Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 19.02.2019 w Odpowiedzi
-
Znajdziesz mnie tam Znajdziesz mnie tam, gdzie granie łąki, gdzie przedwieczorne lasu szumy, gdzie srebrne włosy letniej Luny głaszczą pól grzbiety po świt złoty. Tam mnie odnajdziesz gdzie pod rękę, horyzont rzekę bierze lekko i dalej razem biegną w niebo rozmigotane gwiazd bezkresem. Znajdziesz mnie tam, gdzie kroków echa w noc uciekają z psów szczekaniem, w zaułkach cichych gdzie latarnie mdłym światłem tulą cień człowieka. Tam mnie odnajdziesz gdzie deszcz w okna świt rozmazany, szary wpycha, gdzie o parapet proza życia muzycznie stuka kodem Morse'a. Znajdziesz mnie, znajdziesz, wiem na pewno, w oczy ci zajrzę mimochodem, przeniknę prądem, wsiąknę w krwiobieg, znajdziesz mnie, jestem twoją weną.4 punkty
-
Może nawet bym chciała, byś mnie uwiecznił na płótnie, lecz nigdy nie lubiłam, gdy ktoś mi przestrzeń utnie. W kolorach burgundu, miedzi widziałam piękne portrety, lecz wszystkie miały ramy. Ja ich nie znoszę - niestety. MG 19.02.2019r.4 punkty
-
Nikt nie zauważył... Upadł żółty liść z drzewa jesienią. Upadł na beton ludzkich serc. Wirował w locie ku śmierci w promieniach nadziei. Nikt nie zauważył. Upadł człowiek z drzewa życia. Upadł na Ziemię rozterek i bólu. Wirował w locie ku egzystencji w doli i niedoli czasu. Nikt nie zauważył. Nikt nie otwiera oczu ? Nikt nie nasłuchuje - Śmierci i Narodzin ? Czy wszyscy są wpatrzeni w przyszłość cieknącą przez palce ? I w pieniądz zieleńszy od liści...?3 punkty
-
Hej umieszczam część I rozdziału swojej książki. Czy wzbudza on wasze zainteresowanie? Ulica Legionów w Łodzi, to jeden z wielu miejskich rarytasów, dzięki którym przylgnął do tego miasta status „miasta meneli”. Brukowana kocimi łbami, wąska jednopasmówka, środkiem której biegną pokrzywione tory tramwajowe, a po obydwu stronach, w ciasnych rzędach, stoją dziewiętnastowieczne kamienice – szare i odrapane, upstrzone niewyszukanymi inwektywami i wulgarnymi piłkarskimi sloganami w stylu „Nowak faja” czy „Żydzew to kurwy”. Gdzieniegdzie rzucają się w oczy częściowo wyremontowane fasady obskurnych domów, których dolne kondygnacje zagospodarowano pod solaria, apteki i salony kosmetyczne. Ten kontrast pogłębia jedynie ponure wrażenie, jakie wywiera ulica, której nazwą zwykło się określać całą okolicę wraz z sąsiednimi zakamarkami. Kolorytu scenerii dopełniają jej mieszkańcy: bramni poeci, Kochankowie z Legionów[1] – kobiety w starych pomiętych kieckach i mężczyźni ciągle w tych samych postrzępionych, przydużych jeansach i dziurawych butach. Ich wyłącznym życiowym powołaniem wydaje się być rola stójkowych, polegająca na sterczeniu od świtu do zmierzchu w bramach i obserwowanie ulicznego ruchu przekrwionymi ślepiami, ziejącymi z oszczędnie uzębionych, czerwonych, spuchniętych gęb. W przeważającej mierze to życiowi wykolejeńcy: długotrwale bezrobotni alkoholicy, emerytowani złodzieje, ćpuny, tanie kurewki i inni, niezaklasyfikowani do żadnej z grup buntownicy, tworzący wzorcowy margines społeczny postindustrialnego miasta, które lata swej roboczej świetności dawno ma już za sobą, a orzeźwiająca bryza kapitalizmu nie wszystkim powiała tą samą świeżością, chociaż niektórym wiała prosto w oczy. W takiej okolicy postanowił zamieszkać Julian Ozimski, jak tylko zadecydował, że wyprowadza się od matki i babki. Wcale nie dlatego, że wkrótce miał skończyć trzydzieści lat, w związku z czym odczuł palącą potrzebę usamodzielnienia się – „pójścia na swoje”, jak zwykli mawiać ludzie starszej generacji. Od takich wniosków był daleki. Nigdy nie poddawał się żadnym społecznym naciskom: że coś trzeba, że już czas, bo tak. Zawsze traktował je z dystansem, wręcz nimi pogardzał, uważając je za egzystencjalny kicz, utartą formę, słowem: schemat, któremu ludzie jego pokroju nigdy nie powinni ulegać. Do tej decyzji popchnęły go chroniczny alkoholizm matki, ciągłe awantury, interwencje policji, rozpacz bezradnej babci i permanentny lęk, towarzyszące mu od dzieciństwa. I coś jeszcze. Coś, co bulgotało w nim od kilku lat, nie mogąc się ostatecznie wykipieć. Tym czymś było nieokiełznane pragnienie życia, jakie Julian określał mianem „wszystkoczucia”, rozumiejąc pod tym pojęciem wszelakie możliwe doświadczenia, absolutnie wykraczające poza jakiekolwiek granice ludzkich wyobrażeń o normalności. Przeprowadzka z peryferyjnego osiedla z wielkiej płyty do obskurnego łódzkiego śródmieścia z jednej strony była ucieczką od przygniatającej teraźniejszości, a z drugiej niczym innym jak realizacją marzeń o podniecającej podróży do nieznanych czeluści ludzkiej egzystencji. Podróży w oparach wódki, kobiet, przygodnego seksu, literatury, muzyki, sztuki i tego, co Julian nazywał „poezją życia”, akcentując tym samym swój pejoratywny stosunek do jego epickiego wariantu – codzienności szarej masy ludzkiej, którą szczerze i konsekwentnie nienawidził za umyślne trwanie w błędnym przekonaniu o sensie i celowości istnienia. Julian mawiał, że jeden raz to żaden raz, że jeden raz się nie liczy. I w tym krótkim twierdzeniu zamknął sens tego, w co wierzył i co stało się fundamentem jego istnienia. Życie, w którym nie ma żadnej powtarzalności, w którym nie zachodzi jakikolwiek cykliczny związek skutków i przyczyn, nie rodzi również konsekwencji, bo te – nie będąc powtarzalnymi – zdarzają się jedynie raz, a jeden raz to żaden raz, jeden raz przecież się nie liczy. Czy przy takim rozumowaniu Julian mógł mieć wątpliwości, że ludzka egzystencja zmierza w kierunku innym, aniżeli donikąd? Gdy go poznałem nie miał ich wcale, ale zamiast niego ja je miałem. Julian dużo czytał. Literatura była, w pewnym sensie, jego modus vivendi, chociaż on sam mawiał, że czytanie książek to jedynie strata czasu i nie warto poświęcać temu zbyt wiele czasu, bo wszystko to, co w nich opisane należy przeżyć samemu, a czytanie traktował jako zamiennik prawdziwego życia – określał to mianem „ersatz”, co oznacza ułudę. Czytał, bo sam chciał pisać. Natomiast to, o czym wyczytał i co miało posłużyć jako materiał budowlany pod jego twórczość wdrażał w swoim codziennym bytowaniu z zupełną niefrasobliwością, jak gdyby jutra miało nie być. W życiu Juliana nie było jutra. Było za to nigdy niekończące się dzisiaj. [1] Nawiązanie do piosenki Agnieszki Osieckiej, Kochankowie z ulicy Kamiennej2 punkty
-
Konstrukcja od dawna znaczona próchnicą nasiąka wilgocią w powietrzu zawartą. Ukryta pośród róż, a liście nie krzyczą, powoli staje się tylko masą martwą. Uparcie się sączy najsłodsza trucizna, wypala pragnienia tak dobrze znany jad. Gdy gasną idee zrodzone na bliznach, blakną wokół barwy i murszeje mój świat. Przesadzam begonie na miejsca słoneczne. Ostrożnie podlewam: nie chcę ich poparzyć. Wysmukłe nawłocie łopoczą na wietrze. W ciszy czekam na to, co się jutro zdarzy. 9.07.20152 punkty
-
....nie depcząc, tak lekko że może poderwać i ponieść nas wiatr i miłość się stanie wzajemnym muskaniem. .2 punkty
-
Kiedyś jak Brunhilda spałam wśród płomieni, lecz on, tak jak Zygfryd, przeszedł ognia ścianę; myślał, że wśród iskier razem z nim zostanę, gdy mnie, obudzoną, wywiódł spośród cieni. Żar rozpalał oczy, zmysły żar rozpalał, dłoń sięgała dłoni, głos rozbrzmiewał echem; jednym krokiem można cofnąć się przed grzechem, jeden krok wystarczy, żeby świat oszalał. Choć tak łatwo ulec, wpaść w wir odurzenia, dość się opamiętać, cofnąć znad urwiska; zamiast stert popiołu i pogorzeliska ulga - spokój, w którym nie bolą wspomnienia.2 punkty
-
stanęłam i patrzę jak nad wodami chwil rozkładają się ręce w bezradne 'nie wiem' lico tafla odbija leniwie to nie rzeka ni strumień nawet nie staw - miska bez nurtu kosmyki słońca łaskoczą ale jeszcze nie objęły nie zagościły w pudełku szaro i pusto na ścianach chłodne kalkulacje a niby wystarczy wcisnąć guzik choćby zachcieć poszukać wiatru (jaka miska? weź już sobie nie umniejszaj) wskoczyć w nurt zerkając w przelocie w rozmyte odbicie szalone i dzikie zbyt zajęte by wypatrywać ułomności by wsączać jad w ogon by zgniatać jak papieru kartkę siebie drzazgą ratunku znad oceanu miski nagie wiersze głośno szeptanych sekretów - deską trampoliny2 punkty
-
Ja widzę starą, rozpadającą się szopę :) Dosłownie oczywiście. Metaforycznie myślałem o bliskiej osobie, zadającej rany ostrym, a delikatnym narzędziem: słowem i obecnością. Nad Twoimi uwagami się pochylę, bo, jak sądzę, warto. Pozdrawiam :)2 punkty
-
2 punkty
-
Próbowałem cię rzucić, odstawić i w kąt posłać; niechciane dziecko, darem i przekleństwo prawdy słowem malować zamawiam pizzę białym, do ludzi mówię czarnym a jestem w tym taki szary, nie przez okulary widzę inne barwy i świat, każdy może pęknąć; jestem w tym sam! koloruję codzienność już bez was... stworzyli mi czas na zmiany, jednym ,,nie" ,sypią się rozdziały: czy to ważne, ten trzepot, czy ważny, gdy brak mi bo pali się przeszłość, chodź, zabraknie ci jej, rozdarty, wszystko ci jedno choć jestem i słyszę widząc obce piękno wasz styl bycia wspólny i wnętrza rozwarte, usta złe dobory, by skłócić tuszem zakryć prawdę, gdy miłość już pusta, nic nie jest warte, odchodzę od ludzi... uważać te słowa za ostatni wyraz istoty, jak igłą dla zdrowia którą syci obcy dotyk, zła, nie byłaś gotowa, tak myślę każdej nocy...1 punkt
-
obcięła włosy dla wygody chciała układać według marzeń wtedy się potknęła szukała badała prosiła wybrano dla niej towarzysza choć go nienawidziła jadali razem wszystkie posiłki z trudem układał ją do snu potem budził w nocy kiedy patrzyli na siebie zastygali on bo taka natura ona ze strachu pewnego razu uciekła do innego obłędu1 punkt
-
(z cyklu: Maryśkowe wierszyki) Biegły szybko dwa bawoły, Jeden duży i wesoły, Drugi gniewny niesłychanie, Bo przepadło mu śniadanie. Chciał dziś pojeść trochę liści, Myślał, że się myśl ta ziści, Lecz gdy już zaczynał śniadać, Przyszedł lew i chciał go zjadać. Lew był głodny już od wczoraj, Szukał dania od wieczora, Gdy bawoła miał już chapnąć, Bawół szybko zdążył drapnąć. Za nim pobiegł bawół drugi, Uciekali aż do strugi, W wodzie skryli się dokładnie, Tam ich lwisko nie dopadnie.1 punkt
-
Tutaj nie ma drzwi i okien nie usłyszysz żadnych dźwięków wyjścia szukaj w ciemnym korytarzu własnych lęków Nie skracaj na tratwę drzew w tych rzekach nie płynie woda, lecz krew z żył wspomnień podciętych nożem im bardziej chcesz, tym bardziej nie możesz Tu czarne kości zasiadają do okrągłego stołu do znudzenia chłoną zastawę powszedniego popiołu Łodygą kłamstwa stało się piekło, a niebo się w jego korzeń oblekło Jeśli chcesz zostać na jeden dzień jeśli planujesz zamieszkać tutaj uśmiech w grymas zamień a serce- w kamień1 punkt
-
1 punkt
-
~ Upierdliwa mucha w miejscowości Piła w samotności ciągle po kuchni krążyła. Latała też wokół stołu aż wpadła - bęc - do rosołu. Rosół był już zimny, więc jakoś przeżyła ... ~1 punkt
-
ona jest ważna jak ważne jest wszystko co do niej należy chociażby te włosy które wciąż gubi nad ranem w łazience podnoszę z czcią każdy i chowam do książek /ku chwale jej i rytmu/ metrum rytmiczne: /- -/- -/- -/- -/- -/- -/- -/- /- -/- -/- -/- -/- -/- -/- -/-1 punkt
-
posmakowałem bez korka zakrętkę procentami zakołowała głowa myśli uśpione tymczasowo jak dobrze wokoło słodko w gorzkim świecie już mnie nie obchodzi czas ponadczasowo lepiej tak chyba musi być złudzenia pływają w butelce1 punkt
-
czy mogę wzbić się w powietrze wiedząc że nie umiem latać czy jeśli spostrzegę że jestem nagi już zawsze będę się wstydził czy kiedy poczuję że mam ciało stracę duszę czy gdy nazwą mnie dobrym stanę się zły chcę być najpiękniejszy i nic o tym nie wiedzieć1 punkt
-
ogromna wyspa ciała i czasem trochę ja gdy zapomnę gdzie jestem ciało karmi się umysłem a ja się przygląda ciasny korytarz ciała ma tylko jedne drzwi które prowadzą wiadomo dokąd chyba zbyt długo już stoję w progu1 punkt
-
Widzę, że zbyt małą wagę przywiązuję do tytułów, a one odgrywają przecież nieraz kluczową rolę. Ja również potrzebuję takiego "budzenia słowem" - ale szczególnie od samej siebie... Cieszę się, że czujesz się również przez nas dopingowana. :)1 punkt
-
Och, jak trafnie wczułeś się w to, co ja czułam pisząc ten wiersz - ciesze się! I tez z tego, w jaki sposób Ci się on podoba :) Dziękuję!1 punkt
-
Determinacja jest najważniejsza. O wiele gorzej jest, gdy przestaje nam zależeć, albo gdy przestajemy wierzyć, że odrodzenie jest możliwe...1 punkt
-
1 punkt
-
Niesamowite nagranie, nigdy go oficjalnie nie wydano :) Z pewnością jedna z moich inspiracji. Jak się chce, to się myśli. Jak się pomyśli, to się chce działać, spróbować samemu, uczyć się i potem samo wychodzi. I to są czary! :)1 punkt
-
Ładne. To jak budząca się na naszych oczach wiosna. Jak każdy cykl. Jak życie owadów. Dobre. Im dłużej patrzę, tym lepsze się wydaje :)1 punkt
-
Ja właśnie z tytułem miałem tu największy problem. W ogóle mam problem z wymyślaniem tytułów - zawsze wydają mi się nie dość trafne. Jestem mile zaskoczony, że komuś się podoba. Myślałem o tym, że słońce może spalić oblane wodą liście, nieraz już widziałem takie dziurawe funkie (bo ich szczególnie to dotyczy). Cieszy mnie to, naprawdę :) Ogródek ma swoje lata, no, ponad czterdzieści będzie, a w sumie to z osiemdziesiąt. Po układzie ścieżek widać, kto co robił. To myśl, fajnie, że ktoś myśli o mnie! :)1 punkt
-
Autor wie najlepiej... Ale czytelnik może zobaczyć to, co jemu w duszy gra... Ja zobaczyłam bujne pnącza, które choć zielone, zaczynają gnić od korzeni. Dla mnie "konstrukcją" była plątanina grubych, zdrewniałych łodyg. Z zewnątrz tego jeszcze nie widać, ale w łodygach już płynie trucizna... Pozdrawiam P.S. Bardzo mi się podoba Twój awatar. :)))1 punkt
-
Roklin dla mnie b. ciekawy tytuł. ogóle wiersz zastanowienie budzi i refleksję. Te wersy, no... zaskakują. Peel b. delikatny, jednak pewnie korzysta z nawozów - dolewa je do wody. Pomaga, ale i moze zaszkodzić. Fajny wers. To stary ogród? Roklin, muszę nad wierszem pomyśleć. J.1 punkt
-
:) tak, czasem trzeba stanąć i wypunktować sobie, połączyć punkty i znaleźć rozwiązanie. Cieszę się, że tak blisko Ciebie wylądował ten wiersz, no i że oceniasz się w pozycji już podniesionej. Ja jeszcze popatrzę uważnie w tą swoją miseczkę, co spłyca mi percepcje. Dzięki Duszko:)1 punkt
-
Wiersz ogrodniczy....:) Przed oczami zobaczyłam zieleń.... Można go różnie interpretować. Podoba mi się obrazowanie i metaforyka, ale rytm się załamuje w parzystych wersach drugiej zwrotki. Pozdrawiam1 punkt
-
W kilku słowach zamknęłaś zdolność odradzania się. Jedni ją mają, inni - nie... Pozdrawiam1 punkt
-
Brzmi anielsko... :) Czasami to się uda, ale nieczęsto... Podoba mi się rymowana puenta. Pozdrawiam1 punkt
-
Wiem, że na pewno nas takowe "dotkliwe" zdarzenia zmieniają. Od nas tylko zależy, czy na dobre czy na złe. Krzywdy to doświadczenia, które wyrabiają w nas lepszy albo nie charakter. Wybaczenie innym i sobie jest najlepszą "kuracją" dla tej osoby, która wybacza. Takie tam moje trzy grosze. Pozdrawiam Cię Duszko! :)1 punkt
-
oczy słońca są przenikliwe :) a błękit chłodzi ...wszystko, co do grobu doprowadziło1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Dziękuję, Duszko, za Twój jak zwykle wnikliwy komentarz. :) Cieszę się, że tak pozytywnie odebrałaś formę tego wiersza, chociaż zaskoczyłaś mnie wzmianką o jego "dostojeństwie". Może Twoje odczucie wynikało z mojego nawiązania do surowych i przejmujących staronordyckich sag? Masz rację - niebezpieczeństwo płomieni namiętności to zasadniczy motyw tego wiersza. Jednocześnie staram się przekonać odbiorcę (i siebie), że utrzymanie namiętności w ryzach może się udać - a wtedy ogarnia nas spokój, jak blask słońca po burzy... :) Cieszę się, że teraz doświadczasz tak pozytywnych uczuć - na pewno zaowocuje to pięknymi wierszami. :) Pozdrawiam1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
Justyś dziękuję za dokładną analizę wiersza. Masz wiele racji ponieważ moja PL jest postacią tragiczną. wybrano dla niej towarzysza choć go nienawidziła Wszystko stało się wbrew jej woli, naturze... PozdrawiaM .1 punkt
-
Rytmika się załamuje bez tego „gdzie”. Znajdziesz mnie tam, granie łąki /- - / / - / - przedswieczorne lasu szumy /- / - /-/- (pierwszą sylabę traktuję jako akcent poboczny) i teraz: Znajdziesz mnie tam, gdzie granie łąki, / - - / / /- /- gdzie przedwieczorne lasu szumy, / - - / - /-/-1 punkt
-
"bo woli wypić niż zjeść" jak, Waldku, będziesz miał grypę i 39 stopni gorączki, to powiedz sobie: "wolę mieć 36,6 niż 39" i idź biegać do parku - skoro to jedynie kwestia siły woli. tendencyjny wiersz, który traktuje alkoholików z wyżyn lepszości obserwatora.1 punkt
-
Czasem daje się pokochać swoją melancholię..Zawsze to lepiej. Ładne to jezioro. Jest pora na pływanie, oby też i nadeszło dopłynięcie do brzegu:)1 punkt
-
Przed edycją podobało mi się bardziej. Skłania do refleksji - bo przecież włos, paznokieć, ząb, krew itd. oddane/zrzucone - nie należy już przecież do osoby? Z drugiej strony hołubimy relikwie … Ktoś kto kocha, będzie szanować i martwe rzeczy związane z Osobą. Chodzimy przecież na cmentarze, o czymś to świadczy.1 punkt
-
Dziękuję, Roklin, fajnie, że wyczuwasz to, co ja w tym wierszu. Ciekawa jestem tych Twoich tekstów, ale pewnie nigdy ich nie przeczytam? Praca magisterska - a czego dotyczyła, jeśli wolno spytać? Pożytek jest z każdej pracy, Roklin, tak sądzę. Dzięki jeszcze raz za komentarz i za polubienie J.1 punkt
-
1 punkt
-
1 punkt
-
0 punktów
-
Podobają mi się te Twoje "trzy grosze" i na pewno są warte więcej :) Dziękuję Ci za nie i pozdrawiam serdecznie :)0 punktów
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+02:00
-
Ostatnio dodane
-
Wiersze znanych
-
Najpopularniejsze utwory
-
Najpopularniejsze zbiory
-
Inne