak musiałem się sporo nadłubać innym kawałkiem skały, bardziej twardej i wytrzymałej, zanim wydłubałem co trzeba. Ale byłem cierpliwy a muskularny jestem nadal. Całe życie górę miętosiłem, aż powstała na tyle obszerna jama, że mogłem w nią cały wejść i po trzydziestoletniej robocie, trochę wreszcie spocony odpocząć. Co dopiero położyłem swoją głowę na kamiennej maczudze… i masz ci los… smród, jakby szablasty bąka puścił i okoliczne małpy. Nie czuję się małpą. Co to to nie! Wiem, że stoję wyżej. Ponad nimi. Zaczynam mruczeć przekleństwa, bo słów jeszcze nikt nie wykombinował. Ale jednak nimi myślę. Co u diabła? Wychodzę ze swojej kamiennej komnaty, by zobaczyć: co to za cholerstwo tak cuchnie. Zatykam początek nosa, który ma tylko jedną dziurkę i właśnie ewoluuje, by mieć kiedyś dwie, ale guzik to daje. Czuję to świństwo nadal, jakby mnie gówno oblazło i oklepało że wszystkich stron, swoją wkurzającą wonią. Małpy jak to małpy, też przyszły, ale w białych maseczkach na ryjkach. Zazdroszczę im takiego pomysłu, bo coś mi w głowie lekko kołuje, do czego te dodatkowe twarze służą. Czyżby przegoniły moje myślenie? Nie, to niemożliwe. To ja stoję na najwyższym szczeblu rozwoju. One dopiero dobiegają do drabiny. A jednak… skąd to wzięły lub z czego zrobiły? Dlaczego umiały? Widzę, że idą do żółtego koła i go obwąchują. Co za durne małpy. Po co one to robią? Co im z tego przyjdzie? Co innego ja. Też zaczynam tam iść, by chociaż dotknąć tego dziwa. Nie wiadomo skąd tu ono. Nic nie było i nagle jest. Z innego drzewa złażą dalsze małpy. Trochę większe i bardziej wyprostowane. Ale nie aż takie prostaki, podobne do mnie. Trzymają przy uszach dziwaczne klapki. Coś do nich mruczą. Nie wiem, że to słowa, ale nimi myślę. Na diabła im takie głupoty. Małpy gadają do telefonów komórkowych. Słowami? A co to za paskudztwo, te: telefony? Skąd znam takie słowo, skoro wcale słów nie znam. I skąd one znają? Wszystkie mają takie gadżety. Poza tym są ubrane. Wcale nie gołe, jak święty turecki. Jaki znowu turecki? Chyba głupieje z wolna. Dobrze, że nie szybko. Nie, ja nie mogę zgłupieć. Jestem mądrzejszy. Na samym szczycie rozwoju. Hałas robi się nie do wytrzymania. Nie dosyć, że smród, to jeszcze to. Na dodatek przyłażą mamuty, co to na kłach mają doczepione anteny satelitarne, a przed gębą, na aluminiowym wsporniku: ekran. Na cholerę im takie wielkie okulary. Okulary? I dlaczego dumam słowami, chociaż nie wiem, co to jest. I po diabła, wciąż powtarzam w myślach...że myślę. Po co mi to. Mało to mam zmartwień na głowie. Ale jednak muszę. Stoję wyżej w hierarchii. A oni wszyscy doszczętnie powariowali. Maczugą takich lać i tyle. Jeszcze toporkiem kamiennym po łbach dołożyć. Przestaną mieć durnowate pomysły. Tylko mi w głowie mieszają. Tyle czasu był święty spokój. Tylko odgłosy mojego stukania w skałę, przez trzydzieści lat było słychać. A teraz co? Dupa, smród i zamieszanie. Podchodzi tygrys szablasty. Ma łagodne usposobienie. Łagodne? Chyba go z lekka pogięło? To znaczy dla mnie tak lepiej, bo jeszcze trochę pożyje. Tygrys staje na dwóch łapach. Z prostokątnej małej rzeczy, wylatują jakieś dźwięki. Szablasty nadal stoi, lecz zaczyna się ruszać. Robić jakieś wygibasy. Małpy też. Nagle widzę kolejne dziwo: coś jedzie na dwóch… takich samych, jak to wielkie żółte. Nagle wiem, że to rower. Rower? Istota podobna do mnie, przy mnie przystaje, pytając o coś. Może jak dojechać na stacje benzynową. Co to w ogóle jest ta: benzyna. Można się chociaż upić takim czymś? Albo co najmniej, zapalić do tego pomysłu? Ja słów nie znam, tak żeby na głos gadać, chociaż stoję wyżej, ponad nimi. I znowu ze mnie chwalipięta,wciąż to samo nawijam, jak mamut węża na kieł. Co będzie mi tu mruczał nad uchem, jak mucha do kupy gnoju. Ten z roweru, wyciąga pudełko i do niego gada. Podchodzi małpa i coś mu tłumaczy. Po chwili, on odjeżdża. A Wielkie Żółte Koło, nadal stoi. Tylko trochę bardziej wiruje. Ma na sobie kupę śladów różnych łap. Zostało dotknięte, przez nas wszystkich tu obecnych. A dokuczliwa woń, nawet przez maski przelazła. A może jeszcze wtedy masek nie było. Pojawiły się później. * Czas i przestrzeń nieustanie się tutaj zagina. Coś z nią nie tak. Sekundy, dni, lata, wieki… jakby wszystko wymieszane. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, do jednego worka wrzucone. * Ogromny statek kosmiczny, wyłania się nad ową Planetą, jakby nie wiadomo skąd. Wisi dokładnie nad Żółtym Kołem. Niektórzy go widzą, inni nie. Jedni słyszą jakiś szum, drudzy wcale. Żółte Koło nadal wiruje, tylko szybciej. Na dole osuwają się z niego grudki piasku. Wiatr jak diabli od tego obracania. Dostajemy rozwiewanym smrodem po naszych mordach. Małpy nawet maski zdejmują ze zdziwienia. Ja nie widzę żadnego kołowania, ale o nim wiem. Dla mnie, jest nieruchome. Mamutom, coś się chyba wydaje, bo kręcą w kółko głowami. Szablasty przestaje tańczyć, ale nie wiadomo dlaczego. Stoi na czterech łapach, podpierając się ogonem. Żółte zaczyna świecić jasnym blaskiem. A może już kiedyś tu świeciło i śmierdziało. Nikt tego nie wie. Nawet taki ktoś jak: ja Wszyscy do tego zjawiska podbiegają, chociaż niektórzy, tylko dlatego, że inni gdzieś biegną, więc oni też... myk, myk, w tym samym kierunku. Doprawdy… jak stado baranów. Koło zaczyna się unosić, pozostawiając łukowate wgniecenie. Jest coraz mniejsze i mniejsze, aż wreszcie znika, w tym wielkim klamocie, co wisi nad nami. Od powstałego podmuchu, teren się wyrównuje, jakby tu nigdy nic nie stało. I bardzo dobrze. Czort go brał! Wreszcie cisza i spokój. * [ * Dyskusja hen wysoko, nad Żółtym Kołem *] – Na próżno żeśmy im ten ser podarowali. Nauczyli się to czy tamto wytwarzać, korzystać z dobrodziejstw naszej cywilizacji, ale jak widać, nie wszyscy. – Ten głupek… no ten, co to wiercił skałę, wszystko popsuł. Namieszał im w głowach. -- Cholerny jaskiniowiec. – Małpy chociaż zeszły z drzewa. Maski zrobiły, telefony. – Ale jak ich używali. Sam widziałeś. – Mamuty też pojętne. – Żebyś wiedział. Tylko po co im te ekrany przed łbami? Przecież mogły się potknąć. – Ale ten szablasty. To super. Chociaż jakiś taki...drgający. – Ech… i wszystko o kant czarnej dziury rozbite. -- Chciałeś powiedzieć: dupy? – Też. – A tak żeśmy się starali, żeby to był ser: długo dojrzewający. By dać im czas na różne przemyślenia…chociaż z drugiej strony, uszczęśliwiać kogoś na siłę, to jak gołemu gacie założyć. – Co komu założyć?... w zasadzie można powiedzieć, że największy problem mieliśmy z początkiem człowieka. – Żebyś wiedział. A przecież jako jedyny, smrodem obudzony... i najwięcej go wchłonął. – I co z tego. Sam bardziej śmierdział. Był o tym przekonany. Ciągle się tym chwalił. Nasz smród miał w zadzie. – Swój też. Obydwa tam były. – Ale tylko jeden został. – Zapewne. – Taaa… Wsysajmy Ser i odlatujmy. – Może gdzie indziej, zalążek człowieka nam nie przeszkodzi. – Raczej to jego głupie myślenie: co to nie ja. – Takiego to maczugą w łeb i po sprawie. – No nie, panowie. Tak nie wypada. Nie jesteśmy barbarzyńcami, spod spalonej gwiazdy. – A co z nimi tam na dole? – Po prostu, to wszystko im zniknie. Zapomną zupełnie. To już nie nasz problem, kto zdominuje planetę i co kiedyś wymyślą. – Ale potrwa to na pewno dłużej. – Może to i lepiej. Kiedyś tu wrócimy. – Jeżeli będzie do czego. – To się okaże. – Nie dla wszystkich myszy ser. – Niektórym może zaszkodzić. – Taaa… a jeśli nie tak śmierdział, jak powinien, bo za mało żeśmy wysiłku włożyli w jego produkcję? Za mało serca, miłości...no wiecie... – Kapitanie! Proszę nie robić sobie wyrzutów. Śmierdział właściwie, tylko oni niewłaściwie wąchali.
    1 punkt
  22. świetne na przedstawienie
    1 punkt
  23. Szkot a mieszkał on w Dąbrowie wolał się przekimać w rowie za hotel nie płacił i choć się wzbogacił całkowicie stracił zdrowie.
    1 punkt
  24. @emwoo Emwoo↔Dzięki:)↔Oczywiście, że żadna wróżka zębata, nie przegryzie nóżki "naszej" chatki. Ostatni ząb, by sobie połamała, razem z plombą, zrobioną z żabiego udka i czego tam jeszcze. Pozdrawiam:))?→pozwoliłem sobie ukraść:)
    1 punkt
  25. @duszka Cześć duszko. Gniazdo to ważne miejsce, a budowanie wymaga wyrzeczeń i umiejętności. Peelka rozmawia z ptakiem czy człowiekiem? Chyba jednak z człowiekiem i t bardzo delikatnym i ważnym oraz wrażliwym na cudzą krzywdę. Twój wiersz jest ażurowy. Pozdrawiam J.
    1 punkt
  26. Jestem szczery chłopak. Prosty, prostolinijny i niekiedy z metra cięty. Odkąd odkryłem w sobie przebogate pokłady prostoty łatwiej mi się żyje. Wypowiadam się w sposób niezawoalowany oraz nieskomplikowany. Staram się jak mogę najróżniejszych spraw nie komplikować i iść prosto do celu. Wierzę w prawdę, sądząc - nie bez racji - że w trudnych czasach tylko prawda może nas uratować. Zresztą w czasach tego cholernego wirusa, któremu nie mogę wybaczyć obecności jest znacznie łatwiej o prawdę. Nie mam nic do ukrycia. Żadnych tajemnic. Grono moich najbliższych znajomych i przyjaciół wie o mnie wszystko, ba czasem mam wrażenie, że znacznie więcej niż kiedykolwiek chciałbym im powiedzieć. Na każde pytanie znajdziesz u mnie najprawdziwszą odpowiedź. Śmieję się z absurdów i ostatnio robię to coraz częściej. Takie czasy. Bardzo się pilnuję, aby śmiać i uśmiechać się, a nie wyśmiewać, co mi się w przeważającej większości przypadków naprawdę udaje. Nie wiem, czy oceniam, czy nie, bo sporo rzeczy robię mimochodem i mimowolnie. Mam dystans do siebie i sytuacji, dlatego wcale nie jest łatwo mnie obrazić. Znam swoje zalety, wiem o moich wadach oraz zdaję sobie sprawę z najprzeróżniejszych ograniczeń. Nie udało mi się jeszcze przyswoić całych pokładów najróżniejszej wiedzy, wielu okoliczności nie rozumiem, ale pracuję nad sobą. Przynajmniej ja tak to tłumaczę. Cały czas próbuję ogarniać. Nie mam żadnych kłopotów, aby w dzisiejszych czasach dojść do prawdy, bo jak powiadają prawda kole w oczy. To prawda, że w dążeniu do prawdy przypominam jakąś niewielkich rozmiarów ćmę, która latając po pokoju bez przerwy szuka światła, najczęściej w postaci żarówki. Wcale a wcale nie jestem w tym osamotniony. Zatem latam tu i tam w poszukiwaniu światła i tylko w głębi serca bardzo żałuję, że nasze słońce jest tak daleko. Zdecydowanie za daleko, ale to temat na inną opowieść. Centrum układu słonecznego jest dla nas zupełnie nieosiągalne. Nie, nigdy nie byłem Ikarem. Tyle się mówi, że tylko prawda może nas wyzwolić, a ja bez zmrużenia oka w pełni podzielam ten pogląd. Przysłowia są mądrością pokoleń dlatego właśnie im ufam bezgranicznie. Taka jest prawda. Jestem samotny, ale w najbliższej przyszłości mam zamiar ten stan zmienić. To fakt, że mam kogoś na oku. Obiecuję sobie, że jak tylko okoliczności będą sprzyjające to zagadam, a następnie zapoznam konkretnie tę osobę płci najpiękniejszej. Mam sporo nadziei, że zadanie poznać i zatrzymać nie będzie wcale takie trudne jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. Bez wątpienia lubię pisanie. A i coś sensowego przeczytać też czasem mi się zdarza. Staram się mądrze dobierać lektury, co nie zawsze mi się udaje, co przyznaję. Takie są fakty. Zostańcie ze mną. Mam na imię Daniel, jestem dojrzałym, bo czterdziestoletnim mężczyzną i od dawna postanowiłem, że nie podchodzę do pierwszej lepszej dziewczyny. Za dużo mam do stracenia i taka jest prawda. Słyszałem o Niej, że jest mądrą kobietą po przejściach, a gdy tylko na Nią spojrzałem to nie mogłem wyjść z podziwu, a Jej piękny, nieznacznie zatroskany obraz miałem cały czas przed oczami. Nie, nie śledziłem Jej, ale wiedziałem to i owo, a na przykład to, że co jakiś czas popołudniami można Ją było spotkać w sklepie monopolowym 24h, ale nie pytaj mnie dociekliwy Czytelniku co tam kupowała, ponieważ tego nie wiem. Pewnego dnia postanowiłem Ją poznać. Wybrałem się do sklepu i niby przypadkiem na Nią wpadłem i chyba Ją nawet potrąciłem, za co pośpiesznie zaraz przeprosiłem. Zapytałem – mieszkasz tutaj? Ona zdezorientowana, że tak. A jak Ci na imię? Odpowiedziała, że Ania. A dalej samo jakoś poszło. I chyba nawet musiałem się Jej trochę spodobać, a baczny efektów ubrałem się najładniej i najschludniej jak potrafię. Oj tak, potrafię ładnie wyglądać, a przynajmniej tak mi się wydaje. Taka prawda. Usiedliśmy na ławce i powolutku, nieśpiesznie, rozważnie i uważnie zaczęliśmy rozmawiać. Jesteśmy dojrzałymi ludźmi dlatego nasza rozmowa wcale nie była taka lekka. Oboje byliśmy samotni i w dużej mierze myślę że dlatego zaciekawiliśmy się sobą i zaczęliśmy opowiadać historie z życia wzięte. Aż sam się dziwię jak to jest możliwe, ale Ona zaczęła mi opowiadać o byłym, na którym bardzo się zawiodła. To nie był dobry facet i z tego co zrozumiałem po kilku miesiącach znajomości zaczął Ją zdradzać, podczas gdy Ona była w niego zapatrzona jak w obrazek i wydawało się Jej, że on Ją kocha. I nawet jedną zdradę mu wybaczyła, ale kolejnej już nie mogła przeboleć i puścić płazem. Rozstali się w nerwowej atmosferze uzasadnionych zarzutów i pretensji. Nie, nie, on nigdy nie przeprosił za skandaliczne zachowanie. Co to to nie. Ania została sama i było tak do czasu aż mnie poznała. W pewnym momencie zapytała mnie o moje byłe, zdając sobie sprawę, że przecież i ja musiałem kogoś mieć. Owszem miałem. Pytała z pełnym przejęciem i widać było w Jej oku troskę, zmartwienie oraz faktyczną obawę o treść mojej odpowiedzi. Ja, prosty i szczery chłopak właśnie wówczas Ją okłamałem i uczyniłem to z pełną premedytacją. Zamiast mówić o sześciu nieudanych związkach w skrócie opowiedziałem Jej historie jedynie dwóch moich dawnych znajomości. I widać było jak Jej ulżyło, łatwo można było zaobserwować, że odetchnęła z ulgą i wypogodniała, ciesząc się z moich odpowiedzi i opowieści. Nie, nie, właściwie wcale nie musiałem kłamać, bo co najwyżej przemilczałem i zostawiłem tylko dla siebie kilka przykrych opowieści i faktów. Poopowiadaliśmy tych parę historii i poszliśmy do domów, a każde z nas do swojego. Z uśmiechami na twarzy. Obiecaliśmy sobie, że się jeszcze zgadamy, dysponując wymienionymi numerami telefonów. Nie, nie miałem wyrzutów sumienia, co niniejszym przyznaję. Nie, no może trochę, ale nie za wiele, bo miałem przecież dobre intencje. Po kilku dniach znów się spotkaliśmy, a uczyniliśmy to nie przypadkiem, bo umówiliśmy się telefonicznie na spacer. Ania była wyraźnie przejęta kłopotami w pracy. Jakiś durny szef ostatnio bardzo się Jej czepiał, a Ona nie miała nawet się komu wygadać. Miała kłopoty, co bardzo było po Niej widać. Była bardzo spięta, przejęta i rozbita. Do tego nakładał się koronawirus, a zatem niemały kłopot z ewentualną zmianą pracy i środkami na życie. Tłumaczyła mi zawiłe relacje w pracy, a ja nie bardzo umiałem Jej pomóc. Wysłuchałem, coś doradziłem i wskazałem żeby się pilnowała na tyle, żeby nie paść ofiarą jakiejś szerszej nagonki. Ciężka atmosfera w pracy powodowała, że zaczęła popełniać więcej błędów, a skoro tak to pojawiało się coraz więcej pretensji, które dodatkowo komplikowały sprawę i zaostrzały konflikt w miejscu zatrudnienia. Spór sam się nakręcał. Nie miała tam bratniej duszy, owszem była jakaś koleżanka, ale ta w obawie o własną sytuację nie bardzo chciała Jej bronić i pomagać. Cieszyłem się, choć to dyskusyjne słowo, bo przecież naprawdę potrafiłem sobie wyobrazić trudną sytuację w pracy, że chociaż trochę mogę Ją wysłuchać i wesprzeć, a Ona się uspokajała i widać było, że nasza rozmowa sprawia Jej wyraźną ulgę. Zatroskana Ania w pewnym momencie zapytała o moją pracę i znów widać było w Jej oczach lekką obawę, zmartwienie i pełnię mieszanych uczuć. A ja, szczery i z metra cięty chłopak, widząc Jej dojmujący lęk, znów skłamałem. Powiedziałem Jej bowiem, że jestem pisarzem, wydałem książkę i utrzymuję się z pisania, choć prawda była inna, bo dopiero zamierzałem napisać książkę, mając zaledwie zarys w głowie, a żyłem z topniejących w szybkim tempie oszczędności po etacie w korpo. I znów zauważyłem jak na twarzy Ani rysuje się pewien rodzaj ulgi, uspokojenia, a nawet odrobina radości i satysfakcji. Nie, nie poprosiła mnie o egzemplarz książki, a ja jak tylko wróciłem do domu z podwójną werwą, zaparciem i zacietrzewieniem zabrałem się za pisanie jednego z pierwszych jej rozdziałów. Zapytasz drogi Czytelniku, czy miałem wyrzuty sumienia, że skłamałem, a ja Tobie ponownie odpowiem, że owszem trochę, ale wcale nie tak dużo, bo widać było jak na dłoni, że tamtego dnia, w tamtej chwili i o tamtej porze Ania bardzo potrzebowała wsparcia i oparcia, a mi się udało je okazać oraz rzeczywiście pomóc. Oto jest cała prawda o naszym drugim spotkaniu. Piszę od ładnych paru lat wiersze. Jedne są lepsze, drugie gorsze jeszcze inne kompletnie takie sobie oraz są takie, o których jak najszybciej chciałbym zapomnieć. Mam ich całą kolekcję prawie na każdą okazję. Dużo się tego uzbierało, bo plikami zapełniłem prawie cały dysk. Podczas intensywnej pracy nad pierwszą książką przejrzałem dawne zeszyty i znalazłem wiersz, który odzwierciedlał w pewien sposób sposób zachowania Ani, nasze nastroje, rozmowy i rodzącą się w trosce, przemyśleniu i zastanowieniu relację. Niewiele się zastanawiając wydrukowałem ten wiersz, podpisałem i na jednym ze spotkań wręczyłem go Ani. Ania ucieszyła się, pochyliła się nad tekstem, przeczytała i z prawdziwą radością oraz satysfakcją zapytała mnie, czy to o Niej wiersz i kiedy go napisałem. Prawdę mówiąc ten wiersz wcale nie był o Niej, tylko ewentualnie do Niej pasował, a napisałem go ładnych kilka lat temu, ale bez zmrużenia okiem odpowiedziałem w słowach słodkiego kłamstewka, że napisałem go wczoraj i jak najbardziej jest to wiersz o Niej. Wiersz bardzo się Jej spodobał, wzięła do ręki jeszcze raz kartkę, zatapiając się w treści, wypogodniała, ucieszyła się i rozradowała z prawdziwym błyskiem w oku uroczo uśmiechniętych oczu. Powiedziała – Daniel piszesz świetne wiersze, Ty to naprawdę umiesz mnie ładnie opisać i wspaniale spędziłeś wczorajszy wieczór. Potem dodała przepełniona pozytywnymi emocjami – cieszę się, bardzo się cieszę oraz bardzo Ci dziękuję, po czym ucałowała mnie w prawy policzek. Zapytała czy może wziąć ten wiersz, a ja oczywiście potwierdziłem, że tak, że oczywiście, że tak. Uśmiechnąłem się i nie pytaj mnie nawet drogi Czytelniku, co wewnątrz czułem. Byłem zmieszany i skonsternowany, czego za wszelką cenę nie chciałem okazać, ale prawdę mówiąc nie miałem do siebie wielkich pretensji o to drobne kłamstwo, czy coś w rodzaju niedopowiedzenia, bo działałem w dobrej wierze, a i udało mi się sprawić przyjemność Ani, a nawet skraść buziaka. Prawda, że fajne uczucie? Zapytasz ważny i uważny Czytelniku dokąd zmierzam w niniejszym opowiadaniu. Zmierzam do wykazania, że świat nie jest oczywisty, a siły nim rządzące bywają niekiedy trudne do zdefiniowania. Kupiłem od handlarza koszmarne dresiki. Kosztowały niewielkie pieniądze, bo w moim życiu dużych pieniędzy nigdy nie było, nie ma i najprawdopodobniej nie będzie. Taka jest prawda. O wybitnym niedopasowaniu dresów wiem od siostry z zagranicy, która widziała mnie na zdjęciach, a zajmuje się krawiectwem. Kolor jakiś taki byle jaki, beznadziejny fason, sterczące farfocle, bluza bez napisów w kostropate romby. Ubrałem dresy żeby czuć się przede wszystkim swobodnie i spotkałem się z Anną. Ania jak tylko mnie zobaczyła wspomniała – Daniel – świetnie wyglądasz, fajne dresy, skąd masz? A ja odpowiedziałem, że kupiłem w topowym sklepie oraz że dziękuję za komplement. Bardzo dziękuję. Ania patrzyła na mnie z wyraźną aprobatą i zainteresowaniem. W jej oczach można było wyczytać bez trudu, że się Jej podobam. Nie wiem jak to uczyniła, ale nie udało się Jej nawet uśmiechnąć pod nosem z przekąsem. Komplementy wypowiadała z pełną powagą i przekonaniem. Według mnie kłamała jak z nut. Taka to Ania. Taka prawda. Śmiałem się w duchu z sytuacji, bo już wiedziałem, że wyglądam tragicznie, ale nie dałem po sobie poznać, że wcale nie dowierzam ładnym słowom na temat mojego wdzianka. Nietrafiony zakup zaraz głęboko schowałem w szafie oraz postanowiłem za żadne skarby świata do niego nigdy nie wracać. Nie ukrywam jednak, że miło mi było słyszeć ładne słowa o moim wyglądzie nawet wówczas gdy w pełni sobie zdawałem sprawę z faktu, że wcale tak nie jest i że jak powiadają szału nie ma. Jeśli mnie zapytasz, czy miałem jakąkolwiek pretensję do Ani, że nie powiedziała mi prawdy to odpowiem, że nie, że ani trochę, że wcale a wcale. Prawda jest bowiem taka, że czasem jest przyjemnie usłyszeć słodkie kłamstwo wypowiadane życzliwie i w szczerych intencjach.
    1 punkt
  27. @OloBolo Tak, tak, na kocie oczywiście;)
    1 punkt
  28. Ptaki wywodzą się z nieba Skowronek jest pierwszy na mecie Wiosna, po zimie która była sroga Ich śpiew z trelami się plecie Jaskółka czarny sztylet Który powietrze tnie Biało czarna nieba błyskawica Na nieba niebiańskim tle Kormorany złociste Przeglądają żółte kalendarze Zaznaczają dzień przyszły Ciekawe co się w nim wydarzy Boćki te czerwono dziobki Najpiękniejsze białe i czarne Stoją na łące pełnej kwiatów Jak zaczarowane Pan słowik z panią słowikową W cieple Wieczornego Słońca Wyśpiewują swoje trele Przy domowym ognisku, bez końca Mogłabym tak pisać i pisać O Boga ptasim świecie Musze się spieszyć, bo Panu Bogu zanoszę Kwiaty nieba w ogromnym bukiecie @Ewula W utworze wykorzystano utwory " Jaskółka uwięziona" i "Żółte kalendarze"
    1 punkt
  29. @OloBolo Myślisz Olo o poręczy?
    1 punkt
  30. @OloBolo Jest ci ich u nas dostatek, a jakoś to wszystko brzuchate. Trzymaj się zdrowo Olo.
    1 punkt
  31. @OloBolo Też dziękuję za czytanie komentarze, punkt dodany dla autora to komplement kiedy jego wiersz czytany. Pozdrawiam :) He Ja
    1 punkt
  32. @Henryk_Jakowiec DOBRE. dzięki za rymowaną odpowiedź. Milutkiej soboty życzę . :)
    1 punkt
  33. @emwoo Stworzyłaś piękną poetycką baśń z mądrym przeslaniem. A Feliksowi zawsze potrzebny jest ogień w mocy, którego może się odradzać, trzeba dbać o niego i starać się podsycać zarzewie. Popiół to również gleba pod nowe życie. :) po prostu zawieszający się tel....
    1 punkt
  34. @emwoo Zjadła mnie trema a na poważnie pisałem szybko i mniej rozważnie a brak litery to niedoróbka i tak sam z siebie zrobiłem głupka. Pozdrawiam :) He Ja
    1 punkt
  35. „a” zgubiłeś, waść ?
    1 punkt
  36. @emwoo Pięknie! Tylko tylę napiszę! "Powróć do niewinności o zapachu słodszym niż kwiat" I tu!, Z tobą się zgadzam-:) Pozdrowionka ciepłe
    1 punkt
  37. @huzarc Przede wszystkim, chciałbym Tobie podziękować za słowa refleksji. Masz rację, co treści wiersza; każde pustynie są czystymi kartami. Na nowo. Pozdrowienia! @Gosława Mgliczko! Szaleję -:)) Dziękuję! ; skoro się podoba, to mogę tylko się uśmiechąć do Ciebie. @emwoo Jest mi bardzo miło, że treść wiersz, spodobała się. Pozdrowienia ciepłe, zostawiam dla Ciebie!
    1 punkt
  38. Bardzo mi się podoba twój tekst, z dystansem, przewrotnością i filozoficznym zacięciem. Różnica jest taka, że peel wiedział, że ona ściemnia, a ona mu wierzyła, a wierzyć chciała, co dało mu taktyczna przewagę, co uwodziciele i czarownicy często wykorzystują. Z przyjemnością przeczytałem.
    1 punkt
  39. Strach mądre myśli coś mi spłoszyło jak jastrząb gołębie które wpadły w popłoch nie ma ich zostałem z pustą głową słoma w głowie strach w szczerym polu zaraz wróble się zlecą które mi na nią narobią
    1 punkt
  40. Igor, Ewo - no i pamięta... mokry welon, ole! Wyrko, matę i ma pionowe rogi.
    1 punkt
  41. O, TU KARMI KOTY. TY TO KIM, RAKU? TO. POMIATA, LATA I MOP. @_Marianna, : :)
    1 punkt
  42. tęskni się za małymi nóżkami:)
    1 punkt
  43. @error_erros 1-1-1-1-3//7 1-1-3-1-2//8 1-2-2-1-2//8 1-1-1-5//8 1-1-1-2-2//7 3-2-3//8 1-1-3-1-2//8 3-1-4//8 1-1-1-3-3//9 1-2-1-1-1-3//9 3-1-2-1-1-2//9 1-2-1-2-1-2//9 Widzisz skąd ta arytmizacja, przy czytaniu ją się wyczuwa.
    1 punkt
  44. @Nefretete podpisuję się pod tym co napisała Gosława, no może poza odczuciem niepokoju hihi ;) bardzo ładnie :) a i tytuł przyciąga uwagę :)
    1 punkt
  45. @Nefretete Wolność możliwa jest tylko na pustyni, na pustkowiu gdzie nic nie ogranicza, nie przeslania linii horyzontu, gdzie gwiazdy są najjaśniejsza, a ziemia najprawdziwsza, bo noga. Taka myśl mi zaświtała w pierwszym wrażeniu po przeczytaniu. I daje plusa oczywiście:)
    1 punkt
  46. @tetu Świetne i kompletne, tak lapidarnie, ale nic nie można dodać, nic nie można odjąć.
    1 punkt
  47. Mistrzostwo! tetu. Chciałabym mieć taką wrażliwość i inteligencję jak Ty. Nie odpowiadaj, to ukłon tylko i podziw. bb
    1 punkt
  48. Dobry ten podmiot, taki pergaminowy, przepuszcza do środka, czy na zewnątrz? Bo jak to drugie, to bije świętością, chociaż słabe ;) Bardzo mi się utwór podoba.
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...